Recenzja: Avantgarde ZERO TA XD

Odsłuch

Z maskownicą lub bez. (Rekomenduję bez.)

   Kolumny napędzał mój zestaw wzmacniający i słuchane były z trzema odtwarzaczami: Accuphase DP-950, Ayon DC-35 Signature i Cairn Soft Fog V2, jak również z gramofonem Avid. Do ich zasilenia użyto kabli Acoustic Zen Krakatoa, a sygnał podawany był przez głośnikowy Acoustic Zen Absolute.

Odnośnie ustawienia, to mimo obecności szczelinowego bass-refleksu niespecjalnie przeszkadzała im bliskość ściany z tyłu, jednakże metr dystansu to raczej minimum. Ciekawa sprawa, większe wymagania postawił tutaj gramofon, dla którego minimum wzrosło do 1,5 metra. Głośniki nie lubią natomiast bliskiego siadania, ale nie lubią też bardzo odległego. Dają około metra swobody na osi przód-tył, a dystans optymalny zawiera się w granicach 2,5-3,5 metra. Bliżej robi się już nieciekawie, gdyż załamuje się spoistoś stereofoniczna, a dalej zaczyna redukować głębia sceny. Centrum zdarzeń przesuwa się wprawdzie do przodu i wciąż dzięki temu utrzymuje się kontakt emocjonalny ze słuchającym, a całościowy obszar intensywnego działania zmniejsza się tylko nieznacznie; gubi się jednak czar całkowitego oderwania oraz czar absurdalności, czyli dźwięku za a nie przed. Staje się w efekcie cokolwiek banalnie, a przecież tego nie chcemy. Poza tym banał i głośniki tubowe to sprzeczność sama w sobie. Jeżeli jakąkolwiek kolumny oskarżać o niedostatek czaru, to tubowe będą na dole listy.

Pisanie o tym, że głośniki tubowe grają najbardziej naturalnie i niczym żywa muzyka, w przypadku rekomendacji własnej ze strony Avantgarde brzmi jak autoreklama, ale faktycznie tak jest. Tam o tym nie wspomniano, lecz sam już pisałem, że tylko ten rodzaj kolumn nadaje dźwiękom tak silną postać kubiczną, czyniąc je bardziej namacalnymi. Teatr głośników tubowych to lepszy teatr; nie dźwiękowymi płaszczyznami a dźwiękowymi sferami operujący. Płaszczyzny, czy w przypadku co lepszych głośników dynamicznych nieznaczne dźwiękowe spłaszczenia, mogą być wprawdzie wpisane w holograficzną głębię planów, oddziaływać silną ekspansywnością i na przeciwnym biegunie epatować pięknym odchodzeniem w dal, ale jednak to nie to samo, mimo iż dopełniają to maestrią opisową konturów, tekstur, detali, samej przestrzeni. Także pomimo tego, że potrafią na słuchacza mocno naciskać, zagarniać go w swoje brzmienie i dzięki wsparciu akomodacji jego słuchu także przybierać formy kubiczne.

Ta maskownica stanowi basowy tłumik. Zapewne akustycznie opracowany, ale mnie jego działanie nie odpowiadało.

Nie dzieje się to jednak z tak natychmiastową oczywistością, ani tak dobitnie nie działa, w efekcie nie wytrzymując porównań. Albowiem tuba to pełnoetatowy trzeci wymiar; coś więcej niż sama membrana czy wstęga. Dźwięki rodzą się tutaj w sferze, a więc same stają bardziej sferyczne. To się czuje natychmiast, choć nie na wszystkich działa tak samo. Niektórym bardziej odpowiada forma bardziej natychmiastowa – dźwiękową ścianą bardziej cisnąca, skondensowana. Dźwięki o kształtach bliższych postawionym na sztorc dyskom uderzają bardziej równocześnie i mocniej. Brakuje im jednak rozpiski na trzeci wymiar, pozostają nie w pełni na głębię rozwinięte.

Nie zdajemy sobie z tego sprawy, bo mózg do tego błyskawicznie się adaptuje, podchwytując zabawę w urealnianie spłaszczonego dźwięku. Dla niego to normalne, bo stale musi zapychać poznawcze dziury. Robi to zawsze na wielką skalę, także przy codziennym postrzeganiu otoczenia. Czemu zatem nie miałby robić tutaj, w przypadku sztucznej rzeczywistości generowanej z płytowego zapisu? Gdy ta sztuczna muzyka jest już skrajnie kaleka, nie będzie tego wprawdzie maskował, a przynajmniej nie tak od razu, pozwalając posmakować słuchaczowi jej braków, ale kiedy jest bardzo wierna poza pomniejszymi uchybieniami, chętnie skupi się na uzupełnianiu i fakt tej jego roli do świadomości słuchacza nie dotrze, tak samo jak nie dociera doń, że trójwymiarowość każdego obrazu i dźwiękowego planu składana jest z dwóch płaszczyzn, w przypadku wzroku jeszcze na dodatek odwróconych. Lecz gdy badawczo przysłuchujemy się brzmieniom, albo gdy badawcze nastawienie jest naszą drugą naturą, wówczas od razu zwraca uwagę inna forma dźwięku od tub. Avantgarde ZERO TA XD nie pokazują tego aż tak dobitnie jak Avantgarde Duo Grosso, ale też pokazują natychmiast. Momentalnie wrzuceni zostajemy do teatru brzmień bardziej przestrzennych, zwłaszcza gdy dobrze wyskalowana zostanie uzupełniająca obraz dynamiczna sekcja aktywna. Dla przykładu: podczas słuchania muzyki fortepianowej z miejsca wyskoczył za głośnikami fortepian, mający dobrze dobrany, naturalny rozmiar i ukazujący swą orientację. Z innymi głośnikami tak nie bywa, a jeśli już, to na pewno rzadziej i wątlej.

Ów aspekt trójwymiarowości – dawany tutaj wprost, a nie dorabiany przez aktywną stronę poznawczą – skutkuje pewną cechą, która dla mnie przynajmniej jest najważniejsza. Ważniejsza nawet niż to, że muzyka staje się bardziej prawdziwa. Ta cecha to tajemniczość.

Tył, mimo tubowości, nie jest głęboki.

Gdy przyłożymy do tego analizę, sprawa wydaje się w pierwszym rzucie surrealna. Dlaczegóż niby muzyka wybrzmiewająca prawdziwiej, miałaby brzmieć bardziej tajemniczo? Właśnie na odwrót – winna być oczywista. Niby tak – ale zastanówmy się – po co się słucha muzyki? Po to wszak, by świat stał się bardziej niezwykły, by nową wartość otrzymał; by na sobie tylko właściwy sposób rozbudzała ona zmysły i przywoływała oglądy. Muzyka to wszak odurzacz, historia w dużym stopniu magiczna. Świat doznań limbicznych, fantazji i towarzyszących im specyficznych zachowań, jak klaskanie, tupanie czy taniec. Prawdziwa gitara, zwłaszcza niższe jej struny, brzmią same z siebie tajemniczo.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

12 komentarzy w “Recenzja: Avantgarde ZERO TA XD

  1. Sławomir S. pisze:

    TA = Teil Active.
    Bezpośrednie tłumaczenie to „aktywne w części” lub prościej „częściowo aktywne”. Oczywiście zakładając, że to niemiecki, którego uczyli mnie w szkole, a nie lokalny dialekt z Reichenbach. Tam być może jest to „Aktywny Ogon”

    1. Sławomir S. pisze:

      Oczywiście powinieniem napisać 'Activ’, a nie „Active” Anglosaskie nazewnictwo już utkwiło w podświadomości. Podobnie jest z tym Tail (część) a nie Tail (ogon). Przyczynek do popularności języków w komunikacji rynkowej audio.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Tak czy inaczej ogona te kolumny w sensie dosłownym nie mają i są częściowo aktywne. 🙂

  2. Piotr Ryka pisze:

    Ze spraw aktualnych. Przyjechały po recenzję Final Audio D8000 – i to jest naprawdę mocny zawodnik. Szkoda, że taki drogi. Cena ustalona na 15 tys.

  3. Patryk pisze:

    Final D8000:WOW! Czekam bardzo na recenzje! (moze pobija Final X, moje jedne z wymarzonych sluchawek)

  4. Patryk pisze:

    WOW! Co za wiadomosci dla osoby, ktora marzy o Final X.

    Czuje cos, ze to moga byc TE SLUCHAWKI i kto wie, jezeli beda mialy magie X-ow i z pewnoscia jeszcze lepszy bas (przy tej technice jestem w 100% pewny, ze tak) to bedzie problem finansowy! Czekam bardzo na test!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Połowa recenzji już napisana, tak więc będzie niebawem.

  5. Stefan pisze:

    Wyceniony w rejonach HE1000, LCD-4, Utopii. Ciekawe czy będzie to krok do przodu.
    No i pady welurowe.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Pady nie są welurowe, a postęp jest.

  6. Włodek pisze:

    Piotrze, nie rozumiem dlaczego napisałeś, że model Zero nadaje się do większych pomieszczeń niż model Uno. Przecież UNO jest większy gabarytowo i dwukrotnie droższy. Jest tego jakieś mądre wytłumaczenie ? Dlaczego UNO jest dobre do małych pomieszczeń ? Avantgarde Zero to wg mnie jest odpowiednik Mummy u Jacka Zagai (HORNS). Pozdrawiam Włodek

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wytłumaczenie jest takie, że słuchałem Uno dobrze grające w kilkunastometrowym pomieszczeniu, a Zero nie.

      1. Paweł pisze:

        Ale to nie powód aby myśleć, że Zero nie zrobią tego lepiej. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy