Recenzja: Audeze CRBN

   Naczytałem się, nasłuchałem i teraz nie wiem od czego zacząć. Może zacznę więc od początku, czyli od producenta i jego pomysłu. Albo nie – najpierw nakreślę sytuację ogólną słuchawkowego rozwoju; krótko, bo tyle już razy od niej zaczynałem. Zatem przypomnę jedynie, że z tym rozwojem w sensie progresu jakościowego ciągle za dobrze nie jest, albowiem podtrzymujące szczytową jakość, osiągniętą jeszcze na początku lat 90-tych XX wieku, to obecnie słuchawki niemożliwie wręcz drogie. (Zestaw Sennheise4r HE-1.) Inne się kręcą w pobliżu, a takie RAAL, wielokrotnie tańsze, także szczytów sięgają, ale ich nie mogę jednoznacznie rekomendować nie mając póki co pewności, że rozwiązały już całkowicie problemy ze wzbudzaniem obudów. Szczytową jakość prezentują również, wedle internetowych świadectw, elektrostaty HiFiMAN-a, lecz tych dotychczas nie słyszałem, poza tym też są piekielnie drogie. Ogólnie zatem sytuacja średnia, bo z jednej strony ogromny wysyp słuchawek wszelkich typów i wszelakich jakości, a z drugiej pewnych dawno ustanowionych rekordów brzmieniowego zaawansowania wciąż nie udaje się poprawić. (Coś niczym rekord w skoku wzwyż, ustanowiony przez Javiera Sotomayora 27 lipca 1993.)

Lecz skoro taki wysyp, w tym tych najwyższych lotów, to z każdą kolejną próbą odżywa nadzieja na poprawienie rekordu, albo przynajmniej na jego wyrównanie po kosztach niższych od sennheiserowskich. Kolejna taka próba leży właśnie przed nami.

No dobrze. Po wykonaniu zacieru ze słuchawkowej sytuacji ogólnej w kontekście historycznym, możemy już się zabierać za jego fermentację w ujęciu firmy Audeze i jej najświeższego pomysłu. A pomysł to nie byle jaki i nie z audiofilskiego podwórka.

Żeby się rozsiąść wygodnie w temacie, zyskując wystarczająco szeroki kontekst, musimy jeszcze odrobić trzy lekcje. Kolejność bez znaczenia, dlatego pierwszą niech będzie ów pomysł spoza audiofilskiej branży. Tak naprawdę nie pomysł, a potrzeba. Potrzeba bardzo ważna, wynikająca z konieczności używania słuchawek przez część pacjentów poddawanych badaniu rezonansem magnetycznym. Za pośrednictwem słuchawek są im podawane komendy odnośnie zachowania i przez słuchawki otrzymują materiał informacyjny podczas obrazowania w tej technice pracy mózgu. (Które obszary są aktywne w odpowiedzi na dane bodźce i które biorą udział przy przetwarzaniu różnych danych – np. przy grze w szachy albo podczas słuchania muzyki.) Problem polegał na tym, że w polu rezonansu nie powinno się znaleźć nic metalowego, potrzebne zatem były słuchawki niemetalowe. I takie firma Audeze stworzyła na bazie technologii elektrostatycznej i membran z nanorurek. Później zdobyte doświadczenia przeniosła w sektor audiofilski – tak wyglądała w największym skrócie droga rozwojowa prowadząca do recenzowanych Audeze CRBN.

Druga lekcja jest krótka i tyczy drogi rozwojowej samej firmy Audeze. Zaznajomieni chociaż trochę ze sferą luksusowych słuchawek wiedzą, że to jeden z dwóch producentów (drugim HiFiMAN), którzy przywrócili rynkowi słuchawki planarne z wyżyn high-endowych. Technologię planarną rozwija marka Audeze od dwóch dekad, odnotowując na tym polu bardzo znaczące sukcesy. Ale ciągnie wilka do lasu – powtarzające się wzmianki o wyższości elektrostatów musiały ją uwierać.

Lekcja trzecia jest nieco dłuższa, opisuje historię elektrostatów. Elektrostatów, czyli słuchawek o reaktywnych elektrycznie membranach włożonych pomiędzy statory, który to wzór konstrukcyjny opracowała firma Stax i zaprezentowała pierwszy raz na tokijskiej wystawie technicznej w 1959 roku. A wówczas okazało się, że dźwięk z takich słuchawek jest lepszy; od tamtej pory do dzisiaj można się natknąć na opinie podkreślające wyższość elektrostatów. Ich złote lata to koniec lat 70-tych i początek 80-tych; większość wiodących firm produkujących słuchawki czuła się wówczas w obowiązku mieć elektrostatyczny model. A później, w 1988, Sony udowodniło, że klasyczne słuchawki dynamiczne wcale nie muszą być gorsze – a że te dynamiczne są średnio biorąc dużo tańsze i mogą korzystać ze słuchawkowych wzmacniaczy o bardzo małych rozmiarach, rynek porzucił elektrostaty, pozostał przy nich samotny Stax. Dawało mu to pozycję lidera jeżeli chodzi o jakość, lecz nie przekuło się w potęgę, firma pozostała niszowa.

Elektrostaty po latach pozostawania w niszy były przywracane do łask inaczej niż słuchawki planarne – nie powróciły z wielką pompą przez szeroko rozwarte wrota, tylko pomału i po cichu. Najpierw Sennheiser wrócił do nich tym przepotwornie drogim zestawem, i było wokół tego wprawdzie niemało szumu, lecz przecież nie sprzedażowego. Mało zatem kto słyszał, posiadał nikt nieomal – to była egzotyka. Też paru innych, mało znanych producentów, pokazało własne elektrostaty, ale nie zdobyły szerszego uznania. Kolejnym znaczącym momentem było dołączenie do elektrostatycznej oferty modelu pochodzącego od globalnego producenta HiFiMAN-a, którego właściciel zaczynał dawno temu swe słuchawkowe próby od budowania elektrostatów, a w 2018-tym pokazał pierwszy model rynkowy – popisowy i stanowiący niejako kontrę względem datowanego na 2016-ty popisu Sennheisera.

To wszystko jednak mało znaczyło w sensie rozmiarów rynkowych, te strasznie drogie Sennheisery i HiFiMAN-y nie mogły stać się popularne. Popularności nie zdobyły też żadne inne nowe konstrukcje w sektorze elektrostatów; nieustająco liderem tego rynku pozostawał Stax, dokładający od siebie kolejne modele szczytowe (łącznie trzy). To były jedyne elektrostaty jednocześnie ze szczytów jakościowych i dla obywateli, a nie wyłącznie dla samych królewskich i miliarderskich rodzin. Tym niemniej gama ofertowa odnośnie elektrostatów szczytowych znowu urosła do kilku, a z tą recenzją dodajemy na uszy kolejny taki model, i tak naprawdę pierwszy rzeczywiście groźny dla Staksa, jako podobnie kosztujący i podobnie mistrzowski.

Technologia i jej następstwa

Aluminiowa walizka.

   Membrana dla słuchawek jest tym, czym dla strzelca strzelba; tylko mająca niezwykłe właściwości może zapewnić świetny dźwięk. Niezwykłość w tym wypadku oznacza reaktywność, która jest zbiegiem dwóch czynników – lekkości i szybkości napędu. Maksymalnie lekka membrana posadowiona w środowisku minimalizującym zniekształcenia i napędzana w taki sposób, by jak najszybciej i jak najprecyzyjniej reagowała na sygnał – tak brzmi formalny przepis na doskonałe słuchawki. U dynamicznych wyrasta problem z centralnym napędzaniem (cewka w centrum membrany), który w pamiętnych Sony MDR-R10 został skutecznie rozwiązany, ale tamte słuchawki były ewenementem, nikt tego nie powtórzył z uwagi na wysokość kosztów. Niższe koszty i świetne rezultaty dały słuchawki planarne, lecz u nich problem inny, a mianowicie cewka w postaci metalowej nici serpentynowo wtopionej w membranę, a zatem też nie na całą jej powierzchnię oddziaływanie naraz, w dodatku nieuchronnie większy ciężar. Nie dość, to jeszcze poruszające cewkę duże magnesy rozwieszone nad całą membraną (po jednej stronie albo obu), swą obecnością zaburzające fale dźwiękowe na drodze od membrany do ucha. Najcieńsze nawet cewki (złote i cieńsze od włosa), najgęściej też ułożone i poprowadzone najsprytniej, jak również najdoskonalszy możliwy sposób ukształtowania magnesów za pośrednictwem technologii Stealth, nie mogą zmienić tego, że jakieś zakłócenia są. Tymczasem tego wszystkiego nie ma, albo jest mniej, w słuchawkach elektrostatycznych. U których sama membrana cewką, a całkowicie płaskie, siateczkowato transparentne okładki statorów deformują dźwięk w dużo mniejszym stopniu od beleczek magnesów, choćby nawet tych Stealth.  

– Ideał? Ano nie. Gdyby idealne konstrukcje były na wyciągnięcie ręki, żylibyśmy od dawna w idealnym świecie na podobieństwo raju, a najwyraźniej tak nie jest. I zaklinanie rzeczywistości nazwami także tego nie zmieni – żadna „Susvara”, żaden „Orpheus” i żadne „Shangri-La” nie sprawią braku problemów.

Czarna walizka, czarne słuchawki.

Problemem u elektrostatów jest mały zakres wychyleń membrany leżącej wąsko między statorami, co z jednej strony daje wielką szybkość i minimalizację zniekształceń przepływu, lecz z drugiej brak swobody dla dostatecznie dużego wychyłu – niezbędnego, zgodnie z fizyką, do prawidłowej reprodukcji niskich częstotliwości. Dlatego słuchawki elektrostatyczne od zawsze uchodziły za najszybsze i najprecyzyjniejsze na całym obszarze pasma, ale poza głębokim basem. Albo tego basu miały jawnie za mało, niejednokrotnie w sposób uciążliwy, albo w najbardziej wysilonych konstrukcjach, jak ten Sennheiser HE90 Orpheus, był to ubytek śladowy, niemalże niesłyszalny, niemniej ekstremalnych popisów basowych w słuchawkach elektrostatycznych nie było – te wymagałyby membran o wielkości przekraczającej rozmiary możliwe na głowie.

Membrany elektrostatyczne wykonywano z polimerów napylanych mikronowymi warstewkami złota lub innych metali, odnośnie których to polimerów nikt najczęściej nie zdradzał, jakie są i skąd wzięte. I teraz dochodzimy do kluczowego momentu intrygi pod tytułem Audeze CRBN – do membran z nanorurek węglowych. Od tego wzięta nazwa, w rozwinięciu do pełnej artykulacji brzmiąca CARBON, z tego wzięta niezwykłość.

Cały przetwornik u CRBN waży 75 gramów, podczas gdy u planarnych Audeze LCD-4 to 186 gramów – a więc dwa i pół raza więcej. To jednak dalece nie wszystko, bo wprawdzie podtrzyma precyzję i szybkość, ale przecież nie pomoże basowi. Pomoże za to coś innego – membrany z nanorurek węglowych mogą być dalej od statorów, to im nie psuje precyzji. A w takim razie znalezione nareszcie miejsce na te większe wychyły, bas może stać się potężniejszy. Zadbano przy tym także o jak najdoskonalszą oprawę membrany, tu wykonaną z PCB (polichlorowanego bifenylu), a więc jednego z najdoskonalszych izolatorów.

Bo skoro karbonowe…

Bardzo odporną na mechaniczne i elektryczne odkształcenia, doskonale izolującą i, dzięki specjalnemu uformowaniu, chroniącą przed powstawaniem zmarszczek na krawędziach pracującej membrany. Co doskonale współgra odnośnie braku zniekształceń z faktem, że sama ta membrana jest jednolita materiałowo, zamiast bycia polimerowym płatem pokrytym obustronnie złotem czy aluminium. Właśnie ta jednolitość plus struktura samego surowca sprawiają, że ładunki elektryczne na membranach Audeze CRBN lepiej trzymają się swoich miejsc, co jeszcze doskonali reprodukcję brzmieniową. Reasumując: dwa atuty – potęga basu i wzrost precyzji.

Przejdźmy na stronę zewnętrzną. Wzięte do ręki elektrostaty od Audeze okazują się lekkie i przyjemne w dotyku. Waga bez kabla to zaledwie 300 gramów, a ciepły dotyk i przede wszystkim poprawę akustyki zapewniają oprawy muszli z magnezu, grubo powleczonego lśniącym tworzywem.

Czerń nie jest dominująca, jest aż niemal jedyna. Jednym z dwóch odstępstw od niej srebrzyste prowadnice regulatora wysokości – typowe dla Audeze, głęboko karbowane. Na ich czarnych obejmach od zewnątrz symbol firmy – stylizowane „A” – od wewnątrz oznaczenia stron literami „L” i „R”. W istocie niepotrzebnie, jako że karbonowy pałąk z podwieszoną skórzaną opaską jest przesunięty do przodu, chwytakami ujmując muszle w sposób pozwalający lepiej obejmować uszy, od razu widać, o co chodzi. Obejmowanie jest bezproblemowe – muszle są duże i podłużne, a skórzane pady głębokie. Podłużnymi owalami słuchawki nawiązują do HE90 (starszego Sennheisera Orfeusza), a ozdobnym motywem pokryw plecionka nakładających się sześcianów na tle drobniutkiej, srebrzystej siateczki – drugiego i ostatniego odstępstwa od czerni.

Zamocowane na stałe do muszli kable, co u elektrostatów niemal regułą, są miękkie, niezbyt grube i w czarnym materiałowym oplocie. Zbiegają się w jeden grubszy via metalowe zgrubienie, za którym  wspólny odcinek mierzy równe dwa metry, kończąc się tradycyjnym 5-pinem.

Węgiel niby niemodny, a jednak się przydaje.

Audeze nie opracowało żadnego własnego wzmacniacza, ale typowy prąd podkładu, 580 V, pozwala użyć wszystkich staksowskich poza najstarszymi, nie posiadającymi przy wyjściach oznaczenia PRO. Pozwala też niemalże wszystkich innych, bo nikt w późniejszych czasach nie usiłował tworzyć elektrostatów spoza specyfikacji Staksa. Daje to możliwość użycia także trzech obecnych na rynku transformatorów dopasowujących wzmacniacze kolumnowe: LST, iFi iESL oraz Woo WEE.

Słuchawki dostajemy w tradycyjnym u Audeze aluminiowym neseserze, anodyzowanym na czarno. Poza nimi znajdziemy w nim samą papierologię, a wszystko razem kosztuje $4500. (Nie podaję ceny krajowej z uwagi na zawirowania kursowe.) Słuchawek nie kupujemy z półki – są wykonywane wyłącznie na zamówienie, a czas oczekiwania to około cztery tygodnie.

Na koniec o wygodzie. Jest, krótko mówiąc, bardzo dobra – słuchawki nie ciążą i nie cisną, pady swobodnie obejmują uszy, opaska jest perforowana dużymi otworami, a sposób podwieszenia muszli gwarantuje łatwą regulację i brak samoczynnego opadania. Wygląd także jest pierwszorzędny, ale zarazem powściągliwy – nie ma tak ostentacyjnego luksusu, jak w dawnym i nowym Orfeuszu. Powierzchowność jest bardziej swojska i dotyk także swojski, tak jakby producentowi zależało na podkreśleniu faktu, że rodowodem tych słuchawek jest demetalizacja.

Odsłuch

Nie mówiąc o tym, że jest podstawą życia.

  Z napędzaniem słuchawek elektrostatycznych jest więcej zamieszania niż z pozostałymi, wzmacniacze dla nich mniej popularne. W sumie to banał – mniej popularne słuchawki, mniejsza gama wzmacniaczy. Sprawa byłaby jednak stosunkowo prosta, gdyby wiodący producent – Stax – oferował, powiedzmy trzypoziomową gamę, z bardzo dobrym wzmacniaczem na każdym poziomie. Tak jednak nie jest. Owszem, wzmacniacze Staksa są poprawnej jakości, niemniej zabłysnąć z nimi trudno. Nawet najwyższy T8000 jest tylko dobry do bardzo dobrego (w zależności od użytego toru), ale rewelacyjny nie jest. Niemało mu brakuje do legendarnych Sennheiser HEV90 i własnej firmy dzielonego Stax T2, niemało także do dobrych wzmacniaczy kolumnowych używanych poprzez dopasowujące transformatory. Może to nie jest szczególnie dziwne, bo Stax przez wiele dekad oferował do napędzania swoich słuchawek wyłącznie takie transformatory, a na popisowym T2 się przejechał: poniósłszy przerastające możliwości koszty na stworzenie tej potężnej maszyny i popisowych słuchawek SR-Ω firma przejściowo na szczęście zbankrutowała. Obecnie coś jakby wraca do tamtej sytuacji, ale ostrożnie i w oparciu o dużo większy kapitał (chiński); na razie w zeszłym roku powstały słuchawki Stax SR-X9000, będące bezpośrednim nawiązaniem do SR-Omegi, popisowego wzmacniacza jeszcze nie widać. Za to od paru innych marek mamy takie wzmacniacze, tyle że u nas nieosiągalne do przedzakupowego posłuchania i z reguły bardzo drogie. HiFiMAN Shangri-La na lampach 300B to prawie czterdzieści tysięcy dolarów, ViVa Egoista STX (tak samo na 300B), to piętnaście tysięcy euro, a Woo Audio 3ES (również na 300B) to siedemnaście tysięcy dolarów, w przypadku nabywania z najlepszym garniturem lamp.

A tu podstawą brzmienia.

Czy dla posiadacza wysokiej klasy toru do napędzania kolumn wszystkie te ekskluzywne przykłady elektrostatycznych napędów to wyrzucone w błoto pieniądze, ponieważ starczy kupić od Woo Audio transformator za niecałe siedemset dolarów – tego nie mogę gwarantować, jako że tych najwyszukańszych dzisiejszych wzmacniaczy nie kosztowałem. Ale mam spory zapas pewności, że tak faktycznie jest, ponieważ słuchałem podobnie wysilonych Sennheiser HEV90 i Stax T2 – oba to piękne przykłady technologii najwyższego poziomu, ale nie lepsze brzmieniowo dla elektrostatycznych słuchawek od najwyższego poziomu wzmacniacza kolumnowego z dodatkiem transformatora.

Starczy już może tej rozmowy o niełatwym napędzaniu elektrostatów z uwagi na niedostatki rynkowe, dorzucę tylko ważną informację, że tworząc własne słuchawki elektrostatyczne firma Audeze w ogóle nie pokusiła się o stworzenie dla nich wzmacniacza, zdając się całkowicie na innych.  

Audeze CRBN wspierał więc u mnie transformator Woo Audio WEE (za cztery tysiące złotych), łączony z moim zestawem przedwzmacniacz Twin-Head z końcówką Crofta, jak również z dzielonym wzmacniaczem Accuphase C-2150/P-4500, a także, dla zaspokojenia ciekawości recenzenta, z układem Woo Audio WA33 jako przedwzmacniacz i Accuphase P-4500 jako końcówka mocy. W każdym przypadku, o ile była taka możliwość, sprawdzone zostały układy połączeń symetryczne i niesymetryczne – i od różnic pomiędzy nimi zaczniemy charakterystykę.

Albo nie –zaczniemy od czegoś innego, a mianowicie od łączącej się z tematem symetryczności uwagi, że słuchawki Audeze CRBN domagają się pietystycznego podejścia. Przez „pietystyczne” w tym wypadku rozumiem nie delikatne z nimi obchodzenie, tylko szczególną dbałość o jakość toru i wszystkie powiązane z tym audiofilskie brewerie, jak wysokiej klasy okablowanie, dbałość o antywibrację i uziemienie, a przede wszystkim o to, by urządzenia wkraczające do odsłuchowej akcji były odpowiednio rozgrzane.

Niezwykle wyrafinowanego.

Nie „wygrzane”, gdyż to oczywiste, takie powinny być zawsze, ale rozgrzane wystarczająco długim staniem pod prądem, takim przez wiele godzin. To wszystko nie jest wprawdzie konieczne do usłyszenia od karbonowych Audeze wysokiej jakości przyjemnego w odbiorze brzmienia, jako że zawsze tak grają, ale konieczne do tego, by sprawdzić, co rzeczywiście potrafią. A różnica pomiędzy tym, co potrafią w tym samym torze pięć minut po włączeniu, a pięć godzin później, jest naprawdę niemała, w tym też ta odnosząca się do potężności basu.

Twórcy Audeze CRBN  stale zwracają uwagę, że ich dalej niż u konkurencji odsunięte od statorów membrany mogą się bardziej wychylać i tym samym lepiej reprodukować bas, wymagający dużych amplitud.

– I to prawda – to rzeczywiście elektrostaty z najpotężniejszym basem, nic a nic nie ustępującym wybitnym pod jego względem dynamikom ani planarom. – Ale tego właśnie nie usłyszymy przy nie dość rozgrzanym torze, podobnie jak nie usłyszymy rozszumianych, działających bez żadnych ograniczeń sopranów. Co szczególnie będzie drastyczne w przypadku toru lampowego, ale tranzystorowy nie będzie dużo inny.

W największym stopniu ta sytuacja tyczyła kombinacji Woo Audio WA33 z Accuphase P-4500, która w stanie wcale nie całkiem zimnym, jakąś godzinę po włączeniu, nie oferowała z Audeze CRBN basu szczytowej jakości, podczas kiedy wieczorem, po jakichś sześciu godzinach, grała „że dzikość basowego serca i każdego innego”. Szczególny nacisk położyłem w tym wypadku na repertuar rockowy (nie zaniedbując innych), i ów wieczorny rock był diametralnie lepszy od przedpołudniowego. Nie tylko w sensie potęgowym, ale także pod względem jakości. I nie o samą gęstość energii idzie, ale także brzmieniową złożoność – o realizm każdego dźwięku.

Wygoda bez zarzutu, to jedne z najwygodniejszych.

Dobrze, zostawmy już to zwracanie uwagi na jakość ogólną i stan temperaturowy toru, uznajmy to za załatwione. Przejdźmy do możliwości słuchawek.

Odfajkujmy na początek raz jeszcze, że pod względem jakości i mocy basu nie ustępują elicie planarnej i dynamicznej – bas produkują tylko minimalnie mniej ciśnieniowy od rekordowych Ultrasone E7, a jakościowo z samego szczytu. Do złożoności i trafności brzmieniowej bębnienia, podobnie jak do dawki niesionej na całym obszarze pasma energii, nic a nic się nie można przyczepić, samo najwyższe uznanie. Tego się słucha z fascynacją: muzyka ozdobiona takimi niskimi rejestrami i tak energetyczna wciąga w wir akcji i opanowuje słuchacza bez reszty.

Ale to tylko jedna strona złotego medalu, na który Audeze CRBN zasługują – zasługują jako bez wątpienia jedne z kilku najlepszych słuchawek na świecie. Po drugiej stronie widnieje słowo dla muzyki także kluczowe: tym słowem melodyjność.

Odsłuch cd.

 

Do jakich słuchawek elektrostatycznych nawiązuje kształt muszli, tego nie trzeba mówić.

   Nie wiem, czy otrzymany egzemplarz był wcześniej dużo grany, wysyłający też nie wiedział. Na wszelki wypadek przez dwa tygodnie po kilkanaście godzin dziennie grałem, ale już podczas pierwszych sekund pierwszego słuchania z ciekawości usłyszałem coś przywołującego dawne wspomnienia – melodyjność podobną do tej z Sony MDR-R10. Nie, to nie był aż tamten poziom, nie można mówić o powtórzeniu. Tak jak rekordowego basu, a zwłaszcza rekordowych ciśnień z Ultrasone E7/E9/T7 nie ma, choć malutko brakuje, tak też nie ma rekordowej melodyjności i oszałamiającej finezji Sony MDR-R10. Ale i tego malutko brakuje. Tak niewiele, że porównywane szczytowej klasy słuchawki planarne i dynamiczne, jak również porównywane elektrostatyczne King Sound KS-H4, wydawały się pod względem melodyjnej płynności zgrubne. Może nie aż prymitywne, ale na pewno nie osiągające poziomu mistrzowskiego, z czego należy wyłączyć samych naj-naj, jak HiFiMAN Susvara czy Abyss 1266. Niemniej i te nie dorównują pod tym względem karbonowym Audeze o szeroko rozstawionych statorach. Czego natomiast te Audeze nie dają, to nieustającej holograficzności i rozedrgania medium, co jest charakterystyczne dla obu Sennheiserowskich Orfeuszy i najlepszych słuchawek Staksa. Nie ma poczucia wchodzenia w inną niż u dynamików i planarów przestrzeń, mimo że holografia w holograficznych chwilach muzyki, na przykład u kościelnych chórów, stoi na znakomitym poziomie. Dostajemy też mocne i bardzo dobrze komponujące się z resztą muzyki pogłosy, ani odrobinę nie zalatujące obcością. Natomiast brak elektrostatycznej nabożności w obrazowaniu wibrowania przestrzeni i jej holograficznego bez względu na repertuar traktowania.

Trzeba tu też dorzucić, że ową niezwykłą nabożność – i to na poziomie szczytowym, chyba nawet najwyższym – oferowały dynamiczne Sony R10, a u Audeze CRBN tak się nie dzieje, tego składnika fascynacji muzyką nie dostajemy w takiej dawce. A nie jest to zjawisko ograniczone do słuchawek, bo przykładowo dwa najwyższe modele kolumn od Avatar Audio dają je z wielką dobitnością, co jest ich wielkim atutem. To drżenie i tętnienie medium za sprawą wyjątkowo czułych membran nie ma wprawdzie odpowiednika faktycznego, bowiem prawdziwa cisza jest martwa, ale jako ozdobnik i relacja z miejsc nie do końca cichych, jakimi są środowiska nagraniowe, podnosi miarę fascynacji. Podnosi w każdym razie u mnie, choć może inni widzą to inaczej.

Wygląd u naśladowcy nieco skromniejszy, ale nieznacznie.

Mamy przeto u CRBN połączenie pieszczoty melodyką posuniętą w rejon bliski absolutnego mistrzostwa z brakiem w momentach bezmuzycznych albo w dalekim tle dygotu superczułych membran, wprawianych w ruch najsłabszym szmerem. Być może takie coś by się zjawiło przy innym prądzie podkładu i innej impedancji, ale oferując możliwość zbadania tego iFi iESL bez ostrzeżenia i następstwa pożegnał rynek, co się ośmielę nazwać bzdurą.

Cisza elektrostatów od Audeze jest zatem ciszą spokojniejszą, w zamian ich szał brzmieniowy jawi się jako najdzikszy. Takiego rocka, takiej muzyki organowej z użyciem niskich rejestrów, aż tak potężnej orkiestrowej i chóralnej – tego nie dostaniecie od żadnych innych elektrostatów. Co jednak tylko pod warunkiem, że tor będzie maksymalnie zadbany, i w ramach tego energetycznie bardzo mocny oraz odpowiednio wcześniej rozgrzany; inaczej nie będzie rekordowo, a jedynie ponadprzeciętnie.

Przejdźmy teraz do porzuconej dywagacji o odmiennościach brzmienia po łączach symetrycznych i niesymetrycznych, ponieważ to zagadnienie z tamtym się wiąże. Pozwoliłem sobie, dziwiąc się własnej pracowitości[1], połączyć dzielonego Accuphase pomiędzy sobą i z odtwarzaczem jednocześnie interkonektami symetrycznymi i niesymetrycznymi, ponieważ nie zachodziła obawa, że coś się złego od tego stanie (a w niektórych przypadkach może, choć rzadko), albowiem zarówno przedwzmacniacz, jak i końcówka mocy, mają regulatory we/wy do wybierania symetrii bądź nie.

Klasyczny wtyk 5-pin.

Stojący od kilku godzin pod prądem Accuphase ujawnił ze słuchawkami Audeze dużą różnicę pomiędzy symetrią a jej brakiem odnośnie brzmieniowego stylu. Po łączu symetrycznym grał z użyciem akordów dysonansowych, i to w sposób wyraźny. Co było interesujące (wszak po to te akordy są), ale nie wolne od zniekształceń wychodzących poza zamierzony dysonans. To się tam w głębi nie do końca składało w sam inspirujący dysonans, część z tego była akustycznym zniekształceniem, pasożytniczo nieprzyjemna. Poza tym pojawiły się ograniczenia odnośnie najwyższych dźwięków, na czym traciła nie tylko sama dźwięczność i harmoniczna złożoność, ale także filigranowość, która nierzadko jest potrzebna. Co inne w zamian było świetne – trójwymiarowość brzmienia. Kubiczność dźwiękowych form była w symetrii imponująca. Naprzeciw tego łącza RCA rugowały wszelki dysonans i nie miały żadnych trudności z osiąganiem najwyższych rejestrów – cała muzyka w ich wydaniu była stuprocentowo płynna, wolna od jakichkolwiek makroskopowych zniekształceń i w razie potrzeby filigranowa, ale trójwymiarowa mniej. Uogólnienie w tym wypadku byłoby jednak błędem, ponieważ użyty w konfiguracji symetrycznej jako przedwzmacniacz Woo Audio WA33 (który jako przedwzmacniacz pracuje wyłącznie w tym reżimie) był całkowicie wolny od zniekształceń i także nie-dysonansowy. Przez co znów mniej trójwymiarowy, ale podobnie szalejący energią i jeszcze bardziej „szumowy”.

Odnośnie pozostałych cech, niezależnie już od symetrii lub jej braku, można krótko powiedzieć, że Audeze CRBN z dużym zapasem spełniły pod każdym względem kryteria dźwięku z samych szczytów. Odnośnie stylu oferując za muzyką ciemne tła oraz ogólnie koncentrującą na sobie uwagę atmosferę, odnośnie niej samej styl pełnego, wysmakowanego i szczególnie melodyjnego brzmienia przy minimalnym, niejednokrotnie nieobecnym ociepleniu, na które nie zwraca się uwagi w obliczu takiej muzykalności i tej miary energii.

W doborowym towarzystwie.

Jeśli tylko zadbamy o to, by filigranowość uzupełniała resztę, będziemy mieli do czynienia z muzyką na absolutnie szczytowym poziomie łączącą melodykę z energią. Z całą pewnością nie gorszą pod tym względem niż ta od HiFiMAN Susvara, czy T+A Solitaire P, ale jak mają się te słuchawki nawzajem, tego bez bezpośredniego porównania nie chcę usiłować powiedzieć, może poza uwagą, że w Susvarach najbardziej zwraca uwagę swoboda płynięcia dźwięku, podczas gdy u CRBN mistrzowska melodyjność frazy. Jedno i drugie jednak głównie na wstępie, bo potem topimy się w muzyce, zostaje sama ona.

O jednym jeszcze wspomnę, bo warte jest wspomnienia: Audeze CRBN dają plan pierwszy blisko twarzy, ale nie grają w głowie, a przynajmniej nie grały w mojej. Szeroką sceną otaczają, dalekie plany mają dalekie, a tylko, jak już mówiłem, nie forsują tak holografii, jak elektrostaty od Staksa.

 [1] Tak, robię sobie hece.

Podsumowanie

   Karbonowe membrany, a ściślej z karbonowych nanorurek, sprawdziły się w słuchawkach. Dźwięk dają najbardziej zbliżony melodyjnością do tego, który dostawaliśmy i którego niestety już nie dostajemy od membran z produkowanych przez bakterie włókien, membran unikalnie jedynych w Sony MDR-R10. A dzieje się tak mimo tego, że elektrostatyczne Audeze nie są aż tek szmerowe, jak przeważnie inne słuchawki okupujące szczyty jakościowe. To nie przeszkadza, trochę jedynie zaskakuje, potem się o tym nie myśli. Myśli się za to cały czas w momentach oceniania, jak potężny dźwięk dają – jak są nieelektrostatyczne i elektrostatyczne zarazem. Elektrostatyczne w sensie precyzji, szybkości i pieszczoty; nieelektrostatyczne w sensie rozmachu, zejścia basu i potężnej dawki energii. Pod którymi to względami nie ustępują najlepszym dynamikom i planarom, większość z nich prześcigając. Możemy więc dzięki nim powiedzieć, iż w mierze energii niesionej dźwiękiem elektrostaty doszlusowały – ich pełna wydolność energetyczne nie dotyczy już samych obu nieznośnie drogich i przez to prawie nieosiągalnych Orfeuszy Sennheisera.

  Odnośnie całościowego potanienia zjawia się jednak przeszkoda w postaci dopasowania toru. Powinien to być mocny i jakościowy wzmacniacz z dopasowującym transformatorem, to znaczy z LST lub Woo WEE, skoro iESL już nie ma. Zakładam, że takie wzmacniacze, jak tu niedawno recenzowane EAR V12, Circle Labs A200 czy HEED Lagrange, będą świetne w tej roli. Alternatywnych najwyższej klasy wzmacniaczy stricte elektrostatycznych – jak ViVa Egoista STX czy Woo Audio 3ES – nie dane było mi próbować, toteż nie umiem powiedzieć, jak się do tamtych mają.

Na koniec chciałem pogratulować Audeze: to świetnie, że te membrany powstały, a z nimi te słuchawki. Otwarły się nowe możliwości, a to niezwykle cenne.

 

W punktach

Zalety

  • Jedne z kilku najlepszych na świecie.
  • Niespotykana niemal melodyjność, blisko nawiązująca do tej z Sony MDR-R10.
  • Energia niesiona przez dźwięk miary szczytowej, nie widywana dotąd w słuchawkach elektrostatycznych.
  • Co za tym idzie potęgowy bas, osiągający najniższe zejścia i znakomicie realizowany pod względem wizualizacji (czytelności obrazowej).
  • To samo dotyczy wysokości ciśnień, przy odpowiednim napędzie zdolnych osiągać poziomy mistrzowskich słuchawek planarnych i dynamicznych.
  • Przy tej miary melodyjności jasnym jest, że nie ma harmonicznych zniekształceń.
  • Znakomita czytelność muzycznego obrazu, ani trochę nie osłabiana na rzecz spójności melodycznej.
  • A zatem pełna detaliczność i wyraźność konturów.
  • Żadnego nadmiernego ocieplania, słodyczy czy łaszenia – stuprocentowy naturalizm.
  • Gęste brzmienia i ciemne tła.
  • Szczytowej klasy żywość i towarzyszący brzmieniom poszum całkowicie angażują słuchacza, który tonie w muzyce cały.
  • Pełne oddanie swoistych cech brzmieniowych instrumentów i ludzkich głosów, przy zachowaniu naturalności i dobrze zestrojonym paśmie.
  • A zatem żadnych sztuczek z sopranowymi i basowymi podbarwieniami, żadnego uciekania się do sztucznych podniet.
  • Tempo ataku i długość podtrzymania to kolejne atuty.
  • Organizacja sceny poza głową.
  • Bliski plan pierwszy wzmaga zaangażowanie.
  • Imponująca potęga całego spektaklu.
  • A jednocześnie, gdy potrzeba, finezyjna filigranowość.
  • Uroda, czar, aromat.
  • Śladowe ocieplenie poprawia słuchaczowi nastrój.
  • Mocne, ale całkowicie zespolone z muzyką pogłosy są dodatkowym ozdobnikiem.
  • Do każdego typu muzyki i wszelkiej nastrojowości.
  • Takiego rocka nie było dotąd w żadnych słuchawkach elektrostatycznych poza piekielnie drogimi, a może i w nich nie.
  • Superwygodne.
  • Lekkie.
  • Perforowana opaska nagłowna.
  • Trzymające wysokość zawieszenie.
  • Prąd podkładu jak u Staksa, nadają się więc wszystkie wzmacniacze poza tymi najdawniejszymi o wtykach 6-pinowych (tzw. „Normal”).
  • Same gatunkowe surowce.
  • Unikalne, pierwsze takie membrany z karbonowych nanorurek.
  • Dzięki nim szerzej rozsunięte statory i jednorodność materiałowa samej membrany.
  • Magnezowe oprawy.
  • Wystarczająco długi kabel.
  • Solidne opakowanie.
  • Tańsze od wielu innych oferujących podobny poziom.
  • Made in USA.
  • Sławna firma.
  • Polska dystrybucja.
  • Ryka approved.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Bez własnego wzmacniacza.
  • Tylko na zamówienie.
  • Nie ma typowej dla większości innych elektrostatów wyraźnej szmerowości.
  • Brak narzucania się z holografią.
  • To banał, ale w tym wypadu szczególnie istotny – szczytowe osiągi wyłącznie w doskonale dobranym wysokiej jakości torze.
  • I ten tor, a już szczególnie gdy lampowy, powinien być w pełni rozgrzany, to znaczy stać pod prądem minimum trzy godziny.

 

Dane techniczne:

  • Typ przetwornika: push-pull elektrostatyczny
  • Typ słuchawek: otwarte wokółuszne
  • Pojemość elektrostatyczna: 100pF (z kablem)
  • Napięcie polaryzacji: 580 V
  • Materiał membrany: ultracienka folia CRBN z nanorurek węglowych
  • Rozmiar membran: 120 x 90 mm
  • Pasmo przenoszenia: 15 Hz – 40 kHz
  • Maksymalny SPL: >120 dB
  • THD: <0,1% (przy 90 dB)
  • Waga: 300 gramów
  • Kabel: 2,5 m – miedź monokrystaliczna OCC z wtykiem 5-pin Pro Bias
  • Oprawy przetworników: magnez.
  • Pałąk: karbonowy z podwieszoną opaską z naturalnej skóry.
  • Pady: skóra jakości premium.
  • Opakowanie: aluminiowy neseser.
  • Współpraca ze wszystkimi wzmacniaczami 580 Volt Pro Bias
  • Gwarantowana precyzyjna reprodukcja niskich częstotliwości.
  • Szeroki zakres dynamiczny.
  • Wykonywane na zamówienie, czas oczekiwania – cztery tygodnie.

Cena: $4500

 

System:

  • Źródła: Cairn Soft Fog V2, Avid Ingenium.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head,  Woo Audio WA33.
  • Wzmacniacze dzielone: Accuphase C-2150/P-4500, ASL Twin-Head z Croft Polestar 1.
  • Transformator dopasowujący: Woo Audio WEE.
  • Słuchawki: Audeze CRBN, AudioQuest NightHawk[2] (kabel FAW Hybrid), Dan Clark Audio STRALTH[3], Sennheiser HD 800[4] (kabel Tonalium – Metrum Lab), Ultrasone Tribute 7[5] (kabel Tonalium – Metrum Lab).
  • Interkonekty: Next Level Tech (NxLT) Flame XLR, Tellurium Q Black Diamond XLR, Sulek 6×9 RCA, Sulek Edia RCA.
  • Listwa: Sulek Edia.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”.

[2] Najlepsze słuchawki w relacji jakość/cena (nieobecne już niestety na rynku).

[3] Nowe słuchawki redakcyjne, reprezentant szczytowej klasy planarnych.

[4] Klasyk dynamicznego high-endu.

[5] Rekordowe pod względem siły basu i wysokości ciśnień. 

Pokaż artykuł z podziałem na strony

17 komentarzy w “Recenzja: Audeze CRBN

  1. ductus pisze:

    Drogi Piotrze, jak zawsze znakomicie napisana recenzja. Twoje znawstwo tematu i doświadczenie znajdują tu pełne odzwierciedlenie. Jako świeży posiadacz Staxa X9000 będę bardzo ciekaw, co o nich napiszesz. Przy okazji -drobiazg: W podsumowaniu użyłeś nazwy LRT zamiast LST (Linear-S-Transformer). Wyjaśniam, że LRT był poprzedzającą LST konstrukcją, robioną na podstawie moich kryteriów zadanych niemieckiemu elektronikowi Peterowi R. (były raptem tego ze dwie sztuki?).
    Pozdrawiam serdecznie i życzę spokojnych świąt Wielkanocnych
    Stefan /ductus

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Przepraszam, literkę zaraz poprawię. Odnośnie recenzji X9000, to nie rysuje się jako bliska przyszłość. Do twojego Berlina daleko, a polska dystrybucja wspomina o lipcu. Jasne więc, że bezpośredniego porównania z Audeze nie będzie, a szkoda. Czytałem twoją relację z bycia szczęśliwym posiadaczem nowego flagowego Staksa i jego wstępne porównanie z Orfeuszem. Jeżeli te słuchawki są tak bliskie jakościowo, to gratulacje dla Staksa. (Brzmienie Orfeusza dobrze pamiętam jako niesamowite.)

  2. ductus pisze:

    Dzięki Piotrze. Nie sądzę, żeby było tak do mnie daleko, nawet pociągiem. Zapraszam! Na forach pisze się różne rzeczy nt. X9k często zapominając podać z jakiego źródła i wzmocnienia korzystają słuchający, jakie mają preferencje muzyczne. Preferowanie jednego ze wzmacniaczy (np. Carbon CC czy Paltauf) nie oznacza, że flagowiec zagra z tym optymalnie. Tym bardziej, że prądowo wymagające X-y nie koniecznie zabłysną.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Dzięki za zaproszenie, ale do porządnej recenzji potrzeba nieco zżycia, posłuchania bodaj przez parę dni. Spokojnie zaczekam do lata, może wówczas Audeze będzie miał mp3store, może AudioKlan znowu pożyczy. A w drugą stronę droga ta sama, możesz wpaść do Krakowa ze swoimi skarbami, możemy razem porównać. Zapraszam.

  3. ductus pisze:

    Dziękuję za zaproszenie. Może w 2 poł. lipca, gdyby ci pasowało i… były słuchawki, albo… przywiozę swoje.Chyba połączę z jakimś wypadem w Tatry. Pozdrawiam, Stefan

    1. Piotr+Ryka pisze:

      OK, to mamy trochę czasu.

  4. Alucard pisze:

    Plumkacze w postaci elektrostatów plumkaczami, ale ja niedługo stanę przed wyborem następnych słuchawek, jako że moje HEDDy pojechały już do Pana z Krakowa. Rozważam Final Audio D8000 i Ultrasone Tribute 7. Słuchałem obu i znam obie pary ale to było już prawie 3 lata temu. Zastanawiam się które wybrać do cieżkiej elektroniki, ale bardziej mi leżały D8000 z tego co pamiętam i bardziej w ich stronę się skłaniam. Chyba od Pioneerów Master też jednak je wolałem bo zawsze je miałem z tyłu głowy, podczas posiadania Master1. Swoją drogą ile ciekawe ile jest teraz par HEDDów w Krakowie, w rękach prywatnych użytkowników? Tylko te dwie pary? 😉

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Czy nie dość wyraźnie napisałem w recenzji, że Audeze CRBN to nie płumkacz? Bas i ciśnienia mają większe niż D8000 i tylko nieznacznie słabsze niż T7.

  5. Alucard pisze:

    Trzymam Cie za slowo 😉

  6. Piotr+Ryka pisze:

    Tak przy okazji rozmów na temat tego, czym jest „muzykalność”, warto przypomnieć ten artykuł:

    https://hi-fi.com.pl/artyku%C5%82y/inne/felietony/2964-korzenie-legendy-single-ended.html

    i podziękować panu Ludwikowi Igielskiemu za ten tekst.

  7. JAN LARON pisze:

    Jak zwykle bardzo detaliczna recenzja. Ale szansa ze sie przerzuce na elektrostaty nikla. Czy jest szansa recenzji Audeze LCD 5 ? Z referencja do nowej Utopii.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Szansa jest, ale współpraca z ich dystrybutorem do łatwych nie należy. Póki co będą ZMF Atrium i Spirit Torino Valkyria.

  8. Alucard pisze:

    Skoro o recenzjach mowa, prosiłbym o recenzję Ultrasone Signature Master. Na ich stronie pojawiła się informacja która wyszła bezpośrednio od nich ze nowe Master przebijają wszystkie słuchawki serii PRO, hifi i Edition w tym legendarne E9. Opinie tylko bardzo dobre na forach. Jestem ich ciekaw po wtopie u mnie z Ultrasone, po wygrzaniu PRO 900i.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nie mam nic przeciw, ale przy tej cenie raczej wątpliwe.

      1. Alucard pisze:

        Ze strony Ultrasone o Master –

        „Handmade by ULTRASONE at Gut Raucherberg, Germany, the Signature MASTER looks, feels, and sounds one step closer to perfection and outperforms its heritage, the edition 9 and the Signature PRO.”

        I jeszcze a propo wygrzewania czyli procesu który zdaniem wielu nie istnieje 🙂 –

        „These headphones require a running-in period to operate at their best.
        They will run themselves in naturally after several hours of listening time.
        If you want to speed up the process, we recommend playing very bassy music through them for at least 24 hours at medium volume levels.
        This will stabilize the speaker drivers and allow you to get the very best out of your headphones.”

  9. Alucard pisze:

    Z ZMF mam nadzieję że dostaniesz w swoje ręce słuchawki Caldera. Są przesłanki że to poziom co najmniej D8000.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Podobno dostanę, ale na razie Atrium.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy