Recenzja: Naim CD5 XS

Naim_CD5_XS_17 HiFiPhilosophy   Naim to klasyk. Takich klasycznych firm jest wprawdzie wiele, ale Naim nawet pośród nich się wyróżnia, należąc do najwęższej elity od wielu dziesięcioleci wytyczającej kamienie milowe rozwoju. Poza tym Naim jest angielski. A Anglia to odrębny świat. Byłem w Anglii w 1980 roku i wówczas ta angielskość o wiele mocniej się wyrażała, a zamknięcie we własnym obrębie czuć było na każdym kroku. Obcych traktowano z wyższością i pół biedy jeśli tylko ze zdawkową, lekko odpychającą grzecznością, albo choćby politowaniem, a nie jawną, czasami nawet chamską wrogością. Piszę o tym, bo to angielskie zamknięcie Naima na świat zewnętrzny jest szczególnie mocne. Podobnie jak samo British Empire, Naim Audio stanowił inny obszar nie tylko w sensie miejsca ale i kultury. Własny odrębny świat i własną cywilizację. Niech was nie zmyli szeroki uśmiech nieżyjącego już niestety Juliana Vereke, założyciela firmy. Naim to sekta.

Przez dekady urządzenia Naima pracowały wyłącznie z urządzeniami Naima, a przyczyna tego osobliwego stanu była banalna i niemożliwa do przezwyciężenia – brak możliwości podpięcia. Naim stosował własne kable połączeniowe, pasujące tylko do Naimów. Zero tolerancji. Niezależnie od tego czy stan ten będziemy uważali za pełną wyższości izolację we własnym świecie, czy postrzegali jako swoiste getto, faktem jest, że Naimowi to nie zaszkodziło; że pięknie rozwinął skrzydła i że zdobył światową sławę. Trochę tu jednak naciągam, a nawet więcej niż trochę, gdyż istniał także w dawnych czasach przykład współpracy Naima z innym producentem. Przykład nie byle jaki, bo na przełomie lat 70-tych i 80-tych uważano, że najlepszym torem audio jaki można sobie wymarzyć jest gramofon Linn Sondek uzupełniony wzmacniaczem Naima. Pozostawaliśmy zatem tutaj na brytyjskim gruncie kooperacji szkocko angielskiej, jako że Linn z Glasgow a Naim z Salisbury, co stanowiło oczywisty dowód, że nikomu w tamtych czasach przez English Channel (idiotycznie nazywany czasem La Manche) nie udało się w nadziei udowodnienia własnej wyższości przepłynąć; i tylko japońska zdaje się etymologia słowa Sondek do tego kompletu nie pasowała. Ale niezależnie od faktu możliwości współpracy Naima z Linnem trzeba zauważyć, że jako gramofon miał tutaj Linn łatwiej, bo Naim własnych nie produkował, natomiast wszystko nie będące gramofonem albo głośnikiem do świata Naima nie miało przystępu.

Julian_Vereker

Julian Vereker
Źródło: Wikipedia

Takie były początki, a ściślej były one jeszcze bardziej malownicze, albowiem Julian Vereker był postacią bardzo życiowo bogatą. Świetnym kierowcą wyścigowym, który wygrał szesnaście rajdów, znakomitym konstruktorem samochodowym, zapalonym realizatorem nagrań, wybitnym inżynierem samoukiem – niemal w pojedynkę od podstaw tworzącym Naima – a także pod koniec życia budowniczym łodzi motorowych. Miał też z urodzenia tytuł szlachecki, a z własnych zasług wręczony przez królową Order Imperium Brytyjskiego.

Biorąc chronologicznie pasja inżyniera elektronika zastąpiła u niego początkową pasję inżyniera samochodowego, a to w następstwie pasji do sporządzania nagrań, których jakość okazała się oczekiwań Juliana nie spełniać. W efekcie po roku samodzielnych studiów nad zagadnieniem pojawił się pierwszy wzmacniacz Naima, niedługo potem pierwsze głośniki i pierwsze systemy zasilające; no i tak to się potoczyło. Z czasem firma bardzo się rozrosła i oplotła sławą, której jednym z imion było bycie ikoną angielskiego audiofilizmu. A trzeba tu nadmienić, że miał ten angielski styl audio swoją specyfikę, polegającą z jednaj strony na naturalności brzmieniowej, nie dążącej do żadnych upiększeń tylko do dynamizowania i urealnienia przekazu, a z drugiej na ascetycznym podejściu do formy zewnętrznej, pozbawionym ozdóbek i zbytecznej ekstrawagancji. Prostota, prostota i raz jeszcze prostota – wręcz pogarda dla strojnego wyglądu, a czasami nawet brzydota, ale nigdy zły gust. A we wnętrzu tego żywa muzyka, budująca swym pięknem szokujący kontrast z tą ascetyczną powierzchownością.  Żadnego amerykańskiego przepychu, włoskiego estetycznego rozsmakowania, ani japońskiego pietyzmu dla spraw pomniejszych. Styl czysto angielski – zdystansowany i lakoniczny.

Pisałem już, że pinczery zdaniem znawcy psów, Józefa Szwejka, są tak brzydkie aż ładne. No więc o klockach Naima można było powiedzieć coś podobnego. Można było, ponieważ teraz wyglądają dalece inaczej. Jednak w czasach rodzenia się naimowej potęgi brutalnie prosta stylistyka i zamknięcie na współpracę z innymi firmami były podstawowymi składowymi tworzącej się wokół firmy legendy. Ale oczywiście nic by to nie znaczyło, gdyby nie dźwięk. Te proste naimowe klocki po prostu grały i to był główny budulec rodzącej się sławy.

Nie jestem adeptem, nikt mnie nie oświecał ani nie wtajemniczał. Nikt nie wprowadzał w obręb zaklętego kręgu Naim. Parę rzeczy jednak od dawna wiedziałem. Wiedziałem, że klocki są czarne bądź szare a logo zielone, że używają tylko własnych połączeń i że bardzo się cenią, będąc jednocześnie bardzo cenionymi przez innych. Cenią wszakże nie w sensie dyktowania wysokich cen, tylko dyktowania własnych warunków. Wiedziałem też, że mają szeroki asortyment, własne płytowe wydawnictwo i armię wielbicieli. Z tą wiedzą trafiłem ładnych parę lat temu na odsłuch szczytowego systemu Naima, czerpiącego sygnał od odtwarzacza CD 555. Za dawno to było i zbyt kiepskie tam panowały warunki akustyczne by opisywać szczegółowo doznania, ale że grało to naturalnie i na bardzo wysokim poziomie, to sobie zapamiętałem. Drugą istotną kwestią odnośnie marki Naim w moim przypadku była sprawa sławnego ich, produkowanego od niepamiętnych czasów, wzmacniacza słuchawkowego Headline. Przez wiele lat mi się wymykał, głównie za sprawą niemożności podpięcia do innego niż naimowe źródła, ale nareszcie zawitał. Na razie jednak zajmujemy się odtwarzaczem CD5 XS, będącym otwartą na masowego klienta a jednocześnie już brzmieniowo zaawansowaną ich propozycją czytnika płyt CD. A dźwięk ten to legenda.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

3 komentarzy w “Recenzja: Naim CD5 XS

  1. Pragmatyk pisze:

    Połączenie z XN 125 jest bardzo trafne. Świetnie grają z Naim. Swoją drogą – zasługują chyba na osobny test Panie Piotrku 🙂 Czy miał Pan okazje „słuchać” przewodu Tellurium Q DIN do Naim’a?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Oczywiście, Xaviany będą miały swoją recenzję, podobnie jak Kudos.
      Połączeń DIN od Tellurium nie słyszałem. Pewnie są do załatwienia, ale chyba prędzej Naim odjedzie. Ale kto wie, może jeszcze na test Headline zdążą? Niczego nie chcę jednak obiecywać, bo może się okazać, że nie ma ich w Polsce. Nie dowiadywałem się. Chciałem żeby test był raczej sauté, tak po naimowemu.

  2. Kazan pisze:

    Witam . Świetna recenzja , trafiona jakby pod mój setup audio , zwłaszcza Kudos’y. Czekam teraz z niecierpliwością na ich odrębną analizę , ocenę , refleksje … bo mało Ci u nas znane a szkoda . Sam posiadam od niedawna parkę Super 10 – poezja . Pamiętam jak pojechałem sobie na Audioshow 2013 posłuchać docelowego zestawu Studio 16Hz , przypadkowo wstępując do pokoju Audio Systemu szczęśliwie „przepadłem” . To było typowe zbieranie szczęki z podłogi !
    Cud , miód , malina jak dla mnie ofkors . Fakt , elektronika towarzysząca zacna i drogawa aczkolwiek nie Naim a Burmester . Po wielu zabiegach i polowaniu w internecie stoją u mnie razem z niemiecką integrą 051 . Szukam obecnie źródła , które może zastąpić zakup horrendalnie drogich odtwarzaczy Burmka . Kto wie , może przesiądę się docelowo na cały zestaw Naim,a ?!
    Czekam z niecierpliwością na taką recenzję , liczę że razem z oliwkową elektroniką .
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy