Recenzja: Grado PS2000e

   „Firma Grado Labs ma zaszczyt zaprezentować nowe słuchawki flagowe – Grado PS2000e. To najlepsze słuchawki jakie kiedykolwiek zrobiliśmy i prawdopodobnie najlepsze na świecie. Na ich powstanie złożyły się trzypokoleniowe doświadczenia rodziny Grado, a bezpośrednie prace konstrukcyjne zajęły blisko dwa lata. Nasz sześćdziesięcioletni dorobek w branży audio przemawia za tym, że się nie pomyliliśmy…”

Tym anonsem nowojorskie Grado – jedna z niewielu firm w całym audio budzących autentyczne emocje – zaczyna prezentację swoich najnowszych słuchawek szczytowych, najwyższego przedstawiciela topowej serii Professional. A trzeba przy tym zauważyć, że w tym Grado ostatnimi czasy się dzieje. Ogólnoświatowe wzmożenie słuchawkowe i tam musiało dotrzeć, a nowe pokolenie producentów z Brooklynu nie zasypia gruszek w popiele. Przeminęły bowiem już czasy spokojnego audiofilskiego majstrowania, na początku których bratanek nestora rodu Josepha – John Grado – porywem chwili wiedziony (a przynajmniej tak utrzymywał) stworzył kultowe Grado HP1000, przeistoczone niedługo potem w bardziej dostępne – popularne i sławne – Grado RS1. I trwały sobie te RS1 niewzruszenie przez lat bez mała dwadzieścia, ciesząc się powodzeniem i stanowiąc wizytówkę amerykańskiego audio (masa nagród), aż pod koniec pierwszej dekady XXI wieku świat słuchawkowy zaczął szaleć i gwałtownie ewoluować. Skostniałe Stax, Sennheiser, Beyerdynamic, Audio-Technica oraz samo osiadłe na laurach Grado, dostały kopa od nowo powstałej konkurencji, odpowiadającej na gwałtownie rosnące potrzeby klienteli, coraz bardziej i bardziej domagającej się słuchawek. – Gatunkowych i zwykłych, tanich i drogich, przenośnych i stacjonarnych, od starych producentów i nowych. Odpowiedziało wówczas Grado nowym flagowcem GS1000, a potem sprawy zaczęły się toczyć jeszcze prędzej. Powstały PS1000, powstały GS2000 i powstał cały szereg ich pokoleniowych wariantów; i teraz na szczycie oferty nieustępliwe walczących o rynek nowojorczyków mamy w popisowej serii Statement Grado GS2000e, a w najwyższej Professional tytułowe Grado PS2000e. Dwa razy, tak nawiasem, od tych Statement droższe, do czego niebawem wrócę; ale wpierw słowo przypomnienia, dlaczego nowojorska firma budzi aż takie wielkie emocje.

Od zawsze je budziła, zawsze będąc nietuzinkową. Rodzinna firma z Nowego Jorku o ogólnoświatowym zasięgu? Produkująca na miejscu, ręcznie? O sycylijskich korzeniach? Trwająca cały czas w swej pierwotnej siedzibie? I majstrująca coś w drzewie? Nie przeniesiona do Chin nawet po przeprowadzkowych latach 90-tych? Sprzedająca luksusowe produkty w nielakierowanych pudełkach? Nie mająca laboratoriów (no niechby choć udawanych), wielki hal, taniej siły roboczej, zaplecza reklamowego? To śmiechu warte w naszych czasach; czasach nachalnej reklamy i wielkiego, szemranego biznesu. Bronić się samym brzmieniem, a nie na cały dom banerami? Chwalić dziadkami i wujami, a nie szczerzącymi ząbeczki modelkami z ekranu? Dla idei postępu to nie do zniesienia, to pachnie wstecznictwem, inkwizycją. Drewniany wyłom w plastikowym świecie, niemalowana tektura skrywająca muzyczne skarby zamiast blichtru owiniętego w celofan. I jeszcze do tego jakieś, pożal się Boże, rodzinne tradycje…

Więc syki, plucie, śmichy-chichy. Ale nic nie wskórały, bowiem słuchawki Grado grają. I nie to, że jedynie dobrze. One grają w swym stylu. Może nie całkiem jednolitym, mającym parę wariantów; ale zawsze, w każdym wariancie, dającym wielką satysfakcję.

Budowa

Tradycyjne opakowanie.

   Wzór konstrukcyjny zaprezentowany po raz pierwszy w 2008 roku wraz z Grado GS1000 pozostał przy nowojorskiej firmie na długo i po dziesięciu latach ciągle obowiązuje. Poza faktem, że muszle nie są z mahoniu a aluminium (co przypisano serii Professional od początkujących ją w 2012 roku Grado PS1000), wciąż masywna czy mniej masywna oprawa okala zastosowane jeszcze w HP1000 wentylowane przetworniki o membranach z mylaru w charakterystyczne wentylacyjne cętki. Od strony wewnętrznej przetwornik jest bezpośrednio przy uchu, bez żadnej materiałowej osłony, a od zewnętrznej chroni go druciany ażur o na tyle wydatnych oczkach, że można zajrzeć do środka. (I nic specjalnego nie zobaczyć.) Warto też zauważyć, iż sam ten przetwornik jest u PS2000e większy niż u GS2000e i ma 50 a nie 40 mm średnicy. Ma też zróżnicowaną wielkość i większą ilość dyfuzyjnych cętek, co teoretycznie winno go stawiać w lepszym położeniu i tłumaczyć w jakiejś przynajmniej części różnicę cenową. (Dwanaście naprzeciw sześciu tysięcy.) Od razu dodajmy, że jest to modyfikacja świeżej daty, którą producent się szczyci. Ma zapobiegać zniekształceniom harmonicznym i przy okazji przekłamaniom barwy dźwięku, podobnie jak druga modyfikacja – drewniana obręcz między przetwornikiem a częścią aluminiową. Ten chwyt, zastosowany po raz pierwszy u Grado GS2000e, ma wyzyskiwać dobre właściwości antyrezonansowe drewna klonowego; u drewnianych w całości GS2000e wspomagając słabszy gatunkowo niż u dawnych Grado mahoń (co nie jest winą firmy, a skutkiem braku dostępności), podczas gdy w serii profesjonalnej ich masywną, aluminiową konstrukcję. Rodzi się przy tej okazji pytanie, czy przejście z mahoniu na aluminium w domenie profesjonalnej daje jakieś przewagi, ale nie sposób tego rozstrzygać. Faktem jedynie pozostaje, że pierwsze Grado HP1000 też były aluminiowe (duraluminiowe bodaj), a trochę późniejsza, tańsza wersja RS1 mahoniowa. I ewentualnie, ale bez żadnych zobowiązań, można też nawiązywać do tego, że aluminiowe HP1000 uchodziły za wzór brzmieniowej neutralności, a mahoniowe RS1 za bardziej „podkolorowane”.

Zwiększenie przetwornika poskutkowało nie tylko sugerowaną poprawą barwy i brzmieniowej adekwatności, ale też rozszerzyło pasmo do przedziału 5 Hz – 50 kHz i zaowocowało większą ponoć bezpośredniością. Tym jednak zajmiemy się później, a teraz o modyfikacjach innych. Jedna ma już lat parę i dotyczy okablowania. Kabel jest u PS2000e długi na bite dwa metry, więc nieco dłuższy niż dawniej, i wykonany z dwunastu żył miedzi uszlachetnianej przez samo Grado, które to uszlachetnianie polega na wyżarzaniu oraz powolnym rozciąganiu, tak by uzyskać w przewodniku dłuższe i bardziej równoległe kryształy. Standardowo zakończony jest firmowym, nierozbieralnym dużym jackiem, a na życzenie bez żadnej dopłaty może być symetrycznym 4-pinem. W zestawie uzupełnia go najporządniejsza z dostępnych na rynku poza specjalnie zamawianymi przejściówka z dużego na mały jack (polecam) i sześciometrowy przedłużacz, także sporządzony z przewodu grubego jak przy słuchawkach. (Brawo!) Odnośnie jeszcze kabla, to jest dość ciężki, całkowicie elastyczny i wykończony śliskim, nie powodującym przy kontakcie z ubraniem hałasów oplotem, którego to tarcia odgłosy mogą być istną zmorą. Od strony użytkowej ważna też jest kooperacja z konstrukcją zawieszenia, która nie uległa istotnym przeobrażeniom odkąd Grado produkuje słuchawki, a produkuje już lat trzydzieści. Chodzi o fakt możliwości swobodnego obracania muszlami wokół prowadnic, co pozwala słuchawkom się dobrze układać na głowie i odkładać na płask po ściągnięciu, ale może też skręcać kabel. Trzeba zatem uważać, gdyż inaczej cieńsze odcinki do muszli zamienią się w warkoczyki, co niezbyt ładnie będzie wyglądało.

Napis „Professional” nie okaże się czczym gadaniem.

A skoro o pałąku. Pierwotne HP1000 miały na prowadnicach mocowanie przez zaciski śrubowe, z czego u RS1 zrezygnowano i od tamtej pory wszystkie Grado bazują jedynie na oporze stawianym przez plastikową obejmę. Dobrze się to sprawdzało przy lekkich muszlach z mahoniu, ale przy cięższych aluminiowych bywały z tym kłopoty. Przysłany egzemplarz żadnych kłopotów jednakże nie przejawił, w sposób pewny utrzymując zadaną muszlom wysokość.

Poza odmiennym, większym przetwornikiem i jego oprawą z klonu jest jeszcze trzeci składnik konstytutywny bycia przez PS2000e najlepszymi podobno w dziejach Grado. To szersza opaska nagłowna; tradycyjnie płaskawa, obszyta gatunkową skórą. Pomimo tej płaskości wedle zapewnień producenta obficiej w środku wypełniona otaczającą pałąk właściwy z pojedynczego płaskownika otuliną – i rzeczywiście, wyraźnie szersza i nieco lepiej wypełniona jest. Ma to łagodzić następstwa ciężaru, który tradycyjnie w serii profesjonalnej jest spory. Słuchawki ważą bez kabla 540 gramów, a więc niemało, ale nie brak na rynku cięższych. Audeze, Abyss czy Kennerton potrafią ważyć znacznie więcej, a dodatkowym atutem flagowych Grado jest dobra kooperacja pałąk-pady. Nie ma mocnego, ani nawet średniego, nacisku bocznego, a nacisk górny także umiarkowany, więc mimo sporego ciężaru wygoda zadowalająca. I nie ma się też co przerażać, że pady są z szorstkiej pianki. W praktyce dobrze funkcjonują – wcale nie są niemiłe w kontakcie i jeszcze chronią przed poceniem.

Ostatni akcent wyróżniający konstrukcję flagową ma już wymiar wyłącznie wizualny. Aluminiowe muszle dostały nowy finisz, są wykończone chromem na połyskliwy czarny metalik. („Smoked Chrome”) Wygląda to efektownie i powoduje natychmiastowe rozpoznanie, co dla firmowej referencji ma niebagatelne znaczenie. Tym bardziej, że na kartę Grado PS2000e naprawdę dużo postawiono, sugerując, że są to najlepsze słuchawki na świecie.

Uzupełnijmy jeszcze dane. Przetworniki pracują w oparciu o magnesy neodymowe i mają nominalną impedancję 32 Ω, przekładającą się na skuteczność aż 99 dB. (Wg innych źródeł to 98 dB.), co stawia flagowe Grado w bardzo korzystnej sytuacji, pozwalając im współpracować nawet z niespecjalnie mocnymi DAP-ami. Ktoś powie: – Co im po tym, gdy i tak nie są na ulicę? Więc nawet jeśli ktoś będzie je żenił z DAP-em w domu, i tak nie uniknie zakupu drugich. Tu jednak pozwolę się nie zgodzić. Czarne są, więc nawet przy połysku nie rzucają się zbytnio w oczy, a poza tym jak można chodzić po ulicy z włosami na papugę i ćwiekami powbijanymi do twarzy, a nawet jeździć po chodniku na rowerze (ostatnio silna moda panienek z buzią w ciup i starych czupiradeł), to nie widzę poważnych przeszkód, by z tymi Grado na ulicę. Ale, rzecz jasna, to są słuchawki przede wszystkim do ucztowania. Nie aby stwarzać muzyczne tło, tylko by stwarzać koncert. Więc główna kwestia taka, czy są faktycznie referencyjne?

A same słuchawki piękne.

I na koniec o cenie. Wynosi 12 840 PLN, tak żeby nikomu nie postało w głowie, że nie mogą być takie dobre, skoro nie są dość drogie. Szacowanie jakości ceną stało się tak nawiasem w ostatnich latach normą, a wraz z tym jako obowiązkowe stało się posiadanie przez wiodących producentów w ofercie drogich, popisowych słuchawek. I tu najświeższym przykładem jest nowa flagowa AudioTechnica ATH-L5000 za $4000. Zarazem cena referencyjnych Grado, anonsowanych skromnie jako „najlepsze na świecie”, jest niższa niż u dwóch moim zdaniem najbliższych referencji modeli dziś produkowanych – dynamicznych Focal Utopia i planarnych Final Audio D8000. (Elektrostaty pomijam z uwagi na inne wzmacniacze, choć da się je wprost porównywać za pośrednictwem iFi iESL.) I teraz rodzi się pytanie odnośnie tej jakości: też jest niższa, czy może nie?

Brzmienie

W połyskliwym finiszu.

   Niektórzy podejrzewają, że wygrzewanie to lipa. Są w zasadniczym będzie. Dobre i wygrzane słuchawki z dobrego toru od razu świetnie zagrają, nie wymagając żadnych przyzwyczajeń. Nikt nie grymasi na Orfeusza, choćby go pierwszy raz w życiu słyszał, i nikt nie grymasi na Sony MDR-R10, twierdząc, że musiał do nich przywyknąć. Od razu grają takim dźwiękiem, że posiadaczom innych słuchawek kolana miękną i żaden okres adaptacyjny nie musi tego poprzedzać. A z przysłanymi do recenzji PS2000e tak nie było, pomimo że przybyły z adnotacją trochę ogranych. Więc podejrzewam, że albo grały wcześniej z nie dość dobrym sprzętem, albo za długo leżały bezczynnie i potrzebowały lekkiej rozgrzewki. Dzień ledwie to zajęło, więc w sumie mógłbym nie wspominać, ale na wszelki wypadek wspominam, by nikt nie oczekiwał, że one wprost z pudełka bosko. Tak nie jest, czasu potrzebują, a ile, tego nie wiem. Pewnie niedużo, bo dawne Grado GS1000 już na czwarty dzień doskonale grały.

Zostawmy to wygrzewanie i przejdźmy do spraw ważniejszych. Niestety, dwóch wymienionych referencyjnych do porównania nie mam, a referencyjnym jeszcze bardziej AKG K1000 dajmy spokój z wiadomych, oczywistych względów. Stały się bardziej archetypem niż konkurencją i po trosze od zawsze też były nie słuchawkami, tak więc nie ma co do nich przymierzać. Pozostaje w tej sytuacji bazować na pamięci i przykładać przedmiot recenzji do konkurencji mniej ambitnej. Z dwoma jednakże wyjątkami – Crosszone CZ-1 i JPS Labs Abyss 1266, które też są co prawda dość nietypowe, ale przynajmniej ceny mają niewątpliwie godne „referencyjnych”.  Rzecz zaczniemy od DAP-a i odpowiedzi na pytanie, czy faktycznie się będzie nadawał.

Z Astel&Kern AK380

Zacząłem opis dźwięku od tego, że PS2000e nie zabiły mnie brzmieniem od pierwszej sekundy; i coś tam wspomniałem w związku z tym o wygrzewaniu, ale nie tylko ono wchodziło w grę. Otóż to są słuchawki wymagające. A są takie, ponieważ zostały inaczej nastrojone niż zdecydowana większość pozostałych, nawet tych bardzo drogich. Czy nastrojone lepiej? – Lepiej. Jednak to „lepiej” wymaga odpowiedniej aparatury towarzyszącej. W tej mierze rzecz sprowadza się do jednego zasadniczego parametru, do ekspozycji sopranów. Wychodzi bowiem na to, że inne słuchawki – zdecydowana ich większość – usiłują coś ugrać mocniejszą ekspresją sopranową. Gdybym chciał być złośliwy, to bym powiedział, że jęczą i piszczą, aby być lepiej słyszane. A że złośliwy faktycznie jestem, to właśnie tak mówię. I wcale nie jest tak, że to się nie przydaje. Przeciwnie, ponieważ większość aparatury muzycznej nie jest najwyższej jakości, owo wspieranie jej sopranową addycją daje przeważnie dobry efekt. Przy czym zakrawa to z lekka na paradoks. Bo przyzwyczailiśmy się widzieć aparaturową słabszość w jazgocie i braku wypełnienia, więc sopranowe podbicie powinno tylko dodatkowo psuć sytuację. Lecz w dzisiejszej praktyce to osłabione wypełnienie i jazgot  należą do przeszłości.

I z eleganckim grawerunkiem.

Dawniej faktycznie tak było i cienki, kłujący dźwięk mógł być uważana za synonim tandety. Dzisiejsze odtwarzacze przenośne, stacjonarne przetworniki i wszelkiej maści słuchawkowe wzmacniacze cierpią jednak na inną chorobę – na brak bezpośredniości i transparencji. Cienki jazgot został przegnany i mniej zdecydowanie zagraża, a wyścig jakościowy biegnie trasą przebijania się przez lekką mułowatość. Poprzez zbitki brzmieniowe, stłumienia, brak otwartości, ograniczoną przejrzystość i brak bezpośredniego kontaktu wraz z brakiem dostatecznej definicji. I na to bardzo dobrym lekarstwem jest właśnie lekkie podostrzenie, czyli w praktyce mocny, wyrazisty, podkreślający kontury sopran. W tej mierze brzmieniowym królem okazały się Grado GS2000e, które prześcignęły Sennheiser HD 800 i Fostex TH900. Czystość, wyraźność i przede wszystkim otwartość na wielkiej scenie sprawiały u nich z samym AK380 najlepsze wrażenie; dystansując też lekko stłumione i zbyt zawiesiste PS2000e; grające podobnie do AudioQuest NightHawk, tyle że bez dodatkowej denaturalizacji pogłosową przymieszką. Ich dźwięk przypominał duże zwierzę wtłoczone do klatki tak małej, że nie mogące się na nas nawet przez kraty rzucić.

Że faktycznie tak jest, a nie one po prostu źle grają, to się okazało od razu po podłączeniu wzmacniacza przenośnego Fosteksa, chociaż nie będę udawał – wiedziałem to zawczasu, bo wcześniej już te flagowe Grado rozgryzłem. Ale trzymajmy się chronologii zaczynającej od sprzętu przenośnego. Wraz z pojawieniem się wsparcia ze strony wzmacniacza lampowego sytuacja momentalnie uległa odwróceniu i to PS2000e zaczęły liderować. Wcześniej nad naturalną miarę pełne i na górze stłumione wspaniale rozwinęły skrzydła, zupełnie jakby ktoś w ich brzmieniu powstawiał na właściwe miejsca źle przedtem ułożone klocki. Wypełnieniem, elegancją i wysmakowanym pięknem wzięły dotkliwy odwet na całej konkurencji, oferując też zdecydowanie najbardziej wyrównane pasmo i najpiękniejszy sopran. Wysokie tony ze stłumionych stały się najlepiej dopasowane ilościowo, najgłębsze, najdźwięczniejsze i najbardziej trójwymiarowe, a zbyt gęste wcześniej bas i średnica też się momentalnie otwarły, pogrążając konkurencję. Stosunkowo najbliżej znalazły się Sennheiser HD 800 z kablem Tonalium, nieznacznie tylko gorzej wypełniające i dające nie tak mocne poczucie realizmu, a równie dobrze wypełniające NightHawk wciąż miały trochę psujący całościowy efekt pogłos, mimo iż grały bardzo dobrze. W ogóle wszystkie próbowane zaprezentowały się świetnie, ale porównywane 1:1 z PS2000e okazywały się słabsze.

Więc trzeba podsumować ten etap pisząc, że nowy flagowiec Grado już ze sprzętem przenośnym dowodzi swoich przewag, ale tak jest wybredny, że bez wsparcia ze strony przenośnego lampowego wzmacniacza nawet Astell & Kern AK380 okazuje się nie dość jakościowy. Niewystarczająco rozgęszczający i harmonicznie złożony, a może też mocowo za słaby, chociaż przy ustawieniu na trzy czwarte bardzo już głośno tymi PS2000e grający. Czy bardziej o moc w tym chodziło, czy o harmoniczną złożoność bez wsparcia mocy nie dość wyeksponowaną, czy może o lampową elegancję i sposób podawania przez lampy muzyki, tego tutaj nie rozstrzygniemy, ale pewnie w jakiejś mierze o wszystko. A najważniejsza z tego nauka, że Grado PS2000e mają na pewno zadatki na bycie słuchawkami wybitniejszymi od takich za mniej niż dziesięć tysięcy, ale inne sprawdziany dopiero przed nimi.

Przy komputerze

Zwieszenie, tak samo jak opakowanie – kontrowersyjna tradycja.

Ten kolejny przy komputerze, już ze stacjonarnym przetwornikiem i słuchawkowym wzmacniaczem. Przetwornikiem Sigma Ayona i wzmacniaczem od Transrotora. Specjalnie tym Transrotorem, bo ma regulowany bas i sopran, co pozwalało sprawę ich brzmieniowego udziału badać poprzez kontrolowaną dystrybucję. Poza tym – rzecz naprawdę istotna – sygnał komputerowy brany był za pośrednictwem kabla koaksjalnego (to żadne novum), wszakże nowy był kabel. Dotychczas korzystałem Tellurium Q Blue albo analogicznej jakości Acoustc Zen Silver Bytes, a teraz był to Tellurium Q Black Diamond, który dostanie oczywiście własną recenzję, ale nie zdradzę tajemnicy gdy powiem, że jakościowo posunął brzmienie daleko naprzód. I w związku z tym całe owo komputerowe granie nabrało nowego wymiaru i wraz z tym dokonały się też pewne przewartościowania w sensie pozycjonowania słuchawek. I żeby nie być gołosłownym zaznaczę, że więcej wraz z tym lepszym zyskały HD 800 i TH900, a mniej Abyss 1266. To jednak nie zmieniło faktu, że i tutaj Grado PS2000e okazały się zwycięzcą i że dokonało się to na dokładnie tych samych warunkach lepszego wypełniania, lepszej równowagi zakresów, większej bezpośredniości, a przede wszystkim mocniejszego poczucia całościowego piękna i silniej obecnych wykonawców.

Ale to piękno i ta obecność skądś przecież się brały, i tu możemy mówić o większej (wyraźnie) całościowej płynności, głębszym a jednocześnie nieprzesadnie głębokim brzmieniu, doskonałym balansie między światłem a cieniem, znakomitym odczycie tekstur bez uciekania się do jakichkolwiek podostrzeń, a także o bardzo dużym w tym wszystkim udziale sposobu operowanie pogłosem, który to pogłos u pozostałych mniej czy bardziej ale zawsze denaturalizował przekaz. Więc inni nieco ostrawo (troszeczkę, ale słychać), zbyt pogłosowo i mniej płynnie (także w sposób zauważalny), i nie tak też spójnie oraz nie tak wyrafinowaną obróbką tekstur. A pośrodku tego flagowy okręt Grado majestatycznie na czoło się wysuwający, dumnie płynący pod żaglami najwyższej perfekcji. Przy czym weźmy też pod uwagę, że wzmacniacz Transrotora skonstruowała sławna firma i ma on aż 1 W mocy wyjściowej oraz separację transformatorową od sieci, tak więc jakość niebagatelna. Tor zatem niepodważalny, chociaż za chwilę sięgniemy po lepszy.  

Brzmienia: Z Ayon CD-35 i ASL Twin-Head

Nowe, wyraźnie większe przetworniki.

   Tu jakość już ekstremalna i w związku z tym „sąd ostateczny”. I żeby nie wpaść w labirynt zbyt zawiłych porównań dokonałem wstępnej selekcji, pozostawiając jedynie te nauszniki, które wypadły najlepiej. Ale i tak dużo zostało. Odnośnie zaś odrzuconych dwie uwagi. Crosszone odpadły, ponieważ nie zgrały się z Ayonem. To znaczy grały z nim w sposób niezwykły, ale na zasadzie technologicznego obnażania. Mniej pokazywały samą muzykę, zdecydowanie bardziej to, jak wyglądało nagraniowe studio i jak inżynier dźwięku sumował ścieżki (dosłownie). Niemało to było pouczające, a w sensie demaskacji wręcz nadzwyczajne, natomiast w sensie przyswajania samej muzyki straszne. Analiza a nie muzyczna przyjemność i przede wszystkim rzecz z pozostałymi nieporównywalna. Odpadły także MrSpeakers, dla których Twin-Head ma nieco za mało mocy. Nie w sensie, że za cicho, ale nie dość jakościowo. I też chyba Ayon nie do końca im odpowiadał, bo słyszałem je lepiej grające. A teraz już porównania.

Beyerdynamic T1 V2 (kabel Tonalium)

Wielokroć już wspominałem, że one z Twin-Head genialnie. Technicznie znakomicie i jednocześnie nastrojowo. Bezpośrednia konfrontacja z flagowymi Grado obnażyła jednak istotne różnice. Przede wszystkim T1 grały wyższym dźwiękiem. Co się przekładało zarówno na minimalną nieautentyczność ludzkich głosów, sopranami nieznacznie podbarwianych (a więc w odbiorze odmładzanych i chropawych), jak i na minimalne podostrzanie całego brzmienia. Doprawdy minimalne i bez porównywania niemalże nieuchwytne, ale w konfrontacji już tak. Kolejna różnica, to relacja między dźwiękami a przestrzenią. U Beyerdynamic bardziej te dźwięki z otaczającego je medium wyosobniająca, poprzez operowanie ostrzejszym konturem i przede wszystkim efektem trójwymiarowego odciśnięcia, analogicznym do tego jak się czcionkę specjalnie cieniuje, aby przybrała formę klockowej układanki. W konsekwencji przekaz PS2000e zdecydowanie bardziej był jednolity, a u T1 jawnie zabiegający o figuratywność i wyodrębnianie się dźwięków, co miało też swoje przełożenie na mocniej u nich zaznaczającą się holografię. I jeszcze jedna różnica, do scharakteryzowania najtrudniejsza. Otóż przy pełnej otwartości i całkowitej transparencji, a także mimo wspomnianego mocnego wyodrębniania dźwięków z tła, pejzaż muzyczny u T1 miał także tendencję do form plastycznych posługujących się zamgleniami i ujednoliceniami. Nie zamgleniami w sensie dosłownym braku przejrzystości, tylko całościowego ujednolicania wyglądu poprzez mniejszą gradację gamy barw. Co brało się w głównej mierze z innej różnicy zasadniczej, mianowicie słabszego wypełnienia i mniejszej (wyraźnie) głębi kolorów. W rezultacie całościowy obraz jak pociągnięty srebrzystoszarym, półmatowym werniksem, narzucającym słuchaczowi nostalgiczną poetykę i skłonność do zamyślenia. Tak więc efekt wyraźnie dwuwarstwowy. Od wierzchu ujednolicany temperowaniem kolorów, pod spodem z mocnym naciskiem na dobywanie trzeciego wymiaru na rzecz brzmieniowych brył i całościowej holografii. I znów bez bezpośredniego porównania to wszystko niemal niewidoczne, bez żadnych zauważalnych negocjacji przez mózg kupowane, a w porównaniu z miejsca widoczne. I grało to w moim odczuciu pięknie, ale od PS2000e mniej prawdziwie.

Sennheiser HD 800 (kabel Tonalium)

Obok flagowca serii Statement.

Inaczej nieco sprawa wyglądała w przypadku flagowych Sennheiser. Te grały bowiem ciemniej i z większym niż T1 nasyceniem. Ale też z mniejszą od PS2000e dynamiką barw, także cokolwiek wyższym dźwiękiem (i tego konsekwencjami) oraz tak samo jak u T1 z uciekaniem się do podkreślającego trzeci wymiar cieniowania. Generalnie dźwiękiem od flagowych Beyerdynamic pełniejszym, nieco niższym i nieco gładszym, a także z bardziej czarnymi tłami a bez srebrzystego szlifu. I także, rzecz istotna, zdecydowanie bardziej prącym na słuchacza dźwiękiem. Bo wielka scena swoją drogą, a pierwszy plan napierający, nie pozostawiający dystansu. U tytułowych Grado ten dystans był wyczuwalny – żadnego napierania, i jednocześnie większe dociążenie, mocniejsze nasycenie pigmentów, gładszy obraz i niżej, bardziej naturalnie ustawiona tonacja.

Grado GS2000e

Szczytowe Grado z serii Statement szły w analogicznym kierunku, to znaczy też grały wyższym i pikantniejszym dźwiękiem. Mniej przy tym uciekały się do chwytu z cieniowaniem, w zamian były fantastycznie otwarte. Pod tym względem zdecydowanie najlepsze i jeśli ktoś pragnie mieć słuchawki otwarte jak tylko da się, to lepszego przykładu nie widzę. Wraz z lekkim podbiciem sopranów mocniej też zaznaczały kontur, odmładzały głosy i mniej odporne były na sybilację. Oferowały za to ogromną scenę i brak zupełny wrażenia, że to prezentacja słuchawkowa. Tak samo jak T1 i HD 800 miały tendencję do słyszalnego pogłosu, w ich przypadku bardziej jako aury wokółdźwiękowej niż bliższego czy dalszego odbicia. I znów, jak tamte, słabiej od PS2000e wypełniały, mniej były gładkie i z węższą, jaśniejszą, bardziej ujednoliconą paletą. I podobnie jak w dwóch poprzednich przykładach było to brzmienie ekstra, ale od tego z PS2000e słabsze.

JPS Labs Abyss 1266

Na płaszczyźnie deklaratywnego high-endu, dla którego wysoka cena nie jest powodem do tłumaczenia a wizytówką, Crosszone godnie zastąpione zostały przez Abyss. Zero skromności – cena $5500 – potęgowana jeszcze kablem Tonalium. I cóż – nie chciało być inaczej – konkurent najdroższy okazał się też najgroźniejszy. Zwłaszcza poprzez dwie cechy sobie tylko właściwe: niezwykłą dźwięczność i specyficzną aurę. Lecz same z siebie by one jeszcze tyle aż nie znaczyły, natomiast wspierane były piękną melodyjnością i niższym niż u poprzednio słuchanych tonacją, a także lepiej wypełnionym dźwiękiem. Więc pośród całkowitej melodyjności, zupełnej przejrzystości i detaliczności kompletnej działa się ta muzyka, której największą ozdobą była dźwięczność oraz specyficzna aura towarzysząca dźwiękom.  Odnośnie tej dźwięczności, to uderzony talerz czy wibrujący głos dawały więcej niż u wcześniej słuchanych składowych harmonicznych, a także szczególnie długie podtrzymanie i niezaprzeczalną tej harmonii urodę. Popis to był bez wątpienia, wspierany drugą rzeczą – swoistym brzmieniowym cieniem, nie istniejącym u innych wtórowaniem.

W rodzinnym gronie.

Można się spierać, czy taki brak wygaszenia, brak soczewkowania do dźwięku podstawowego, jest prawidłowy, niemniej swoiste echo tuż za dźwiękiem, coś jakby dodatkowy łopot membrany, był bardzo efektowny, wspaniale uzupełniając przekaz. Tego się po prostu świetnie słuchało, niezależnie od tego, czy było to prawdziwe. Przy czym nie był to pogłos w sensie ścisłym, gdyż brak było słyszalnego odbicia. Nie była to też piana towarzysząca brzmieniu, choć względem pienistości kontekstowo coś bliżej. Była to raczej brzmieniowa poświata i właśnie łopot jakby. Dodatkowy parametr wzbogacający dźwięk podstawowy poprzez dodawanie ruchomego tła. W połączeni ze znakomitą predyspozycją do falowania samego dźwięku, skutkującą upojnym czarem oraz słodyczą głosów, dawało to niecodzienny teatr. I tak jak przy komputerze Abyss poniosły klęskę, głównie skutkiem nieprawidłowej barwy sopranów, ale też braku wypełnienia, tak tutaj konkurencję grążyły.

Grado PS2000e

No i przedmiot recenzji, dotychczas stanowiący jedynie odnośnik. Pierwsza sprawa w kontekście popisujących się Abyss: jednych po drugich przez parę minut dosłownie nie dało się słuchać. Grado po Abyss wydawały się stłumione i bezdźwięczne; Abyss po Grado jazgotliwe, nieporządne i nastrojone zbyt wysoko. I teraz odnośnie tej wysokości. Już przy komputerze obserwowałem jej zachowanie pod dyktando dodawanych i ujmowanych sopranów (bas okazał się znacznie mniej ważny). I niewątpliwie zostało wykazane, że dobór tonacyjny u PS2000e jest najbliższy ideałowi. Każde inne za wyjątkiem NightHawk coś próbowały sopranami ugrać. Wyraźność, większą scenę, transparentność, lepsze czytanie tekstur, perlistość, zaangażowanie słuchacza. Jako że nie da się ukryć, iż bez podbitej góry uchodzić za dobre słuchawki trudniej. Przede wszystkim dlatego, że by wycisnąć atuty perfekcyjnej tonacji potrzeba odpowiedniego źródła i odpowiedniego  wzmacniacza. Inaczej to się przeradza w stłumienie, brzmieniową powściągliwość, brak należytej świetlistości. Z drugiej strony, ci próbujący coś sopranami ugrać, ponoszą dotkliwe koszty. Ciążą ku sybilacji, powierzchnię dźwięków wyostrzają, ubywa im barw i wypełnienia, a ludzkie głosy tracą autentyczność.

Dopiero więc tutaj, w takim torze, pełnia atutów flagowych Grado się ukazała. I by ją scharakteryzować, muszę się nieco wysilić, bo nie są to sprawy jednoprzymiotnikowe. Pierwsze następstwo tej prawidłowej tonacji, to wyjątkowa melodyjność. Nie ulegało wątpliwości, że tę PS2000e mają spośród wszystkich najlepszą, wraz z Abyss stanowiąc odrębną klasę. Ich popisowe, robiące wielkie wrażenie złączenie płynności melodyjnej z całościowym bogactwem dźwięku, szczegółowością i złożonością harmoniczną wysuwały je na pozycję lidera. I dodatkowy całościowy efekt w postaci tchnienia piękna. Przy czym słowo „tchnienie” obrazowo do tego szczególnie pasujące, gdyż nie było to piękno w stylu nachalnym, a takim bardziej w perspektywie, bez narzucania. Raczej do podziwiania niż do brania na język, łykania. Lekki dystans i zjawiskowa poetyka obrazu o walorach najwyższej malarskości.

Można z DAP-em, lecz wsparcie wzmacniaczyka wskazane.

Więc zaraz ktoś gotów pomyśleć: – Aha, one takie ładniutkie, ale nie dla mnie te ładności, bo lubię prosto w żyłę. I będzie to błąd zasadniczy, ponieważ te wrażenia zmieniają się w zależności od gatunków muzycznych. Muzyka poważna brzmi z lekkim dystansem, choć zjawiskowo potężnie, natomiast rockowa daje popis niemalże w rocku niespotykany. Zawdzięcza to przede wszystkim tej prawidłowej tonacji, usuwającej z rocka wszelkie kwiki; a dopiero za pośrednictwem tych Grado słychać było, jak rock jest w innych słuchawkach nieprawdziwe wrzaskliwy, bo sopranowo podbity w stopniu nieraz wręcz skandalicznym. Przy Grado PS2000e brzmiał bez porównania poważniej i w pozytywnym sensie dosadniej, tym niskim brzmieniem, masą i stopniem nasycenia barw dosłownie deklasując słabsze słuchawkowe pozycje. I miał też wsparcie ogromne ze strony dość nieoczekiwanej, ze strony transparencji basu. Jako że bas w tych Grado to jest osobny rozdział i szczególny tytuł do chluby.

Bez żadnej większej przesady można powiedzieć, że w mniej high-endowych słuchawkach nie ma on albo nic z należytego zejścia i autentycznej głębi, albo niczego w tym basie poza skomasowaną czernią nie widać. Wszystko zlewa się w czarny gałgan, albo jest rachitycznie chude. A tutaj zejście potężne i zarazem czuć świetnie było fakturę bębnów, kontrabasów, basowych gitar. Znakomita otwartość widzenia basowych składników i jednocześnie masa, zejście, potęga. Więc całościowo rock w takim popisie, że można siąść z wrażenia. A jeszcze na dodatek niespotykana kultura całościowa, że daje się słuchać na poziomie głośności, która przy innych słuchawkach jest już nie do zniesienia. Pieklą się ostrościami, jazgotem, których w flagowych Grado nie ma. Więc kiedy kogoś stać, a w rocku chciałby czadować, to to jest lek z wyboru. Alternatywą mogą być Ultrasone Tribute 7 oraz Focal Utopia – i chyba tylko one.

Wracając jeszcze do tej dźwięczności i brzmieniowych dodatków, którymi tak fascynowały Abyss. Bez wątpienia istota rzeczy ogniskuje się właśnie w niemożności słuchania jednych po drugich. Grado są lepiej dostrojone tonacyjnie i ich wokale dzięki temu prawdziwsze i pełniejsze. Ale nie każdy ceni spokój. Sopranowa przymieszka, której Abyss mają wyłącznie tyle, by właśnie ekscytowała, pobudza słuchacza do słuchania, a zwłaszcza w pierwszych chwilach. Z czasem zaczyna stopniowo nużyć, ale na wejściu jest atrakcyjna. Coś jak mocniejszy makijaż – zrazu przykuwający uwagę, a z czasem coraz bardziej chamski. Więc Abyss mają taki makijaż, tyle że mistrzowsko zrobiony i bez żadnego chamstwa. Niemniej w konfrontacji z naturalną urodą Grado jego sztuczność wychodzi na jaw, szczególnie gdy to Grado słuchamy najpierw i przesiadamy się po dłuższej chwili na Abyss. Natomiast ten łopot membran jako tło za dźwiękiem mnie się przynajmniej podobał – daje poczucie niezwykłości i wrażenie niespotykanej czujności na sygnał. Tego zjawiska u Grado brak,  ich dźwięki są pełne i jednorodne niczym kropelki rtęci.

Rzecz jasna lepiej z wielkiej krowy.

I dopiero z tych kropel, a nie dodatkowego składnika, rodzi się fantastyczna harmonia, nie tylko w basie ale w całym paśmie dająca szczególnie wyrafinowany rzadko widywanym bogactwem obraz. Spokojniejszy w sensie pracy całego medium niż u Abyss czy elektrostatycznych Stax SR-009, podobny natomiast do tego z Final D8000, a zwłaszcza Focal Utopia. Te ostatnie są nieco cieplejsze, operują mocniejszym światłocieniem, grają bliżej, bardziej wyosobniają dźwięki i mocniej nieco modelują ich trójwymiarowy kształt. Domyślam się, że za sprawą mocniejszego pogłosu, ale bez bezpośredniego porównania nie będę tego przesądzał. Staram się o możliwość porównania tych trzech referencji, ale póki co nic nie zdziałałem.

Podsumowanie

I jeszcze pożegnalne spojrzenie.

   Przyznać muszę, że o te Grado się bałem. Co prawda nowe GS1000e i GS2000e nie sprawiły zawodu w sensie jakości ogólnej, ale w wymiarze artystycznym nie posunęły sprawy względem dawnego flagowca GS1000 i jego następcy GS1000i. Ta obawa jeszcze narosła, gdy posłuchałem parę dni wcześniej przybyłych GS2000e, które okazały się grać lepiej od egzemplarza opisanego w recenzji. Tak to już bywa z drewnianymi słuchawkami, gra każda para inaczej. Co faktu nie odmienia, że drewno i muzyczny instrument to para znakomita. Więc jeszcze nieco obaw, czy metal kroku dotrzyma. Bo sam przetwornik u PS2000e siedzi wprawdzie w drewnianym pierścieniu, ale dalej już tylko metal. Obawy okazały się niepotrzebne. Nowy flagowiec ma jako atutowego asa ten właśnie siedzący w drewnianym pierścieniu większy i bardziej zaawansowany technicznie przetwornik, który poza poczuciem otwartości (to większe u GS2000e) zbiera ze stołu wszystkie lewy. Tonacja trafiona w dziesięć, pogłosy wessane całkiem, muzyczna gładkość formy na miarę absolutnych liderów, a tchnienie całościowe piękna i poetycki klimat miary niekłamanego artyzmu. I przy tym – nieoczekiwanie – rockowe szały i muzyka popularna w pełnej bezpośredniości, z zapleczem biegłości technicznej usuwającym konkurencję w cień. Jedyne mankamenty to ta otwartość u niektórych i (to akurat doskonale pamiętam) Sony MDR-R10 potrafiły lepiej modelować dźwięki i lepiej je wyciągać z tła. Lecz przy nie takim basie, a więc nie wszystko za nimi. Co prawda scenę też miały większą, ale ta z PS2000e jest duża, spójna, uporządkowana, wypełniona pośrodku i z bardzo dobrze oddaną perspektywą.

A jako swoiste resume, niewątpliwe stanowiące pochwałę, mogę powiedzieć, że nie ma najmniejszej przesady w ochrzczeniu tych słuchawek mianem Professional. Bogactwo muzycznego wizerunku pozwalające łapać każdy niuans i jednoczesna perfekcja tonacyjna oraz jednoznaczność brzmieniowa, jako harmonia dźwięków nie skażonych żadną zaburzającą przymieszką, stwarzają idealne narzędzie do profesjonalnych zadań. Może nie przy pracy studyjnej, tam potrzeba słuchawek zamkniętych, ale do oceny końcowej na pewno.

W punktach

Zalety

  • Perfekcyjnie uchwycona tonacja.
  • I w ramach tego zero podbarwień sopranowych, prawdziwej zmory u innych.
  • Muzykalność kompletna, nic pod tym względem do poprawy.
  • I to przy zachowaniu wszystkich cech składających się na high-end.
  • A więc szczegółowości.
  • Przejrzystości .
  • Rozdzielczości.
  • Wypełnienia.
  • Dynamiki.
  • Potęgi.
  • Wielkiej sceny.
  • Bezpośredniości kontaktu.
  • Do czego dochodzi opisane w recenzji tchnienie piękna i niezwykły autentyzm głosów.
  • Więc żadnej agresji, nachalności – w ich miejsce poetyka.
  • Powzięta między innymi z doskonałego opanowania pogłosów.
  • I z mistrzowskiego operowania światłem.
  • Ten brak agresji nie przeszkadza, że rock to istny popis.
  • Bo ta precyzja tonacyjna i jednocześnie popisowo potężny oraz rozdzielczy bas.
  • I jeszcze wraz z tą perfekcją tonacyjną idealnie wyważone całe pasmo.
  • A jako szczególna ozdoba głębia brzmienia i rzadko spotykane nasycenie kolorów.
  • W efekcie doskonałe jako narzędzie pracy studyjnej, a co ważniejsze, jako narzędzie muzycznej przyjemności.
  • Efektowny wygląd.
  • Spory ciężar nie psuje wygody.
  • Świetnej jakości fabryczny kabel. (Dostępny także w wersji symetrycznej.)
  • Nowy, wyraźnie udoskonalony przetwornik.
  • Niska oporność i bardzo wysoka skuteczność czynią je bardzo łatwymi do napędzenia.
  • A świetnej jakości przejściówka na mały jack ułatwia zastosowania mobilne.
  • Firma-legenda amerykańskiego audio.
  • Która nigdy nie dała plamy, gdy chodzi o brzmieniowe zadowolenie.
  • Polska dystrybucja.
  • Moja rekomendacja.

Wady i zastrzeżenia

  • Ciężki, dwumetrowy kabel nie ułatwia współpracy z DAP-em.
  • Tradycyjnie kontrowersyjne opakowanie.
  • Cena o wiele wyższa od wcześniej u Grado spotykanych.
  • Dane mi było napotkać słuchawki lepiej potrafiące wydobywać dźwięki z tła i lepiej modelować przestrzeń.
  • Istnieją też (bardzo nieliczne) dające większe poczucie otwartości.

Dane techniczne:

  • Słuchawki dynamiczne, wokółuszne o konstrukcji otwartej.
  • Przetworniki: open-air.
  • Obudowa przetwornika: drzewo klonowe w oprawie chromowanego aluminium.
  • Magnesy: neodymowe.
  • Membrany: mylar, wentylowane.
  • Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 50 kHz
  • Impedancja: 32 Ω
  • Skuteczność: 99 dB.
  • Poziom ciśnienia akustycznego: 99,8 dB/mW.
  • Dokładność dopasowania przetworników: 0,5 dB
  • Waga: 540 g (bez kabla).
  • Kabel: wielożyłowy z miedzi OFC długości 2,0 m z końcówką duży jack. (Opcjonalnie 4-pin.)
  • Akcesoria: przejściówka 6,35mm/3,5mm; przedłużacz 6,0 m.
  • Cena: 12 840 PLN

System:

  • Źródła: Astell & Kern AK380, PC, Ayon CD-35 HF Edition.
  • Przetwornik dla PC: Ayon Sigma.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Fostex HP-V1, Transrotor Kopfhörerverstärker.
  • Słuchawki: Abyss 1266, AudioQuest NightHawk, Beyerdynamic T1 V2, Crosszone CZ-1, Fostex TH900 Mk2, Grado GS2000e & PS2000e, MrSpeakers Ether Flow C, Sennheiser HD 800.
  • Interkonekty: Sulek Audio, Sulek 6 x 9 RCA.
  • iFi iOne z kablem iUSB3.0 oraz koaksjalnym Tellurium Q Black Diamond.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Sulek Power.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Stopki antywibracyjne: Acoustic Revive RIQ-5010, Avatar Audio Nr1, Solid Tech Discs of Silence.
  • Listwy: Power Base High End, Sulek Audio.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

25 komentarzy w “Recenzja: Grado PS2000e

  1. AAAFNRAA pisze:

    Ciekawa recenzja. A jak się mają do Sony MDR-Z1R? Zalety, część z nich moim zdaniem, idealnie pasują:

    Perfekcyjnie uchwycona tonacja.
    I w ramach tego zero podbarwień sopranowych, prawdziwej zmory u innych.
    Muzykalność kompletna, nic pod tym względem do poprawy.
    I to przy zachowaniu wszystkich cech składających się na high-end.
    A więc szczegółowości.
    Przejrzystości .
    Rozdzielczości.
    Wypełnienia.
    Dynamiki.
    Potęgi.
    Wielkiej sceny.
    Bezpośredniości kontaktu.

    1. Piotr Ryka pisze:

      To słuchawki podobnej klasy, ale bez bezpośredniego porównania nie da się wchodzić w detale. Przyjechały dzisiaj Focal Utopie i od razu pewne rzeczy okazały się inne niż przypuszczałem. W poniedziałek może przyjadą Final D8000 i będzie można zrobić szersze porównanie. Sony skąd wziąć nie mam, bo nie ma polskiego dystrybutora. Egzemplarz z recenzji (o ile wiem) został sprzedany i kolejnego brak. Nie ma też skąd wziąć HiFiMAN Susvara. Podobnie trudno o nowe Audeze LCD-4.

  2. Piotr Ryka pisze:

    Mam już u siebie zbiorek referentów. Tak więc droga do porównania Abyss 1266 vs Final D8000 vs Focal Utopia vs Grado PS2000e otwarta.

  3. Patryk pisze:

    Sluchawki Focal Utopia byly u mnie gosciem i graly pieknie, gdyby nie ta sztucznie-szeroka scena. Ucieka ona bowiem na boki i jest za szeroka, poniewaz brak jej glebi i to stwarza dziwne wrazenie podczas odsluchow. Wszystko inne na 10!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Właśnie mam je na głowie. Grają z Aona na Ayona (z Sigmy na HA-3) i scenę mam przed sobą a nie po bokach. Tu dużo zależy od toru. Ale sceny podobnej do z Sony R10 nie zrobią, nie ma bata.

  4. miroslaw frackowiak pisze:

    Swietna recenzja, jak i widac sluchawki,przyznam ze do tej pory dalej bardzo mi odpowiadalo granie PS1000 z moim Carym 300B a teraz ta nowosc Grado troche droga.Napisz tylko Piotrze czy dobrze zrozumialem ze to najlepsze obecnie sluchawki na rynku z dostepnych i produkowanych na ten czas?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Na to będę próbował odpowiedzieć w następnym słuchawkowym teście – porównaniu czterech modeli referencyjnych.

      1. Artur pisze:

        Ooooo a jakie to modele?

        1. Artur pisze:

          A porównanie np średniej półki? Focal clear, Sennheiser 820, sonorous 8, fostex, któreś od audeze, hifiman. Może dałoby radę?

  5. Alucard pisze:

    Napisal ze abyssy, gradosy, finale i focale. Dla mnie najlepszy kawalek w recenzji to ten gdzie piszesz o popisach w rocku. Nie sprzedalem jednak moich sr225e bo po prostu zaczely grac po wypaleniu i moge potwierdzic juz teraz sam, ze sluchawki Grado sa swietne do tego gatunku. Niesamowita dynamika w tej nowej serii. Ciekawi mnie te porownanie Ultrasone 7 z Utopia i PS2000e wlasnie, jako najlepszych opisanych przez Ciebie Piotrze sluchawek do rocka. Ciekawe ktore z nich sa najlepsze. Male sr225e w stosunku do innych drozszych sluchawek ktore slyszalem, jak na razie bronia sie swietnie chociaz czasem brakuje jednak tej mocy na dole. Zalezy od dnia 😉

  6. Artur pisze:

    Brakuje mi właśnie na tej stronie takich rankingów czy czegoś w rodzaju wall of fame jak na innerfidelity. Bardzo cenię zdanie Pana Piotra i chciałbym móc takie zestawienia poczytać.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Trudność polega na tym, że słuchawek w każdym przedziale jakościowym jest teraz strasznie dużo. Trudno ogarnąć, nie sposób którychś nie pominąć, zebrać wszystkie razem i jednym torem ocenić niepodobna. Do czego dochodzi relatywizm użytkowy. Bo jedne z takim wzmacniaczem, drugie z innym. Ale etykietki z napisem „Rekomendowane” można porobić. W podsumowaniu recenzji nieraz zresztą są.

      1. Artur pisze:

        no własnie o takie o cos mi chodzi, innerfidelity robił to tak, że miał wall of fame i w niej było powiedzmy 10 nauszników otwartych i 10 zamknietych, od tanszych do drozszych i jesli przychodziły jakies nowe to trzeba było ktoreś ze starych (podobna cena czy charakterystyka) usunąc zeby zrobic miejsce, fajnie to sie sprawdza bo kazdy znajdzie cos dla siebie

        1. Artur pisze:

          wiem że uwielbia Pan K812, wiem, że również Utopie, ale na przykład bardzo chętnie dowiedziałbym się jakie słuchawki dla siebie wziałby Pan jako te trzecie, w środkowym przedziale cenowym 5-12tys gdyby mógł Pan dowolnie wybrać z półki w sklepie (z aktualnie produkowanych).

          1. Piotr Ryka pisze:

            Sony MDR-Z1R, bo potrzebuję wysokiej klasy słuchawek zamkniętych.

          2. Artur pisze:

            a otwarte? 😉

          3. Piotr Ryka pisze:

            Prawdopodobnie powyższe Grado, ale po konfrontacji z nie testowanymi jeszcze flagowymi Pioneer i Audio-Technicą.

          4. Artur pisze:

            wiem ze na AT Pan czeka, a pioneer bedzie?

          5. Piotr Ryka pisze:

            Pioneer raczej nie. Nie na widoków.

  7. Alucard pisze:

    Z tymi sony z zamknietych moze moglyby stanac w szranki ultrasone 7 i zmf eikon. Czysta spekulacja.
    Mowisz Piotrze ze z otwartych PS2000e. Znaczy lepsze sa niz te D8000 po ktorych wyjsciu mowiles ze je bys wolal? Poczytalem troche o tych tribute 7 i sam nie jestem pewien teraz, utopia czy tribute. A tu doszla ta recenzja Grado 😉

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ultrasone Tribute7 jako Ultrasone E9 były moją własnością. To kapitalne słuchawki, tylko scenę mają maławą. Odnośnie D8000, to kolega Artur wyznaczył przedział 5-12 tys. i tego się trzymałem.

  8. miroslaw frackowiak pisze:

    Mysle ze K-1000 znowu sie obronily…..ha ha

  9. Alucard pisze:

    Piotrze, z innej beczki – slyszales moze Chorda TT? Interesuje mnie on jako amp do sluchawek i dac jednoczesnie, jako urzadzenie ktore mogloby zamknac temat zrodla i wzmocnienia. Pozbyc sie interkonektow, zasilacza do daca, zasilacza do ampa i zmiescic system praktycznie w jednym klocku.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Niestety, nie słyszałem.

    2. AAAFNRAA pisze:

      W październiku ma się ukazać Chord Hugo TT2. Z tego co można wyczytać, to będzie prawdziwy killer! Ma mieć podobno rewelacyjny wzmacniacz i dysponować jak na takie combo gigantyczną mocą. Na wyjściach XLR może przy 8 Ohm dostarczyć nawet 13 WAT mocy, a to pozwoli napędzić nawet wysoko skuteczne kolumny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy