Recenzja: Accuphase DP-750


   C
zas dla odtwarzaczy cyfrowych krążków równocześnie przyspiesza i zwalnia. Zwalnia, ponieważ moda na nie przygasa, płyty przegrywają z plikami, a jednocześnie przyśpiesza, albowiem broniąc się przed tym producenci najbardziej renomowanych marek coraz prędzej zmieniają asortyment. Jak widmo głodu ruszy najbardziej leniwego, tak wizja schyłku formatu wymusza jego postęp. „Takie wam damy odtwarzacze, że się odechce wam plików” – zdają się mówić producenci, a pośród nich Accuphase. Wraz z dCS, MSB i MBL firma szczególnie szanowana, widziana przez rynek jako lider. O sam zaś format CD/SACD nie musimy się martwić. Takie się nagromadziły ilości srebrnych płyt, że prędzej góry niż on przeminą. Przesadzam oczywiście, ale perspektywa jest długa. Co najmniej parę dekad normalnego życia, a potem retro dla koneserów. Ale tak serio biorąc – któż może naprawdę wiedzieć, co będzie?

Nastały w każdym razie czasy plików, w których płyty CD jeszcze się odnajdują. Ba, zyskały wręcz na prestiżu, bo ich nie trzeba odszumiać z internetowych i wewnątrzkomputerowych szumów, a ilość wydań ekskluzywnych, obiecujących wyższą jakość, zdecydowanie wzrasta, podobnie jak ilość kolekcji. „Cały Cortot”, „Cały Furtwängler””, „Cały Miles Davies” – kilkudziesięciopłytowe wydania wyskakują jedno po drugim. I każde opatrzone uwagami o wyjątkowym masteringu, jakichś specjalnych dodatkach, smaczkach. A równolegle wzrost popularności płyt winylowych, wśród których coraz liczniejsze w rzeczywistości cyfrowe, przeważnie dobrym krążkom CD czytanym przez dobre odtwarzacze jakością ustępujące. Więc jak to zwykle gmatwanina i trzeba się orientować. Innym jeszcze faktem pozostaje, że wysokiej gęstości pliki nie dorównują wprawdzie póki co płytom, ale są już bliziutko. Trzeba mieć nie byle jaki odtwarzacz w nie byle jakim torze, by się wyższość srebrnego krążka zjawiła jako bezsprzeczna; i teraz właśnie o takim, świeżutkim jak chlebek z rana, utniemy sobie pogawędkę.

Technologia i wygląd

Accuphase DP-750

   W annałach Accuphase zapisano, że poprzednik recenzowanego – model DP-720 – pojawił się w grudniu 2013, jako następca DP-700 z grudnia 2007. Sześć lat w takim razie zajęło tamto przejście, a obecne, zgodnie z tezą o przyspieszeniu, ledwie cztery. Albo niewiele więcej. (Dokładnej daty debiutu DP-750 nie znam, ale zdaje się był to czerwiec bieżącego roku.) Z całą dokładnością mogę natomiast stwierdzić, że stanowi ten nowy jednoczęściową wersję wprowadzonego na rynek w zeszłym roku dzielonego DC-950/DP-950, którego recenzję publikowałem w lipcu 2017. Tamten także zameldował się wcześniej, po krótszym czasie oczekiwania, dyktowanym tą rosnącą odtwarzaczy plikowych konkurencją i w jej następstwie czasowym i jakościowym ciśnieniem. A przy okazji odnotujmy, że poza normalnym odczytem płyt – klasyczną funkcją odtwarzaczy – te nowe są jednocześnie wyspecjalizowanymi w obróbce plików przetwornikami, poprzez liczne cyfrowe wejścia gotowymi przyjmować je z dysków lub wprost z Internetu i poprawione oraz analogowo uzdatnione odsyłać dalej. Co niejako gwarantuje im nieśmiertelność, jako że przetworniki w dzielonym DC-950/DP-950 i jednoczęściowym DP-750 są takiej jakości, że lepszych po prostu nie ma. Ewentualnie można wskazywać na takie z obszerną obsługą lampową, dającą inną postać brzmienia (Jadis, Audio Note, Lampizator), natomiast w mierze samej obróbki cyfrowej nie da się jeszcze lepiej. Są alternatywne rozwiązania, na przykład przechodzenie z PCM do DSD u Ayona, czy równoległe DAC-ki modułowe (cztery w Reference i osiem w Select) u MSB, ale fundamentalnie lepszych podzespołów bazowych i sposobu ich konfiguracji nie ma. Zaznaczmy więc dla porządku, że tytułowy nasz DP-750 ma cztery wejścia cyfrowe: HS-LINK 2 (nowego typu własny transfer samego Accuphase), optyczne, koaksjalne RCA i USB 3.0, a także trzy cyfrowe wyjścia (te same bez USB). I w ramach owej cyfrowości źródłowej spoza płytowego napędu obsłużyć może standardy plikowe do 384 kHz PCM i do 11,2896 MHz DSD, co zrobi w sposób wart nadmienienia, o wiele efektywniejszy niż u poprzednika.

Jak pisze Accuphase, w modelu DP-750 zastosowano najnowsze kości ESS Technology 32bit Hyperstream Ⅱ DAC ES9028PRO, zastępując nimi ES9018 z DP-720. Kości jest tak samo po osiem w każdym kanale, a każda w swym wnętrzu skrywa aż osiem konwerterów wewnętrznych, co daje łącznie sześćdziesiąt cztery na kanał. Tradycyjnie kości są fazowo ustawione w kaskadę, by generować jak najgładszą sinusoidę wypadkową, mamy więc do czynienia z tym samym trickiem co u MSB, tyle że inaczej nazwanym: „ES9028PRO has 8 DACs inside, and DP-750 uses the 8 DACs connected in parallel per channel with Accuphaseunique technology, MDS++ conversion system.”

Wygląd niemalże ten sam, zmodyfikowano jedynie nieznacznie wyświetlacz.

Dzięki większym możliwościom obliczeniowym nowych kości dało to niemal trzykrotny wzrost mocy obliczeniowej przy jednoczesnym aż czterokrotnie wyższym napięciu wyjściowym, oznaczającym lepszą czytelność. Dzięki czemu zbliżenie do analogowego wzorca taśmy matki (o ile była analogowa) stało się jeszcze większe, i to zarówno w odniesieniu do płyt CD-SACD, jak i branych skądkolwiek plików. Przy okazji poprawiono także liniowość i dynamikę (co obrazują dołączone do danych wykresy), jak również symetryczność toru, która dopiero teraz jest ponoć wzorcowa. Na zdjęciach widać także, że w sekcji zasilania i w wielu miejscach na płytkach podukładów zastosowano mocniejsze kondensatory, co wraz z tym większym napięciem sygnału powinno dać dodatkowo większy jego odstęp od szumu i większą sprawność energetyczną, przekładające się nie tylko na większą dynamikę i liniowość, ale też szybkość narastania i precyzję rysunku, a także ogólną detaliczność.

Kolejną rzeczą godną wzmianki jest nowa postać napędu. To, podobnie jak kości ES9028PRO, proste naśladownictwo droższej wersji dzielonej, ale znów przypomnijmy, że gruntowna modyfikacja własnego referencyjnego napędu (który Accuphase po raz pierwszy wdrożyło w dzielonym DC800/DP-800 z grudnia 2006), stanowi pewne zaskoczenie. Wydawało się bowiem, iż to wcielenie perfekcji, podczas gdy okazało się, że rzecz można jeszcze usprawnić poprzez ogólną rozbudowę (nowy jest większy i sztywniejszy), a także użycie cichszego i bardziej precyzyjnego bezszczotkowego silniczka oraz doposażenie lasera w mechanizm antywibracyjny i osadzenie całości na bardziej efektywnym tłumiku drgań. Sumarycznie dało to obniżenie zakłóceń rezonansowych o aż 4 dB przy spadku ogólnego zaszumienia, które obecnie ma wartość 1,4 μV, o osiemnaście więc procent niższą. Przy okazji rozszerzono także część obsługową, wprowadzając możliwości odczytu płyt DVD-rec nagranych w standardzie DSD (samemu trzeba nagrać z odpowiedniego pliku), uzyskując pełną kompatybilność z formatem DSD-disc. I jeszcze z pomniejszych smaczków – producent chwali się umieszczeniem obwodów analogowych na pokrytych szkłem płytkach z żywicy fluorowęglowej, zapewniających maksymalne zabezpieczenie przed powstawaniem prądów błądzących oraz ładunków statycznych.

Wszystko to ma mieć istotny wpływ na poprawę jakości brzmienia, natomiast od strony zewnętrznej przejawia się jedynie o dwadzieścia dekagramów większą wagą (28,2 kg) oraz zmianą wyglądu wyświetlacza. Podobnie jak w wersji dzielonej powiększono tam czcionkę (wciąż jednak stosunkowo niewielką – i dobrze), a także dodano okienko informujące o częstotliwości próbkowania i gęstości bitowej, co ma zwiększone znaczenie w sytuacji obsługi także plików.

Wyświetlający teraz większe znaki.

Reszta to, można rzec, stare dzieje. Z krainy baśni wzięty panel przedni w szampańskim złocie, rozkosznie mieniący się mnogością odcieni w zależności od kąta światła; bajeczna tegoż panelu oprawa drewnianą boazerią korpusu, której poziom obróbki stanowi klasę samą w sobie, i którą da się wypolerować nawet w razie porysowania; a w spodniej części karbonowe podstawki, mające należycie tłumić drgania, wspomagając resorowanie napędu. Do tego marka Accuphase, dla wielu synonim high-endu, i dopasowana do niej cena – 84 900 PLN. Wszystko spakowane w ogromne pudło, wszechstronnie zabezpieczające przed podłościami świata, a jako dodatkowy bonus specjalne w tym pudle nosidło, które obsługiwać powinny dwie osoby, ale z którym sam sobie poradziłem. (Czego innym jednakże nie polecam.)

Odsłuch

Tacka napędu Accuphase ma przyjemną właściwość wysuwania się na całą średnicę płyty.

   Pierwszy raz się zdarzyło, że w sesji odsłuchowej tak drogiej maszyny porównania nie odnosiły się do odtwarzacza tańszego, a do bezpośredniego konkurenta. Na audiofilskim stole Rogoz Audio stanęły bowiem obok siebie Accuphase DP-750 i tyle samo kosztujący Ayon CD-35 HF Edition; dla wyrównania obsługowych rachunków podpięte takimi samymi najwyższej klasy kablami zasilającymi i porównawczo przetestowane dwoma kompletami interkonektów: Siltech Empress Crown RCA (11 000 EUR) i Sulek RCA 6×9 (16 000 PLN). Tak więc cóż, zaczynajmy.

A zacząć trzeba od rzeczy zaskakującej, mianowicie od sporej zmiany. Nie całościowej, ale i tak znaczącej, idącej niejako pod prąd dotychczasowej szkole dźwięku Accuphase. Bo owszem, większość kluczowych rzeczy ostała się bez tykania – odtwarzacz, jak to u Accuphase, wciąż oferuje słodkawe ciepło, o którym lata już temu pisałem, że to nie żadna słodycz nachalna, tylko lekko umilająca, a ciepła przy tym jedynie tyle, by nigdy nie stało się za chłodno. By najchłodniejsze nawet nagrania co najmniej okazały się neutralne, a większość z nutką przyjemnego ciepła – bez gadziej oziębłości. Żywi ludzie, żywa muzyka i śladowy ładunek radości; taki nie przeszkadzający smutkowi, ale też mu nie ułatwiający. – Tym bardziej, że pełna do tego żywość także w podstawowym aspekcie, to znaczy sprinterskie narastanie dźwięku, żwawe tempa, mocne akcenty dynamiczne i na zwieńczenie efektu długie, wyjątkowej czystości i precyzji wybrzmienia. Urokliwa zatem mieszanka, mająca smak jednocześnie przyjemny i imponujący techniczną biegłością, że klasa poza dyskusją; od razu wiesz, że masz do czynienia z high-endem na cały a nie częściowy regulator.

 Ale już w tym opisie skrywa się ziarno zmiany. Jako że wraz z tą żywością dostajemy coś więcej niż tradycyjny styl Accuphase, skupiony na spokojnej elegancji. Odstępstw od tego nie było od dawna; odkąd wiele lat temu znajdował się w ofercie odtwarzacz z przedziału środkowego DP-67 (w kronikach datowany na sierpień 2003), o którym pozwoliłem sobie napisać, że miał za ostre soprany. Później zawsze już było łagodnie, czasami nawet za, jak w przypadku DP-500 z listopada 2006. Nigdy natomiast za ostro, ani nawet ostrawo. I ostro nie jest i teraz, niemniej najnowszy DP-750 ma ponad wszelką wątpliwość forsowny atak sopranowy i nie ciąży z dźwiękiem do centrum pasma, tylko bardziej się rozchodzi ku skrajom. Można więc o nim powiedzieć, że z bliższych czasowo i jakościowo przedstawicieli własnej szkoły najbliżej mu do DP-600 (z grudnia 2008), którego chwaliłem za zadziorność, w bardzo korzystnym świetle stawiającą go na tle zbyt lelawego DP-500. Gdyż była to zadziorność dobra – ożywcza, a nie ostra. Zrywna, inspirująca, wyzwalająca od nudy i dźwiękowego stłamszenia. Rzecz jasna, gdy ktoś ma wzmacniacz za ostry, taki spokojny odtwarzacz będzie dla niego wybawieniem, ale operujemy teraz kryteriami torów referencyjnych, a nie mających kulawiznę na jedno lub więcej kopyt.

 

 

 

 

I w takich właśnie kryteriach ten DP-600 świetnie się sprawdzał, chociaż wyraźnie droższy, współwystępujący z nim (rok wcześniej wprowadzony) DP-700, oferował wyraźnie wyższą kulturę. Ale on znów był spokojny, jak całe wyższe towarzystwo, tyle że nie spokojny za. Dać trzeba mu było czas na wygrzanie i trzymać pod prądem na długo przed użyciem, ale jak już się oszlifował i zebrał ten prąd w sobie, to grał, że opadały szczęki. Tak z ręką na sercu powiedziawszy, jego następca DP-720 mniej mi się ogólnie podobał, chociaż to mogła być kwestia egzemplarza, bo z nimi też różnie bywa. Niezależnie jednak starszy czy młodszy poprzednik, oba te odtwarzacze były raczej spokojne i raczej ciążące ku średnicy. Tymczasem DP-750 ma inną muzyczną duszę: jest trochę jak DP-600, tyle że na innym poziomie. Pod niejednym względem stawiającym go wyżej od bezpośrednich poprzedników i jak już zdążyłem napisać, nie pozostawiającym złudzeń, że to high-end całą gębą. Całościowy obraz ma wyraźniejszy, cyzelowany z niezwykłą precyzją, a jego mocniej akcentowane soprany rzeźbią dźwiękowe koronki z brabancką zgoła maestrią. Każdy dźwięk ma milimetrową dokładność i bardzo czytelne formy harmoniczne wewnątrz idealnie precyzyjnego obrysu. Kontury mocniej się zaznaczają i wszystko lepiej wizualizuje, z tła wychodząc dobitniej, a na dodatkową ozdobę każdy dźwięk ma świetną lokację przestrzenną i sama ta przestrzeń jest wielka, uporządkowana i nadzwyczaj też ożywiona. Że aż na audiofilski złoty medal, tak mocno się ją czuje.

W tym miejscu, chcąc czy nie chcąc – niezależnie od tego, czy to nie aby przedwczesne – zmuszony jestem napisać o najcenniejszym tego wszystkiego efekcie, o całościowym czuciu muzyki. Nowy odtwarzacz Accuphase, tak samo jak najlepsze elektrostatyczne głośniki, albo najlepsze gramofonowe wkładki, nos czuły ma niebywale, podejmuje najmniejszy ślad. Muzykę przedstawia z laboratoryjną precyzją – wyciąga z niej każdy detal i poddaje wizualnej obróbce, tak żebyś go nie przeoczył. Szmer najmniejszy, najlżejsze tchnienie, jakakolwiek iskierka – to wszystko włącza się i staje przed nami w muzycznej kaskadzie życia. A jako tego sceneria żyje szczególnym życiem cała muzyczna przestrzeń, rzucając słuchaczowi swój własny, odrębny czar. Więc staje się ów słuchacz wraz z tym odbiorcą niezwykłości, zmuszonym do podziwu.

Pilot zgrabny, poręczny, stylowy.

Niezwykła mieszanka wyczuwalnego ciepła i wyczuwalnej słodyczy tworzy nie widywaną kombinację z laboratoryjną precyzją i cyzelacją rysunku, które dotychczas kojarzyły się raczej z medium chłodnawym, nieobecnym, czasami nawet martwym. W kosmicznej czerni bliskiej absolutnego zera lokowana była taka dźwiękowa dokładność, wyłaniająca się jakby z nicości – a tutaj nie, wewnątrz życia. Więc to jest najprzyjemniejsze, to największa nagroda za wielki wydatkowany budżet.

Sprawy należy dodatkowo uściślić.  Poczynając od tego, że owo szczególnie żywe i czujne medium nie jest wysokociśnieniowe. Ciśnienie ma wyczuwalne – nie żadna ciśnieniowa pustka – niemniej jest to ciśnienie umiarkowane, takie najwyżej średnie. Ale i tak bardziej odczuwalne niż w przypadku podobnych laboratoryjnych precyzji, które ciśnienia dotąd najczęściej nie przejawiały. Umiarkowanemu ciśnieniu towarzyszy umiarkowana holografia. Też dobrze wyczuwalna, lecz znów nie dominująca, że ją najbardziej widać. Muzyczne plany są porozstawiane każdy dokładnie i uszeregowane jeden za drugim, lecz bez akcentu na te dalsze poprzez powiększanie im źródeł. Perspektywa odjeżdża równo i dopiero przy linii horyzontu (w razie odpowiedniej muzyki), przywołuje sopranami dal rzewną, metafizyczną, nieskończoną. I jedno jeszcze ważne – ta przestrzeń jest tajemnicza. Zarówno poprzez czujność – pulsujący ocean dźwięków – jak i za sprawą owej sopranowej tęsknoty, malującej bezkresne dale. W efekcie wrażenie niesamowitości zjawia się mimowolne i jest wieloaspektowe: od detali, od dokładności, od intensywności medium, od wielkiej sceny i także od niecodziennego zmieszania precyzji ze słodyczą, jakim ten Accuphase wypełnia swój dźwiękowy kosmos. Dźwięki tam się pojawiające mają przy tym sporo powietrza, ale znów nie na tyle, by się to narzucało. Muzyka nie jest natleniana z wielkiej butli, tylko normalnie oddycha ze swobodą i ma dużą objętość. Ma też wagę, która na obszarze całego pasma jest dobrze wypośrodkowana, by na obszarze najniższego basu przejść w miłe dociążenie. Bo, jak już mówiłem, odtwarzacz zwraca uwagę na skraje, jadąc poprzez muzykę szeroko, a wraz z tym bas się wyraźnie zaznacza, chociaż niczego nie podbarwia. Czarne tła, na których perlą się i połyskują dźwięki, w zakresie niewielu herców stają się dodatkowo zgęszczone, a to, co się na nich pojawia, uderza z siłą grzmotu. Jest bowiem niski pomruk, za którym wielu tak przepada – system obejdzie się bez suba.

Odsłuch

Polerowanie drewna to sztuka arcymistrzowska.

   Soprany to swoista feeria; średni zakres popisem detalicznej precyzji w spowiciu ciepła i słodyczy; a dół potężny, czarny, mocny. Suma przeto spektakularna, i to jest właściwe słowo. Odtwarzacz sprawia wrażenie, jakby się nim chciano popisać. Tak żeby nikt nie miał cienia wątpliwości od pierwszych sekund słuchania, że wszedł w kontakt z niezwykłością. Czy takie było zamierzenie, czy jedynie tak wyszło jako suma poprawek? – tego nie wiem. Całościowo DP-750 nie jest aż tak perfekcyjny jak flagowa wersja dzielona, ale jest popisowy. Nie tak monumentalny, nie z tak mistrzowskim odczytem zapisu SACD i nie taką też tolerancją dla słabszych jakościowo nagrań, niemniej narzucający najwyższą klasę. Przeciętne, nawet dużo już kosztujące odtwarzacze, zostają daleko z tyłu i jedno, czego bym sobie życzył, to by te wytężone soprany nie mitrężyły tak słabych płyt, bo je właśnie mitrężą. Słucha się z pewnym wysiłkiem, podczas gdy wersja dzielona nie robiła z tym żadnych problemów. Za tego sprawą oraz lepszego odczytu warstwy SACD, a także lepszego oddania średniego zakresu, udowadnia swą wyższość i sens płacenia podwójnie. (Accuphase DP-950/DC-950 to dwa razy po 99 tysięcy.) I uściślając dodajmy, że wszystko to głównie poprzez większą przestrzenność sopranów i trójwymiarowość ogólną dźwięków, a także lepsze dźwięków tych dociążenie. W efekcie większą zwartość pasma i lepszą konsystencję przy analogicznej precyzji.

 To będzie dobre miejsce, byśmy weszli na grząski teren porównań między osiemdziesięciotysięcznymi odtwarzaczami, gdyż to także jedna z dzielących je różnic. Ayon okazał się spokojniejszy i już przez samo to bardziej wybaczający. Słabe technicznie nagrania ukazywał w bardziej korzystnym świetle, bo nie ciągnął tak mocno sopranów i jednocześnie bardziej je uprzestrzenniał, co można zbyć audiofilską pogwarką o tendencji do grania średnicą, ale co w praktyce sprowadzało się przede wszystkim do większej plastyki dźwięku. Grał przy tym bliższym nieco pierwszym planem i większymi w efekcie, a przy okazji też ciemniejszymi dźwiękami, kładzionymi na spokojniejsze tła, budując tym atmosferę spokoju, elegancji i dostojeństwa, a nie poszukiwania niezwykłości i tajemnicy.

Obrazy całościowe były zatem dalece inne i przyznam, że stopień ich inności mnie zaskoczył. Zwłaszcza po stronie Accuphase, który grał inaczej niż zdążyliśmy do tego w ostatnich latach przywyknąć. Dobitnie się to uwidaczniało w wokalach, które u DP-750 miały nieznaczne co prawda, niemniej wyczuwalne podszycie sopranowe, skutkujące lekkim odmładzaniem, dość mocną ekscytacją oraz brakiem całkowitej gładkości. W kontrze Ayon oferował je jako pełniejsze, gładsze, dojrzalsze i bardziej substancjalne. Też bardziej falujące w koloraturach i bardziej objętościowe. Gdyż, jak już mówiłem, umieszczone na bliższym pierwszym planie, więc siłą rzeczy większe. U obu były przy tym całkowicie bezpośrednie, tyle że od Ayona spokojniejsze i bez wyczuwalnej słodkawej nuty, natomiast z podobnie wyczuwalnym ciepłem. Jak również nie jakoś zasadniczo, niemniej bardziej objętościowe.

 

 

 

 

Inny przykład różnicy, to partia chóru z dzwoneczkami w „Czarodziejskim flecie” Mozarta. U Accuphase obraz dzwonków okazał się bardziej precyzyjny – zarówno poprzez wyraźniejszy ich obrys, jak i harmoniczną dokładność wnętrza – jawiąc się przy tym jako złocisty i popisowo bogaty. U Ayona z kolei lepszy był widok pojawiającego się za dzwonkami chóru, przejawiającego lepszą wizualizację i personifikację postaci, a także lepsza całościowa holografia – silniejsze wrażenie głębi.

I jeszcze o fortepianie. Ten od Ayona był większy, z lepiej wypełnionymi dźwiękami, potężniej brzmiący, bardziej dostojny. Mocniej działający na wyobraźnię, dający bardziej namacalny kontakt.

W ujęciu całościowym odtwarzacz Accuphase brzmiał bardziej smukło, delikatniej i w tej delikatności tajemniczo, z większym naciskiem na wszelkie subtelności i detale, a mniejszym na osaczające słuchacza całościowe obrazowanie. Bardziej przy tym echowo, szumiąco, czujnie, z wyraźniejszymi szumami i szczegółami. W oparciu o mniejsze i dalej posadowione źródła, o mniej zaznaczającej się objętości i gęstości. Z niższym (tu pewne zaskoczenie) zejściem majestatycznie przestrzennego i mającego siłę grzmotu basu, stanowiącego przeciwwagę dla ataku sopranowego. W odniesieniu do ech i pogłosów z ujmującą urodą, niemniej od konkurenta mniej urodziwie. Mniejszą bowiem jego pogłosy stwarzały łunę i słabiej wiązały się z dźwiękami podstawowymi. Mniej prawdziwie wypadł też DP-750 w teście mowy potocznej; wyczuwalnie podkręcanej sopranową gorączką i tym odrealnianej.

Różny wygląd i różne szkoły brzmienia. Jedynie ceny bardzo podobne.

W efekcie było to doświadczenie dwóch różnych szkół dźwięku. W przypadku Ayona bardziej organicznej, plastycznej, skupionej na środkowym zakresie, tak więc bardziej humanistycznej. Przemawiającej do emocji poprzez naturalny, pozbawiony dodatków kontakt z innymi ludźmi i ludzką sferą przeżyć, co dochodziło do skutku między innymi poprzez lepsze obrazowanie sferycznej i konsystentnej strony brzmienia. Przy medium mniej się narzucającym i w spokojniejszym wraz z tym nastroju, niejako bardziej „normalnie”. Wszakże nie normalnością przeciętnego bycia; muzyczny obraz z austriackiej maszyny wyłaniał się zjawiskowo realistyczny – osaczał i porywał. Też dawał przeto skrajne doznania, tyle że właśnie realne. Bez wycieczek w sfery metafizyczne, poczucie odrealnienia. Kantowskie rzeczy same w sobie[1] nie dochodziły tutaj do głosu, słuchacz zostawał na pokładzie racjonalności ugruntowanej zwykłym życiem – codziennym sposobem bycia. Tymczasem dźwiękowy obraz przywoływany przez Accuphase wykraczał poza tę sferę, bardziej się wspinał na maszty. Wprost nawiązywał do stanów odrealnienia, oferował muzykę ekstatyczną, wyostrzającą zmysły do stanu hiperrealnego, by wprawić w osłupienie. Nie poprzez to, że świat tak pięknie jawi się jako norma, tylko jawą jak ze snu. Wizualizacją przekraczającą zwykłą miarę i podekscytowaniem przekraczającym błogość, utożsamienie, czy nawet stan podziwu. To miała być transcendencja – i transcendencja się zjawiała. Słuchacz miał wiedzieć, wiedzieć natychmiast, że trafił na obszar niezwykłości; świat dźwięku nadrealnie pięknego, tykającego go milionami czułków. I tak właśnie się działo, zjawiało się wrażenie niebiańskości, czegoś więcej niż życia…

——————————

[1] Kantowskie rzeczy same w sobie (tak zwane noumeny) stanowią esencję bytu, lecz są niepoznawalne. Niepoznawalne fundamentalnie, nie tylko teraz nieznane. Żadna nauka do nich nie dotrze, żadna też intuicja. To, z czym mamy w naszych aktach poznawczych do czynienia, jest jedynie pozorem nie sięgającym istoty i jednocześnie skuteczną praktyką obsługiwania świata, pozwalającą w nim przetrwać. Swoistą tratwą na powierzchni niezbadanego oceanu, w głąb którego, niczym w głąb czarnej dziury, nie ma sposobu przeniknąć. Tak to (w największym skrócie) zdaniem Kanta wygląda od strony ontologii, natomiast świadomość tego też ma dalekie konsekwencje. Gdy bowiem dotrze do nas, że nasz zmysłowo postrzegany świat jest tylko pozorem rzeczy, doznajemy głębokiego odrealnienia, przeistaczamy się wewnętrznie. Tracimy grunt pod nogami, przestajemy czuć się bezpiecznie. Znajome widoki stają się obce, zdroworozsądkowy realizm pryska niczym bańka mydlana.

Podsumowanie

   We wstępie do relacji z zeszłorocznego AVS podjąłem próbę usystematyzowania audiofilskich szkół dźwięku. Wyróżnione zostały trzy: nadrealistyczna, realistyczna i realksująco-upiększająca. Okazuje się jednak (co nie jest żadnym zaskoczeniem), że istnieją na audiofilskim rynku urządzenia wychodzące poza ten schemat. Czerpiące nie od jednej, nie dające się zaszufladkować. I nowe dzieło Accuphase, odtwarzacz DP-750, z pewnością należy do takich. Dla samego Accuphase taki stan to nie nowość, nowością jest natomiast sposób przełamywania schematu. Dotychczas urządzenia tej marki grały bowiem realistycznie, a jeśli już poza to wychodziły, to z reguły w stronę doprawiania przyprawą łagodząco-uprzyjemniającą. (DP-67 pomijam; po prosu był nieudany.) Natomiast najnowszy ich odtwarzacz staje okrakiem inaczej. Z pewnością jest realistyczny w stopniu przekraczającym możliwości nawet już drogich maszyn, niemniej chcący dać jeszcze więcej, zadziałać jak narkotyk. Przywołuje nie sam realizm – nie tylko instrumenty i wykonawców – sięga także po stany mistyczne, już odrealniające. Oczywiście nie pod postacią jakiejś dosłownej halucynacji, lecz jako niepomijalne wrażenie niezwykłości, kontaktu z czymś przekraczającym.

Być może za bardzo się na tym skupiam i bez bezpośredniego porównania tak by się zapewne nie stało, ale konfrontacja ze stricte realistycznym flagowcem od Ayona przywołała taką refleksję. Mimo tej komplikacji stan rzeczy jawi się jako jasny. Jeśli ktoś ceni realizm wytężony, możliwie perfekcyjny obraz życiowy, to oczywiście Ayon. Natomiast jeśli lubimy, jak mawiają filozofowie, ukąszenia metafizyczne, to wówczas Accuphase DP-750 bardziej nam przylgnie do gustu. I równolegle można powiedzieć, wyrażając się bardziej po audiofilskiu, że jeśli ktoś lubi muzykę skupioną na ludzkich emocjach w ujęciu bardziej życiowym, to znów dla niego Ayon. A jeśli granie z zaznaczonymi skrajami (ergo niepowszedniejsze), to znów Accuphase. Przy czym – i tego też zbyć się nie da – dzielony tej marki flagowiec za dwa razy większe pieniądze od tego pojedynczego bez wątpienia jest lepszy, więc jeśli kogoś stać, to nie ma dylematu.

 

W punktach:

Zalety

  • Zjawiskowa przejrzystość.
  • Mistrzowska szczegółowość.
  • Do maksimum ożywiona przestrzeń.
  • Głębokie barwy.
  • Głębokie dźwięki.
  • Czarne tła.
  • Urokliwe światło.
  • Klimat niezwykłości.
  • Klasyczne smaczki Accuphase: wyczuwalne śladowe ciepło oraz słodkawy posmak.
  • Mocno zaznaczające się skraje (o ile ktoś to lubi).
  • A więc mocno ciągnięte soprany i nisko schodzący, zaznaczający się grzmotem bas.
  • Jednakże nie podbarwiający, cały na swoim miejscu.
  • Rozdzielczy i przestrzenny, z potężną siłą rażenia.
  • Cośkolwiek inaczej w przypadku sopranów – te nieco podbarwiają.
  • W szlachetny jednak sposób, mający swe argumenty.
  • Bo podkręcają przekaz.
  • Ożywczo dzięki temu młodzieńczy i świeży.
  • I animują zjawiskowo żywą przestrzeń.
  • Dając także metafizyczność, klimat nadzwyczajności.
  • A przede wszystkim niezwykłą czujność na najmniejszy przejaw sygnału.
  • Dźwięk nie tylko z wyrazistym konturem, ale też z popisowo dokładnie odwzorowaną harmonią wewnętrzną.
  • Ogromna, rysowana ekstatycznymi sopranami przestrzeń.
  • Wyraźnie zaznaczony horyzont i równomierne ku niemu odchodzenie planów dźwiękowych.
  • Pomimo ciepła i słodyczy żadnych problemów z oddaniem nostalgii czy smutku.
  • Świetne tempa i długie wybrzmienia.
  • Bardzo dobra dynamika.
  • Momentalnie czuć, że to wytężony high-end.
  • Nastrój tajemniczości.
  • Dużo powietrza i światła.
  • Popisowa dźwięczność.
  • Eleganckie pogłosy i echa.
  • Do każdego rodzaju muzyki.
  • Luksusowy wygląd.
  • Potężna, masywna konstrukcja.
  • Perfekcyjne jej wykonanie.
  • Obfitość nowych rozwiązań w odniesieniu do poprzednika.
  • Referencyjny napęd.
  • Wzorcowo skonstruowany DAC na najlepszych układach scalonych.
  • Obsługa nie tylko płyt ale też plików. (Bez odczytu.)
  • Obsługa SACD 2-ch. i DSD-disc.
  • Zgrabny, poręczny pilot.
  • Najwyższa renoma marki.
  • Made in Japan.
  • Polski dystrybutor.

Wady i zastrzeżenia

  • Najlepiej cały czas trzymać pod prądem.
  • Raczej dla miłośników czegoś więcej niż nagi realizm.
  • Interkonekt i kabel zasilający powinny być jak najbardziej muzykalne i gęste.
  • Dwuczęściowy flagowiec to większa referencja.

 

Dane techniczne:

  • High-grade SA-CD/CD drive.
  • MDSD type D/A converter using eight parallel devices.
  • Support for playback of data discs (CD-R/-RW, DVD-R/-RW/+R/+RW).
  • Direct Balanced Filter with separate line and balanced signal paths.
  • HS-LINK and USB digital interfaces.
  • Transport outputs and digital inputs allow insertion of DG-58 into signal path for sound field correction.
  • Phase selector for balanced outputs.
  • Numeric indication of sampling frequency and quantization bits.
  • Frequency Response: 0,5 Hz – 50 kHz (+0, –3.0 dB)
  • THD + Noise: 0.0005% (20 to 20,000 Hz)
  • Signal-to-Noise Ratio: 120 dB
  • Dynamic Range: 117 dB
  • Channel Separation 118 dB (20 to 20,000 Hz)
  • Output Voltage BALANCED: 2.5 V 50 ohms, balanced XLR type
  • Impedance LINE: 2.5 V 50 ohms, RCA phono jack
  • Output Level Control 0 dB to –80 dB in 1-dB steps (digital)
  • Compatible Disc Formats 2-channel SACD/ CD
  • DSD disc DVD-R/-RW/+R/+RW (DSF file format)
  • Data disc CD-R/-RW, DVD-R/-RW/+R/+RW
  • (Supported formats: WAV, FLAC, DSF, DSDIFF)
  • Data Read Principle Non-contact optical pickup
  • Laser Diode Wavelength SACD:655 nm; CD:790 nm
  • Power Consumption: 26 W
  • Width: 477 mm (18.8″)
  • Height: 156 mm (6.1″)
  • Depth: 394 mm (15.5″)
  • Mass: 28.2 kg (62.2 lbs)

Cena: 84 990 PLN

System:

  • Źródła: Accuphase DP-750, Ayon CD-35 HF Edition.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Słuchawki: AKG K1000 (kabel Entreq Atlantis).
  • Kolumny: Audioform Adventure 304.
  • Interkonekty: Siltech Empress Crown RCA, Sulek Audio 6 x 9 RCA.
  • Kable głośnikowe: Sulek Audio 6 x 9.
  • Kable zasilające: Acrolink MEXCEL 7N-PC9700, Harmonix X-DC350M2R, Sulek Power.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Stopki antywibracyjne: Acoustic Revive RIQ-5010, Avatar Audio Nr1, Solid Tech Discs of Silence, Symposium Acoustics Rollerblock Seris 2+.
  • Listwa: Power Base High End.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/B.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

12 komentarzy w “Recenzja: Accuphase DP-750

  1. Włodek pisze:

    Witaj Piotrze
    Bardzo dziękuję za dokładną recenzję tego odtwarzacza. Jednocześnie fajnie, że miałeś do porównania Ayona. Moim zdaniem Ayony jakością wykonania i wyglądem nie zbliżają się do Accu. O dźwięku się nie wypowiadam bo nie miałem żadnego z nich u siebie na dłużej. Ostatnio przesłuchałem parę par kolumn to wiem ile to ciężkiej pracy, czasu i ryzyka związanego z uszkodzeniem sprzętu.
    Czy zechciałbyś napisać, który odtwarzacz Accuphase byś wybrał dla siebie spośród następujących: 800, 700, 720 czy 750 ? I jednym zdaniem – dlaczego ???
    A gdybyś chciał mieć odtwarzacz płyt SACD w swojej kolekcji to który model jakiej firmy byś wybrał do powiedzmy 40 -50 tys PLN za nowy lub używany ?
    Pozdrawiam Cię serdecznie, życzę dużo zdrowia 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Z wymienionych Accuphase wybrałbym dzielonego 800. Jest najbardziej bliski i uczuciowy. Najbardziej prawdziwy tak po ludzku.

      Gdybym miał walczyć o SACD do 50 tys., to bym wylazł ze skóry, żeby zdobyć Ayona CD-35 HF Edition. (Upusty, raty, rozliczenia, duszenie właściciela salonu itp.)

  2. pisze:

    Ślicznie Ci dziękuję za szybką odpowiedź 🙂

  3. Stanley pisze:

    A ja kocham Accuphase za design, klasę, jakość, jego historię, ale za ceny i brzmienia poszczególnych modeli to już nie. Mam preamp Accu. C-2820 i na początku byłem na niego wkurzony za brzmienie, ale obecnie po dobraniu odpowiedniego kabla zasilającego jestem już zadowolony. Na tym poziomie Hi-Endu te sprzęty są bardzo czułe na dobór okablowania.
    Chcę zapytać drogiego recenzenta aby mi poradził odnośnie odtwarzacza Accu. Słuchałem Dp-700 i mi się on nie podoba bo jest podbarwiony, ujednolica nagrania, ma za łagodne wysokie tony i nie jest neutralnym odtwarzaczem, innych modeli nie słuchałem. Chciałbym pominąć od nich zintegrowane odtw. bo marzę o tych dzielonych, czy DP-900 + DC-901 jest już na tyle prawidłowo grającym odtw. że mógłbym go kupić i się nie napalać na DP-950 + DC-950 ? oczywiście rynek wtórny, na 950-ki musiałbym jeszcze długo zbierać pieniądze i łaskawie czekać aż się pojawi, czy może jest jeszcze jakaś inna alternatywa ? Oczywiście biorę pod uwagę w tym przypadku odsłuch płyt SACD, bo do słuchania płyt CD mam u siebie inne odtwarzacze.
    Pozdrowienia ślę 🙂
    Stan.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Między dzielonym 900 a 950 główna różnica polega na lepszym przez tego ostatniego odczycie SACD i pewnym zejściu z pułapu pomnikowości do bardziej zhumanizowanego brzmienia. Ale to zejście wcale nie musi być postrzegane jako plus, a dzielony 900 to popisowy odtwarzacz, od 700, 720 i 750 na pewno wyraźnie lepszy.

      1. Stanley pisze:

        Ojej panie Piotrze poprosiłbym o rozwinięcie, co to znaczy popisowy odtwarzacz ten 900 ?
        A pomnikowość Accu. to z czym jest kojarzona, czy chodzi o charakter firmowego brzmienia, czyli ocieplanie, podbarwianie, albo o coś innego, o czym nie wiem ? 🙂

        1. Piotr Ryka pisze:

          Pomnikowość odnosi się do poczucia perfekcji o charakterze wyniosłym, do pewnego stopnia przytłaczającym słuchacza. Nie odważysz się podnieść ręki na takie brzmienie, nazbyt jest perfekcyjne. Odtwarzacz gra obiektywnie, precyzyjnie, potężnie. Nie przymila się, nie zniża, nie schodzi do poziomu kumpelskiego. Budzi respekt.

          1. Stanley pisze:

            Ok, panie Piotrze to mi co nieco wyjaśnia, pozostał by mi odsłuch. Proszę mi powiedzieć a jak jest z odsłuchem płyt SACD na 900, czy grają na przyzwoitym poziomie, albo wychodzi z tego jakaś „papka” ?

          2. Piotr Ryka pisze:

            SACD są odtwarzane rewelacyjnie.

    2. Adam pisze:

      Możesz zdradzić jaki kabel zasilający przypasował do 2820 ?

      1. Piotr Ryka pisze:

        A do jakiej granicy ten kabel może kosztować? W relatywnie umiarkowanych pieniądzach pewnym wyborem będzie Hijiri X-DCH Nagomi.

        1. Adam pisze:

          Tu nie chodzi o cenę tylko o dopasowanie brzmieniowe. Podejrzewam że właściciel chciał dociążyć brzmienie i ciekaw jestem który kabel się sprawdził .
          Choć oczywiście mogę się mylić . Zamówiłem taki przedwzmacniacz i zapewne za jakiś czas sam się dowiem czego mu brakuje, ale chciałem usłyszeć wnioski z doświadczeń innego właściciela .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy