Recenzja: A&ultima SP3000

    Obiecali – i się spełniło, nowy flagowiec od Astell & Kern zawitał. Nie pokrólował sobie zatem zrecenzowany niedawno SP2000T, który szalenie mi się podobał. Podobał przede wszystkim za to, że miał wzmacniacz lampowy (do wyboru z dwoma innymi), a przy tym cenę dość przystępną jedenastu tysięcy. Taka kwota nie należy wprawdzie do sum okazyjnych tak ogólnie rzecz biorąc, ale jak na należność za flagowego DAP-a jednej z wiodących marek, to w dzisiejszych czasach okazja. Okazja jak się okazało przelotna; skutkiem wyczerpania (nie wiem czy chwilowego, czy na dobre) kości ESS Sabre ES9068AS produkcję wygaszono szybciej niż było zakładane: rach-ciach – po okazji. Cóż, dobre rzeczy nie trwają długo, czego młodość najlepszym przykładem, a kto zdążył, ten niech rączki zaciera i się nabytkiem kontentuje.

    Nowy flagowiec – już taki nie przejściowy i nie drogą przypadku – ma kości od Asahi Kasei, nie ma lampy, jest tej samej wielkości lecz sporo cięższy, a cenę ma dwa razy wyższą. Nie całkiem aż dwa razy, ale 20,5 tys. PLN to jest dwa razy prawie; nie ma już zatem okazji, jest twarda rzeczywistość w oparciu o nierdzewną stal.

    Przytoczmy  w luźnym tłumaczeniu słowa zachęty producenta: Astell & Kern nie ustaje w poszukiwaniach idealnego dźwięku, ustanawiając nowe standardy w ramach serii A&ultima, której najnowszy przedstawiciel SP3000 to kolejny flagowy DAP zbierający żniwo dokonań ponad dekady badań. To pierwszy w historii odtwarzacz przenośny mający podwojony w technologii Dual Audio Circuitry obwód, też jako pierwszy wyposażony w najnowszego typ przetwornik HEXA, a w odniesieniu do całego produktu oparty o szczytowe technologie oraz najlepsze materiały, jakie na użytek takiego typu urządzeń mogą być dziś wprowadzone. To nasze tour de force – nowy punkt odniesienia.

    Dorzućmy garść szczegółów: Poczynając od nigdy wcześniej nie stosowanej obudowy z austenitycznej stali 904L[1] przez nowy interfejs graficzny, po łączność bezprzewodową Bluetooth 5.0, mamy do czynienia z plejadą szczytowych osiągnięć technicznych, składających się na najdoskonalszy z dotychczasowych odtwarzacz przenośny typu DAP.[2] We wnętrzu po raz pierwszy całkowita separacja sekcji analogowej od cyfrowej, szczytowej klasy układy przetwornikowe Asahi Kasei AKM4499EX, całkowita rozłączność obwodów symetrii i asymetrii oraz poprawiająca osiągi nowatorska technologia THERATON ALPHA – a wszystko pod kontrolą ośmiordzeniowego procesora Qualcomm Snapdragon 6125.

    Uściślić przy tym wypada, co znaczy struktura HEXA. W noszącej to miano architekturze układu D/A składa się na przetwornik nie sam najbardziej zaawansowany procesor AKM4499EX (zdolny min. najdoskonalej separować sygnał analogowy od cyfrowego), ale też poprzedzający go układ scalony AK4191EQ, pracujący jako zewnętrzny modulator delta-sigma w roli reduktora szumu. To jednak dopiero dwa układy, a hexa znaczy „sześć”. Tu miłe zaskoczenie, dostajemy samo najlepsze: Cały przetwornik to dwa rozdzielone na całej długości potoki przetwarzania złożone z pojedynczego czyściciela AK4191EQ i dwóch kości AKM4499EX, czyli faktycznie sześć układów, niezaprzeczalnie „hexa”. Tym samym mamy do czynienia z najbardziej zaawansowanym przetwornikiem jaki kiedykolwiek zastosowano w DAP-ie – takim, któremu stopnia zaawansowania mogą pozazdrościć niemalże wszystkie drogie CD i stacjonarne przetworniki. 

    Na finał wstępu garść szczegółów tyczących producenta, ponieważ ich zebranie przy okazji pisania o poprzednim flagowcu było dość czasochłonne, a też stanowi zachętę:

    Astell & Kern to zaistniała w 2013 marka należąca do założonej w 1999 przez siedmiu byłych dyrektorów Samsunga seulskiej firmy Dreamus (pierwotnie ReignCom), właściciela też marek iRiver, FLO, Yurion i Funcake Entertainment Services. Samo Dreamus jest z kolei zależne od SK Telecom Co., Ltd. – największego południowokoreańskiego dostawcy telefonii komórkowej, zarazem jednego z filarów czebolu SK Group – międzynarodowego koncernu zatrudniającego 70 tys. pracowników.

[1] Czyli nierdzewnej – stopowo-domieszkowej w oparciu o dodatki miedzi i chromu

[2] Zwrot „najdoskonalszy z dotychczasowych odtwarzacz przenośny typu DAP” bynajmniej nie jest pleonazmem, ponieważ znane są inne typy takich odtwarzaczy – dyktafony, smartfony, walkmany i discmany oraz wędrowne orkiestry.

Wygląd, obsługa i zawartość

Wielki wyświetlacz w lśniącej oprawie. (Alternatywnie całość czarna.)

    O zawartości dużo już było, niemalże wszystko powiedziałem gdy chodzi o przetwornik. Dwie kości AK4191EQ i cztery AKM4499EX w osobnych strumieniach po trzy w każdym pracują dla dwóch wyjść symetrycznych i jednego niesymetrycznego, co skutkuje min. nienotowanym odstępem szumu od sygnału (130 dB) i nienotowaną dynamiką. Na etapie słuchawkowego wzmacniacza każdy strumień wzmacniają dwa nie wyjawione z nazwy op-ampy, dając sygnalizowane na wstępie pełne rozdzielenie obwodów. Ośmiordzeniowy procesor w litografii 11 nm wspierany 8 GB pamięci DRAM jest wprawdzie dla obu sekcji wspólny, ale jego osiem rdzeni i podwojona ilość pamięci są i bez stosowania dwóch z zapasem wystarczające do uzyskania najszybszej odpowiedzi impulsowej jaką kiedykolwiek obserwowano.

    Na dalszym etapie przetwarzania dołącza sześć alternatywnych filtrów cyfrowych i opcjonalnie wymuszana transformacja PCM w DSD, do tego equalizer oraz mieszanie kanałów CrossFeed.

    Na poziomie ekranu dostajemy staranniej niż kiedykolwiek opracowaną szatę graficzną w oparciu o dominujące kolory czerni i czerwieni, tak aby jak najmniej fatygować oczy i baterie szkodliwym i prądożernym błękitem. Co w żadnym razie nie wyklucza pełnej gamy kolorów przy odtwarzaniu okładek – ikony płyt zostaną wyświetlone w pełnych gamutach barwowych.

    Do nowych opracowań dołącza tryb przyciemniony i ulepszone przeglądanie list, a sama wielkość ekranu 5,46 cala i jego czytelność Full HD są adekwatne do wymagań urządzenia ze szczytów.

    Wdrożona też została spopularyzowana kiedyś przez Chorda i obecna już we wcześniejszych modelach Astella rozpoznawalność gęstości pliku wyświetlanym kolorem, tyle że ten zjawia się tutaj łuną wokół potencjometru, a nie barwą ledowej kreski na rewersie, dzięki czemu jest stale widoczny.

Wyświetlacz szczytowej jakości.

   Najwyższa jakość to także ładowane w 3,5 godziny baterie litowo-polimerowe o pojemności 5 mAh i czasie pracy 10 godzin, bezstratny transfer bezprzewodowy AK File Drop, znana z poprzedniego flagowca funkcja wyrównywania głośności plików ReplayGain, a także pełne spektrum gęstości próbkowania z obsługą MQA, Qualcomm aptX HD, LDAC, ROON itd.

    Poza doskonałością przetwornika (a tak naprawdę dwóch) najważniejszy dla dźwięku jest oczywiście słuchawkowy wzmacniacz. Nad nim producent się nie rozwodzi, właściwie go opisowo pomija. Wprawdzie i on został  podwojony, jako osobne pary op-ampów dla wyjścia niezbalansowanego i zbalansowanych, ale nie dostajemy obecnej w poprzednim flagowcu opcji użycia lampy, a o samych op-ampach dowiadujemy tyle, że wyjściu niezbalansowanemu dają wzmocnienie 3,3 V, a dwóm zbalansowanym po 6,3 V. (Zatem duże.)

    Przechodząc do wyglądu i obsługi. Wymiary 82,5 x 55 x 140 mm to nic ekstremalnego, niemniej urządzenie jest spore. Natomiast waga, bez paru gramów pół kilo, to już solidny konkret. O jedną trzecią większy niż we flagowcu poprzednim przy takich samych gabarytach, co biorąc pod uwagę redukcję trybów wzmacniacza oznacza dużą wagę przetwornika Hexa i obudowy z nierdzewnej stali.  

    Trzymając SP3000 w ręce wyraźnie czuć większy ciężar, a jego ostre krawędzie, szczególnie wystająca za dłoń prawa dolna, mogą nieuważnego użytkownika drasnąć. Remedium na to szykowne etui z najwyższej gatunkowo skóry, ale tego w ręce nie miałem, ponieważ po recenzję przybył prototyp bez akcesoriów i opakowania. Mogę więc tylko pisać o wyglądzie i sprawowaniu się samego urządzenia, ale to przecież sedno sprawy.

Rewers w kunsztowne wzory.

    Poza w trzymaniu większą wagą narzucają się dwie rzeczy: lśnienie nierdzewnej super stali i sporo większy ekran. Rozmiary frontu są te same przy o milimetr większej grubości, ale ekran zauważalnie większy dzięki wyraźnie uszczuplonym rantom, najbardziej górnym i dolnym. Diametralnie różne wrażenia kolorystyczne zjawiają się po odpaleniu – wyraźnie wolniej (o ładnych kilkanaście sekund) uruchamiający się SP3000 ukazuje radykalnie czarniejsze tło w postaci czerni autentycznej zamiast ciemnej szarości. Towarzyszą tej czerni komponenty czerwieni przechodzącej w purpurę, a cała jakość wyświetlania osiąga dużo wyższy poziom pomimo identycznej rozdzielczości. U SP2000T to po prostu wyświetlacz, choć ładnie kolorowy, u SP3000 zjawia się aura tajemniczej czerni i efektowność światła. Pewnie, że to trwa tylko chwilę, ekran się zaraz wygasza, ale gdy ktoś ma dużą wrażliwość estetyczną także odnośnie wzroku, to SP3000 zadowoli go bardziej. Z mojego punktu widzenia nieco przy tym kontrowersyjny jest mocny połysk obudowy, silnie kontrastujący z czernią ekranu zarówno aktywnego, jak nieaktywnego. Producent nazywa to „owinięciem w światło” i jest z efektu bardzo dumny, a dla osób wolących maskującą czerń jest czarna wersja oprawy.

    Nie ma jak wniknąć w relacje obudowy z jakością samego dźwięku, chociaż skądinąd jest wiadome, że w powiązaniu z materiałem obudów brzmienia mogą się różnić. Producent o tym nie wspomina, chwaląc się samą klasą stopu – jego połyskiem i izolacyjnością; sam nie miałem możliwości porównywania „brzmienia” stali 904L z innym materiałem tworzącym.

    Jak chodzi o czynności obsługowe i możliwości podłączania, następca i starszy flagowiec niemalże się nie różnią. Przyciski, gniazda słuchawek, szczelina karty pamięci i łącze USB – wszystko to jest identyczne odnośnie funkcji, lokalizacji i kształtu. Jedyna pośród różnica to brak u nowego na górnej krawędzi włącznika, którego czynność przejęło naciskanie potencjometru. (Co okazuje się wygodniejsze.) Prócz tego potencjometr osadzono ciut niżej, ale jest identycznie żłobiony i tej samej wielkości. Jak mówiłem podświetla się wokół, a tam tego nie było. (Alternatywny potencjometr suwakowy na dotykowym ekranie został, rzecz jasna, zachowany.)  

Podświetlane kółko potencjometru informuje o typie pliku.

    Opakowanie i akcesoria to jak na razie zapowiedzi, ale pokrowiec na odtwarzacz w sytuacji „owinięcia go światłem” najpewniej z założenia nie powinien być stosowany. Natomiast opakowanie całościowe szykuje się wytworne, jako drewniana szkatułka owinięta koźlęcą skórą wyprawioną przez jedną z najbardziej renomowanych firm kaletniczych – działającą od 1903 roku w Mazamet w Oksytanii garbarnię Alran SAS.

Co na to ekolodzy? Zapewne: „– Na pohybel!”

Powinna być alternatywa bez grama choćby skóry.

Brzmienie

I dobrze się je trzyma.

    Tradycyjnie zacznijmy od uwarunkowań; oczywiście z punktu widzenia mnie odpowiadających ustawień z uwzględnieniem różnic i uzasadnień. Poczynając od filtra cyfrowego „Low Dispersion Short Delay”, który najbardziej mi pasował z uwagi na najlepszą humanizację i pewną dozę romantyzmu.

    Najprostszy wybór dotyczył konwersji PCM w DSD, jako że po jej aktywowaniu zapadała relaksująca cisza. (Najpewniej nowy firmware będzie na to lekarstwem.)

    Trudnych wyborów nastręczyło podejście do Equalizera[3] i funkcji mieszania kanałów Crossfeed. Equalizer wprawdzie, zgodnie z wyświetlającym się komunikatem, nie pozwalał zmieniać przypisanych mu przez producenta ustawień, dając wyłącznie możliwość aktywacji bądź nie, ale to i tak był dylemat; przede wszystkim dlatego, że przejście do aktywnego Equalizera oznaczało wyraźny spadek głośności, nie dana zatem była możliwość zasmakowania punktowego przejścia; w każdym przypadku trzeba było wyrównywać poziomy. Co oznaczało fory dla „bez Equalizera”, jako że głośniej w pierwszym odruchu automatycznie znaczy lepiej. Lecz ostatecznie (i raczej prędko) zdecydowałem się na Equalizer, ponieważ też oznaczał małą acz wyczuwalną humanizację oraz dźwięk mniej echowy, prawdziwszy.

    Identycznie z Crossfeed. Też jego aktywacja obniżała głośność; po serii porównawczych przymiarek wniosek, że z Crossfeed dźwięk bardziej miękki i cieplejszy, także i mniej echowy, ale w zredukowanej przestrzeni. Z czego postulat praktyczny, by do muzyki elektronicznej, ewentualnie też symfonicznej, raczej z wyłączonym Crossfeed i może bez Equalizera, a do intymnego wokalu najlepiej z tym i z tym. (Aczkolwiek nowsze oprogramowanie może w tym jeszcze zamieszać, poza tym gusta różne, piszę wyłącznie o swoim.)

   Teraz o różnicach pomiędzy SP3000 a SP2000T, ponieważ te najlepiej mogą oddać charakter i innowacyjność nowszego.

Dwa wyjścia symetryczne i jedno niesymetryczne.

     Z szerokiej perspektywy sprzętowej, wychodząc poza świat odtwarzaczy przenośnych, nasunęła mi się refleksja, że SP3000 to podążanie w kierunku szkoły brzmienia reprezentowanej przez sławną firmę dCS. Gdy ta się pojawiła (na audiofilskim rynku w 1996 roku), okrzyknięto ją rewelacją, jako dostawcę dźwięku o nienotowanej przejrzystości, szczegółowości i wyraźności. Dźwięku zanurzonego w medium o krystalicznej czystości, dotykanego tysiącami czułków leciutkiego poszmeru. Przy cyzelacji krawędzi z mikronową precyzją, nieobecności ocieplenia, gęstości co najwyżej średniej, szybkości ekstremalnej, całościowym popisie bardziej technicznym niż biologicznym. To wszystko jednak w dużym stopniu jako skrótowe i umowne, bowiem słyszałem tory oparte o odtwarzacze dCS grające realizmem biologicznym, a nie muzyką z laboratorium. Niemniej SP3000 to krok kolejny Astella ku biegłości technicznej osiąganej przez dCS – tej miary transparentności i tej miary precyzji. Może tych czułków nie aż tyle, może nie takie techniczne święto, ale tak czysto i wyraźne grającego odtwarzacza przenośnego dotychczas nie mieliśmy. Gdy nie używać Equalizera  i Crossfeed, towarzyszy tej wyjątkowej czystości pogłos, co potęguje rozmiar i bez tego ogromnej sceny, a gdy ich użyć, echa znikają i zyskujemy biologiczność. Tym samym bez użycia we wzmacniaczu alternatywy lampowej różne rodzaje brzmienia – nie aż tak różne jak w SP2000T, ale się mocno różniące. Korzystne to, że chcąc cieszyć się z możliwości odtwórczych SP2000T w trybie lampowym trzeba było sporo odczekać, a SP3000 ze swoich dwóch op-ampów od razu daje (prawie) całą jakość. Medium przy tym ma czystsze, kontury wyraźniejsze, przestrzeń bardziej rozległą, nieboskłon zawieszony wyżej. SP3000 to większy spektakl brzmień dokładniej nakreślonych przy większej dynamice i szybkości. A różnica pomiędzy konsystencjami jest (bardzo umownie rzecz ujmując i pomijając kolory), jak między herbatą a kawą.

 

 

 

 

    Herbata jest przeźroczysta, kawa nie – tak samo medium SP3000 jest transparentną czystością, u SP2000T w trybie lampowym zawiesiną. Nie taką w sensie dosłownym, żeby przeźroczystości żadnej, ale jest to obecność medium „gęsta”, a nie nieobecnie „transparentna”. Co może ulec odwróceniu, bo aktywując w SP3000 Equalizer i Crossfeed otrzymujemy medium gęstsze i brzmienia bardziej biologiczne niż od SP2000T ze wzmacniaczem ustawionym na tryb „OP” (op-amp). Niemniej przy trybie ustawionym na „TUBE” to w SP2000T medium gęstsze, biologizm silniej wyrażony. Też starszy daje mocniejszą współpracę między dźwiękami (koherencję brzmienia), a słabszą separację i słabszą dynamikę. Zaznacza się z kolei u nowego mocniejsza ekspresja sopranów, co można utożsamiać z szerszym pasmem; podobne są natomiast tempo akcji i siła basu – u obu znakomite, dobrze kontrolowane.

   Jest jeszcze jeden czynnik decydujący o postaci brzmienia – chodzi o siłę wzmacniacza. Wzmacniacz  u SP3000 jest cokolwiek mocniejszy; tak akurat na tyle, żeby z jeszcze większą swobodą napędzać bardzo trudne Dan Clark Audio STEALTH. Zważywszy, że te są o wiele trudniejsze od już uchodzących za trudne Sennheiser HD 800, daje to wyobrażenie o skali postępu odnośnie mocy odtwarzaczy przenośnych. Uwolnionych od konieczności wspomagania się podpiętym przenośnym wzmacniaczem, tym samym od dodatkowych kosztów, dodatkowego kabla i dodatkowej objętości. Poza zakresem pełnej swobody pozostają już tylko słuchawki aż tak trudne, że też za trudne dla wielu  stacjonarnych wzmacniaczy. Ale także i one dają się dobrze napędzać – wchodzące praktycznie w rachubę HiFiMAN HE-6 i Susvara mogą grać prosto z SP3000 wysoce zadowalająco.

Topologia powierzchni to tradycyjne skosy.

    Natomiast pozostałe skrajnie trudne, w postaci AKG K1000 i RAAL SR1, są całkiem nieprzenośne i nas tu nie obchodzą. 

    Nie napiszę wszelako, że SP3000 pompuje w dźwięk więcej energii i dzięki temu daje także większą trójwymiarowość. Bo chociaż tak się dzieje, to jest to marginalne; nikt się na tym nie skupi, nawet tego nie zauważy w przyjemnościowym słuchaniu. Astell & Kern SP3000 nie jest przenośnym naśladowcą recenzowanego niedawno nieprzenośnego Questyle CMA Fifteen – jego trójwymiarowość i energetyczność są generalnie bez zarzutu, ale aż tak uwagi nie zwracają. Niemniej zarówno nowszy SP3000, jak trochę starszy SP2000T, dają ogromne zadowolenie odnośnie reprodukcji basu, który nie tylko nisko schodzi i ma strukturę wyraźną, ale także w muzyce wielkoformatowej (elektronicznej, symfonicznej) potrafi zalewać całe sceny, czego sprzęt niższej jakości (włączając stacjonarny) tak dobrze nie potrafi.

[3] Piszę Equalizer i Crossfeed z dużej dla przejrzystości i dlatego, że tak są pisane w menu.

Brzmienie cd.

Klasa dźwięku to odpowiednik drogich torów stacjonarnych.

   Odżegnam się na koniec od tych nieustannych porównań. Gdy mieć po prostu SP3000 i go sobie używać, będziemy przebywali w świecie brzmień wyrafinowanych, w razie potrzeby potężnych, zawsze także (no niemal) choć odrobinę echowych. Kiedy nie użyjemy Equalizera i Crossfeed echowe będą znacznie, gdy użyjemy, echowość spadnie w pobliże zera – muzyka znaczona echem sama z siebie pozostanie echowa, ale ta bezechowa zjawi się bezechową, co najwyżej z echem śladowym. (Którego już po chili w ogóle się nie czuje.)

    Jak zawsze przy echowym typie nie pojawi się ciepło i towarzyszyć temu będzie mniejsza czy większa obcość, a kiedy wyrugować echa, zjawi się doza ciepła, a obcość zniknie całkiem.

    Z powyższych uwag można wysnuć wniosek, że bez aktywacji Equalizera i Crossfeed nowy flagowiec gra gorzej, ale to konstatacja pochopna. Pogłosy może i są odbierane jako udziwnienia, niemniej są efektowne. To nimi malowane wnętrza, niejednokrotnie bardzo duże, a zatem jest to rodzaj wzbogacenia, którego dziwnawy posmak wraz z zżyciem będzie zanikał, a efektowność pozostanie. Zapewne w tej optyce oceniając jedni uznają kości od Asahi Kasei za najlepsze, gdy inni będą woleć Sabre, jako te mniej echowe. Z Asahi Kasei możemy poczuć się jak filharmonii, katedrze czy jaskini; z Sabre bardziej jak w klubie, kabarecie czy knajpie. Z tym, że z Asahi też możemy – wystarczy użyć dwóch przycisków. Jednak nawet i wówczas…. przepraszam – miało być bez porównań.

    Dobrze, o porównaniach dość, ale i poprzez nie i bez nich muzykę w prezentacji A&ultima SP3000 w całości przedstawiłem. Szkoła brzmienia nawiązująca do tej od dCS, prawdopodobnie także posługującego się układami scalonymi od Asahi Kasei. (Chociaż nie jest to oficjalnie przyznawane; angielska firma chowa się za nazwą Ring DAC oraz zwrotem „używając niezwykle wydajnego układu FPGA”, a przecież jest wiadome, że sami nie są producentem.)

Od poprzedniego flagowca nowy jest grubszy i cięższy.

   Dotarły do mnie zdjęcia – etui dla A&ultima SP3000 będzie skórzane i czarne. Trzymając w nim schowany najlepszy odtwarzacz firmy nie będziemy już narażeni na czucie ostrości krawędzi i chłodu zimnej stali, a z dużego ekranu docierać będzie Deep Purple nowej szaty graficznej. Lecz najważniejsze docieranie poprzez uszy. Wbudowany słuchawkowy wzmacniacz oferuje moc pozwalającą sięgnąć praktycznie po każde słuchawki; każde się sprawdzą, lecz oczywiście nie każde jednakowo dobrze. Z próbowanych przeze mnie najlepiej sprawdziły się Sennheiser HD 800, Dan Clark Audio STEALTH i T+A Solitaire P. Z dwóch, jak mniemam, powodów – dopasowania mocą i rzecz oczywista klasy własnej. Z tym, że zakładałem przed słuchaniem, iż najlepszymi będą AudioQuest NightHawk i Grado GH2. Zakładałem niesłusznie – jedne i drugie okazały się zaskakująco echowe. Odnośnie AudioQuest w sumie brak zaskoczenia, one echowe bywają. Ale fantastycznie pasujące do przetwornika na kościach Sabre małe Grado mocno mnie zaskoczyły. Gdyby to były duże Grado z rodziny GS1000, 2000, 3000 – to oczywista sprawa, one należą do echowych. Małe takie z reguły nie są. Nie, żeby nie pasowały wcale – bardzo się dobrze słuchało – niemniej w porównaniach wypadły słabiej. Nie tylko skutkiem mniejszej wydajności ogólnej, ale przede wszystkim przez tę zbyt posuniętą addycją echa. Tego u HD 800, Dan Clark i T+A  nie było, wszystkie grały po naturalnej stronie. Przy włączonym Equalizererze i Crossfeed była to naturalność duża; duża też była przy Susvarach, lecz te do pełni szczęścia potrzebowałyby jeszcze większej mocy; ale nie tej, żeby grać głośno – tej dla kumulacji energii. Najnaturalniej wypadły Sennheiser HD 800, z tym że przy obu ulepszaczach. Bez których znowu zbyt echowo, w każdym razie dla tych, którzy nie lubią echa. Za to przy aktywacji nie tylko naturalnie, ale z brzmieniowym sznytem, tzn. jasnym pastelowym światłem, wielką (mimo braku pogłosu) sceną i popisową indywidualizacją brzmień. Też świetnym oddawaniem nastrojów – na równi żywiołowej bliskości jazzu, co ponurego rozmachu symfonii. Bez zarzutu działała też tajemniczość, tryskała z tego wielka energia, zjawiał się pietyzm brzmieniowych koronek i całościowa perfekcja. Słuchałem tego i słuchałem, coraz bardziej mi się podobało.

Jakość ekranu ma lepszą o klasę.

    Ogromny w tych słuchawkach drzemie potencjał brzmieniowy, zwłaszcza gdy dać im jakościowy kabel. Lecz mało który grajek umie potencjał ten wyzyskać, a SP3000 umiał. I to bez pomocy zewnętrznego wzmacniacza – grały te HD800 jak w drogim stacjonarnym torze o idealnym pasowaniu. Więcej powiem: kręcącymi się wokół mnie jakościami jestem już mocno znudzony – przesyt, przeżarcie, chęć wytchnienia. To brzmienie jednak mnie porwało! Porywało z każdą muzyką, co prawie się nie zdarza. Wielkie źródła i wielkie scena – wielka, wytarzana w bogactwie i bezpośredniości jakość. Do tego wyrazisty bas z potężnym efektem BUM! – też dużo powietrza w dźwięku. Mniam.

Podsumowanie

    Nie wiem czy dobrze to, czy źle, że Astell & Kern A&ultima SP3000 najbardziej podobał mi się z ulepszaczami dźwięku, bywają bowiem ortodoksi, dla których ich użycie to audiofilskie świętokradztwo. Gwiżdżę na ortodoksów, ich dogmaty mi obojętne. Ważne jest dochodzenie do ideału brzmienia w rozumieniu chęci słuchania, i to takiej przemożnej. Dla ornitologa będzie to śpiew ptasząt, dla ichtiologa rybek pluski, dla babci gaworzenie wnusiąt. Dla audiofila zaś cokolwiek z zasobu audiofilskiej menażerii, co wprawi go w zachwyty. Że menażeria to ogromna, zachwytów może być cała masa w najróżniejszych konfiguracjach. Mnie przy pisaniu tej recenzji zachwyciły spośród kilku wyborów klasyczne Sennheiser HD 800 uzbrojone w kabel Tonalium-Metrum Lab z przejściówką symetryczną Pentaconn na bazie wtyku Furutecha wpiętą w SP3000 z aktywowanym Equalizerem i Crossfeed.  

    – Zmartwienie? – to nie słuchawki przenośne, tym bardziej z grubym, sztywnym kablem.

    – Smak szczęścia? – grało, że jak nie wiem, jak system za sto i więcej tysięcy.

    – Da się osiągać takie brzmienie używając słuchawek przenośnych?

    – Z całą pewnością da się – skoro tak jedne grały, to zagrają też inne. Czy będą to Beyerdynamic T1, dokanałówki Sennheisera, czy któreś inne spośród mnóstwa, to już społeczność ustali, a sam rekomenduję system stacjonarny złożony z odtwarzacza przenośnego Astell & Kern A&ultima SP3000 i nieprzenośnych słuchawek Sennheiser HD 800.

 

W punktach

Zalety

  • Coś w rodzaju przenośnego systemu od dCS.
  • Nie aż tak zaawansowanego, ale to są te smaki, te przeżycia.
  • Szczytowej klasy wyrazistość.
  • Szczytowej klasy przejrzystość.
  • Szczytowej klasy szczegółowość.
  • Ożywiane planktonem i szmerami medium.
  • Szybkość.
  • Dynamika.
  • Neutralna temperatura.
  • Wielkie sceny rasowane pogłosem.
  • Przekonująca wizualizacja muzycznych zdarzeń.
  • Całkowita bezpośredniość kontaktu.
  • Duża moc wbudowanego wzmacniacza.
  • Efektowny wygląd.
  • W tym znakomity wyświetlacz i specjalna stal obudowy.
  • Nowa, wysmakowana szata graficzna uwzględniająca ochronę wzroku.
  • We wnętrzu najnowsze kości przetworników od Asahi Kasei i ośmiordzeniowy procesor.
  • Duża pamięć wbudowana i dołączana.
  • Krótki czas ładowania wysokopojemnych baterii.
  • Ogólna wygoda obsługowa.
  • Dwa wyjścia symetryczne (większa moc).
  • Eleganckie etui ochronne.
  • Wytworne opakowanie.
  • Mimo progresu technicznego cena zbliżona do poprzednich modeli wiodących.
  • Flagowiec całą gębą.
  • Dotyk luksusu.
  • Sławny, ceniony producent.
  • Polska dystrybucja.
  • Made in South Korea.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Duża waga.
  • Bez etui gryzie krawędziami w rękę.
  • Względem modelu SP2000T brak lampowego wzmacniacza dającego alternatywną estetykę brzmieniową.
  • Brak (?) wolnej od użycia skór naturalnych oferty dla osób ekologicznie wrażliwych.

 

Dane techniczne:

Właściwości

  • Pierwsze na świecie zastosowanie stali nierdzewnej 904L do materiału korpusu odtwarzacza
  • Pierwszy na świecie DAP z pełną separacją przetwarzania sygnału cyfrowego i analogowego (Przy użyciu najnowszego flagowego układu DAC AK4499EX firmy Asahi Kasei)
  • Oszałamiająca jakość dźwięku z niezależnym podwójnym obwodem audio
  • Wyposażony w wysokowydajny ośmiordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 6125
  • Nowe doświadczenie w graficznym interfejsie użytkownika
  • Obsługa aptX™-HD i LDAC

 

Osiągi

  • Model: SP3000 (PPF41)
  • Kolor obudowy: Czarny, Srebrny
  • Materiał obudowy: Stal nierdzewna 904L
  • Wyświetlacz: Dotykowy Full HD 5,46” 1080×1920
  • Obsługiwane formaty audio: WAV, FLAC, WMA, MP3, OGG, APE, AAC, ALAC, AIFF, DFF, DSF, MQA
  • Częstotliwość próbkowania:
  • – PCM: 8kHz ~ 768kHz (8/16/24/32 bity na próbkę)
  • – Natywny DSD: DSD64 (1-bitowy 2,8 MHz), Stereo / DSD128 (1-bitowy 5,6 MHz), Stereo
  • – DSD256 (1bit 11,2 MHz), Stereo / DSD512 (1 bit 22,4 MHz), Stereo
  • Poziom wyjściowy:
  • – Niezbalansowane 3,3 Vrms
  • – Zbalansowane 6,3 Vrms (warunek bez obciążenia)
  • Procesor: Ośmiordzeniowy
  • DAC: AKM AK4191 x2 (podwójny modulator) i AK4499EX x4 (podwójny + podwójny DAC)
  • Obsługa dekodowania: Odtwarzanie do 32bit/768 kHz Bit-to-Bit
  • Wejście USB typu C (do ładowania i PC i MAC)
  • Wyjścia:
  • – Wyjście niezbalansowane (3,5 mm), wyjście optyczne (3,5 mm)
  • – Zbalansowane (2,5 mm, obsługiwane tylko 4-biegunowe | 4,4 m, obsługiwane tylko 5-biegunowe)
  • Wi-Fi: 802.11 a/b/g/n/ac (2,4/5 GHz)
  • Bluetooth: V5.0 (A2DP, AVRCP, Qualcomm® aptX™HD, LDAC)
  • Wymiary: 82,4 mm [szer] x 139,4 mm) [wys] x 18,3 mm [D]
  • Waga: Około 493g
  • Udoskonalenia funkcji: Obsługa aktualizacji oprogramowania układowego (OTA: Over-The-Air)

Specyfikacje audio

  • Pasmo przenoszenia:
  •   ±0,017dB (Warunek: 20Hz~20kHz) Niezbalansowane /
  •   ±0.021dB (Warunek: 20Hz~20kHz) Zbalansowane
  •   ±0.022dB (Warunek: 20Hz~70kHz) Niezbalansowane /
  •   ±0.031dB (Warunek: 20Hz~70kHz) Zbalansowane
  • S/N: 126dB @ 1kHz, Niezbalansowane / 130dB @ 1kHz, Zbalansowane
  • Przesłuchy: -136dB @ 1kHz, Niezbalansowane / -145dB @ 1kHz, Zbalansowane
  • THD+N: 0,0006% przy 1 kHz, Niezbalansowane / 0,0004% przy 1 kHz, Zbalansowane
  • IMD SMPTE: 0,0007%, 800Hz 10kHz (4:1), Niezbalansowane / Zbalansowane
  • Impedancja wyjściowa: 3,5 mm (0,7 omów), 2,5 mm (1,7 omów), 4,4 mm (1,6 omów)

 

Źródło zegara

  • Jitter zegara: 25ps (typowo)
  • Jitter zegara referencyjnego: 200 femto sekund
  •   Pojemność przechowywania
  • Wbudowana pamięć: 256 GB [NAND]
  • Pamięć zewnętrzna: microSD x1 (maks. 1 TB)

 

Bateria

  • Pojemność: 5.050mAh 3.8V Li-Polimer
  • Czas ładowania: około 3,5 godziny (ładowanie QC3.0)
  • Czas odtwarzania: około 10 godzin (Standard: FLAC, 16bit, 44,1 kHz, Vol.80, LCD wyłączony, Low Gain

Obsługiwane systemy operacyjne:  Windows 10,11 (32/64bit) MAC OS X 10,7

 

Cena: 20 500 PLN

Pokaż artykuł z podziałem na strony

12 komentarzy w “Recenzja: A&ultima SP3000

  1. Patryk pisze:

    Bardzo dziękuję za recenzje nowego flagowca od A&K. Cieszy, że firma wciąż stara się wprowadzać nowinki do swoich produktów i być wzorem dla innych. Już niedługo będę w stanie sam porównać SP2000 vs SP3000.
    Co do recenzji to rozumiem, że cały czas odnosi się Pan do SP2000T natomiast w tekście podaje Pan SP2000. To są zupełnie różne modele i o różnej klasie (nie tylko cenowej).

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Słuszna uwaga, zaraz poprawię.

  2. Kacper pisze:

    Małe sprostowanie artykułu; SP2000T nigdy nie był flagowcem, był i jest natomiast (do chwili premiery SP3000) – SP2000

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Zależy jak na to patrzyć. SP2000 był okrzyczany jako flagowy, ale co z tego, kiedy w pewnym momencie (co sprawdziłem) nie był dostępny, a najlepszym z dostępnych był SP2000T.

  3. Jacek pisze:

    Fajna recenzja.
    Panie Piotrze ciekawy jestem porównania z ACRO CA1000. Czy miał Pan okazję słuchać tego przenośnego (przynajmniej w pewnym sensie) i zarazem mocnego urządzenia?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nie, ACRO nie słyszałem.

    2. Marcin pisze:

      Słuchałem ja. ACRO jest fantastyczne. Równie szybkie, posiada crosfeed i poprzez odchylany ekran jest przyjemne w obsłudze. Model 3000 to referencja. Mówi „jak jest”. ACRO jest szczegółowe, dość jasne i niestety nie jest urządzeniem, które bym chciał na swoim biurku podczas dłuższych odsłuchów. Odsłuchy krytyczne. Jeden, może dwa albumy. Nie więcej. Niemniej jednak to wspaniałe urządzenie. Sugerowałbym ciemniejsze słichawki. U mnie wspaniałe z LCD-X. HE1000se już nasycały szczegółem poza moim progiem tolerancji w odsłuchach dłuższych niż 30-45 minut.
      W zależności od posiadanych słuchawek można dokonać wyboru. Trzeba pamiętać, że to są różne budżety. Posiadam SE180 i S3000 to moim zdaniem jego kosmiczna ewolucja.

  4. Kris pisze:

    Chcilabym zapytac jako czytelnik rowniez Pana wczesniejszych recenzji czy odsłuchiwał Pan ultrasone tribute 7 z aksp3k jesli tak to jakie wrażenia ?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Słuchałem. Moim zdaniem do odtwarzacza lepiej pasowały HD 800 i STEALTH, tzn. lepiej potrafił on wyzyskiwać ich walory. Ale z Tribute 7 też grał bardzo dobrze, choć z nimi bardziej przypadł mi do gustu lamowy SP2000T.

  5. Apokathelosis pisze:

    Śmieszne te końcowe zalety na siłę, ale ostatnia wada to szczyt. Najwyraźniej ekoświry nie są grupą docelową dla tego produktu.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Najwyraźniej masz małą wrażliwość na cudzy ból.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy