Recenzja: Audeze LCD-2 Classic

   Zacznijmy od genealogii. Firma Audeze jest z Kalifornii, tak więc wraz z nowojorskim Grado trzymają w geograficznym imadle słuchawkową Amerykę. Do walki o słuchawkowy rynek przystąpiła debiutanckimi LCD-1 na CanJam  w 2009 roku, i jak sama powiada, odzew przerósł oczekiwania. Wraz z nim zjawiło się żądanie słuchawek o jeszcze wyższej jakości, jako że tej jakości słuchawkom wciąż brakuje. Były to jednocześnie czasy chlubnego powrotu konstrukcji ortodynamicznych, panujących niegdyś wraz z elektrostatycznymi, lecz po tryumfach z przełomu lat 70-tych i 80-tych popadłych niemal w zupełne zapomnienie; doszczętnie wypartych przez dynamiczne. (Porzuciła ich produkcję Yamaha – dostawca najbardziej ekskluzywnych; kontynuował jedynie Fostex – producent w Europie i USA znany wówczas głównie na rynku profesjonalnym.) Amerykańskie Audeze i chiński HiFiMAN odwróciły jednak tendencję i zdołały odświeżyć pamięć o zapomnianych „planarach”, do przywracania których w 2012-tym dołączył efemeryczny i elitarny Abyss, z czasem doszlusowało też OPPO, a na koniec MrSpeakers.

OPPO w tym roku odpadło, co ma niewyjaśnioną przyczynę, bo na pewno nie jakość ich wyrobów, natomiast w przeciwieństwie do nich Audeze nieustannie się rozwija i z niewielkiej manufaktury przedzierzgnęło w dużego, dojrzałego producenta. Samych modeli z najwyższej serii LCD oferuje obecnie dziesięć, a serii mają kalifornijscy spece aż pięć. Czyni to z nich jednego ze światowych liderów, obejmującego asortymentem wszystkie przedziały cenowe i jakościowe; od niedawna także z dodatkiem słuchawkowych wzmacniaczy i mikrofonów. Pozazdrościć w takim razie tempa rozwoju i kto powiedział, że amerykański sen o wielkiej karierze nie może się teraz ziścić? To jednak jedynie tło, a recenzja skupia się na jednym produkcie – najtańszych i najświeższych z topowej linii LCD, modelu LCD-2 Classic.

Świeżość w tym wypadku ma wszakże posmak mocno dwuznaczny, jako że LCD-2 to tak naprawdę pierwsze słuchawki w dorobku Audeze; poprawiony pierwowzór LCD-1 i pierwszy z prawdziwego zdarzenia produkt rynkowy; natomiast LCD-2 z dopiskiem Classic to wtórnik z obniżoną ceną. Doprawiany obecnie na stronie producenta historią o kosmosie, który to kosmos wraz z techniką militarną, jako najchlubniejszy możliwy rodowód, stanowi ulubiony punkt wyjściowy genezy firm audiofilskich. Więc i Audeze ma własną chlubę – na swojej stronie piszą:

Początki Audeze sięgają roku 2008, kiedy założyciele – Sankar Thiagasamudram i Alexander Rosson – spotkali się z inżynierem Petem Uka, specjalistą w zakresie materiałów elastycznych pracującym dla NASA; i dogadali się, że materiały takie, służące przede wszystkim  do uszczelek i membran, mogą stanowić idealny surowiec na słuchawkową diafragmę. Dokooptowany do zespołu Dragoslav Colich dysponował ponad 30-letnim stażem w projektowaniu przetworników planarnych i jako chief technology officer ponosił główną odpowiedzialność za projekt i wdrożenie pierwszych LCD-1.

Je właśnie pokazano na CanJam 2009 i one niedługo potem przerobione zostały na LCD-2 z drewnianą a nie plastikową obudową. Obecnie historia zatacza zaś koło, gdyż recenzowane LCD-2 Classic znów mają obudowy nie drewniane; co umożliwia taniość, natomiast nieco osłabia prestiż. Odnośnie zaś strony dźwiękowej, to zaraz się przekonamy.

Technologia, ergonomia, estetyka

Słuchawki są duże i „all-black”.

   Słuchawki, jak zwykle u Audeze, są solidne. Jest co wziąć do ręki i co przywdziać na głowę. Widać też postęp towarzyszący rozwojowi firmy. Pomimo ceny obniżonej z tysiąca do ośmiuset dolarów i zmian wizualnych nie posuniętych daleko, prezentują się te nowe od pierwowzoru korzystniej. Może wydziwiam, ale oprawa muszli z lekkiego stopu a nie drewna i pady z mikrofibry a nie naturalnej skóry bardziej mi odpowiadają. Całość tak samo bowiem jest duża, ale wtopiona w matową czerń bardziej znika, jakby dając do zrozumienia, że muzyka przede wszystkim. Dołącza do tego czarny teraz a nie oliwkowy kabel z cienkiej, leciutkiej i całkowicie giętkiej plecionki, którego długość także spadła; z 2,5 do 1,9 metra. Dla przeciwwagi calutkie białe jest tekturowe pudełko; zasobne jedynie w piankowe profile ochronne, pozbawione natomiast jakiejkolwiek naklejki czy nadruku z informacją o zawartości. W tej sytuacji tekturowe opakowania Grado wysuwają się przed, jako mające przynajmniej kolorowe nadruki. Ale jest też dla amatorów przypomnieniowych Audeze pociecha, zwłaszcza dla polskich, którzy za LCD-2 Classic zapłacą jedynie dwa i pół tysiąca, a więc zdecydowanie mniej niż osiemset dolarów.

Poza odejściem od drewna, porzuceniem grubszego kabla i rezygnacją z naturalnej skóry zmiany zewnętrzne są drugorzędne, wszakże jedna znacząca. W regulowanym chromowanymi prowadnicami o głębokich nacięciach pałąku wyściółkę przylegającą do niego bezpośrednio i jak pady obszytą skórą zastąpiono luźno podwieszaną opaską z dużymi otworami, zapewniającymi dobrą wentylację. Ale nie tylko wentylacja; wrósł także wraz z luźnym podwieszeniem ogólny komfort noszenia – pałąka, jak w rzadko których, całkiem nie czuć na głowie. Niemal równie skuteczne są pady: wyjątkowo mięsiste i grube; przyjemne w kontakcie ze skórą i nie powodujące pocenia, od strony budowania dźwięku zapewniające duże komory rezonansowe.

Gdy chodzi o rezonans oraz w ogóle rozpraszanie, to interesujący się tą tematyką pamiętają zapewne, że czas jakiś po powstaniu firma Audeze wdrożyła koncepcję tak zwanego „Fazora”, czyli adaptacji akustycznej wewnątrz muszli, w postaci drabinki nad przetwornikiem z szerokich, metalowych żeber, których zadaniem było porządkowanie dźwięku zgodnie z regułą kanałów jego transmisji (tak zwanych falowodów akustycznych). Nie byłem szczególnym entuzjastą tego rozwiązania, muszę jednakże przyznać, że dźwięk dzięki fazorom w różnych modelach Audeze stawał się łatwiej strawny, choć niekoniecznie ciekawszy i bardziej zapadający w pamięć. Fazora w dawnej postaci u nowych LCD-2 Classic nie ma, nie zniknął jednak całkiem. Zastąpiła go maskownica z dużymi szczelinami bezpośrednio nad przetwornikiem po stronie ucha, w jakimś stopniu uzupełniana przez dużo węższe szczeliny maskownicy zewnętrznej, od zawsze u Audeze tej samej.

Od strony czysto praktycznej zmienił się tylko pałąk.

Pozostałe zmiany są niewidoczne i nieszczególnie przez producenta wybijane, niemniej odnotować należy, że membrana stała się cieńsza, a wraz z tym wzrosła skuteczność (z 91 do 101 dB) i impedancja (z 50 Ohm do 70), a pasmo przenoszenia obejmuje obecnie przedział 10 Hz – 50 kHz, a nie 5 Hz – 20 kHz. Wniosek z tego dość jasny, że nowej, cieńszej łatwiej sprostać wymogom wysokich tonów i na sygnał bardziej jest reaktywna, natomiast nie potrafi schodzić z wibracją tak nisko i wraz ze zwiększoną cienkością notuje nieuchronny spadek przenoszonej energii, w efekcie czego siła maksymalna nacisku akustycznego spadła ze 133 do 130 dB. Wciąż jednak słuchawki mogą być głośne na miarę dewastacji słuchu i pozostają na moc bardzo łase, w trybie ciągłym mogąc zaakceptować sygnał o mocy aż 5 W, a w piku nawet piętnastu. Moc minimalna wynosi przy tym 100 mW, stwarzając nadzieję urządzeniom przenośnym, jednakże zalecana jest wymagająca nawet dla stacjonarnych wzmacniaczy, plasując się w przedziale 1-4 W.

Wszystko to ląduje na głowie z wyczuwalnym ciężarem, lecz niezbyt uciążliwym i równomiernie rozłożonym na niewielki nacisk wokół uszu. Pałąk, jak już mówiłam, nic a nic bowiem nie uwiera i całkiem jest w porządku, a pady tylko nieznacznie cisną, nawet po paru godzinach nie powodując odsłuchowych przykrości. A na największą osłodę ta obniżona cena: słuchawki na polskim rynku są stosunkowo tanie, lokując się wyraźnie poniżej najtańszych spośród uznanych flagowców – Beyerdynamic T1. Tak kiedyś nie było; pierwotne Audeze LCD-2 (pozbawione początkowo polskiego dystrybutora) kosztowały dość słono. Co samo w sobie niewiele by jeszcze znaczyło, jednak towarzyszyły temu liczne entuzjastyczne relacje o nadzwyczajnym dźwięku, a także posmak sensacji, narastającej wokół powrotu konstrukcji ortodynamicznych. Dawały też te dawne ekskluzywne drzewo różane jako surowiec muszel i drewnianą kasetę opakowania; pytaniem natomiast pozostaje, czy ich grubsza diafragma produkowała lepszy dźwięk?

Odsłuch

Nic a nic nie uwierający i z dobrą wentylacją.

   Produkowała na pewno nieco inny, bardziej gęsty i bardziej trzymający się swego brzmienia. Tytułem wstępu o tych nowych zaznaczę, iż w zależności od interkonektu generowały dźwięk znacząco odmienny, sygnalizując, że wersja przypomnieniowa Classic jest bardziej podatna na wpływy toru. W moim odczuciu powyżej słuchawkowej średniej, tak więc można jej brzmienie w szerokim stopniu transformować. By nie pozostać gołosłownym skonkretyzuję, że ze stosunkowo niedrogim interkonektem Tonalium (2500 PLN) znacznie mocniej eksponowane były soprany, prokurując dźwięk tradycyjnie w tym stanie rzeczy wyrazisty i dobitnie wysunięty przed tło, podczas gdy z o wiele droższym Sulkiem (6000 PLN) muzyka bardziej komponowała się w całość, większy nacisk kładąc na płynność, wypełnienie oraz ogólną śpiewność, równocześnie mniejszy na bezpośredniość, dosadność i wyraźne kontury. Przy czym działo się to tym razem nie w stopniu nikłym, powiększanym jedynie przez narracyjną konieczność wyliczenia różnic, tylko faktycznie znaczącym, radykalnie odmieniającym postrzeganie. Ale – co stanowi doskonałą wiadomość – w jednym i drugim przypadku było to brzmienie ciekawe i pozbawione pejoratywów. Przy Sulku potężniejsze i bardziej „zanurzeniowe”, przy Tonalium bardziej wyraziste i solistów eksponujące. Jedno i drugie pierwszorzędne, więc przyswajane z zapałem; także jedno i drugie w stylu przytupowym, że wiecie o co chodzi. (Użyty nterkonekt Tonalium ma tak nawiasem inne cechy niż ich flagowy kabel słuchawkowy, bo konstruowany został z myślą o analogowych źródłach i odpowiednio do tego z naciskiem na analizę, a bez potrzeby dbania o muzykalność.)

 

Tor komputerowy

Rzecz działa się przy komputerze, obsługiwanym przez przetwornik Ayon Sigma i wzmacniacz słuchawkowy Ayon HA-3; tam wykonałem  porównania z tańszą, równą i droższą konkurencją, a zaczynamy od tej tańszej i podobnie planarnej.

Audeze LCD-2 Classic vs Fostex T60 RP

Ze sztucznej skóry i elastyczny.

Jedne i drugie słuchawki zagrały z oryginalnymi kablami, tak żeby było sprawiedliwie. Ale zagrały inaczej, mocno inaczej. Fosteksy przede wszystkim jak zawsze spójnie, i to pod każdym względem. Płynnie i jakby bez konturów, mimo iż jak najbardziej konkretnie. Ale ten konkret głównie przez wypełnienie i narzucaną namacalność w takt muzycznego przepływu, nie poprzez szkic krawędzi. Nie żeby krawędzi tam nie było, ale pozostawały jakby w domyśle – do zrobienia przez samego słuchacza, któremu powinny się zjawić. Inaczej rzecz opisując: muzyka u Fosteksów była niczym plastyczna masa do przyjmowania muzyki na bieżąco, a nie sztywny gotowiec podany na talerzu. Bardziej przypominała modelinę niż kartonowe wielościany i każda z niej brzmieniowa bryła miała większą objętość. Do tego ta sztywniejsza od Audeze była ciemniejsza i bardziej kontrastowa, czym  również podostrzana, nie tylko przez sam kontur. Jako muzyka była sobą w stopniu podobnie wysokim, ale budowana i postrzegana inaczej: bardziej cyfrowo niż analogowo i tranzystorowo niż lampowo. Nie jako miękka obłych kształtach, a z wyraźnymi konturami i nie pozbawiona twardości. Jednakże – rzecz ważna! – bez dudnienia i dodanego pogłosu. Na tyle istotowo muzyczna, by jednocześnie ci, którzy lubią kontury, kontrast i wyraźność zostali usatysfakcjonowani, a nieznoszący dudnienia, podostrzeń i wyobcowujących pogłosów nie znaleźli powodów do krytyki. Dźwięk inaczej niż u Fosteksów zrobiony – bardziej przez krawędzie zdefiniowany, lecz też trójwymiarowy a nie płaski, jednak mniej obły i z mniejszą objętością. Bardziej też wyodrębniający soprany (i przez nie właśnie taki), a po stronie basowej skromniejszy niż tańszego konkurenta i nie tak dobrze zorganizowany. Usiłujący poprzez tam także obecne krawędzie przybrać wyraźną postać, która jednakże u Fosteksów (głównie za sprawą głębszego wejścia w trzeci wymiar) się lepiej określała i lepiej spajała z resztą. Także niżej sięgała – z wyraźnym czynnikiem subwooferowego zejścia, którego u Classic nie było, a u pierwotnych LCD-2 był.

Regulacja wysokości zawieszenia bardzo pewna, a kabel odpinany,

Z doświadczenia wiem jednak, że wiele osób ceni dźwięk wyraziście konturowy, tu wspomagany kontrastem i przez bardziej obecny światłocień, a wraz z podbiciem sopranów także eksponowaną dźwięczność. Gorzej natomiast niż u Fosteksów było nie tylko z basem, ale także z plastyką, holografią i jednoczeniem muzyki w całość. Poczucie głębi sceny i odchodzenia dźwięków w dal, jak również spajania w kompozycyjną całość i dystans od zniekształceń, miały Fosteksy lepsze. Ale, jak mówię – dla niektórych dzwonienie, połysk, kontur, kontrast są istotniejsze dla satysfakcji.

Audeze LCD-2 Classic vs AudioQuest NightHawk (kabel FAW)

Obiecałem przez czas jakiś jeszcze do tych NightHawk nawiązywać, dopóki da się na rynku pierwotnym je zdobyć. Tu wystąpiły nie z kablem własnym, tylko jak Audeze z lekką plecionką, sporządzoną dla nich przez FAW.

W tym porównaniu także zaznaczyła się większa konturowość przypomnieniowych LCD-2, przy wyraźnie też bliższym ich pierwszym planie i mniej wraz z tym perspektywicznym ujmowaniem sceny. Znów też bardziej wybijał się sopran i podawany był ostrzej, niemniej bez pejoratywu. Dotkliwsze były te od Audeze soprany i także bardziej dzwoniące, ale nie nadto ostre, daleko przed progiem bólu. Niestety równocześnie bardziej płaskie i mniej udanie w całość brzmieniową włożone, czyli ponownie to samo. Jedne i drugie słuchawki operowały przy tym wyczuwalnym jako dodatek pogłosem, ale inaczej zrobionym. U AudioQuest bardziej uogólnionym, nad całą muzyką rozpostartym, a u Audeze bardziej zindywidualizowanym, odniesionym głównie do pierwszoplanowych postaci jako dźwięk troszkę z rury. W obu wypadkach było to jednak nieznaczne, do wyłowienia dopiero przy analitycznym oglądzie muzyki.

Co innego natomiast o wiele bardziej się narzucało: oprócz tej bliskości pierwszego planu u LCD-2 także ich większa chropawość, o wiele mniejsza gładź przepływu. Osobiście bardzo to lubię, choć wolę gdy jest to efekt powierzchniowy uzupełniany gładką podściółką. Tu natomiast gruzełkowatość tekstur, wibracyjny charakter ustnika, czy grasejacja w wokalach narzucały się mocno i można powiedzieć „do dna”. Ciągle jednak przyjemnie. W żadnym razie nie jako coś przykrego czy przesadnego, wyłącznie jako wzbogacenie. A że z NightHawk muzyka przepływała gładszym, mniej turbulentnym nurtem, to takie coś można woleć albo nie. Mnie podobały się oba style. To jednak w odniesieniu do pierwszego planu i cech indywiduów brzmieniowych tam się pojawiających, natomiast w odniesieniu do całościowego obrazowania NightHawk, tak jak wcześniej Fosteksy, okazały się bardziej sprawne. Lepiej uwidaczniały dalekie plany, lepiej wraz z tym ogarniając scenę. Co było także następstwem dalej postawionego pierwszego, skutkującego jednak nie tylko większym dystansem przestrzennym, pozwalającym lepiej widzieć całość, ale też i lekkim dystansem emocjonalnym.

Pady pozostały wciąż grube, natomiast same muszle są węższe.

Odnośnie jeszcze kwestii oświetlania. Tu AudioQuesty, tak samo jak Fosteksy, operowały bardziej miękkim i mniej kontrastowym światłem; najciemniejszym u nich i jednocześnie zdecydowanie mniej połyskliwym. Natomiast LCD-2 Classic z połyskliwości chętnie korzystały, przypominając pod tym względem klasyczne Sennheiser HD 600. Wobec czego można powiedzieć, że kalifornijskie planary bardziej się starały popisać i przykuć uwagę słuchacza, jednak kosztem całościowego obrazowania.

 

Odsłuch cd.

Zmieniła się też postać kabla.

Audeze LCD-2 Classic vs MrSpeakers Ether Flow

Na koniec tego etapu dwa mityngi z czymś droższym. Poczynając od też planarnych i też otwartych MrSpeakers z ich kablem własnym

I znów u tych MrSpeakers na tle Audeze Classic zjawiło się wrażenie głębszego zanurzenia w muzykę i brak narzucania krawędzi, przy jednocześnie mniej ekspresyjnym, ale też bliskim, pierwszym planie. Ciut więcej zjawiało się u nich intymności wraz z kilkoma minutami przywyknięcia, a sam dźwięk bardziej był miękki, kocio stąpający i gładszy. Także – to już wyraźnie – o niższej całościowo tonacji, zsunięty w stronę basu. Mniej dzwonienia, dźwięczności, cykania i wyraźności dosadnej, bardziej niczym dźwiękowa chmura. Ale żeby przy plikach internetowych miałoby to być brane za lepsze, to nie mogę powiedzieć, choć po tym  przywyknięciu wrażenie obcowania z drugim człowiekiem zjawiało się silniejsze i technicznie bardziej wyrafinowane. Niemniej gdy ktoś lubi obrazy wyraziste, kontrastowe, to na pewno Audeze.

Spore przewartościowanie dokonało się przy komputerowych gęstych plikach. Ostrość Audeze złagodniała, podczas gdy zwrot ku basom u MrSpeakers okazał się zbyt duży. W efekcie na granicy przesteru i ze zbyt nisko brzmiącymi wokalami, a w odniesieniu do muzyki wielkoobszarowej ze słabszym oddaniem wielkich przestrzeni i słabszym czuciem tajemniczości. Ta wolta porównawczych relacji okazała się najmocniejsza, bo wcześniej AudioQuesty i Fosteksy tu właśnie były górą, a MrSpeakers nie, przeciwnie. Ogólna ocena zaś remisowa – bas i gładkość droższych planarów nieznacznie lepiej pasowały do słabych nagrań; wyrazistość i trafniej ujmowana całościowo przez tańsze tonacja lepsze do wysokojakościowych.

Audeze LCD-2 Classic vs Sennheiser HD 800 (kabel Tonalium)

Sprawiedliwość sprawiedliwością, a nie zmusicie mnie do używania flagowych Sennheiserów z gorszym aniżeli Tonalium kablem, nie wchodzi to w rachubę. A z drogim? Nie odkryję Ameryki ani nie wykażę się szczególną intuicją, gdy powiem, iż spodziewałem się o wiele mocniejszego nacisku na całościową akustykę i się nie pomyliłem. Zjawiły się jakby dwie równoległe rzeczywistości: dźwięki i obejmująca go przestrzeń. Wyraźnie oddzielne, każda dla siebie istniejąca i jedna włożona do drugiej. Tak więc wszelkie zjawiska akustyczne zaakcentowane i opisane zdecydowanie lepiej, a same dźwięki pierwszy raz z większym niż u Audeze parciem w stronę wysokich tonów i większą wyraźnością. Do tego stopnia, że u tak pozornie je akcentujących recenzowanych sprawiały teraz wrażenie stłumionych. Uderzenia w werbel czy perkusyjny talerz cięły w wydaniu Sennheiserów naturalną ostrością bez cienia złagodzenia; te same wysokie tony rysowały ich ekstraordynaryjną akustykę, omiatając wnętrza sopranowym skanerem.

Natomiast średnica muszli i ogólny pokrój pozostały bez zmian.

W efekcie brzmieniowa całość stawała się bardziej żywa, złożona, wibrująca i przytłaczająca natłokiem szczegółów oraz dokładnością opisu, na tle czego obraz Audeze łagodniał i stawał wręcz relaksujący. By to głębiej poznawczo ugryźć, sięgnąłem po jazz i ciężkiego rocka. Dave Brubeck i Metallica w wydaniu Sennheiserów zdecydowanie byli prawdziwsi i jednocześnie „trudniejsi do wytrzymania”. W sensie naporu realizmu i dosłowności brzmienia, które w przypadku instrumentów dętych i głośnych elektrycznych gitar z perkusją dalekie jest od kojenia. Poszukałem też materiału o nastawieniu bardziej neutralnym (wokal ze stonowanym akompaniamentem), dzięki któremu dało się ustalić, że Sennheisery dysponują lepszą artykulacją, zarówno w odniesieniu do wyraźności rysunku, jak i wszelkich aspektów przestrzennych. Niemniej było to oczywiste dopiero wówczas – przy porównaniu bezpośrednim i w analitycznym oglądzie przy tej a nie innej muzyce; natomiast jako brane z osobna Audeze LCD-2 Classic wywoływały wrażenie bardzo czysto i wyraźnie grających.

 

Z odtwarzaczem

Na koniec, zwyczajowo, udałem się po audiofilską prawdę do toru referencyjnego. W nim dopiero ukazały się w całej rozciągłości zalety pocienionej membrany. Słuchawki zagrały o wiele bardziej subtelnie, detalicznie i uwodzicielsko, znakomicie potrafiąc łączyć atrybuty delikatności i siły. A wszystko na bazie bardzo poprawnie uchwyconej tonacji, pod dyktando perfekcyjnego niemal rozłożenia wag między soprany a basy. W efekcie na wysoką notę zaliczony został test mowy potocznej i zdany bez problemu egzamin z partii wokalnych. Artyści w swoim wieku – nie młodsi sopranami ani starzeni basem – a same głosy gdy trzeba delikatne i czułe, a kiedy indziej potężne, z żywymi emocjami. Bez uciekania do sopranowych podbarwień należycie chropawe w grasejacjach i odpowiednio świeże, a jednocześnie mające ze strony basu odpowiedni wkład substancjalny i odpowiednią moc. To samo w odniesieniu do fortepianu; bo chociaż powiadają, że ludzki głos spośród instrumentów muzycznych najlepiej naśladuje wiolonczela, to sam sądzę, że fortepian lepiej (choć może bardziej pośrednio i nie w odniesieniu do rozpaczy) nawiązuje do ludzkich uczuć, a już zdecydowanie lepiej obrazuje różnice na skali delikatne-mocne.

Dotrzymać kroku flagowym Sennheiserom się wprawdzie nie udało, ale za to jest taniej.

Ciepły i miły głos Melody Gardot w wydaniu recenzowanych Audeze zasadniczo był różny od ryku Tilla Lindemanna, a jednocześnie oba właściwie ujmowane co do postaci i nastroju. W ślad za czym należycie zabrzmiał także fortepian, analogicznie dobrze różnicując kropelki nutek sopranowych i ciężkie nuty basu. Może nie grało to na miarę olimpijskiego podium, ale grało na wysokim, w pełni satysfakcjonującym poziomie. Z mieniącą się nastrojowością i bardzo dobrym oddaniem mocy. To samo w odniesieniu do chórów i organów, a także obrazowania przestrzeni. Nieco ułomna przy komputerze tutaj okazała się bardzo dobra, zarówno pod względem czucia tajemniczości i głębi, jak też wymierzania dystansów. Podobnie na wysoką notę zdany został test stereofonii – kanały ładnie się rozchodziły nie uciekając poza pole widzenia, a środek dobrze był wypełniony. Nie grało ani trochę w głowie, a jednocześnie szybko grało. Tu bowiem dopiero zwróciłem uwagę jak słuchawki są szybkie, a szybkie naprawdę są. Też dynamiczne i poprawne, dalekie z jednej strony od sopranowej sybilacji, z drugiej od basowego przesteru. A propos basu – także się mocno się poprawił. W tych samych nagraniach, które poprzednio brane z plików subwooferowego zejścia nie miały, tu, z płyt czytanych przez referencyjny odtwarzacz, subwooferowy pomruk i mroczną potęgę basu wyłoniły natychmiast. I znów nie na miarę może olimpijskiego medalu, ale w zupełności wystarczająco.

I jeszcze jedna rzecz istotna – pokazał się bardzo dobry pogłos, zupełnie inny niż wcześniej. Chyba niewielu audiofili przykłada do niego odpowiednią wagę, w każdym razie rzadko się o nim czyta, a dobre ujmowanie pogłosu – tak żeby nie był zjawiskiem osobnym, a jednocześnie był – to sprawa pierwszorzędnej wagi zarówno dla poprawności brzmienia, jak przede wszystkim dla satysfakcji. Brak pogłosu w miejscach gdzie być powinien, bądź niewłaściwa jego postać, psują kompletnie muzykę, choć słuchacz rzadko zdaje sobie sprawę, że chodzi właśnie o pogłos. Mówi się raczej całościowo o brzmieniu, lecz gdy ma się nagrania z dobrze zdiagnozowanym pogłosem, wówczas można łatwo pokazać, że chodzi właśnie o niego.

Poza tym Sennheisery dysponowały nieporównanie lepszym kablem.

Nie przeciągając wywodu powiem na podsumowanie, że Audeze LCD-2 Classic pogłosem operują świetnie i to jest bardzo ważne. To im pozwala rywalizować w swoim przedziale cenowym i okolicach, i to je moim zdaniem stawia wyżej od nieco tańszych i też planarnych HiFiMAN Sundara, od których piękniej śpiewają i nie muszą się do uzyskania należytej melodyki i odpowiedniego wypełnienia wspierać zewnętrznym, kosztownym kablem. Nie przenikają wprawdzie w muzykę tak głęboko jak Sennheisery HD 800 i nie mają ich możliwości scenicznych ani też harmonicznych, jednak też tyle nie kosztują, a też dają satysfakcję. Satysfakcję mocno zależną od jakości serwowanego toru, bo jak wspomniałem na początku, są na jakość i cechy indywidualne sygnału wyjątkowo wrażliwe.

 

Podsumowanie

   Taka wrażliwość w przypadku dawnych planarów nie miała miejsca, wyraźnie zjawiając się wraz z tymi cieńszymi membranami, którymi chwalą się nowe. Zarówno te tu Audeze, jak konkurujące z nimi Sundary, są w cudzysłowie płoche – na tor i z niego sygnał ponadprzeciętnie wrażliwe, jak również na stosowane kable. Tyle że LCD-2 Classic same od siebie okazały się lepsze. Zarówno z wyglądu są solidniejsze, jak i nieco wyższego gatunku mają surowce, a od strony brzmieniowej prezentują też wyższy poziom, nie mając problemów z muzykalnością i wypełnieniem. Do tego są bardzo szybkie, bardzo też precyzyjne, wyraziste i detaliczne. Komfort noszenia zapewniają wysoki i komfort słuchania też. Tyle że trzeba brać pod uwagę swoje muzyczne preferencje. Za mniejsze lub równe pieniądze możemy nabyć Fostex T60RP i wciąż jeszcze AudioQuest NightHawk, formujące muzykę inaczej. Nie poprzez mocny rysunek krawędzi i podostrzanie tym obrazu przy mniejszym nacisku na spójność i wypełnienie, tylko poprzez obłe, mniej oczywiste kontury z naciskiem właśnie na wypełnienie i spójność. To są mocno różne podejścia, a co się woli, to indywidualny wybór. Przy czym różnice będą tym większe, im słabszym tor towarzyszący. Jako że wszystkie te słuchawki grają na dobrym poziomie, tak więc tor referencyjnej klasy każde nasyci jakością, podkreślając zalety i uzupełniając braki. Natomiast tory słabsze niczego nie uzupełnią, jedynie braki a nie zalety wzmocnią. Więc trzeba zawczasu wiedzieć, jaki styl brzmienia się woli: stawiamy na kontur czy wypełnienie; na ostrość, czy może spójność? Za nikogo tego nie zgadnę, sami wiecie najlepiej. Słuchawki są w porządku i cenę mają znośną. Konkurencja się wokół tłoczy, bo słuchawek jak liści w lesie, ale na szczęście do mnie lgną same i nie muszę wybierać. (Żartuję.)

 

W punktach

Zalety

  • Dobry poziom ogólny.
  • W stylu do słuchania z przytupem.
  • Bo rytm.
  • Szybkość.
  • Bliskość dźwięku.
  • I duży jego format.
  • Dobre też nasycenie i ładna kolorystyka.
  • Najmniejszego w tej sytuacji nudziarstwa, sama dobra zabawa.
  • Rzecz kluczowa – idealne niemal uchwycenie tonacji.
  • Skutkiem czego soprany i basy dokładnie wyważone.
  • Żadnego zatem podbarwiania przez jedne i drugie.
  • W efekcie dźwięk naturalny, a jednocześnie żywy.
  • Taki z wyraźnym konturem, ale też zaznaczonym wypełnieniem.
  • Detaliczny.
  • Błyszczący.
  • Z dość mocnym światłocieniem.
  • Wyjątkowo udane operowanie pogłosem.
  • Dobrze zdany test zwykłej mowy.
  • Żadnych sopranowych podostrzeń.
  • Dobry bas – tym lepszy, im lepsze źródło i wzmacniacz.
  • Ogólnie dobra muzykalność.
  • Duża scena z poczuciem dali i tajemnicy.
  • Także z dobrą stereofonią i wypełnieniem środka pola.
  • Mimo sporego ciężaru wygodne.
  • Jednolita, matowa czerń dobrze pasuje do całości.
  • Odpinany kabel przyzwoitej jakości.
  • Cieńsze membrany mają swoje zalety.
  • Możliwa współpraca ze sprzętem przenośnym.
  • Znany i ceniony producent.
  • Polski dystrybutor.
  • Dobry stosunek jakości do ceny.

Wady i zastrzeżenia

  • W zbliżonej cenie od konkurencji brzmienie spójniejsze i masywniejsze.
  • Pierwowzór mniej był podatny na wpływy toru i sam z siebie bardziej muzykalny.
  • Nisko schodzący bas dopiero w wysokiej klasy torze.
  • Skromne opakowanie.

 

Dane techniczne

  • Słuchawki ortodynamiczne, wokółuszne, otwarte.
  • Średnica membrany: 106 mm.
  • Przetworniki planarne w oparciu o ultracienkie membrany i magnesy neodymowe.
  • Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 50 kHz.
  • Impedancja: 70  Ω.
  • Czułość: 101 dB.
  • THD: < 0.1 %.
  • Maksymalna głośność generowanego dźwięku: 130 dB.
  • Minimalna moc sygnału wejściowego: 100 mW
  • Maksymalna moc sygnału wejściowego: 5 W (w trybie ciągłym); 15 W (w piku).
  • Rekomendowana moc sygnału: 1-4 W.
  • Złącza przy muszlach: mini 4-pin.
  • Kabel: plecionka 1,9 m, firmowy jack 6,3 mm.
  • Waga: 550 g.
  • Cena: 2490 PLN

 

System

    • Źródła: Astell & Kern AK380, PC, Ayon CD-35 HF Edition.
    • Przetwornik dla PC: Ayon Sigma.
    • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Fostex HP-V1, Ayon HA-3.
    • Słuchawki: Audeze LCD-2 Classic, AudioQuest NightHawk, Fostex T60 RP, MrSpeakers Ether Flow, Sennheiser HD 800.
    • Interkonekty: Sulek Audio, Sulek 6 x 9 RCA, Tonalium RCA.
    • iFi iOne z kablem iUSB3.0 oraz koaksjalnym Tellurium Q Black Diamond.
    • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Sulek Power.
    • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
    • Stopki antywibracyjne: Acoustic Revive RIQ-5010, Avatar Audio Nr1, Solid Tech Discs of Silence.
    • Listwy: Power Base High End, Sulek Audio.
    • Kondycjoner masy: QAR-S15.
    • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H.

 

Pokaż artykuł z podziałem na strony

22 komentarzy w “Recenzja: Audeze LCD-2 Classic

  1. QNA pisze:

    Dobry wieczór,
    Panie Piotrze od dłuższego czasu śledzę Pański blog. Jestem pełen podziwu dla Pańskiego wkładu w audiofilski świat. Nie będę ukrywał, że jest Pan jedną z osób, która popchnęła mnie w otchłań high endu. Zwracam się do Pana z pytaniem, ponieważ stanąłem przed dylematem zakupu słuchawek wyższej klasy (na szczęście). Czy mógłby mi Pan podpowiedzieć jak te słuchawki maja się do Audeze LCD-x ? Czy może warto dopłacić do LCD-x? Nie miałem jeszcze okazji ich przesłuchać classic’ów. W tym momencie waham się miedzy modelem LCD-x oraz Mr speakers Aeon Closed. Wiem, ze ciężko jest porównywać słuchawki zamknięte z otwartymi ale mimo wszystko chylę się ku tym dwóm modelom. LCD-x zrobiły na mnie niesamowite wrażenie, mimo, że pierwotnie poszukiwałem modelu zamkniętego. Aeony również odcisnęły na mnie swe piętno, chociaż nie miałem okazji posłuchać ich wraz z załączonymi wkładkami. Bez nich słuchawki wydały mi się nieco chude. Model audeze wydał mi się pełniejszy i kompletniejszy ale biorę poprawkę, że model aeon nie pokazał pełni swych możliwości (brak wkładek, które wedle opini uwydatniają nieco bas). Oba modele bardzo mi się podobały. Wiem, że nie miał Pan okazji recenzować tych modeli ale może miał Pan możliwość ich posłuchania. Czy mógłby mi Pan doradzić, który model według Pana jest bardziej łakomym kąskiem? A może według Pana dopiero co zrecenzowany model LCD-2c jest jeszcze bardziej uniwersalny. Głównie słucham rocka oraz elektroniki. Pierwotnie poszukiwałem słuchawek zamkniętych ze względu na to, że spodziewam się potomka a chciałbym móc posłuchać dobrej muzyki w godzinach nocnych bez konieczności przeszkadzania domownikom ale doszedłem do wniosku, że nie chciałbym tracić możliwości wykorzystania atutów słuchawek otwartych i rozszerzyłem swoje poszukiwania o modele otwarte. Tak jak napisałem wcześniej, model LCD-x wywarł na mnie ogromne wrażenie ale równocześnie czytałem o tych słuchawkach różne opinie. Chciałbym poznać również Pańską, bo nie będę ukrywał, że ją bardzo cenię. A może, mimo wszystko Aeon byłby lepszym wyborem lub opisane powyżej LCD-2c? Bardzo proszę o pomoc.
    Pozdrawiam serdecznie.

    1. Piotr Ryka pisze:

      O MrSpeakers Aeon nie powiem niestety nic, bo ich nie słyszałem. Audeze LCD-X też prawie nie, ale pamiętam je z bytności w gdańskim Premium Sound, gdzie ich słuchałem przez chwilę i zrobiły świetne wrażenie. Sądzę więc, że warto do nich dopłacić, to na pewno lepsze słuchawki. Tyle że wymagające solidnej mocy wzmacniacza, jak zresztą wszystkie z serii LCD.

      Serdeczne dzięki za miłe słowa, pozdrowienia, PR.

      1. QNA pisze:

        Bardzo dziękuje za odpowiedź Panie Piotrze.
        Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.

    2. Andrzej pisze:

      Jesli lcd-x sie spodobaly (nie dziwie sie, sam mam), a potrzeba zamknietych to jest opcja lcd-xc, ktore byly tutaj recenzowane. Plus lcd-x,xc jest taki, ze byc moze do pelni szczescia potrzebuja mocnego wzmacniacza, ale sa bardzo wydajne i do dobrego grania wystarczy kazdy, wzmacniacz/combo, nawet bateryjne, a i dobry telefon je pociagnie. To nie jest jak przy lcd-2,3 itd, ze trzeba miec koniecznie bardzo mocny wzmacniacz.

      1. QNA pisze:

        Panie Andrzeju dziękuje za propozycję. Zastanawiałem się na modelem LCD-xc. Nie miałem zbyt wiele czasu żeby zagłębić się w ich brzmienie ale słuchałem ich około godziny. Porównywałem je bezpośrednio przy okazji odsłuchów otwartego modelu LCD-x. Zdaje sobie sprawę, że to dwa odmienne typy konstrukcji ale opisze pokrótce moje wrażenia. Powiem szczerze, że model zamknięty nie powalili mnie swoimi atrybutami w zakresie dźwięku. Owszem są to świetnie słuchawki i bardzo dobre technicznie. Jak to jednak bywa w świecie słuchawkowym, po prostu do mnie nie przemówiły. Wiem, że to tylko moje osobiste odczucia ale miałem wrażenie, że grają zbyt w „głowie”, nie rysują tak obrazu jak model LCD-x. Brakuje im tej magicznej holografii i speracji. Pomimo, że oba modele w zakresie rozmaru sceny nie różnią się aż tak znacznie to model X w moim mniemaniu ma niesamowita separacje poszczególnych dźwięków, czego brakuje mi w modelu zamkniętym. Model zamknięty był wyjęty prosto z pudełka więc być może jego charakterystyka nieco by się poprawiła po ułożeniu i dopasowaniu padów (przetworniki planarne same w sobie podobno nie potrzebują wygrzewanie). Na pierwszy rzut ucha, wszystkie pasma wydawały mi się bardzo zbite w jeden przekaz. Nie wiem jak to opisać ale wydawało mi się, że każdy instrument jest jakby zamknięty w jednej chmurze. Oczywiście sama klasa grania stała na wysokim poziomie ale nie potrafiłem na nich wyłapać poszczególnych niuansów zakletych w utworach. Brakowało mi na nich troszkę analitycznosci, jeżeli mogę to tak nazwać. Najzwyczajniej w świecie nie porwały mnie. To czego nie znalazłem w LCD-xc, jako konstrukcji zamkniętej, odnalazłem w Aeon Closed.

        Może uważa Pan, że zbyt wcześnie je skreśliłem? Powinienem dać im druga szanse i posłuchać ich nieco dłużej? Jeżeli miał Pan większa styczność z modelem LCD-xc i mógłby Pan podzielić się własną oceną ich grania to byłbym wdzięczny.

        Tak jak napisałem we wcześniejszym komentarzu, na początku moich poszukiwań zależało mi bardzo na modelu zamkniętym ale doszedłem do wniosku, że przy tak wysokich, przynajmniej dla mnie, kwotach, nie chciałbym „stracić” czegoś w dźwięku tylko dlatego, że ograniczam się do konkretnej konstrukcji. Oczywiście bardzo bym się cieszył gdybym w zamkniętych słuchawkach znalazł coś pokroju LCD-x i najbliżej tego był model MrSpeakers Aeon Closed (mimo wszystko X zrobiły na mnie lepsze wrażenie).

        Pozdrawiam.

        1. Andrzej pisze:

          Sluchalem wiele sluchawek Audeze, i jedyne co moge doradzic, to jak jakis egzemplarz zrobil wrazenie, to trzeba kupic dokladnie ten egzemplarz, bo inny tego samego typu sluchawek moze grac troche/sporo inaczej.
          Ale faktycznie lcd-x i lcd-xc graja troche inaczej, lcd-xc maja troche wiecej gory.

          1. QNA pisze:

            Panie Andrzeju,
            To bardzo cenna wskazówka. Być może właśnie na taki słabszy egzemplarz LCD-xc trafiłem, dlatego też nie powalił mnie na kolana.

            Dziękuje za podpowiedź. Zwrócę na to uwagę.

            Pozdrawiam.

  2. Maciej pisze:

    Witam,
    Czy mógłby Pan porównać te Audeze LCD-2C
    do Focal Elear ?
    Zastanawiam się czasem na zakupem dobrych,otwartych słuchawek (wzmacniacz Sugden).

    1. Piotr Ryka pisze:

      Najwłaściwiej będzie chyba powiedzieć, że Focal Elear przy dobrym wzmacniaczu i źródle dają większe poczucie bezpośredniości, uczestniczenia w czymś prawdziwym.

  3. Prolim pisze:

    Dzięki za recenzję. Jeszcze trochę czasu mi zajmie by ją zrozumieć w całości ;-), trochę doświadczenia brak.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Fakt, piszę dosyć trudne teksty.

      1. Sławomir S. pisze:

        Ta niespodziewana dla mnie deklaracja przypomniała mi sytuację z literatury, gdzie pewien bohater sam odkrył, iż mówi prozą:) Nieidealne to zapewne skojarzenie, ale przestrzegające przed pokusą klasyfikowania.

        Wracając do meritum – 'brak poczucia uczestnictwa w czymś prawdziwym’, że zacytuję, jest dla mnie dojmujący w tych słuchawkach. Podobne miałem wrażenie przy innych relatywnie niedrogich planarach, których wysyp nastąpił u HiFiMana. Czy nie jest tak, że jednak w technologii dynamicznej łatwiej o perły na niewysokich pułapach cenowych, które pomimo pewnych niedostatków potrafią zachwycać? Jak oczywiście wymieniane tu Audioquest NH, ale nie tylko …

        1. Piotr Ryka pisze:

          Cóż, pokrewieństwa z monsieur Jourdain sam nie miałem na myśli, ale skoro tak to z zewnątrz wygląda…

          Odnośnie zaś dynamicznych „pereł” za małe pieniądze, to ortodynamiczne Fostex T60RP studzą takie uogólnienia.

  4. miroslaw frackowiak pisze:

    LCD-4z sluchalem na wystawie audio w Londynie cena £3600 akurat mialem mozliwosc posluchania wszystkich sluchawek tej firmy z tym samym wzm sluchawkowym i tymi samymi nagraniami i to bardzo dlugo.
    KO to bylo dla wszystkich poprzednich sluchawek tej firmy jak i dla wszystkich sluchawek jakie byly representowane na tej wystawie,one nie graly lepiej o jakies 25% tylko o niebo lepiej to bylo fantastyczne granie.

  5. Tadeusz pisze:

    Mirek z jakim wzmacniaczem grały te Audeze ?

  6. miroslaw frackowiak pisze:

    Graly z TRILOGY 933…

  7. Soundman pisze:

    Ale że aż tak ostra góra w LCD2 C to się nie spodziewałem, szkoda że nie miałem okazji posłuchać…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, góra i cały dźwięk są inne niż w dawnych LCD-2. Cieńsza membrana, mniejsza komora (bardziej płaska) – inny dźwięk.

  8. Tadeusz pisze:

    Te LCD2c grały na swoim kablu (fabrycznym)czy był jakiś inny ?
    Bo może jak takie podatne na zmianę kabla to może podpiąć im
    coś lepszego w rozsądnym budżecie ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jest Forza Audio Works, są dobre niedrogie kable.

  9. Tadeusz pisze:

    Ale który lepiej by pasował do ich sygnatury Noir Hybrid czy Cooper Series ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Cooper.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy