Recenzja:  VOVOX Vocalis Protect IC i Vocalis Power

   Vovox to pięcioliterowe słowo, w którym aż trzy litery nie należą do polskiego alfabetu, swoisty zatem rekord. Poza tym to szwajcarska firma z miasta Kriens w kantonie Lucerna, a więc z samego serca Szwajcarii. Jak na ten kraj przystało leżącego u stóp malowniczej góry, której wierzchołkowe skaliste turnie przechodzą w niższych partiach w las i tym lasem zewnętrznych domostw sięgają. Miasta małego, dwudziestopięciotysięcznego, ale to nas nie interesuje. Interesuje natomiast fakt, że będącego od 2002 roku siedzibą firmy wytwarzającej okablowanie na użytek profesjonalny i audiofilski. Firmę założył inżynier Jürg Vogt, specjalista od materiałoznawstwa, przy współpracy z Kasparem Kramis, zawodowym muzykiem. Nim firma wyszła z pierwszym produktem, pięć lat trwał okres przygotowawczy, podczas którego rodziła się i wcielała w materię idea kabli opartych wyłącznie o parametr jak najlepszego i najmniej zakłóconego przewodzenia, z pominięciem tego wszystkiego, co da się wprawdzie w laboratorium zmierzyć, ale czego ludzkie ucho nie rozpoznaje. Wyrażając się w inny sposób: twórcy zignorowali to wszystko, czym nieraz inne firmy się szczycą, ale czego się nie da usłyszeć. Konstruktorzy VOVOX-a, mimo iż profesjonaliści z uczelni technicznej, wachlarz czynników pomiarowych ograniczyli zatem wyłącznie do tych, które na ludzki słuch się przekładają i podążając tą ścieżką stworzyli przewody specyficzne – wyglądające i skonstruowane inaczej – o których z dumą głoszą, że „grają we własnej lidze”. Tak w każdym razie według strony internetowej VOVOX-a twierdzi wielu użytkowników, w tym liczne grono koncertujących muzyków i realizatorów nagrań. Nie ma jak tego zweryfikować, więc tylko rzecz przytaczam, bo co im będę żałował? Mają odwagę tak się chwalić – ich sprawa, wysoko zawieszają poprzeczkę. Zobaczymy, czy ją przeskoczą, a ściślej usłyszymy. I jeszcze ta uwaga, że według zapewnień producenta jego wyroby powstają tylko na miejscu – w Szwajcarii oraz w kilku krajach sąsiednich. (Sąsiednich, a nie zamorskich, bo Szwajcaria nie leży nad morzem.)

Coś teraz o szwajcarskim audio. Jest jednym z najdroższych na świecie. I nie dziwota, gdyż Szwajcaria to kraj bogaty; najbogatszy w przeliczeniu na głowę mieszkańca nie tylko spośród europejskich, ale w ogóle wszystkich. (Maleńkie Księstwo Luksemburg pomijam.) Jest zatem z czego czerpać, by za to drogie audio płacić. Ale nie w przypadku VOVOX-a. To znaczy – owszem, za niego także płacą, ale nie muszą aż tyle. Firma skalkulowała swoje kable w dziale audiofilskim wedle profesjonalnych standardów, to znaczy z zachowaniem rozsądku i maksymalnej dozy umiarkowania. Profesjonaliści bowiem odnośnie kabli jeszcze nie zwariowali, a VOVOX bardzo na nich liczy i od początku w nich mierzył. Może nie bardziej niż w audiofili, a może jednak trochę, jako że dział profesjonalny liczy więcej pozycji od działu home audio. Ale i tak oferta audiofilska to cztery odrębne grupy: Initio – kable najtańsze (dla oszczędnych albo początkujących); Vocalis – wyraźnie droższe, ale wciąż jeszcze tanie, dla bardziej zaawansowanych i nie w tym stopniu oszczędnych; Textura – czyli średnie, a nawet wyższe średnie; oraz Textura Fortis – jako referencyjne. W każdej grupie różne rodzaje interkonektów, kable głośnikowe oraz zasilające, a także listwy i podstawki. W tym także kable cyfrowe, nie same analogowe. Dochodzą do tego w dziale profesjonalnym mnogie kable do instrumentów oraz wyposażenia sceny, zatem wybór szeroki i tylko kabli słuchawkowych na razie nie uświadczymy. (Są za to mikrofonowe.)

Kabli VOVOX-a wcześniej nie recenzowałem, ale już były w użyciu. Bi-wiringowa wersja głośnikowego VOVOX Tekstura LS obsługiwała kolumny Avantgarde Duo Grosso i wzmacniacz Avantgarde, a jak to genialnie grało, o tym jest w tego wzmacniacza recenzji. High-end to był wyśrubowany, zatem nie istnieje możliwość, żeby ten przewód nie był świetny. A kosztuje niecałe dziesięć tysięcy, czyli jak na podwójny głośnikowy naprawdę dosyć skromnie. Teraz zaś będzie jeszcze skromniej, albowiem w krótkim teście zaznajomimy się z możliwościami interkonektu VOVOX Vocalis Protect oraz kabla zasilającego VOVOX Vocalis Power. Sięgamy zatem po serię tanią – raz, by się czas cały nie kąpać w niedostępnej drożyźnie; dwa, ponieważ taniość ma naturalnie wielu chętnych.

Technologia i użyteczność

VOVOX Vocalis IC Protect 1,0 m RCA

Proste tekturowe pudełka, bez żadnych pretensji do luksusu.

   Słowo „Protect” znaczy w tym wypadku „izolowany”. Kabel jest w materiałowym, gęsto tkanym i zaimpregnowanym oplocie, w odróżnieniu od tańszej wersji „Direct” posiadającym właściwości tłumienia przenikania elektrycznego. Nie naśladuje zatem, jak tańsza wersja, podejścia szwedzkiego Entreqa, którego oploty bawełniane nie są nawet nasączane impregnatem, aby broń boże coś na kształt izolacji z tego nie wyniknęło. I tylko w środku wokół żył, izolacyjny teflon, aby nie było zwarcia. Jak jest w środku recenzowanego VOVOX-a z izolacją, tego producent nie zdradza (wersja bez izolacji to taśma), a pruł przecież nie będę. Piszą jedynie, że przewodniki są solid-core (czyli lite) z krystalicznej miedzi OFC (beztlenowej) o czystości 99,95%, całkowicie też oczyszczonej z ołowiu i lutowanej także bezołowiowo. Bez prucia natomiast widać, że żyły są wokół siebie skręcone i na pewno nie cienkie jak włosy, a sposób ich splatania dopasowano ponoć do krystalicznej struktury przewodów, cokolwiek by to miało oznaczać. Wtyki wzięto do Eichmanna (ETI Research); konkretnie są to miedziane Eichmann BulletPlug, o konstrukcji zapobiegającej powstawaniu prądów wirowych i stuprocentowej przewodności, czego – jak dumnie podkreśla producent – nie da się powiedzieć o wtykach będących mieszankami różnych metali i ze standardową konstrukcją obejmy. Tej bowiem we wtyku Eichmanna nie ma, zastępuje ją drugi bolec, sprytnie wkomponowany w plastikowe chwytaki. Ma to ponoć bardzo wyraźne przełożenie na brzmienie, właśnie dzięki eliminacji prądów wirowych.

Przewód jest kierunkowy, co mocno akcentują, a kierunkowość łatwo rozpoznać, bo to nie żadne mikro strzałki, że trzeba wytrzeszczać oczy albo sięgać po lupę, tylko na każdym kablu z daleka widoczna opaska z pomarańczowo-czarnym logo firmy po stronie „do wzmacniacza”. Łatwo się też zorientować odnośnie prawy-lewy, bo Eichmann też nie skąpi i czerwień prawej strony od razu rzuca się w oczy. Aby nie było nudno, czarny materiał izolacji posiada jasne prążkowanie, a same kable są dość lekkie i dosyć elastyczne. Na pewno nie będą ciążyć sprzętowi i łatwo dadzą się zginać, choć pewną sprężystość mają. Nie uczynią też dużej dziury w budżecie, bo za metrowy odcinek dać trzeba 1790 PLN, a za krótszy 0,75 m jeszcze o dwieście mniej. Pakują te VOVOX Vocalis IC w tekturowe, lakierowane na czarny mat niewielkie pudełko z logo producenta na wierzchu, a w środku jest oprócz nich jedynie karteczka z uwagami o kierunkowości i nadzwyczajnej jakości. „Więc Ci gratulujemy nabywco, dokonałeś świetnego wyboru!” (Pytanie tylko: dla kogo?)

VOVOX Vocalis Power

A w środku ładnie wykonane kable bez biżuteryjnych ozdóbek.

Do kompletu z interkonektem przyjechał kabel zasilający. Zapakowany oczywista w większe ale podobne pudełko i kosztujący w przypadku testowanego 1,8-metrowego odcinka 1690 PLN; a za 1,5-metrowy znowuż o dwieście mniej.

Sam kabel przewodzący pomiędzy markowymi wtykami od Wattgate ma identyczną powierzchowność jak interkonekt, ale wsad z pewnością odmienny, ponieważ zdecydowanie jest cięższy i o wiele sztywniejszy. W odróżnieniu od lekkich interkonektów sieciówka waży swoje i jest wprawdzie podatna na zginanie, ale dużo sztywniejsza. Daje się układać za sprzętem, nie sprawi zasadniczych kłopotów, ale to nie jest przewód z tych lejących czy bardzo elastycznych. Też niewątpliwie oparty o żyły solid-core (jako że pamięć zginania), o których to litych przewodach VOVOX powiada, że są o wiele lepsze od tych splatanych z cienkich nitek, ponieważ mają o wiele mniej luk w przewodniku. Dodatkową poprawę przewodzenia zapewnia siateczka izolacyjna spleciona z naturalnych włókien, bardzo dobrze ponoć chroniąca przed zakłócającymi interakcjami we/wy.

Co mocno rzuca się w oczy, poza ładnym wyglądem, to wielka czerwona kropa przy bolcu mającym trafiać w gniazdku na żyłę gorącą; zorientowana, zgodnie z powszechnie przyjętym standardem, „jak uziemienie u góry, to gorąca po prawej”. (Patrząc na ścienne gniazdko.)

Skromne ale gustowne i do każdego toru wyglądem pasujące.

Ciekawe są pojawiające się przy okazji wywody producenta o znaczeniu kabli zasilających. Jak piszą na swojej stronie, faktem jest, że nie da się ich pozytywnej ingerencji dobrze uzasadnić teoretycznie, ale za to da się ich korzystny wpływ na brzmienie jak najbardziej usłyszeć. Coraz więcej przeto muzyków i realizatorów nagrań – nie samych więc audiofilskich wariatów – z lepszych kabli zasilających korzysta i VOVOX tego nie przeoczył. Bez silenia się na teoretyzowanie zapewniamy klientom dobre i bardzo dobre kable zasilające, a niedrogi VOVOX Vocalis Power nieznacznie tylko ustępuje brzmieniowym potencjałem lepszemu i droższemu odpowiednikowi z serii Textura, jednocześnie przewyższając najtańszego z rodziny Power Initio.

Odsłuchy: Vocalis IC

Także pod względem brzmieniowym.

   Zaistniał problem techniczny odnośnie punktu odniesienia; banalny deficyt interkonektów z tego przedziału cenowego wymusił użycie znacznie droższego Sulka IC oraz także drogiego Tara Labs Air1 w starszej, liczącej przeszło dekadę wersji. Więc przy okazji także badanie ewolucyjnego postępu – jak mają się do siebie interkonekty za przeszło sześć tysięcy z dawnych czasów względem aktualnego za półtora.

Odsłuchy wykonałem przy źródłach komputerowym i SACD, używając słuchawek Final Audio D8000 i kolumn monitorowych Reference 3A. Przy czym słuchawek z nowym ich firmowym droższym kablem na bazie srebra, a to z dwóch względów: po całkowitym wygrzaniu okazał się dawać większą bezpośredniość (w ramach naturalizmu a nie czarowania, którego z kolei więcej oferuje starszy miedziany), przy czym naturalizm ten jest trudniejszy do oswojenia (jak to ze srebrem przeważnie), w związku z czym bardziej był czuły na wszelkie zmiany; jasne więc, że testowanie miedzianego interkonektu z jego użyciem więcej ujawnić mogło.

Zabawa polegała na wielokrotnym w obie strony po sobie słuchaniu wszystkich porównywanych przewodów, co niemal natychmiast pozwoliło ustalić najbardziej uderzające różnice.

I jako pierwsze rzecz najważniejsza: nie pojawiła się żadna zasadnicza dystynkcja jakościowa. Przechodzenie zarówno z Sulka jak i Tary na trzy i pół raza tańszy, drugi od dołu z obecnie oferowanych interkonektów VOVOX-a, nie powodowało żadnych grymasów ani bolesnych skurczy. Żadnego w pierwszych sekundach dramatycznego efektu przejścia, spokojna ewolucja. Co więcej, pewne cechy nawet na korzyść VOVOX-a; w pierwszym rzędzie łatwość słuchania, spójność i porządek sceniczny. Wszystko to głównie dzięki cesze drugiej, odniesionej już nie do wrażeń ogólnych, a do konkretu. Ta cecha to bardziej powściągliwe, bliżej średnicy trzymane soprany. Tylko żebyśmy mieli jasność – żadnego zarazem wrażenia sopranów tych redukcji, żadnego ich zabrania. Nie żadne tam „buły”, nudziarstwa, jawne poczucie braku. Jedynie niższa nieco tonacja i bardziej zwarte pasmo, pozwalające – rzecz ciekawa – głębiej penetrować wzrokowo w głąb sceny. Bo owszem, zarówno Sulek, jak i Tara, dzięki dźwięczniejszym i przenikliwszym wysokim tonom (bardziej także dzwoniącym), potrafiły z dźwiękami jechać wyraźnie dalej w utworach wielkoscenicznych, ale te ich wysokie tony się bardziej izolowały, traciły związek z resztą. I to traciły podwójnie – zarówno w sensie oderwanej odmienności tonalnej, jak i własnego, oddalonego miejsca. Wyraźnie odskakiwały od reszty, zdecydowanie najbardziej przykuwając uwagę. Przy czym u Sulka bardziej były przenikliwe i sięgające najwyżej, a u Taty ładnie dzwoniące i z efektownym, nienadmiernym pogłosem. Tymczasem u VOVOX-a cały dźwiękowy teatr pozostawał skupiony, przy czym poczucie scenicznego ogromu także było generowane, tyle że nie w tym stopniu. W zamian bardziej skupiony na centrum wzrok głębiej w nie penetrował. Dźwięk mniej był dzwoniący, strzelający do góry i na zewnątrz, ale zarazem uformowany porządnie, mniej kapryśny i mniej rozstrzelony. Wewnętrznie dobrze zharmonizowany i bez tak mocnej koncentracji na sopranowych składowych – w zamian oferujący lepszy wewnętrzny porządek i na nim skupienie.

I z dobrym oznakowaniem.

To wszystko napisane wyżej wymaga uściślającej interpretacji. Bowiem zdiagnozowane zostało przy komputerze, a więc w torze wyraźnie słabszym. Dla takiego bardziej zwarty i oszczędny wyrazowo VOVOX może stać się zaletą, podczas gdy droższe interkonekty swe przeznaczenie znajdują przede wszystkim w high-endzie. Dopiero tam mogą się prawdziwie popisać; tam szersze ich pasmo i większa przenikliwość przynoszą sam pożytek. Co prawda w torze słabszym też mogą być przydatne, również podnosić jakość, ale to będzie wymagało od tego toru dobrego zestrojenia i pewnej oszczędności sopranowej, by nie stało się zbyt wyrywnie na samym szczycie pasma. Tymczasem lampowy słuchawkowy wzmacniacz i lampowy przetwornik cisnęły na pasma rozszerzanie, a materiał plikowy brany z Sieci nie był w stanie za tym nadążyć. Więc tylko gęste pliki z dysku przy droższych interkonektach zyskiwały, a popularne z YouTube zachowywały się różnie, przeważnie niejednoznacznie.

W tym miejscu pora na dygresję. Dwa są typy odmienności w odniesieniu do sprzętów porównywanych (w naszym przypadku interkonektów). Jedna to efekt szybkiego przejścia, słyszana natychmiastowo. Ten sprawdzian łączówka VOVOX-a przeszła gładko i na wysoką notę. Natomiast nieco gorzej poszło jej z odmiennością drugą, efektem długodystansowym. Ten się pojawia po czasie, co najmniej po kilkunastu minutach. Polega na stopniu zaangażowania i ewentualnie na spostrzeżeniu nie odnotowanych od razu błędów. Tych błędów tu nie było, nic nowego do efektu przejścia po pewnym czasie nie doszło, co trzeba, rzecz jasna, uznać za zaletę. Natomiast pewien niedostatek dźwięczności, rzewności i srebrzenia sopranów działał co prawda ułatwiająco, ale z czasem zmniejszał niestety skupienie i zaangażowanie. Brzmienie zaczynało powszednieć, nie miało dość argumentów. Wciąż jednak in plus przemawiała zdiagnozowana spójność i penetrowanie na głębię dobrze uporządkowanej sceny, a w odniesieniu do samych dźwięków dobre ich wzajemne relacje – pozbawione luk tonalnych, podbarwień czy jawnych przeinaczeń. Brzmienie jawiło się jako całość i jako dobra kompozycja o dobrych wewnętrznych relacjach. Moja szczątkowa synestezja (mimowolne kojarzenie barw z dźwiękiem) nie odnotowała żadnych podbarwiających poświat, żadnych sygnałów o błędach. Mimo iż srebrny kabel Finala ma do takich poświat tendencję i przy obu pozostałych interkonektach czasami nieco sopranami jarzył. Niemniej poprawny pod tym względem interkonekt VOVOX-a, mimo jednolitszej i bardziej pastelowej tonacji (generalnie dość ciemnej) miał tendencję do tracenia przez słuchacza skupienia, po prostu mniej angażował. Jednakże to bardziej przy muzyce małoformatowej, kameralnej, stojącej, bo jednocześnie bardzo udanie relacjonował potęgę, częstując dynamiką, wielopiętrowością i siłą uderzenia. Atak, zwłaszcza ten zmasowany, wychodził mu bardzo dobrze; tym lepiej, że bez towarzyszenia jakichkolwiek sopranowych ostrości, czego o obu pozostałych ze srebrem od Finala nie można było słuchając przy komputerze powiedzieć.

Wtyki Eichmanna są nietypowe – z bolcem zewnętrznym w miejsce objemki.

Tak więc wypadkowa na plus, nawet zdecydowanie. VOVOX Vocalis IC Protect nie jest wprawdzie tak zjawiskowy, jak testowany niedawno Oyaide AZ-910, ale o połowę od niego tańszy i przy tym bardzo konkretny. Mniej ciepły i ujutny (znaczy się swojski, miły) od kosztującego z grubsza tak samo jak on najtańszego Harmoniksa, zachowuje trzeźwość, ma siłę i jest jednolity wyrazowo. Żadnego bałaganu, podostrzeń i przejaskrawień, a jednoczenie umiejętności konstrukcyjne, detaliczność i przegląd sceny nie gorsze niż u kilkakroć droższych. Można więc rzec – profesjonał. Nie darmo VOVOX to firma profesjonalna, mająca profesjonalne korzenie. Słychać, że chce zachować trzeźwy ogląd i stawia to wyżej od wysilania się i upiększeń. Idea to transfer bitów, a nie bitów obróbka. Tę kabel zostawia innym – nagraniu, wzmacniaczowi, źródłu. Sam chce być transparentny, jak można najmniej być filtrem. I to się dobrze udało jak na ten poziom budżetu. Niczego nie brakuje w sensie makroskopowym i nawet ta sopranowa dźwięczność z towarzyszeniem rzewności przejawia się jak najbardziej, tyle że nie tak silnie. Brzmienie nie jest tak lśniące, rozdzwonione i roziskrzone, a w zamian łatwiej przyswajalne oraz konkretne, mocne. A przy tym też bogate, nie brakuje w nim treści. Że aż się w pierwszych chwilach dziwiłem i się zacząłem zastanawiać, czy słuch mi aby nie osłabł. Ale nie, nie słuch słaby, a kabel bardzo dobry, co piszę z przyjemnością.

Odsłuch: Vocalis Power

Pośrodku ten sam oplot, a wtyki od Wattgate.

   W przypadku kabla zasilającego kłopoty z tańszą konkurencją nie zaistniały. Miałem pod ręką kosztującego circa 700 złotych (nie widzę go w ofercie krajowej) IsoLink Wave od angielskiego ISOL-8, czyli od Nicka Poulsona. Solidny kabel a niedrogi od jednego z najlepszych w świecie specjalistów kontroli rozsyłu energii, czyli akurat coś takiego, co mogło ujawnić postęp wraz z gotowością do ponoszenia większych wydatków, albo ujawnić takowego brak.

Na początek muszę pochwalić produkt ISOL-8. Naprawdę szkoda, że brak tego kabla w krajowej ofercie, bowiem po pełnym ograniu (co trwało dosyć długo) okazał się pierwszorzędny. Mógłbym o nim napisać, że gra sympatycznie, ale to by sugerowało, że głównie jest gładki i ciepły, z dorozumieniem w tle, że niewiele ponadto. Tymczasem kabel jest pełnowymiarowy, dobry pod każdym względem. Owszem, temperaturę podnosi powyżej zera neutralności, ale to czyni muzykę żywszą i bardziej angażującą, a nie zdeformowaną. Wyraźnie pod tym względem bliski okazał się produktom od japońskiego Harmoniksa, a muszę szczerze przyznać, że kable tego producenta szczególnie sobie cenię. Na pewno nie jako jedyne, ale na pewno jedne z „tych”. Więc ciepło i przyjazna postać podobne do szkoły Harmoniksa, a jednocześnie żywość, gęstość i dużo informacji. Tak grać z tym IsoLink zaczęło, że aż musiałem użyć kontrolnie zwykłej komputerówki, by nie wpaść w sidła szkoły „kable zasilające nie grają”. Ale spokojnie – grają, grają – a tylko firma ISOL-8 potrafiła tani a aż tak dobry zrobić. Więc w sumie mnie ten niezbyt gruby, bladozielony IsoLink zaskoczył, tym bardziej że jego brzmienia nigdy nie poddawałem analizie, a tylko służył w torze do wygrzewania słuchawek.

Napisałem aż tyle o kablu nie recenzowanym, abyście mieli jasność odnośnie jego zalet i by tym samym napocząć sprawę o kablu tytułowym, który z nim sparingował. W tej sytuacji bowiem łatwo mogło się zdarzyć, że VOVOX Vocalis Power okaże się nie nadążać. W końcu nieraz tak bywa, droższe nie musi być lepsze. Ale się tak nie zdarzyło. Zdarzyło mi się natomiast usłyszeć dużą różnicę stylu na generalnie zbliżonym pułapie. Różnicę do zwięzłego scharakteryzowania (tak samo jak w przypadku interkonektu) jako styl szkoły profesjonalnej. Ale jak można IsoLink Wave skrzywdzić skrótowym „kabel miły”, tak można Vocalis Power skrzywdzić mianem „profesjonalny”.

Dwie niedrogie sieciówki i obie pierwszorzędne.

Bo choć „profesjonalny” w obiegowym znaczeniu jest synonimem wysokiej klasy (zawodowy kierowca albo bokser to ktoś budzący szacunek), ale nie w branży audio. Tu zawodowy znaczy: postny, do bólu neutralny, nijaki – nie chcący się angażować, wolący stanąć z boku. Co prawda na audiofilskich łamach często można znaleźć wywody o ideale dla kabla jako z toru zniknięciu, ale to są imaginacje, w praktyce tak to nie działa. W rzeczywistości się porównuje, próbuje różnych kabli. I nie ten wygrywa z innymi, który najbardziej zniknął, a ten z najlepszą muzyką. Więc VOVOX wcale nie znikał, tylko przejawił styl. Styl o manierze profesjonalnej, ale daleki od nudziarstwa. Z profesjonalnych ciągot zostało właściwie jedno – neutralna temperatura. Nie podnosił jej jak Harmonix, o kilka stopni była niższa. Akurat dokładnie taka, aby nie było zimno ani ciepło. Żadnej rozgrzanej atmosfery i najmniejszego schłodzenia. Dokładna neutralność, temperatura obojętna. I to mogłoby być nudne, ale od razu wkraczał atut, który tę nudę zabijał – kabel podawał dużo tlenu. To mocno mnie zaskoczyło, albowiem nie słyszałem wcześniej kabla z rodziny power, który by wyraźnie to robił. Ściemnienie-rozjaśnienie, gładzenie-chropowatość, analiza lub komasacja – te cechy jak najbardziej. Ale żeby maska tlenowa? Nie, to się jeszcze nie zdarzyło. A VOVOX – tak, a właśnie.

Bardzo wyraźnie było słychać, że dźwięki są natleniane, a wraz z tym szersze, swobodniejsze i bardziej transparentne. Jednocześnie trochę wyżej i przenikliwiej ciągnięte na górze oraz cokolwiek mocniej odczuwalne pogłosy i więcej informacji o jakości nagrania. Coś zatem więcej z analizy, a mniej z upiększania (o ile wziąć tlen w nawias, bo on na pewno upiększał). Względem porównywanego ISOL-a brzmienie odrobinę mniej gęste i bardziej zwrócone ku opisowi powierzchni – z oddaniem wyraźniejszych i bardziej z meszkiem faktur, a bez aromatycznego miąższu. Co głównie jako skutek zwiększającego objętość i zmniejszającego gęstość tlenu, dzięki któremu swoboda łapania oddechu, ale nieznacznie mniejszy ciężar własny. Więc zaraz zapytacie o bas i o potęgę, ale tu dobre wiadomości: bas z należytym zejściem i przede wszystkim (naprawdę) transparentny, czy jak to niektórzy wolą określać – rozdzielczy. A wraz z tym basem potęga, bo zawsze tak to bywa. Kabel angielski wyraźnie bardziej ścieśniał i dociążał, a szwajcarski zwiększał objętość i prześwietlał. Jedno i drugie było dobre, ale intuicja (przynajmniej moja) wolała szkołę szwajcarską.

Wtyk z mocną kropą, że sprawy orientacji żyły gorącej w gniazdku nie przeoczysz.

Bardziej to było spektakularne, więcej wraz z tym się działo. Przy czym brać trzeba pod uwagę, że te różnice nie były duże, a tyko tak to wyglądają w opisie, który na różnicach bazuje. Niemniej kable grały odmiennie, to dobrze dało się słyszeć. Już choćby tylko w wokalach, które ISOL ocieplał i kładł nacisk na ich ładność, podczas gdy VOVOX bardziej analizował i bardziej je ukazywał w autentycznej nagości. Bez (udanego skądinąd) upiększania, a bardziej trzeźwo, „profesjonalnie”. By nic nie utrudniało rozpoznania, z czym mamy do czynienia. I była też oczywiście różnica atmosfery. VOVOX poprzez swe przenikliwsze i wyżej ciągnięte soprany organizował większą przestrzeń, dawał więcej tajemniczości i większą sprawiał rzewność, a także więcej podawał informacji i lepsze widzenie na głębię. Bez ciepła, bez łaszenia i bez skomasowanej ciężkości. W odbiorze przede wszystkim był żywy i oferował dużą ilość nakładających się w uporządkowany sposób dźwięków, podczas gdy ISOL był ciepły, skondensowany, wsobny i gęsty.

Podsumowując

    Obraz z tego wyłania się jasny – kable VOVOX-a to mieszanka. Łączą w udany sposób cechy studyjne i audiofilskie. Nie można o nich powiedzieć, że nie usiłują się podobać – czynnik muzykalności zawsze okazuje się wchodzić w rachubę. I zawsze stoi na odpowiednim poziomie, a to natlenianie w kablu zasilającym, czy owa łatwość w przypadku interkonektu, to niewątpliwie cechy słuchacza zjednujące i dobrze się uzupełniające. Tor opatrzony samymi VOVOX-ami nie będzie więc w żadną stronę przegięty; nie będzie nudno neutralny, ani przegrzany czy zbyt brzmieniowo ściśnięty.

Firma odniosła sukces i ma ten sukces pokrycie. Nie w biżuteryjnym wyglądzie – od tego jak najdalej – tylko w jakości brzmienia. I to już w przypadku kabli z dołu oferty, które pomimo szwajcarskiego rodowodu okazują się stosunkowo tanie. A przecież mogło stać się inaczej; dopiero co czytałem porównanie, z którego wynikało, że Szwajcar na najnowszego flagowego iPhone’a pracuje osiem razy krócej od mieszkańca Europy Środkowej (tzw. index iphone.) Na szczęście profesjonalny rodowód firmy nas przed tą sytuacją uchronił, producent najwyraźniej nie chciał dużego rozrzutu cen między katalogami audiofilskim i profesjonalnym. A to stwarza okazję udanego zakupu, okazję nie byle jaką. Okazję szczególnie dla tych, którzy nie chcą słuchać upiększeń, a jednocześnie nie mają ochoty na kaleczenie uszu. Bo VOVOX nie wydziwia i zna się na robocie. Podaje brzmienia bardzo strawne i bardzo efektowne, pomimo że nie ocieplone i bez dodatkowych kalorii. Nie żadne gęste zawiesiny o wysokiej temperaturze, tylko muzykę nośną, bogatą i dobrze oświetloną. W efekcie przejrzystą a bez rozjaśnień i dobrze wyważoną gdy chodzi o równowagę pasma. Grzechem byłoby napisać, że nie da się jeszcze lepiej, ale grzechem też nie zaznaczyć, że przy tej cenie to propozycja uczciwa, by nie powiedzieć więcej. Te gratulacje dla nabywcy ze strony producenta nie brzmią ani trochę prześmiewczo, trzeba to VOVOX-owi przyznać. Bo z całą mocą podtrzymuję twierdzenie, że w dobrze zorganizowanym torze, który żadnych już mocnych lekarstw nie potrzebuje, różnica pomiędzy ich okablowaniem z niskiej serii Vocalis nie będzie zasadnicza względem kabli już bardzo drogich.

I na koniec jedna uwaga ogólniejszej natury – usilnie proszę, by pamiętać, że przy pomocy samego okablowanie tor można zmieniać zasadniczo, przechodząc od niezadowolenia do silnej żądzy słuchania. A jest prawdziwą satysfakcją, móc dzięki zmianie kabli zamienić posiadane przez siebie klocki z nielubianych w lubiane.

 

System:

  • Źródło dźwięku: PC, Ayon CD.35 HF Edition.
  • Przetworniki: Ayon SIgma.
  • Wzmacniacz słuchawkowy: Ayon HA-3.
  • Słuchawki: Final Audio D8000 (kabel srebrny).
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Kolumny: Reference 3A.
  • Interkonekty: Sulek Audio & Sulek 6×9, Tata Labs Air1, VOVOX Vocalis Protect.
  • Kabel głośnikowy: Sulek 6×9.
  • Kabel USB: iFi iUSB3.0 z kablem Gemini i iDefender.
  • Kabel koaksjalny: Tellurium Q Black Diamond.
  • Konwerter: iFi iOne.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, IsoLink Wave, Sulek Power, VOVOX Vocalis Power.
  • Listwy: Power Base High End, Sulek.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Stopki antywibracyjne: Avatar Audio Nr1.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Acoustic Revive RIQ-5010, Solid Texh „Disc of Silence”.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

11 komentarzy w “Recenzja:  VOVOX Vocalis Protect IC i Vocalis Power

  1. Artur pisze:

    Ktoś to w PL sprzedaje?

  2. Stefan pisze:

    Jaki to kabel srebrny do D8000?

    1. Stefan pisze:

      A widzę, fabryka.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Trudny kabel, ale jego atuty udaje się wyzyskać na rzecz bezpośredniości.

  3. Paweł pisze:

    Mam dwa kable isol-8 (isolink) w najwyższej wersji kupione w mojeaudio u p. Krzysztofa Owczarka, jestem przekonany, że nadal jest dystrybutorem wszystkich produktów Nicka Poulsona.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Może, ale w sklepach jakoś nie wypatrzyłem.

  4. Janek pisze:

    Szkoda za fazowosc oznaczona blednie. Amatorzy 😂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dlaczego błędnie? Poprawnie.

      1. Artur pisze:

        Jeśli kropka oznacza żyle tzw ciepłą to błędnie…

        1. Piotr Ryka pisze:

          Nic podobnego. W gniazdku żyła gorąca powinna być po prawej przy uziemieniu u góry.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy