Recenzja: Woo Audio WA22

Odsłuch cd.

W duecie z pasującym wzorniczo odtwarzaczem Ayona.

    Podobna dosyć sytuacja pojawiła się w przypadku Beyerdynamic T1. Także żadnych minusów i ciemne, spoiste brzmienie, ale nie ta niuansowość, szczegółowość i kontrast, jak u najlepszych tym razem Fosteksów. Jednakże pragnę przypomnieć, że całkiem niedawno w tej samej stawce przy innym wzmacniaczu T1 były górą, tak więc to wszystko jest relatywne, zależne do wzmacniacza.

Najsłabiej wypadły Crosszone, być może skutkiem braku symetrycznego podpięcia, które u nich jest niemożliwe. Nie żeby całkiem im Woo nie pasował, ale do tego co pokazywały przy Octave było jednak daleko. Zabrakło doświetlenia, napowietrzenia, swobody, otwartości. Dźwięk za bardzo się tłamsił, był za bardzo zgaszony. Niby dobry, niby w porządku, ale z naciskiem na niby. Dwa razy tańsze Fosteksy na pewno lepiej do tego Woo pasują.

Dobrze za to wypadły HiFI MAN HE-6. Jak zawsze z bliskim i jasnym dźwiękiem, przy tym żywo, otwarcie i dynamicznie. Ten sposób gania i taka jakość poprze słuchawkowe gniazdo na przodzie a nie odczepy głośnikowe z tyłu, to u nich naprawdę rzadkość. Tym samym uwierzytelnienie mocy wzmacniacza i jego walorów dynamicznych. Szczególnie na symetrycznych przyłączach. Co nie znaczy, że on poprzez niesymetryczne nie umie, bo znakomicie wypadające MrSpeakers Flow C grały przez niesymetryczne.

Przy odtwarzaczu

Z komputerowych pieleszy przenieśmy się pod odtwarzaczowe. Ayon CD-35 Signature jako źródło z podpięciem symetrycznym (no bo ta symetryczność) i zwykłe oraz mniej zwykłe (czyli SACD) płyty, w miejsce różnego rodzaju plików, poprawiaczy transferu, cyfrowych kabli, programów czytających i usprawniających – oraz wszystkich pozostałych akcesoriów współczesnego audiofila-komputerowca, których z miesiąca na miesiąc przybywa. (Ostatnio okazało się, że kable USB 3.0 poprawiają, a przynajmniej niektórzy tak twierdzą.)

Fosteksy są jakby dla niego.

Cóż można rzec? To na pewno, że wzmacniacz nie jest na dużych triodach, ale kiedy dać mu wysokiej klasy prostownik, to gra jakby był. Zresztą, z tą tańszą chińską prostującą też ma wysoką kulturę, jedynie mniejsze upajanie. W dodatku mocy mu nie brak – ba, ma jej taki zapas, jakby miał 300B. Nie dorównuje czarem flagowemu Cary z Takatsuki czy Sophia Royal Princess, zwłaszcza poprawionemu też kondensatorami, ale nie dziwię się tym, którzy wyjątkowo go chwalą i też biorą się za jego poprawianie, wstawiając markowe kondensatory bocznikujące. Bowiem ten skrót przez tańsze lampy mocy i pojedynczą prostowniczą naprawdę się firmie Woo udał. Z dobrymi lampami to coś w stylu też mającego takie lampowe uproszczenia Little Dot VI Mk2, tyle że bez psujących całą zabawę wentylatorów i nie z aż tak gorącym przekazem. Chińska maszyna niemal płonęła także w sensie brzmieniowym i nieustającą ciepłą słodyczą ujednolicała przekaz, choć sumarycznie (zwłaszcza za tak nikczemne pieniądze) warta była owacji na stojąco. W podobnym stylu gra podobnie przystępny ukraiński PhaSt, mający jeszcze mniejsze lampy, ale też dużo mocy. Żałowałem, że nie mogę go porównać, zwłaszcza że ostatnio podobno został kolejny raz poprawiony (raz wcześniej już był), ale przyjechać ma dopiero za czas jakiś, bo egzemplarz pokazowy ciągle wędruje. Żałuję też, że nie mogę w tym miejscu napisać, jak grał ten Woo ze słuchawkami Final Audio D8000, lecz wspomnę o tym w ich recenzji. Tu zaś odnośnie próbowanych a mających już swoje testy: dobrze zagrały przy odtwarzaczu Crosszone, ale jak ktoś aż na nie się wykosztuje, to lepiej zrobi inwestując w trzy aż razy droższego niż ten Woo Octave, który pasuje zdecydowanie lepiej. Natomiast wszyscy pozostali, poczynając od Sennheiser HD600, przez NightHawk i T1, aż po TH900 i MrSpeakers, zaprezentowali się pierwszorzędnie. Wciąż dwa ostatnie przypadki okazały się najlepsze, ale generalnie we wszystkich było to granie do brania, które z czystym sumieniem rekomenduję. Z jednej strony mające lampowy czar, wyczuwalne ciepło i przynależną takiej mocy dynamikę, z drugiej szeroką i głęboką scenę o popisowej separacji źródeł, którą szczególnie podpięcia symetryczne podkreślały.

T1 już nie tak bardzo, ale też.

Nic z żadną rzeczą nie działo się złego, niczym w pudełku czekoladek – same przyjemne przypadki. Nie taka aż zmysłowość i wyrafinowanie jak w Twin-Head, mniejsze też nieco niż u Octave, ale spokojnie mogę tej propozycji od Woo przyklasnąć i na pewno ten wzmacniacz podobał mi się bardziej od ich WA-6 SE, co ma wprawdzie prozaiczne, cenowe uzasadnienie, ale nie zawsze przecież dzieje się tak, że droższe gra lepiej, a tutaj nie ma o to obaw. Wysoka kultura, sporo czaru, drajw, dynamika i pokazowa scena zbierają się w tradycyjny, ale mimo wszystko trudny do zgromadzenia w jednym miejscu zestaw walorów – i szkoda tylko, że u nas cena tak się podnosi, bo za te swoje dwa tysiące dolarów w Ameryce mają niezgorszą zabawę.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

3 komentarzy w “Recenzja: Woo Audio WA22

  1. Andrzej pisze:

    Pojawia sie pytanie, czy jest sens placic spora czesc ceny wzmacniacza za clo itd, majac np. za 1/4 ceny Phasta. Mi zawsze latiwej bylo zauwazyc roznice w brzmeiniu na plus przy drozszych sluchawkach niz wzmacniaczach.

  2. Tadeusz pisze:

    Wzmacniacze też się „lubią” z jednymi słuchawkami bardziej a innymi mniej 🙂

  3. fallow pisze:

    Jak zwykle bardzo dobra recenzja. Jak zawsze czytam z entuzjazmem, zwłaszcza że po kilku latach postanowiłem wrócić do WA2, którego kiedyś miałem. Różnica między WA2 a WA22 jest jednak bardzo duża w wielu aspektach.

    Tutaj chciałbym jedynie zwrócić uwagę na pewien techniczny aspekt. WA22 nie jest wzmacniaczem w pełni zbalansowanym tak jak rozumie się z reguły to określenie. Mianowicie, że na wejściu dostaje on sygnał symetryczny i do słuchawek idzie sygnał symetryczny.

    Otóz nie. WA22 nie jest wzmacniaczem OTL tak jak WA2. WA22 to OTC – transformator na wyjściu. WA22 jak najbadziej wykorzystuje zalety tego, ze dostaje sygnal symetryczny na wejściu, co do tego nie ma wątpliwości ponieważ desymetryzacja jest na transformatorze.

    I w tym momencie kończy się sygnał zbalansowany. Następnie następuje już wyjście sygnału SE na TRS, XLR 4pin oraz 2 x XLR 3 pin. Jest to dokładnie ten sam sygnał.

    Nikt nie zaprzeczy, że wzmacniacz nie wykorzystuje zalety zbalansowanego sygnału wejściowego. Jednakże, nie to jest istotą symetrycznego napędzania słuchawek. Słuchawki przez TRS i XLR dostaja niestety ten sam sygnał.

    Prawdziwie zbalansowany wmzacniacz Woo Audio, to niestety dopiero WA33.

    Oto dowód, WA22 od środka:
    https://cdn.head-fi.org/a/3415285.jpg
    https://cdn.head-fi.org/a/3369152.jpg

    Z powodu obecnie zbyt lużnej definicji czym jest wzmacniacz zbalansowany Woo może napisac, że WA22 taki jest.

    Innymi słowy – wzmacniacz jak najbardziej wykorzysta zalety zbalansowanego sygnalu z DACa natomiast nie ma roznicy czy podlaczamy do niego sluchawki symetrycznie czy SE.

    Jedynie domniemuje, ze tak samo jest w Woo 5. Gdyz ten we wczesniejszych wersjach nie mial w ogole wyjsc na XLRach. Dorobiono je kiedy staly sie modne. Wzmacniacz nie ma takiej topologii i ide o zaklad, ze sa zrobione identycznie jak w WA22.

    Natomiast sadzac po designie i srodku WA33 – to jest naprawde zbalansowany wzmacniacz.

    A o tym czy jest sens w ogole pakowac sie w symetryczne napedzanie sluchawek… to juz zupelnie inna bajka 🙂 Sa wzmacniacze SE, ktore graja lepiej niz niejeden symetryczny i vice versa.

    Ja robilem kilka kolejnych podejsc do roznych systemow symetrycznych (tych prawdziwie symetrycznych) i naprawde bardzo male roznice zaczely mi sie rysowac jako regula. Niestety wcale nie bylo to tylko in plus. Bylo inaczej. Na pewno systemy symetryczne potrafily wyciagnac wiekszy drive, wiekszy bas, jednak tracila sie dokladnosc lokalizacji zrodel. Obrazy byly nie tak klarowne jak na SE. Ciekawe.

    Pozdrawiam wszystkich czytelnikow 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy