Recenzja: Lucarto Audio Songolo KS300

      O Lucarto Audio było już przy okazji potężnego słuchawkowego wzmacniacza HPA300SE. Było na samym początku stycznie, zatem rok jeszcze nie upłynął, ale na wszelki przypadek przypomnę, że to firma inżyniera Łukasza Kisiela zlokalizowana w Kotórzu Wielkim. Łukasz to elektronik, specjalista w dziedzinie budowy urządzeń elektrycznych, a Kotórz to osada istniejąca od siedmiuset z górą lat, położona nad Jeziorem Turawskim. Ogólnie biorąc Opolszczyzna i elektronika dużego formatu (dosłownie i w przenośni) – elektronika osadzona w branży urządzeń audiofilskich i w tych ramach oferująca dwa streamery, trzy przetworniki, trzy przedwzmacniacze, trzy wzmacniacze zintegrowane, dwie końcówki mocy, dwa słuchawkowe wzmacniacze, trzy rodzaje kolumn i całą masę akcesoriów prądowych oraz wybór okablowania. Wszystko dorobkiem trzydziestolatka, który elektroniką interesował się już w dzieciństwie, co z czasem przeszło w pasję i stało się zawodem.

      Parę linijek i już ogarniamy temat, a tym razem sprawa dotyczyć będzie prądowego kondycjonera. O którym sam twórca powiada, że tak się do niego przyzwyczaił, iż zdążył już zapomnieć jak jego systemy grają bez tego albo większego i droższego kondycjonera Songolo P300SE. Tamten oparty jest o transformator, ma w bebachach wielgachny toroid, a ten wykonano w nowszej technologii kondycjonowania elektronicznego, o którą na tych łamach otarliśmy się przy okazji kondycjonera Shunyata Denali, aczkolwiek nie tak w sensie 1:1 podobieństwa. Tamten też nie miał wprawdzie transformatora do eliminacji zakłóceń, ale miał unikalne dla Shunyaty walce powypełniane ferromagnetycznym proszkiem do pochłaniania wysokoczęstotliwościowych zakłóceń w opatentowanej przez nich technologii NIC™, jak również poprzypisywane poszczególnym gniazdom moduły CCI™ do zapobiegania przenikaniu zakłóceń między urządzeniami. Ochrona dotyczyła zatem zarówno brudów prądowych przychodzących z sieci zewnętrznej, jak i tych wygenerowanych w ramach działania samego toru audio, a że była to ochrona skuteczna, korzystnie na dźwięk wpływająca, recenzja była pozytywna. Shunyata Denali to jednak inna półka cenowa, może wesprzeć i chronić wasz system za 30 tys. złotych. Podczas gdy Lucarto Audio Songolo KS300 za tą samą ilość sześciu chronionych gniazd z  tyłu swej metalowej obudowy zażąda osiem tysięcy złotych bez tradycyjnej stówki; no chyba, że zażyczycie sobie, aby to były złocone bądź rodowane typy gniazd Furutecha, bo wówczas 900 albo 1600 złotych ekstra. I jeszcze trzeba wygospodarować środki na jakiś lepszy od zwykłego kabel między Songolo a ścianą, bo takowego nie otrzymamy z tym kondycjonerem w komplecie.

     Tak cóż, młody junaku i stary wygo – zakosztujmy tego Lucarto Audio Songolo KS300, zbadajmy czy coś nam może z jakościowych korzyści przydać, a nie jedynie buchnąć forsę.

Kupiliśmy i co mamy?

     Mamy urządzenie w rozmiarze typowego składnika toru audio: płaskie pudełko szerokości czterdziestu trzech i głębokości trzydziestu centymetrów. Posadowione na czterech walcowatych podstawach o srebrzystych otokach z nierdzewnej stali i gumowanych spodach, a przednim panelu całym z anodyzowanego na czerń aluminium z wkomponowanym winietowo centralnie woltomierzem. Boczkami zaś, na rzecz przyozdobienia i ekskluzywności, wykończonym grubymi panelami z gatunkowego drzewa, plus na tym wierzch o proszkowym, tak samo jak front czarnym pokryciu i dwoma na stronach pasami wywietrzników, każdym w postaci czterech rzędów malutkich okrągłych dziurek.

      Razem będzie się to gustownie prezentować, na audiofilskiej półce czy audiofilskim blacie, nawet stojąc wprost na podłodze, niczego wyglądowo pozostałej aparaturze nie ujmie, już prędzej doda szyku.

      W przypadku kondycjonera wszystko co ważne obsługowo mieści się jednak z tyłu. Tam sześć gniazd Schuko, a więc uziemionych pomimo nie posiadania bolców, tam oprócz nich klasyczne przyłącze prądu wejściowego i nad nim zapadkowy włącznik. Z tym, że to dokowanie prądu nie takie pierwsze lepsze, tylko w całości odlane z miedzi i jeszcze pozłocone.

    Gniazda Schuko mogą być standardowe, czyli też konstrukcyjnie z miedzi i sygnowane przez Furutecha, z powierzchnią styku pokrytą warstwą stopu cyny ze srebrem. Alternatywnie zaś, jak już zasygnalizowałem, tej samej firmy lecz pozłacane lub rodowane, co będzie kosztowało ekstra. Kabel do połączenia z gniazdkiem w ścianie, jak też już wspominałem, nie stanowi składnika kompletu, trzeba samemu się zaopatrzyć. Lucarto Audio ma w ofercie szereg takich w cenach od 500 do 3800 złotych.

      Wszystko to razem (ale bez kabla) ma wagę 8 kg, a wkomponowane w panel przedni okienko woltomierza świeci cyfrowym wskaźnikiem łagodną, w miarę stonowaną czerwienią, o ile dopuścimy tę możliwość, że czerwień w ogóle bywa łagodna.

      Na tylnej ściance sześć gniazd wyjściowych dzieli się na trzy pary: pierwsza po lewej (patrząc od tyłu) jest przeznaczona dla CD i DAC, kolejna dla wysokich obciążeń od odbiorników cyfrowych, ostatnia dla wysokich od analogowych.

      Clou zagadnienia, motor działania, skrywa się w objętości wnętrza. Tam każda z par wysokoprądowych obsługiwana jest przez cztery kondensatory filtrujące Mundorf M-lityc Ag, a więc po dwa na gniazdo, para niskoprądowa przez dwa.

     Ale co ja się będę wysilał z własnymi opisami, fachowiej zrobi to twórca. Pisze on: 

Kondycjoner Songolo KS300 składa się z trzech modułów funkcyjnych wzajemnie ze sobą współpracujących. Pierwszy to specjalnie zaprojektowany system sterowania włączaniem. Układ ten bezstratne uruchamia zasilanie całego urządzenia, do realizacji czego wykorzystano najwyższej jakości przekaźniki pokryte warstwą srebra. (Nie można również zapominać, że na tym etapie urządzenie zabezpiecza przed przepięciami oraz wyładowaniami atmosferycznymi.)
W układzie sterującym kondycjoner wykorzystuje ultra nisko szumowy zasilacz liniowy Lucarto ULPS, dzięki któremu generowane szumy pasożytnicze zredukowane zostają do minimum. 

Drugą część urządzenia stanowi zestaw bezkompromisowych kondensatorów Mundorfa Ag Cap, służący jako główny i zarazem pierwszy filtr. Oprócz złotych na rzecz filtracji pracuje też10 kondensatorów srebrnych, M-lityc AG Power Cap.

Trzecią składową funkcyjną stanowią dalsze zestawy flitów, które zostały podzielone na odrębne sekcje, zyskując dopasowanie do każdego typu urządzeń odbiorczych. Finalnie każda z par gniazd wyjściowych oparta jest o niezależnie działający zestaw filtrów; wyjątek stanowi para „Analog OUT”, odnośnie której każde z gniazd posiada własny zestaw. Dzięki czemu prądożerne końcówki mocy albo wzmacniacz zintegrowany nie będą mieć wąskiego gardła, a jednocześnie ma to na celu lepsze odseparowanie urządzeń najbardziej wrażliwych, jak DAC czy przedwzmacniacz.

Dodatkowo produkt wyposażony został w funkcję wyświetlania napięcia wejściowego z sieci. 


 

      Nie ma tu zatem, powtórzymy jeszcze raz, oczyszczania przez duży, wspólny dla wszystkich lub większości gniazd transformator; jest analogicznie jak w kondycjonerze Shunyata Denali, tyle że funkcję oczyszczaczy pełnią kondensatory oraz filtry własnego pomysłu, a nie walce powypełniane specjalnym, opatentowanym granulatem absorbującym szum wysokoczęstotliwościowy.

      Jako nie posiadające transformatora, urządzenie nie realizuje funkcji stabilizacji napięcia, jedynie o poziomie jego informując – cała z założenia zbawienna rola to wielopiętrowa filtracja. Użyte kondensatory należą do kosztownych, a mimo to poddawane są wstępnej selekcji, wybiera się najlepsze. Finalnie całość testowana jest odsłuchowo przed skierowaniem do sprzedaży, tak więc nabywca otrzymuje kondycjoner z certyfikatem odsłuchowym inżyniera Łukasza Kisiela; i jeśli coś nie będzie takie, w całości spadnie to na niego. 

    Do dywagacji pozostaje cena. Osiem tysięcy? To niemało. Ale Shunyata za swój absorbujący zakłócenia granulat chce dla tej samej ilości gniazd bez mała cztery razy tyle. Ba, na rynku są nawet listwy, a więc coś już kompletnie pasywnego, też w cenach wielokrotnie wyższych. Zatem jeżeli kondycjoner Lucarto wykaże się jaką taką sprawnością, obdarzając nas czymkolwiek godnym uwagi po stronie pozytywów, nie będzie za szczególnie drogi.

Co mamy z tego dla brzmienia?

    Z pewnością (tak należy zakładać) kondycjoner Lucarto to dodatkowa ochrona przed zewnętrznymi prądowymi impulsami mogącymi uszkodzić sprzęt, plus w formie ciągłej informacja o stanie napięcia w sieci. U mnie napięcie to wahało się w przedziale 237 – 241 woltów, nieomal zawsze pokazując wartość 240; było więc nominalnie za wysokie, a już w żadnym razie za niskie. Tego rodzaju podwyższenie (z 230 na 240) ma pewien wpływ na pracę lamp z przełożeniem na efekty dźwiękowe; jak to kiedyś starannie badałem kroczkami po 5 V w przedziale 195 – 255 V skutkuje podwyższeniem dynamiki z towarzyszeniem wzrostu agresji. Dziesięć woltów powyżej normy to jednak niezbyt wiele, zbyt miało aby zarysować wyraźny grymas brzmieniowy. Natomiast dwadzieścia już na pewno daje się mocno odczuć; tyle jednak nie było, można rzecz ignorować.

    W dwóch sesjach cały system grał albo przez sam kondycjoner, albo przez samą listwę – różnice ukazały się wyraźne, łatwe do wychwycenia. Siedziałem przeto i wychwytywałem, notując skrupulatnie, a kilkadziesiąt muzycznych fragmentów, każdy na swojej płycie, służyło z testowe próbki.  

     Nie mam zamiaru udawać mądrzejszego od własnych uszu wydziwiając z opisem, nie mam także ochoty na utrudnianie wydziwianiem życia czytającym. Dlatego wynotowane różnice po prostu przytoczę, każdy sam będzie mógł odpowiedzieć sobie, czy warte są zachodu. Zapewne było tych różnic więcej, pewnie niektóre mi umknęły, ale słuchałem długo i uważnie, niewiele chyba przeszło mimo. Nie ograniczyłem się przy tym do samego słuchania, efekty szacowałem też na ekranie telewizora, dlatego mogę również napisać, iż chyba niewiele przeoczyłem.

     W porównaniu do przekazu zasilanego poprzez listwę, który skądinąd bardzo mi odpowiadał, ale miał inny wyraz, ten otrzymany z użyciem kondycjonera Lucarto Audio Songolo KS300 był:

  • Głębszy brzmieniowo.
  • W śladowym stopniu wyższy tonalnie.
  • Oparty o szybciej narastające dźwięki.
  • Jednocześnie dłużej podtrzymywane.
  • Dźwięczniejszy.
  • Żywszy.
  • Ofensywniejszy (w sensie forsowności przekazu i ogólnej przebojowości).
  • Bardziej szmerowy.
  • Bardziej lśniący.
  • Tym samym więc mniej pastelowy.
  • Z mocniejszą poświatą wokół dźwięków.
  • Minimalnie mocniejszym pogłosem.
  • W dobrym znaczeniu bardziej nerwowy (w sensie że bardziej pobudzony i podekscytowany).
  • A jako taki mniej obojętny, bardziej zaangażowany emocjonalnie.
  • Bardziej odświętny, a mniej powszedni.
  • W bardziej ożywionej wibracją przestrzeni.
  • Trochę mniej trójwymiarowy odnośnie modelowania samych dźwięków.
  • Mimo to silniej eksponujący drugi i dalsze plany.
  • Także tworzący głębszą scenę.
  • Na osi poprzecznej o bardziej zwartej, lepiej zazębiającej się stereofonii.
  • Na osi wzdłużnej o efektowniejszej holografii.

     Ta sama zmiana w zasilaniu na ekranie telewizora OLED dała podobne rezultaty: obraz grającego przez kondycjoner był żywszy, mocniej nasycony kolorystycznie i silniej akcentujący mżenie (szum moskitowy), o ile to występowało. Zarazem nie zdarzyło się coś, czego można by oczekiwać – te intensywniejsze kolory nie stały się bardziej pospolite, tylko zachowując bogatą gradację wciąż były ładnie podświetlane, tyle że podświetlane mocniej. Nie stały się przy tym (no, niestety) podobniejsze odnośnie stylu podświetlania do tych z ekranów plazm, ale taka już jest natura matryc OLED, kolory na nich bardziej są plakatowe, mniej malarskie.

    Cóż, może i minimalnie stały, ale to wciąż nie było to, nie aż tak duża zmiana. Trudno, pozostaje żywić nadzieję, że następna generacja telewizorów, oparta o inną technologię matryc, odwróci trend trywializacji barw, nawiąże pod ich względem do osiągów ekranów CRT. Na razie można korzystać z wpływu kondycjonerów, który to wpływ odnośnie recenzowanego był analogiczny, tyle że trochę mniej widoczny niż powstający po użyciu Shunyata Denali D6000/S, a ten z kolei skromniejszy niż otrzymywany po zastosowaniu Unicorn Audio Grandioso, maszyny wręcz referencyjnej, ale po ostatniej zwyżce cen metali kosztującej już przeszło sto tysięcy.

      Wracając do muzyki. Zachodzi kwestia zasadnicza, którą usiłowałem rozstrzygnąć zadając sobie pytanie, czy wolałbym słuchać z Lucarto Audio Songolo KS300, czy bez niego? Przeglądając powyższą punktację wydaje się czymś oczywistym, że z nim. Ale w moim przypadku nie było to takie proste. Z jednej strony psychika audiofila lubiącego styl popisowy ciągnęła do kondycjonera, z drugiej przyjemność słuchania muzyki w bardziej intymnym, zbliżonym do powszedniości kontakcie, ciągnęła do słuchania bez. Zapewne przywyknięcie do tego albo tego zabiłoby dylemat, ale z punktu widzenia racjonalności i pożytku z recenzji taka odpowiedź pachnie unikiem. Nie widzę jednak lepszego wyjścia z tej zagwozdki, nie powiem tak ani nie. Nie odpowiem też na pytanie, jak rzecz ta się przedstawia w odniesieniu do słabszych torów, ponieważ takimi nie dysponuję. Na jakościowych wyżynach pojawiał się zaś dylemat stanowiący wyraźne nawiązanie do sytuacji odnośnie przyjemności użycia elektrostatycznych słuchawek Warwick Acoustics. Jak na elektrostaty nietypowych, poniekąd bowiem nie odświętnych. Elektrostaty przyzwyczaiły swych entuzjastów do dużych dawek odświętności – do szmerowości nadzwyczajnej, delikatności pietystycznej, tkanych najsubtelniejszą nicią dźwięków, całościowego wyrafinowania frazy i finezji dotyku. Materia elektrostatycznego dźwięku jest odmiennej natury – do tego przywykliśmy i za to się go ceni. Tymczasem elektrostatyczne Warwick Acoustics dotyk mają zwyczajny i poprzez to zwyklejszy wydźwięk. W doskonałym wydaniu takiej zwykłości są jednak fantastyczne i poprzez to nadzwyczajne – paradoksalnie nadzwyczajne poprzez zwykłość, alternatywę odświętności.

     Nie ciągnąc dalej tej analogii trzeba się skupić na rozdwojeniu zwyczajne-nadzwyczajne. Wolimy teatralny dialog, czy zwyczajną rozmowę? Wolimy ubierać się odświętnie, czy nie mieć spodni na kantkę i krawata pod szyją? Przy całej przesadzie tych porównań jest poniekąd w ten sposób, że z kondycjonerem Lucarto Audio Songolo KS300 dźwięk dostajemy bardziej odświętny, i jako taki popisowy; zarazem mniej powszedni, gdyż to się nawzajem wyklucza. Z kondycjonerem dobitniejszy, bardziej ekspresyjny, lśniący polorem i wznioślejszy, a nie „tak sobie” zwyczajnie śpiewany, choćby i bardzo udanie. Wolisz taki czy taki – to już zależy od ciebie, a mnie się oba style podobały, toteż nie zajmę stanowiska. Z tym, że proszę zwrócić uwagę, iż nie było tu porównania do zwykłej listwy z marketu, tylko do bardzo drogiej. Tak więc to perfekcyjnie normalne brzmienie też nie było normalne pod względem ekonomii, tylko za ciężkie pieniądze.

Podsumowanie

    Próbowałem opisać sytuację powstającą po zastosowaniu kondycjonera Lucarto zarówno w punktach jak narracyjnie. Ta narracyjna, porównawcza część mniej mnie samemu się podoba, ponieważ jest mniej jednoznaczna. Czy Lucarto Audio Songolo KS300 robi z telewizorów OLED ekrany plazmowe na podobieństwo obrosłego legendą ekranu Pioneer Kuro, a słuchawki albo kolumny przemodelowuje na podobieństwo konstrukcji elektrostatycznych? Grubą przesadą byłoby stwierdzenie, że tak dokładnie rzeczy się mają, lecz niewątpliwie „coś w tym jest”, trochę ku temu to zmierza. Żywsze obrazy i dłuższe wybrzmienia, a poprzez to niecodzienność formy. Także sama materia tworzywa jako coś bardziej niepośledniego. Dbałość o każdy szczegół i odstawanie od pejzażu codzienności, na podobieństwo ogrodu zen albo  obrazu Vermeera. Trochę przesadzam, trochę nie – na pewno staje się inaczej, na pewno bardziej działa na zmysły. Wchodzimy w kontakt z formą niepowszednią i ta jej niepowszedniość szczypie, budzi z egzystencjalnej drzemki. Podkreśla swą obecność dźwięcznością, zaciekawia tajemniczością szmeru, czaruje pogłosową aurą i nasyceniem kolorów w oprawie bijącej z dźwięków łuny. Wokale już się „tak normalnie” nie snują, instrumenty nie tylko grają – wszystko zostaje podkręcone, pogłębione i wykonane z bardziej niezwykłych materiałów. Mocniej pobudza zmysły, poprzez nie wyobraźnię… Tak sobie tylko słuchałeś? To już tak sobie nie słuchasz. Uwaga sama się skupia na tym co do niej dociera, bo to coś bardziej żyje, bardziej trzeba na to uważać, lepiej trzeba to poznać. I na dodatek jest zrobione z bardziej niepośledniej materii, której też trzeba się przyjrzeć.

     Ten rodzaj brzmień i takie obrazy dostajemy od kondycjonera Lucarto, a kto preferuje smak codzienności i muzykę spokojniej płynącą, ten powinien poprzestać na listwie. I nie, on wcale nie jest głupi, on tylko nie chce większej ekscytacji. Woli spacer od pójścia na mecz i pogawędkę ze znajomymi od teatralnych widowisk. A muzyka? Muzyka jest jak dusza – czasem spokojna, czasem w nerwach. Ta od Lucarto bardziej podekscytowana, a ta od listwy spokojniejsza.

 

W punktach

Zalety

  • Typowe dla dobrych kondycjonerów zachowanie odnośnie wizji i fonii, ale w przystępniejszym budżecie.
  • Typowe, czyli mocniejsze nasycenie treścią oraz silniejsze światło.
  • Ogólne wrażenie większej żywości i nieobojętności.
  • Tym samym żwawsze tempo oraz większa podnieta.
  • Więcej pogłosów i aury.
  • Żywsza przestrzeń.
  • Zwiększony nacisk na widzenie morfologicznej strony dźwięków.
  • One same bardziej misterne.
  • Oraz to wszystko pozostałe, co już tam wyżej wyliczyłem.
  • Efektowny wygląd.
  • Staranne wykonanie.
  • Ciągły monitoring poziomu napięcia.
  • Podział funkcyjny gniazd na trzy pary.
  • Zatem sześć gniazd – wystarczająco obfity zestaw.
  • Zabezpieczenie przeciwprzeciążeniowe i odgromowe.
  • Trzy rodzaje gniazd Schuko do wyboru.
  • Miedziano-złocone gniazdo przyłączeniowe.
  • Same markowe kondensatory.
  • Dobry stosunek jakości do ceny.
  • Znany producent.
  • Made in Poland.
  • Zadowoleni klienci.

Wady i zastrzeżenia

  • Względem markowej listwy różnica polega głównie na innym stylu prezentacji.
  • Markowy kabel przyłączeniowy trzeba kupić oddzielnie.
  • Nie można wygasić wyświetlacza.
  • Nie realizuje funkcji stabilizacji napięcia.

 

Dane techniczne

  • Moc wyjściowa maksymalna: 2300 W
  • Prąd maksymalny: 10 A
  • Napięcie zasilania: 50 Hz/230 V AC
  • Podświetlenie woltomierza: czerwone
  • Ochrona przepięciowa: 40 kA
  • Zakres częstotliwości filtrowania: <100 kHz – 400 MHz 18 dBl
  • Filtracja: kondensatory Mundorf M-lityc Ag
  • Wyjścia: 6 gniazd Schuko Cu
  • Wymiary: 430 x 100 x 300 mm
  • Waga: 8 kg

Cena: 7900 PLN

Pokaż artykuł z podziałem na strony

4 komentarzy w “Recenzja: Lucarto Audio Songolo KS300

  1. AudioFanX pisze:

    Korzystam z tego kondycionera od dwóch lat i jestem zadowolony, choć na jednym forum po pochwaleniu się zakupem próbowano namieszać w głowie, wykpić.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Konkurencja nie śpi. Frustraci i oszołomy też nie.

    2. Alucard pisze:

      Nie ma sensu chwalić się nigdzie sprzętem takich „nieoficjalnych” firm. Przecież to nie drożyzna zatwierdzona przez największe magazyny audio i recenzentów z USA. Kupić, używać i być zadowolonym. Ja ostatnio nabyłem używane interkonekty Lucarto Songolo i są to swietne kable. Podejrzewam że kondycjoner też jest dobry a wzmacniacz słuchawkowy być może nawet wybitny. Trzeba polegać na swoich uszach a nie na tych co mieszają w głowie.

    3. Adam M pisze:

      Ja mam ok od roku jego wersję z niższej półki (Albero), podobnie jak resztę systemu,i też jestem pod wrażeniem i zadowolony, za dwa dni będę testował Songolo i obawiam się że będzie jeszcze lepiej…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy