Recenzja: Woo Audio WA22

Odsłuch

I tańsza.

   Słowo się rzekło, czas wyrokować. Zacznijmy od porównania gniazd symetrycznych. Takiego trochę „unfair”, bo do obsługi 2 x 3-pin użyta została przejściówka od Tonalium, a chociaż z króciutkimi odcinkami przewodów własnych, to jednak coś tam pewnie ingerująca. Być może więc różnica tyczy wyłącznie sceny, a sam smak brzmienia jest identyczny, ale uczciwie napiszę, że poprzez 2 x 3-pin grało nie tylko szerzej na boki, ale też nieco cieplej i z ładniej kształtowanymi sopranami. Takimi bez śladu podostrzenia i bardziej przestrzennymi, a prosto z kabla Fosteksów brzmiały one nieco cieniej i ostrzej. Tak więc pozostałe słuchawki z okablowaniem symetrycznym wpinane już były wszystkie do gniazda podwójnego, bo przecież jakość w cenie.

Myślę, że nie ma sensu pisać o tym Woo w oderwaniu, bo niezależnie od tego, że byłyby to pochwały, trafiałyby w porównawczą pustkę. Dlatego swoim zwyczajem podpiąłem do wyjąć niesymetrycznych Sigmy obiecanego porównawczo Ayona HA-3 (Sulkiem 6×9) i zestawiłem jego brzmienie z symetrycznie podpiętym Tellurium przedmiotem recenzji. Różnice pokazały się istotne. Przede wszystkim Ayon grał jaśniej i bardziej chropawo. Chropawo w dobry sposób, taki wzbogacający a nie uprzykrzający przekaz; tak więc odnośnie tego parametru różnica była względna, zależna od upodobań. To samo tyczy światła, bo można woleć ciemniejsze lub jaśniejsze. Owa jasność i chropawość brała się z większego w austriackiej maszynie udziału sopranów w dźwięku, te zaś, w obrazowaniu bardzo rozdzielczego i dosłownego przewodu Sulka, wypadły odrobinę za agresywnie. Może bym na to nawet nie zwrócił uwagi, tak było to marginalne, ale na tle ciemniej, gładziej i niższym nieco dźwiękiem operującego Woo przy porównawczych przejściach było to słyszalne. Zarazem od repertuaru zależało, na ile to było korzystne, na ile uciążliwe, gdyż pewne utwory oświetlane jaśniej i traktowane chropawiej wypadały z tym bardzo dobrze, ale innym to nie służyło.

Generalnie zaś Woo procentowo licząc się bronił, bo jego łatwiejszy i bardziej dojrzały dźwięk okazał się pasować częściej. Nie bez znaczenia zapewne było to, że przetwornik Sigma sam z siebie lubi podostrzyć, co brało stronę Woo a nie własnej firmy wzmacniacza. Ogólnie biorąc stawiałbym na remis, bo gdyby Sigmę zastąpić Heglem lub Accuphase, sytuacja pewnie by się odwróciła i więcej sopranów u Ayona zaczęłoby pasować bardziej. Ale to tylko domysł, tak więc przyjmijmy, że zasobny w wybitne lampy Woo wyszedł z tego porównania obronną ręką, pomimo że jego lampy mocy nie są tak nobilitujące, jak wielkie triody 45ʼ w Ayonie. Za to prostowanie miał poprzez wybitną lampę a nie tranzystorowe, co mu dobrze służyło, w niemałym stopniu dając tą dojrzałość, która przy chińskiej lampie prostowniczej mniej była ewidentna.

Z czterech wtyków trzy gniazda.

Dopiszę jeszcze, że pozostałe walory były na jednakowym poziomie; jedynie scena w symetrycznym Woo szersza, ale nie głębsza. Generalnie zaś (że zgeneralizuję ponownie) największa różnica tyczyła wieku artystów i nastroju. Ci od Ayona byli młodsi i pogodniej nastawieni do życia, ci z Woo starsi i bardziej posępni. Znów nic to nie znaczyło poza lubieniem lub nielubieniem, bo można woleć takich lub takich. Sam nie opowiedziałem się za żadnymi, bo chwila przywyknięcia i jednakowo przyjemnie się słuchało, pomimo innej nastrojowości. Jednakże uczciwie muszę przyznać, że w tej a nie innej konfiguracji porównawczej i z takimi a nie innymi lampami, Woo dawał trochę mniej sopranowych zniekształceń; fakt, kosztem pewnej ich wstrzemięźliwości, no ale jednak mniej.

Przejdźmy do porównania słuchawek. Tu sprawa była dość ewidentna – najlepiej pasowały Fostex TH900 i MrSpeakers Ether Flow C. Co ciekawe, każde grające inaczej i w analogii do porównanych przed chwilą wzmacniaczy. Ethery w stylu HA-3, tyle że z sopranami traktowanymi gładziej, bo przecież grały z Woo, a poza tym one sopranowe niedociągnięcia pięknie eliminują. Ale przy sopranowej dokładność i braku sopranami zalewu brzmiały zdecydowanie jaśniej, a zatem i pogodniej. Ogólnie biorąc miłe brzmienie i na naprawdę dobrym poziomie. Takim wypośrodkowanym w rynkowych realiach, bez wychylania w tę lub w tę. Stosunek cena/jakość na standardowym poziomie, że żadna wielka okazja, ale i żadne uchybienie.

Trochę inaczej rzecz bym ocenił w duecie z Fosteksami. Bo raz, że one tańsze, a dwa, że grało ciekawiej. Może nie tyle lepiej, bo MrSpeakers nie dały powodu do narzekań, lecz bardziej niecodziennie, z akcentowaniem pewnych walorów. Brzmienie ciemniejsze przy większej ilości sopranów w przekazie, to już jest osobliwość. Do tego doszła większa scena i większe wyodrębnienie basu. Podkreślany pogłosem i bardzo nisko schodzący, aż nawet po granice przesady, zwracał mocno uwagę i owocował przyjemnością. Lubimy przecież gdy grzmi, to bardzo efektowne. Niektórzy wprawdzie nie lubią, ale pozostają w mniejszości. Poza tym prawdziwe instrumenty basu nie skąpią słuchaczom, a organowy ryk wykastrowany z basu to nieporozumienie. Przy Fosteksach i Woo nie ma o to obawy; grzmot gwarantują nieziemski. A jednocześnie popisową szczegółowość, tajemniczą atmosferę półmroku, mocno zaznaczający się pogłos i wielki obszar sceny. Grało to spektakularnie i w ostentacyjnie popisowy sposób. Nie sztucznie, pod publiczkę, ale z doskonałym znawstwem tematu – w których miejscach trzeba docisnąć, by słuchacz został oszołomiony. A że żadnych pejoratywów, no to oszołomienie. Nie, żeby zaraz zwariować, ale przy dobrych plikach z Foobara albo masters od Tidal robiło to wrażenie.

Prosto i wszystko co potrzeba.

Dobrze wypadły NightHawk, ale już nie tak spektakularnie. Woo przez ich gęsty przekaz nie do końca się przebił, a w każdym razie Fosteksów i MrSpeakers słuchało się przyjemniej. Dość ciemne brzmienie zaskakująco tanich a high-endowych amerykańskich słuchawek nie oferowało aż tak bogatej karty audiofilskich przysmaków jak japońskie wiśniowe muszle. Przede wszystkim nie takie kontrasty i nie ten obszar sceny. Ale brzmienie spójne, głębokie, barwne i ujmująco muzykalne. Zero minusów, same plusy, tyle że nieco mniejsze.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

3 komentarzy w “Recenzja: Woo Audio WA22

  1. Andrzej pisze:

    Pojawia sie pytanie, czy jest sens placic spora czesc ceny wzmacniacza za clo itd, majac np. za 1/4 ceny Phasta. Mi zawsze latiwej bylo zauwazyc roznice w brzmeiniu na plus przy drozszych sluchawkach niz wzmacniaczach.

  2. Tadeusz pisze:

    Wzmacniacze też się „lubią” z jednymi słuchawkami bardziej a innymi mniej 🙂

  3. fallow pisze:

    Jak zwykle bardzo dobra recenzja. Jak zawsze czytam z entuzjazmem, zwłaszcza że po kilku latach postanowiłem wrócić do WA2, którego kiedyś miałem. Różnica między WA2 a WA22 jest jednak bardzo duża w wielu aspektach.

    Tutaj chciałbym jedynie zwrócić uwagę na pewien techniczny aspekt. WA22 nie jest wzmacniaczem w pełni zbalansowanym tak jak rozumie się z reguły to określenie. Mianowicie, że na wejściu dostaje on sygnał symetryczny i do słuchawek idzie sygnał symetryczny.

    Otóz nie. WA22 nie jest wzmacniaczem OTL tak jak WA2. WA22 to OTC – transformator na wyjściu. WA22 jak najbadziej wykorzystuje zalety tego, ze dostaje sygnal symetryczny na wejściu, co do tego nie ma wątpliwości ponieważ desymetryzacja jest na transformatorze.

    I w tym momencie kończy się sygnał zbalansowany. Następnie następuje już wyjście sygnału SE na TRS, XLR 4pin oraz 2 x XLR 3 pin. Jest to dokładnie ten sam sygnał.

    Nikt nie zaprzeczy, że wzmacniacz nie wykorzystuje zalety zbalansowanego sygnału wejściowego. Jednakże, nie to jest istotą symetrycznego napędzania słuchawek. Słuchawki przez TRS i XLR dostaja niestety ten sam sygnał.

    Prawdziwie zbalansowany wmzacniacz Woo Audio, to niestety dopiero WA33.

    Oto dowód, WA22 od środka:
    https://cdn.head-fi.org/a/3415285.jpg
    https://cdn.head-fi.org/a/3369152.jpg

    Z powodu obecnie zbyt lużnej definicji czym jest wzmacniacz zbalansowany Woo może napisac, że WA22 taki jest.

    Innymi słowy – wzmacniacz jak najbardziej wykorzysta zalety zbalansowanego sygnalu z DACa natomiast nie ma roznicy czy podlaczamy do niego sluchawki symetrycznie czy SE.

    Jedynie domniemuje, ze tak samo jest w Woo 5. Gdyz ten we wczesniejszych wersjach nie mial w ogole wyjsc na XLRach. Dorobiono je kiedy staly sie modne. Wzmacniacz nie ma takiej topologii i ide o zaklad, ze sa zrobione identycznie jak w WA22.

    Natomiast sadzac po designie i srodku WA33 – to jest naprawde zbalansowany wzmacniacz.

    A o tym czy jest sens w ogole pakowac sie w symetryczne napedzanie sluchawek… to juz zupelnie inna bajka 🙂 Sa wzmacniacze SE, ktore graja lepiej niz niejeden symetryczny i vice versa.

    Ja robilem kilka kolejnych podejsc do roznych systemow symetrycznych (tych prawdziwie symetrycznych) i naprawde bardzo male roznice zaczely mi sie rysowac jako regula. Niestety wcale nie bylo to tylko in plus. Bylo inaczej. Na pewno systemy symetryczne potrafily wyciagnac wiekszy drive, wiekszy bas, jednak tracila sie dokladnosc lokalizacji zrodel. Obrazy byly nie tak klarowne jak na SE. Ciekawe.

    Pozdrawiam wszystkich czytelnikow 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy