Recenzja: Audio-Technica ATH-MSR7

Audio-Technica_ATH-MSR7_006 HiFi Philosophy   Słuchawki, słuchaweczki, ja wszystkie was dzieweczki…

Eee, bzdury plotę, na mózg tumaństwo mi padło. Słuchawek do całowania prawie nie ma, a jak już, to wyłącznie na zasadzie wyartykułowanej przez Chlestakowa w Rewizorze Gogola – iż cygara takie bywają, że człowiek paląc ze szczęścia chce własne ręce całować. No jest parę takich słuchawek, że podczas słuchania w amok szczęścia wpaść można. Nie muszę jednak wyjaśniać, że słuchawki kosztujące nieco ponad tysiąc złotych do aż tak dobrych się nigdy nie zaliczają, czego wielce żałować należy u nas, czyli po stronie słuchaczy. Producenci natomiast na pewno sobie tego gratulują i pilnie strzegą, by się takie słuchawki nie pojawiły. To wszakże dotyczyć może jedynie producentów zasiedziałych, działających od dawna i po części na zasadzie solidarności korporacyjnej, czego wyrazem choćby niedawne przejście Beyerdynamica na pozycje lojalnościowe, czyli ze słuchawkami flagowymi za circa pięć tysięcy. Natomiast młodzi gniewni, żądni rozgłosu i zysków, powinni atakować nie tylko jakością ale i ceną, bo przecież trudno oczekiwać, że ktoś całkiem nowy wyskoczy z taką jakością, iż wszystkich starych graczy na amen zagnie i mimo analogicznej ceny wyautuje. Jak świat światem to się nie zdarzyło, albo jak już, to niepomiernie rzadko i nie na polu słuchawek. Bowiem skok taki musi oznaczać przełom, a o przełomy niezwykle jest trudno. Ileż to tych, noszących znamiona jakichś przełomów, w dziejach słuchawek było? Pojawienie się dynamicznych, pojawienie planarnych, elektrostatów, AMT, użycie kotwicy zrównoważonej, dwóch przetworników, symetrycznego okablowania… To były ważne momenty, chociaż nie wszystkie ważne tak samo, a żaden prawdziwie przełomowy. No, może słuchawki elektrostatyczne takim się wydawały, jako że w momencie pojawienia szarpnęły jakość mocno do góry, ale już dynamiczne Sony MDR-R10 z 1988 roku je dorwały, a nawet na moment prześcignęły, i dopiero Sennheiser Orpheus w 1990 rachunki wyrównał. Czy to oznacza, że wielki słuchawkowy przełom jest dopiero przed nami? Bardzo bym chciał, ale na nic takiego się nie zanosi. Bo jeśli nawet zbliżający się do rynkowej premiery Orpheus II wyznaczy nową jakość, to kogóż to obejść może przy jego astronomicznej cenie? Samych multimilionerów. A kij im w oko, wyzyskiwaczom – i tyle.

Czy zatem stoimy w przypadku tych słuchawek za tysiaka na z góry straconej pozycji? Nie, niekoniecznie. Recenzowałem już sporo takich, które okazały się świetne, by wymienić Sennheisery HD 600 (kiedyś tyle one kosztowały), Beyerdynamic DT 880 albo DT990 PRO, Grado SR-250. A teraz nowa jest szansa, gdyż tytułowa dla tej recenzji Audio-Technica ATH-MSR7 kosztuje tylko 1099 PLN, a szczyci się tytułem  Best Headphones of the Year 2015 redakcji Reviewed.com. Być zatem powinno tanio i dobrze, aczkolwiek jakaś rewolucja nam raczej nie grozi. Jednak tanio i dobrze to zawsze miła chwila, a tym razem także i ładnie, jako że słuchawki są niczego sobie.

Budowa

Dawno nie widziana Audio-Technica w końcu zawitała do naszej redakcji.

Dawno nie widziana Audio-Technica w końcu zawitała do naszej redakcji.

   Audio-Technica ATH-MSR7 są słuchawkami konstrukcji zamkniętej, wedle obowiązującej od paru lat mody nadając się do domu i na wynos. Stosownie do tego budowę nie tylko zamkniętą mają, ale także są lekkie, niewielkie i kabel posiadają odpinany. W komplecie jest tych kabli nawet trzy sztuki, z których dwie to krótsze na drogę i do aparatur przenośnych; a więc jeden jest taki na zapas, a ściślej także do obsługi smartfona, co się chwali. Trzeci to znacznie dłuższy do domu, dokładnie poza tym tej samej budowy. Wszystkie są cienkie, leciutkie, elastyczne i w brązowej izolacji; i wszystkie zakończone małymi jackami. Wpina się je do lewej muszli też małym jackiem – czyli wszystko to standard. Cienkie kabelki w większej niż normalnie ilości prezentują się znacznie skromniej od samych słuchawek, które są ładne, chociaż średnio wygodne. Wąski stosunkowo pałąk został za cienko jest wyścielony i sam jest za cienki, a w efekcie trochę gniecie i trzeba zawieszenie ustawić tak, by jak najmniej to robił, czyli z lekkim luzem. Pady z kolei są miękkie i przyzwoitej wielkości, w miarę dobrze okalając uszy, ale pokryte sztuczną skórą niespecjalnie miłą w dotyku. Cokolwiek robi się pod nią ciepło i nieco z czasem swędząco, chociaż nie jakoś szczególnie i spokojnie da się wysiedzieć. Niemniej pady Beyerdynamica i Sennheisera w analogicznej ceny przypadkach spisują się lepiej. Na pociechę słuchawki są lekkie i nawet z poluzowanym pałąkiem nieźle siedzą na głowie, a metaliczny lakier na muszlach i nierdzewna stal prowadnic prezentują się całkiem, całkiem.

I pierwszy raz jest to model przenośny, a dokładniej - ATH-MRS7.

I pierwszy raz jest to model przenośny, a dokładniej – ATH-MRS7.

Poza tym ruchomość muszel pozwala je na płask odkładać, co zawsze jest użyteczne. Wszystko to ląduje w porządnym pudle z twardej tektury, a w komplecie jest jeszcze ładny woreczek z cieniutkiej, czarnej skórki, milszej w dotyku niż to obszycie pałąka i padów.

Odsłuch: Z Lebenem i Phasemation

Już na pierwszy rzut oka słuchawki wzbudzają zaufanie i napawają dużym optymizmem co do brzmienia.

Już na pierwszy rzut oka słuchawki wzbudzają zaufanie i napawają dużym optymizmem co do brzmienia.

   Porównajmy zatem najnowszego i już odznaczonego pretendenta do paru uznanych modeli o podobnej i wyższej cenie. Jako probierz przy graniu komputerowym posłuży Leben CS300F z przetwornikiem Phasemation, a przy odtwarzaczu nie zrecenzowany jeszcze Schiit Ragnarok.

Sony MDR-Z1000 (kabel Stefan Audio Art)

Sporo już razy te Sony się pojawiały, z różnym zresztą skutkiem, jako że czasami wypadały przeciętnie, a czasem rewelacyjnie. Zestawione z Lebenem i Phasemation zagrały głęboko, soczyście i z wyraźnie zaznaczoną linią basową, a przede wszystkim takim czymś, co nazwać można lekkim zaśpiewem w ludzkich głosach, czyniącym je powabniejszymi i bardziej interesującymi. Lekka chropawość, długie podtrzymanie – skutkujące zaznaczającym się romantyzmem i nastrojowością – mocno wyróżniający się indywidualizm, silny walor emocjonalny. Nie zatem nuda, powierzchowność, uproszczenie, sama powierzchnia; tylko głębokie przenikanie, rozwarstwianie, pełna (nawet popisowa) otwartość i w sumie głęboka satysfakcja. Dźwięk całościowo wprawdzie w środku głowy, ale przynajmniej nie pod sklepieniem czaszki, tylko na wysokości oczu. Bez przyciemnienia i rozjaśnienia, a przede wszystkim z doskonałym i mocno zaakcentowanym artystycznie wejściem w muzykę.

AKG K712 PRO (kabel Oyaide HPC)

Dopasowanie AKG do Lebenów jest znane. I dobrze było je słychać, z tym że miało to swoje niuanse. Bo dźwięk był głębszy a źródła jego większe, ale zaśpiew nieco mniejszy, a wraz z tym ogólny odbiór bardziej powszedni, nie tak oryginalny. Takie dużego formatu i smacznie pogłębione granie, ale o mniejszej finezji i bardziej pospolitej nastrojowości. Nieznacznie przechylone w stronę optymizmu i z nie tak wydatną linią basową. W sumie bogate, miłe i też otwarte, ale mniej jak na moje oczekiwania wyrafinowane. Bardziej powściągliwe na skrajach pasma, mniej jednak przejrzyste, mniej ostebrzone i nie tak głęboko przenikające w duszę. Dobre, ale jednak słabsze.

Konstrukcja zamknięta  na wzór studyjnych rozwiązań Sony i samej Audio-Technici urozmaicono przede wszystkim kolorystycznie.

Konstrukcja zamknięta na wzór studyjnych rozwiązań Sony i samej Audio-Technici urozmaicono przede wszystkim kolorystycznie.

Sennheiser HD 600

Za to Sennheisery… Tak, one też ze świetnego dopasowania do Lebenów słyną, a tutaj prawda tego obiegowego poglądu znalazła oczywiste potwierdzenie. To było granie podobne do tego z Sony, ale takie bardziej swobodne, na większym obszarze operujące i bardziej melodyjne. Z większymi, bardziej łukowato obrysowanymi dźwiękami, większą głębią i mocniejszym poczuciem magiczności. Leben CS300 to nie żarty, podobnie jak przetwornik Phasemation, a słuchawki Sennheiser HD 600 były pierwszymi, które przy niewysokiej cenie okrzyknięto high-endowymi. Ich dźwięk okazał się gładszy niż Sony i mniej przenikliwy, a za to z głębszym oddechem i większym rozmachem. Nieco też ciemniejszy, taki efektownie światłocienisty i bardzo przekonujący jakością. A zatem trudne zadanie dla tytułowych, ale jak się zbiera nagrody i dużo obiecuje, to trzeba stawać do walki.

Audio-Technica ATH-MSR7

Od Sennheiserów te słuchawki grały na pewno mniej gładko i takim węższym, nie mającym tak szerokiego rozwarcia w pionie dźwiękiem. Z mniejszymi też źródłami, jaśniej i mniej melodyjnie. Z tendencją nieznaczną do analizy a nie wyraźną do czarowania. W sensie audiofilskim zatem słabiej, ale nie gorzej od założonych porównawczo powrotnie Sony. Bo analogicznie szczegółowo i w tym samym typie prezentacyjnym, ale bez lekkiej fosforyzacji sopranów, natomiast z podobnie akcentowaną linią basową. Szybko, rytmicznie, minimalnie technicznie (od czego zupełnie wolne były Sennheisery), z minimalnym piaskowaniem i w dość wąskiej linii oczu – za nimi, po stronie głowy. Bez pogłębiania, ale i nie płytko, tylko tak po młodzieżowemu, tak trochę „techno”. Z nieznaczną też obcością i pewnym dystansem do melodyki. Bardzo ciekawe było przy tym porównanie wysokiej jakości tych samych plików z Tidala i You Tube. Te pierwsze wyraźnie były głębsze i jakby nieco wolniej płynące, co lepiej pasowało do Audio-Techniki i Sony, ale nie pasowało do Sennheiserów, z którymi robiło się już przesadnie głęboko, aż po wpadanie w przester przy włączonym procesorze 3D u Phasemation. A przy tym, co smutne, niektóre utwory, jak na przykład klasyczne Wicked Game Chrisa Isaaka, okazały się na darmowym You Tube zwyczajnie lepsze.

Warto też zauważyć, że melodyjność Audio-Techniki wyraźnie przyrastała w trakcie kilkunastominutowego z nią oswojenia, zwłaszcza że w miejsce lekkiej obcości wchodziła bezpośredniość. Ale jeszcze ważniejsze było pragnienie odtwarzania przez nią plików naprawdę wysokiej jakości, ponieważ każda słabość techniczna była przez te słuchawki podkreślana a nie maskowana, co warto przy zakupie brać pod uwagę. Tak więc Tidal jako źródło zdecydowanie jest dla tych Audio-Technic bezpieczniejszy niż You Tube, pomimo takich wyjątków jak Wicked Game.

Srebrne poszycie urozmaicono subtelnymi, czerwonymi akcentami i brązem skóropodobnych nausznic.

Srebrne poszycie urozmaicono subtelnymi, czerwonymi akcentami i brązem skóropodobnych nausznic.

Z Cowonem Plenue

Z konstrukcji tych ATH jasno wynika, że to słuchawki przede wszystkim dla urządzeń przenośnych. A skoro tak, to trzeba ich w macierzystej konfiguracji użyć i z innymi o takimi przeznaczeniu porównać. Tym samym grono porównawcze uszczupla się do samych Sony, jako też stricte na drogę, a jednocześnie pojawia się dość ciekawa konstatacja. Otóż słuchając zarówno dawnych, nie produkowanych już Sony, jak i tej nowej Audio-Techniki z Cowonem nie mogłem nie zauważyć, że wgrane w niego pliki MQS brzmią lepiej niż to co oferuje Tidal i You Tube za pośrednictwem świetnego przetwornika i słuchawkowego wzmacniacza. W odniesieniu do zwykłych dobrej jakości plików sytuacja natychmiast się odwracała, natomiast MQS nie chciały oddać palmy pierwszeństwa. Dość mnie to, przyznam, zirytowało, bo przecież Tidal swoje kosztuje i chlubi się jakością, no ale tak to w praktyce wyglądało. Dochodzą słuchy, że ta muzyczna stajnia z prawem wstępu za 40 PLN miesięcznie ma wykasować wszystkie nagrania gorszej jakości i używać przede wszystkim takich o jakości porównywalnej z MQS, ale póki to się nie stanie, rzecz wygląda jak wygląda. To znaczy brzmi właściwie, ale nie ma się co czepiać słówek. A teraz odnośnie słuchawek.

Odsłuch cd.

W połączeniu ze sporą funkcjonalnością...

W połączeniu ze sporą funkcjonalnością…

Sony MDR-Z1000 (kabel Stefan Audio Art)

Te stare wciąż jare zagrały z Cowonem nieprzyzwoicie aż dobrze. Gęsto a przejrzyście, chropawo a gładko, melodyjnie a dynamicznie. Ja wiem, że AK 380 jako odtwarzacz spisywał się jeszcze o wiele lepiej, ale i tak było to świetne i z dala od groźnych porównań całkowicie sycące. Zwłaszcza kiedy danego dnia niczego innego jeszcze się nie słuchało, a tak właśnie było. Może tylko soprany nieco zbyt przenikliwe i wciąż ta lekka saturacja – tak jakby cały dźwięk trochę się jarzył. Ale to raczej w śladzie i przy uważnej analizie; podczas pytania siebie jak to gra, a nie słuchania muzyki.

Audio-Technica ATH-MSR7

Względem groźnych i więcej kiedyś kosztujących Sony nowa Audio-Technica zagrała podobnie, ale nie do końca. Nie było saturacji a jedynie minimalna szorstkość szumu podłoża i też cykanie sopranów. Cały zaś przekaz nie tak bezpośrednio napierający na słuchacza – nie dążący do tak bezpośredniego zwarcia – tylko cofnięty pół kroku i trochę łagodniejszy. Tak nieco w stronę tego co prezentowały Sennheisery HD 600, jednak umiarkowanie. Dźwięki nieco pełniejsze, nie tak na wylot prześwietlone, bardziej łukowato obwiedzione i z większym naciskiem na pogłębiania a mniejszym na analizę. Wszystko to w małych dawkach a nie poprzez wyraźne różnice, ale ogólnie przekaz nieco łagodniejszy a mniej bezpośredni. Nie taki łagodny do końca, jaki potrafią zaoferować w tym przedziale cenowym Beyerdynamic DT 880, ale względem przenikliwych i grających tuż przy słuchaczu Sony mniej natarczywy a bardziej zdystansowany i spokojny. Ogólnie jednak w tym samym stylu i na zbliżonym poziomie, chociaż uczciwie muszę przyznać, że dla siebie Sony bym wybrał. Na pewno. Bardziej działały na wyobraźnię i bardziej chciałem ich słuchać. Niemniej trzeba podkreślić, że to słuchawki ongiś więcej kosztujące – około półtora raza. Poza tym uważane przez wielu za rewelacyjne, co wobec napisania, że ATH-MSR7 nawiązała wyrównaną walkę zdecydowanie ją nobilituje.

...i wygodą użytkowania daje bardzo pozytywny koktajl. Na koniec pozostaje jeszcze wisienka - ich brzmienie!

…i wygodą użytkowania daje bardzo pozytywny koktajl. Na koniec pozostaje jeszcze wisienka – ich brzmienie!

Z Schiitem Ragnarok i Ancient Audio przy Accuphase

Nie chciało mi się przełączać interkonektu pomiędzy grzejącym się flagowym wzmacniaczem Schiita a własnym Twin-Head, ani tym bardziej dręczyć jego drogich lamp, na myśl o spaleniu się którychś robi się duszno. Cenowe niedopasowanie i niedopasowanie przeznaczeń i tak było kompletne, zatem szkoda zawracać głowę. Ale graniczne możliwości tej Audio-Techniki przebadać trzeba, a więc proszę.

Te możliwości okazały się naprawdę pokaźne, toteż zbudowany byłem możliwościami. To naprawdę dobre słuchawki; może nie aż high-endowe – to by była przesada – ale takie budzące uznanie. Dużo dobrej muzyki, zachęcający do słuchania klimat, duża scena, odczuwalna w odpowiednich utworach jej dal, umiejętność budowania nastrojów. Tak nawiasem do nastrojów bardziej intymnych lepszy okazał się wzmacniacz Ancient Audio, który równolegle się grzeje, a którego dostrojenie do AKG K712 okazało się nieźle pasować do też mających niską impedancję Audio-Technic, owocując wyraźnym zgęszczeniem, dociążeniem, przyciemnieniem i poprawą basu.

Audio-Technica_ATH-MSR7_002 HiFi Philosophy Audio-Technica_ATH-MSR7_008 HiFi Philosophy Audio-Technica_ATH-MSR7_014 HiFi Philosophy Audio-Technica_ATH-MSR7_016 HiFi Philosophy

 

 

 

 

I się zrobiło lampowo, klubowo, intymnie a zarazem gęsto od masywnych dźwięków. Takich jakby z czekoladowego tortu powykrawanych, bardzo sycących i aromatycznych. Natomiast flagowy Schiit operował przede wszystkim dźwiękiem otwartym, pełnym przestrzenności i powietrza – tak jakby szybować poprzez muzykę w dnia świetle i pośród srebrzących się blasków. Więcej w tym było tęsknoty, obszaru, rozległych widoków, horyzontu gdzieś hen, który dogonić pragniemy; więcej szarości i bieli, a mniej mroku i czerni. A jedno i drugie świetne i do odnośnej muzyki adekwatne, bardzo moje zdanie o tych słuchawkach w górę podnoszące. Bo ani Cowon, ani komputer z tym swoim wykwintnym towarzystwem nie mogły konkurować ze źródłową jakością podawaną przez Accuphase, choć różnie teraz o tym prawią. Zasłyszałem na przykład nie dalej jak wczoraj anegdotę o posiadaczu odtwarzacza CD z funkcją streamingu, który jej nie używał do czasu wizyty kolegi, co to mu w mig Tidala postawił, a teraz jest podobno parę tysięcy płyt CD do nabycia, bo tak wypadło ich z Tidalem porównanie.

A jest to brzmienie nad wyraz rzetelne - zasadzie w tym przedziale cenowym próżno szukać lepszych słuchawek dla wędrujących melomanów. Satysfakcja gwarantowana!

A jest to brzmienie nad wyraz rzetelne – zasadzie w tym przedziale cenowym próżno szukać lepszych słuchawek dla wędrujących melomanów. Satysfakcja gwarantowana!

Nie przeczę, mogło wypaść, ale nie w przypadku Accuphase DP-700. Jeszcze nie teraz, jeszcze się muszą pliki brane wprost z Internetu niejednego nauczyć, zanim z najlepszymi odtwarzaczami wygrają. Ale pewnie wygrają, bo drogę do zwycięstwa mają otwartą. Wyżej mogą próbkować, więc nic nie stoi na przeszkodzie poza jakością przetwornika.

Podsumowanie

Audio-Technica_ATH-MSR7_018 HiFi Philosophy   Audio-Technica ATH-MSR7 to nie są słuchawki przełomowe, a przyznanie im tytułu słuchawek roku 2015 uważam za dużą przesadę. Niemniej to wyrób dobrej jakości, nie przynoszący swemu wytwórcy ujmy. Może jedynie ta sztuczna skóra odbiega nieco od dobrej średniej, jako że sztuczne skóry czy mikrofibry, prawie nieodróżnialne od naturalnych tworzyw, są teraz na porządku dziennym. Reszta jest całkiem w porządku, a najbardziej godny uznania fakt, że słuchawki grają uczciwie. Niczego nie maskują, niczego nie chcą skrywać w basowych kieszeniach, tylko rzetelnie relacjonują jak jest, a wraz z tym podążać mogą bezproblemowo ku lepszym brzmieniom wraz z lepszymi torami.

Można wprawdzie polemizować, czy taka polityka jest najwłaściwsza w przypadku słuchawek za tysiąc z kawałkiem, bo przecież wiadomo z góry, że nikt ich do super torów z premedytacją zapinał nie będzie, a co najwyżej chwilowo i przez przypadek, ale ciągle się słyszy o jakościowych przyrostach w odniesieniu do odtwarzaczy przenośnych z budżetowego przedziału, a nawet spór niedawno się toczył o nie w komentarzach, z wyraźnym stanowiskiem mojego adwersarza, że tanie są lepsze od drogich, tak więc na jakościowe towarzystwo najpewniej liczyć te ATH-MSR7 mogą. A skoro tak, to sukces, bo one w dobrym towarzystwie dobrze się odnajdują i powinny dać satysfakcję. Nie są lepsze ani gorsze od najlepszych przedstawicieli swej bliskiej konkurencji, i nie zagrożą najlepszym słuchawkom stacjonarnym z przedziału 1200 – 2000, ale spokojnie się bronią i wytrzymują konfrontacje.

 

W punktach:

Zalety

  • Uczciwe granie.
  • Dobra szczegółowość.
  • Nie przyciemniona i nie rozjaśniona tonacja.
  • Spora melodyjność.
  • Niezłe dociążenie.
  • Potrafią tworzyć dużą przestrzeń.
  • Nie są natarczywe.
  • Dobrze grają ze Smartfonem.
  • Przyjemnie się słucha na długich dystansach.
  • Zdecydowana progresja jakości wraz z jakością sygnału.
  • Łatwe do napędzenia.
  • Przystosowane do pracy poza domem.
  • Lekkie.
  • W miarę wygodne.
  • Można odkładać na płask.
  • Trzy kable w komplecie.
  • Znany i uznany producent.
  • Rozsądny stosunek jakości do ceny.
  • Made in Japan.
  • Polski dystrybutor.

Wady i zastrzeżenia.

  • Pewne jednak ograniczenie melodyjności.
  • Myszkują po szumie tła.
  • Nienajlepsza jakość obszycia pałąka i padów.

Sprzęt do testu dostarczyła firma:

YWRkPTIwMHgyMDB4RkZGRkZGJmJnPTIzMHgyMzA=_src_12218-logo

 

 

 

 

 

 

Dane techniczne:

  • Typ: Słuchawki dynamiczne o budowie zamkniętej.
  • Średnica diafragmy: 45 mm.
  • Pasmo przenoszenia:  5 Hz – 40 kHz.
  • Maksymalna moc wejściowa: 2000 mW.
  • Czułość: 100 dB/mW.
  • Impedancja: 35 Ω.
  • Waga:  290 g.
  • Kable odpinane: 1.2 m, 3.0 m oraz 1.2 m z obsługą smartfona.
  • Wtyki: 3.5 mm złocone, stereofoniczne.
  • Akcesoria: pokrowiec ochronny.

System:

  • Źródła: Accuphase DP-700, Cowon Plenue, PC.
  • Przetwornik: Phasemation HD-7A192.
  • Wzmacniacze słuchawkow: Ancient Audio, Leben CS300F, Schiit Ragnarok.
  • Słuchawki: AKG K712 (kabel Oyaide HPC, Audio-Technica ATH-MSR7, Sennheiser HD 600, Sony MDR-Z1000.
  • Interkonekty: Sulek Audio RCA, Tellurium Q Black Diamond XLR.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

18 komentarzy w “Recenzja: Audio-Technica ATH-MSR7

  1. Jarek pisze:

    Jeżeli będzie miał pan możliwość to proponuje posłuchać ATH-R70x. Bardzo jestem zadowolony. Uważam że są to słuchawki do słuchania muzyki jako całość, nie rozkładania dźwięku na tysiące części.

  2. Lord Rayden pisze:

    Miałem te słuchawki. Bardzo ciekawy model. Wady ? Skrzypiały oraz mocno sciskały głowę.
    Oppo PM-3 jednak lepsze.

  3. Hummingbird pisze:

    I znowu ta nachalna reklama słuchawek Oppo. Gdziekolwiek się pojawi jakiś test nauszników, zaraz opłacany przez Oppo troll musi napisać coś o PM3. Weź idź Rayden z tym chińczykiem plastikowym.

    1. Lord Rayden pisze:

      Hbird – dziwne , że Piotrek nie wykasował Twojej napastliwej wypowiedzi.
      Odpowiem Ci, że miałem L2, Siódemki i mam Oppo. Każdą parę słuchałem na tyle długo, że mogę się o nich wypowiadać obiektywnie. Niestety , Ty jako zapewne użytkownik HD201 lub gorzej 😉 , możesz sobie bluzgać …. A gadaj sobie a karawana idzie dalej , hehe…

      Piotrze, czy możesz jakoś banować takie osoby ?

  4. Marek pisze:

    Ostatnio byłem zmuszony oddać moje słuchawki na gwarancji i szukalem jakiejś alternatywy, więc stwierdzilem że dam szansę MSR-7. Muszę jednak powiedzieć że się zawiodlem. Odrazu zamowilem moje poprzednie słuchawki, Fidelio L2, które według mnie są dużo lepszą alternatywą dla tych. Wszystkim którzy szukają dobrych słuchawek mid-fi proponuje audycji L2, no i Panu również jak będzie miał sposobność!

    1. Piotr Ryka pisze:

      A z jakim wzmacniaczem były odsłuchy?

      1. Marek pisze:

        Słuchawki napędzane były zarówno poprzez kombo Schiit Magni + Modi jak i AK120, i HTC One M7.

        Brzmiały zdecydowanie najlepiej w połączeniu z kombo od Schiit’a aczkolwiek miały pewne problemy. Porównywałem je z Fidelio L2 i HD600 i od razu zauważyłem iż MSR-7 nie grały z taką samą lekkością jak Fidelio nie mówiąc już o HD600. Innym problemem było to, że nie trafiły w mój gust tonalny. Były zbyt „jasne” a czasami nawet irytujące w przedziale wysokich tonów. Ich zamknięta naturę zaliczam raczej na plus gdyż lubię intymne granie gdzie ja jestem w centrum wszystkiego. Zasmucił mnie jednak dolny rejestr gdzie raczej nie pokazały zbyt wiele, bas był taktowny (to na plus) lecz brakowało tonów najniższych. Z wyżej wymienionych powodów mój wybór wahał się pomiędzy Fidelio a HD600. Niestety HD600 przegrało z powodu 300Ohm i swej mocno otwartej natury, nie nadawały by się na codzienne podróże metrem do pracy które zajmują mi około 1,5h.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Może posłucham kiedyś tych Fidelio, ale kolejka już ustawiła się bardzo długa i ciężko to wszystko obrobić. Ale dobrze, że zwróciłeś uwagę na świetną jakość tych słuchawek. Komuś może to się bardzo przydać.

          1. Marek pisze:

            Wydaje mi się że by się Panu spodobały. Jedną z ich niewątpliwych zalet jest super ciemne (bądź też głuche) tło, przez to słuchawki te maja bardzo niezłą dynamikę. Cisza w muzyce jest prawdziwie cicha bez żadnych szumów bądź trzasków co w mojej opini pozwala na naprawdę imponującą (jak na ten przedział cenowy) szczegółowość.

  5. Lord Rayden pisze:

    L2 znakomicie grały mi ze żródeł przenośnych. Gorzej ze wzmacniaczem stacjonarnym.

    1. Marek pisze:

      A pod jaki wzmacniacz podpinałeś? Właściwie jedyny mankament L2 to chyba to, że dosyć słabo się „skalują”, chociaż można to też uznać za zaletę dla ludzi którzy nie chcą wydawać grubych pieniędzy na wzmacniacze słuchawkowe, gdyż L2 można spokojnie słuchać ze smartfona. No chyba że istnieje jakieś boskie połączenie dla L2, takim jakim dla HD800 jest Bakoon.

      1. Lord Rayden pisze:

        Wzmacniacz FCL II produkcji usera Fatso z forum MP3store. Czyli znacznie przerobiony klon Lehmanna. Czyli w zasadzie już nie Lehmann 😉

  6. mario_L pisze:

    witam,
    jakby Pan porównał te słuchawki na tle słuchawek AT A900X
    (zakładam że Pan je odsłuchiwał)
    które sa lepsze technicznie.
    które bardziej przestrzenne w zakresie stereofonii (chodzi o szerokośc sceny)

    1. Piotr Ryka pisze:

      Model 900 słyszałem dawno temu i nie podejmuję się porównania. Jedne i drugie są dobre, od obu W1000X są lepsze. Tyle mogę powiedzieć.

  7. ślepy nie głuchy pisze:

    „ Dźwięki nieco pełniejsze, nie tak na wylot prześwietlone, bardziej łukowato obwiedzione i z większym naciskiem na pogłębiania a mniejszym na analizę. ” łukowato obwiedzione?

  8. Lucek pisze:

    Cześć,

    Od dłuższego czasu przymierzam sie do zmiany słuchawk z moich, wysłużonych sony MDR – V55 na parę 'grającą lepiej”. Do dzisiaj byłem niemal zdecydowany na kupno słuchawk ATH – MSR7. Słuchałem, przepinałem, czytałem, znowu słuchałem, brzmiały świetnie. Po drodze pojawił się jeszcze czarny dragonfly, który dopełnic miał zakupów sięgających kwotą niewiele ponad 1000 zł. 'NIestety’ w moją decyzję wciął się Pan sprzedawca, który zasugerował, by z dragonfly`em poczekać na rzecz 'lepszych ’ słuchawk ;( Wspomniany Pan poczestowął mnie dwoma modelami od M&D, tj. MH30 i MH40. Sprawdziłem wszystkie 3 wspomniane modele i sam juz nie wiem, każde z osobna brmzią inaczej, ale żadne z nich nie sprawdza się ” gorzej”, choć MH40 zdawały się najbardziej „wciagające”. NIe potrafię stwierdzić ile w tym autosugestii, a ile rzeczywistego potencjału.

    Moje pytanie, czy rzeczywiście warto dopłacać? ATH- MSR7 : 759, MH30 : 899, MH40: 999.

    Z góry dzięki za pomoc i wszelkie uwagi.

    1. Piotr Ryka pisze:

      A może Meze 99? Są trochę droższe, ale mają lepszy fun factor.

    2. Kerad pisze:

      Sprzedawcy z top hifi to jest porażka, przynajmniej w krakowie. Mnie również chcieli wcisnąć dragonfly z MH40. No to podpiąłem do telefonu i … jak nie ryknie! Myślałem, że mi głowa eksploduje, a to było na 30% mocy. W zasadzie nie da sie słuchać cicho. Stopniowanie jest takie: jeden klik głośności – jest bardzo głośno. dwa kliki – nie da sie słuchać. trzy – biegnij do laryngologa, bo moze twoje uszy juz nigdy nie będą działały…

      Gdyby do Dragonfly dawali dedykowaną aplikacje na telefon to moze byłby to dobry produkt.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy