Recenzja: MOONDROP Venus

     Kontynuujmy niewyczerpany temat aktualnych słuchawek, do którego i bez tego ogromnej rzeki dołącza nurt produktów z Chin. Od dawna zresztą obecnych, min. dzięki firmie HiFiMAN, założonej co prawda w Nowym Jorku, ale przez tam osiadłego Chińczyka, który po pewnym czasie wrócił z biznesem do Chin. Tych HiFiMAN jednoznacznie z Chinami nie kojarzono, podobnie jak też nowojorskiej manufaktury słuchawkowych wzmacniaczy Woo Audio, która się nie przeniosła. Ogólnie można zaś powiedzieć, że o ile rdzennie chińskie wzmacniacze słuchawkowe na rynkach światowych się wybiły, to już słuchawki niespecjalnie. I nie zdołało tego odmienić nawet przejęcie przez chiński biznes legendarnego japońskiego Staksa oraz nie mniej sławnego austriackiego AKG. Stax, jeśli się nie mylę, nadal produkuje w Japonii, a tylko kapitał chiński go łyknął, natomiast AKG jako marka umarło i jego przeniesiony do Chin w czasach tryumfów globalizacji park maszynowy diabli wiedzą komu się dostał. Wystrychnięci na dudka Austriacy próbują teraz zbierać z podłogi resztki straconej sławy, powołując do życia markę Austrian Audio, przezornie lokującą biura projektowe i zakład wykonawczy na powrót w cesarskim Wiedniu. Rodzimie chińskie są natomiast niedrogie i coraz popularniejsze słuchawki marki Takstar; niedrogie, a czy idące w ich ślady, o tym będziemy się przekonywać, są chińskie słuchawki Moondrop. Lecz najważniejsze jest w tym wszystkim, a w każdym razie bardzo ważne, że masa podzespołów i produkcji odnośnie słuchawek nominalnie nie chińskich lokuje się pochodzeniowo w Chinach, czego przykład mieliśmy niedawno, gdy okazało się, że nazwowo i genetycznie nie łączone z Chinami wyroby firmy QAD przybywają do Europy z Chin. Ostatnio zaczął się napływ stamtąd też samochodów elektrycznych o rdzennie chińskiej proweniencji, i tego akurat niemiecki i francuski przemysł motoryzacyjny tolerować już nie chce, rządzona przez Niemców i Francuzów Unia nominalnie paneuropejska w trybie natychmiastowym rzuciła się do nakładania ceł. To nas tu jednak nie dotyczy, chyba że ktoś zainteresowany słuchawkami jest też na kupnie samochodu; jemu podszepnąć możemy, że gdyby nie te na chybcika cła, najtańszy chiński elektryk byłby jego za 54 tys. złotych, czyli grubo poniżej ceny niektórych zestawów słuchawkowych. Ale my nie o takiej drożyźnie słuchawkowej i taniosze samochodowej – nasze tytułowe Moondrop Venus kosztują skromne trzy tysiące bez tradycyjnej złotówki. Cłami zaporowymi chyba ich nie obłożą, i w ogóle dosyć się dziwię, że UE miała odwagę wszczynać wojnę handlową z Chinami, bo nie wyjdzie na tym najlepiej. Lecz jak pisał poeta: „Chwycił dziewczę zdrady poryw i ukradła pomidory…” – czyli, najkrócej mówiąc, będzie miała z tego Unia „pomidor”, taki na własne życzenie. Zabawa w zielonego pomidora to jednak ostatnimi czasy jej podstawowe zajęcie, z czego coraz mocniej wycieka niejadalny zielony przecier. No ale my znów nie o polityce globalnej ucieranej w Brukseli służącej za parawan Berlinowi, tylko o interesujących chińskich słuchawkach, póki co bez zaporowych ceł.

       Moondrop Venus to nauszniki planarne autorstwa MOONDROP Technology Co, Ltd., której to chińskiej marce matkuje założone w 2015 roku strategiczne konsorcjum innowacyjno-technologiczne Chengdu Shuiyueyu Technology Co., Ltd., jak sama nazwa wskazuje zlokalizowane w Chengdu, piętnastomilionowej stolicy prowincji Syczuan. Jak sami piszą, działalność MOONDROP obejmuje sprzęt audio typu przenośnego i stacjonarnego, w tym cyfrowy przetwornik DAC/AMP i odtwarzacz przenośny, oprócz tego usługi programistyczne i produkty ACGN (animacja, komiksy, gry i krótkie powieści). Laboratoria badawcze firmy zostały wyposażone w najwyższej klasy sprzęt do pomiarów akustycznych, wykorzystują też najnowocześniejszą technologię badawczo-rozwojową opartą o druk 3D i symulacje wirtualne. Mająca precyzyjnie opracowane ramy działania i niezawodne łańcuchy dostaw MOONDROP zasięgiem obejmuje już ponad 20 krajów i regionów na całym świecie.

       Przeglądając katalog produktów widać, że rolę wiodącą pełnią bardzo liczne modele słuchawek dokanałowych, w cenach od parudziesięciu do kilku tysięcy dolarów. Też liczne małe akcesoria i sprzęt bezprzewodowy, lecz oprócz nietypowych dla tej menażerii naszych wokółusznych słuchawek planarnych są trzy jeszcze tańsze modele takich z przetwornikami dynamicznymi i zapowiedź elektrostatycznego zestawu. Powiązanie ze środowiskiem akademickim i maksymalny nacisk na innowacyjność widzianą z perspektywy interdyscyplinarnej, to wytyczony kierunek rozwoju, charakteryzujący dziś cały chiński przemysł, dla którego główną wytyczną prześcignięcie Zachodu. To wojna, a jak od zawsze wiadomo, jest ona matką postępu i największym motorem zmian. Jest to więc min. wojna o najlepsze słuchawki planarne, a już na pewno najlepsze takie odnośnie relacji cena/jakość. Gdzie się w tym odnajdują te tytułowe Moondrop Venus?

Wygląd, wygoda, technologia

     Nabywca otrzymuje słuchawki w pokrytym matową czernią pudle, ozdobionym srebrnym, tłoczonym napisem VENUS. Pudło od zewnątrz osłania nasuwana obwoluta z komiksowym rysunkiem dziewczęcia w stanowiących zawartość wenusjańskich słuchawkach z firmy Kropla Księżyca. Na tej obwoluty odwrocie znajdujemy techniczne dane, mówiące o paśmie przenoszenia 6 Hz – 80 kHz, impedancji 18 Ω i skuteczności 100 dB. Mowa tam również o dwóch kablach; jednym zwyklejszym, zakończonym wtykiem 3,5 mm, a drugim z posrebrzanej, monokrystalicznej miedzi 6N z symetrycznym przyłączem Pentacon. I jest tam nawet diagram przebiegu odpowiedzi impulsowej i poglądowy przekrój przetwornika, tak więc kupując w normalnym sklepie nie będziemy musieli przekopywać się przez Internet w poszukiwaniu opisowych danych.

      Wnętrze pudła wyłożono czarnym jak ono syntetycznym atłasem, na którym w podtrzymującym profilu spoczywają srebrne słuchawki. Wszystko wobec tego się zgadza, jako że ta prawdziwa Venus także świeci srebrzyście na tle czarnego nieba, tyle że bardziej migocze i wydaje się mniejsza.
      Srebrne pokrywy muszli znaczą promieniście wybiegające jakby z łodyg szczeliny przypominające wiązki gałązek czy unerwienie liścia, którymi to łodygami będą kable. Szczeliny są wąskie i proste, lecz układają się we wzór nawiązujący do przyrody, coś jakby rosnąc wiązkami ku górze. Mniejsza o to, każdy może pofantazjować odnośnie tego na swój sposób albo tego nie robić, a muszle są okrągłe i duże. Ich górne półkola ciasno obiegają chwytaki, obrotnicowo połączone z pałąkiem właściwym, który także jest metalowy, srebrny i ażurowy, lecz nie za sprawą witek szczelin, tylko cały nakropkowany dużymi otworami. Aluminium surowca i zmniejszające ciężar ażurowania dają, pomimo starań o zmniejszenie, dosyć pokaźną wagę 580 g, potwierdzającą domysł, że jako metalowe i duże słuchawki będą sporo ważyć. Zadbano także o wygodę w szerszym niż wielkość i próby obniżania wagi zakresie – czarne pady, obszyte w dobrym gatunku syntetyczną skórą, okazują się miłe w dotyku i swobodnie okalające uszy, a przy tym należycie miękkie. Sztywniejsza od nich i obszyta szorstką skórą proteinową opaska podwieszona pod pałąkiem też prawidłowo przylega, tak więc wygoda jest dobra. Wzornictwo natomiast, pomimo tych śladowych skojarzeń przyrodniczych, generalnie jest industrialne – surowo obrobiony metal i kontrast srebra z czernią niczym nie nawiązują do ciepła czy innego umilania. Lecz za to jest wygodnie i w sumie nowomodnie, zważywszy że współczesna feministka, a więc coraz bliższa emerytury przemijająca forpoczta trendów, to też kontrasty osadzone w czerniach i cała, zwłaszcza duchem, jakby była z metalu. Z drugiej jednakże strony dziewczę na obwolucie narysowano stylem manga, i ono nas przekierowuje ku delikatnej kobiecości – ma wydekoltowaną sukienkę z falbankami, kruchą sylwetkę i za towarzystwo motylka. W sumie jest więc niejednoznacznie, a chodzi może o to, że ten surowy wygląd kontrastował będzie z muzyką.

 

 

 

 

      Odnośnie technologii głębszej, to znaczy przetworników, dowiadujemy się o polimerowej diafragmie mające 100 mm średnicy i dwa mikrony grubości. Diafragmie, zwyczajem słuchawek planarnych, pokrytej maksymalnie zagęszczoną serpentyną cewki, która ma w tym wypadku jeden mikron grubości i jest z czystego srebra, gwarantującego najlepsze przewodnictwo, ergo minimalny stres cieplny. Membrany obsługiwanej przez 36 beleczkowych magnesów neodymowych, mającej dzięki tak znacznej ich ilości reżim pracy bardzo zbliżonym do wzorca elektrostatycznego, czyli takiego o najlepszej kontroli wychyleń. Co urzeczywistnia się także dzięki takiemu tych magnesów dystansowemu rozmieszczeniu, by nie zjawiała się zakłócająca pomiędzy nimi interferencja, a równoczesne zmiennogrubościowe uformowanie samej membrany i jej falowodowa obsługa zapobiegają powstawaniu zniekształceń nieliniowych. Podobnie jak w Dan Clark Audio STEALTH do uzyskania tych efektów użyto matematycznej symulacji z zastosowaniem analizy elementów skończonych, a dodatkowym atutem jest bardzo duża zwartość konstrukcyjna przetwornika, jeszcze doskonaląca jego pracę. Efektem wykres odpowiedzi częstotliwościowej zbliżony do optymalnego i bardzo niski poziom zniekształceń, lecz oczywiście najważniejsze będzie, jak te sprawy się mają do odbioru muzyki.

Dźwięk

   Jak oceniać słuchawki? To pytanie powinno dostać dawno temu odpowiedź, bądź uporczywie powracać w każdej słuchawkowej recenzji. Ani tak, ani tak jednak się nie dzieje, zwyczajem dylematów ta sprawa dynda w zawieszeniu. Różnego stopnia podobanie albo niepodobanie, poparte w różnym stopniu dodatkiem technikaliów, to jedyna odpowiedź – jednoznacznych kryteriów brak. Ale trudno mieć o to pretensje, bo jak niby oceniać? Wszak chodzi właśnie o podobanie, które jest subiektywne, a wygoda noszenia i ocena wyglądu też osobniczo są zależne. Co oczywiście nie oznacza, że wyświechtany przykład słuchawek Sennheiser HE-90, zwanych potocznie Orfeuszem, nie ukazuje jakościowego wzorca odnośnie brzmienia i wygody, też elegancji wyglądu. Czytałem wprawdzie idiotyczne opinie usiłujące krytykować, ale chodziło w nich o popisy i zwracanie uwagi, a nie o stan faktyczny. Nie istnieją więc obiektywne kryteria z użyciem zbioru parametrów wyznaczających ocenę (co tyczy dla przykładu samochodowych silników), ale mamy przynajmniej pewien ważny punkt odniesienia, aczkolwiek mają go jedynie ci, którzy mieli okazję tych Sennheiser Orfeusz dłużej sobie posłuchać. Jako kontrę na takie dictum ktoś może zauważyć, że przecież bardzo często, właściwie zwyczajowo, ocenę brzmienia sprowadza się do ocen podzakresów i osobnego oszacowania walorów scenicznych, na co mogę z kolei powiedzieć, że taki podział podziałem, a jak te podzakresy oceniać, też tego dokładnie nie wiadomo. Czy bardziej zdawać się na intuicję i powstałe wrażenia, czy może na porównania do innych przykładów o zbliżonym budżecie, albo do żywych koncertów, a może w głównej mierze bazować na wykresach i kryteriach technicznych? Odnośnie tego ostatniego wielokrotnie kiedyś pisałem, że tylko zamąca to obraz, ponieważ świetnym brzmieniem mogą się wykazywać słuchawki o dalece odmiennych wynikach na wykresach. Odnośnie zaś mnożenia porównań i jak najszerszej relacji z wrażeń – to cóż innego nam zostaje?

      Sporo powyżej napisałem i nic z tego nie wynika, poza sygnalizacją niepewności jak ocenić przedmiot recenzji. Zabieram się do tego znów drobiąc przed wdepnięciem, całkiem tak samo jak w przypadku dopiero co zrecenzowanych Final D7000. I znowu są to świeżej daty słuchawki planarne, tym razem chińskie, a nie japońskie, za największą różnicę względem tamtych mające pięć razy niższą cenę. Oprócz planarnej konstrukcji jeszcze jedno je łączy – oba planary dużo zyskują po zastąpieniu własnego kabla którymś w wyższym gatunku. Natomiast gdy chodzi o brzmienie…

 

 

 

 

      Ocena brzmienia Moondrop Venus nastręcza tylko jednej trudności – jak wysoko je spozycjonować? Cenowo oszacowane zostały na owe trzy tysiące, i to z pewnością jest okazja. Takiej jakości słuchawek za tak relatywnie mizerny pieniądz nie znajdziemy ot tak, zwłaszcza odkąd NightHawk i Quad ERA-1 z rynku pierwotnego zniknęły. Być może z aktualnych Grado RS1x są podobnej (wyższej/niższej?) jakości, ale wypadną drożej, a Fostex TH610 to też kawał słuchawkowego drania, zwłaszcza gdy chodzi o rozdzielczość i szczegółowość, ale czy kompleksowo? Jeszcze całkiem niedawno za o tysiąc zwiększoną kwotę można było nabywać fenomenalne moim zdaniem Beyerdynamic T1, ale ich trzecia generacja mocno rozczarowała, to już nie te słuchawki. Są oprócz tego bardzo dobre Monoprice, Takstary oraz najtańsze Crosszone, także produkty Sennheisera z szerokiej gamy krewnych modelu HD600 i gama modeli od Ultrasone, a w takim razie te Moondrop Venus, ze swą jakością w tych pieniądzach, nie są same jak palec, ale i tak są wyjątkowe.

      Ich wyjątkowość wyznacza kilka atrybutów poza ogólną jakością. Wszystkie ich akustyczne podzakresy są więcej niż w porządku, do tego przestrzeń godna pochwał, lecz oprócz tego jeszcze coś, a nawet kilka cosiów. Z takich bardziej ogólnych są wyważone i muzykalne. Utrafienie w tonację intuicyjnie odbieramy jako celne, jedynie podczas pierwszych minut pierwszego słuchania wydało mi się, że są obniżone i mają deficyt sopranów, ale to po półgodzinie minęło; żadnego deficytu nie ma, a tonację uchwycono właściwie. – Nie czuć przesunięć w żadną stronę, chociaż można sobie nieznacznie tonalność modyfikować, przesuwając słuchawki nad uchem, na co pozwala ich objętość. Ku przodowi zjawi się zwyżka, a ku tyłowi obniżenie, ale kiedy zostawić muszle w spokoju, zagrają akuratnie. Trzeba jedynie zadbać o to, by zawieszka pałąka zbyt nie ściągała ku górze, bo kiedy ją przytrzymać i muszle lekko w dół, brzmienie się jeszcze poprawi. (Zapewne z czasem będzie się tak działo samo.) Tonalność zatem utrafiona, a muzykalność bez zarzutu, ba – jeszcze z dodatkami. Melodyka płynnie łączy frazy i jest tak doskonała, że z dużym trudem akceptowane przeze mnie klasyki orkiestry dętej Glenna Millera, ze sławnym „Mood” na czele, sprawiły mi samą frajdę, bez śladu pejoratywu. A przecież puzon, moi mili, to nie brzmieniowe konfitury – jak fuknie, można z butów i pooglądać gwiazdy. A tu sama przyjemność. Ale nie sama tego typu, bo te Moondrop coś jeszcze w sobie mają – dodają wyjątkowo długi zaśpiew oraz niezwykłe czucie otwartości. Na zaśpiew ktoś może nie zwrócić uwagi, gdyż tylko niektórzy zwracają, a inni to wpisują w ogólną muzykalność, ale jest też ta wyjątkowa otwartość, jak również to, co audiofile nazywają tlenem, a na to już każdy oceniający z pozycji konesera musi zwrócić uwagę. To jest właśnie to ekstra, w tym czuje się niezwykłość – wysoką nieprzeciętność księżycowo-wenusjańskich słuchawek. Ale też i ten zaśpiew jest ponadprzeciętny sobą, bo to nie sam długi sustain, ale także mienienie – dodatek ekstra modulacji. Efektem nie tylko poetyckość z ramienia muzykalności i wzmagających tęskność długich wybrzmień, ale też wzbogacony koloryt, efektowny muzyczny zakrętas i lepsze czucie dali. Brzmienie tych Moondrop przekracza zwykłą wysoką jakość, ma artystyczne zacięcie; potrafi tchnąć w muzykę subtelność, potrafi i aromat. Coś, coś niczym motylki u zakochanego w brzuchu – ślad takiego uczucia pojawia się i tu. Mózgowy szlak dopaminowy połechtany zostaje inaczej niż ma to miejsce przeciętnie, zjawia się w doznawaniu przyjemności dodatkowa wibracja.

 

 

 

 

     Wracając do cech ogólnych, jest jeszcze jedna ważna, a mianowicie ciepły powiew. Słuchawki grają płynnie i na otwartej przestrzeni, a medium mają tlenowe i całkowicie transparentne, choć naznaczone ruchem ciśnień i znaczną dawką drobin. Do tego dochodzi ciepłość brzmienia oraz gładkość konturów. Dobrze wypełnione brzmieniowe wnętrza obiegają gładkie kontury i czuć też w tym ślad słodyczy, a przede wszystkim czuć ciepło. Nie są to zatem nauszniki dla lubiących posępność – i nie są z trzech powodów. Nie znać chłodu i nie znać surowości, krawędzie się nie strzępią. Nie będzie zatem muzyki jakbyśmy wyszli z burzy, że zimny prysznic, sine niebo, parasol cały w strzępach. Brzmienie, tak jak podejrzewałem, stanowi przeciwieństwo metalowego wyglądu – muzyka jest biologicznie ciepła i biologicznie opływowa. Na całe szczęście zaokrąglanie dźwięków nie jest motywem przewodnim, zdarza się meszek na powierzchniach tekstur i nawet samo strzępienie. Ale ciepło i pełność trwały nieustępliwie, przynajmniej z moim sprzętem. Gdyby nie ta otwartość, zrobiłoby się duszno, ale otwartość jest wspaniała, a tlen wietrzy nadmiar ciepła. Muzyka łasi się i śmiga, ma wdzięk i ma szlachetność. Ma także dużą dawkę mocy, bo chociaż bas nie schodzi aż tak nisko jak w HiFiMAN Susvara, tym bardziej w Ultrasone Tribute 7, to może poczęstować bardzo konkretnym kopnięciem – jest strona potęgowa nie tylko w sensie wielkiej sceny. Wszystko to razem się układa we wzorzec brzmienia łączącego wyjątkową łatwość słuchania z rewelacyjną jakością ogólną, gdzie bez udziału dyfuzora soprany też pracują na rzecz naturalności, a jednocześnie nie ma żadnych odnośnie nich deficytów. Sumarycznie więc świetnie i za śmieszne pieniądze; gdyby tak grały słuchawki za kilkanaście tysięcy, nikt nie mógłby się czepiać.

      Wszystko powyżej to opisy brzmienia zaistniałego przy komputerze, pora na tor z odtwarzaczem. I już się za to brałem, ale akurat wrócił po założeniu lepszych wtyków przy muszlach flagowy Tonalium dla Susvar, taki grubszy o warstwę tłumiącą mikrodrgania i przedmuchany swego czasu w laboratorium Metrum Lab. (Odnośnie czego tajemnicą, na czym to „przedmuchiwanie” prądem dokładnie polega.) Ogólnie kabel gruby, sztywny i ciężki, a zatem niewygodny, ale ingerujący w brzmienie swymi pozytywami. W odniesieniu do Moondrop przekierowujący nacisk stylistyczny z subtelnej elegancji à la elektrostaty na szybkość i dynamikę, co wespół z procesorem K2 w przetworniku i tymi już opisanymi zaletami dało brzmienie tak wciągające, że do trzeciej w nocy siedziałem smakując kolejnych utworów; i nie znalazł się taki, który by mi się nie spodobał. Być może były to akurat „te godziny”, najlepszy czas na muzykę, ale niezależnie od tego, jak na słuchawki za trzy tysiące, grało porywająco. Była w tym smakowitość, była werwa, był blask i high-endowy sznyt – inaczej bym przecież nie słuchał, skończyłbym po parunastu minutach.

      Czym względem tego wyróżnił się tor nominalnie lepszy? Cóż, wyróżnił się po prostu lepszością: bardziej drobiazgowo skanował tekstury i mocniej akcentował przejścia melodyczne oraz specyfikę brzmień, dzięki czemu poczucie realności nabierało głębszej esencji i jednocześnie to samo odnośnie poczucia piękna. (O ile muzyka była z tych, które o piękno dbają i je potrafią realizować.) Ale ogólnie to nie był dramatyczny skok, za dobrze wcześniej grało. Już przy komputerze realność potrafiła wzbudzać niepokój miarą swojego autentyzmu, a tu zostało to tylko trochę wzmocnione i podkolorowane. Jedyne, do czego można by się przyczepić odnośnie high-endowych wyżyn, to melodyjność nie aż taka jak u najlepszych z najlepszych, czyli dziś przede wszystkim elektrostatów typu DCA Corina albo planarów typu Abyss i dynamików poziomu Focal Utopia. Też i to czucie realności nie aż na poziomie AKG K1000 czy Stax SR-X9000, ale kiedy się zapamiętać w słuchaniu, to tego prawie nie znać, albo i nie znać wcale. Bo wszak nie o to w słuchaniu chodzi, by rozpamiętywać jakości, tylko żeby muzykę przeżywać, a tutaj poziom tych jakości był taki, że przeżywaniu szedł w sukurs, a nie jemu przeszkadzał.

     Zostało sprawdzić jak te MOONDROP Venus sprawdzają się ze sprzętem przenośnym, bo przecież ich skuteczność nie stała się tak duża bez powodu, tylko dla grajków przenośnych. Tu już sięgnąłem po ich własny kabel, który dla tej samej przyczyny uczyniono leciutkim i giętkim, też zakończono wtykiem Pentacon, najlepszym dla źródeł przenośnych.

      KANN ULTRA powiedział swoje, prezentując współpracę z Moondrop jako brzmienia osadzane w dużych po ogromne przestrzeniach i bez żadnego oporu propagujące aż po zrywanie się do lotu (Divertimento Mozarta). Brzmienie o mocno zaznaczających się obu skrajach pasma i średnim zakresie bez ocieplania ani chłodu, w manierze uczuciowej prędzej posępnej niż radosnej (srebrzony kabel i styl odtwarzacza), dobrze pasującej do każdej muzyki, ale najbardziej do symfonicznej, elektronicznej i rocka. Perkusyjny power był przy tym pełnowymiarowy i utrzymany w atmosferze niezakłóconej widoczności, z doskonale widocznymi obrysami dźwięków i czuciem faktur membran. (Rammstein, Metallica, inni.) Jednocześnie na drugim biegunie Ella Fitzgerald śpiewająca „Oh, Lady Be Good!” zachowywała wspaniałą miękkość głosu, właściwe sobie frazowanie i czuć było nawet tchnienie ciepła, a nie jedynie melodykę. Ciepła co prawda śladowego, żadnej tam buchającej atmosfery, no ale przecież ciepła. Taka temperatura przekazu mnie samemu odpowiadała, bowiem gorąca, jak dla mnie, wymaga maksymalnej jakości, a tu ta jakość była wysoka, ale dotknięcie neutralnych temperatur dobrze tej jakości służyło. Poza tym ciepły Bach albo ciepły rock – komu będą potrzebne? Tu zaś nie było ciepło ani zimno, tylko w sam raz dla każdego nastroju. Poza tym im odtwarzacz dłużej grał, tym robiło się cieplej, więc… Więc w sumie świetnie się słuchało i to kolejne z pęczniejącej gamy niedrogie a wybitne słuchawki. Nie klasy Focal Utopia czy Grado PS2000, ale ocierające się już o taką przy cenie wielokrotnie niższej. I tę mające cenną własność, że zdolne tak angażować słuchacza, iż nic z tych różnic nie zostanie, wylatują poza świadomość. A to z tej głównie przyczyny, że nic słuchaniu nie przeszkadza. Przynajmniej mnie nie przeszkadzało. W tym graniu nie ma zadr; jest pozbawione wad i ma szeroką gamę zalet. I jeszcze jedno na sam koniec – nagrania z materiału SACD pokazały wyższość zarówno w sensie realizmu, jak i dynamiki. Nielubiana przeze mnie Diana Krall wparadowała mi do głowy i była bezczelnie obecna.

Suma z wrażeń

    Coraz mocniej napiera konieczność ściągnięcia i zrecenzowania jakichś marnych słuchawek, jako że nudnym się już staje to nieustanne chwalenie. Te dobre, tamte lepsze, następne jeszcze świetniejsze – sami mistrzowie się porobili, wszyscy po uniwersytetach. Ty, nie wywołuj wilka z lasu! – rozsądnie zauważy czytelnik. No tak, słuszna uwaga, bo jak źle to załamka, a kiedy dobrze też grymasy. Może i świat dzisiejszy niespecjalnie smacznym się zrobił, a twórczości wysokich lotów to już swym informacyjnym rozedrganiem na pewno nie sprzyja, ale za to możemy konsumować twórczość muzyczną z lepszych czasów poprzez lepszą aparaturę. I, co ważniejsze, nie musi to być aparatura droga, mimo iż ceny wszystkiego generalnie szybują. Wypluwa przemysł muzyczny coraz to droższe wcielenia tych albo tamtych słuchawek – flagowce niebo prują, nikt z dołu ich nie capnie, ale co rusz pokazują się też słuchawki niedrogie-bardzo-dobre. Te to kolejny przykład, wyjątkowo spektakularny. Długo i uważnie badałem relacje jakościowe pomiędzy tymi Moondrop Venus a wiązanką najlepszych, złożoną z HiFiMAN Susvara, Dan Clark Audio STEALTH, parą flagowych Final D8000 PRO i D7000, też Ultrasone T7. Pewne różnice się zaznaczały, ale najczęściej odnośnie czegoś progu jakościowego nie było; jak już wcześniej pisałem, gdyby te Moondrop kosztowały kilkanaście tysięcy, nie byłoby najmniejszych zdziwień. Trzeba przy tym zaznaczyć, że wprawdzie sesje odsłuchowe są experimentum crucis, ale za planarami z Syczuan stoi też technologia, zapoznanie się ze szczegółami której anuluje zdziwienie; przy takim zaawansowaniu technicznym tak to powinno grać. Dwa zaskoczenia pozostają – że tak zaawansowane słuchawki wyceniono tak nisko, i że pełnoporcjowe planary, kalibru Meze czy Audeze, potrafiono nastroić przy impedancji 18 Ω, umożliwiającej łatwą współpracę z wiodącym sprzętem przenośnym. Wygląd więc może nie zachwyca, ale wykonawczo i surowcowo są dobre, wygoda nie nastręcza problemów, a dźwięk jest pierwszorzędny. I jeszcze jedno o tym dźwięku: jest plastyczny. W zależności od toru i muzycznego materiału będzie oscylował pomiędzy brzmieniem wyczuwalnie ciepłym a chłodnym, też między takim głównie cyzelowanym, a głównie dynamicznym.

 

W punktach

Zalety

  • To są świetne słuchawki.
  • Wprawdzie nie któreś z najlepszych na świecie, ale względem takich w pobliżu.
  • Producent nie kłamie, kiedy pisze, że mają coś z elektrostatów.
  • Ale to przede wszystkim rasowe słuchawki planarne.
  • Dopieszczające dźwięki i jednocześnie mocno brzmiące.
  • Potęga miesza się z czułością, drajw z ekspozycją frazy.
  • Żadnych problemów z sopranami – sycą ilością i kulturą.
  • Średni zakres nie usiłuje się wdzięczyć, ale ma bezpośredniość i mocny smak.
  • Bas jest dobitny i wyraźny.
  • Wypadkowa cech zawsze dobra, choć bywa różna stylistycznie.
  • W zależności od torów i nagrań czasem więcej pietyzmu, a czasem więcej dynamiki.
  • Nieodmiennie natomiast duża przestrzeń – swobodna i otwarta.
  • Cieszy w niej transparentność medium i obecność szczegółów.
  • Brzmieniowo przekonują już w pierwszych sekundach, nie trzeba się do nich przyzwyczajać.
  • Wygodne i dobre surowcowo.
  • Starannie wykonane.
  • Dwa kable w komplecie.
  • Nadają się do i sprzętu przenośnego, i do bardzo mocnych wzmacniaczy.
  • Duże i mikronowo cienkie, zmiennogrubościowe i falowodowo kontrolowane membrany zapobiegają zniekształceniom.
  • To samo w odniesieniu do gęsto upakowanych magnesów i cewek ze srebra.
  • Projektowane przy użyciu analizy elementów skończonych – najbardziej zaawansowanej inżynierii komputerowej.
  • Z samego centrum potęgi technologicznej chińskiego smoka.
  • Polska dystrybucja.
  • Znakomity stosunek jakości do ceny.
  • Ryka approved.

Wady i zastrzeżenia

  • Nie wszyscy lubią wygląd przemysłowy.
  • Wymiana kabla na jakościowo jeszcze wyższy godna jest rozważenia.
  • Pokrowiec byłby użyteczniejszy od tekturowego pudełka.
  • Jeżeli komuś ciągle się zdaje, że chińskie znaczy tandeta, to niech się puknie w czoło.

 

Dane techniczne

Słuchawki wokółuszne, planarne, otwarte.
Membrana ø100 mm grubości dwóch mikronów.
Układ napędowy 36 magnesów neodymowych N52 (po 18 na stronę) w konfiguracji zapobiegającej powstawaniu interferencji.
Wyjątkowo sztywna dzięki zwartości konstrukcja przetwornika.
Obudowa z frezowanego CNC stopu aluminium.
Falowodowa technologia wyrównywania fazy dla wysokich częstotliwości
Pasmo przenoszenia: 6 Hz – 80 kHz
Impedancja: 18 Ω
Skuteczność: 100 dB
Waga: 580 g
Samodopasowujący się pałąk.
Pady ze skóry proteinowej.
W zestawie: słuchawki, adapter 3,5 mm do 6,35 mm, zapasowy kabel 3,5 mm, kabel zbalansowany 6N 382-Core Litz 4,4 mm, instrukcja, certyfikat kontroli jakości, gwarancja.
Opakowanie: lakierowane tekturowe pudło z obwolutą.

Cena: 2999 PLN

 


System

• Źródła: PC (pliki dyskowe, YouTube, TIDAL), Astell & Kern KANN CUBE, Cairn Soft Fog V2.
• Przetwornik D/A: Phasemation HD-7A K2.
• Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Phasemation EPA-007.
• Słuchawki: AudioQuest NightHawk (kabel FAW), Dan Clark Audio STEALTH (kable VIVO Cables i Tonalium), Final D7000, Final D8000 PRO, HiFiMAN Susvara (kabel Tonalium – Metrum Lab), MOONDROP Venus (kabel Tonalium – Metrum Lab i własny), Ultrasone Tribute 7 (kabel Tonalium – Metrum Lab).
• Kabel koaksjalny: Hijiri HDG-R Million.
• Interkonekty: Sulek 6×9 RCA, Sulek Red, Next Level Tech Flame.
• Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, GFmod, Sulek 9×9 Power.
• Listwa: Sulek Edia.
• Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H.
• Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Solid Tech „Disc of Silence.

Pokaż artykuł z podziałem na strony

65 komentarzy w “Recenzja: MOONDROP Venus

  1. Sławek pisze:

    Strach na uszy zakładać, bo jak pogonią do kąta moje HiFiMAN HE1000se, to co ja wtedy zrobię?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Będziesz miał tańsze a lepsze słuchawki! Ale tak serio, to nie umiem powiedzieć, które są tak ogólnie lepsze. Słuchałem kiedyś HE1000 (nie wiem której z trzech bodaj wersji) na AVS ze wzmacniacza/przetwornika Lampizator (takiego po byku, na dużych triodach); tam grały wprost rewelacyjnie, a u mnie na tle Susvar było już słabiej. W ciemno strzelam, że dobrze napędzane HE1000 spokojnie powinny się obronić, ale pewności nie mam.

      1. Sławek pisze:

        Ostatnio moje HE1000se grają wprost znakomicie, bo im sprezentowałem nowy kabel. Uwaga – zaskoczenie – FAW Noir Hybrid HPC w najnowszej wersji, Mateusz napisał, że to już po „ewolucji”, jest tam jakiś rdzeń z ręcznie tkanej bawełny jawajskiej, w każdym razie wróciłem do koncepcji 2 x 3pinXLR, wtyki Furutecha. No i super, selektywność wzrosła niebywale, ciemniejsze nieco brzmienie, bas zjawiskowy i zróżnicowany, średnica bardzo barwna, nasycona i dociążona, dynamika znakomita, wysokie całkiem inne niż z Tonalium, zróżnicowane i wyżej chyba idą. Solo na perkusji to istny dynamit. Do kąta pogoniły Tonalium i Argentum. Ale uwaga – z QUAD ERA-1 bardzo ciemne brzmienie, tutaj Argentum lepiej gra!
        Pewnie trzeba będzie kupić te Venus… Ww. kable przypasują do nich – więc mam 3 gatunkowe kable do wyboru.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Z tym kupowaniem to ja bym radził się powstrzymać do przeczytania następnej recenzji, która w połowie już napisana. Będzie o ES Lab ES-R10.

          1. Sławek pisze:

            Aha, ale cena 2250$ + pewnie jakieś opłaty, a kabel ma nietypowe wtyki do nauszników, wiec z mojej bazy kabli nie skorzystam. Replika słynnych Sony…

          2. Andrzej Jakubczyk pisze:

            Panie Piotrze, słusznie Pan mówi, że warto z zakupami się powstrzymać.
            ES-R10 są świetne, choć z tego co wiem, to długo się wygrzewają. Będę chciał ich dłużej posłuchać, bo przy ostatnim krótkim odsłuchu mnie oczarowały. Mocowanie kabla w style starych hifimanów jednak jest bardzo dużą wadą tych słuchawek.

        2. Piotr+Ryka pisze:

          Poza tym zawsze powtarzam, że 2×3-pin to najlepsze złącze.

          1. Sławek pisze:

            100% racja – zgodne z moim doświadczeniem.

        3. Marek S. pisze:

          Odnośnie Faw Noir Hybrid HPC potwierdzam. Starsza wersja w ogóle mi nie podeszła, ten gra lepiej na basie. Góra nic nie kłuje, trzeba go tylko dobrze wygrzać, tak minimum 100h. U mnie zastąpił kabel do Fiio FT5 i różnica była kolosalna. Przy okazji gdy mowa o tanich słuchawkach, polecam sprawdzić te Fiio, w końcu słuchawki do relaksu.

          1. Sławek pisze:

            Masz takie spostrzeżenia jak ja. Ciekawe jak by FAW z tymi Moondrop Venus zagrały.
            Wydaje mi się, że zadziałał efekt synergii, to nie jest tak, że nagle Tonalium i Argentum są do d…, QUAD-y lepiej z Argentum grają.
            A FAW nie podniósł swoich cen, teraz to one są bardzo konkurencyjne.
            Może w czwartek uda się posłuchać tych Venus, rozmawiałem z człowiekiem z MP3Store z Katowic i jest na to szansa.

          2. Sławek pisze:

            Niestety, Venus pojechały na tournee i dopiero po Wielkanocy będą do posłuchania…

  2. Tomek pisze:

    Słuchałem dzisiaj wygrzanych, na lampce u Andrzeja. Jego były słuchawki kabel i prond. Reszta moja.
    Następnie pojechałem do Katowic… były tak na dwa razy odłożone laki.
    Grzeją się.
    Argentum Extreme z Lcd 3 mnie rozczarował.Z Venus strzał w 10.

    Venus + używany Argentum to kradzież.

    1. Sławek pisze:

      Venus + używany Argentum to kradzież.

      Rozumiem, że to jest wyraz najwyższego uznania?
      A z jakimś innym kabelkiem ten/ta Venus grał/a?

  3. Tomek pisze:

    Tak,to wyraz uznania. Venusy grały też z BARDZO drogim kablem,jak usłyszałem cenę to marka ani model nie były dla mnie już istotne.{może właściciel podpowie?]

    Moim zdaniem [bardzo prawdobodobnie] GL 2000 nadają się do rocka z Argentum po korekcji lampami, i pozostałym okablowaniem, to na tym drogim kablu wszelkie niedociągnięcia które wylapałem zostały skorygowane.Po prostu jest SWIETNY.
    Pierwsza myśl biorę GL2000 ,Venus nawet nie słucham. Spojrzałem na kabel i myślę aha…czas posłuchać Venus.

    W Venusach z tym kablem wysłuchałem jednego czy dwuch utworów, klasa Lcd3 z Tonalium na luzie,karp wigilijny na twarzy.
    Jednak nie chciałem marnować czasu, bo oceniałem je pod kątem spasowania do kompletnego mojego toru.
    Na Argentum mogę sobie jako tako pozwolić.

    Przyjdzie też pora na Gl 2000 ,nie będą musiały grać rocka.Venusy są bardziej uniwersalne od strzała – słucham stary rock,jazz, jazz rock,vocal .

    1. Sławek pisze:

      Ja byłem u Pana Andrzeja na przełomie roku, w każdym razie nie odnotowałem lampki, tylko Gustarda H20 i Audio-gd NFB ileś tam do słuchawek, w każdym razie oba miały wejścia 2 x 3pin XLR, choć korzystaliśmy z 4pin xlr. Miał też kable Argentum i słuchawki Goldplanary GL 2000 tylko nie wiem czy jednostronne czy dwustronne no i one bardzo ładnie grały, podobnie do HiFiMAN HE 1000se tylko jak dla mnie w głowie, HE 1000se o wiele szerzej. Ciekawe co to za super drogi kabel do tych Venus był podłączony – Plussound, Audeos, Eletech? Plussound X16 z przewodnikiem Palladium plated hybrid to koszt bagatela 19 399 PLN, ot kabelek słuchawkowy. Producent zapewnia, że: Palladium Plated Hybrid (PPH) – pierwszy tego rodzaju kabel, który ma przewodnik ze srebra pokrytego palladem oraz miedzi pokrytej palladem. Gwarantuje on bardzo dużą scenę dźwiękową i świetną rozdzielczość, a przy tym pełne, nasycone i gładkie brzmienie. To unikatowe połączenie, które czaruje tonalnością.
      Good luck!

      1. Andrzej Jakubczyk pisze:

        Pozdrowienia Panie Sławku!
        Widzę że dyskusja na temat Venusów się rozkręca 🙂
        Od czasu, kiedy był Pan u mnie już audio-gd znalazło nowego właściciela a ja zaopatrzyłem się w końcu w solidny transport CD.
        Na tym torze już na pewno nie będzie można powiedzieć, że GL2000 gra w głowie. Temat toru CD jest już u mnie zamknięty.
        Co do kabla, którego Tomek miał okazję słuchać, nie jest to żaden z powyższych. Jest to czyste srebro litz 6N 16 splotów bez żadnych domieszek. Odkupiłem go po znajomości. Ten kabel w końcu pozwala GL2000 rozwinąć skrzydła. Te słuchawki brutalnie obnażają każdą niedoskonałość toru.

        Gdyby Pan miał ochotę posłuchać Venusów to oczywiście zapraszam do mnie.
        Jesteśmy w kontakcie.

        1. Sławek pisze:

          Bardzo dziękuję za zaproszenie, choć raczej liczyłem na rewizytę. Widzę jednak, że nie jest Pan fanem Audio-gd, podkreślam jednak, że ja mam inny model – Master 11 Singularity.
          Venusy mam wypożyczone i przyjdzie jeszcze czas na wnioski.
          Czy można Panie Andrzeju zapytać co to za transport CD?
          A tak poza tym to ja mam jeszcze gramofon i nim kuszę…

          1. Andrzej pisze:

            Panie Sławku, dziękuję za zaproszenie, pamiętam 🙂 Chętnie się do Pana wybiorę jak będzie trochę wolnego czasu, ale to już się umówimy przez telefon.
            Audio-gd 27.38 było bardzo fajne, ale Gustard H20 + DAC Brzhifi NXC 10 to jednak wyższy poziom grania…no ale cena tez.
            Co do transportu to mam CD C.E.C TL53z. Z całości jestem bardzo zadowolony i już nie szukam żadnych upgradów. Mimo wszystko jestem bardzo ciekawy gramofonu, bo jest to ponoć magia 🙂 Jesteśmy w kontakcie.

          2. Sławek pisze:

            Bardzo zacny transport, dobry jak „wino i skrzypce” i oby służył jak najdłużej. No to czekam Panie Andrzeju na propozycję terminu wizyty, zapraszam.

  4. Piotr+Ryka pisze:

    Porozmawiałem wczoraj z FAW i muszę ostrzec, że ten przez was chwalony kabel za chwilę zniknie z rynku. Szykuje się rewolucja, oferta ulegnie zasadniczej zmianie.

    1. Sławek pisze:

      W każdym razie jest i ładnie gra. I te kable są trwałe i niezawodne.

      1. Piotr+Ryka pisze:

        Kto ma, to ma; kto nie kupi prędko, nie będzie miał.

    2. Marek pisze:

      A wg mnie najwyższa pora coś poprawić, bo ja tego topowego FAW się z ulgą pozbyłem, kabel odbierał przyjemność z odsłuchu wycinając górę i ogólnie osuszając brzmienie w całym paśmie, wszystkich słuchawek jakie do niego podpiąłem

      1. Sławek pisze:

        Stary FAW czy nowy FAW? Bo mam i taki i taki, i nowy jest znacznie lepszy, a nawet – i to na niejednych słuchawkach sprawdziłem – lepszy od Tonalium i Argentum.

  5. Tomek pisze:

    Sławek ,jak Będziesz u Krystiana odsłuchiwał to koniecznie weż tego Argentum extreme.
    Grzałem je do rana Black Sabbath na czarnym kablu fabrycznym.Jest kocyk.
    Rano wpiąłem Extreme.
    Dalej leci Sabbath na Bursonie 3R [16 Ohm – 7,5W] .Sześć lat słuchałem Lcd3.
    Jest nowy król basu. Taki przykład B.Sabbath 13.
    Józek napisał ,,Bas z Venus ma głębokie zejście, potęgę brzmienia, szybkość uderzenia i precyzję wybrzmienia. Jest jak Tyson na ringu.
    Trudno o lepszy.”

    Prawda Panie, Prawda.
    Przed odsłuchem u Andrzeja opisałem swoje nadzieje. ,,Cudów nie oczekuję . Ma nie być nudno, nie drażnić górą i wzbudzać emocje.”Miałem obawy czy w tej cenie jest to osiągalne.

    Warto też zapuścić A.M.Jopek.

    1. Sławek pisze:

      Nie znam Krystiana. Ale z Venus chętnie się zapoznam. Mam Tonalium, Argentum i FAW, coś powinno przypasować.

  6. Tomek pisze:

    Krystian – sprzedawca w MP3s K-ce.Powodzenia.

    1. Sławek pisze:

      Aha, nawet nie wiedziałem jak ma na imię, ale spoko facet, traktuje klienta poważnie, oddzwania informuje…
      Powiedział, że jest opcja wypożyczenia Venus do domu, ale po świętach, wtedy na spokojnie i własnym sprzęcie się sprawdzi.

  7. Tomek pisze:

    Przepraszam teraz zobaczyłem wpis z 27 marca.
    Bo lampka,Dac etc. były moje.Bez takiego odsłuchu bym nie kupił Venus.
    Te Goldplanar byly/są dwustronne.

    ,,Gwarantuje on bardzo dużą scenę dźwiękową i świetną rozdzielczość, a przy tym pełne, nasycone i gładkie brzmienie. To unikatowe połączenie, które czaruje tonalnością.”

    Opis pasuje idealnie do tego jak go odebrałem. Zrobiłem słowną aluzję do fraka. Lecz to raczej inny producent.

    Z droższych [jak dla mnie] ,miałem do trójek Nordost Heimdall,Tonalium [najlepsze połączenie], oraz słuchałem model ??? Entraq’a który grał bardzo organicznie.

    Ten to wyższa liga. Skądś się te ceny w końcu biorą.

  8. Alucard pisze:

    Porownasz te Venus jakos do Final D8000? Bez PRO, ttch oryginalnych. Potrafia stworzyc podobna objetos, potege dzwieku? Ich bas da rade nadazyc za D8000 albo takimi LCD2 chociazby?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Najkrócej: dobrze napędzone D8000 to wyższy poziom brzmienia.

  9. Tomek pisze:

    Mogę porównać do Lcd 3,wiem że Znasz.
    Venus są szybsze,bardzo/bardziej energiczne od Lcd3.
    Fajnie to widać na burzy w ,,Black Sabbath” oraz ,,Riders on the storm”
    Góra z Argentum doświetlona jak w Lcd 3 na Tonalium.
    Potęga dżwięku,jakość i szbkość basu, hmmm, Lcd3 dziękujemy.

    Przez ograniczony budżet, spodziewałem się bolesnej przesiadki.Wyszło świetnie.
    Z tym że póki co na tranie mam drobny problem z sssss. Nie ma tego problemiku na lampce i wygrzanych.

    Strojone są powiedzialbym tak bardziej nowocześnie.
    Co jest dla mnie zarówno zaletą i wielką wadą.

    Chyba??? nie da się w nich wpaść w przygnębienie.Spróbuję to skorygować lampami i okablowaniem occ7N.
    Reszta wad – bardzo głośne na zewnątrz, konieczna zmiana kabla.

  10. Marek pisze:

    Dość zaskakująco wysoka ocena tych słuchawek, z wszystkich wcześniejszych zagranicznych recenzji, które czytałem w necie te słuchawki to solidna klasa średnia, raczej bliżej im do poziomu Ananda/Sundara/XS niż HE1000

    1. Andrzej pisze:

      Też mnie te recenzje zastanawiają. Są porównywane z tymi modelami z uwagi na cenę. Sundara w swojej cenie (ok 1000 zł używane) uważam za całkiem dobre słuchawki.Miałem je przez chwilę a XS dość długo, ale Venusy to zdecydowanie wyższy poziom. Recenzenci pewnie testują je z adekwatnymi cenowo torami, więc one nie pokażą wtedy tego co potrafią. Większość podpina do jakichś Toppingów czy SMSL.

      Jeden z recenzentów (CMA – Convince Me Audio) – taki niewidomy chłopak, który testuje sporo sprzętu high-end też je recenzował w filmie porównawczym z Sivga Luan i wspomniał, że podpinając je do wysokiej klasy sprzętu można uświadczyć z Venusów high-endu. To jest fakt, bo ja też ich słuchałem z torem top high end o mocy 50W/32 Ohm i to co pokazały było imponujące. Do hifimanów trudno mi porównywać inne słuchawki, bo ogólnie nie jestem fanem.

      1. Marek pisze:

        …lub mamy sytuację z brakiem powtarzalności w poszczególnych partiach / sztukach…

        Podpinając każde „rozdzielcze” słuchawki do wysokiej klasy toru ten przekaz zawsze będzie jakiś konkretny… tylko pytanie czy nie można lepiej?

        Te słuchawki mogą być szczegółowe, ale przejrzystość (ta właściwa rozdzielczość) przekazu to także równe pasmo przenoszenia, a te słuchawki nie mają takiego pasma niestety.

        1. Andrzej pisze:

          Czy ta opinia, że nie mają tej przejrzystości wynika z wniosków po obejrzeniu recenzji na YT czy z własnych odsłuchów?

        2. Piotr+Ryka pisze:

          Przejrzystość i pasmo są bez zarzutu. Pewnie że to nie Stax SR-009 goniony przez monobloki, ale wzglądem normalnych dobrych planarów wszystko w porządku.

  11. Sławek pisze:

    A tu nagle niespodzianka – dzwoni dziś Pan Krystian z MP3Store i mówi, że ma dla mnie Venus!
    Już są na moich uszach. Teraz muszą pograć i się rozgrzać, rozruszać co nieco… choć podobno trochę już grały.
    Pierwsze wrażenie: bardzo dobrze grają jak za swoją cenę, ale do HiFiMAN HE 1000se to im sporo brakuje.
    Zobaczymy co dalej, do środy po Świętach mam czas na decyzję.

    1. Sławek pisze:

      I jeszcze ciekawostka HE 1000se 96dB, Venus 100 db, a Venus ciszej grają, trzeba bardziej w prawo gałą od głośności pojechać.

  12. Tomek pisze:

    Słucham głośno.
    Na mojej lampce GL 2000 – 99db 60 Ohm godzina 9.00. Venus 100db 18 Ohm godzina 11.00.

  13. Tomek pisze:

    Jednak na tranie przydał się ten czarny kabel stock .
    Tidal – Annie Lennox ,,Collection” [MQA]
    Myślę że OCC 7N [ w przeróbce wtyków] będzie akurat do takich kawałków.

    Sławek, jak się sprawuje ten nowy FAW ?

    1. Sławek pisze:

      Znakomicie!

  14. Marek pisze:

    Odnośnie samej recenzji – co ja powiem, … no lubię czytać hifiphilosophy właśnie za tak barwne opisy, ale jakże życiowe (w sensie doświadczeń ogólnych także zbieżne z moimi) opisy samego choćby procesu zgłębiania tej materii, tym samym odbierane przeze mnie jako tak po ludzku szczere. Dziękuję za kolejną udaną recenzję! 🙂

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Przyjemnie że ktoś lubi. Dziękuję.

  15. Marcin pisze:

    Chciałbym również podzielić się moimi wrażeniami na temat słuchawek, które miałem okazję przetestować. Ale najpierw kilka słów na temat ich wyglądu.

    Już na zdjęciach zrobiły na mnie duże wrażenie, a pozytywne opinie o dzwięku znalezione w internecie jeszcze bardziej mnie do nich przekonały. Po wersję demonstracyjną tych słuchawek sięgnąłem z ciekawości. Muszę przyznać, że na żywo prezentują się jeszcze lepiej. Ich wykonanie jest naprawdę imponujące, wykonane z aluminium i po prostu pięknie się prezentują. Dla miłośników produktów firmy z jabłkiem będą stanowić idealne uzupełnienie estetyczne.

    Jednakże, mimo zachwytu nad ich wyglądem, mam mieszane uczucia co do ich zakupu. Podczas testów na Antelope Amari porównywałem je do modelu Hi-Fi Man Edition XS, i muszę przyznać, że Venus wypadły lepiej pod wieloma względami. Na przykład, w ścieżce dźwiękowej z filmu Joker, warstwowość wiolonczeli jest znacznie lepiej zauważalna na słuchawkach Venus – słychać ze 3 warstwy wiolonczeli, podczas gdy Hi-Fi Man te warstwy troche ze sobą zlewają. Na Venus dźwięk jest dalej, mniej w głowie, więcej przestrzeni i powietrza niż w XS. Barwowo bardzo podobnie.

    Venus mają też swoje wady. Przede wszystkim, opaska na głowę może być nieco niewygodna przy dłuższym noszeniu – ciśnie na czubek głowy. Dalej: uszy mogą się w nich mocno pocić, co może być problemem. W porównaniu do Hi-Fi Man Edition XS, Venus są cięższe i mniej wygodne, jednak ich estetyka i ciut lepsza jakość dźwięku nad XS nadal przemawiają za nimi. Zdecydowanie mam tutaj dylemat, czy warto je zakupić…

    Widziałem porównania obu słuchawek w necie i z większością się nie zgadzam, bo albo ludzie pusali że XS lepsze, albo że obie pary są do kitu. Zastanawiałem się na czym Ci ludzie te słuchawki testują…

    Jeśli ktoś potrafi zignorować wymienione wady Venus oraz wyższą prawie dwukrotnie cenę nad XS, zdecydowanie polecałbym je do zakupu. Jeśli jednak chcemy takie „prawie Venus” za 60% ich ceny, polecam XS.

    Hifiman XS to takie Venus w dziewięćdziesięciu-paru procentach. Bardzo fajne słuchawki (i wygodne!).

    1. Marek pisze:

      Ja jednak mam nadzieję, że jest inaczej niż napisałeś, bo XS to nie mój klimat.

      i XS raczej nie mają (powyżej w recenzji wymienionych) zalet:
      -…jednocześnie mocno brzmiące
      – Potęga miesza się z czułością, drajw z ekspozycją frazy,
      – Żadnych problemów z sopranami – sycą ilością i kulturą.
      – Średni zakres nie usiłuje się wdzięczyć, ale ma bezpośredniość i mocny smak.

      1. Marcin pisze:

        To co napisałeś to przecież nie są cechy występujące zerojedynkowo, tu zawsze jest jakaś skala i pisząc że XS czegoś nie mają piszesz bzdury. Użyłeś słowa „raczej” czym dajesz do zrozumienia ze XS-ów albo nie miałeś na głowie, albo nie miałeś na głowie dostatecznie długo. I pewnie nie pomylę się jeśli napiszę że nie porównywałeś ze sobą obu par w jednej sesji.

        Venus są lepsze od XS, ale nie jest to olbrzymia różnica, ogólny charakter dźwięku podobny. Dla mniej wytrawnego ucha i z określonym budżetem np do 2000 zł XS są mega dobre, rowno brzmiące, nie koloryzujące, świetna przestrzeń, detal, rozdzielczość i bardzo wygodne.

        1. Marek pisze:

          Spokojnie kolego, napisałem „raczej” „zalety” właśnie dlatego, że to nie jest zero-jedynkowe.

          Miałem XS i czułem niedosyt, więc mam HE1000v3 i kilka innych jajek HM miałem też na swojej głowie.

          Dla mnie gdyby to był taki XS tylko z lepszymi wokalami i gładszą górą, to już by to było „olbrzymią różnicą” i taką nadzieję daje ta recenzja

          Gdyby jeszcze dodać więcej kopa wyższego basu… koniec gry

          1. Marcin pisze:

            To super, HE1000 mieć bym chciał, może kiedyś sobie sprawie.
            Pozdrowionka!

      2. Andrzej pisze:

        XS miałem ponad pół roku. Miałem również okazję niedawno porównywać XS i Venusy bezpośrednio.
        XS są całkiem fajne w swoim budżecie. Niedawno widzialem używki za 1000 zł na forum i by była rewelacyjna cena.
        XS miały dla mnie szerszą scenę niż Venusy, ale znacznie płytszą. Odnośnie szerokości, to XS miały problem z zagraniem bardzo blisko do ucha w odróżnieniu od Venusów.
        Bas w XS jest znacznie gorszy. Jest podbity i jest go więcej ale brzmi w relacji do Venusów kartonowo.
        Wokale w Venusach są znacznie lepsze. Sybilanty w XS znacznie bardziej uwydatnione niż w Venusach, gdzie nie mam z nimi żadnego problemu.

        Jedyne co mi w Venusach nie do końca odpowiada to ilość wysokich tonów. Same talerze perkusji brzmią świetnie, pięknie wybrzmiewają, bez grama kompresji ale ja raczej preferuję przyciemnioną górę i nie zawsze taka prezentacja mi pasuje. Na szczęście w razie czego jest pod ręką Crosszone CZ-1, które uwielbiam.

        Jeśli ktoś nie chce tyle wydawać na Venusy, to alternatywą Moondrop Para za pół ceny Venusów. Nie słuchałem, ale na forach już się pojawiają opinie, że warto posłuchać.

  16. Sławek pisze:

    Słuchawki Venus powróciły do sklepu. Bezpośrednia konfrontacji z HiFiMAN HE 1000se, (przerwa na przełączenie to ledwie kilkanaście sekund) pokazała dobitnie, że do takiego poziomu jak HE 1000se nie zbliżają się nawet. Co więcej, nawet QUAD ERA-1 też prezentują wyższy poziom muzykalności.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Niezależnie od podjętej decyzji, zapewne słusznej, pisanie o „nie zbliżaniu” wydaje mi się przesadzone, choćby tylko dlatego, że na tej samej zasadzie mógłbym napisać, iż te właśnie (z dokładnością do egzemplarza) HE 1000se u mnie „nie zbliżyły” się do Susvar. Ale nie chciałbym tego robić, gdyż to lekka do średniej przesada. Mam te Susvary i są jeszcze u mnie Venus, nie ma pomiędzy nimi przepaści, choć jest różnica. Niezależnie od lepszości Susvar wciąż pozostają Venus znakomitymi słuchawkami.

      1. Sławek pisze:

        Moja opinia oczywiście jest subiektywna. Tym niemniej nie podobały mi się te Venus pomimo pierwszego wrażenia, że ich dźwięk jest bardzo żywy. To po prostu nie jest „mój” dźwięk, choć akceptuję takie wynalazki jak Crosszone. Ponadto Piotrze – wybacz ale nie mieliśmy tego samego egzemplarza, a nieraz słyszałem od różnych sprzedawców, że tzw. egzemplarze „demo” są lepsze od tych z regularnej produkcji. Pamiętam panikę sprzedawcy, gdy wyraziłem chęć zatrzymania egzemplarza „demo” HiFiMAN HE 1000se! Absolutnie, proszę oddać, dostanie pan nowiutkie nierozpieczętowane! Trzeba było długo je wygrzewać i choć bardzo mi się podobają teraz to jestem niemal pewien, że te „demo” były lepsze.
        Szkoda tych Venus, bo były bardzo wygodne i pięknie wykonane.
        Co do Susvar to są świetne, kilka razy słuchałem, choć nigdy długo.
        Konfrontacja wyszła jak wyszła i biorąc pod uwagę to co powyżej napisałem mam taką opinię a nie inną, a Twoją także szanuję. Może nastąpił brak synergii pomiędzy Venys a A-gd Master 11 S, on musi mieć słuchawki powyżej 15 ohm, Venus mają 18, więc niby ok, ale kto to wie ile naprawdę, są zawsze jakieś odchylenia.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Źle zrozumiałeś. Pisałem o tym samym egzemplarzu HE1000se 🙂 Venus oczywiście mieliśmy różne i te u Ciebie chyba trochę za mało pograły, ale jak już poprzednio pisałem, zamiana HE1000 na nie mijałaby się z celem. Co innego odnośnie ES Lab ES-R10, te już by wymagały bardzo uważnego wsłuchania i rozważenia racji.

          1. Sławek pisze:

            No przecież wiem, ale prawda jest taka, że HE 1000se nie zbliżają się do Susvar – powiedzmy to szczerze, ale Susvary to też trzeba dobrze „nakarmić” – nie tylko dużo mocy, ale i jakości. Może się nie wygrzały te Venus po prostu, ale termin miałem, jaki miałem na zwrot.
            Co do ES-R10 to nie wiem czy można je wypożyczyć, raczej nie, a przy tej cenie kupowanie w ciemno nie wchodzi w rachubę. Tym bardziej, że myślę o lepszym zasilaniu – do tej pory były kable zasilające Argentum i listwa Tomanka TAP8, ale kabelek Oyaide Tunami GPX do A-gd Master 11 S zrobił dobrą robotę. Więc przy okazji – jakiś niedrogi kondycjoner tak do 4 tys. (NuPrime?), a u Ciebie zdaje się listwa Sulek Edia, tak?

          2. Piotr+Ryka pisze:

            ES-R10 ma nasz wspólny znajomy, z którym byliście u mnie. Może wypożyczy albo się umówicie na odsłuch?

          3. Piotr+Ryka pisze:

            Listwa tak. I bez kondycjonera.

  17. Marek pisze:

    Moim zadaniem lepiej mieć 3 pary dobrych, ale różnych brzmieniowo słuchawek, powiedzmy w cenie 3000 każda, niż jedne za 9000. Rzecz w smakowaniu, słuchawek idealnych nie ma i nie będzie.

    Jeśli spędzę klika godzin np. z Focal Clear lub LCD-XC, to jak przełączę po kilkunastu sekundach na HE1000 to też będę mógł stwierdzić, że HE1000 „nawet się nie zbliża” do FC / XC. Taka ocena wynika z „akomodacji” uszu. A rzeczywistości obie pary prezentują wysoki poziom, ale na różnych polach.

    Więc moje pytanie brzmi – czy Venus należy do grupy typowych scenicznych słuchawek takich jak HE1000, Arya, HD800 itp?

  18. Sławek pisze:

    Choć słuchawek – w różnych cenach miałem do niedawna 6 par (jedna oddałem synowi, a jedne sprzedałem, więc zostały 4) to stwierdzam, że wystarczy mieć 3 kable do jednych słuchawek, by bawić się w akomodację i smakowanie. Tylko po co mam się przyzwyczajać do czegoś, co się mi nie podoba?
    Słucham tak jak lubię. HE 1000se z FAW Noir Hybrid HPC nowym, a Quad-ERA1 z Argentum Extreme i jest ok. Quady do elektroniki.
    A pytanie to chyba do autora recenzji.

    1. Marek pisze:

      Ja nie wiem czy miałem stary czy nowy kabel, ale FAW Noir Hybrid na HE1000v3 u mnie wykastrował najcenniejsze to co te słuchawki posiadają, czyli rozpad wysokich tonów.

      Bynajmniej nie twierdzę, że trzeba się przyzwyczajać do czegoś, co się nie podoba. Jeśli weźmiemy 10 różnych, ale wysokiej klasy słuchawek (brzmieniowo, nie koniecznie cenowo) każda z nich będzie przedstawiać muzykę w sposób mniej lub bardziej skompresowany i zniekształcony. Nie ma jednego wzorca, dźwięk ze słuchawek to zawsze jest rodzaj malarstwa, a nie hiperrealistycznego zdjęcia.

      Dlatego np. takie Nighthawki były tak krytykowane przez ludzi, którzy nie potrafili patrzeć na ich brzmienie jako na dzieło malarza, a z kolei był tak uwielbiany przez tych, którzy mieli świadomość, że rzecz nie w szukaniu hiperwierności.

      1. Sławek pisze:

        To chyba był stary FAW, nowy dał HE 1000se daje bardziej dociążone i plastyczne brzmienie, bardziej barwne, a wysokie są jak brylant.
        AQ NightHawk słuchałem u autora recenzji i są świetne. A zawsze jest dylemat – czy ma grać wiernie czy przyjemnie?
        Bo wszelkie nagrania studyjne to rodzaj kreacji (np. nowa płyta Petera Gabriela wydana jest jako dwa, a z blu-rayem 3 krążki, inne mixy), a po to słuchamy muzyki by sprawić sobie przyjemność, no ale jak na koncert akustyczny pójdziesz a grajkowie mają instrumenty dobrej jakości, ładnie brzmiące to chciałbyś to samo w domu usłyszeć. I przeważnie nic z tego…hiperwierności nie będzie.
        Susvary też są na swój sposób „zrobione”, chciałbym je mieć, ale na razie mnie nie stać.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Myślę, że lepszym pomysłem od zbierania na Susvary będzie skontaktowanie się z Marcinem i odkupienie którychś z jego trzech AKG K1000. Twój wzmacniacz powinien je uciągnąć, specjalnie głośniejsze od Susvar nie będą, a jakościowo z pewnością nie niższe. W każdym razie warto spróbować, przynajmniej pożyczyć na próbę.

          1. Sławek pisze:

            Propozycja godna rozważenia, to ja poproszę o numer do Marcina na priv.

          2. Piotr+Ryka pisze:

            Pingnij najpierw mail do mnie, bo zgubiłem książkę adresową. Odpiszę.

  19. Sławek pisze:

    Pingłem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy