Recenzja: Mytek Manhattan

Mytek_Manhattan_004_HiFi Philosophy   Mógłbym po raz kolejny napisać, że oto następny kombajn dla komputera wjeżdża na stację Recenzje, bo ani chybi jest ten Manhattan przetwornikiem, przedwzmacniaczem i słuchawkowym wzmacniaczem, ale trochę to nie przystoi, bo przetwornikiem jest przede wszystkim, i to takim z dużymi ambicjami. Zarazem sekcja słuchawkowego wzmacniacza nie jest w nim wcale dodatkiem a jednym z dań głównych, podobnie jak przedwzmacniacz, choć ten niejako z automatu. Jednak sumarycznie biorąc to przede wszystkim przetwornik, taki dużego kalibru, mający zagonić konkurencję w kozi róg. A jeszcze do tego polsko-amerykański, bo tu i tu powstały, a przy tym z nazwą wysokościową, pomimo że płaski.

O firmie Mytek pisałem przy okazji poprzedniego spotkania z jej produktem, będącym znacznie skromniejszym protoplastą teraz recenzowanego – na oko z sześć razy mniejszym i na portfel trzy razy tańszym – a wyrażając się bardziej fachowo, takim na połowę półki profesjonalnego stelaża rack, podczas gdy Manhattan jest na całą. Tak więc stosunek objętości do ceny ma ten nowy korzystniejszy, ale nas interesują przede wszystkim stosunki jakościowe, chociaż wielkość, jak wiadomo, także bywa istotna. To właśnie jej zawdzięcza nowy produkt upakowanie szeregu ulepszeń, a co się na nie składa, o tym za chwilę.

Mytek_Digital_013_HiFi PhilosophyMytek_Digital_001_HiFi Philosophy

Mytek_Digital_005_HiFi Philosophy

 

 

 

 

Co tam kiedyś o Myteku napisałem, to napisałem, natomiast by nadobniej tym razem, czyli z okazji recenzji ich flagowego wyrobu było, zaczniemy od wizyty w zakładzie produkcyjnym, który mieści się nie na Manhattanie tylko w Warszawie. Nazwa Manhattan nie jest jednak od czapy, jako że druga część firmy Mytek Digital faktycznie znajduje się w Nowym Jorku, gdzie w 1992 roku powstała i gdzie praktyki swe projektowe odprawia szef jej i twórca – Michał Jurewicz. Do warszawskiego Myteka pojechał Karol, na zaproszenie – a jakże – by zlustrować, podglądać i zeznać co widział. Na podstawie jego relacji dowiadujemy się, że współczesny Mytek Digital Audio to tak naprawdę zlepek dwóch firm: tej założonej przez Michała Jurewicza w Ameryce i polskiej HEM Electronic, będącej własnością Marcina Hamerli, która przed fuzją z Mytekiem wykonywała obwody elektroniczne dla zewnętrznych zleceniodawców, w tym także Myteka. Jeszcze przed połączeniem ów czysto amerykański Mytek jako twór samodzielny zdążył rozbłysnąć na rodzimym, amerykańskim gruncie produktem o nazwie Primate Q, który stał się standardem odsłuchów indywidualnych w tamtejszych studiach nagraniowych, a że amerykańskie studia to pępek nagraniowego świata, dyktują standardy i modę, toteż kto w nich zabłyśnie, błyszczy przed całym światem.

Mytek_Digital_003_HiFi PhilosophyMytek_Digital_004_HiFi PhilosophyMytek_Digital_021_HiFi Philosophy

 

 

 

 

Obie firmy, zarówno przed jak i po fuzji, nakierunkowane były na rynek profesjonalny, a do uwzględnienia konsumenckiego skłoniła je dopiero popularność na nim własnych urządzeń. To znana ścieżka rozwojowa, wydeptana przez samych audiofili. Ci bowiem, jak powszechnie wiadomo, nie ustają w poszukiwaniach, a słowo „profesjonalny” brzmi dla nich szczególnie kusząco, podobnie jak same profesjonalne urządzenia, skupiające uwagę na brzmieniu a nie wyglądzie. Ścieżką tą przetransferowane zostały z rynku pro na rynek hi-fi produkty takich marek jak Benchmark, Lynx czy Bryston, a w ślad za nimi podążył też wyrób Myteka, przywoływany przed chwilą Mytek 192-DSD-DAC. To w jego nazwie skrywa się jeden z kluczy do sukcesu firmy, mianowicie skrót DSD. Urządzenia Myteka zdobyły bowiem na rynku profesjonalnym taką pozycję, że firmy Philips i Sony, twórcy i właściciele standardu SACD, jemu właśnie powierzyły produkcję takich pozwalających przekładać ten zapis na język plikowy, a więc standard DSD.

Nie będziemy w tym miejscu toczyć debaty nad relacjami DSD z PCM, co do których zdania mocno są podzielone – i zdaniem jednych DSD to krok naprzód, a według innych bynajmniej, natomiast faktem jest, że standard DSD zdobył sporą popularność, zwłaszcza w USA, Chinach i Japonii, a to dzięki „spiraceniu” konsoli Play Station3, pozwalającej przenosić zapis SACD na komputer. Sama technologia transferu DSD pochodzi oczywiście od matczynych koncernów, ale najpopularniejsze urządzenia ją wykorzystujące po zabezpieczeniu nowszych wersji Play Station przed pirackimi poczynaniami sporządził i wprowadził na rynek właśnie Mytek. A to musiało oznaczać sukces i go oznaczało, dzięki czemu urządzenia Myteka dodatkowo wzmocniły swą popularność.

Mytek_Digital_009_HiFi PhilosophyMytek_Digital_016_HiFi PhilosophyMytek_Digital_002_HiFi Philosophy

 

 

 

 

Niejako równolegle do poczynań technologicznych toczyły się w Myteku sprawy produkcyjne i marketingowe, a w ich ramach cała produkcja przeniesiona została do Polski – konkretnie do Warszawy. To tam odbywa się proces wykonawczy, natomiast działy projektowe są podzielone. Za część analogową odpowiada Michał Jurewicz i opracowywana jest ona w Nowym Jorku, a za cyfrową Marcin Hamerla i ta powstaje w Warszawie. To oczywiście etap wstępny, po którym następuje złożenie w całość i pojawiają się prototypy, a całość ta dopiero musi zostać dopracowana, jako że zmiany względem początkowego projektu bywają nieraz radykalne. Nie inaczej było w przypadku tytułowego Manhattana, ale o tym za moment.

Niewiele mniej ważna niż projekt i produkcja jest działalność komercyjna, bo jak wiadomo w dzisiejszych czasach bez promocji daleko się nie zajedzie. Dzięki wspomnianej popularności standardu DSD poza Europą Mytek miał pod tym względem zadanie mocno ułatwione, tak więc przyłożyć musiał się jedynie do promocji europejskiej. Tę rolę powierzono polskiemu Musictoolz i niemieckiemu Pro Audio Services.

Tyle tytułem wstępu, resztę można obejrzeć na zdjęciach, na których uwieczniono przesympatyczną załogę i to co można było nie naruszając tajemnic pokazać. Atmosferę mają tam świetną a humory dopisują, co znalazło odzwierciedlenie na fotografiach. Dodam tylko, że warszawska fabryka Myteka zatrudnia kilkadziesiąt osób i ma zamiar się rozróść, ale ostatnie kryzysy także im się dają we znaki. A teraz skok na Manhattan.

Mytek_Digital_007_HiFi PhilosophyMytek_Digital_014_HiFi PhilosophyMytek_Digital_019_HiFi Philosophy

Budowa

Mytek_Manhattan_008_HiFi Philosophy

Polska myśl techniczna w światowym wydaniu – Mytek Manhattan.

   Jak już zdążyłem powiedzieć, Mytek Manhattan to pełnowymiarowe w sensie rozmiarów urządzenie audio, będące DAC-kiem, przedwzmacniaczem i słuchawkowym wzmacniaczem w jednym opakowaniu. Na etapie przedprojektowym przymierzano się do uczynienia go konstrukcją dual mono, ale po policzeniu kosztów pomysł został zarzucony, bo cena końcowa musiałaby być dla przeciętnego nabywcy zniechęcająca. (Dla porównania operujący takim rozwiązaniem DAC Bricasti M1 kosztuje 8 tys. dolarów, mimo iż nie posiada słuchawkowego wzmacniacza.) Zamiast tego postanowiono jak najstaranniej oddzielić sekcję analogową od cyfrowej, przede wszystkim dlatego, że ta ostatnia sieje zakłóceniami. Tak więc każda z nich ma w Manhattanie oddzielny, wyjątkowo starannie obudowany transformator, a sygnał zbiega się dopiero na płycie głównej. Uznano też, że kluczem do sukcesu powinno być odpowiednie zasilanie, ponieważ jego wpływ jest po prostu dobrze słyszalny, tak więc oszczędności co do niego mijają się z celem. W efekcie oba transformatory mają moc 50 W, a wraz z nimi dużą moc ma sam Manhattan, pod tym względem bijąc starszego brata bardzo wyraźnie. Dzieli z nim natomiast kość DAC, czyli układ Sabre ESS9016, pozwalający osiągać taktowanie 384 kHz. W Manhattanie nad taktowaniem tym czuwa jednak inny zegar, z femtosekundową dokładnością odmierzający rytm nowych czasów, a niezależnie od tego posiada on także złącza pozwalające na taktowanie zegarem zewnętrznym, jak również dodatkowy układ wewnętrznej eliminacji jittera, z którym walka okazała się jednym z najważniejszych na Manhattanie frontów.

Urządzenie dosłownie nafaszerowane zostało układami scalonymi, których naliczyłem aż jedenaście, a najważniejsze obok kości DAC od Sabre to Xilinx Spartan i Altera Cyclone III. Dzięki temu Manhattan potrafi na żądanie podbijać sygnał 16-bit/44,1 kHz do 24-bit/192 kHz, a na wejściu USB przyjmować sygnał o częstotliwości 384 kHz. Oczywiście potrafi się też posługiwać niejako domowym dla siebie sygnałem DSD, zarówno w wersji 128 jak i 256 MHz, a kość Sabre zapewnia mu potężną, 130-decybelową dynamikę.

Mytek_Manhattan_010_HiFi Philosophy

Nie da się ukryć, że nie jest to urządzenie typu compact.

W sekcji przedwzmacniacza pracują dwa do wyboru potencjometry – 32-bitowy cyfrowy oraz mająca 1-decybelowy krok drabinka rezystancji od Transparenta. Obsługuje je spore pokrętło na obudowie, a obudowa ta to osobny popis możliwości inżynieryjnych. Na pytanie czy były z nią trudności, to znaczy czy długo trzeba było szukać producenta, padła odpowiedź, że żadnych, co stoi w drażliwym kontraście do naszych krajowych realiów, gdzie rodzimi producenci wiecznie borykają się z ich znalezieniem. W Ameryce jest jednak inaczej, bo tam od lat wielu pozostaje na rynku firma Neal Feay Company, o wielopokoleniowych tradycjach w produkowaniu obudów i obróbce aluminium. Wystarczy ich poprosić, a sami podsyłają projekty i po konsultacjach z zamawiającym produkują co tylko się zechce. W przypadku Myteka Manhattan rezultat jest taki, że obudowa wykonana została z aluminiowych odlewów dających efekt skóry węża, co jest następstwem gry świateł na swego rodzaju głęboko profilowanych łuskach. Gra taka okazuje się dość charakterystyczna dla wyrobów amerykańskiego hi-fi, jeśli zważyć, że spotykamy ją także na obudowach urządzeń Jeffa Rowlanda. Prezentuje się ta wężowa skóra nader efektownie i jest natychmiast rozpoznawalna, dzięki czemu nawet z daleka możemy poznać, że tam, hen stoi Mytek Manhattan. Podobnie charakterystyczny jest wyświetlacz – duży i sporządzony z matrycy o też dużych, białych pikselach. Dzięki kilkunastostopniowej regulacji może świecić nawet bardzo łagodnie, nie rażąc zbytnią ostrością, a można go również całkiem wyłączyć, co bardzo sobie chwaliłem, choć w tym wypadku bardziej na wyrost. Wyłączać nie było potrzeby, ale cóż za wygoda względem tych wszystkich świecących mocno i nieodwołalnie.

Mytek_Manhattan_023_HiFi Philosophy

Za to wykończenie spokojnie sytuuje go w klasie premium.

Niczym niezmącony wężowy wygląd na tyle okazał się dla projektantów ważny, że wszystkie poza wystającym niejako z obowiązku pokrętłem potencjometru przyciski funkcyjne zaszyte zostały w wężową skórę bardzo starannie, tak więc niełatwo wypatrzyć umieszczony na lewo od wyświetlacza włącznik główny oraz towarzyszące mu strzałkowe kursory obsługi menu, a podobnie wtopione w tło zostały położone po obu stronach wyświetlacza przyciski programowalne, którym możemy przypisać pojedynczą wybraną funkcję, na przykład przełączenia pomiędzy filtrami »Fast« i »Slow«. Gdy jednak wiemy gdzie się te wszystkie funktory znajdują, posługiwanie się nimi nie nastręcza kłopotów.

Z tłoczonego aluminium wykonane są jedynie boczki i panel przedni, natomiast płyta wierzchnia to szczotkowana, nierdzewna stal, z perforacją w postaci szeregu otworów, otaczających formującą chmurą wytrawione na samym środku duże M. Ów wentylacyjny ozdobnik również jest charakterystyczny, ale z jego obecności nie należy wnosić, że urządzenie się mocno rozgrzewa. Nie rozgrzewa się prawie wcale, tak więc wentylacja to raczej jedynie dmuchanie na zimne.

Ścianka tylnia dźwiga charakterystyczną dla tego typu urządzeń galerię wyjść i przyłączy. Mamy zatem cyfrowe wejścia FireWire, USB 2.0 i 1.1, SPDIF, AES/EBU oraz Toslink, a także opcjonalnie wejście optyczne o zwiększonej przepustowości z obsługą standardu SACD, obstalowywane u Meitnera i kosztujące półtora tysiąca ekstra, które w testowanym egzemplarzu było obecne.

Mytek_Manhattan_015_HiFi Philosophy

Wszystkie manipulatory zostały dyskretnie wkomponowane w fakturę frontu.

Wchodzić możemy także analogowo, poprzez pojedyncze wejście RCA, a wychodzić wyłącznie analogowo – poprzez parę wyjść RCA i pojedyncze XLR. Jako opcja figuruje w karcie dań producenta także osobna płytka rozszerzeń z wysokiej klasy przedwzmacniaczem gramofonowym, a już w standardzie znajdujemy wysokiej klasy słuchawkowy wzmacniacz. Ten dla konstruktorów szczególnie był ważny, bo to za jego sprawą Mytek 192-DSD-DAC zdobył taką popularność. Dlatego nie jest jakimś lichym dodatkiem, tylko ma budowę dual mono, przewidzianą pierwotnie dla całego urządzenia, oraz dużą moc i bardzo niski stopień zniekształceń.Wyposażono go w umieszczony na tyle obudowy regulator wzmocnienia, mogący przybierać wartości + 6, 0, – 6 dB, dzięki czemu bezproblemowo może wysterować zarówno prądożerne słuchawki planarne, jak i wymagające minimum mocy dokanałowe. Wyjścia dla słuchawek są dwa – oba niesymetryczne i oba na panelu przednim – ale w odróżnieniu od konkurenta ze stajni Audio-gd równoczesne podpięcie doń słuchawek skutkuje słyszalnym ściszeniem. Na stanie jest elegancki pilot, a system regulacyjny, w postaci rozbudowanego drzewa decyzji, zapożyczono od starszej konstrukcji, włącznie z potwierdzaniem wyboru przez naciśnięcie gałki potencjometru.

Całość prezentuje się elegancko, a nawet wyszukanie. Stoi na wkręcanych kolcach z załączonymi podkładkami, waży solidne 8 kilogramów i jest charakterystyczna – z dowolnej odległości rozpoznawalna, a wykonanie i stylistyka najwyższej są próby, sugerując przeznaczenie przede wszystkim na rynek audiofilski, co w istocie jest prawdą. Niemniej urządzenie znalazło także profesjonalne zastosowania, toteż można je napotkać w wielu studiach nagraniowych, bo przecież niezależnie od wyrafinowanej, nie-studyjnej stylistyki, prezentuje zdecydowanie najwyższy poziom techniczny spośród wszystkich dotychczasowych wyrobów Myteka.

 Odsłuch

Mytek_Manhattan_016_HiFi Philosophy

Rzut okiem na tylny panel wcale nie będzie taki szybki…

   Przystępując do odsłuchów nie pozostaje nic innego jak wklepać w klawiaturę tradycyjne „zaczynamy przy komputerze”, bo z myślą o tej przede wszystkim lokalizacji urządzenie powstało. A zatem znów kabel USB i raz jeszcze instalacja sterowników – całkowicie bezproblemowa. A potem już tylko wybór między potencjometrem cyfrowym a analogowym i ustawienie reszty wykonawczego optimum – i już można nurkować w słuchanie.

Podobno niekoniecznie tak być musi, ale w moim przypadku i tej akurat lokalizacji potencjometr cyfrowy okazał się minimalnie lepszy, pracując w trybie »Bypass«, omijającym cały przedwzmacniacz. Tak więc słuchać będziemy w takiej konfiguracji. A słuchać przede wszystkim słuchawek, chociaż nie tylko. Raz kolejny ruszajmy przeto ze słuchawkowym rajdem, ale nim do niego przejdziemy, słowo o kablu USB.

Te kable nieprzyzwoicie wprost okazują się ważne, wbrew w kółko powtarzanej przez niektórych antyaudiofilsko oświeconych „znawców” mantrze o braku znaczenia kabli cyfrowych. Całkiem przypadkiem i tym razem się to potwierdziło, bo początkowo urządzenie podpięte zostało Entreqiem, ale ten ze swoją elastycznością okazał się potrzebny w innym miejscu i zastąpiony przez Tellurium Q. No i to Tellurium okazało się pasować lepiej, a to z uwagi na charakter brzmienia, do którego właśnie przechodzimy. Dodam jeszcze, że brzmienie bardziej podobało mi się z uaktywnionym upsamplerem i to z tej samej dokładnie brzmieniowej przyczyny.

 

Mytek_Manhattan_018_HiFi PhilosophyMytek_Manhattan_020_HiFi PhilosophyMytek_Manhattan_011_HiFi Philosophy

 

 

 

 

AKG K712

Nie da się ukryć, to już reguła. Profesjonalne AKG – podobnie jak Mytek bardzo chętnie porywane przez audiofili na użytek własnych brewerii – po raz kolejny zagrały wysoce satysfakcjonująco. A tak je kiedyś, jeszcze gdy były prawie nowe, skopałem. Słuchawki są jednak naprawdę w porządku, przy czym styl mają charakterystyczny, uczuciowo raczej indyferentny. Bez żadnych skłonności do popadania w tkliwość, bez rozczulania i mazgajenia. Grają dużymi, raczej jasnymi dźwiękami, omiecionymi pastelowym światłem, o dobrym wypełnieniu i misternej obróbce detali. Ta właśnie obróbka szczególnie tym razem zwracała uwagę, bo aby te AKG wypadły ponadprzeciętnie, potrzeba toru bardzo czujnego na sygnał, jako że wypełnienie i ładną kolorystykę same zapewniają. Natomiast ich dużej postury dźwięki mają tendencję do upraszczania form i uczuć, toteż należycie wyrażona szczegółowość, niuansowość i wszelkiego typu misterność są dla nich wyjątkowo pożądane. I to właśnie od Myteka dostały, bo już ten starszy bardzo był szczegółowy, a ten jest jeszcze bardziej, a przy tym formę wypowiedzi oferuje wyższą, bardziej wyrafinowaną.

Mytek_Manhattan_017_HiFi Philosophy

Co ciekawe, całe to wizualno-funkcjonalene bogactwo można firmowo postawić na kolcach.

Tu muszę wrócić do kabla USB. Otóż z Entreqiem Konstantinem było to brzmienie ewidentnie elektrostatyczne. Może nie w największym stopniu na tych AKG, ale na nich również, i to wyraźnie. Szybkie, pełne powietrza, lotne, eteryczne, przejrzyste. Tego się bardzo dobrze słuchało, ale choć dobro jest kategorią absolutną, nierelatywizowalną do innych (a przynajmniej za taką może być uważane), to różne są miary dobra w różnych rzeczach. Tu tego dobra było sporo, jednakże po przeniesieniu wtyku słuchawek do położonego zaraz obok we wzmacniaczu Sugdena (który porównawczo na Myteku postawiłem, podpinając symetrycznie przewodami Acoustic Zen Absolute Cooper), pojawiało się lepsze dociążenie, lepsza, bardziej analogowa gładkość i więcej brzmieniowej swoistości.

Za pomocą takiego właśnie porównania bym brzmienie słuchawkowego wzmacniacza w nowym Myteku scharakteryzował, gdyby nie przypadkowa podmiana kabla USB na Tellurium. To Tellurium nie jest całościowo lepsze od Konstantina, ale inne i do Myteka lepiej pasujące. Zdecydowanie lepiej. Bo właśnie wypełnia i dodaje smaków, podczas gdy Konstantin poprawia transparencję i szybkość. A tego Mytek nie potrzebuje, podczas gdy tamtego bardzo.

Mytek_Manhattan_019_HiFi Philosophy

Na początek sprawdzimy, jak Manhattan radzi sobie ze słuchawkami.

Tak więc Tellurium, mimo iż daleko mu do Entreqa Atlantisa czy Synergistic Research Galileo, okazało się wywiązywać ze swej roli znakomicie, zaspokajając najbardziej pilne potrzeby Myteka. A kiedy już było w torze, różnica pomiędzy nim a kontrolującym jego jakość Sugdenem zmniejszyła się wyraźnie i na pewno były to brzmienia podobne a nie niepodobne.Podobne tak bardzo, że ślepy test wymagałby bardzo intensywnego skupienia i pewnie nie za każdym razem wskazanie byłoby prawidłowe. Ale pozostała różnica, bo Sugden wciąż minimalnie był gładszy, a dźwięki dawał nieco większe, mocniejsze i bardziej wypełnione, podczas gdy Mytek wciąż operował większą delikatnością i transparencją. Postaci wokalistek na Sugdenie były bardziej korpulentne i takie bardziej „w sobie”, a na Myteku delikatniejsze, bardziej wycyzelowane i wymierzone w subtelność a nie gęstość treści. Ale jak mówiłem, różnica była bardzo nieznaczna a nie makroskopowo oczywista, a poza tym ta delikatność miała swoje walory i głosy delikatniejsze wcale nie podobały mi się mniej od postawnych.

Odsłuch cd.

Fostex TH 900

Mytek_Manhattan_003_HiFi Philosophy

Tutaj za punkt odniesienia robi Sugden HA-4.

Sennheisery HD 600 pożyczyłem, tak więc od razu musimy zrobić przeskok na o wiele wyższy poziom cenowy. I tu można napisać rzecz następującą – Fostexy zagrały z Mytekiem niemal identycznie jak AKG przed chwilą z Sugdenem. Ba, one z Mytekiem były nawet gładsze i bardziej wypełnione niż AKG z doskonałym wzmacniaczem w czystej klasie A, co pozwoliłem sobie uważnie zweryfikować, jak również zaznaczyła się u nich mocniej zaakcentowana linia basowa. Ktoś powie, że żadne to zaskoczenie, iż słuchawki pięć razy droższe potrafią nadrabiać dystans, ale z mojego punktu widzenia bardziej istotny był fakt, że to AKG tak świetnie wypadły, a nie całe to nadganianie. Bo właśnie wyrównywanie szans jest jedną z oznak dobrego wzmacniacza. Na lichym lepsze słuchawki zwykle zwiększają dystans, a na wybitnym staje się on niewielki. To stara audiofilska prawda, przerabiana w moim przypadku wielokrotnie na przykładzie duetu Senheiser HD 600 – Grado RS-1.

Poszukawszy odpowiednich utworów mogłem też stwierdzić, że AKG mocniej realizowały atak sopranowy, podczas gdy u Fostexów pasmo było spójniejsze i lepiej dociążone, jak również to, że Fostexy lepiej potrafiły wydobywać brzmienia trudne do wyłonienia z tła i całą artykulację miały bardziej poprawną. Już z kablem Konstantin zdążyłem stwierdzić, że one do nowego Myteka świetnie pasują, a kabel Tellurium jeszcze to przekonanie rozwinął. Po przejściu z Fostexami na Sugdena stało się wprawdzie jeszcze lepiej, ponieważ dźwiękowa materia nabrała minimalnie większej wielopłaszczyznowości i poprawiła się krągłość dźwięków, ale trzeba pamiętać, że przyrównujemy się tu do specjalistycznego wzmacniacza w klasie A za prawie osiem tysięcy, i to podłączonego interkonektem za kolejnych pięć. A różnica była naprawdę nieznaczna, w granicach (umownie licząc) dziesięciu najwyżej procent. Z Sugdenem było nieznacznie lepiej, ale tak do szybkiego zapomnienia, a nie bolesnego rozpamiętywania. Lepiej wypełniał dźwięki, czynił je trochę bardziej aksamitnymi – i niemal na tym poprzestawał. Ale to z kablem Tellurium w Myteku, a nie tak po prostu, bo ze zwykłym różnica była wyraźna. A zatem gubią te kable jakość i trzeba na to zważać, bo różnica może się okazać nie do nadrobienia nawet bardzo wybitnym wzmacniaczem.

 

Sennheiser HD 800 (kabel FAW Noir Hybrid)

Mytek_Manhattan_002_HiFi Philosophy

Choć teoretycznie dedykowany wzmacniacz tej klasy powinien bez problemu zdystansować rozwiązanie zintegrowane…

Lepiej niż Fostexy wygrzane i opatrzone lepszym kablem Sennheisery pokazały nieznacznie bogatszą artykulację i nieco mniejsze ujednolicanie brzmienia, a w ich przypadku dźwięk z Sugdenem był śladowo cieplejszy i też śladowo gładszy. – Tyle i tylko tyle. Śladowo bardziej aksamitne brzmienie Sugdena czyniło tym razem naprawdę nieznaczną różnicę, chociaż w odbiorze było łatwiejsze. Za to minimalnym kosztem ataku i dynamiki, tak więc właściwie na remis, zwłaszcza że wzmacniacz słuchawkowy Myteka grał bliżej, a na tych samych poziomach głośności oferował większą bezpośredniość. By tej samej miary bezpośredniość dostać od Sugdena, trzeba było siłę głosu wyraźnie podkręcić. To Mytek oferował bowiem rzeczywistość dźwiękową mniej wygładzoną i ugłaskaną, a dzięki temu silniej dążącą do zwarcia i głębiej drążącą, podczas gdy Sugden z tym swoim gładzeniem zachowywał nieznaczny dystans i proponował całościowe uspokojenie. Tak więc były to raczej dwa style aniżeli dwa jakościowe poziomy, a to wszystko znowu dzięki USB od Tellurium, bo bez niego przewaga Sugdena była wyraźnie większa.

Porównałem jeszcze wstecznie Sennheisery do AKG i niewątpliwie oferowały zdecydowanie lepszą swoistość oraz prawdziwość wokalu, co wcale nie umniejsza świetnego brzmienia tych tańszych. W całej rozciągłości Sennheisery grały prawdziwiej, no ale dziwnym by było, gdyby okazało się inaczej. A przy tym Sennheisery, jako kolejne, znów świetnie pasowały do duetu Mytek – Tellurium, co kabel Forzy na pewno im dodatkowo ułatwiał. Z kablem Konstantin grało to odczuwalnie gorzej, tak więc raz jeszcze proszę – zwracajcie uwagę na kable USB.

 

Audeze LCD-3

Na koniec sięgnąłem po flagowe Audeze, czyli trzeciego z kolei flagowca. I znowu pokazało się dopasowanie, a więc nie można mówić o żadnej wybiórczości czy przypadku, tylko o regule. Wzmacniacz wbudowany w przetwornik Mytek Manhattan jest po prostu wysokiej klasy, a od swego poprzednika wbudowanego w 192-DSD DAC różni się przede wszystkim większą kulturą brzmienia. Kiedy dać mu kabel USB taki jak ten tutaj, znikają wszelkie ostrości i sopranowa nadaktywność. Sugden był wprawdzie spokojniejszy, gładszy i z głębszą nieco sceną, ale, jak mówiłem, w granicach niewielu procent, a przecież dużym kosztem zakupowym. Jest zatem Mytek urządzeniem samowystarczalnym, które wprawdzie jako napęd słuchawek może być poprawione, ale tylko nieznacznie i tylko za duże pieniądze. Oczywiście jest taki tylko pod warunkiem odpowiedniego okablowania USB, co powtarzał będę do znudzenia.

Mytek_Manhattan_001_HiFi Philosophy

…to w tym wypadku praktycznie nie miało to miejsca. Brawo!

Co do samych Audeze, to zagrały w sposób dla siebie charakterystyczny, ale z nieco dalszym niż to zazwyczaj ma miejsce pierwszym planem, za to jak zwykle dociążonym, dużym i gładko płynącym dźwiękiem. Bez przyciemnienia, z odczuwalnym ciepłem i głównym naciskiem na melodykę, a nie wyszukiwanie niuansów czy wydelikaceń. A jednocześnie z dobrze uchwyconymi pogłosami, starannie oczyszczonymi z udziwnień. Nic tu nie było z atmosfery dziwności i spotęgowanego echa. Sama jedynie płynność, melodia, ciepło i dokładne uwidocznienie pogłosu – bez sztucznego dodawania i nienaturalnego obcięcia. Dopiero – rzecz dziwna – przejście na Sugdena oznaczało przyrost ech i atmosfery niezwykłości, podczas gdy z samym Mytekiem było normalnie, a jednocześnie bez żadnej brzmieniowej diety. Jaśniej, gładziej, z mniejszym pogłosem i cieplej niż u Fostexów, które z kolei głębszą miały scenę, a soprany wybijały bardziej i traktowały dźwięczniej, mimo zdiagnozowanej w porównaniu do AKG ogólnej spójności brzmienia. Sumarycznie nie lepiej i nie gorzej, tylko inaczej, bardziej swojsko grały Audeze.

Odsłuch: Jako DAC przy źródle CD

Mytek_Manhattan_009_HiFi Philosophy

A teraz sprawa samej kwintesencji Manhattana – sekcji DAC.

   Pozostało jeszcze sprawdzić jak spisuje się Manhattan w roli DAC-ka dla transportu CD. Testowy egzemplarz, wyposażony w wejście optyczne o podwyższonym standardzie, doskonale pasował do Cairna, który wyjście ma tylko optyczne, ale za to własny DAC naprawdę wysokiej klasy, z zegarem LC-Audio, osobnym zasilaniem i kondensatorami Black Gate, przez wielu uważanymi za najlepsze w historii.

Wiele razy własny odtwarzacz ratował minie z opresji po różnych stronach frontu. Czasami wyciągał z kotła zbyt ciepłego i pozbawionego sopranów grania, a czasami pozwalał ujść przed sopranowym szturmem atakujących chudeuszy, gotowych szatkować bębenki gwizdem i świstem. Nieraz także w różnych okolicznościach DAC-kowych dowodził, że to tam przy komputerze, jakkolwiek bardzo smacznym się zdało, w konfrontacji z nim wypadało blado jak duch Adolfa w Teatrzyku imienia Zielonej Gęsi Konstantego Ildefonsa. Gdyby i tym razem w tym stylu to się rozegrało, humory w Warszawie i Nowym Jorku pewnie by mocno opadły, ale ma szczęście nie muszę psuć humoru wesołej ferajnie Myteka. Nie da się ukryć, że ten ich DAC lepszy jest niż ten ulepszony w Cairnie. A raz jeszcze powtórzę, że cairnowy potrafił spuszczać baty odtwarzaczom za trzydzieści tysięcy i DAC-kom za ponad dziesięć, tak więc z szacunkiem proszę. Przyszła jednak kryska na Matyska i teraz sam oberwał. Oczywiście baty zbierał i wcześniej, bo przy takim Audio Research CD-9 czy Accuphase DP-900  za wiele do powiedzenia nie miał, chociaż blamażu także nie było. No ale różnica duża, co nieraz opisywałem. I duża była także względem Myteaka. A jaka, już mówię.

Mytek_Manhattan_006_HiFi Philosophy

Implementacja Mytek do naszego wielokrotnie prezentowanego systemu wniosła więcej,niż można by się spodziewać.

Cairn gra stylem, w którym dobrze słychać udział tych kondensatorów Black Gate, to znaczy z nieco zgęszczającym się medium, dającym wyraźny światłocień i obecność własnego lekkiego przyciemnienia, ale przejrzyście i wyraziście. Jednak przede wszystkim z dźwiękowym smakiem; nieco lepkawym, odrobinę ciągnącym się wraz z muzyczną frazą i delikatnie przypalonym. Znawca wina mógłby powiedzieć, że w smaku czuć nutkę dymu a nie owocową świeżość. A najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że dźwięk nie jest ocieplony, ale odbiera się go jakby trochę był. Bo dobrze się wypełnia i na konturze jest krągły, ale z sopranami bez żadnego przycięcia i bez odchudzenia. Właśnie dlatego ratował tylekroć przed świdrującymi chudeuszami i bronił przed rozlazłymi tłuściochami. Ten dźwięk ma swój smak i wyraźną konsystencję, a odbiera się go zawsze z uznaniem, bo ma wydatny humanizm i żadnych słabości. Postaci wykonawców świetnie się personalizują, a instrumenty brzmią gęsto i dźwięcznie. No i na dokładkę bas jest taki, że skromniejszy spotykałem w odtwarzaczach za makabryczne pieniądze. Ale to wszystko nie pomogło w konfrontacji z Mytekiem. Nie pomogło na jednej prostej zasadzie – był on bardziej realistyczny. A bardziej realistyczny, bo bardziej otwarty, przejrzysty i opisujący dokładniej. Większa przejrzystość medium, mającego postać doskonale czystego i spokojnie, naturalnie oświetlonego obszaru, natychmiast się narzucała. To było rześkie granie, doskonale czytelne, jakby grane w górskim plenerze. Pomagały niewątpliwie w takim odbiorze głośniki Spendor S7, które podpięte po dłuższej przerwie nie tylko przypomniały o swoim świetnym brzmieniu, ale jeszcze kazały myśleć, że tak dobrze grających jeszcze ich nie słyszałem. Bo kiedy wpychać je w taką rześkość, potrafią przedobrzyć z sopranami, których oferują mnóstwo. Tak więc najłatwiej poskramiać je ciągnięciem do dołu i podwiązywaniem skrzydeł, a tu proszę – Mytek ani trochę sopranów nie ujął, a jednocześnie grało to popisowo. Strzeliście, misternie, czysto, z silnie akcentującą się delikatnością i ekstremalną cyzelacją. W rozpostarciu przestrzennym, z dużą ilością powietrza, z wyczuwalnym dmuchaniem. Po prostu pięknie.

Mytek_Manhattan_024_HiFi Philosophy

Mytek Manhattan to kolejny po procesorze P3 dowód na wielkość polskiej myśli inżynieryjnej. Aż strach pomyśleć co by było, gdyby dokonać ich integracji…

Momentalnie życie stało się piękniejsze i bardziej prawdziwe. Postaci ludzkie przestały być w swej prawdziwości trochę stłamszone, przydymione, zżółknięte. Niby prawdziwe, pełne i powabne, ale jednak nie tak oczywiste i bezpośrednie. Jedynie kwantum basu nie narosło, a tylko jego kontur się wyostrzył w dobrym znaczeniu tego słowa, w akompaniamencie przestrzenniejszego i prawdziwszego dźwięku uderzeń, a także całościowo przyrosła dynamika, co także w dolnych rejestrach dawało świetny rezultat.

Właśnie, większa dynamika – mało brakowało a bym o niej zapomniał, a przecież podobnie jak większa czystość od razu się narzuciła. I było to w sumie o tyle lepsze pod każdym względem, że zacząłem na tego Myteka spoglądać łapczywie, bo czynił moje dotychczasowe źródło na pewno godniejszym miana referencji. A przy okazji w świetle powyższych porównań rozwiewają się wątpliwości co do odpowiedzi na pytanie, dlaczego na Audio Show grał Mytek w aż tylu pokojach i z tak różnym sprzętem. Grał, bo gra świetnie i jak za te pieniądze na pewno stanowi okazję poprawienia sobie audiofilskiego humoru.

Podsumowanie

Mytek_Manhattan_012_HiFi Philosophy   Mytek Manhattan jest z tych, co czynią muzykę super przejrzystą, bardzo misterną, zaznaczającą delikatność, przesyconą powietrzem, wyjątkowo szczegółową i szczególnie rześką. Zarazem bardzo dynamiczną i kiedy trzeba potężną, bez żadnych ograniczeń na basie. To składa się na pełny naturalizm, w tym wypadku wyzbyty ostrości i pikanterii. Wszystko co cienkie i szpiczaste zastąpione zostaje powietrzem i rozmiarem, wspomożone dynamiką i równie mocno rozciągnięte na dole. Na logikę trzeba by to łączyć ze wzmacniaczami i głośnikami o masywnej charakterystyce i raczej ciepłym niż chłodnym brzmieniu. Tak się wydaje, ale praktyka z super przejrzystymi i potężnie sopranowymi Spendorami pokazała, że wcale nie ma takich wymagań, a kierunek może być inny. Podobnie miała się rzecz ze słuchawkami, spośród których wszystkie okazały się pasować. Zarówno te pełne i ciepłe jak Audeze, jak i potrafiące na sopranowym obszarze pokazać rogi, których przykład stanowiły  Sennheisery HD 800. Próbowałem nawet wyjątkowo sopranowo ofensywnych Pandora Hope i też wypadły znakomicie, pod warunkiem odpowiedniej jakości kabla USB.

Od czasu porównania własnego odtwarzacza z Audio Research CD-9 nic tak mnie nie zirytowało, bo wprawdzie przetwornik Meitnera także okazał się wyraźnie lepszy, ale przynajmniej kosztował 30 tysięcy, wybijając z głowy złudy o nabyciu, a tu lepszość podobnie wyraźna, a cena niższa o połowę. Nie podejmę się przy tym żadnych odniesień jakościowych poza uwagą, że brzmienia Meitnera i Myteka są dosyć podobne, jednakowo skierowane na czystość i wyrazisty realizm. O różnicach jednak ni słowa, bo są na pewno subtelne, wymagające uważnego odsłuchania. Znakomitymi przetwornikami są też wprawdzie Ayon Sigma i Phasemation HD-192, ale ten drugi ma tendencję do grania w tym samym kierunku co Black Gate u Cairna, a Sigma ma dedykowany napęd i dopiero do niego pasuje w całej pełni, zarówno stylem jak i wyglądem. Natomiast Mytek gra solo i akurat w ten sposób, że świetnie uzupełnia Cairna, dając wiele do myślenia. Łakomy kąsek.

Dorzucę jeszcze, że firma Mytek blisko współpracuje z inną światową sławą o polskim rodowodzie, firmą Lipiński, produkującą najsławniejsze monitory studyjne.

 

W punktach:

Zalety

  • Popisowa przejrzystość.
  • Świetna dynamika.
  • Doskonałe oddanie wszystkiego co delikatne.
  • Masa powietrza w dźwięku.
  • Jasne, przyjemne światło.
  • Potężna burza sopranowa bez żadnych ujemnych następstw.
  • Przeciwnie, wraz z nią wszystko rozkwita.
  • Pełny realizm, bez żadnej umowności.
  • Basa masu i masa basu.
  • Bardzo dobry wzmacniacz słuchawkowy o konstrukcji dual mono.
  • Femtosekundowy zegar.
  • Bardzo dobra sekcja zasilania.
  • Mój ulubiony filtr »Slow«.
  • Funkcja »Bypass«.
  • Potencjometr analogowy w postaci drabinki rezystancji.
  • Świetnie się sprawdzające opcjonalne wejście optyczne o podwyższonej jakości.
  • Obsługa DSD.
  • Wyjścia analogowe symetryczne i niesymetryczne.
  • Pasuje do każdych słuchawek niezależnie od impedancji i brzmieniowego stylu.
  • Ciekawy, oryginalny wygląd.
  • Wielostopniowa regulacja siły świecania wyświetlacza.
  • Pełny zasób przyłączy cyfrowych.
  • Łatwe do opanowania menu.
  • Pilot.
  • Przytomna cena.
  • Made in Poland.
  • Rodzima myśl techniczna.
  • Światowa renoma.

Wady i zastrzeżenia

  • Koniecznie trzeba dobrać odpowiedni kabel USB.
  • Silnie reaguje na kable zasilające.

 Sprzęt do testu dostarczyła firma:

mytek logo 2005

 

 

 

Dane techniczne:

  • Konwersja: 32 bity, PCM do 384 kHz, DSD do DSD256
  • Dynamika: 130 dB
  • Całkowite zniekształcenia harmoniczne (THD; dot. konwertera): -110 dB
  • Cyfrowe wejścia audio:
  1. S/PDIF, AES/EBU, Toslink, wszystkie pracujące z rozdzielczością do 24/192 kHz
  2. Fire/Wire 400/800 – do 24/192 + DSD
  3. USB – PCM do 32/384 kHz + DSD do DSD256
  4. 2 x BNC – DSD do DSD256
  • Obudowa: 1U
  • Wymiary: wys. 50/66 (z nóżkami) x szer. 431 x gł. 300 mm
  • Waga: 8 kg

 

System:

  • Źródła: PC, Cairn Soft Fog V2.
  • Przetwornik: Mytek Manhattan.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: Mytek Manhattan, Sugden Masterclass HS-4.
  • Słuchawki: AKG K712, Audeze LCD-3, Fostex TH-900, Sennheiser HD 800 (kabel FAW Noir Hybrid).
  • Kabel USB: Tellurium Q Blue.
  • Kabel optyczny: Belkin.
  • Interkonekty: CrystalCable Absolute Dream, van den Hul First Ultimate.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Głośniki: Spendor S7.
  • Kabel głośnikowy: Entreq Discover.
  • Kondycjoner: Entreq Powerus Gemini.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

12 komentarzy w “Recenzja: Mytek Manhattan

  1. Adam pisze:

    Panie Piotrze, czy temat Marantz HD-DAC1 całkiem już upadł?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie. On jest u mnie. Właśnie się wygrzewa. Recenzja za jakieś dwa tygodnie, może wcześniej.

  2. Stefan pisze:

    Witam Piotrze możesz przypomnieć nazwę tego amerykańskiego wzmacniacza tranzystorowego,
    o którym mówiłeś jakoś uleciało z pamięci Weiss?

    A ten Mytek bardzo ciekawie się prezentował, szkoda że nie udało się posłuchać bezpośrednio z niego
    tylko przez Sugdena.

  3. Stefan pisze:

    Dziękuję, zapowiada się ciekawie z opisu.

    1. Piotr Ryka pisze:

      W Ameryce robi furorę.

  4. Stefan pisze:

    Tylko cena 7k$.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Cena rzeczywiście wysoka, ale jest kilka słuchawkowych wzmacniaczy kosztujących jeszcze dużo drożej. Mój wraz z przeróbkami i lepszymi lampami kosztowałby dzisiaj podobnie.

  5. Miltoniusz pisze:

    Jak wypada stereofonia? Jaka jest cena? Nieco chyba szkoda, że nie ma słuchawkowych wyjść symetrycznych. Z tego co zrozumiałem z Pana recenzji, w przypadku HD800 wiele one tracą na połączeniu zwykłym.

  6. Piotr Ryka pisze:

    Dokładną cenę muszę zweryfikować, dlatego jej nie podałem. Coś około 14 tysięcy złotych, może nieco więcej. Symetrii nieco szkoda, ale trudno. Z HD 800 gra jednak bardzo dobrze, a najlepszy wzmacniacz dla tych słuchawek – Bakoon – nie jest symetryczny. (Eternal Arts jest wprawdzie jeszcze lepszy, ale kosztuje abstrakcyjnie.)

  7. Miltoniusz pisze:

    Dziękuję. No a co, Panie Piotrze, z tą stereofonią? Wydaje mi się, że w niższym modelu Myteka ocenił ją Pan nieco gorzej niż w Audiolabie M-DAC, pomimo przekonania o ogólnej przewadze Myteka. Jak wypada obecny model na tle rywali?
    Czy nawiązując do przetwornika Meitnera miał Pan na myśli testowanego Emm Labs XDS1 SE v2 Eda Meitnera czy Meitnera MA-1?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Stereofonia nowego Myteka jest bez zarzutu. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Podobnie do głębi sceny. W przypadku Meitnera miałem na myśli przetwornik MA-1. Ich odtwarzacza (EMM Labs) za 30 tysięcy niestety nie oferują.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy