Recenzja: Ayon Stratos

Budowa i jej następstwa

Drugie miejsce w ofercie odtwarzaczy Ayona – CD-T II/Stratos.

   Stratos to kawał kloca o typowych dla Ayon Audio gabarytach oraz proporcjach. Waży 17 kilogramów, czyli tyle samo co najwyższe modele jednoczęściowe, a jego przypominający trochę dużymi zaokrągleniami stadion obrys liczy 48 centymetrów długości i 42 szerokości. Tej dużej szerokości z pozycji słuchającego jednak nie będzie widać, urządzenie robi wrażenie smukłego, gdyż smukły jest liczący 11 cm wysokości fronton. Dodatkowo wyszczupla go tradycyjny u Ayona podłużny wyświetlacz i dwa na skrajach chromowane regulatory – prawy do obsługi głośności i lewy wyboru źródła. Smukły przód sprytnie gubi faktyczną wielkość urządzenia, chyba że stało będzie gdzieś nisko przy komputerze, poniżej oczu słuchacza. Ale i wówczas nie wyda się masywne, jedynie rozłożyste.

O ważnej rzeczy jeszcze nie mówiłem, nawet o bardzo ważnej; mianowicie że to nie sam przetwornik, ale także zintegrowany z nim przedwzmacniacz. Żadna to nowość u odtwarzaczy i przetworników Ayona, większość z nich ma z tyłu chromowany przełącznik z oznakowaniami „Direct” i „Normal”, z których pierwsze przedwzmacniacz aktywuje, a drugie go pomija. Odpowiednio do tego ma Stratos nie tylko wejścia cyfrowe ale także analogowe; i jak przystało na porządny przedwzmacniacz ma ich kilka – pojedynczy komplet symetrycznych gniazd XLR i dwie pary niesymetrycznych RCA. Nie zachodzi zatem obawa o kompatybilność ilościową, aczkolwiek trzeba odnotować brak najskromniejszego bodaj wbudowanego przedwzmacniacza gramofonowego i słuchawkowego wzmacniacza. A to w następstwie polityki „jak już, to porządnie”; kto więc zechce mieć od Ayona gramofonowy przedwzmacniacz i wzmacniacz słuchawkowy, będzie musiał się wykosztować na nietanie urządzenia zewnętrzne. Kompatybilności nie zabraknie także pod względem przyłączy cyfrowych; przetwornik ma ich szeroki zasób: USB, BNC (pojedyncze zwyczajne i potrójne dla DSD), AES/EBU, Coaxial, DoT, Toslink i I2S.  Można się zatem łączyć przewodami cyfrowymi USB, XLR, BNC, optycznym, koaksjalnym  i ethernetowym, czyli praktycznie każdym mającym udział w rynku. Brak jedynie transmisji bezprzewodowej, robiącej ostatnio karierę, ale przyjmijmy do wiadomości, że ona i jakość to nie do końca zgrana para. I co także istotne, przetwornik automatycznie upsampluje sygnał PCM do standardu 192 kHz/32 bity, a DSD do 5,6 MHz, nie przyjmie natomiast sygnałów wcześniej upsamplowanych poza złączem 3 x BNC.

Zestaw wyjściowych gniazd analogowych to pojedyncze komplety XLR i RCA, z zaznaczeniem w przypadku pierwszych użycia gniazd Neutrika, a drugich CMC. Jak zwykle u Ayona towarzyszy im trzypozycyjny przełącznik, umożliwiający wybór tylko jednego lub obu jednocześnie; z zaznaczeniem, że ta ostatnia opcja powoduje spadek jakości.

To samo z innej perspektywy.

W środku lampy i zabudowa piętrowa na płytkach ze złoconymi ścieżkami, a także dwa duże, niskoszumne transformatory R-Core; osobne dla sekcji cyfry i analogu. Cała droga sygnału ma postać zbalansowaną, a regulacja głośności (możliwa do pominięcia) odbywa się w oparciu o drabinkę prostowniczą. Na potrzeby poprawy transmisji sygnał wejściowy jest wzmacniany, co odbywa się w klasie A, natomiast o jego właściwą postać dba wysokiej klasy zegar niwelujący skutki jittera, a ściślej dwa zegary, osobne dla sygnałów bazowych 44,1 i 48 MHz. Sercem są po jednej w każdym kanale umożliwiające obsługę formatu DSD ośmiokanałowe kości przetwornikowe D/A ESS Sabre 9018 (tu zredukowane szeregowo do dwóch kanałów na potrzeby stereo), z których każda wspierana jest przez cztery wzmacniacze operacyjne Analog Devices AD797. Lampowy zasilacz oprócz czterech lamp prostowniczych ma aż dziesięć niezależnych regulatorów napięcia i cztery potężne kondensatory polipropylenowe, a stopień wyjściowy oprócz czterech triod mocy wspierają kondensatory Mundorf Suprem Silver/Gold Oil. Ścieżki poprowadzono jak najkrócej i brak ingerencji sprzężenia zwrotnego oraz buforowania, a impedancja wyjściowa jest niska, umożliwiając łatwą współpracę z dowolnym wzmacniaczem tranzystorowym lub lampowym.

Wszystko to w eleganckim ochronnym pancerzu z grubego aluminium na czerń anodyzowanego, z czerwonymi pikselami na wyświetlaczu, który można przyciemnić lub zgasić. Do towarzystwa masywny pilot, też cały z aluminium, mogący jednocześnie obsługiwać napęd i sekcję przetwornika, jak również którykolwiek z firmowych wzmacniaczy mających obsługę z pilota.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

11 komentarzy w “Recenzja: Ayon Stratos

  1. Piotr Ryka pisze:

    Z innej całkiem beczki, ale to niektórych mocno interesuje: HiFiMAN Sundary przyjechały.

    1. Alucard pisze:

      Kiedy recenzja?

      1. Piotr Ryka pisze:

        Chyba za dwa, trzy tygodnie. Może wcześniej.

        1. Marek S. pisze:

          A czy szykuje się recenzja nowych Audeze LCD 2 Classic? Ciekawie się zrobiło w tym zakresie cenowym oraz odnośnie porównania z Sundarami.

          1. Piotr Ryka pisze:

            Może będzie, w tej chwili nie umiem odpowiedzieć, inne słuchawki są już pozamawiane.

          2. Paweł pisze:

            W nowych więcej ciepła kosztem mniejszej sceny i gorszej holografi

  2. Alucard pisze:

    Paweł, mówisz o Sundarach względem starych HiFimanów, czy LCD 2C względem LCD2 bez fazora?

    1. Paweł pisze:

      LCD do LCD

  3. Patryk pisze:

    A czy moze ktos powiedziec jaka roznica jest pomiedzy CLEAR a CLEAR PRO? (jak rozni sie przede wszystkim bas w porownaniu?)

  4. TomekKoszalin pisze:

    nic już mnie nie obchodzi w audio poszukiwanie drogich urządzeń, często dziwacznie wyposażonych i dziwnie grających, po kilku latach poszukiwań kupiłem krakowski wzmacniacz Sinus Audio el34, gram na lampach NOS el34RFT/TGL-NRD, oraz 6sn7RCA/TungSol-USA (lampy z lat ok 70 i one na prawdę dają dźwięk rytmiczniejszy i gładszy od obecnej produkcji), całość z lampami to ok 6 tys zł, gra gładko, grubo, rytmicznie (tranzystorowy Krell 300i był przy tym ospały, powolny, zbyt 'ciemny’ a lampowiec to tylko ok 30 wat), instrumenty duże, przestrzeń ok – a jeżeli chodzi o recenzję Ayon’a – to cnie rozumiem że przestrzeń jest jakąś wartością ???, otóż redaktor chyba nie wie, że muzycy bardzo często nagrywają nawet w kilku studiach, więc po co mi ten audiofilski 'obrazek’ ?, na dodatek prawie zawsze gdy dźwięk miał przestrzeń to jednocześnie np. fortepian szczególnie taki nagrany z bliska miał 'podbite,’ zniekształcone wyższe rejestry, podobnie szum taśmy studyjnej był wyraźniejszy (Miles Davis Kind of Blue), dziwne że w recenzji nie pisze się o naturalności instrumentów i głosów ludzkich, wolę mój system, nie robiący 'wrażenia,’ ale grający muzykę (ProAc D28 8ohm, Musical Fidelity M6, kable MIT-T2)

    1. Piotr Ryka pisze:

      Pardon, ale co nagrywanie w różnych studiach ma do rzeczy z faktem, że odpowiednio modelowana w odsłuchu przestrzeń robi niezwykłe wrażenie? I wcale nie jest tak, że musi ona przekreślać naturalność brzmieniową instrumentów. Natomiast zupełnie mi nie przeszkadza, że wzmacniacz Sinus Audio gra świetnie. Wręcz przeciwnie. O lampach RFT także mam dobre zdanie, chociaż nie są szczytowymi osiągnięciami lampowości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy