Recenzja: Avantgarde ZERO TA XD

   Avantgarde Acoustic Lautsprechersysteme GmbH z niemieckiego Lautertal – Reichenbach to firma dobrze znana czytelnikom HiFi Philosophy, spotykana już przy okazji ich głośników i wzmacniacza parokrotnie. Zawsze też bardzo chwalona, bo naprawdę jest za co. Głębokie przekonanie wyrażę pisząc, że gdyby jej nie było, rynek produktów audio byłby zasadniczo uboższy. Nic bowiem u mnie tak nie zagrało, jak ich głośniki Duo Grosso.

Firma nie rozpowiada wiele o sobie, choć chętnie chwali się nagrodami, których zdobyła wiele. Wszakże przypominająco nadmienię, że z produkcją głośników tubowych startowała w czasach, gdy los ich wydawał się przesądzony i rynek zdawał się już po wsze już czasy należeć do wstęgowych, elektrostatycznych i dynamicznych. Tymczasem za sprawą między innymi Avantgarde tuby wróciły i dziś tryumfują. To bowiem najlepsza konstrukcja głośników – tak ośmielę się twierdzić. Poza tym, z uwagi na związki tego portalu z filozofią, dorzucę, że malownicze Reichenbach w południowo zachodnich Niemczech – siedziba Avantgarde Acoustic – dzieli imię z Hansem Reichenbachem, wybitnym niemieckim fizykiem i filozofem, przedstawicielem neopozytywizmu, którego książki też warto poznać.

Wracając do głośników, których poznawanie o wiele jest łatwiejsze. Pod tym akurat względem konstrukcje Avantgarde są jednak wyjątkowo żmudne, ponieważ półaktywne. Nic by to jeszcze nie znaczyło w sensie trudności, nawet ułatwiając zadanie, gdyby ich część aktywna była pasywna nastawczo. Ale nie jest – i nawet bardzo. W zrecenzowanych Duo Grasso były to cztery niezależne pokrętła z licznymi nastawami, dające sumarycznie (o ile mnie pamięć nie myli) ponad sześćdziesiąt tysięcy możliwości; jasne więc, że nikt tego porządnie nie przetestuje, nawet wieloletni właściciel. Czas rączo naprzód bieży i w nowszych Avantgarde pokręteł już nie ma. W ich miejsce zjawiły się gniazda USB i oprogramowanie komputerowe, którym siedzący z laptopem na kolanach specjalista przysłany przez dystrybutora zmuszał do wygibasów charakterystykę krzywej dźwięku w w zakresie do 500 Hz, starając się jak najlepiej dopasować brzmienie do warunków otoczenia. O tyle ten sposób jest łatwiejszy, że nie trzeba biegać z regulacjami do tyłu; można korygować ustawienia na bieżąco podczas słuchania. Śliczności zatem i cóż za poprawa – ale żeby nie było zbyt pięknie, pan stroiciel za drugim razem (za pierwszym dzieła nie dokończył) pojawił się z nowszą wersją oprogramowania, która akurat w międzyczasie się pojawiła i miała jeszcze lepiej dopasować, ale zamiast tego się dokumentnie wysypała, gubiąc wcześniejsze dokonania. Całe szczęście, że w głowach te ustawienia zostały i udało się w miarę szybko wszystko ponownie ustawić, bo inaczej klops byłby doszczętny. Mają więc te cyfrowe regulacje swe niewątpliwe zalety, ale mają też jeszcze niedociągnięcia. Tą czy inną wersją programu kolumny zostały koniec końców do sali odsłuchowej przyzwoicie dopasowane, a przysłuchując się temu procesowi i wyrokując zza pleców programisty, który profil danego podzakresu najbardziej mi odpowiada, mogłem się dobitnie przekonać, jak makabryczne to brzmienie być może i z jakich zapaści trzeba je nieraz wyciągać. Lecz zawsze najważniejszy jest efekt finalny, a ten mi do gustu przypadł. Z tym, że sam jeszcze musiałem do niego rękę przyłożyć – pokrętła bowiem znikły, ale zostały przyciski. Dwa tylko (plus i minus), służące do regulacji samej głośności woofera, ale i tak zabrały sporo czasu. Basu bowiem może być dużo lub mało, ale wolałem by było w sam raz, co wymusiło użycie wielu płyt, tak żeby wydobyć średnią. By i perkusja dobrze działała, i organy miały swe zejście, i głosy ludzkie odpowiednią naturę – i żeby pogłos nie towarzyszył temu przesadny. Wiele zatem testowych nagrań z płyt najprzeróżniejszych się przewinęło, zanim doszedłem na koniec do wniosku, że najlepsze w moich warunkach i przy tych a nie innych ustawieniach będzie podbicie +1,5 dB. Zabawy i tym razem  więc nie zabrakło, przebierać trzeba było rękami i nogami oraz uszu nadstawiać, jak to tradycyjnie przy Avantgardach.

Kwestie techniczne

Białe tuby.

    Uściślijmy kwestie techniczne i ich regulacje. Model Avantgarde ZERO TA XD to coś z niższej części oferty, ale nie tak zupełnie. Większy od najmniejszych w ofercie Uno (pomimo że dużo tańszy), ale mniejszy od wszystkich Duo. Zarazem będący uwstecznieniem, albo – jeżeli ktoś woli – nawrotem do tradycji. Poprzedził go bowiem model bez oznakowania TA, które jest skrótem od Teil Activ, czyli aktywnego ogona. Ów „Ogon Aktywny” oznacza w rozumieniu Avantgarde właśnie tradycję, czyli aktywną jedynie sekcję basową, podczas gdy wcześniejsze Avantgarde ZERO XD bez dodatku TA były całe aktywne. Górę i środek napędzały w nich osobne dla każdego z tych zakresów wzmacniacze 50W w klasie A, natomiast sekcję basową 400-watowy w klasie D. Mało tego, towarzyszył temu wbudowany w jedną z kolumn przetwornik cyfrowo-analogowy, zaopatrzony w komplet cyfrowych wejść, i mogła wyposażona weń kolumna, jako „master”, komunikować się bezprzewodowo z drugą, by całkiem już po nowemu było. Można było nawet w stronę nowatorstwa uczynić krok dalszy i do cyfrowego wejścia w masterze podpiąć bezprzewodowy odbiornik sygnału, w imię zupełnej bezprzewodowości.

Nie wiem na ile ta nowa forma komunikacji została przez rynek zaakceptowana, lecz pozostaje faktem, iż po pewnym czasie pojawiła się opisywana teraz wersja „machająca ogonem”, korzystająca z tradycyjnych kabli. Najwyraźniej dystrybutorzy dali twórcom do zrozumienia, że same kolumny się podobają i rozniecają ciekawość, ale jest równocześnie zapotrzebowanie na wersję tradycyjną. Tradycyjną w ostatecznym rozrachunku rynkowym jedynie do pewnego stopnia, bo regulowaną nie jak wcześniej przez cztery pokrętła, tylko dwa przyciski i komputer. Ale tak czy inaczej z tradycyjnie aktywnym jedynie dołem, a w górze i na środku zasilaną z systemu zewnętrznego analogowym kablem głośnikowym.

Stosownie do tego z tyłu, za dużymi zdejmowanymi maskownicami, skrywa się w wersji TA sam wzmacniacz w klasie D o mocy 500W (a więc o 100W mocniejszy), zaopatrzony w dwa małe przyciski regulatora siły działania, pozwalające podbijać lub redukować udział basu w całości brzmienia. Stan aktualny ustawienia jest wyświetlany na niebieskich ekranikach, a każde przyciśnięcie guziczka oznacza dodanie górnym lub odjęcie dolnym 0,5 dB. Taki skok o pół decybeli jest już zauważalny, ale jeszcze umiarkowany, natomiast cała decybela różnicy to już dalece inne brzmienie. Wysterowanie maksymalne to +10 dB, ale sam dotarłem jedynie do sześciu, bowiem już wówczas zrobiło się dziko. Zrazu zdawało mi się, że +2 lub +2,5 będzie w sam raz, lecz na niektórych płytach dawało to przesadzony pogłos i ostatecznie zdecydowałem się na +1,5. Oczywiście w innych warunkach optimum może leżeć gdzie indziej, ale to już będzie ból głowy tych innych warunków posiadaczy. Istotna wszakże uwaga. Parametr optymalnego ustawienia zależy też od tego, czy słuchać będziemy z założonymi maskownicami, czy bez nich. Osobiście gorąco rekomenduję ich usunięcie, które nie zaburza specjalnie wyglądu, a mocno poprawia brzmienie, skutkiem uwolnienia się basu. Staje się go o wiele więcej i ma naturalniejszą, nie przyduszoną formę, tyle że wówczas optimum wraca do ustawienia fabrycznego, tj. do +0 dB. (Wygląda więc na to, że w fabryce ustawiano bez osłon.) Dopiero teraz bas może siadać na piersi i rozwibrowywać całe pomieszczenie, co jest bardzo przyjemne i budzące szacunek.

Po dwie w każdej kolumnie.

Wraz z częściowym nawrotem do tradycji znikły cyfrowe gniazda; zostały tylko USB na użytek cyfrowego strojenia. Pojawiły się za to zaciski kabli głośnikowych, towarzyszące – jak zawsze u Avantgarde – gniazdu dla kabla zasilania i położonemu tuż obok przyciskowi włączenia.

A propos tego gniazda taka uwaga techniczna, że lokalizacja wtyku od spodu umieszczonego w wyżłobieniu kolumny wzmacniacza utrudnia lub w przypadku grubych i sztywnych przewodów wręcz uniemożliwia użycie niektórych markowych, co powinno zostać zmienione. Rozumiem, że to nie model szczytowy i chęć wypromowania przewodów własnych, które Avantgarde oferuje po 600 euro od sztuki trzymetrowej długości, ale wygoda jest wygodą a uniwersalność uniwersalnością. Poza tym kolumny kosztują solidne 45 tys. PLN, tak więc można się wszelkich wygód domagać. (U Avantgarde niska półka leży wyżej niż u niektórych innych najwyższa.)

Użycie włącznika oznaczało będzie po stronie tylnej zapalenie się tych ekranów (które po zakończeniu strojenia zasłoni maskownica), a od przodu zaświecenie białych diod u dołu, przy logo Avantgarde. Na prawo od ekranów są jeszcze małe, czarne pokrętła, będące jednocześnie przyciskami, pozwalające w szeroko rozgałęzionym menu ustawień wykonać dokładnie takie samo strojenie jak za pomocą laptopa. Będzie jednak tą drogą zdecydowanie trudniej, bo nie wyświetlą się krzywe przebiegu pasma, więc działać trzeba będzie po omacku i jeszcze na piechotę, czyli z bieganiem pomiędzy kontrolami słuchowymi. Krótko powiem: lepiej się w takie coś nie pchać. Laptopa każdy ma, strojenia można się łatwo nauczyć, a dystrybutor pomoże gratis.

Od strony regulacyjnej jest jeszcze jedno do zrobienia, ale już w ramach pomysłów własnych. Kolumny są sztywno zespolone z ramą podstawy, a przydałaby się regulacja ich odchylenia. Nie ma jej, tak więc trzeba będzie używać jakichś podkładek, o ile odchylenie zaproponowane przez producenta okaże się zbyt głębokie, a o to trudno nie będzie.

Przejdźmy do formy wizualnej. Głośniki pragną być modne, a jednocześnie zaskakujące bryłą. Z jednej strony możliwie najprostszą, bo prostota jest teraz w cenie, z drugiej nietuzinkową – topologicznie osobliwą. To drugie, to oczywiście tuba, tak samo jak u włoskiego Zingali wchodząca w, a nie górująca zewnętrznie nad obudową. Dwie tuby nawet, bo ponad tradycyjnym wooferem oba głośniki są tubowe.

„Kochanie, nie postawisz mi w salonie innych kolumn niż białe.” To zdanie, wg sprzedawców, pada w ich obecności dość często. Stosownie do tego Avantgarde ZERO TA posiadają jednolicie białą formę, a dla takich jak ja zwolenników czerni może być ona też czarna. Obie matowe lecz opalizujące i z kuszącymi lejami tub; budzące też respekt wielkością. Kolumny są bowiem duże, podłogowe, trójdrożne. Tubowa kolumna z początku oferty w wydaniu Avantgarde to nie żadna zabawka, ani ukłon w stronę posiadaczy małych pomieszczeń. Pod tym ostatnim względem nawet szczególnie, bo siadać trzeba dość daleko. Poza tym są rozłożyste, bo zatopiona w obudowie górna koncha jest duża. Podobnie jak w pozostałych modelach głośnik wysokotonowy (tuba 13 cm z 25 milimetrową mylarową membraną) umieszczono pośrodku; na dole, za jasnopopielatą maskownicą, lokuje się 30-centymetrowy woofer o celulozowej membranie nasączonej żywicą; a w partii szczytowej króluje 40-centymetrowy „spherical midrange horn” o membranie z papieru czerpanego. Głośnik wysokotonowy jest filtrowany pojedynczym kondensatorem, a średniotonowy ma niewidoczną z zewnątrz komorę rezonansową, tłumiącą mechanicznie częstotliwości powyżej 4 kHz, co nazwane zostało technologią CDC (Controlled Dispersion Characteristic).

Górna większa.

Sekcja pasywna oferuje skuteczność 104 dB i ma charakterystykę mieszaną; po części ze spadkiem 6, po części 12 dB na oktawę. Białe prostokąty o wysokości 104 i szerokości 49 centymetrów prezentują się od strony materiałowej znakomicie. Wykonano je z twardej pianki poliuretanowej (PUR), są matowe lecz z opalizującym połyskiem i bardzo przyjemne w dotyku. Gładkość konch i pozostałych płaszczyzn nie pozostawia nic do życzenia. Podstawa to chromowany stelaż mocowany śrubowo, obligujący wyraźne odgięcie do tyłu. Polski dystrybutor opatruje go dodatkowo starannie dopasowaną podstawą wypełnioną kryształami kwarcu od Acoustic Revive, dźwigającą całość o 3 centymetry. To już wystarczający powód, by charakterystyka odgięcia uległa zmianie i wymagała korekty; pomny przygody z też odgiętymi Lumen White zadbałem o to starannie.

Kolumny są wycenione przez producenta na 10 900 euro, a koszt dodatkowy to dwa kable zasilające, niezbędne sekcjom aktywnym. Nagrodą będzie dźwięk tub, a ten, jak wspominałem, jest szczególny.

Odsłuch

Z maskownicą lub bez. (Rekomenduję bez.)

   Kolumny napędzał mój zestaw wzmacniający i słuchane były z trzema odtwarzaczami: Accuphase DP-950, Ayon DC-35 Signature i Cairn Soft Fog V2, jak również z gramofonem Avid. Do ich zasilenia użyto kabli Acoustic Zen Krakatoa, a sygnał podawany był przez głośnikowy Acoustic Zen Absolute.

Odnośnie ustawienia, to mimo obecności szczelinowego bass-refleksu niespecjalnie przeszkadzała im bliskość ściany z tyłu, jednakże metr dystansu to raczej minimum. Ciekawa sprawa, większe wymagania postawił tutaj gramofon, dla którego minimum wzrosło do 1,5 metra. Głośniki nie lubią natomiast bliskiego siadania, ale nie lubią też bardzo odległego. Dają około metra swobody na osi przód-tył, a dystans optymalny zawiera się w granicach 2,5-3,5 metra. Bliżej robi się już nieciekawie, gdyż załamuje się spoistoś stereofoniczna, a dalej zaczyna redukować głębia sceny. Centrum zdarzeń przesuwa się wprawdzie do przodu i wciąż dzięki temu utrzymuje się kontakt emocjonalny ze słuchającym, a całościowy obszar intensywnego działania zmniejsza się tylko nieznacznie; gubi się jednak czar całkowitego oderwania oraz czar absurdalności, czyli dźwięku za a nie przed. Staje się w efekcie cokolwiek banalnie, a przecież tego nie chcemy. Poza tym banał i głośniki tubowe to sprzeczność sama w sobie. Jeżeli jakąkolwiek kolumny oskarżać o niedostatek czaru, to tubowe będą na dole listy.

Pisanie o tym, że głośniki tubowe grają najbardziej naturalnie i niczym żywa muzyka, w przypadku rekomendacji własnej ze strony Avantgarde brzmi jak autoreklama, ale faktycznie tak jest. Tam o tym nie wspomniano, lecz sam już pisałem, że tylko ten rodzaj kolumn nadaje dźwiękom tak silną postać kubiczną, czyniąc je bardziej namacalnymi. Teatr głośników tubowych to lepszy teatr; nie dźwiękowymi płaszczyznami a dźwiękowymi sferami operujący. Płaszczyzny, czy w przypadku co lepszych głośników dynamicznych nieznaczne dźwiękowe spłaszczenia, mogą być wprawdzie wpisane w holograficzną głębię planów, oddziaływać silną ekspansywnością i na przeciwnym biegunie epatować pięknym odchodzeniem w dal, ale jednak to nie to samo, mimo iż dopełniają to maestrią opisową konturów, tekstur, detali, samej przestrzeni. Także pomimo tego, że potrafią na słuchacza mocno naciskać, zagarniać go w swoje brzmienie i dzięki wsparciu akomodacji jego słuchu także przybierać formy kubiczne.

Ta maskownica stanowi basowy tłumik. Zapewne akustycznie opracowany, ale mnie jego działanie nie odpowiadało.

Nie dzieje się to jednak z tak natychmiastową oczywistością, ani tak dobitnie nie działa, w efekcie nie wytrzymując porównań. Albowiem tuba to pełnoetatowy trzeci wymiar; coś więcej niż sama membrana czy wstęga. Dźwięki rodzą się tutaj w sferze, a więc same stają bardziej sferyczne. To się czuje natychmiast, choć nie na wszystkich działa tak samo. Niektórym bardziej odpowiada forma bardziej natychmiastowa – dźwiękową ścianą bardziej cisnąca, skondensowana. Dźwięki o kształtach bliższych postawionym na sztorc dyskom uderzają bardziej równocześnie i mocniej. Brakuje im jednak rozpiski na trzeci wymiar, pozostają nie w pełni na głębię rozwinięte.

Nie zdajemy sobie z tego sprawy, bo mózg do tego błyskawicznie się adaptuje, podchwytując zabawę w urealnianie spłaszczonego dźwięku. Dla niego to normalne, bo stale musi zapychać poznawcze dziury. Robi to zawsze na wielką skalę, także przy codziennym postrzeganiu otoczenia. Czemu zatem nie miałby robić tutaj, w przypadku sztucznej rzeczywistości generowanej z płytowego zapisu? Gdy ta sztuczna muzyka jest już skrajnie kaleka, nie będzie tego wprawdzie maskował, a przynajmniej nie tak od razu, pozwalając posmakować słuchaczowi jej braków, ale kiedy jest bardzo wierna poza pomniejszymi uchybieniami, chętnie skupi się na uzupełnianiu i fakt tej jego roli do świadomości słuchacza nie dotrze, tak samo jak nie dociera doń, że trójwymiarowość każdego obrazu i dźwiękowego planu składana jest z dwóch płaszczyzn, w przypadku wzroku jeszcze na dodatek odwróconych. Lecz gdy badawczo przysłuchujemy się brzmieniom, albo gdy badawcze nastawienie jest naszą drugą naturą, wówczas od razu zwraca uwagę inna forma dźwięku od tub. Avantgarde ZERO TA XD nie pokazują tego aż tak dobitnie jak Avantgarde Duo Grosso, ale też pokazują natychmiast. Momentalnie wrzuceni zostajemy do teatru brzmień bardziej przestrzennych, zwłaszcza gdy dobrze wyskalowana zostanie uzupełniająca obraz dynamiczna sekcja aktywna. Dla przykładu: podczas słuchania muzyki fortepianowej z miejsca wyskoczył za głośnikami fortepian, mający dobrze dobrany, naturalny rozmiar i ukazujący swą orientację. Z innymi głośnikami tak nie bywa, a jeśli już, to na pewno rzadziej i wątlej.

Ów aspekt trójwymiarowości – dawany tutaj wprost, a nie dorabiany przez aktywną stronę poznawczą – skutkuje pewną cechą, która dla mnie przynajmniej jest najważniejsza. Ważniejsza nawet niż to, że muzyka staje się bardziej prawdziwa. Ta cecha to tajemniczość.

Tył, mimo tubowości, nie jest głęboki.

Gdy przyłożymy do tego analizę, sprawa wydaje się w pierwszym rzucie surrealna. Dlaczegóż niby muzyka wybrzmiewająca prawdziwiej, miałaby brzmieć bardziej tajemniczo? Właśnie na odwrót – winna być oczywista. Niby tak – ale zastanówmy się – po co się słucha muzyki? Po to wszak, by świat stał się bardziej niezwykły, by nową wartość otrzymał; by na sobie tylko właściwy sposób rozbudzała ona zmysły i przywoływała oglądy. Muzyka to wszak odurzacz, historia w dużym stopniu magiczna. Świat doznań limbicznych, fantazji i towarzyszących im specyficznych zachowań, jak klaskanie, tupanie czy taniec. Prawdziwa gitara, zwłaszcza niższe jej struny, brzmią same z siebie tajemniczo.

Odsłuch cd.

Ekran, przyciski, gniazda i kable. A przede wszystkim wzmacniacz.

    Fortepian to już cały świat innych doznań i tajemnic, a organy to inny kosmos. Ich na realistycznym poziomie podana wibracja może zrzucać z fotela w sensie fizycznym i psychicznym. Trochę szkoda, że Avantgarde dopiero w najwyższej serii Trio mają tubowy głośnik basowy, ale niskotonowce tubowe (z uwagi na konieczny rozmiar) to bardzo kosztowna impreza, co pokazują też polskie Destination, a jeszcze bardziej angielskie Vox Olympian. Lecz i bez tubowego basu realizuje się tutaj wielka magia, która w dużo przystępniejszych Avantgarde ZERO TA XD też jest natychmiast do usłyszenia. Wystarczy dobrze zestroić basowy pogłos z pozostałością brzmienia i dziać się zaczną czary. Dźwięki przybiorą naturalną głębię i docierały będą inaczej. Porozciągają się sferycznie, ich fale bardziej się rozfalują.

Od ogólnej tubowej magii przejdźmy do drobiazgowszych aspektów. Wysokie tony mają osobny czar. To bardzo zależy od strojenia, mimo że stroi się sam bas. A jednak dla całościowego odbioru ma ono znaczenie zasadnicze. Trzeba zorganizować je tak, by brzmienie stało się naturalnie ciepłe, by nie przesadzało z pogłosem i niosło piękno w głosach , sprzedając naturalny ich urok. By stało się tajemniczo, ale zarazem nie dziwacznie. Sama natomiast wstępna tych sopranów postać, ta jeszcze przed strojeniem, w najtańszych Avantgarde nie jest krzykliwa i ma należytą złożoność, co każda dobra elektronika śląca sygnał po pasujących kablach powinna natychmiast ujawnić.

Średni zakres to centrum przyjemności. W przypadku dobrej aparatury towarzyszącej tylko od samych nagrań zależeć będzie jak dużej. Avantgarde brzmią tak naturalnie, że po krótkich rozważaniach nad samym brzmieniem tubowym i przyglądaniu się temu, jak z tub się po swojemu wyłania, straciłem zdolność analizy na rzecz czystej percepcji muzycznej. Do oglądania została mi jedynie scena i odmienności samych nagrań – jak to, na przykład, że w dawnych tłoczeniach płyt winylowych ludzkie głosy mają przeważnie nieco niższą temperaturę, a we współczesnych remasterach (mówię o czystym analogu, bo innych płyt winylowych prawie nie słucham) są one ocieplane, zapewne na rzecz podkreślenia wyjątkowości. Cieplejsze czy zimniejsze, są zawsze naturalne i efektownie na wszystkie wymiary porozciągane. Scena zaś zjawia się głównie za głośnikami, z horyzontem dokładnie na linii wzroku i bez śladu tendencji do wychodzenia za ściany, wdrapywania się na sufit, czy tarzania się po podłodze. Sfera brzmieniowa jest podobna na obrysie do dysku, z centrum za kolumnami i o przekątnej nieco węższej niż pokój. Zarazem okazuje się szeroko rozciągnięta w pionie, co też składa się na jej jakość.

Duża rzecz.

Wizualizacja instrumentów jest bardzo przekonująca i w prawidłowe rozmiary zebrana, a osobnym tematem są dęte. Te mają dodatkową wymogę, bo taki na przykład saksofon życzy sobie słuchacza w dokładnie ustalonej odległości od kolumn; dopiero wówczas stając się w stu procentach prawdziwy. Ale za to jak dmucha! Tak go zaprezentować jedynie tuby potrafią. Wszystkie dęciaki są w ich wydaniu szczególnie i to daje dodatkowy ładunek niezwykłych emocji.

Wracając jeszcze do sceny: ta nie jest wyjątkowo głęboka, ale z tymi sferycznie ukształtowanymi źródłami i przy ich naturalnych wielkościach okazuje się bardzo dobra. Pewnie, że czasem coś się powiększy, ale za sprawą samego nagrania a nie tuby. Pewnie, że niektóre inne kolumny potrafią przywołać głębszą, ale nie mają tubowego czaru. I inna jeszcze rzecz w tubach okazuje się ponadprzeciętna: ich sposób kształtowania dźwięku poprawia artykulację. W takim najprostszym znaczeniu łatwości zrozumienia tego, co przy innych głośnikach zostaje skompensowane poprzez stłoczenie. A jak pięknie się dzięki temu rozwija fortepian, jak obrazują organy!

Kwestia odrębna to postać basu. Ten nie jest tubowy, ale 30-centymetrowe membrany przydają mu oczywiście rozmachu. Z tym że, jak już mówiłem, rekomenduję zdjęcie maskownic. Od strony głośnika okazują się one plastikowym odlewem z otworami w postaci różnej wielkości kółek, których sumaryczna przepustowość stanowi ograniczenie, wyraźnie dusząc brzmienie. Znajomy posłuchawszy z założonymi maskownicami i całkiem bez podbicia natychmiast zawyrokował, że basu kolumnom brakuje, podczas gdy w rzeczywistości jest on wyjątkowo potężny. Ściany można rozsuwać i zgniatać klatkę słuchacza, wystarczy zdjąć maskownice. Także samą postać ma ów bas kunsztownie oddaną, a wszelkie przeszkadzajki, pykanie pałeczką w talerz i temu podobne dodatki ukazane zostaną dobitnie i na pewno się nie zatracą. Także najważniejsze dla basu membrany bębnów, huk niskich rejestrów organowych i pudło kontrabasu nie dają najmniejszych powodów do narzekań. Zejście jest bardzo niskie, moc okazuje się imponująca, a sama postać brzmienia efektowna i dobrze dająca się zespolić z resztą pasma; tym bardziej, że po zdjęciu maskownic ustawienie fabryczne głośności jest idealne.

Do nowoczesnego wnętrza w bielach i czerniach pasująca na pewno lepiej niż do mojego, kładącego nacisk na poprawę nastroju.

Dobranie odpowiedniej krzywej przebiegu pasma, to oczywiście inna bajka i dużo bardziej skomplikowane zadanie, przy którego realizacji siła fachowa ze strony dystrybutora bardzo się przyda; ale jak ma się odpowiednie nagrania testowe i wie dokładnie czego chce, to dwie godziny i jest po sprawie. Dystans słuchacza od kolumn i samych kolumn od ściany za nimi dobiorą nam instrumenty dęte, a kolor obudowy żona. Na dystansie wyskalowanym przez dęciaki gwarantowana też będzie spójna stereofonia i największa głębokość sceny, a oderwanie dźwięku od kolumn jest w tym wypadku łatwe jak dwa plus dwa, a nawet jeden plus jeden. Byle tylko mieć pokój zapewniający odpowiednią odległość od głośników, bo blisko tub siadać nie można.

Podsumowanie

   Nie jestem obiektywny, za bardzo lubię tuby. Z jednej strony zatrącające myszką i zabierające dużo miejsca, z drugiej najszlachetniejsze brzmieniowo. Widzieliście kiedyś, żeby muzyk w orkiestrze grał na głośniku dynamicznym? Ostatecznie możemy się umówić, że jest nim bęben; ale bębnów w orkiestrze jest parę, nie odzywają się zbyt często i nie na nich spoczywa główny ciężar kreowania piękna, podczas gdy na tubach gra tam połowa muzyków, a w ansamblu jazzowym jeszcze procentowo więcej. Na różnych tubach – dużych, średnich i małych. Trudno też dziwić się, że głosy instrumentów dętych tuby odtwarzają najlepiej – wszak to jedna rodzina. Puzon dobrze zagrany przez bęben? Bez hec…

Głośniki tubowe w najdawniejszym audio były najpierw jedyne, a potem najtańsze. Gramofon na korbkę z tubą, i też to grało. Teraz z tubami sprawa jest poważniejsza. Najtańsze takie głośniki nie są tanie, a pełny zestaw tubowy to już drożyzna. Na tle tej rynkowej kurtyny półaktywne i w dwóch trzecich tubowe Avantgarde ZERO TA XD są gdzieś w partii środkowej. Nie tak tanie jak Ifajstejo, nie tak kosztowne jak własnej firmy Trio, Destination, albo duże Zingali. Nie są więc wstępem do tubowego grania i nie jego ostatnim słowem; to jest solidny środek. Odpowiednio do tego brzmią szlachetnie i oferują to wszystko, co dobre głośniki ze środka rynkowej oferty powinny zagwarantować. Więcej nawet, albowiem są właśnie tubowe, a uzupełniające ich tubowość dynamiczne basowce mają dużą średnicę, zapewniającą przynależny ryk. Zwłaszcza że za ich napędzanie odpowiadają końcówki mocy po 500W każda.

Razem to się bardzo dobrze układa; nie chcę pisać „rewelacyjnie” bo nie chcę słownej inflacji, i tak nas wszechogarnia. Ale mógłbym, to by nie była przesada. Nie zagrało to najlepiej na świecie, ale grało rewelacyjnie. Zaświadcza o tym to, po jak krótkim czasie odpadłem od analizy i w sensie badawczego oglądu zostały mi na ręku (wyrażając się po bridżowemu) jedynie aspekty szczególne, cała ta tubowa specyfika. Natomiast ciepło, muzykalność szczegółowość i temu podobne przymioty zbyt były oczywiste w swojej dobroci, by się na nich wciąż skupiać. Jakość jest zatem podwojona – w normalnym sensie wysoka i z tubowymi dodatkami. Przed zdjęciem maskownic kręciłem nieco nosem na bas, ale po zdjęciu biłem mu brawo. Całe szczęście, że czarno impregnowane membrany wooferów pasują do obu kolorów obudów.

Także wygląd odpowiada oczekiwaniom, dobrze pod jego dyktando estetyczne się słucha. Padały wprawdzie pod jego adresem ze strony odwiedzających uwagi w rodzaju „umywalka”, albo „lody Bambino bez patyka”, ale to tak w towarzyskim przekomarzaniu albo bez przyglądania, natomiast kiedy zasiadamy do słuchania i zostajemy sam na sam, tubowy lej wsysa, a duży prostokąt uspokaja. Uspokaja też duża membrana basowa, dzięki której nie trzeba się martwić osiągami. Przydałaby się wprawdzie regulacja odchylenia, ale jej zastąpienie podkładkami dziecinnie jest łatwe. Prócz tego dla posiadaczy lamp gratka, bo mocy trzeba tycio, a zagrzmieć można że ho, ho…

Tuba est tuba, byle ją w dobry system wstawić.

 

W punktach:

Zalety

  • Tuby grają inaczej – w niemałym stopniu lepiej.
  • Instrumenty dęte to w nich poezja.
  • Fortepian także lepszy.
  • Ludzkie głosy podobnie.
  • Aktywny bas o dużych membranach nie pozostaje w tyle. (Jemu akurat tubowość mniej jest potrzebna.)
  • Pozostałe aspekty co najmniej na odpowiednim dla tego przedziału cenowego poziomie.
  • A muzykalność i namacalność powyżej.
  • Ciekawa scena – bez zakusów na ogrom, ale głęboka, wysoka (to też ważne) i spójna.
  • Nie napierająca dźwiękiem na słuchacza, ale pozostająca z nim w emocjonalnym kontakcie i pozwalająca na dokładny ogląd.
  • Z popisowym oderwaniem dźwięku od kolumn.
  • I dopiskiem tubowej lepszości w budowaniu trzeciego wymiaru.
  • Jednym ze świadectw jakości, wyjątkowa umiejętność ukazania technicznego poziomu nagrań.
  • Przy równoczesnym braku ich dyskwalifikowania.
  • Nuta tajemniczości, dana jedynie tubom.
  • Dzięki regulacji sekcji basowej pogłos daje się dokładnie wyregulować.
  • Oddanie swoistości brzmień wszelakich nie pozostawia nic do życzenia.
  • Potężna moc całościowa.
  • W tym nisko schodzący i generyczny (w sensie naturalności) bas – wystarczy zdjąć maskownice.
  • Właściwa tylko tubom łatwość napędzenia (w rozumieniu siły wzmacniacza).
  • 500-watowa sekcja aktywna.
  • Możliwość tej sekcji dogłębnej regulacji, pozwalającej na dokładne zestrojenie całego pasma.
  • Ułatwiający tą regulację (poprzez wizualizację) program komputerowy.
  • Umożliwiające jego zastosowanie przyłącza USB.
  • Alternatywna regulacja bezpośrednia.
  • W tym osobna regulacja głośności sekcji basowej.
  • Minimalistyczna zwrotnica.
  • Technologia CDC.
  • Efektowne obudowy z PUR. (Szerokie wprawdzie, ale za to niegłębokie.)
  • Możliwość dokupienia dopasowanych platform antywibracyjnych.
  • Sławny producent.
  • Made in Germany.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Te maskownice trzeba jednak ściągnąć, co naruszy koncepcję estetyczną wyglądu. (Ale który audiofil słucha z maskownicami?)
  • Lokalizacja wtyków kabli zasilających uniemożliwia użycie najgrubszych.
  • Z kolei sama konieczność ich stosowania podnosi koszty. (W zamian sekcja wzmocnienia może być słabiuteńka.)
  • Regulację odchylenia pionowego trzeba zorganizować samemu.
  • Małe pomieszczenia odpadają. (Do nich producent proponuje model Uno.)

Dane techniczne Avantgarde ZERO TA XD:

  • Kolumny tubowe, 3-drożne, z subwooferem aktywnym.
  • Pasmo przenoszenia głośnika niskotonowego: 30 Hz – 250 Hz
  • Pasmo przenoszenia głośnika średniotonowego: 250 Hz – 2 kHz
  • Pasmo przenoszenia głośnika wysokotonowego: 2 kHz – 20 kHz
  • Skuteczność sekcji tubowej: 104 dB
  • Wzmacniacz: 500W w każdej kolumnie
  • Linearyzacja amplitudy: TAK
  • Linearyzacja fazy: TAK
  • Kolory biały i czarny
  • Wymiary: 490 x 1040 x 318 mm
  • Waga: 30 kg/szt.

 

Głośniki:

  • 130 mm spherical tweeter horn
  • 400 mm spherical midrange horn
  • 12 inch bass driver (activ)

 

Głośnik średniotonowy:

  • Horn type       Spherical horn
  • Horn material  PUR, molded
  • Horn finish     matt lacquered
  • Horn dispersion angle            180 degrees
  • horn mouth area         0.126 sqm
  • horn diameter 190 mm
  • horn length     280 mm
  • CDC (Controlled Dispersion Characteristic)            yes
  • HORN DRIVER
  • membrane diameter    125 mm
  • membrane material     ladled paper
  • magnet material          Ferrite

Głośnik wysokotonowy:

  • Horn type: Spherical horn
  • Horn material: PUR, molded
  • Horn finish: matt lacquered
  • Horn dispersion angle            : 180 degrees
  • Horn area: 0.013 sqm
  • Horn diameter: 130 mm
  • Horn length: 77 mm
  • HORN DRIVER
  • Membrane diameter: 25 mm
  • Membrane material: Mylar
  • Magnet material: Ferrite

 

Głośnik niskotonowy:

  • Driver diameter: 300 mm/12“
  • Membrane material: impregnated paper
  • Magnet material: Ferrite
  • Drivers per subwoofer: 1

 

Konstrukcja obudowy:

  • Foot frame: massive steel, chrome plated, adjustable
  • Cabinet: Reinforced construction from casted PUR
  • Subwoofer front cover: Detachable cloth cover
  • Operation indicator: LED at cabinet logo panel
  • Subwoofer rear cover: PUR plate, magnetic fixation

 

Cena: 10 900 euro.

 

System:

  • Źródła: Accuphase DP-950/DC-950, Ayon CD-35 Signature, Cairn Soft Fog V2, Avid Ingenium.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Głośniki: Avantgarde ZERO TA XD.
  • Interkonekty: Crystal Cable Absolute Dream RCA, Sulek 6×9 RCA,
  • Kabel głośnikowy: Acoustic Zen Absolute.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II & 2x Krakatoa, Harmonix X-DC350M2R, Audio Illuminati Power Reference One, Sulek Power.
  • Listwy: Power Base High End, Sulek.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Acoustic Revive RIQ-5010.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

12 komentarzy w “Recenzja: Avantgarde ZERO TA XD

  1. Sławomir S. pisze:

    TA = Teil Active.
    Bezpośrednie tłumaczenie to „aktywne w części” lub prościej „częściowo aktywne”. Oczywiście zakładając, że to niemiecki, którego uczyli mnie w szkole, a nie lokalny dialekt z Reichenbach. Tam być może jest to „Aktywny Ogon”

    1. Sławomir S. pisze:

      Oczywiście powinieniem napisać 'Activ’, a nie „Active” Anglosaskie nazewnictwo już utkwiło w podświadomości. Podobnie jest z tym Tail (część) a nie Tail (ogon). Przyczynek do popularności języków w komunikacji rynkowej audio.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Tak czy inaczej ogona te kolumny w sensie dosłownym nie mają i są częściowo aktywne. 🙂

  2. Piotr Ryka pisze:

    Ze spraw aktualnych. Przyjechały po recenzję Final Audio D8000 – i to jest naprawdę mocny zawodnik. Szkoda, że taki drogi. Cena ustalona na 15 tys.

  3. Patryk pisze:

    Final D8000:WOW! Czekam bardzo na recenzje! (moze pobija Final X, moje jedne z wymarzonych sluchawek)

  4. Patryk pisze:

    WOW! Co za wiadomosci dla osoby, ktora marzy o Final X.

    Czuje cos, ze to moga byc TE SLUCHAWKI i kto wie, jezeli beda mialy magie X-ow i z pewnoscia jeszcze lepszy bas (przy tej technice jestem w 100% pewny, ze tak) to bedzie problem finansowy! Czekam bardzo na test!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Połowa recenzji już napisana, tak więc będzie niebawem.

  5. Stefan pisze:

    Wyceniony w rejonach HE1000, LCD-4, Utopii. Ciekawe czy będzie to krok do przodu.
    No i pady welurowe.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Pady nie są welurowe, a postęp jest.

  6. Włodek pisze:

    Piotrze, nie rozumiem dlaczego napisałeś, że model Zero nadaje się do większych pomieszczeń niż model Uno. Przecież UNO jest większy gabarytowo i dwukrotnie droższy. Jest tego jakieś mądre wytłumaczenie ? Dlaczego UNO jest dobre do małych pomieszczeń ? Avantgarde Zero to wg mnie jest odpowiednik Mummy u Jacka Zagai (HORNS). Pozdrawiam Włodek

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wytłumaczenie jest takie, że słuchałem Uno dobrze grające w kilkunastometrowym pomieszczeniu, a Zero nie.

      1. Paweł pisze:

        Ale to nie powód aby myśleć, że Zero nie zrobią tego lepiej. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy