Recenzja: Ayon Stratos

    Ayon sypie. Nie „się sypie”, co oznaczałoby koniec, tylko sypie urządzeniami jak luty śniegiem, przynajmniej w te sroższe zimy. Samych zintegrowanych urządzeń do odtwarzania płyt CD oferuje niemało, poczynając od wycenionego na 16 900 PLN nowego CD-10, a na kosztującym sążniste 20 tys. euro CD-35 HF Edition kończąc. Prócz tego są jednak mające to samo przeznaczenie konstrukcje dwuczęściowe, obecnie mogące bazować na nowej wersji napędu CD-T z sygnaturą II i trzech przetwornikach: Sigma, Stealth oraz Stratos.

O Ayon CD-T II z Sigmą już sprawozdawałem w jego recenzji, a teraz, tak by skoczyć z najniższego na najwyższy wierzchołek, będzie o jego współpracy z najwyższym Stratosem, który jest dwa i pół raza od Sigmy droższy. O samym zaś Ayon Audio już się nie będę powtarzał – pisałem wielokrotnie, że to bazująca na technice lampowej austriacka marka, nierozerwalnie związana (jako jeden z głównych animatorów) z powrotem branży audio do lampowości. Co początkowo oparte zostało na najbardziej klasycznych triodach mocy 300B, 2A3 i 45ʼ, a teraz rozlało się także na triody małe i średnie oraz pentody z towarzyszeniem licznych lamp prostujących. Czego wyrazem w testowanym przetworniku są cztery (po dwie na kanał) średniej mocy triody 6H30 w stopniu wyjścia (inkorporowane w latach 90-tych z sowieckiej technologii militarnej do techniki audio przez amerykańskie Balanced Audio Technology, znanego producenta wzmacniaczy) oraz cztery, mające już czysto amerykański rodowód, lampy prostownicze 6Z4, sytuowane w stopniu zasilania. Lamp zatem łącznie osiem i stosownie do tego obudowa z dużą ilością otworów wentylacyjnych, co w konstrukcjach Ayona nie jest rzadkością.

Przetwornik nie należy do debiutantów, pojawił się w 2013 roku, lecz to mu nie przeszkadza w obsłudze formatu DSD za pośrednictwem trzech profesjonalnych złącz BNC (L-R i zegara), które to połączenie stanowi najmocniejszy punkt w jego cyfrowym repertuarze, toteż tak właśnie został przetestowany. (Wcześniejsze testy to najlepsze przyłącze z przyczyn braku odpowiedniego zaplecza pomijały.) Źródłem wyposażonym w odpowiednie cyfrowe wyjście był, ma się rozumieć, dedykowany napęd Ayon CD-T II (26 900 PLN), mający także rozkład nóżek uwzględniający położenie kratek wentylacyjnych na górnej pokrywie Stratosa, a odpowiedni potrójny przewód dostarczyło nieistniejące już amerykańskie XLO. I zanim skok we wzornictwo oraz kwestie techniczne – ekonomia.

Stratos kosztuje 42 900 PLN, czyli budżet łączny z CD-T II wynosi 69 800 PLN. To stawia rzeczone połączenie wśród odtwarzaczy Ayona na drugim miejscu po flagowym, jednoczęściowym HF Edition, a solo, jako najdroższy przetwornik, siłą rzeczy ląduje Stratos na pierwszym pośród urządzeń obsługujących „niematerialne” nośniki sygnału – dyski talerzowe i macierze pamięci w PC-tach, laptopach, smartfonach, czytnikach strumieniowych itp. Musi więc oferować nieprzeciętne parametry brzmieniowe i obsługowe, a czy faktycznie tak jest, to już się za to bierzemy.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

11 komentarzy w “Recenzja: Ayon Stratos

  1. Piotr Ryka pisze:

    Z innej całkiem beczki, ale to niektórych mocno interesuje: HiFiMAN Sundary przyjechały.

    1. Alucard pisze:

      Kiedy recenzja?

      1. Piotr Ryka pisze:

        Chyba za dwa, trzy tygodnie. Może wcześniej.

        1. Marek S. pisze:

          A czy szykuje się recenzja nowych Audeze LCD 2 Classic? Ciekawie się zrobiło w tym zakresie cenowym oraz odnośnie porównania z Sundarami.

          1. Piotr Ryka pisze:

            Może będzie, w tej chwili nie umiem odpowiedzieć, inne słuchawki są już pozamawiane.

          2. Paweł pisze:

            W nowych więcej ciepła kosztem mniejszej sceny i gorszej holografi

  2. Alucard pisze:

    Paweł, mówisz o Sundarach względem starych HiFimanów, czy LCD 2C względem LCD2 bez fazora?

    1. Paweł pisze:

      LCD do LCD

  3. Patryk pisze:

    A czy moze ktos powiedziec jaka roznica jest pomiedzy CLEAR a CLEAR PRO? (jak rozni sie przede wszystkim bas w porownaniu?)

  4. TomekKoszalin pisze:

    nic już mnie nie obchodzi w audio poszukiwanie drogich urządzeń, często dziwacznie wyposażonych i dziwnie grających, po kilku latach poszukiwań kupiłem krakowski wzmacniacz Sinus Audio el34, gram na lampach NOS el34RFT/TGL-NRD, oraz 6sn7RCA/TungSol-USA (lampy z lat ok 70 i one na prawdę dają dźwięk rytmiczniejszy i gładszy od obecnej produkcji), całość z lampami to ok 6 tys zł, gra gładko, grubo, rytmicznie (tranzystorowy Krell 300i był przy tym ospały, powolny, zbyt 'ciemny’ a lampowiec to tylko ok 30 wat), instrumenty duże, przestrzeń ok – a jeżeli chodzi o recenzję Ayon’a – to cnie rozumiem że przestrzeń jest jakąś wartością ???, otóż redaktor chyba nie wie, że muzycy bardzo często nagrywają nawet w kilku studiach, więc po co mi ten audiofilski 'obrazek’ ?, na dodatek prawie zawsze gdy dźwięk miał przestrzeń to jednocześnie np. fortepian szczególnie taki nagrany z bliska miał 'podbite,’ zniekształcone wyższe rejestry, podobnie szum taśmy studyjnej był wyraźniejszy (Miles Davis Kind of Blue), dziwne że w recenzji nie pisze się o naturalności instrumentów i głosów ludzkich, wolę mój system, nie robiący 'wrażenia,’ ale grający muzykę (ProAc D28 8ohm, Musical Fidelity M6, kable MIT-T2)

    1. Piotr Ryka pisze:

      Pardon, ale co nagrywanie w różnych studiach ma do rzeczy z faktem, że odpowiednio modelowana w odsłuchu przestrzeń robi niezwykłe wrażenie? I wcale nie jest tak, że musi ona przekreślać naturalność brzmieniową instrumentów. Natomiast zupełnie mi nie przeszkadza, że wzmacniacz Sinus Audio gra świetnie. Wręcz przeciwnie. O lampach RFT także mam dobre zdanie, chociaż nie są szczytowymi osiągnięciami lampowości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy