Recenzja: Naim CD5 XS

Naim_CD5_XS_17 HiFiPhilosophy   Naim to klasyk. Takich klasycznych firm jest wprawdzie wiele, ale Naim nawet pośród nich się wyróżnia, należąc do najwęższej elity od wielu dziesięcioleci wytyczającej kamienie milowe rozwoju. Poza tym Naim jest angielski. A Anglia to odrębny świat. Byłem w Anglii w 1980 roku i wówczas ta angielskość o wiele mocniej się wyrażała, a zamknięcie we własnym obrębie czuć było na każdym kroku. Obcych traktowano z wyższością i pół biedy jeśli tylko ze zdawkową, lekko odpychającą grzecznością, albo choćby politowaniem, a nie jawną, czasami nawet chamską wrogością. Piszę o tym, bo to angielskie zamknięcie Naima na świat zewnętrzny jest szczególnie mocne. Podobnie jak samo British Empire, Naim Audio stanowił inny obszar nie tylko w sensie miejsca ale i kultury. Własny odrębny świat i własną cywilizację. Niech was nie zmyli szeroki uśmiech nieżyjącego już niestety Juliana Vereke, założyciela firmy. Naim to sekta.

Przez dekady urządzenia Naima pracowały wyłącznie z urządzeniami Naima, a przyczyna tego osobliwego stanu była banalna i niemożliwa do przezwyciężenia – brak możliwości podpięcia. Naim stosował własne kable połączeniowe, pasujące tylko do Naimów. Zero tolerancji. Niezależnie od tego czy stan ten będziemy uważali za pełną wyższości izolację we własnym świecie, czy postrzegali jako swoiste getto, faktem jest, że Naimowi to nie zaszkodziło; że pięknie rozwinął skrzydła i że zdobył światową sławę. Trochę tu jednak naciągam, a nawet więcej niż trochę, gdyż istniał także w dawnych czasach przykład współpracy Naima z innym producentem. Przykład nie byle jaki, bo na przełomie lat 70-tych i 80-tych uważano, że najlepszym torem audio jaki można sobie wymarzyć jest gramofon Linn Sondek uzupełniony wzmacniaczem Naima. Pozostawaliśmy zatem tutaj na brytyjskim gruncie kooperacji szkocko angielskiej, jako że Linn z Glasgow a Naim z Salisbury, co stanowiło oczywisty dowód, że nikomu w tamtych czasach przez English Channel (idiotycznie nazywany czasem La Manche) nie udało się w nadziei udowodnienia własnej wyższości przepłynąć; i tylko japońska zdaje się etymologia słowa Sondek do tego kompletu nie pasowała. Ale niezależnie od faktu możliwości współpracy Naima z Linnem trzeba zauważyć, że jako gramofon miał tutaj Linn łatwiej, bo Naim własnych nie produkował, natomiast wszystko nie będące gramofonem albo głośnikiem do świata Naima nie miało przystępu.

Julian_Vereker

Julian Vereker
Źródło: Wikipedia

Takie były początki, a ściślej były one jeszcze bardziej malownicze, albowiem Julian Vereker był postacią bardzo życiowo bogatą. Świetnym kierowcą wyścigowym, który wygrał szesnaście rajdów, znakomitym konstruktorem samochodowym, zapalonym realizatorem nagrań, wybitnym inżynierem samoukiem – niemal w pojedynkę od podstaw tworzącym Naima – a także pod koniec życia budowniczym łodzi motorowych. Miał też z urodzenia tytuł szlachecki, a z własnych zasług wręczony przez królową Order Imperium Brytyjskiego.

Biorąc chronologicznie pasja inżyniera elektronika zastąpiła u niego początkową pasję inżyniera samochodowego, a to w następstwie pasji do sporządzania nagrań, których jakość okazała się oczekiwań Juliana nie spełniać. W efekcie po roku samodzielnych studiów nad zagadnieniem pojawił się pierwszy wzmacniacz Naima, niedługo potem pierwsze głośniki i pierwsze systemy zasilające; no i tak to się potoczyło. Z czasem firma bardzo się rozrosła i oplotła sławą, której jednym z imion było bycie ikoną angielskiego audiofilizmu. A trzeba tu nadmienić, że miał ten angielski styl audio swoją specyfikę, polegającą z jednaj strony na naturalności brzmieniowej, nie dążącej do żadnych upiększeń tylko do dynamizowania i urealnienia przekazu, a z drugiej na ascetycznym podejściu do formy zewnętrznej, pozbawionym ozdóbek i zbytecznej ekstrawagancji. Prostota, prostota i raz jeszcze prostota – wręcz pogarda dla strojnego wyglądu, a czasami nawet brzydota, ale nigdy zły gust. A we wnętrzu tego żywa muzyka, budująca swym pięknem szokujący kontrast z tą ascetyczną powierzchownością.  Żadnego amerykańskiego przepychu, włoskiego estetycznego rozsmakowania, ani japońskiego pietyzmu dla spraw pomniejszych. Styl czysto angielski – zdystansowany i lakoniczny.

Pisałem już, że pinczery zdaniem znawcy psów, Józefa Szwejka, są tak brzydkie aż ładne. No więc o klockach Naima można było powiedzieć coś podobnego. Można było, ponieważ teraz wyglądają dalece inaczej. Jednak w czasach rodzenia się naimowej potęgi brutalnie prosta stylistyka i zamknięcie na współpracę z innymi firmami były podstawowymi składowymi tworzącej się wokół firmy legendy. Ale oczywiście nic by to nie znaczyło, gdyby nie dźwięk. Te proste naimowe klocki po prostu grały i to był główny budulec rodzącej się sławy.

Nie jestem adeptem, nikt mnie nie oświecał ani nie wtajemniczał. Nikt nie wprowadzał w obręb zaklętego kręgu Naim. Parę rzeczy jednak od dawna wiedziałem. Wiedziałem, że klocki są czarne bądź szare a logo zielone, że używają tylko własnych połączeń i że bardzo się cenią, będąc jednocześnie bardzo cenionymi przez innych. Cenią wszakże nie w sensie dyktowania wysokich cen, tylko dyktowania własnych warunków. Wiedziałem też, że mają szeroki asortyment, własne płytowe wydawnictwo i armię wielbicieli. Z tą wiedzą trafiłem ładnych parę lat temu na odsłuch szczytowego systemu Naima, czerpiącego sygnał od odtwarzacza CD 555. Za dawno to było i zbyt kiepskie tam panowały warunki akustyczne by opisywać szczegółowo doznania, ale że grało to naturalnie i na bardzo wysokim poziomie, to sobie zapamiętałem. Drugą istotną kwestią odnośnie marki Naim w moim przypadku była sprawa sławnego ich, produkowanego od niepamiętnych czasów, wzmacniacza słuchawkowego Headline. Przez wiele lat mi się wymykał, głównie za sprawą niemożności podpięcia do innego niż naimowe źródła, ale nareszcie zawitał. Na razie jednak zajmujemy się odtwarzaczem CD5 XS, będącym otwartą na masowego klienta a jednocześnie już brzmieniowo zaawansowaną ich propozycją czytnika płyt CD. A dźwięk ten to legenda.

Budowa

Naim_CD5_XS_07 HiFiPhilosophy

Naim CD5 XS

  CD5 XS jest wprowadzonym w 2009 roku następcą pochodzącego z 2004 roku modelu CD5x, który zdobył niemałą popularność i wysoką pozycję rynkową. W rankingach plasował się zawsze na górnych lokatach i był ceniony zarówno przez nabywców jak i recenzentów, co jak wiadomo nie zawsze idzie w parze. Powiedzmy sobie już na wstępie – odtwarzacze Naima posiadają szczególną renomę, towarzyszącą ich szczególnej powierzchowności. W charakterystyczny dla firmy sposób grają realistycznie i jednocześnie charakterystycznie wyglądają. Bycie charakterystycznym nie sprowadza się wszakże teraz do bycia brzydkim czy choćby przeciętnym. Opinie o wyglądzie są oczywiście sprawą indywidualną, czego odzwierciedleniem różne związane z tym przysłowia, w rodzaju: „Każda potwora znajdzie swego amatora.”, albo: „Nie to ładne co ładne, tylko co się komu podoba.” Jednak pewne obiektywne kryteria nawet w estetyce obowiązują. Obowiązuje między innymi wyważenie proporcji, oryginalność formy, dobór kolorystyki i specyfika tworzywa. Pod tymi względami odtwarzacz Naima prezentuje się bez zarzutu. Jest jednolicie czarny, a przy tym czernią nietuzinkową, bardzo głęboką, co jest następstwem lekko chropowatej, nie dającej odbić powierzchni. Uformowano go też proporcjonalnie, z centralną winietą zaopatrzoną w firmowe logo oraz równo rozłożonymi po bokach sekcjami szuflady i wyświetlacza. Wyświetlacz ów jest malutki, wysokości paznokcia i długości kciuka, ale wyświetlają się na nim wyraźne i z dość daleka widoczne cyfry, ma się rozumieć zielone. Zielone jest też samo logo, ładnie podświetlające się po włączeniu, jak również zielone są przyciski, a ściślej ich podświetlane obwódki. Same te przyciski są spore i jest ich tylko cztery, do obsługiwania funkcji PLAY, STOP, NAPRZÓD i WSTECZ. Reszta z pilota. Najoryginalniejsza jest szuflada. Tak naprawdę, to nie szuflada tylko kołowrót. Pociąga się za uchwyt i półobrotem wyciąga z trzewi odtwarzacza obszerne łoże dla płyty, zaopatrzone niczym w napędach wierzchnich w magnetyczny krążek dociskowy, co łącznie stanowi rozwiązanie obecne wyłącznie w odtwarzaczach Naima, pomijając ten najwyższy, będący regularnym top loaderem. Tego rodzaju płytowy kołowrotek firma tłumaczy jedną właściwością zasadniczą – brakiem przenoszenia wibracji. Faktycznie, obszar styku z resztą konstrukcji jest tu dużo mniejszy, a w efekcie drgania napędu mniej oddziałują na elektronikę.

Naim_CD5_XS_08 HiFiPhilosophy

Elegancki, ponadczasowy minimalizm od firmy-legendy.

Najbardziej nietypowo jest jednak z tyłu, bo obok normalnej pary przyłączy RCA oraz przyłącza prądowego i zlokalizowanego tuż obok włącznika głównego znajdziemy tam gniazdo S/PDIF dla zewnętrznego DAC-ka (opcja), a przy nim aktywujący je przełącznik, jak również także pięciobolcowe gniazdo dla zewnętrznego zasilacza (też opcja), mogącego zastąpić ten zamontowany w samym odtwarzaczu, co jak sprawdziłem zdecydowanie poprawia brzmienie i czego będziemy się tutaj trzymali. Uzupełnia tą osobliwość swoiste naimowe wyjście analogowe, za pośrednictwem którego łączymy się własnym firmowym kablem z własnym firmowym przedwzmacniaczem bądź integrą. Wszystko to razem, całe to osobliwe podpinanie i dokładanie, jest, trzeba przyznać, oryginalne, ale z punktu widzenia użytkownika najistotniejsza sprawa to kwestia tego zewnętrznego zasilacza.

Sam odtwarzacz kosztuje jedenaście tysięcy z kawałkiem i stanowi w pełni samowystarczalne źródło sygnału, które po odpowiednim zaprogramowaniu (tak – trzeba samemu to zrobić, ale żadna sztuka, wystarczy parę kliknięć), aktywuje wyjścia RCA i będzie móc współpracować z dowolnym wzmacniaczem. W odróżnieniu od innych odtwarzaczy, które co najwyżej podciąga się jakościowo zewnętrznym DAC-kiem, może natomiast Naima CD5 XS niezależnie od własnej firmowej oferty lepszego DAC-ka (12 190 PLN), doposażyć w jeden z trzech dostępnych zewnętrznych zasilaczy – najtańszego FlatCap XS (4290 PLN), droższego HiCap (6690 PLN) lub solidnie już kosztującego SuperCap (20 990 PLN). Bo powiedzmy sobie szczerze, Naim to nie tylko sekta, ale jeszcze  sprzętowy labirynt i prawdziwa kopalnia możliwości, poruszanie się w zawiłościach których stanowi przedmiot rozległej wiedzy.

W naszym przypadku obiektem recenzji jest combo Naim CD5 XS/ FlatCap XS, będące zestawieniem średniej jakości odtwarzacza (najtańszy jest CD5si) i najtańszego z pasujących doń zasilaczy. (Naim ma oprócz tych trzech jeszcze jeden, znacznie lepszy, ale tylko do wyższego modelu.) Razem kosztują 11 590 + 4290 = 15 880 PLN, a więc tak sobie średnio. Jak na dobry odtwarzacz ani drogo, ani tanio. Gdyby jednak okazał się bardzo dobry, byłaby to nie mała gratka. Ale to się dopiero okaże.

Naim_CD5_XS_14 HiFiPhilosophy

Panel sterowania również pozbawiono zbędnych wodotrysków

Do pomocy musimy mu przysposobić resztę toru od Naima, tak by z jednej strony zadowolić wyznawców i samego producenta, ale przede wszystkim by ukazać brzmienie toru naimowego w całej jego krasie, a nie tylko we fragmencie. Podepniemy mu zatem przedwzmacniacz NAC 202 (10 490 PLN) oraz końcówkę NAP 200 (10 290 PLN), a wszystko to oczywiście po złączach naimowych, tak jak należy. Uzupełnieniem będą bardzo dobrze tu pasujące głośniki Kudos Cardea C10 oraz Xavian XN-125, strojone właśnie pod systemy Naima i znane ze znakomitej z nimi współpracy, podpięte najdroższymi jednostkowo w całym obecnym tutaj zestawie kablami Tellurium Q Black Diamond.

Przechodząc do części odsłuchowej pozwolę sobie jeszcze zauważyć, że czteroczęściowy zestaw Naima prezentował się naprawdę znakomicie, topiąc w aksamitnej czerni połyskującej zielonymi podświetleniami chciwe spojrzenia podziwiających, trzeba jednak zaznaczyć, że jak stanowczo zaleca producent, sam odtwarzacz powinien stać oddzielnie, na osobnej półce, co oczywiście może zapewnić firmowy stolik Naima. Kiedy tak się nie dzieje, możliwe są zakłócenia w postaci cichych trzasków, tak więc należy tego bardzo pilnować. Obsługiwał tę naimową wieżę standardowy dla firmy pilot; cały plastikowy, średnio wyglądający, pozbawiony niestety zielonych akcentów, ale lekki, bardzo łatwy do przyzwyczajenia i przyjemny w trzymaniu. A że oferował też regulację głośności, cała obsługa wypadła pierwsza klasa.

Odsłuch: Z Kudos C10

Naim_CD5_XS_15

Jednak sam sposób ładowania płyt jest wyjątkowo fantazyjny, a zarazem wygodny.

   Zacząłem od głośników Kudos, zdecydowanie droższych, ale nieco zdekompletowanych, bo w komplecie z nimi powinien być jeszcze subwoofer, którego nie było. Miało to oczywiście swoje następstwa, ale podkreślmy raz jeszcze, że głośniki te znane są z doskonałej współpracy z elektroniką Naima, którą ich wytwórca uznaje za referencyjną.

Zacznijmy jak zwykle od ustawienia, które okazało się banalne. Kudos i Naim pokazały jak proste takie ustawienie być może i jak spory obszar wysokiego gatunku odsłuchu może towarzyszyć także zwykłym monitorom a nie tylko tak wymyślnym konstrukcjom jak Gradient Helsinki. Nie dawały wprawdzie pod tym względem aż takiej swobody, ale po trzy osoby w dwóch a nawet trzech rzędach mogłyby słuchać bez najmniejszego problemu. Nie pojawiło się przy tym zjawisko uciekania dźwięku w górę, ani jeszcze u mnie częstsze ścielenia się go po posadzce. Elegancko propagował na wysokości głów słuchających, także pod tym względem nie stwarzając żadnych utrudnień. Co do samej sceny, to była głęboka, ale tak na dwa, góra trzy metry za linię głośników, a nie na pięć czy sześć jak u Zingali. Ale jednocześnie ta jej głębia bardzo mocno była zaznaczona, bo odległości źródeł od słuchacza były szczególnie dokładnie określone, tworząc doskonale widoczne, uporządkowane plany. Jednocześnie wszystko działo się głównie pomiędzy głośnikami, nie towarzyszyło jednak temu wrażenie ściśnięcia, bo i na tej osi różnicowanie źródeł okazało się bardzo precyzyjne, a całość dawała efekt kooperacji a nie natłoku. W sumie scena wypadła więc znakomicie, tym bardziej, że jak to u monitorów, nie było żadnego kłopotu z wielkością tych źródeł, całkowicie naturalną i dobrze porozstawianą.

To wszystko przynależy jednak w większym stopniu do całego systemu a nie samego odtwarzacza, który jest przedmiotem recenzji. Skupmy się zatem na samym dźwięku. A ten był przede wszystkim pozbawiony przyciemnienia, powolności i ociężałości, a przy tym tak trochę w stylu lampowym, bo od serca, naturalnie, płynnie, swobodnie. Nie sposobem gęstej, zawiesistej i przyciemnionej lampowości, tylko tej drugiej, pełnej życia i wigoru, a jednocześnie mającej charakterystyczną dla lamp gładkość płynięcia i głębię brzmienia. Dźwięki narastały błyskawicznie, aż prawie za szybko, a wybrzmiewały raczej krótko, bez żadnego przeciągania. Tak więc łączyły się tu naturalne walory lamp i tranzystorów, choć tylko przy użyciu tych ostatnich. W efekcie od razu się zakochałem i stało się dla mnie oczywiste, dlaczego urządzenia Naima podbiły i wciąż podbijają świat. – One rzucają nam w uszy prawdę.

Naim_CD5_XS_16

Dla poprawy stabilności, płyta do napędu jest przytwierdzana magnetycznym krążkiem.

Piękną prawdę. Prawdę o muzyce, która z natury jest piękna. Grają bowiem realistycznie, bez żadnego czary mary, tylko naturalnie i z bardzo silnym przywołaniem obecności wykonawców. Nie ma żadnego przesadnego rozciągania brzmień w czasie, żadnego ich nadmiernego zgęszczania ani przydawania lepkości. Wszystko jest jasne, świeże, przejrzyste i dynamiczne. Tak, to się bardzo narzucało – dynamiki była w tym masa, a ja za dynamiką wprost przepadam. Było też masę przejrzystości, a i ją ogromnie cenię. A jednocześnie była też atmosfera. Nie sama przejrzystość i dynamika, nie wyłącznie tranzystorowe trach-trach, tylko jasne światło, a pośród niego uczucia kreowane samą naturą muzyki. Smutek, radość, tęsknota, groza – pełny wachlarz. Żadnego narzucania obowiązkowej pogodności, żadnego dopisywania do wszystkiego żałobnego smutku. Wyłącznie to co było w samej muzyce, ale właśnie – i to jest najważniejsze – z tego co uczuciowo zawarto w muzyce podkreśleniem, a nie jakimś popędliwym galopem niewiadomo po co i dokąd, albo bezmyślną, rozlazłą włóczęgą. Szybkość, dynamika i jasne światło nic nie przeszkadzały nastrojowości, ani nie budowały żadnego własnego nastroju. Muzyka wyrażała własne emocje i wyrażała je spontanicznie, bez żadnych utrudnień. Tak więc po tranzystorowemu też można, a Naim to potrafi.

Kolejną cechą tego dźwięku była wyraźność. Kontury były naszkicowane cienką, wyraźną linią, żadnego rozmazywania ani topienia w półmrokach. Stały za tym przede wszystkim wyjątkowo dźwięczne, pięknie akcentujące swoją obecność soprany. Talerze i dzwoneczki brzmiały naprawdę przednio i od razu zwracały na siebie uwagę, sypiąc iskierkami drobniutkich dźwiękowych mgiełek, tym jakże przyjemnym sposobem, który kiedyś, dawno temu, był szczytem możliwości i największym popisem aparatury audio, a i teraz stanowi niewątpliwie element wielkiego zadowolenia. Żadnego z tymi sopranami nie było problemu; sam pokaz możliwości i sama przyjemność słuchania. Jednocześnie było ich dużo; dużo więcej niż basu i nie mniej niż tonów średnich. Nadawało to brzmieniu lekkości i szybkości, a jednocześnie naturalności, bez żadnych basowych balonów zaporowych przysłaniających resztę i średnicowego pchania się przed wszystkich.

Naim_CD5_XS_13

Naim’owa rodzina w komplecie

Tych niskich częstotliwości było wprawdzie początkowo za mało, ale jak mówiłem skutkiem braku suba a nie z winy elektroniki, a poza tym głośniki wraz z upływającymi godzinami się rozkręcały, oferując szybki przyrost ilości basu w przekazie. Trzeba bowiem nadmienić, że startowały praktycznie od zera, to znaczy od całkowitej nowości i kompletnego niewygrzania. Mimo to brzmiały fantastycznie. Ale o tym będzie w ich recenzji, choć już teraz zwracam uwagę potencjalnym nabywcom – Kudos C10 to jest naprawdę coś!

Odnośnie tego basu napiszmy od razu, że Naim z niego słynie i basu ma wielki kawał, ale o tym będzie za chwilę. Wracając z kolei do sopranów dopowiem, że fantastycznie komponowały się z głębią brzmienia i głębią sceny, w pierwszym przypadku oferując piękne kontrasty delikatności sopranowej z głębokością niższych dźwięków, w drugim swą drobną posturą podkreślając sceniczny rozmiar. W przypadku muzyki stwarzającej atmosferę mroczną dawały też efekty migotliwych odbić światła, pogłębiając i akcentując także ten aspekt brzmienia, niewątpliwie bardzo spektakularny. Dominowała jednak, jak sobie w języku młodzieżowym zapisałem – świeżość na maksa. Masę w tym wszystkim było życia i szybko dziejących się zdarzeń, a nie jednolity sam tylko zwalisty pień głównego brzmienia. Masa szczegółów, drobiazgów, rozbłysków, muzycznego tętna. Bez dominującej średnicy i bez powłóczystego, leniwego basu. Pulsacja, żywotność, fantastyczna szybkość, krótki, mocno zaakcentowany bas oraz świetna stereofonia, dzięki której, jak już mówiłem, pojawiał się ten duży obszar dobrego słuchania. Znakomicie zaznaczała się też w tym wszystkim akustyka pomieszczeń, a opery czy symfonika wzbogacone były o bogaty repertuar dźwiękowych odbić i scenicznego aranżu. Bardzo zaskoczył mnie także album Black Metalliki, o którym dopiero co pisałem jak to na pewnych słuchawkach ciasno okropnie wypadł, a tutaj było dokładnie na odwrót – właśnie zaznaczyła się rozległa, wieloplanowa scena, a piękne efekty akustyczne wzbogacały muzykę.

Naim_CD5_XS_18

O podłączaniu systemu można by dużo i długo, ale najważniejsze że koniec końców gra. I to jak.

Efekt tego wszystkiego mógł być tylko jeden: wpadłem w to wszystko po uszy, a nawet z uszami, z głęboką wewnętrzną pewnością, że niczego tym razem nie trzeba wymyślać i do niczego siebie przekonywać. Niczego sobie udowadniać ani tłumaczyć. Ta muzyka nie była nawet przekonująca. Ona była oczywista. Siedziałem, słuchałem i byłem cały zadowolony. Naim potrafi. Ale trzeba też przyznać, że potrafią również te Kudos. Oj, nie wiem czy nie są lepsze od Reference 3A.

Odsłuch: Z Xavianami XN-125

Naim_CD5_XS_04

Wszystkie elementy składowe reprodukowanego dźwięku zasługują na duże uznanie, a nie jest to częsta sytuacja w tym przedziale cenowym.

 Trzy razy tańsze Xaviany zagrały innym dźwiękiem, nieco niższym, z mocniejszym akcentem basowym a mniejszym sopranów. Także uwidaczniała się u nich sopranowa dźwięczność, jednak nie tak mocno i dominująco. Mocniej kładły akcent na średnicę i niższe tony, a dźwięk miały gładki, aksamitny, otulający. Przy nieco ciemniejszym oświetleniu i czarnym tle budowały lampową atmosferę bliższą wzorcowi bardziej nasyconemu, ale wciąż było jednocześnie całkowicie przejrzyście i dynamicznie. Ogólnie pojawiła się tu prezentacja pośrednia. Taka ani do końca lampa, ani tranzystor, tylko ogólnie świetne brzmienie; jednocześnie realistyczne szybkością i przejrzystością, a zarazem przytulne lekką powłóczystością, minimalną wprawdzie ale już się zaznaczającą. Wciąż był to bardzo szybki atak ale już troszkę dłuższe wybrzmienia, bynajmniej jednak nie przeciągnięte, tylko takie w sam raz by kochać je za ten dźwiękowy popis a jeszcze nie doznawać żadnego wrażenia zbytniej dźwiękowej ociężałości. Wciąż dominował także realizm, a przywołanie wykonawców było wysokiej jakości. Głębokie brzmienie epatowało dużym kontrastem, wynikającym z ciemniejszego tła i głębszego zejścia na dole, na którego podkładzie soprany ładnie się eksponowały. Soprany te nie szły aż tak wysoko jak u Kudos, ale niewątpliwie pozostały dźwięczne, nie dając żadnego poczucia braku. W ogóle było to całościowo brzmienie, do którego w żaden sposób nawet przy dużej dozie złośliwości nie można by się było przyczepić. Oferowało w dużych dawkach wszystkie audiofilskie przymioty, od góry do dołu oraz wzdłuż i wszerz. Dobra scena, wyraźnie zaznaczone i dźwięczne soprany, lekko podkreślona, zarazem realistyczna i zmysłowa średnica, a także zaznaczający się dół. A wszystko to z atmosferą, klimatycznie, swobodnie a jednocześnie uwodzicielsko. Z lampowym powabem, a przecież całkowicie tranzystorowo. Słuchając z zawiązanymi oczami podejrzewałbym, że gra dynamiczny tor lampowy a nie cztery tranzystorowe klocki.

Naim_CD5_XS_02

To naprawdę kojąca myśl, że są jeszcze na tym świecie producenci, którzy nie wykorzystują niższego segmentu do odcinania kuponów.

Pora w kontekście tego wszystkiego skupić się na samym odtwarzaczu, a ściślej komplecie złożonym z odtwarzacza i zewnętrznego zasilacza. Myślę, że nikomu kto przeczytał co już napisałem i gotów w to uwierzyć, nie muszę udowadniać, że niezbyt jak na audiofilskie realia drogi, drugi od dołu a trzeci od góry z oferowanych przez Naima odtwarzacz CD5 XS, zrobił na mnie świetne wrażenie. Podobał mi się wygląd, podobała obsługa i podobało brzmienie. Szczególną sympatią darzę czarne klocki, a ten jest najczarniejszy z czarnych. Lubię także zielony kolor, a on takim świecił. Obsługa okazała się bardzo wygodna, zarówno w mierze tego napędowego kołowrotu, wyjeżdżającego z elegancją i równie efektownie się zamykającego, z lekkim końcowym pociągnięciem magnetycznego mocowania, jak i pilota, który mimo skromnego wyglądu okazał się bardzo poręczny. Samo zaś brzmienie, jak na ten przedział cenowy, to tylko klaskać. Zrobiło równie znakomite wrażenie jak to niegdysiejsze od włoskiego Lectora CDP-7, podobnie kosztującego ale inaczej śpiewającego. Lector jest bowiem lampowo ciepły i średnicowo lubieżny, ale nie ma takiej dynamiki. Naim jest od niego szybszy i dużo bardziej dynamiczny, a samo brzmienie ma też w stronę lampy, ale oszczędniej, w bardziej wyważony sposób. Nie skupia się na samej średnicy, bardzo szeroko ogarniając całe pasmo, czego sopranowe pienia z monitorami Kudos dowodem i czego dowodem brzmienia basowe ze słuchawkami. Głośniki monitorowe to bowiem niespecjalna okazja do testowania potęgi basu, chociaż Xaviany i Kudos potrafiły bas elegancko wyrazić. Jednak dopiero słuchawki AKG K812 wraz z własnym słuchawkowym wzmacniaczem Naima pokazały jaki basowy diabeł w tym wszystkim siedzi, ale o tym będzie dokładniej w recenzji samego Naima Headline’a, która niebawem.

Naim_CD5_XS_03

Pozostaje się rozsiąść z pilotem w dłoni i podziwiać klasę marki Naim.

Zapewniam wszakże, że basu ma ten odtwarzacz masę i o to niech nikogo głowa nie boli. Masę ma też sopranów, i to takich popisowych, a pośrodku tego średnicę, która do przodu się nie pcha ani do tyłu nie cofa, tylko bardzo dobrze się produkuje, dając powody do aplauzu a nie narzekań. Szczegółowość, dynamika, całościowa tonacja i nasycenie barwą jak na czysty tranzystor za kilkanaście tysięcy są wręcz zdumiewające; i w ogóle nie ma to jak pisać recenzje rzeczy które się podobają. Sama radość. Radość słuchania i radość opisu.

Podsumowanie

Naim_CD5_XS_12 HiFiPhilosophy   By należycie zakończyć sprawę, musimy przede wszystkim wrócić do kwestii ekonomicznych, bo pozostałe zostały już omówione. Odtwarzacze już wprawdzie pomału odchodzą w przeszłość, ale jeszcze dużo w Wiśle upłynie wody zanim przeszłością faktycznie się staną. Nośniki fizyczne wciąż jeszcze żyją, a nawet całkiem żwawo się rozmnażają, tak więc spokojnie można jeszcze na nie stawiać. A jak stawiać, to na najlepszych – czyli tych najlepiej grających spośród tych najlepszych na jakie nas stać. Kto zatem poszukuje odtwarzacza z okolic dziesięciu tysięcy, może z zamkniętymi oczyma sięgnąć po ofertę Naima. Poza samym bardzo wysokiej klasy brzmieniem oferuje ten ich odtwarzacz ze średniej półki jeszcze dodatkowo ścieżkę rozwojową, pozwalającą stopniowo wspinać się pod brzmieniową górę. Bez zewnętrznego zasilania jest na pewno znacznie skromniejszy, taki ze zwiniętymi do połowy skrzydłami, ale już z tym najtańszym, tym za cztery tysiące, staje się pełnokrwistym odtwarzaczem sięgającym wyżyn. Nawet analogowość, o którą toczy się taka bitwa i za którą niektórzy każą sobie płacić fortunę, ma na bardzo wysokim poziomie, a cała reszta także jest taka, że nie będę palcem pokazywał, ale są na rynku odtwarzacze za czterdzieści tysięcy, których, gdyby mi dano wybór, na pewno bym w zamian za tego Naima nie wziął.

 

W punktach:

Zalety

  • W towarzystwie zewnętrznego zasilania gra jak kupa pieniędzy.
  • Szybkość.
  • Niespotykana na tym obszarze cenowym dynamika.
  • Przejrzystość.
  • Super szczegółowość.
  • Naturalna barwa oświetlenia.
  • Bardzo wyraźnie zaznaczający się realizm.
  • Generuje bardzo dobrze ukształtowane sceny.
  • Bardzo dźwięczne, wręcz popisowe soprany.
  • Dobrze wpisana w pasmo, bogata średnica.
  • Kawał basu. Jak trzeba, to naprawdę ogromniasty.
  • Lampowy charakter brzmienia.
  • Tranzystorowa konstrukcja.
  • Liczne upgrady.
  • Bardzo ładny (o ile ktoś lubi czerń) wygląd.
  • Wysokiej klasy surowce i wykonanie.
  • Przyjemny w obsłudze napęd.
  • Można wyłączyć wyświetlacz.
  • W przypadku wzmacniaczy od Naima odpada kwestia interkonektów. (Wielka oszczędność.)
  • Do nabycia niezbyt drogie a wysokiej jakości firmowe kable zasilające.
  • Poręczny pilot.
  • Legenda wytwórcy.
  • Made in England.
  • Polski dystrybutor.
  • Rozsądna cena.
  • Ma pod sobą całą armię droższych a gorszych.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Cieszy go własne firmowe towarzystwo.
  • Nie powinien stać bezpośrednio nad ani pod zasilaczem.
  • Dedykowany DAC kosztuje drugie tyle.
  • Pilot jest poręczny, ale wygląda skromnie.

 Sprzęt do testu dostarczyła firma:

logo_acp

 

 

 

Dane techniczne:

Wyjścia audio:

  • Analogue Outputs:   DIN, RCA
  • Line Outputs Fixed (level):   2.1V rms at 1kHz
  • Output Impedance:   10Ω (max.)
  • Load Impedance:   10kΩ (min.)
  • Frequency Response:   10Hz – 20kHz, +0.1/-0.5dB
  • THD + N: <0.1%, 10Hz -18kHz at full level
  • Phase Response:   Linear phase, absolute phase correct
  • De-emphasis:   ±0.1dB referred to main response
  • Digital Outputs:   (type) S/PDIF, 75Ω BNC

Urządzenia wspomagające:

  • Power Supply:   FlatCap XS, HiCap, SuperCap
  • Przetwornik:   DAC

Przyłącza:

  • Remote Control:   Infra Red (RC5)
  • Remote Input 1 x rear panel 3.5mm jack (RC5 modulated/unmodulated)
  • RS232 Optional (DE9 female)

Formaty:

  • CD Formats:   Red Book
  • Disc Compatibility:   CD, CD-R

Zasilanie:

  • Mains Supply:   100V, 115V, 230V; 50 or 60Hz
  • Power Supply Options:   FlatCap, HiCap, SuperCap

Budowa:

  • Wymiary: 70 x 432 x 301 mm (H x W x D)
  • Waga: 6 kg

 

System:

  • Źródło: Naim CD5 XS + FlatCap XS.
  • Przedwzmacniacz: Naim NAC 202.
  • Końcówka mocy: Naim NAP 200.
  • Wzmacniacz słuchawkowy: Naim Headline.
  • Słuchawki: AKG K812 z kablem FAW noire.
  • Głośniki: Kudos C10, Xavian XN-125.
  • Kabel głośnikowy: Tellurium Q Black Diamond.
  • Kondycjoner: Entreq Powerus Gemini.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

3 komentarzy w “Recenzja: Naim CD5 XS

  1. Pragmatyk pisze:

    Połączenie z XN 125 jest bardzo trafne. Świetnie grają z Naim. Swoją drogą – zasługują chyba na osobny test Panie Piotrku 🙂 Czy miał Pan okazje „słuchać” przewodu Tellurium Q DIN do Naim’a?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Oczywiście, Xaviany będą miały swoją recenzję, podobnie jak Kudos.
      Połączeń DIN od Tellurium nie słyszałem. Pewnie są do załatwienia, ale chyba prędzej Naim odjedzie. Ale kto wie, może jeszcze na test Headline zdążą? Niczego nie chcę jednak obiecywać, bo może się okazać, że nie ma ich w Polsce. Nie dowiadywałem się. Chciałem żeby test był raczej sauté, tak po naimowemu.

  2. Kazan pisze:

    Witam . Świetna recenzja , trafiona jakby pod mój setup audio , zwłaszcza Kudos’y. Czekam teraz z niecierpliwością na ich odrębną analizę , ocenę , refleksje … bo mało Ci u nas znane a szkoda . Sam posiadam od niedawna parkę Super 10 – poezja . Pamiętam jak pojechałem sobie na Audioshow 2013 posłuchać docelowego zestawu Studio 16Hz , przypadkowo wstępując do pokoju Audio Systemu szczęśliwie „przepadłem” . To było typowe zbieranie szczęki z podłogi !
    Cud , miód , malina jak dla mnie ofkors . Fakt , elektronika towarzysząca zacna i drogawa aczkolwiek nie Naim a Burmester . Po wielu zabiegach i polowaniu w internecie stoją u mnie razem z niemiecką integrą 051 . Szukam obecnie źródła , które może zastąpić zakup horrendalnie drogich odtwarzaczy Burmka . Kto wie , może przesiądę się docelowo na cały zestaw Naim,a ?!
    Czekam z niecierpliwością na taką recenzję , liczę że razem z oliwkową elektroniką .
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy