Recenzja: Hegel HD30

Hegel_HD_30_HiFiPhilosophy_012   Jeszcze niedawno, ledwie parę lat wstecz, serce systemu audio stanowił odtwarzacz CD. Bo choć wzmacniacze i głośniki też były ważne, jednak traktowane bardziej jako rozwojowy dodatek niźli samo źródło mądrości. Nie więc coś, co sygnał kreuje i najbardziej zań odpowiada, tylko taki ciąg dalszy, który ma jakość podtrzymać. Trwały na tej kanwie dyskusje, co w torze jest najważniejsze, i byli też liczni zwolennicy szkół wzmacniaczy albo głośników, ale mniej czy bardziej świadomie i mniej czy bardziej otwarcie każdy zdawał sobie sprawę, że wszystko zaczyna się w odtwarzaczu i bez jakiegoś dobrego nic z tego nie będzie. Tak więc odtwarzacz w każdym systemie występował w roli frontmana i był gwiazdą albo nią nie był, w zależności od marki. Aż czasy nadeszły takie, że w miejsce płyt na czoło wysunęły się pliki i przestały być potrzebne te super napędy ładowane od góry, lasery wysokorozdzielcze, paski wzorowane na gramofonach i rozbudowana antywibracja. To wszystko jeszcze istnieje, ale czar i estymę czort zabrał. Bo teraz goście na dyskach mają biblioteki plikowe i czyta je im Windows lub Linux a nie wirujący napęd. Ale napędy płytowy to jedna tylko połowa, a druga – w tych najdroższych niejednokrotnie od razu oddzielna – to nasz właśnie przetwornik.

Każdy wie, kto zacz przetwornik, i słowa chętnie używa, ale w istocie nie wie i sam by nie zbudował. Ba, nie ma nawet jednego takiego w całym szerokim świecie, co by sam od podstaw potrafił przetwornik wykonać, jako że zbudowanie dlań procesora w postaci logicznej kości to wiedza bardzo tajemna, rozporządzana przez całe sztaby a nie pojedynczych ludzi. To nie podkowa do kucia młotem (choć odlanie dobrego żelaza to nie lada też sztuka), tylko wiedza niemal nadludzka, projektowana przy użyciu komputerów i przez komputery sprawdzana. I jeszcze się na koniec w warunkach próżniowych taką kość przetwornikowi wysmaża, a obwód logiczny z tego powstały, gdybyś chciał go przejść na piechotę, nie starczyłoby ci życia. Za dużo bramek i rozgałęzień i mózg tego też nie ogarnie, mimo że sam mnóstwo razy jest skomplikowańszy. Ale nie po to powstał, by taką prostą a mnogą logikę ogarniać, tylko do rzeczy dużo ważniejszej – do modelowania rzeczywistości przy użyciu świadomych interpretacji, co jest nieporównanie trudniejsze.

Zniosło mnie w stronę historiozofii, za co wszystkich przepraszam, ale to nie moja jest wina tylko tytułowego Hegla. Bo on był właśnie historiozofem – najsłynniejszym nawet ze sławnych – co całą rzeczywistość w procesy historyczne ujmował. Nie te wprawdzie mówiące o odtwarzaczach i przetwornikach z użyciem logicznych kości, tylko na bazie logiki dialektycznej snuł wizje całej ludzkości.

Dobrze, zostawmy głupie rymowanki o Heglu-filozofie, lecz nie zawadzi pamiętać, że to on stał za nazwą zespołu rockowego, w którym grywał Bent Holter, twórca Hegla elektronicznego – tego z Norwegii i pod prądem, a nie z Prus i na filozoficznej katedrze. O firmie już pisałem i był nawet niedawno wywiad z szefem jej marketingu, tak więc tylko napomknę, że znana jest gównie ze wzmacniaczy, od których zaczynała i dzięki którym się wyspindrała wysoko w rynkowej hierarchii; a przetworniki robiła już także, ale dotąd jedynie te mniejsze, takie bardziej na biurko i pod słuchawki niż do systemów głośnikowych. Tak więc Hegel HD30 to jej przetwornikowy debiut gdy chodzi o przetwornik pełnogabarytowy i dużo kosztujący, w jego wypadku niemalże dwadzieścia tysięcy złotych.

Budowa

Tej sylwetki nie da się pomylić z żadną inną. Tak, to Hegel, Hegel HD30.

Tej sylwetki nie da się pomylić z żadną inną. To Hegel, Hegel HD30.

   Przetwornik jest właśnie pokaźny, pasujący do dużych wzmacniaczy. Nie tylko szerokością, ale także kolorem i formą. Jest zatem, jak to u Hegla, do wyboru srebrny bądź czarny i jak zawsze u dużych Hegli z łukowatym wypchnięciem do przodu na środku przedniego panelu. W centrum tego wygięcia ma ekran z tłem ciemnym, podświetlanym błękitnymi znakami o dużym formacie, tak aby z oddali były czytelne. I jak też zawsze u Hegla są po obu stronach duże, wtopione w tło barwą pokrętła regulacyjne, z których lewe to wybór źródła a prawe siły wzmocnienia; oba do zastępowania z pilota, który dostajemy w komplecie. Tak jak sam przetwornik jest pilot ów metalowy, a poza wspomnianymi regulacjami obsługuje przede wszystkim odczyty strumieniowe, ponieważ przetwornik w przypadku Hegla HD30 to nie tylko przetwornik, ale także przedwzmacniacz z regulacją siły wzmocnienia i właśnie streamer odczytów plikowych. Głównie jednak przetwornik, ale bez słuchawkowego wzmacniacza, na które teraz w przetwornikach i poza nimi ogromna zapanowała moda, ale który w tym wypadku kupić trzeba będzie osobno i na pewno nie od samego Hegla, nie mającego jak na razie w ofercie niczego w tym rodzaju poza słuchawkową obsługą laptopów przez moduł Hegel SUPER i wbudowanymi w te tańsze przetworniki nabiurkowe wzmacniaczami średniej jakości.

W związku z tymi rozbudowanymi funkcjami producent nazywa swojego HD30 nie samym przetwornikiem, tylko „ostatecznym cyfrowym kontrolerem” (ultimate digital control center) i określa jako masterpiece project, czyli coś naprawdę wyjątkowego. Zaraz będziemy przenikać w te jego niezwykłości, ale wpierw rzućmy okiem do tyłu, gdzie obok pary analogowych wyjść XLR i RCA są aż trzy cyfrowe wejścia optyczne i po jednym USB, BNC, Ethernet oraz AES/EBU, tak żeby ta cyfrowa kontrola faktycznie była „ostateczna”. Jest tam też mały suwaczek z pozycjami A i B, za pomocą którego możemy wybrać odczyt zwykły albo z podbiciem częstotliwości. Ten zwykły sam będzie działał po automatycznej instalacji sterownika przez Windows (przy złączu USB), a w pozycji zwiększającej częstotliwość wymaga już instalacji drivera pobranego ze strony domowej Hegla, niemniej niespecjalnie pracochłonna ta czynność się sowicie opłaci. Albowiem przeważnie tak nie bywa, żebym wolał z podbiciem, ale akurat w wypadku tego Hegla daje ono wszechstronną poprawę. Dźwięk staje się bardziej ożywiony, kontrastowy i lepiej też dociążony, przechodząc od stanu błogiej płynności w ekscytujący popis. Tak więc nie ma się co zastanawiać i sterownik wgrać należy od razu, bo bez niego zabawa będzie słabsza i szkoda zwyczajnie czasu.

Obudowa tego topowego przetwornika została zapożyczona od tak znanych konstrukcji norwegów jak wzmacniacz H80.

Obudowa została zapożyczona od tak znanych konstrukcji, jak wzmacniacz H80.

Zaglądnijmy do środka, do wnętrza tego „arcydzieła”. O zegarze z danych producenta niczego się nie dowiemy, tak więc ten temat pozornie odpada. Czuje się z tego powodu niedosyt, ponieważ to ważny składnik wykonawczy obsługi przetworników i inni nieraz obszernie na jego temat się rozpisują oraz donośnie chwalą, podczas gdy Hegel zbywa sprawę milczeniem. Niesłuszne, ale tego na starcie jeszcze nie wiesz i trudno ci to z marszu zinterpretować inaczej jak sądem, że chyba wiedzieli co czynią sporządzając to swoje „arcydzieło”, tak więc o zegarze chyba także nie zapomnieli. Bo przecież zegar dobry być musi, z wystarczającą dla zbijania jittera częstością taktowania, gdyż inaczej w sygnale się zrobi bałagan i dźwięki wyjdą niekształtne.

Skupmy się więc na razie na kościach, o których Hegel już coś powiada, chwaląc że są najnowszej generacji i nawet najlepsze na świecie. Cyfrowy szkielet faktycznie okazuje się niebanalny, co w urządzeniu za takie pieniądze winno być niewątpliwie standardem. Tak więc natykamy się na kość AK4118 do podbijania częstotliwości wejść BNC i optycznych, a także kość AK4137 do konwersji PCM-DSD, mającą wewnętrzny oscylator, a więc nie wymagającą tego zapodzianego w materiałach reklamowych master clocka, o który się dopominałem. I tak pada w tej ważnej kwestii odpowiedź: nie ma pojedynczego zegara, wspólnego wszystkim obwodom, tylko odrębne zegary pracują w samych kościach. Przy czym ta AK4137 nie tylko zajmuje się standardową konwersją PCM-DSD, ale może też obsługiwać sygnał wejściowy o częstości do aż 768 kHz, czego w HD30 nie będzie miała okazji zaprezentować, ponieważ obsługuje on maksymalnie standard 24 bity/192 kHz.

Poza tymi dwiema kostkami jest też dopasowujący sygnały konwerter asynchroniczny tego samego producenta – AK4127, także wyposażony we własny zegar; a finalnie, celem ostatecznej analogowej obróbki, po jednej w każdym kanale kości stricte przetwornikowej – Asahi Kasei Microdevices VERITA AK4490 DAC, mającej zaimplementowaną zdolność obsługi formatu 32 bit/768 kHz, znów tu niewykorzystaną. Kości te są czytelnikom HiFi Philosophy już znane z najlepszego w świecie odtwarzacza przenośnego Astell & Kern AK380 i zostały zaopatrzone w świeżo opracowane przez Asahi Kasei technologie profesjonalne VELVET SOUND™ oraz filtra OSR Doubler, redukującego niemal całkowicie szum podkładu w paśmie do 200 kHz. Lecz nade wszystko mają na pokładach własne zegary o specyfikacji 256 fs dla pasma 30 – 108 kHz, a więc okazuje się, że ma nasz Hegel na swój użytek najwyższej klasy femtosekundowe zegary, o czym producent powinien był chyba wspomnieć, rozwiewając na starcie wszelkie wątpliwości.

Na froncie mamy minimalistyczny, błękitny wyświetlacz oraz dwa pokrętła potencjometr i selektora źródła dźwięku.

Na froncie króluje minimalistyczny, błękitny wyświetlacz oraz dwa pokrętła – potencjometr i selektor wyboru źródła.

Wyjdźmy poza cyfrowy szkielet. Zasilanie sekcji cyfrowej i analogowej realizują w HD30 osobne trafa toroidalne, wspierane przez dwa wysokopojemne kondensatory, przy czym same trafa, jak najbardziej zasadnie, ustawiono obok siebie i odseparowano od pozostałej elektroniki metalową barierą. Montaż jest powierzchniowy i ma wygląd biologiczny a nie geometryczny, to znaczy funkcjonalność i krótkość ścieżek postawiono wyżej od prostokątnego schematyzmu.

Gdy chodzi o parametry, to poza wspomnianym upsamplowaniem do 24 bit/192 kHz i femtosekundową częstotliwością zegarów oraz innowacyjnymi układami poprawy brzmienia w procesorach, dostajemy pasmo przenoszenia 0 Hz – 50 kHz oraz szum własny poniżej – 150 dB, zawdzięczany temu filtrowi OSR Doubler; a także w pełni zbalansowane wyjścia XLR i niezbalansowane RCA z regulacją siły głosu lub bez niej (przy maksymalnym wzmocnieniu regulacja jest pomijana automatycznie). Po restarcie HD30 zawsze ustawia siłę głosu na wartość 20ʼ (przy maksimum 100ʼ) i nieodmiennie włącza wyświetlacz, który można zgasić jedynie z pilota. Jego matowa czerń lub satynowe srebro i łukowate uwypuklenie ładnie się prezentują, a całość stoi na trzech nóżkach i kosztuje te swoje prawie dwadzieścia tysięcy. Pytanie – jak zagra?

Odsłuch: Przy komputerze

Zdecydowanie więcej dzieje się na tylnym panelu.

Zdecydowanie więcej dzieje się z tyłu.

   Za tyle, to albo dużo dają, albo niech spadają – powie wiedzący swoje audiofil. I jeszcze tego wzmacniacza słuchawkowego nie ma…

Ale jak maksymalizm, to maksymalizm. Wzmacniacza słuchawkowego nie ma, ponieważ pasujący jakościowo musiałby być wielkości uniemożliwiającej wpisanie we wspólną obudowę i dorzucający przynajmniej jedną trzecią do kosztów, ale są za to te najlepsze z obecnie dostępnych kości DAC z własnymi femto-zegarami, jest sekcja przedwzmacniacza, jest symetryzacja i jest streaming. Resztę trzeba będzie sobie podobierać – i tak właśnie postąpimy, by móc się przekonać, co też z tego arcymistrzowskiego Hegla da się wycisnąć.

Pisałem już w poprzednich recenzjach jak grał ze wzmacniaczami Schiit Ragnarok oraz ifi PRO iCAN, ale muszę do tego wrócić. Tym razem odsłuch odbędzie się wyłącznie z udziałem Schiita, ponieważ ifi odjechał ku swoim przeznaczeniom, ale za to teraz Hegel pracował będzie z dedykowanymi sterownikami a nie tymi wgrywanymi automatycznie przez Windows. Na tej podstawie zrobimy porównanie słuchawek Audeze LCD-4 z AudioQuest NightHawk, ponieważ jest ono ciekawe i ponieważ czuję się w obowiązku je zaprezentować. Mocno inne i też pouczające ich zestawienie przy użyciu wzmacniacza ifi ograniczyło się bowiem do brutalnego stwierdzenia, że AudioQuest po Audeze słuchać się nie da, co na pewno niejednego zmartwiło. Ale tamto porównanie odbyło się z Heglem nie mającym własnych sterowników, które radykalnie zmieniają sytuację, a poza tym NightHawk nie miały jeszcze dobrze wygrzanego symetrycznego kabla. Przy okazji porównanie to rozbijemy na dwa etapy: odczytu z komputerem jako źródłem i przy użyciu funkcji streamera.

AudioQuest NightHawk vs Audeze LCD-4 

Muszę przyznać, że było to jedno z ciekawszych porównań, jakie w ogóle przeprowadzałem. Ciekawe zarówno z uwagi na rozpiętość cenową uczestników, jak i ich niezwykłe walory techniczne, a także użycie niestandardowego kabla w NightHawk, umożliwiającego u obu wdrożenie symetryzacji. Oczywiście także z uwagi na jakość samego toru, spośród którego to przetwornik miał być głównym obiektem recenzji. Ale przetworniki same nie grają, a ciekawe porównanie powinno się temu Heglowi przysłużyć.

Mamy tu naprawdę bogaty wybór wejść cyfrowych, wliczając w to gniazdo RJ45 dla obsługi odtwarzacza sieciowego, w którego to Hegel DH30 jest wyposażony.

Mamy tam naprawdę bogaty wybór wejść cyfrowych, wliczając w to gniazdo RJ45 dla obsługi odtwarzacza sieciowego, w który Hegel DH30 został wyposażony.

Z uwagi na ważność roli przetwornika zacznę jednak od jakości ogólnej, do której przyczynkiem były teraz nie tylko te lepsze sterowniki, ale też zastosowanie kabla USB Gemini wraz z przystawką ifi iUSB3.0 – bo powiem to raz jeszcze, a gromko – w całym tym cyfrowym graniu jakość kabla USB okazuje się absolutnie kluczowa, a kabel ifi Gemini z przystawką iUSB3.0 jest bodaj najtańszym spośród high-endowych. Tak więc go stanowczo polecam, o ile kogoś nie stać na kablowe popisy w stylu Entreq Atlantisa (12 tys. PLN) albo Synergistic Research Galileo ($5000), które są wprawdzie fenomenalne, ale nie wiem czy lepsze, natomiast na pewno wielokroć droższe.

Odnośnie jakości ogólnej, a przede wszystkim samego Hegla, to jest on urządzeniem o wybitnej analogowości i pod tym względem przynależy do stylu pokazywanego wcześniej przez przetwornik od Accuphase. Nuta ciepła, szczypta słodyczy, wielka dbałość o aspekty przestrzenne i nade wszystko w żywy sposób, jedną strugą płynąca melodia. Bez akcentu na ozdabianie wszystkiego plejadą żyjących własnym życiem szczegółów, bez nacisku na szybkość ataku i jakąś super dynamikę, tylko przede wszystkim płynnie i melodyjnie. Muzyka ogarnia nas a nie wyrywa się naprzód, szczegóły wpasowane są w całość i się nie narzucają, a dynamika – owszem, jest bardzo dobra – ale to nie na nią zwraca się przede wszystkim uwagę. Bo zwraca się na muzyczną stronę wszystkiego i zwraca w takim stopniu, że w ślepym teście zwykłe pliki z YouTube można brać za grane z winylowej płyty i żaden byłby to uszczerbek dla tak biorącego. Może tylko energia nie jest gramofonowa, ale analogowa płynność jak najbardziej. Pod tym względem to poziom mistrzowski, nie ustępujący temu od Accuphase. Oczywiście w detale bez bezpośredniego porównania wnikać nie będę, ale ogólne wrażenie było takie samo: Żadnej kanciastości, składania obrazu z cyfrowego puzzle, żadnych niedopowiadanych fraz ani nie dość gęsto i spójnie oddanych faktur. Tak jak biologiczny w ocenie wzrokowej jest montaż wewnętrzny, tak biologiczna okazuje się płynąca zeń muzyka. Zawsze przyjazna, ciepła, pozbawiona ostrości i niedoróbek.

Nie pozostaje nic innego jak zrobić z tego kablowego bogactwa użytek...

Nie pozostaje nic innego jak zrobić z tego kablowego bogactwa użytek…

Przejdźmy do obiecanego porównania. Dlaczego okazało się tak interesujące? Nietrudno zgadnąć, że dzięki odmiennym stylom i obu bardzo wysokiej jakości. O tym od flagowych Audeze parę razy obszernie była już mowa i pisane tam było, że grając na bazie wyjątkowo poprawnej artykulacji prezentują styl łączący szczególną głębię brzmienia z jeszcze większą melodyjnością. I że, co chyba w tym najważniejsze, składa się to na jakość pozwalającą przeganiać wszystkie słuchawki poniżej poziomu obu flagowych Sonorous i Ultrasone Edition5. Ale, jak nieraz także pisałem, im lepszy wzmacniacz, a ściślej całość toru i sygnał, tym różnice pomiędzy słuchawkami stają się mniejsze. A zatem lepiej dzięki dedykowanym sterownikom przetwarzający teraz dane Hegel, czerpiący sygnał za pośrednictwem lepszego kabla Gemini, to niewątpliwie były czynniki sprzyjające NightHawk. I jeszcze coś im sprzyjało, mianowicie portal muzyczny Tidal zaaplikował sobie ostatnio kilka systemowych poprawek i nareszcie jego muzyka brzmi lepiej niż nawet dobre pliki z YouTube, aczkolwiek nie jest to jakaś okazała różnica. Niemniej Tidal jest teraz troszkę lepszy i da się to usłyszeć. Wykonałem więc szereg testów, posługując się zarówno Tidalem jak i YouTube, i wnioski wydobyły się z tego następujące:

Obraz budowany przez NightHawk pozostał brzmieniowo bardziej ujednolicony, bazujący w zdecydowanie większym stopniu na mocnym i stale obecnym podkładzie basowym, przy równoczesnym mniejszym brzmieniowym pogłębianiu i bardziej matowym, nieco szarawym wykończeniu. Nie więc w stylu migotliwego likworu o pięknej głębi i wydatnym, spokojnym falowaniu, tylko w sposób bardziej zwarty, basowo mocny, z matem a nie połyskiem i mniejszą też głębią barw oraz płytszym falowaniem. Ktoś mógłby w tej sytuacji pomyśleć, że styl NightHawk dużo mniej w takim razie jest efektowny i słucha się tych słuchawek na pewno znacznie gorzej. Tymczasem nic podobnego. Słucha się pierwszorzędnie i bywają nawet utwory, których za ich pośrednictwem słucha się lepiej. Jest wszakże jedno ale – i to takie nieubłagane. Otóż kiedy słuchamy muzyki wokalnej a materiał nagraniowy nie jest najwyższej jakości, to nie ma zmiłuj – Audeze biją na łeb. W muzyce instrumentalnej czuć tak tego nie będzie, o ile ktoś sam nie jest instrumentalistą i nie zna dokładnie instrumentu, ale przy ludzkich głosach różnica wychodzić będzie miażdżąca. Wszelako – i to dla mnie było zagadką – tylko do czasu gdy nagrania są słabszej niż wysoka jakości. W momencie gdy sięgałem po takie naprawdę dobre, różnica momentalnie topniała; może nie aż do zera, ale niewiele brakowało. Trudno to wytłumaczyć, bo niby z jakiej racji? Dlaczego Audeze potrafią nawet kiepsko nagrane głosy czynić analogowo płynnymi i wypowiadanymi z mistrzowską starannością, podczas gdy NightHawk się w tym gubią i mocno zniekształcają, natomiast w momencie gdy sam materiał źródłowy staje się wystarczająco poprawny, Audeze zyskują o wiele mniej i różnice niemal się wyrównują?

...i przekonać się na własnych uszach, ile faktycznie wart jest jeden z najpopularniejszych DACów zeszłego roku.

…i przekonać się na własnych uszach, ile faktycznie wart jest jeden z najbardziej chwalonych DAC-ów zeszłego roku.

Być może to kwestia elastyczności membran, a może czegoś innego – w każdym razie tak było. A ściśle biorąc najbardziej było tak przy plikach z YouTube i niewiele mniej przy z Tidala, natomiast wystarczyło włożyć do komputerowego napędu płytę CD, by różnica natychmiast topniała. Lecz nie tylko w tej sytuacji.

Odsłuch: Hegel HD30 jako streamer

System składający się odtwarzacza Accuphase i wzmacniacza Ragnarok bezbłędnie pomoże w tym zadaniu.

System składający się odtwarzacza Accuphase i wzmacniacza Ragnarok bezbłędnie pomoże w tym zadaniu.

„Kichał Michał całe to plikowe granie!” – mógłby na podstawie tych różnic względem płyty CD powiedzieć zirytowany krytyk plikowych nowin, gdyby tylko na internetowych plikach poprzestać. Tu wszakże wąskim gardłem okazał się właśnie Internet, bowiem pliki brane z twardego dysku spisywały się już inaczej. Dla Hegla jednak nie tylko to było ważne. Bo twardy dysk PC-ta i jego zripowane z płyt albo kupione w muzycznej księgarni pliki wysokiej jakości to tylko jedna z form dostępnego mu plikowego grania. Druga zaś to wejście w skórę PC-ta i samodzielny odczyt, co zwie się w języku audiofilskiej gwary odczytem strumieniowym. To również Hegel umie – i umie jak się patrzy, a nawet jak słucha. Kabel mieć trzeba ethernetowy dobrej jakości i router odpowiedni oraz bibliotekę nagrań na nośniku zewnętrznym, a wówczas omijamy cały ten komputerowy bałagan, którego zarzucony przez twórcę program JPlay już nam nie poskromi, a wraz z tym staje się lepiej, i to bardzo zdecydowanie.

Przyznam szczerze, że w całe to „streamowanie” bawić mi się nie chciało, bo i bez niego recenzja przetwornika zamienia się teraz w piekiełko. Sprawdzaj toto z komputerem, słuchając osobno plików z YouTube, Tidala, twardego dysku i napędu CD; sprawdzaj na dodatek z różnymi słuchawkami i wzmacniaczami; a potem jeszcze sprawdzaj osobno z kolumnami i napędem płytowym. A tu na dokładkę ten odczyt strumieniowy, z oddzielnym okablowaniem, routerem oraz nośnikiem danych. Jednakże moczenie nóg w plikowym strumieniu się opłaciło, jako że bez cienia wątpliwości to strumieniowe granie po kablu ethernetowym klasą przewyższyło komputerowe definitywnie i jednoznacznie. Było to świetne dla Audeze, a dla NightHawk jeszcze lepsze. Bo teraz całościowo bardzo nieznacznie już odstawały, a ich wyraźnie mocniejszy bas (sic!) zdolny był nadganiać przewagi płynące z większej melodyjności i głębszych barw u straszliwie drogiego konkurenta. Tak nawiasem przy własnym kablu oryginalnym grały NightHawk też połyskliwie i kontrastowo a nie bardziej matowo i szaro, wszakże zniekształcenia z tym oryginalnym pokazywały się większe, jak również melodyka słabsza, co po chwili namysłu i przede wszystkim konfrontacji z własną chęcią słuchania uznałem za całościowo gorsze. Najlepsze było jednak to, że w tym strumieniowym odtwarzaniu barwy u NightHawk z symetrycznym kablem Forzy także stały się syte, na tło ciemne kładzione i gęste, a tylko połyskliwość, powierzchniowa gładkość i filigranowe ćwierkanie mieszane z ogólną głębią u flagowca Audeze dawały jego graniu inny wyraz. Wyraz świetlistego migotania na bazie głębokiej toni, a nie szybkiej jazdy po muzycznym asfalcie w rytm mocno bijącego basu. I oba te style były wyraźnie różne, i oba bardzo do słuchania chciane. Ten od Audeze bardziej kobiecy – bardziej uszminkowany i więcej o drobiazgi dbający, a także roztańczony, rozfalowany, z połyskiem; a ten NightHawk bardziej szorstki, stanowczy i zmierzający do celu mocnymi, szybkimi ruchami. Niemniej, co wciąż zachowuje wagę, złożoność harmoniczną, wielogłosowość i melodykę Audeze zachowały lepszą, choć już nie tak widocznie. No i bas. Bas dawkowały z większym umiarem i taki w akustycznym odejściu na przestrzeń, a nie w całościowo mocnym tła wibrowaniu.

 

To co najbardziej rzucało się w "oczy", to niezwykła analogowość wypływającego z HD30 dźwięku.

To co najbardziej narzucało się podczas odsłuchów, to niezwykła analogowość wypływającego z HD30 dźwięku.

Przy odtwarzaczu jako napędzie płytowym

To jeszcze na koniec Accuphase jako napęd i Hegel jako przedwzmacniacz a zarazem przetwornik; w torze głośnikowym, bo przecież tak naprawdę to właśnie jest rolą tego pełnogabarytowego urządzenia. Zabrałem się za sprawdzanie tego czysto technicznie, bez żadnych specjalnych zabiegów, mając zamiar zrobić wstępną przymiarkę i trochę ograć system, a potem dopiero użyć własnego wzmacniacza. Wyszło jednak inaczej i już mówię jak było. Otóż przeniosłem Hegla i Schiita od komputera pod Accuphase i podpiąłem do tego trio niedawno przybyłe, wygrzewające się pomału kolumny Xavian Stella, z zamiarem zastąpienia ich przez redakcyjne Reference 3A. Puściłem zrazu cichutko, sprawdzając czy wszystko działa, i odczekałem bez słuchania kilka rozruchowych godzin. A potem zrobił się wieczór i postanowiłem, tak na próbę, posłuchać. Wyznam, iż z założeniem, że zagra to kiepściutko, bo przecież Xaviany świeżynka i grać dobrze prawa nie miały, a Schiit to tylko tranzystor udający lampę w przedziale skromnych dziesięciu tysięcy. I jeszcze wewnętrzny DAC Accuphase zastąpiony tym Heglem; no owszem, nietanim, ale już wizualnie skromniejszym. Tak więc jedynie okablowanie towarzyszyło temu wykwintne, z kablem koaksjalnym Tellurium Q Black, interkonektem symetrycznym Tellurium Q Black Diamond oraz kablami głośnikowymi Siltech Anniversary. I jeszcze do tego wszystkiego humor zły miałem, wynikły ze zmęczenia, bo wcześniej pracowałem nad recenzją przybyłych na zaledwie dzień jeden słuchawek HiFiMAN Edition X i dosyć już miałem muzyki a wraz z nią całego tego audiofilizmu. Zbierając rzecz w całość odsłuch wydawał się formalnością, tak żeby wiedzieć z grubsza na czym stoimy. I przy okazji poprawić sobie zły humor konfrontacją ze wspomnieniami własnego toru, bo nic tak przecież nie poprawia audiofilowi humoru, jak lepiej grający własny system.

Siadłem, słucham i humor mi wcale się nie polepsza. Dlaczego to właściwie gra tak aż dobrze? – się pytam. Jakim w ogóle prawem? Czy ja bym na przykład odgadł w ślepym, okrutnym teście, że w tym torze nie ma moich lampowych cacek? No, może i zgadłbym, bo nie grało to aż tak lirycznie i z taką migotliwą przenikliwością, pozwalającą zaglądać w głąb migocącym dźwiękom. Grało w sposób taki bardziej nasycony, zastępujący wypełniającą treścią to iluminacyjne przenikanie. Ale raz, że tak można woleć, a dwa, że poza tym…

Poza tym grało tak, że mimo zmęczenia i złości nie byłem się w stanie oderwać, a na koniec postanowiłem, że to właśnie brzmienie opiszę. Nie będzie żadnej zamiany głośników ani wzmacniaczy, mimo planu użycia własnej końcówki mocy i udziału integry od Accuphase. Bo po co psuć, po co ruszać? Skoro brzmienie przykuwa i o nic w ogóle się nie można przyczepić, to chyba wystarczająco gra dobrze? I w sumie tak dobrze było, że teraz dopiero nabrałem do tego Hegla szacunku. A stało się tak dlatego, że do jego muzycznych przymiotów dołączyła w całej rozciągłości dynamika. Tę bowiem zakłócało przy komputerze najsłabsze w porównaniach granie internetowe. Owszem, z napędu CD, z plików na dysku i podczas streamowania była świetna, ale Tidal i YouTube zostawiały pod jej względem lekki niedosyt i mimo że to nie była wina przetwornika, to jakiś osad zostawał. Przede wszystkim taki, iż zrodziło się przekonanie, że w torze głośnikowym ta dynamika jakaś super nie będzie. Bo najwięcej słuchałem właśnie z Internetu i tak to w podświadomości osiadło. A tymczasem…

Grał ten przetwornik niezwykle spójnie i koherentnie.

Przetwornik zagrał niezwykle spójnie i koherentnie. Nic w jego przypadku nie jest pozostawione przypadkowi!

Taaak… niewątpliwie grało to teraz eksplozyjnie. Dźwiękowe wybuchy orkiestr symfonicznych i symfonicznych wejść operowych siadały na piersi mocą, a w oczy biły barw feerią oraz blaskami trąbek. Dźwięk był nasycony, treściwy, kolorowy i eksplozyjny. A prócz tego po lampowemu wykończony, w gładź melodyki zmieszaną z wyraźnym tłoczeniem tekstur i urokiem od ludzkich głosów. Pierwszorzędna tych ostatnich indywidualizacja, pozwalająca bezproblemowo i z satysfakcją czytać tożsamość postaci w najtrudniejszych do takiego czytania sopranowych duetach. To naprawdę mnie zaskoczyło, bo często w torach poczytywanych za dobre są z tym zasadnicze problemy. Zdaje ci się, że wszystko jest w porządku i granie całkowicie cię zadowala, a potem bierzesz się za sprawdzanie i soprany okazują się scalać. A tu nie, nic z tych rzeczy. A do tego ta eksplozyjność, pozwalająca wkraczać orkiestrom w całej okazałości. I jeszcze styl ogólny… Lekkie, bardzo przyjemne ciepło, pełna paleta barw, także o ciepłej, kojącej temperaturze. Piękne powierzchniowe wykończenie dźwięków – z tą gładzią, teksturami i indywidualizmem głosów. A jeszcze piękna do tego głębia samego brzmienia i dobre nasycenie; a wszystko doświetlone, plastyczne, wycieniowane. Scena głęboka, poukładana, ze średnio dalekim pierwszym planem; a na niej soprany strzeliste i w tej strzelistości sferyczne. Bas mocny – z zejściem i akustyczny, tak więc na dobre kilkanaście minut nura dałem w japońskie bębnienie i wygimnastykowani niczym mistrzowie kung-fu japońscy perkusiści z opaskami na głowach stanęli mi przed oczami. Całkiem jak żywi, a membrany ich bębnów szalały. I głupio mi się zrobiło, że tak gra wzmacniacz jakiegoś Schiita i przedwzmacniacz jakiegoś Hegla, a w torze jednej nie było lampy. To nie powinno tak grać, ale uszy mówiły coś innego.

Na koniec ujmę rzecz nieco inaczej. Kiedy się chadza po Audio Show albo odwiedza salony, od czasu do czasu lądujemy w dobrym muzycznie pokoju i od progu coś szepce w duszy: – Tu gra dobrze, naprawdę, trzeba to będzie pochwalić. Lecz równocześnie bies inny podszeptuje za głową i zna go każdy audiofil: – Wiesz, to faktycznie gra nieźle, lecz przecież byś sobie nie kupił. Upatrzone masz co innego i są takie miejsca i rzeczy, że tam to dopiero gra dobrze i tamto dopiero chciałbyś.

I tak - całokształt tego urządzenia zasługuje na sumę, jaką trzeba na niego wydać.

I tak – całokształt tego urządzenia zasługuje na sumę, jaką trzeba na niego wydać.

Nie mówię tu o super drożyznach, takich spoza zasięgu, tylko o normalniejszych zestawach, o których da się praktycznie myśleć. Każdy z nas ma takie wybrane albo już posiadane, a o innych dobrze grających może się wypowiadać z pochwałą, ale bez szczególnego zachwytu. No więc teraz chciałem powiedzieć, że opisany powyżej, przypadkowo powstały zestaw, nie grał tak, że bym go tylko pochwalił i poszedł sobie dalej, ale był jak najbardziej do wzięcia w sensie całkowicie praktycznym. Grało to zajmująco, angażująco, ciekawie. Wizualnie dziwną stanowiło mieszankę, ale brzmieniowo wyjątkowo dobrze pod każdym względem pasowało. Składało się z samej poprawności, bez żadnej odczutej wady, a jednocześnie okraszone było smakowitościami naprawdę dużego formatu. Tak więc kiedy orkiestra wchodziła, to było prawdziwe – Bum!!! A kiedy rockman się wściekał, to można było z nim razem rozwalić gitarę o scenę.

Podsumowanie

Hegel_HD_30_HiFiPhilosophy_005   Przetwornik Hegla jest lepszy niż wygląda i tym lepszy, im więcej go znamy. To jest analogowe zwierzę i jego analogowość z punktu staje się oczywista. Gdzie go nie wepniesz, czego z nim nie użyjesz, z miejsca analogowością uraczy i nie będziesz miał wątpliwości, że on analogowo potrafi. Ale to zwierzę jest także drapieżne, co dociera dopiero stopniowo. Najpierw po wgraniu sterowników, gdy się pierwszy raz przeistacza; i oczywiście wraz z wygrzewaniem. Potem, gdy sięgamy po coś lepszego niż pliki z Internetu i zaczynamy bawić się streamowaniem albo innym odczytem z dysku. A na koniec gdy porzucamy słuchawki i przechodzimy do kolumn. Dobry wzmacniacz o dobrej mocy i dobry czytnik płyt są niezbędne, a sam odniosłem wrażenie, że przetwornik powstawał od początku z myślą o dużych głośnikach i z nimi dopiero rozwija swe dużej rozpiętości skrzydła. A kiedy już rozwinie, wówczas wysoko lata, bo analogowe przymioty ma w sobie z najwyższej półki. Tylko więc czeka na tor, by odpowiednio je  uplasować i ubrać dynamiką; a kiedy to się dzieje, to nie masz wątpliwości, że taki DAC za niecałe dwadzieścia tysięcy stanowi dobrą okazję i coś rzeczywiście do rozważenia. Przede wszystkim dlatego, że tą analogowość ma super i towarzyszą jej wszystkie ważne atrybuty muzyki. Jest więc ciepło, gęsto i barwnie, a także w pięknym świetle, a w żadnym razie przyciężko, z przegrzaniem i przesłodzeniem. To jest smakowity realizm o pełnym kolorycie, jakbyś na wczasy pojechał z codzienności swej w tropik. Pod palmy i na plażę pod bardziej błękitne niebo, że czujesz tę niecodzienność i się tym czuciem upajasz. I cieszysz się z tej podróży i że cię stać na to było, a nie mokniesz w krajowym kurorcie, czekając na zmianę pogody.

 

W punktach:

Zalety

  • Super analogowość.
  • A więc gładko, płynnie, spoiście i koherentnie.
  • Z wyważoną temperaturą o przyjemnie ciepłym dotyku.
  • Z nieznacznym akcentem słodyczy, tak żeby nie było gorzko.
  • Piękne kolory.
  • Dźwięk nasycony i wypełniony.
  • High-endowe czytanie tekstur.
  • Przejrzystość.
  • Całe pasmo w akcji.
  • Mocny, akustycznie rozbudowany bas.
  • Przestrzenne, całkowicie otwarte soprany.
  • Urzekające piękno głosów i brzmień fortepianowych.
  • Dźwięczność i migotliwość.
  • Głębia.
  • Dobry rytm i szybkie taktowanie.
  • Z odpowiednim wzmacniaczem i źródłem świetna dynamika.
  • Przekonujący realizm, pozbawiony sztucznych upiększeń.
  • Dzienny styl oświetlania z plastycznymi cieniami.
  • Lampowe granie bez lamp.
  • Dokładne obrazowanie stylu podpinanych urządzeń.
  • Świetnie zrealizowane podbicie próbkowania.
  • Najlepsze na rynku kości od Asahi Kasei Microdevices.
  • Femtosekundowe taktowanie.
  • Architektura dual mono.
  • Technologie VELVET SOUND™ oraz filtra OSR Doubler.
  • W efekcie ta super analogowość i zerowy szum podkładu.
  • Obfitość cyfrowych przyłączy.
  • Wyjścia RCA i XLR.
  • Funkcje przetwornika, przedwzmacniacza i odtwarzacza strumieniowego – wszystkie na najwyższym poziomie.
  • Dopracowana architektura wewnętrzna.
  • Elegancki, metalowy pilot.
  • Przytomna cena jak na tą klasę urządzenia.
  • Staranne opakowanie w nowocześnie oszczędną wzorniczo obudowę, całą z aluminium.
  • Możliwość zgaszenia podświetlenia.
  • Uznany producent o dużych ambicjach i silnym zapleczu technicznym.
  • Mający też w ofercie świetne wzmacniacze i końcówki mocy.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Potężna konkurencja rynkowa, chociaż przeważnie droższa.
  • Przyciski na pilocie mogłyby być nieco większe i bardziej w użyciu miękkie.
  • Nie można na panelu przednim ani z pilota zmieniać próbkowania, jednak wobec skuteczności funkcji podbicia nie wydaje się to potrzebne.
  • Panel można zgasić, ale nie można przyciemnić.
  • Hegel mógłby pomyśleć o dopasowanym wzorniczo wysokiej klasy słuchawkowym wzmacniaczu.

 

Dane techniczne:

  • Rozdzielczość: Dual mono 32 bit/192 kHz multilevel sigma-delta DAC.
  • 2 x Asahi Kasei Microdevices VERITA AK4490 DAC.
  • Wbudowane technologie VELVET SOUND™ i filtra OSR Doubler.
  • Wyjście liniowe: 2.6 VRMS.
  • Wejścia cyfrowe: 1 coaxial, 3 optical, 1 USB, 1 ethernet, 1 BNC, 1 AES/EBU.
  • Wyjścia analogowe: 1 fixed line level (RCA), 1 fixed line level (Balanced XLR)
  • THD: 0.0005%.
  • Pasmo przenoszenia: 0 Hz – 50 kHz.
  • Szum podkładu: -150 dB
  • Zasilanie: Separate torodial transformers for analog/digital 54,000 uF capacitors
  • Impedancja wyjściowa: 22 Ω unbalanced; 44 Ω balanced.
  • Wejście kontrolne: 1 IR-direct mini-jack
  • Wymiary: 8 cm x 43cm x 31cm (HxWxD),
  • Waga: 6,5 kg.
  • Metalowy pilot.
  • Cena: 19 990 PLN.

 

System:

  • Źródła: PC, router Netia z pendrajwem Toshiba 16 GB, Accuphase DP-700 (jako napęd płytowy).
  • Przetwornik: Hegel HD30.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: Phasemation EPA-007, Schiit Ragnarok.
  • Słuchawki: Audeze LCD-4, AudioQuest NightHawk (kabel symetryczny FAW).
  • Wzmacniacz: Schiit Ragnarok.
  • Kolumny: Xavian Stella.
  • Interkonekty: Tellurium Q BLack DIamond XLR, Tonalium Audio XLR.
  • Kabel głośnikowy: Siltech Anniversary.
  • Kabel koaksjalny: Tellurium Q Black.
  • Kabel ethernetowy: Neyton 1200 MHz halogen free.
  • Kabel USB: ifi Gemini z przystawką iUSB3.0.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

4 komentarzy w “Recenzja: Hegel HD30

  1. Paweł pisze:

    Z heglem HD30 znamy się już od dwóch miesięcy. Słuchałem go z wieloma systemami słuchawkowymi oraz stereo. Za każdym razem HD30 grał na bardzo wysokim poziomie. Dźwięk stoi moim zdaniem na wyższym poziomie technicznym niż np. Mcintosh D150, z którym go bezpośrednio porównywałem. Dla wielu może to być ostatni DAC jaki kupią w życiu. Jest co prawda jeszcze np. Chord Dave, kosztuje on jednak 50 tysięcy…:)

    Co do tekstu to jak zawsze – profeska! 🙂

  2. Stefan pisze:

    HD30 to świetny DAC jedynie góra w nim nie do końca mi pasowała, taka trochę przytłumiona,
    mało realna, reszta wręcz genialna, a zwłaszcza smyczki ich oddanie w orkiestrze gdzie muzyków wręcz widać
    było super, ale ta góra tego mi brakowało. Tak D150 to nie ten poziom co HD30, ale można lepiej i co by nie mówić
    o cenie to DAVE daje radę.

  3. Miltoniusz pisze:

    Czy jest lepszy niż Mytek Manhattan? Z tego co Pan napisał rozumiem, że jest bardziej barwny, nasycony, wypełniony. A jak ogólnie z klasą brzmienia?

  4. swirski.piotr@aviva.com.pl pisze:

    Dla mnie genialna przestrzeń i klarowność niczym źródlana woda. Barwa też do mnie trafia, każda nutka wycyzelowana i pozbawiona kurzu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy