Tak na marginesie zauważę, że pogłębiająca się wraz z popularnością Internetu moda na pisanie nazw własnych małą literą stwarza czasami ambarasujące sytuacje, tak jak w tytule tego artykułu, gdzie rozpoczynający zdanie audio-connect powinien być z małej (skoro tak chce), a następujące po nim AVS z dużej (skoro staromodnie tak dla siebie rekomenduje). Błahy to jednak kłopot ze współczesnością w porównaniu z innymi, tak więc nie ma czym się przejmować. Godne natomiast przejęcia było to, co działo się w obu grających salach audio-connectu, a grały tam tradycyjnie trzy przede wszystkim marki, a właściwie to nawet cztery. Trzech, albo nawet czterech, milicjantów życzył sobie Michał Roman w kultowym „Brunecie wieczorową porą” Barei, a audio-connect ma w dystrybucji trzy, a nawet cztery, świetne marki, a konkretnie pisane z małej jak ono samo litery aqua acoustic, pisane w obu członach z dużej Wells Audio, a także pisane tylko dużymi DIAPASON oraz ALBEDO. Posiada też wprawdzie za pazuchą parę jeszcze innych rzeczy, ale teraz o tych czterech.
O aqua acoustic już pisałem w recenzji, a obecnie tylko przypomnę, że to stosunkowo młoda ale już obsypana pochwałami i najwyższymi zaszczytami innowacyjna marka z przemysłowego serca Italii – Mediolanu. Marka oferująca napędy CD i przetworniki. Z kolei amerykański Wells Audio to dawca drogich wzmacniaczy, z których na AVS chętnie korzystają także inni wystawcy, a nie sam dumny z siebie dystrybutor z Bydgoszczy. A kolejnym jego powodem do dumy jest znów italijska marka Diapason, pochodząca z Bresci i dość z kolei leciwa, bo założona przez Alessandro Schiaviego w 1987 roku. (Wiem, na rynku są starsze, ale jak na branżę audio to dosyć dawno.) Ta produkuje znane i uznane w świecie głośniki, z którymi styczność miałem już parokrotnie, a każdorazowo było czego posłuchać. I na koniec Albedo, a więc własnej produkcji właścicieli audio-connectu przewody oparte na srebrze do wszelkich w audio zastosowań poza zasilaniem, od dawna na rynku znane, a w tym roku debiutujące nową serią opartą o srebro krystaliczne.
Dołożyć do tego trzeba nie będące jeszcze w dystrybucji (rozmowy trwają) angielskie The Bespoke Audio Co, jako dawcę najwyższej klasy przedwzmacniacza pasywnego (firma ma tylko jeden produkt, ale za to wybitny) oraz japoński odtwarzacz z buforem lampowym Tri TVR-CD5SE, służący za napęd w mniejszym pokoju. A jeszcze wspomnieć trzeba o pochodzącym z lat dawnych, lecz i tak górujący nad resztą (przynajmniej ustawieniem) gramofonie Pioneer PL-70 LII (rocznik 1981).
Jak mówiłem, grało to w dwóch salach. W większej na zmianę gramofon i dzielony Aqua Acoustic La Diva/La Scala (50 tys. PLN) z pasywnym przedwzmacniaczem Bespoke Audio (około 55 tys. PLN), końcówką mocy Wells Audio Innamorata (około 40 tys. PLN) i przede wszystkim flagowymi kolumnami Diapason Dynamis (180 tys. PLN).
Zacznijmy może od tego, że przetwornik La Scala miał tym razem (a nie jak w recenzji) lampy ECC81 Marconi, poprawiające mu znacznie muzyczną formę, ale zarazem podawał sygnał w stosunkowo małej sali, stanowczo za małej jak na potrzeby głośników Dynamis. Mimo to brzmienie się obroniło. Ba, było rewelacyjne. Aha, zapomniałem dodać, że obok interkonektów Albedo (z serii Monolith) i kabli głośnikowych z serii Methamorphosis brały w pokazie udział również kable zasilające także polskiego Ansae, a sprzęt stał na stoliku brytyjskiej marki Atacama.
No więc dobrze, sprzęt mamy już skatalogowany i ustawiony – rozlokowany w niewysokim pomieszczeniu o powierzchni jakichś dwudziestu metrów, czyli wnętrzu pokroju blokowego salonu o analogicznego w dodatku typu ścianach i stropie. Sytuacja zatem rozpaczliwa, zwłaszcza że te Dynamis to smoki o naprawdę dużej kubaturze i wielkiej sile rażenia. Pewnie gdyby je o to poprosić, mogłyby takie blokowe ścianki, na pół cegły ledwie grube, zdmuchnąć; tak więc lepiej nie prośmy. Uda się z tego wybrnąć? Udało się.
Okno zaciągnięto grubą kotarą i rozstawiono na jego tle trzy spore ustroje akustyczne, a kolumny lekko odgięto i stały na swoich dedykowanych podstawach z granitu. Stały wprost na podłodze – jak wszędzie w Sobieskim na piętrach przykrytej dywanową wykładzinę na cementowej (jak się domyślam) wylewce; takiej z lekkiego cementu wygładzającego – i z może jeszcze na niej cienkimi panelami, lecz wątpię. Mimo to bas się po podłodze nie ścielił i ani trochę nie dudnił, co o konstrukcji zawieszenia tych Dynamis świadczy jak najlepiej. To jednak niczym by było samo w sobie, gdyż tylko nieobecnością cechy ujemnej, a my pozytywów wypatrujemy.
Tak więc o pozytywach, a zatem dwie przede wszystkim rzeczy. Pierwszą była pełna analogowość, taka całkowicie gramofonowego pokroju, mimo że pod moją obecność grał tam odtwarzacz a nie gramofon. Nie darmo jednak pisali recenzenci i chwalili użytkownicy, że przetwornik La Scala jest jednym z najlepszych na świecie. Niektórzy nawet twierdzą, że bezdyskusyjnie najlepszym, a choć sam się aż tak daleko nie posunę, to jak na jego dwadzieścia tysięcy, które solo kosztuje, jest na pewno rewelacyjny. A jeszcze z lampami Marconi albo Telefunken 5965… No, naprawdę. Druga rzecz, to niewątpliwie scena. Na całym AVS nie było równie dobrej, poza tą zaraz obok, w mniejszej sali audio-connect. Prawie w każdej salce czy sali ta scena była tam płaska jak decha, tu i ówdzie w miarę jeszcze głęboka, bardzo rzadko głęboka naprawdę, a magiczna to chyba tu tylko, u audio-connect. Przysłuchiwałem się jej przez dłuższą chwilę; przypatrzyłem uważnie jej samej i pomieszczeniu, a nie znalazłszy w samym miejscu niczego nadzwyczajnego, zwróciłem z pytaniem, jak też się aż tak dobrą uzyskać udało. Żadna sztuka, padła odpowiedź wystawcy. Dla kolumn Diapasona to norma, jako że są idealnie zestrojone czasowo. Twórca kładzie na to szczególny nacisk, a potem takie zyskuje efekty nawet w kiepskich pomieszczeniach.
Faktycznie, co jak co, ale sceny, a już szczególnie pod względem głębi, mają te Diapasony niesamowite – i tyczy to w równym stopniu tych za sto parędziesiąt, jak i tych za mniej niż dziesięć tysięcy. W efekcie scena oferowana przez flagowe Dynamis była magiczna w całej rozciągłości i tylko w salach audio-connect taką znalazłem. Z pełnym oderwaniem od głośników, co się wprawdzie gdzie indziej zdarzało, choć rzadko, ale przede wszystkim czymś, co można nazwać tajemniczą perspektywą, czego nie należy mylić z tajemniczością ogólną i obcością samego dźwięku, bo tego na AVS nie brakowało. Sam dźwięk bowiem był w większej sali audio-connect nie tylko analogowo gładki, ale także ciepły, przyjazny, bezpośredni i naturalny co do formy. Cały wzięty jak z życia; najmniejszego nie było w nim udziwnienia, nawet takiego jak u Grobel Audio, gdzie wyjątkowo udane ale jednak mające specyfikę podkreślanie detali budowało atmosferę niesamowitości. Tu zaś wszystko podane zostało wprost i bez cienia udziwnień, czy jakiejkolwiek próby kształtowania czegoś niezwykłego czym innym niż samą z życia wziętą muzyką. Jeżeli już szukać w tym jakiejś specyfiki, to tylko takiej, że przetwornik La Diva posiada konstrukcję właśnie potęgującą bezpośredniość, nie próbując niczego wygładzać czy tonować. Sygnał podaje bez filtracji i możliwie najkrótszą drogą, dzięki czemu nie gubi naturalnej chropawości i mocnych akcentów dynamicznych. Te zatem czynniki są podczas jego słuchania szczególnie dobitne, ale zarazem mózg natychmiast je łapie jako prawdziwe, a nie przetworzone czy sztucznie podbite.
Tak więc o torze teraz opisywanym można powiedzieć przede wszystkim, że trafiał w sedno. Wkładało się płytę w napęd – wszystko jedno, moją czy gospodarzy – kilka sekund kręcenia i od razu było wiadomo: strzał w dziesiątkę.
– Muzyka bluesowa? Nie dość, że w ogóle mieli bluesa na stanie, to jeszcze był ten blues do samego spodu bluesowy, z całym oddaniem bluesowej atmosfery i wszystkimi jej smakami.
– Wokal? Bardzo proszę. Żywi, dotykalni, bezpośrednio obecni wykonawcy. O głosach ukazujących pełną swoistość, aż po kropelki śliny między językiem a podniebieniem, o pełnej akustycznej wibracji na strunach głosowych i w gardłach.
– Opera, a w niej sceniczne zamieszanie, bieganina wielu postaci? Nie ma sprawy, jest pełny sceniczny zamęt, uwidocznienie kto bliżej a kto dalej, należycie „drewniane” odgłosy desek dudniących pod naporem kroków, obroty prawo-lewo, szelest ubrań, orkiestra w orkiestrionie, poniżej wykonawców, doskonale oddane echa, nie noszące cech żadnej przesady, świetny chór, precyzyjnie rozbity na głosy, bez śladu zlewania.
– Rock? A więc rytm, a więc siła ataku, a więc agresja, dynamizm, moc, złość… And: – When the light begins to change, I sometimes feel a little strange…
I tak od gatunku do gatunku, od wykonania do wykonania. Ni rąbka jakiejś przysłony między muzyką a słuchaczem, ni krzty odstępstwa od naturalnej formy i prawdy materialnej. Jedyny pomysł własny, coś od siebie dodawanego, to wspomniana niezwykła scena, w bezkres dali uchodząca, a poprzez to tajemnicza, czar w sobie skrywająca. Swoisty więc zew przestrzeni, którego w innych salach nie było i jeszcze raz nie było. A jak już, to w o wiele słabszej postaci.
Wniosek z tego był taki, że jednak da się na tym AVS nawet w małej sali urządzić wielki sceniczny spektakl z pokazową przestrzenią muzyki, co już dwa lata temu udowodniło Raidho.
Tak, wiem, należy jeszcze rzec słowo odrębne o basie, bo bez niego to jak bez ręki. No więc bas był masywny, wypełniony, mocny, niczego nie przykrywający, nie ścielący się, jak już mówiłem, po podłodze. Ta sama przy tym jak u Franco Sebrin u Grobel Audio popisowa membrana bębnów z całym przepychem akustyki, a zarazem większy nacisk na całościową spójność a mniejszy na sprawy oderwane, drobniejsze. Super zarazem kontrabas i odpowiednio gęste, nasycone niskimi tonami wokale. Takie z powietrzem a jednocześnie lepkością, niczym muzyczny tort z najlepszych warstw pomieszany. A jeszcze wracając do sceny, to stereofonia totalna i cała za linią głośników, bez wychodzenia na obszar pokoju tylko operująca wirtualnie daleko za tylną ścianą i oskrzydlająca po bokach.
Efekt całościowy tego był taki, że im się dłużej słuchało, tym bardziej chciało się słuchać. A cóż może stanowić lepszą rekomendację? W miarę słuchania i przerabiania kolejnych utworów coraz bardziej imponowała też separacja, mistrzostwo budowania pogłosów i różnicowania dźwięków. Bogactwo harmoniczne, popisowa a bez specjalnego nacisku podawana szczegółowość i niczym nie zakłócona, na żadną stronę nie przeciągnięta paleta barw emocjonalnych. Piękne soprany – wielowarstwowe i przestrzenne – a jednocześnie ciepłe i całkowicie zhumanizowane. A ponad tym, obejmująco, całościowa potęga i przestrzeń. Wraz z tym super potężne organy i orkiestra symfoniczna. Podobnie świetny fortepian, popisujący się mocą dźwięku, akustyką i bogactwem harmonii. Dwa lata temu tak znakomicie w małej sali grały Raidho, a w roku zeszłym Reimyo z Tranner&Friedl. Każde oczywiście po swojemu, ale podobnie spektakularnie. A więc mali mogą być wielcy. To znaczy małe sale.
A skoro tak, to przejdźmy do mniejszej sali. Tam jako napęd służył CD Triode of Japan (model TRV-CD5SE) z włoskim przetwornikiem La Vocei lampowym wzmacniaczem zintegrowanym o hiszpańskim rodowodzie Ars Sonum Gran Filarmonia. Kolumnami oczywiście były, podstawkowe tym razem, Diapason Astera. I grało to mniej dosłownie w sensie realizmu, ale niesamowicie przyjemnie, a nade wszystko magicznie. Bo magia – i znów przestrzeni – niewątpliwie tam królowała; z tym że taka biorąca magiczność także z lekkiego przyciemnienia, a wraz z nim atmosfery operującej głębokim światłocieniem i w związku z tym tajemnicza, magiczna. Nie jednak tajemnicą obcości i chłodu, jaka powszędy niemal na tym AVS panowała, tylko obejmującej słuchacza aksamitną czernią dotyku i teatralną scenerią złotawych, ku nieznanej głębi odsyłających świateł.
Tak, tu bardziej było teatralnie i popisowo, z czego wystawiający nie kryli dumy. To był na pewno najciekawszy mały pokój na całej wystawie, wyposażony w spektakularną głębię sceny oraz samego dźwięku, znakomicie zrealizowane pogłosy, potężny (naprawdę) bas, nieznaczne ale jakże przyjemne ciepło i tą wspaniałą atmosferę tajemniczości bez jednoczesnego poczucia obcości i chłodu. Tajemniczości rodzącej samą tylko ciekawość. A z tajemnicy tej i głębi wychodziła na słuchacza muzyka mocna, dobitna i piękna, odczuwalna na całym ciele. Na jakieś minimum pięć metrów za głośniki wyraźnie rozrysowana, o pełnych kształtach, wyraźnych obrysach i gęstym wypełnieniu, na scenie łukowato wygiętej, oskrzydlającej słuchacza z centralnym pogłębieniem. Pysznie tam grało i po tych wszystkich słuchanych gdzie indziej płaskich scenach, aż mnie u tego audio-connect dwa razy zamurowało. Dalece ich pokoje odstawały od większości i bardzo in plus.
System:
Większy pokój
- Źródło: Aqua Acoustic La Diva/La Scala.
- Przedwzmacniacz: The Bespoke Audio (pasywny).
- Końcówka mocy: Wells Audio Innamorata.
- Kolumny: Diapason Dynamis.
- Interkonekty: Albedo Monolith Monocrystal.
- Kable głośnikowe: Albedo Mathamorphosis.
- Kable zasilające: Ansae Pure z listwą Ansae Power Tower.
Mniejszy pokój
- Źródło: Triode of Japan TRV-CD5SE/Aqua Acoustic La Voce.
- Wzmacniacz zintegrowany: Ars Sonum Gran Filarmonia.
- Kolumny: Diapason Astera.
Panie Piotrze, wkradł się w relacji błąd. Toż Ansae to firma jak najbardziej polska, nie włoska,
w dodatku z pięknej Gdyni pochodząca:)
To znakomicie, że z Gdyni. Gorzej, że się pomyliłem, ale przynajmniej jest jakiś odzew 🙂
Może też dzięki temu jakiś Ansae z Gdyni do Krakowa przybędzie.
Już poprawiłem. Za pomyłkę przepraszam.
Świetnie, że tak szybko Pan zareagował i poprawił. Natomiast nie wiem do końca jak odebrać tę „nieco egzotyczną” Bydgoszcz, gdyż właśnie w tymże mieście mieszkam i to od urodzenia na dodatek:) No ale niech będzie, uznam to za swoisty komplement dla mego matecznika:)
Absolutnie nic nie mam przeciw Bydgoszczy czy jakiemukolwiek innemu miejscu ani jego ludziom. Egzotyka w tym wypadku oznacza jedynie tyle, że to stosunkowo niewielkie miasto, w którym utrzymanie dużego salonu audio z rozległą dystrybucją to na pewno zadanie dla ludzi znających swą pracę. Tym większy szacunek.
Rzeczywiście niewielkie miasteczko – zaledwie na 8 miejscu w Polsce…
Tak, miałem okazję poznać Grzegorza i Marcina z Audio Connect, byłem u nich wielokrotnie i nawet kolumny kupiłem (Xavian XN 250). Świetni ludzie, duża wiedza i bardzo przyjazna atmosfera. Człowiek w ogóle nie czuje się tam jak w typowym sklepie, co oczywiście jest pozytywem.
A ta Bydgoszcz, nie taka znowu mała, 8 miejsce pod względem wielkości w Polsce:) Przyznaję jednak, że na pewno nie jest to łatwy rynek, nie do porównania z zamożniejszymi i bardziej „mainstreamowymi” miastami.
Wiem że Bydgoszcz jak na Polskę nie jest mała, ale w sensie finansowych możliwości to nawet Kraków jest dziurą.
Panie Piotrze kiedy można się spodziewać recenzji słuchawek Sony MDR Z7, sporo jest zachwytów na zagranicznych forach ,ponoć ciekawe są, niektórzy wolą je od Audioqestów.
Chyba nie tak zaraz. Jak chodzi o słuchawki, to mam do zrecenzowania dwie Audio-Techniki i wzmacniacz słuchawkowy Ancient Audio.
A jak Nighthawki doszły do finiszu czy jeszcze się zmieniają
Trudno mi to ocenić, bo najpierw długo nie grały, a teraz grają ze wzmacniaczem Ancient Audio, który ingeruje w brzmienie. W każdym razie grają bardzo zajmująco i zdecydowanie oceniam ich poziom jako high-endowy. Wraz z Pandora Hope VI to najtańszy high-end do zakładania na uszy z już testowanych.
Czyli nie ma co sugerować się brzmieniem tych słuchawek w sklepie bez wielogodzinnego wygrzania,bo nowe brzmią średnio.
Czy jest to wyższy poziom niż HD 650?
Moim zdaniem NightHawk prezentują poziom jednoznacznie wyższy niż HD 650; a nowe, prosto z pudełka, grają całkiem inaczej niż po kilkuset godzinach. HD 650 to słuchawki z przyciętymi (choć lekko) sopranami, grające stylem uspokajającym, opartym na mocnym chociaż nie spektakularnym basie. NightHawk to słuchawki kompletne. Nie są aż tak wybitne jak Ultrasone E5 czy HiFiMAN HE-1000, ale są naprawdę dobre i żadnych słabości nie można im wytknąć.
Czy będzie jakieś uaktualnienie recenzji NH ? Kiedyś Pan wspominał że planuje takowe.
Postaram się je umieścić w recenzji wzmacniacza Ancient Audio i w porównaniach z obiema Audio-Technicami.
Mam nadzieję, że Itube i Noir je wspomogą 😉
Najlepiej z idsd i usb3.0 na czele 😀 Już nic nie mówię.
A specyficzny ich zapach ustępuje?
Ustępuje.
Posiadam wzmacniacz Audio Gd Precision 2 z dość dobrym i wydajnym wzmacniaczem słuchawkowym 16W na pokładzie, tu rodzą się moje wątpliwości czy nie będzie on za mocny do nich.One są sądząc po parametrach,łatwe do napędzenia.AGD zaleca tego wzmaka do wymagających słuchawek typu hifiman he 6 ,Audeze,ale taki budżetem nie dysponuje na tą chwilę i dlatego myślę o NH.
W trybie LOW moc wyjściowa przy 25 ohm to 1200mW, więc spoko. Co innego jak przełączysz w tryb HIGH… wtedy odda 22 W 🙂
Tak w trybie Low jest mniejsza moc Ale jakościowo jest gorzej jak w trybie High,niewiele ale jest,na High jest lepsza dynamika, teraz mam Akg K550 i aby słuchać na High na 1 to muszę. mocno zciszyć żródło ale różnicę w jakości słychać.Może jak K550 chodzą to i NH dadzą radę.
Zwykle duża moc wzmacniacza nie przeszkadza, ale trzeba to sprawdzić przed zakupem, bo potem będzie za późno. Nie widzę innego wyjścia, jak umówić się i podjechać ze wzmacniaczem do sklepu.
Ma już ktoś NightHawk i może coś napisać ? BO po za tutejszym testem czytam jedynie bardzo złe opinie o tych słuchawkach.
Posiadam NH od kilku miesięcy, z tym że stosunkowo mało na nich do tej pory słuchałem. Na razie mój odbiór był taki jak w opisach w necie – gładkie i zmulone, ale 2-3 dni temu chyba coś mi się zaczęło w nich zmieniać. Wydaje mi się, że zaczęły grać bardziej soczyście i pojawiła się gradacja barw. No ale muszę jeszcze dać sobie trochę czasu, żeby się upewnić czy to nie złudzenie.
I jeszcze dodam że przez 1-2 tygodnie przed momentem w którym odniosłem wrażenie że się zaczęły otwierać, to miałem wrażenie że są coraz bardziej zamulone i stosunkowo niechętnie ich używałem. Więc nie jestem pewien czy one wygrzewają się taką sinusoidą, czy to uszy płatają mi figle.
Po kilku dniach mogę potwierdzić że NH otworzyły się i straciły początkową mułowatość. Grają teraz pełnym dźwiękiem w całym paśmie, ale z ciemnawą sygnaturą. Mimo to nie brakuje im wysokich. Nie dominuje też bas, jak to było na początku. Słuchawki kupiłem na początku sierpnia, słuchałem może 1-3 godziny dziennie.
Chcemy słuchawek, chcemy słuchawek 🙂
DT1770 może jeszcze w tym roku?
Z takimi się zgłosili. Może przyślą.
https://www.mezeheadphones.com/
Kiedyś myślałem o Meze 88 Classics, ale na myśleniu się skończyło. Bardzo przypominały z wyglądu słuchawki Audio-Technica ATH W5000. Te nowe 99 to mogą być całkiem fajne przenosne słuchawki. Mojej żonie się podobają 🙂
Z tymi nowymi DT-1770 warto się zapoznać bardzo fajne są nie tylko z wyglądu.
Mają w sobie coś, nie są idealne, ale wciągają i nic więcej nie trzeba:)
Przyjechał Schiit Ragnarok, gdyby to kogoś interesowało. Na razie się wygrzewa.