Recenzja: RAAL SR1a True Ribbon

   Aż nie bardzo wiem, od czego tym razem zacząć. Czy od tego, że sam? Czy od tego, że świat? Czy od koncepcji producenta?

Może zacznę od świata, bo on jednak największy. Króciutko, żeby się nie powtarzać – słuchawki to obecnie modowa, sprzedażowa i technologiczna awangarda; z całej branży produktów audio najwięcej ich sprzedają, największa ilość posiadaczy, największa walka producentów o mogące się przebić nowości.

Teraz trochę od siebie. (Tak dyktuje narracja.) Każdy audiofil nosi w sobie miłość do czegoś w sensie sprzętowym. Rzecz oczywista – najcenniejsza z całego tego audio jest sama muzyka, jako sztuka oraz zbiór towarzyszących obrazów, myśli, marzeń i wyobrażeń; wszakże ta sama muzyka – to samo nawet wykonanie – może być bardziej lub mniej inspirujące w zależności od aparatury odtwórczej. Przykładowo, w moim wypadku pianistyka Krystiana Zimermana odtwarzana na aparaturze spoza obszaru wybitnej i z niewystarczająco dobrego nagrania jawi się jako nudna, podczas gdy w sytuacji odwrotnej budzi żywe reakcje i mogę się nisko pokłonić precyzji i elegancji gry. (Choćby tutaj) Nie jest więc wszystko jedno, z czego i jak nagranego się słucha, i na tę właśnie okazję każdy z krwi i kości audiofil ma swoje znaleziska, najczęściej cały zbiór znalezisk.  Głośniki lub słuchawki, odtwarzacz bądź przetwornik, wzmacniacz oraz okablowanie – to są jego „odkrycia”; na tym ten audiofilizm się zasadza. By nie rozwlekać tematów oczywistych ucinając wywód ogólny dorzucę, że moim własnym odkryciem są słuchawki AKG K1000 z kablem Entreq Atlantis. Też oczywiście wszystkie pozostałe składniki posiadanego toru, figurujące pod recenzjami w spisie „System”, ale te AKG najbardziej, jako najbardziej niezastąpione.  Powstałe między 1987 a 89 rokiem i doposażone w ekstremalnej jakości słuchawkowy kabel (może nawet najlepszy w historii), grają zachwycająco i stale do tego nawiązuję. Zanudzam czytelników porównaniami do nich, z których to mnogich porównań obronną ręką wyszedł jak dotąd jedynie system Sennheiser Orpheus (nowy i stary), system Stax SR-Ω/Stax T2 oraz kultowe Sony MDR-R10. Pozostała, w setki idąca reszta, mniej albo bardziej odstawała.

Przejdźmy nareszcie do producenta, wpisanego w sytuację świata kochającego słuchawki i  recenzenta kochającego AKG K1000. I nawiążmy do tego, że ostatnimi czasy pojawiły się dwa zamachy na te historyczne, bez cienia wątpliwości kultowe, jedyne takie AKG. Opis jednego już za nami – ci sami twórcy: Helmut Ryback i Heinz Renner, którzy pod koniec lat osiemdziesiątych stworzyli sławne „tysiączki”, trzydzieści lat po fakcie wyszli z projektem nowym, ochrzczonym Mysphere 3. Coś jakby mniejszej i zgrabniejszej oraz opatrzonej najnowszą technologią wariacji tamtych, w zależności od wersji mogącej nawet współpracować ze sprzętem przenośnym. Jeśli pogodzić się z tym, że cena przez trzy dekady niczym jaskółka poszybowała z siedmiuset na cztery tysiące euro, to przedsięwzięcie się udało; niemniej o wiele mniejsze przetworniki Mysphere nie dają całej pełni tych doznań, które dawały większe w K1000. Dochodzi do tego kwestia jakości okablowania względem tych moich z poprawionym – i nie ma co rozwlekać: Mysphere 3 są bardzo dobre, ale nie lepsze ani nawet równe pierwowzorowi. Tyle odnośnie pierwszego zamachu, który nie do końca się udał. W tym tekście stajemy zaś w obliczu drugiego, owych szumiących już na rynku tytułowych RAAL. Pojawionych w 2018-tym, pochodzących od RAAL Requisite Audio Engineering i mających konstrukcję wstęgową. Tak samo jak AKG K1000 i Mysphere 3 z przetwornikami nieprzylegającymi do głowy i regulowanym kątem ich odgięcia; tymi przetwornikami na dodatek dużymi, że nie będzie wymówki.

Założenia, konstrukcja, budowa

Profesjonalny kejs.

Siadając do recenzji zwyczajowo próbowałem najpierw dowiedzieć się czegoś bliższego o wytwórcy, co okazało się nieproste, jako że sam o sobie niewiele mówi. Posiłkując się jego własną stroną oraz opisem Srajana Ebaena (którego samo RAAL desygnowało na pierwszego recenzenta, ale którego recenzje przypominają miejscami psa łapiącego pchły – mnóstwo kotłowaniny, najważniejszego nie widać) zdołałem z grubsza ustalić, że powstanie firmy datuje się na rok 1995, kiedy to Danny „Sage” McKinney uruchomił biznes produkcji oprzyrządowania dla profesjonalnego audio – monitorów studyjnych, przedwzmacniaczy, konsol masteringowych, mikrofonów i okablowania. Tyle po stronie zachodniej Atlantyku, po wschodniej zaś ulokowana w Serbii ekipa wynalazczo-realizacyjna, którą można obejrzeć na ich fotce prezentacyjnej: jedenastu facetów ze słuchawkami na uszach lub wokół szyi wydaje się być z siebie zadowolonych.

Niezależnie od tego: kto, z kim, kiedy, jak i dlaczego – tak czy owak dla RAAL najważniejsza była produkcja tweeterów wstęgowych, od których doszli do słuchawek. Wiadomo – słuchawki teraz rządzą i kto ich nie ma, wypada z gry. Przesada z tym, niemniej dobrze je oferować, to na pewno podnosi popularność i przy okazji prestiż.

Słuchawki zaś to do siebie mają, że wszystkie są najlepsze. Z takiej czy innej perspektywy patrząc każde się okazują naj, jeżeli tylko uwierzyć marketingowym opowieściom. Tych opowieści na stronie RAAL odnośnie SR1a jest wyjątkowo dużo – cała plejada profesjonalnych użytkowników i zawodowych recenzentów wypowiada się w samych superlatywach z dodatkiem aury cudowności. „Oto Ferrari pośród słuchawek”, „Nareszcie mogę ufać moim słuchawkom”, „Obrazowanie przewyższające standardy planarne i elektrostatyczne”, „Najprawdziwszy dźwięk oraz obraz basu”, „Najbardziej przezroczyste słuchawki, jakich dane mi było doświadczyć”, „Niezrównana muzykalność i szczegółowość” – itp. itd. Zjednoczone siły serbsko-amerykańskie pogrążyły więc wedle tych wywodów konkurencję i (który to już raz) – należy się domyślać, iż dzięki nim powstały najlepsze słuchawki świata.

Toteż: – tadam! – i może, jako ewentualny dodatek dla dociekliwych, garść technicznych szczegółów.

W środku słuchawki i adapter.

Słuchawki dostajemy w kufrze ze sztucznego tworzywa, takim samym jak u topowych Audeze (też oczywiście najlepszych na świecie). W tym kufrze one same, a oprócz nich reduktor, w postaci niewielkiego, płaskawego pudełka nadzianego rezystorami. RAAL SR1a to bowiem analogon AKG K1000 nie tylko pod względem sposobu zawieszenia muszli, ale i prądożerności. Prądożerne są nawet bardziej, bo według zaleceń konstruktorów minimum mocy to wzmacniacz oddający 50 W na kanał przy impedancji 8 Ω. Tyle, że podłączany właśnie poprzez reduktor, a nie wprost słuchawkowym kablem w odczepy głośnikowe, czyli historia z kolei analogiczna jak z transformatorowym dopasowaniem słuchawek elektrostatycznych.

W tym miejscu natrafiamy na rozterki odnośnie tego podłączania. W komplecie na jego rzecz cztery krótkie, sztywnawe kabelki z końcami gołe druty, co do jakości których poważne wątpliwości. Na wszelki wypadek używałem więc kabli głośnikowych z najwyższej półki; a mogłem też od biedy użyć wysokojakościowych zwór, ale nie chciało mi się ich demontować z kolumn i potem męczyć z ich krótkością. Na tylnej ściance reduktora są cztery zwykłe (żadne tam WBT, czy inna arystokracja) przyłącza głośnikowe, a z przodu gniazdo słuchawkowe 4-pin (ale męskie, czyli odwrotnie niż zazwyczaj). Do niego wpinamy dostarczony ze słuchawkami kabel zakończony wtykiem żeńskim; który to kabel wydaje się też mocno średni, ale po stronie muszli ma symetryczne złącza mikro jack 2,5 mm, czyli na pewno jest symetryczny. Dorabiać lepszego mi się nie chciało – za krótko te RAAL miały być – ale wydaje się, że w takiej podmianie tkwi duży potencjał wzrostowy.

Odnośnie samych słuchawek: ważą bez kabla 425 g, czyli są cięższe od K1000. Mimo to wygodniejsze, ponieważ uciskają okolicę skroniową za pośrednictwem większych i bardziej miękkich poduszeczek, w dodatku wypełnionych pianką z pamięcią kształtu. Prócz tego ta sama pianka zjawia się wewnątrz prowadzonych wzdłuż całej długości każdego przetwornika po stronie bliższej twarzy dodatkowych wałeczków, które przylegać będą do policzków, co daje w sumie dużo większą powierzchnię przylegania, w dodatku poprzez miłą skórkową materię z lepszym wewnętrznym wypełnieniem. (Dla ekologów wersja bez skóry.) Skórzana bądź ekologiczna jest też opaska nagłowna; dosyć szeroka, bardzo miękka i uzupełniona dodatkowym paskiem obejmującym tył głowy. Dzięki któremu RAAL mocniej siedzą –  zresztą i tak na tyle mocno, że tylny pasek niekonieczny. Można go odpiąć (nagłowną opaskę też), gdyż przytwierdzono go na kołeczkach. I można także w sporym zakresie regulować jego długość, dzięki trzem dziurkom na każdym końcu. Osobiście wolałem jednak słuchać bez niego, bo dotykanie tyłu głowy cokolwiek mnie drażniło, a przede wszystkim wydaje mi się, że najlepsze brzmienie uzyskujemy wówczas, gdy górę muszli przesuniemy w stronę twarzy, a dół skierujemy ku plecom.

Słuchawki patrząc z dala dość zwyczajne.

Muszle łączą się z pałąkiem przez sworznie, dające możność rozchyłu nawet powyżej 90°. Opór obrotu dobrano przy tym perfekcyjnie – zadanego położenia nie trzeba fiksować, ani muszle nie będą się majtać.  Oprawę przetworników od zewnątrz i od wewnątrz stanowią aluminiowe kratownice oraz piankowe osłony wewnętrzne, które to kratownice osadzono w stelażach z karbonowego kompozytu. Stelaże mają wystające daleko do tyłu akustyczne skrzydełka, dzięki którym dźwięk zanadto się nie rozprasza – wystarczy że można go rozpraszać poszerzając rozwarcie muszli. Nie bez znaczenia dla akustyki są też te wewnętrzne pianki z zadaną rolą tłumienia wibracji.

Pałąk powyżej opaski to pojedynczy płaskownik ze stali sprężynowej, a do słuchawek można zamówić zapasowe przetworniki, których para kosztuje zaledwie $350. Na dodatek ich wymiana to moment – wyjmują się do góry jak plastry miodu z ula.

Dobrnęliśmy tym samym do sedna – te przetworniki wstęgowe. Nie dynamiczne, nie planarne, nie elektrostatyczne i nie AMT – to wstęgi. Jak to najczęściej ma miejsce o powierzchniach wykonanych z cieniuteńkiej, harmonijkowo marszczonej folii aluminiowej, które to powierzchnie okazują się spore – na oko trochę większe od kwadratowych membran dynamicznych przetworników z K1000. O odnoszonych do nich własnościach akustycznych same najlepsze rzeczy – THD poniżej 0,03% i idealne oddanie pasma 33 Hz – 30 kHz przy mega szczegółowości oraz naturalności brzmienia. Także wyjątkowa szybkość reakcji i mistrzowskie oddanie barw; że w sumie – tu nie ma owijania w bawełnę – oto najlepsze słuchawki świata! Dlatego cenę ustalono na $3500 (18 tys. PLN) – z uwagi na fakt bycia najlepszymi i tak jest wyjątkowo atrakcyjna.

Na koniec jeszcze pytanie, czy w związku z przetwornikiem wstęgowym zjawiają się jakieś wątpliwości? Ewentualnie te, że głośniki wykonane w tej technologii znane są z wyjątkowej szybkości i precyzji, ale niekoniecznie z długiego podtrzymania i dociążenia dźwięku.

Odsłuch

Ale już z bliska nie.

Przejdźmy od poznawania wzrokowego i dotyku oraz spraw konstrukcyjnych do praktyki akustycznej. Zanim zbadamy te podejrzane o bycie nieidealnymi sustain i dociążenie, a przede wszystkim ustalimy, czy rzeczywiście mamy do czynienia z najlepszymi słuchawkami w dziejach, jedna uwaga odnośnie strony czysto użytkowej, wiążąca się z ostatnim AVS. Nie słuchałem ich tam dłużej niż pół minuty, toteż nie zwróciłem uwagi (zwłaszcza że substrat nagraniowy nie prowokował), ale liczne podniosły się głosy, iż one bardzo zniekształcają. Jedni mówili o basie, inni o skraju sopranowym – w każdym wypadku te zniekształcenia miały być duże, dyskwalifikujące. A może wzmacniacz nie taki? – zastanawiali się niektórzy.  Fakt, wstęgi są wrażliwe i jeśli coś nie tak z ze sprzętem czy nagraniem, od razu to pokażą. Jednak odnośnie sytuacji z AVS pies pogrzebany jest  gdzie indziej. Ani w złych przetwornikach, ani w niewłaściwym wzmacniaczu, tylko we wtykach kabli przy muszlach. Wystarczy odrobinę ich nie dopchnąć, by zjawiły się zniekształcenia. Na AVS tyle zaś razy brano słuchawki i odkładano, że w pewnym momencie popuściło. Dlatego sugeruję producentom, by pomyśleli o łączówkach z zakrętką lub zatrzaskiem (jak u Audeze czy MrSpeakers), bo chociaż te symetryczne jacki siedzą w gniazdach solidnie, to praktyka wystawowa dowodzi, że mogą zaistnieć problemy. Zupełnie niepotrzebnie dewastujące reputację – na pewno niejeden pomyślał sobie, że te RAAL są bez sensu. Podczas kiedy są z sensem, zawodnik jest mocarny. (Prócz tego sugeruję, by pomyśleć o kątowym ustawieniu tychże wtyków, tak by podczas odchylania dołu muszli do tyłu nie opierały się o obojczyki.)

Chcąc być w zgodzie z założeniami konstruktorów, postanowiłem zaopatrzyć się w coś o wystarczającej mocy. Ponieważ odnośne sugestie raz wspominają o pięćdziesięciu watach na kanał, a kiedy indziej nawet stu, na wszelki wypadek (mamiąc wizją recenzji) pożyczyłem od dystrybutora końcówkę mocy Leben CS1000P, która w trybie „Pentode” ma te bezpieczne sto.

Krótko o pozostałych uwarunkowaniach. Za źródło dzielony Ayon CD-T II z Ayon Stratos, a za przedwzmacniacz ASL Twin-Head na lampach wyjściowych Emission Labs 45᾽. Spięte ze sobą i końcówką mocy interkonektami Sulka, posiłkowały się też Sulka kablem głośnikowym, jako pośrednikiem do przejścia na adapter słuchawek. (Dwadzieścia cztery tysiące taki kabelek.) Całość spoczęła na nieocenionym audiofilskim stole Rogoz Audio i dodatkowo rozsianych pod sprzętami i kablami podstawkach antywibracyjnych. Dźwięk odniesienia stanowiły oczywiście AKG K1000 z kablem Entreq Atlantis, wpinane wprost w końcówkę mocy Crofta.

 

 

 

 

I teraz ważny passus odnośnie tej potrzebnej mocy. To rzeczywiści powinno być aż sto watów na kanał albo więcej. Co pokazały różnice między trybem triodowym (2 x 70 W) a pentodowym (2 x 100 W) Lebena; mocniejszy pentodowy pasował lepiej. Pokazała to także końcówka mocy Crofta (hybryda 2 x 25 W), w przypadku której RAAL nie mogły przejawić całego brzmieniowego potencjału i miały słyszalne zniekształcenia na obu skrajach pasma. A w takim razie – nie ma zmiłuj – 100 W do pełni szczęścia.

Dojdźmy nareszcie do najważniejszego, do porównania z K1000. Mógłbym wprawdzie najpierw napisać o brzmieniu samych RAAL, ale taki passus i tak powinien zawierać odniesienia, bez których byłby jałowy. Darujmy sobie przeto opisy abstrakcyjne, od razu przejdźmy do esencji. A ogólniki, wnioski oraz ewentualne peany zostawmy podsumowaniu.

Tak jak to czasem robię, rzecz ujęta zostanie w punktach. Tak będzie zarówno przejrzyściej jak zwięźlej – mniejszy powstanie zamęt. Bowiem tych różnic oraz podobieństw mnogość, aczkolwiek wszystkie odmienności subtelne. A tak naprawdę zbiorcza różnica tylko jedna, ale o niej na koniec. Punktujmy zatem:

1. AKG K1000 mają minimalnie żywszą górę. RAAL bardzie wycieniowaną, spokojniejszą – jednak i one od prawie wszystkich słuchawek dużo bardziej eksponowaną, aktywnie modelującą całość brzmienia i ofensywną. (Warunkiem dostatek mocy.)

2. K1000 grają zwykle odrobinę bliżej słuchacza. RAAL przeważnie plan pierwszy stawiają minimalnie dalej, ale tak dzieje się nie zawsze.

3. K1000 są bardziej myszkujące; RAAL nie mniej są szczegółowe, ale bardziej wkomponowują szczegóły w całość brzmienia.

4. RAAL bardzie są też falujące, bardziej snujące swą muzyczną opowieść.

5. Jednakowa u obu temperatura. K1000 przy niedostatku mocy u RAAL stają się wyraźnie cieplejsze, ale gdy tej mocy RAAL mają dosyć, mogą stać się nawet cieplejsze i słodsze.

6. U K1000 czarniejsze tło za dźwiękiem.

7. U obu popisowa holografia; w K1000 bardziej zaznaczona.

8. U RAAL całość brzmienia bardziej jednolita i na równiejszym poziomie głośności.

9. Oklaski potwierdziły u K1000 bardziej agresywny charakter sopranów i ich ogólną żywość.

10. Poprzez intensywniejsze sopranami całego dźwięku podszycie u K1000 delikatniejsza delikatność i kruchsza kruchość.

11. U obu jednakowo duże, plenerowe sceny.

12. U obu jednakowo szybki atak i długi sustain. (Zbyteczne oń obawy.)

13. U obu stepowanie z wyraźnym trzaskiem – u RAAL minimalnie mniej agresywnym.

14. Jedne i drugie bardzo dalekie od zniekształceń. (Po zapewnieniu należytej mocy.)

15. U AKG więcej pogłosu, pudeł rezonansowych, rysowania trzeciego wymiaru konturem.

 

 

 

 

16. U RAAL trzeci wymiar budowany bardziej poprzez obłości dźwięku.

17. RAAL bardziej liniowe, AKG skoczne dynamicznie.

18. U obu bardzo ożywiona przestrzeń; u AKG bardziej się „gotująca”.

19. U AKG silniejsze wrażenie pracy membran w stanach granicznych, dające poczucie brzmieniowego szaleństwa.

20. Bas AKG z mocniej zarysowanym konturem, u RAAL też z konturami, ale mocniej rysującymi się obłościami.

21. K1000 bardziej dramatyczne, a RAAL bardziej liryczne.

22. K1000 bardziej akcentują sybilację.

23. W RAAL mowa potoczna cokolwiek mniej podekscytowana. (W przypadku niedostatku mocy dużo mniej.)

24. K1000 bardziej szeleszczące i chropawe, ale RAAL mniej tylko nieznacznie. (I znowu – kiedy niedostatek mocy, dużo mniej.)

25. Fenomenalne u jednych i drugich wokale. Mieniące się, wykorzystujące nadzwyczajne rozwarcie góry pasma, melodyjne, trójwymiarowe. Wykorzystujące też nadzwyczajną u obu aktywność sopranów do łączenia brzmienia wiodącego z przestrzenią. (Najlepszy możliwy sposób takiego łączenia, najbardziej efektowny.)

26. Odnośnie samych RAAL: nigdy nie słyszałem, żeby coś brzmiało tak fantastycznie w trybie pentodowym wzmacniacza.

27. Identyczna u obu predyspozycja do oddawania wszelkich stanów emocjonalnych.

28. Jednakowa ilość powietrza, otwartości, żywości, blasku; wszystko u obu na ekstremalnym poziomie.

29. Jednakowo wzorcowa głębia i pełność brzmienia.

30. Jednakowy oboma zachwyt.

Odsłuch cd.

To jakby nowe K1000.

   Już sporządziwszy powyższą listę wykonałem kilka – głównie przyjemnościowych – odsłuchów porównawczych, które dorzuciły parę spostrzeżeń. (Jak zawsze odniesionych do konkretnych warunków odsłuchowych, w innych mogących tracić rację, lecz wartych wspomnienia.) Tak więc stereofonia obydwu okazała się podobnie świetna, niemniej naprzemienne sygnały L-P biegły u AKG bardziej przez środek głowy, podczas kiedy u RAAL były bardziej wszędzie i nigdzie, tworząc swoistą sferę dźwiękowego otoczenia. Z kolei bas AKG okazał się bardziej propagujący, w muzyce elektronicznej przejawiający lepszą predyspozycję do ogarniania sobą wielkich połaci. Nie miało to jednak przełożenia na samą jego potęgę; jedynie ten od AKG miał wyraźniejsze kontury i mocniejszy rezonans, ten od RAAL bardziej był krągły. O tej równości najlepiej świadczył fakt, że większa siła przechodziła od jednych do drugich wraz z kablem zasilającym. Kiedy Lebena zasilałem najlepszym posiadanym Sulek Power 9×9, wówczas u napędzanych nim RAAL (jako przykład) fortepian stawał się podobniejszy potęgą do organów niż delikatnością do klawesynu. I odwrotnie – gdy zasilany był nim napędzający AKG Croft, moc organowa przenosiła się do tamtych fortepianów. Poszukując trwalszych różnic można natomiast zauważyć, że muzyka AKG miała silniejszą tendencję do grania od słuchacza – i poprzez to budowania scen bardziej promujących swą wielkość, podczas gdy ta od RAAL wybrzmiewała bardziej ku słuchaczowi, wielkości scen tak mocno nie eksponując. (Być może jednak i to było mniej czy bardziej pochodną któregoś z elementów toru.) Z pewnością natomiast (tu nie odnotowałem zmiany) u AKG soprany bardziej i w dobrym sensie były każdorazowo bardziej agresywne, dając wrażenie większej podniety, większej dynamiki, mocniejszych kontrastów i wyraźniej kreślonych konturów. Czy zmieniłoby się to wraz z użyciem do napędzania RAAL jeszcze mocniejszego wzmacniacza i przy okazji symetrycznego, tego nie będę zgadywał. Ma taki wzmacniacz przyjechać i jeśli wniesie coś ciekawego, sporządzony zostanie aneks.

Ale z jeszcze większym wymaganiem odnośnie mocy.

W odniesieniu natomiast do wzmacniaczy pozostających w użyciu, uwaga odnośnie lamp w Lebenie. Użyłem dwóch kompletów triod sterujących ECC88, od startu rezygnując z oryginalnych Electro Harmonix. Tak zwane „złote” Tesle, powstające na liniach produkcyjnych Telefunkena, przejawiały bardzo lubianą przeze mnie cechę charakterystyczną dla wielu lamp sławnej niemieckiej marki, którą można skrótowo nazwać pastelową muzykalnością. Dźwięk niespecjalnie wilgotny, zupełnie pozbawiony oleistości, prezentujący swe pastelowe barwy w aurze całościowego spokoju i czegoś więcej – muzycznego natchnienia. Wybitnie artystyczna kreacja, wyzbyta elementów popisu, narzucania się, pompowania. Malarskość, bardziej wstrzemięźliwa paleta barw, zupełny brak bujności, przerostów, sztucznego pogłębiania. Znakomicie się tego słuchało i jako brzmienie delikatniejsze było ono podobniejsze do stylu AKG. Tym niemniej i wówczas inne, do czego zaraz dojdę. Druga użyta para to uchodzące za najlepsze w historii Simens & Halske „Grey Plate”, z którymi było inaczej: wilgotniej, bujniej, potężniej. Barwy o większym nasyceniu i już nie pastele a olejne, mocniejsze dociążenie, większa gęstość, ciemniejszy ogólnie obraz. Audiofilizm bardziej pyszniący się, rozparty; genialnie przy tym muzykalny, fenomenalnie różnorodny, bogactwo głosów zjawiskowe. Styl bliższy zarówno potocznemu rozumieniu bycia lampowym, jak i bycia samym wierzchołkiem high-endu. Piszę o tym żeby pokazać, jak różne mogą być te RAAL, na ile można je przeobrażać. A przede wszystkim jak są predysponowane do bycia rzeczywiście jednymi z paru najlepszych w słuchawkowych dziejach. Jako że nie są najlepsze jednoznacznie – lepsze od tych porównywanych AKG czy Sennheisera Orpheusa. Ale też i nie gorsze. Są na tym samym pułapie i ze swoimi wartościami – swoją plastyką i swą podatnością na obróbkę torem.

Z wielkim pierwowzorem.

Wraz z tą „swoją plastyką” dochodzimy do obiecanej różnicy zbiorczej, stanowiącej istotę odmienności względem tych AKG. Ona się na wiele już wyliczonych sposobów przejawiała: mniejszym podekscytowaniem potocznej mowy, mniejszymi skokami głośności, tym bardziej „do” niż „od” słuchacza graniem, też budowaniem bardziej wyraźnej linii melodycznej. Mniejszą także kruchością sopranów, większą sytością środka pasma, większą obłością basu. To wszystko były następstwa mniejszego procentowo udziału sopranów w kształtowaniu całości brzmienia i ich spokojniejszego, nie tak szaleńczego charakteru. U RAAL były bardziej „la-la-la-la”, u AKG „cyk-cyk-cyk”. Różnica niepokaźna i za pomocą toru możliwa do łagodzenia, niemniej różnica której nie da się strzepnąć. Tkwiąca w samym sposobie organizacji dźwięku, można więc woleć taki lub taki. Co do mnie, to żadnego nie wolałem – RAAL odbierałem jako spokojniejsze, AKG bardziej podekscytowane, jedne i drugie na swój sposób świetne.

Podsumowanie

 Dla podsumowania najistotniejsze jest, iż to kolejne w ich historii słuchawki z samych wyżyn. Nieprzerastające wprawdzie obu systemów Sennheiser Orpheus, Sony R10 czy nawet Stax SR-009 z takim jak u nich głośnikowym wzmacniaczem poprzez dopasowujący transformator. Niemniej im równe, w pewnych aspektach liderujące. Kluczowe są przy tym trzy czynniki. Pierwszy – przetwornikowe wstęgi przechwytują z sygnału wyjściowego wszystko i perfekcyjnie modelują. (Czyli brak wad.) Drugi – dzięki konstrukcji otwartej w sensie dosłownym i większej mocy tych przetworników zjawia się czynnik potęgi brzmienia, u zwykłych słuchawek nie tak imponujący. I trzecia rzecz – też dzięki nieumownej otwartości uszy łapią sygnały z obu kanałów, a więc dźwięk binauralny bez szukania specjalnych nagrań, których praktycznie nie ma. W efekcie stały się te RAAL jakby dostępnymi do nowa AKG K1000, tyle że w wersji odmienionej konstrukcyjnie i stylistycznie. Kładącej większy nacisk na melodykę w sensie całościowym, a nie zespołowości brzmień odmiennych, z których dopiero muzyka. Ale ta różnica jest bardzo mała, aczkolwiek niepozbawiona znaczenia. Ma swoje konsekwencje – to lub to można woleć. Jednak plastyka kształtowania brzmienia torem jest tu o wiele ważniejsza i wraz z nią dochodzimy do kwestii kolejnej. Te RAAL same z siebie nie są tanie, a tor mogący z nich wycisnąć prawie wszystko, to będzie mnożnik tego. (O wyciskaniu stuprocentowym nie ma nawet co mówić – jakichś końcówkach mocy Dan D’Agostino i gramofonach za miliony.)

Niemniej te kilka razy tyle to w sumie będzie – niech policzę – u mnie to było jakieś dwieście tysięcy. Ale można o wiele szczuplej, sięgając po plikowe źródło i dobry a niespecjalnie kosztowny przetwornik. Kabel głośnikowy i interkonekty Luny też powinny wystarczyć, a Leben ma własny przedwzmacniacz; zresztą dobrze pasujących tranzystorowych wzmacniaczy zintegrowany dużej mocy znajdzie się pewnie trochę, choćby z samych polskich Baltlab, Wile i Struss. (Wymieniam pierwsze z brzegu pamiętane.) Można zatem się zmieścić łącznie ze słuchawkami w jakichś pięćdziesięciu tysiącach, a przypominam, że takie HiFiMAN Susvara to same jedne trzydzieści tysięcy, dawny Orpheus (słuchawki plus wzmacniacz) z drugiej ręki to teraz sto tysięcy, a nowy referencyjny HE-1 to dwieście siedemdziesiąt. W najkorzystniejszej sytuacji z polujących na RAAL będą posiadający już odpowiedni wzmacniacz dla kolumn, ale i ci na same słuchawki stawiający nie będą w gorszej od polujących na słuchawki pod słuchawkowy wzmacniacz. Wzmacniacze takie w przypadku najlepszych nie są wcale tańsze od kolumnowych, a dodatkowa głośnikówka Luny to śmieszne tysiąc siedemset złotych. Najzwięźlej zaś rzecz ujmując – mamy powody do świętowania. Pojawił się godny następca AKG K1000, słuchawki z absolutnego topu. Na dodatek oferujące przewagi tamtych – niespotykaną siłę dźwięku i otwartość.

 

W punktach:

Zalety

  • Dorównały najlepszym w historii.
  • Okazja dla posiadających wysokiej klasy wzmacniacze kolumnowe.
  • Niespotykana u innych poza AKG K1000 potęga brzmienia i zdolność grania na najwyższych poziomach głośności.
  • Nieprzylegające do głowy przetworniki dają słyszenie binaural.
  • Błyskawiczny atak i długi sustain.
  • Perfekcyjne modelowanie dźwięku.
  • Znamionujące najwyższą klasę wykorzystanie sopranów do łączenia brzmień wiodących z przestrzenią.
  • Pełna rozwartość pasma.
  • Jednocześnie detaliczne i melodyjne.
  • Świetna kontrola basu, którego nigdy nie jest za mało ani za dużo.
  • Pełne panowanie nad zjawiskowym rewirem sopranowym.
  • Ludzkie głosy w najlepszej możliwej postaci.
  • Naturalne ciepło i żadnej obcości.
  • Dźwięk naturalnie gęsty i wypełniony.
  • Stuprocentowa transparentność – nie ma lepszej.
  • Pełna otwartość na stany emocjonalne.
  • Przy odpowiednich lampach predyspozycja do brzmieniowej słodyczy.
  • Duża i naturalna scena o prawidłowej wysokości zawieszenia.
  • Pierwszy plan blisko słuchacza i ku niemu idący.
  • Mistrzowskie operowanie pogłosem.
  • Nienarzucająca się ale zauważalna holografia.
  • Szczegóły wbudowane w całość.
  • Sopranowa łuna.
  • Żadnego nadmiernego wydelikacania ani nadmiernego pompowania.
  • Bardzo podatne na modelowanie brzmienia torem.
  • Także poprzez zwieranie i rozwieranie muszli.
  • Wygodne.
  • Mocno siedzą na głowie.
  • Symetryczny i odpinany kabel.
  • Dziecinnie łatwa wymiana przetworników.
  • Te przetworniki stosunkowo niedrogie.
  • Profesjonalny kejs do transportu.
  • Jest o nich bardzo głośno.
  • Same zachwyty w licznych recenzjach.
  • Kraj pochodzenia – Serbia – to prawdziwe audiofilskie zagłębie i ojczyzna Nikoli Tesli.
  • Polski dystrybutor.
  • Ryka approved.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Wzmacniacz musi mieć 100 W mocy na kanał, inaczej zniekształcenia.
  • Pokażą każdą słabość toru.
  • Dlatego ten tor stawia najwyższe wymagania.
  • Najlepsze brzmienie w pozycji nie całkiem naturalnej. (Dół przetwornika ku tyłowi.)
  • Nie nadają się do słuchawkowych wzmacniaczy.

 

Dane techniczne:

  • Słuchawki otwarte o przetwornikach wstęgowych.
  • Regulowane kąty odchylania przetworników.
  • W miarę poszerzania odgięcia słabnie dźwięk o częstotliwości poniżej 2 kHz.
  • Pasmo przenoszenia: 33 Hz – 30 kHz (?)
  • THD poniżej 0,03%.
  • Waga: 425 g.
  • W komplecie interfejs dopasowujący na bazie kaskady rezystorów, odpinany kabel symetryczny z końcówką 4-pin żeńską oraz cztery metrowe kable głośnikowe.
  • Wymagany wzmacniacz o mocy minimum 50W/8Ω.
  • Cena: 17 990 PLN

 

System:

  • Źródło: Ayon CD-T II/Ayon Stratos.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Końcówki mocy: Croft Polestar1, Leben CS1000P.
  • Słuchawki: AKG K1000 (kabel Entreq Atlantis), RAAL SR1a.
  • Interkonekty: Sulek Edia & Sulek 6×9.
  • Kabel głośnikowy: Sulek 6×9.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Acrolink MEXCEL 7N-PC9700, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Sulek Edia i Sulek 9×9 Power.
  • Listwa: Power Base High End.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Acoustic Revive RIQ-5010, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

20 komentarzy w “Recenzja: RAAL SR1a True Ribbon

  1. miroslaw frackowiak pisze:

    Super….wszystko sie potwierdzilo,jest juz nowoczesny nastepca K-1000 juz ten konkretny, ale nie lepszy,jednak K-1000 graja bardziej „cykajaco” czyli „perlisciej” i „dzwoneczkowo” a RAAL jakby jedna „fala uderzeniowa”ale tez ladnie calosciowo ,cena-jakosc jednak wygrywa K-1000 za duzo mniejsze pieniadze mamy to samo,graja RAAL podobnie jak K-1000 lecz troche inaczej,tak samo to poczulem.Jesli chodzi o roznice w graniu miedzy nimi to mamy te same zdanie z Piotrem jak oczywiscie kogosc stac i ma duzo pieniedzy i chce miec nowoczesne z wygladu i wykonania(wstegi)sluchawki to powinien je sobie kupic,mi wystacza moje K-1000 graja wspaniale i nie musze tez miec mocarnego wzmacniacza jak to jest w przypadku RAAL i wydawac kupe pieniedzy na nowe RAAL ,ale jak ktos zaczyna dopiero przygode i nie chce zaczynac od Vintage(K-1000)i w dodatku stac go finansowo,to jak najbardziej zachecam do kupna tych sluchawek…
    Moj synek ,ktory wraz ze mna sluchal sluchawek RAAL na CanJam w Londynie..
    http://audiohobby.pl/index.php?action=dlattach;topic=26.0;attach=167212;image

    1. Adam Rzetelski pisze:

      miroslaw frackowiak
      No to już wiesz zapewne co chce syn dostać pod choinkę 😀

  2. Stefan pisze:

    Te zniekształcenia to od samego początku były na AVS, słuchałem jako pierwszy w piątek, pojawiały się tylko przy utworach zawierających mocny subbas. Będzie pewnie okazja przekonać się jeszcze raz jak grają to sprawdzimy.
    Przy okazji pytanie dotyczące K1000 czy przy modyfikacji Entreqiem coś też było zmieniane w zwrotnicy? I o ile dobrze pamiętam Piotrze to Twoje K1k mają otwarte/wycięte osłony od strony ucha?

    1. miroslaw frackowiak pisze:

      Moje graja z zamontowanymi siatkami ochronnymi i z kablem wielokrotnie tanszym niz Piotra i sa swietne,tak ze bez przesady z tym tuningiem,moje graja fantastycznie.Znam kolege ze znanego sluchawkowego forum co gra na zwyklych kablach sprzedawanych z K-1000 na codzien, ale ma taki tor odsluchowy swietny ze wszyscy twierdza ze graja wspaniale.
      To moje kable do K-1000 wielokrotnie tansze od piotra i jest rewelacja:
      http://www.6moons.com/audioreviews/stefanaudioart2/k1000.html

    2. Piotr Ryka pisze:

      Moje K1000 faktycznie mają zdjęte osłony i to poprawia brzmienie. (Nieznacznie, ale trochę.) Czy było coś robione przy zwrotnicy – nie pamiętam, chyba tak. Kluczowy jednak sam kabel, który jest naprawdę genialny. Dzięki niemu K1000 nie tylko mają bas w ogóle jakiś, ale jeden z najlepszych mi znanych.

      Odnośnie RAAL. Minimalne wysunięcie wtyku przy muszli daje potężne zniekształcenia na obu skrajach. Zjawiają się też takie zniekształcenia przy niedostatku mocy. (Wzmacniacz na AVS miał chyba mniej niż 100 W na kanał?) Natomiast gdy dajemy im 100 W, zniekształceń nie ma wcale – uważnie to sprawdziłem na ekstremalnie trudnych nagraniach. Są oczywiście minimalne, ale te mają każde słuchawki.

      1. Stefan pisze:

        Tak kabel ma pewnie największy wpływ tym bardziej że jest wlutowany do płytki z tego co rozumiem. Nie każdy pewnie będzie miał tak dobry wpływ. A gąbeczki w driverach były wymieniane?
        Wracając do Raali to na AVS było Primare a ten wzmach chyba ma 100W, ale polecam posłuchać Solar Sailer Daft Punk z sounrdtracka Tron, brzmiało to jak rezonans.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Primare output power 2 x 60W/100W 8/4 ohms. Pytanie, jak był ustawiony. Poza tym 100 W od lamp i tranzystorów to nie to samo. A te druty połączeniowe też są bez sensu. Daft Punk nie dysponuję.

          1. Stefan pisze:

            Może Celestial Echo – Malia&Boris Blank, ale w zasadzie dowolny kawałek z sub basem.
            Może będzie okazja dopytać co grało na AVS i posłuchać jeszcze raz niedługo.

          2. Piotr Ryka pisze:

            Puściłem Daft Punk z YouTube poprzez oBravo Signature (24 tys. PLN). Przechodzą przez tę faktycznie trudną muzykę jak nóż przez masło.

          3. Piotr Ryka pisze:

            Sub bas oczywiście na RAAL sprawdziłem. Nie było zniekształceń.

          4. Stefan pisze:

            Dziękuję, czyli warto im dać drugą szansę.

          5. Piotr Ryka pisze:

            Piekło jest tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=oi6CAbitISc

            Basowej partii tej płyty żadne słuchawki nie wezmą, potrzeba dużych głośników basowych. Prawdziwego sub basu na słuchawkach w paru miejscach w ogóle nie słychać.

          6. Stefan pisze:

            Jakoś nie kojarzyłem tej płyty z sub basem, Vangelis jest w kolekcji także będzie co posłuchać.

          7. Stefan pisze:

            To chyba jednak wzmacniacz nie wtyki na AVS, choć wygląda że moc to nie wszystko, bo na AVS grało lepiej gdyby nie rezonanse, a na spotkaniu jakoś tak bez życia.

        2. Piotr Ryka pisze:

          One są strasznie wrażliwe na tor, a jeśli grały bez życia, to najprawdopodobniej dostawały też za mało mocy. Momentalnie wtedy blakną.

  3. miroslaw frackowiak pisze:

    Ciekawe jakby podlaczyl sluchawki RAAL z wzm Hegel H90 (2X150W w 8Ohm) jak myslicie tak wydajny wzm znanej firmy, moze okazal sie super?

    1. miroslaw frackowiak pisze:

      Oczywiscie Hegel H190 mialo byc jedynka uciekla,co myslisz Piotr? dobry bylby wzmacniacz? zalecane 150W/8Ohm przez producenta jest w tym wzmacniaczu jak ulal…

      1. Piotr Ryka pisze:

        Pewnie dobry. Dobre słuchawki, dobry wzmacniacz, to i dźwięk powinien być dobry. Ale pewności nie ma.

  4. MirekM pisze:

    Jeśli chodzi o bas polecę Jim Black – Alasnoaxis, poz. 9. Luxuriate, wyd. Winter&Winter. Ostrożnie z potencjometrem!

  5. Michal Pastuszak pisze:

    Dedykowany wzmacniacz firmowy wysokiej klasy do bezposredniego pedzenia tych sluchawek mial byc no i sie urodzil, zatem warto dac linka do niego w tym miejscu.

    https://raalrequisite.com/amplifiers/hsa-1a/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy