Wzmacniacze słuchawkowe wraz ze wzrostem znaczenia samych słuchawek zyskują na powadze i prestiżu. Nikt już się nie dziwi, że mogą kosztować krocie i zajmować dużo miejsca. Ale nie zawsze tak było, bo wzmacniacz słuchawkowy to stosunkowo młody segment audiofilskiego rynku. W dawnych czasach takie wzmacniacze były montowane jedynie we wnętrzu radioodbiorników albo wzmacniaczy głośnikowych jako dodatek. Pierwsze osobno stojące adaptery dla swoich słuchawek, nie będące jeszcze samodzielnymi wzmacniaczami słuchawkowymi tylko przystawkami do zwykłych wzmacniaczy, wypuścił Stax w 1960 roku, a najstarszy znany mi przykład osobnego wzmacniacza tylko dla słuchawek dynamicznych to Rockman od SR&D z 1980 roku. Historia jest jednak przewrotna. Wszak to właśnie słuchawki a nie głośniki były początkiem techniki audio. Wprawdzie pierwsze gramofony miały tuby, ale pierwsze radia, te najdawniejsze, te na kryształki, posiłkowały się właśnie słuchawkami. Słuchawki towarzyszyły też radiostacjom stacjonarnym, lotniczym i morskim, i były powszechnie stosowane jeszcze przed pierwszą światową wojną oraz w okresie międzywojennym. Po drugiej wojnie światowej eksplodowała jednak technika hi-fi oparta na głośnikach i słuchawki zniknęły z pola widzenia przeciętnego miłośnika muzyki, a pierwsze słuchawki stereofoniczne wyprodukował Koss dopiero w 1958 roku, czyli dziesięć lat po narodzinach technologii hi-fi. W latach 60-tych słuchawkowe prezentacje zaczęły jednak wracać do łask, aczkolwiek początkowo bardzo powoli. W latach 70-tych było już zdecydowanie lepiej i nawet polski Tonsil całkiem niezłe słuchawki wówczas produkował, choć jak się komuś zdaje, że można było sobie tak po prostu pójść do sklepu i je kupić, to nie ma pojęcia o tamtych czasach. Ojciec kolegi miał kolegę, który był szefem największego salonu radiowo telewizyjnego w Krakowie (tak się wtedy te przybytki audiofilskich uciech nazywały), mieszczącego się tuż obok wieżowca Biprostalu. Dzięki tej znajomości kolega wszedł w posiadanie klasyczną metodą „spod lady” tych najlepszych Tonsili, których normalny człowiek nawet na oczy nie mógł zobaczyć. Miały konstrukcję zamkniętą i były bardzo ciężkie, ale z dziurek słuchawkowych w Elizabeth czy Radmorze grały naprawdę świetnie. Na pewno nie gorzej od najlepszych dostępnych wówczas głośników Altusa, chociaż na pewno słabiej niż posiadane przeze mnie wiele lat później Staxy SR-5N. Ale prawdziwy renesans nastąpił w latach 80-tych. Odnotowano wówczas istny wysyp wysokiej klasy słuchawek elektrostatycznych i ortodynamicznych, a pod koniec dekady także dynamicznych. Wraz z nimi zaczęły się pojawiać coraz liczniejsze specjalne na ich użytek wzmacniacze, których początkowo było bardzo mało, ale sytuacja zmieniała się dynamicznie.
Naim Headline jest taki sławny, że nic prawie o nim nie wiadomo. To jeden z klasycznych paradoksów jakie nas otaczają. Coś jest na ustach wszystkich, sprawa wydaje się oczywista, a kiedy się pochylić, wychodzi na jaw poznawcza pustka. Dla filozofa to norma. Nawet jednak filozof piszący nie o rzeczach tak słabo ogarniętych intelektualnie jak na przykład samo pojęcie „rzeczy” (co jest, a co nie jest rzeczą, stanowi odwieczny przedmiot filozoficznego sporu), może dostać białej gorączki, gdy na wykazie chronologicznym urządzeń Naima sporządzonym przez samą firmę nie znajdzie jednego z jej najbardziej znanych produktów – wzmacniacza słuchawkowego Headline. Najwyraźniej sam Naim zapomniał od jak dawna go produkuje, a skoro nawet on nie wie, to i ja nie będę zgadywał. Na pewno co najmniej od lat 90-tych. Sądząc po dacie na starej instrukcji prawdopodobnie od 1999 roku, ale to nic pewnego, bo było kilka wersji i ta od tej instrukcji nie musiała być pierwsza. Niektóre tropy wiodą nawet do samego początku lat 90-tych.
Coś jednak o tym Headline wiadomo z całą pewnością, ale i to nie jest pocieszające. Wiadomo bowiem na przykład, że nie jest słuchawkowym wzmacniaczem. Tak, dokładnie – wzmacniacz słuchawkowy Naim Headline nie jest słuchawkowym wzmacniaczem. Jest tylko przystawką do innych wzmacniaczy, zupełnie jak te adaptery Staxa. Naima Headline należy podpiąć do naimowego przedwzmacniacza, ponieważ jest tylko adapterem umożliwiającym słuchanie słuchawek w jego towarzystwie. Ale Naim nie byłby sobą, gdyby to miało być aż tak proste. Headline potrzebuje jeszcze czegoś – potrzebuje też zasilacza. Jest w tej mierze analogiczny z odtwarzaczami CD własnej marki, które także o takie zasilacze się dopraszają, wszakże analogia ta nie jest dokładna. Odtwarzacze Naima mają bowiem wbudowane własne zasilacze, a te zewnętrzna są jedynie ewentualnymi ulepszeniami. W tej mierze Headline jest natomiast całkowicie bezbronny, żadnego własnego zasilacza nie posiadając. Obecnie oferowana linia dostępnych dlań zasilaczy składa się z modeli NAPSC, FlatCap, HiCap i SuperCap, z których tylko ten pierwszy pełni rolę czegoś w rodzaju specjalnego, taniego zasilacza z przeznaczeniem głównie właśnie dla Headlinea, chociaż nie wyłącznie dla niego. Przy okazji dodajmy, że uzupełniający w naszym teście Headlinea FlatCap pochodzi jeszcze z 1984 roku, co daje do myślenia w mierze dawności tych urządzeń. W owych dawnych czasach historia z Headlinem była jeszcze bardziej skomplikowana, ponieważ, jak prawie wszystkie wyroby firmy, mógł pracować jedynie we wnętrzu naimowej rodzinki. A że pracował wybitnie i z tego był sławny, rodziło to konsumenckie burze, bo wielu było takich co nie zamierzali wyzbywać się urządzeń innych firm tylko po to, by móc posiłkować się Headlinem, a jednocześnie właśnie nim posiłkować się chcieli.
Po latach firma uległa ich naciskom, wprowadzając do oferty przejściówki umożliwiające połączenie Headlinea z urządzeniami posługującymi się złączami RCA a nie tylko DIN. Pocztą pantoflową rozgłoszono zarazem, że bez DIN to już jednak nie to, tak więc prawdziwy amator brzmienia Headlinea powinien mieć to na uwadze.
Oliwkowo-szary Headline (old) został oficjalnie przedstawiony przez firmę Naim wiosną 1998 – w swoim newsletterze. Pamiętam, jak kompletowałem grupę testową do testu grupowego wzmacniaczy słuchawkowych do „Hi-Fi i Muzyka” (publikacja w numerze 10/1998), był już brany pod uwagę. Niestety pan dystrybutor chyba się wystraszył rywalizacji z Melosem SHA-Gold więc odmówił na wszelki wypadek, ale to już zupełnie inna historia…
Pozdrawiam
Ludwik
Bardzo dziękuję Ludwiku za cenne uzupełnienie. Wiem, że jesteś od Headline specjalistą, tak więc gdybyś zechciał podzielić się swoimi doświadczeniami, byłaby to dla nas wszystkich bardzo pouczająca dawka wiedzy.
Być może będzie to truizmem, ale Headline, tak jak inne urządzenia spod znaku Naim, jest pewnego rodzaju ewenementem. Podobnie cała filozofia tworzenia sprzętu i dźwięku, konsekwentnie realizowana przez lata. Dlatego z uwagą obserwuję dokonania tej firmy. Headline to z pozoru banalny układ, który można było znaleźć w każdym podręczniku do elektroniki. Było, bo dziś nikogo to już nie interesuje i tego już się nie uczy w szkołach ani na uczelniach. Z drugiej strony może i dobrze – urządzenia będą teraz tworzone przez zapalonych entuzjastów, którzy i tak tę wiedzę zdobędą… Ale przejdźmy do meritum. Naim zbudował miniturową końcówkę mocy, trochę odchudzoną i zasilaną z pojedynczego napięcia. Takie rozwiązanie wymaga stosowania kondensatorów sprzęgających na wejściu i wyjściu układu. I tutaj otwierają się olbrzymie możliwości „strojenia” brzmienia przez dobór elementów o określonych walorach. Nie są to jakieś specjalnie wyszukane, kosztowne komponenty, ale starannie przemyślane i dobrane. Kondensator tantalowy, gdy nie jest odpowiednio spolaryzowany napęciem stałym, po prostu zniekształca i nie nadaje się do audio. Naim zrobił jednak to co trzeba i słychać tego dobroczynny wpływ. Podobnie jest z kondensatorem wyjściowym. Nie jest to pierwszy lepszy element z pobliskiego sklepu dla serwisantów RTV. W starszej wersji znajdują się błękitne Elny Rubycon, zaś w nowszej coś innego, bodajże Nichicony – niestety nie pamiętam i mogę się tutaj mylić. Kolejne różnice między wersjami to zastosowane tranzystory. Początkowo były brytyjskie Zetexy, a teraz – mieszanka amerykańskich i japońskich, równie dobrych ale o innych manierach sonicznych. I na koniec potencjometr głośności. Był ze ścieżką węglową a obecnie montowany teraz jest Alps ze ścieżką z przewodzącego plastiku (beztrzaskowy, o bardziej łagodnym brzmieniu). Różnice w brzmieniu obu wersji są łatwe do usłyszenia. Pierwsza wersja nawiązuje do estetyki brzmieniowej pozostałych oliwkowo-szarych urządzeń. Kluczową rolę odgrywa tu gładka średnica i wyeksponowany aspekt rytmiczny. Uwaga słuchacza ma koncentrować się na pierwszym planie. Nowsza odmiana gra dźwiękiem bardziej „kontynentalnym”, choć pewne elementy „British Soundu” są nadal wyczuwalne. Dużo też zależy od zastosowanego zasilacza. Firmowy PSC jest fajny i wiele osób może spokojnie na nim poprzestać, bez poczucia straty. Natomiast, im wyżej pniemy się ofercie zasilaczy, tym większy potencjał brzmieniowy uwalniamy z Headline’a. Nie sprowadza się to bynajmniej do banalnej rezerwy prądowej, do możliwości oddania kolokwialnego „kopa”. Nic z tych rzeczy. Bardziej chodzi tutaj o pewną aurę, atmosferę, oddanie tła nagrań.
I to się nazywa świąteczny prezent. Taki komentarz to naprawdę święto. Niech zgadnę: Dawne Headline grały lepiej?
Nie, grały na tym samym poziomie jakościowym tyle, że z inną estetyką brzmieniową. Gdybym miał wybierać między oryginalnymi egzemplarzami – nie klonami – to poprosiłbym o obydwa.
To dobrze, bo przykro kiedy nowsze wersje okazują się słabsze, a to się niestety czasami zdarza.
Przyjechały nareszcie Audez’e LCD-3. Szkoda, że Headline na nie nie poczekał, ale i bez niego kolekcja oczekujących jest imponująca.
To jeszcze.mam pytanie czy wzmacniacz słuchawkowy Naim Headline będzie dobrym wyborem dla słuchawek Final Sonorous VI w połączeniu z źródłem Naim cd5si???? Aktualnie posiadam wzmacniacz słuchawkowy Ifi ican se. Czy ten Naim Headline będzie krokiem do przodu jeśli o uzyskanie lepszego dźwięku ?
Słucham głównie muzyki klasycznej i rocka, jazzu.
Trudne pytanie. Stara zasada powiadała, że Naimy grają dobrze wyłącznie z Naimami. Czy to jest nadal aktualne, nie wiem. Dodatkowa trudność polega na tym, że Headline był, (nie wiem czy jest nadal, ale pewnie tak) uzależniony brzmieniowo od jakości jednego z czterech możliwych do zastosowania z nim naimowych zasilaczy. Powiem zatem w ten sposób – jeżeli ten zasilacz miałby być najsłabszy z dostępnych, to raczej lepiej niż z iFi nie będzie, albo niewiele, a potem może być.
Naim Headline & Teddy Headline PSU to wspaniale duo. Mialem u siebie i bardzo polecam.
Rezem z Cd5si zagra w 100% dobrze.
Witam, obecnie posiadam odtwarzacz Naim cs5si, słuchawki Final Sonorous VI. Chciałem zapytać czy kupując wzmacniacz słuchawkowy Naim Headline 2 wraz z Naim NAPSC-2 to będę mógł osiągnąć więcej jakości w brzmieniu niż z w znacniaczem Ifi ican se???
2. No i jak to wygląda z podłączeniem kabla do wzmacniacza słuchawkowego „kanał Lewy i kanał Prawy”? Bo w wzmacniaczu ifi ican se jest to proste bo wzmacniacz ma dwie „dziurki” aby podłączyć kable.
Tak, Naim woli pracować z innymi Naimami – dopiero wówczas osiąga maksimum. Firmowe naimowe okablowanie chyba nie powinno nastręczać trudności w przypadku łączenia Naimów z Naimami. W razie czego można się konsultować z polskim dystrybutorem.
Rozumiem. To dopytam czy ten wzmacniacz słuchawkowy Naim Headline 2 musi być podłączony do Naim NAPSC-2 czy można podłączyć bezpośrednio do odtwarzacza Naim cd5si??? I już słuchać muzyki na słuchawkach?
Wydaje mi się, że są wersje z gniazdami RCA i z klasycznymi podpięciami Naima. Ta z RCA mogłaby być podłączona wprost do odtwarzacza, ale te z podpięciami naimowskimi grają lepiej. Dlatego lepiej przez DIN i zasilacz.