Odsłuch
Powinienem zacząć od narzekania, jak to już ostatnio zrobiłem, jęcząc że wszystkie gramofony są do siebie podobne i nie ma co opisywać. Ale nie zacznę. Bo wprawdzie faktycznie pod pewnymi względami podobnie grają – i to je z jednej strony komasuje w zespół analogowego brzmienia „made in gramofon”, ale z drugiej odróżnia od wszystkich „cyfrowiczów”, którzy tak grać nie potrafią. Niemniej i gramofony między sobą się różnią, a akurat dobrą miałem ku tej wiedzy okazję, bo opisanego już Transrotora i teraz opisywanego Nottinghama słuchać mogłem na przemian. Oba jak jeden oferowały gęstość, wir, poryw i muzykalność na nieosiągalnym cyfrom poziomie, ale się przy tym różniły. Bo ta sponiewierana przeze mnie na kanwie Transrotora najnowsza płyta Adele – nagrana na cyfrowym magnetofonie i tylko udająca analog – tę swoją cyfrową naturę za sprawą kręcenia Transrotorem i odszyfrowywania wkładką ZYX ujawniała boleśnie, a za sprawą wirowania na Nottinghamie i odczytywania wkładką Bronze już nie. Akurat wziąłem ją jako pierwszą, tak właśnie do porównania, i wierzcie albo nie, ale nic nie przesadzam. W tym teraz słuchanym graniu, na dokładnie tym samym prócz wkładki i gramofonu torze, okazała się brzmieć tak analogowo, że o cyfrowe wstecznictwo wcale bym jej nie posądził. Oczywiście cyfrowa jest przyszłość – dobrze o tym chociaż bez entuzjazmu pamiętam – ale w sensie brzmienia jest ona wstecznictwem, ponieważ uwstecznia jakość do czasów kiedy jeszcze porządnych gramofonów nie było. Co najmniej do epoki przed sławnym Linnem Sondekiem, a chyba jeszcze wstecz dalej, chociaż nie jestem badaczem brzmienia najlepszych gramofonów z lat 60-tych i tylko zgaduję.
Ten stan oferowany przez Nottinghama i wkładkę Bronze można przyjmować za lepszość, ponieważ niewątpliwie tej nowo wydanej Adele z nimi słuchało się lepiej. To było poza sporem, przynajmniej jak chodzi o me gusta. Ale z drugiej strony było to niewątpliwie upiększające maskowanie, chytrze utrudniające rozpoznawanie stanu rzeczywistego, tak z Transrotorem jasnego. I teraz co kto woli: żeby przekaz gramofonowy bardziej był wyrazisty i dokładnie jakość nagrań przedkładający, czy żeby wszystko wygładzał, ostrości cyfrowych krawędzi łagodził i napełniał ich wnętrza własną muzykalnością – tak żeby wszystko melodyjnie i gładko w czystym płynięciu do uszu wędrowało. A to jest wybór niełatwy i cały po stronie słuchacza, który sam musi zadecydować, czy woli własną płytotekę w tej czy w tej formie.
I wybór to z wolnej ręki jedynie w odniesieniu do kogoś, kto zadbał zawczasu o to, by jego kolekcja winyli składała się z samych prawdziwych analogów, a nie jak ta nieszczęsna Adele, analogowych jedynie podróbek cyfrowego praźródła. (Oczywiście sama Adele cyfrowa na szczęście nie jest, ale myślę o źródle zapisu.) Rozstrzyganie tej kwestii wcale nie jest błahostką, bo płyty wcale nie krzyczą z okładek czy są analogowe do głębi, czy tylko podstępnie analog udają. Tu się znać trzeba na rzeczy albo skonsultować ze znawcą, tak więc skonsultowałem. Zadzwoniłem do studia nagrań i zadałem pytanie, jak to jest teraz z tą cyfrą i z tym analogiem. I okazały się rzeczy ciekawe, lecz niezbyt budujące. Otóż analogowy na wielościeżkowym magnetofonie studyjnym pierwotny zapis nagrania to teraz wielka rzadkość, z uwagi na ogromne koszty. Bo nikt już analogowych taśm matek produkować nie raczy, a te z dawnych zapasów osiągają zawrotne ceny. Tak więc stać na nie wyłącznie najbogatszych i tylko oni mają wybór, gdy nie chcą skąpić łażeniem poprzez cyfrowe skróty. A tu jeszcze przez lata utrwaliła się moda na cyfrowy pierwotny zapis i wielu chętnych nie ma. Jakaś niemiecka firma oferuje wprawdzie swe taśmy dla 24-ścieżkowców, ale są one słabszej jakości od tych oferowanych kiedyś i w rezultacie kto chce mieć absolutnie najwyższą jakość, musi się wykosztować na stare taśmy vintage, tak samo jak miłośnicy technologii lampowej po lampy z lat 50-tych drogo płacąc zmuszeni są sięgać. Do mniej więcej roku 80-tego wszystkie nagrania były, poczynając od taśmy matki, wyłącznie na analogu, a teraz zapis źródłowy jest niemal zawsze cyfrowy, a tylko miksowanie i mastering w najlepszym razie analogowe, co też względem obróbki cyfrowej kosztuje o wiele więcej.
Tak to się porobiło i może dopiero niebawem nastąpi nawrót do analogu w procesie produkcji nagrań, lecz na razie opornie to idzie. Niemniej powrót analogowych taśm matek może faktycznie nastąpi, bo jeden z dwóch dawnych super dostawców się podobno przymierza, a wówczas może będzie nam dane usłyszenie analogowej do spodu Adele i może ją nawet polubię, zwłaszcza gdyby i studio się dobrze przyłożyło. A różnice jakości brzmienia są podobno ogromne i rozpoznawalne na pierwsze strzygnięcie uchem na każdym z trzech etapów; czyli jest o co zabiegać i do czego powracać.
Ale już ten nasz niedrogi a całkiem analogowy Notinngham i ta jego zabójcza wkładka Ortofon Bronze poprawić ową cyfrową Adele dali radę niemało i nawet już ją polubiłem. Głos posiada ciekawy i wcale nie taki szorstki, tylko całkiem przyjemnie odmienny od zwykłych głosów – może nie aż na miarę krakania dziadka Armstronga czy wrzasków Janis Joplin, ale osobliwie przyjemny. W efekcie wysiedziałem po obu stronach płyty, kontemplując muzykę i jej sprzętowe przejawy. Zupełnie inaczej to grało i aż ciekawość brała, co będzie na dalszych płytach.
Dzięki za bardzo ciekawą i potrzebną recenzję! Mam ten gramofon od jakiegoś. Czasu, ale chwilowo z wkładką Nagaoka 101.
I już się cieszę na myśl przyszłe instalacji opisanego tu Ortofona. Pozdrawiam.
Proszę napisać kilka słów porównania Horizon, Interspace Junior z Avid Ingenium.
Z pozdrowieniami
Gramofony są porównywalne jakościowo – o klasie brzmienia będą decydować ramię, a przede wszystkim wkładka.