Pulsy pokoju, pulsy wojny

   Heraklit miał rację – spór i wojna są źródłem wszystkiego. A w każdym razie tego, co nie samym mdłym trwaniem. A chociaż nie ma w istocie czegoś takiego jak „mdłe trwanie” – wszystko się piekli i zmienia, a im mniejsze, tym prędzej – to dla nas, istot ze średniej półki bytu, niektóre procesy wydają się za powolne, przez co nudne. Kiedy indziej zjawiają się zrywy i wszystko toczy się aż za prędko, a najgorzej kiedy pojawiają się wyrwy i cenny obszar życia bezpowrotnie znika w przeszłości. Wojna jest zbiorem takich wyrw – przepadają i miejsca i ludzie; coś nowego zarazem wyłania, coś z reguły nieprzewidzianego. Bo mimo iż pewne zdarzenia dają się z góry przewidzieć, a pewne konflikty są nieuchronne, to forma konkretna starcia, jego rezultat i przebieg, z reguły są nieprzewidywalne, a już na pewno odnośnie szczegółów. Z najszerszej perspektywy ontologicznej wygląda to wprawdzie inaczej: dzieje się wszystko co możliwe, a przeszłość, teraźniejszość i przyszłość są tylko naszym punktem widzenia, gdy tak naprawdę jednością. Najszersza perspektywa i pełny ogląd spraw to jednak nie nasz świat – nie ten, którego możemy doznać.[1] My postrzegamy własne życie jako bieg zdarzeń od przeszłości ku przyszłości i tylko w jednym kształcie następstw.   

 Przechodząc do konkretu – tego danego nam pojedynczego kształtu ciągu historycznego. Nie można wprawdzie powiedzieć, by tu, pomiędzy Rosją a Niemcami, historia w pierwszych dekadach XXI wieku toczyła się mdło i nudno, lecz po tragicznym przyspieszeniu w 2010 stopniowo spowalniała, pomimo ostrych konfliktów podskórnych i naskórnych. Konfliktów przy  tym zasadniczych, toczonych wokół fundamentów – dokoła dziejotwórczego sporu o to czy ludzie posługujący się polską mową powinni składać się na odrębną państwowość, czy wtopić w większe twory polityczne. Odpowiedź na pytanie –  jakie? – jest przy tym prosta historycznie:  Cofnięcie o lat sto kilkadziesiąt uwidacznia dolinę Wisły jako granicę wpływów rosyjskich i niemieckich; cofnięcie o lat trzysta rysuje polityczny twór zwany I Rzeczpospolitą – potężny byt państwowy o znaczeniu globalnym, jednoczący dzisiejszą Polskę, Ukrainę, Białoruś i Kraje Bałtyckie. To wielonarodowościowe państwo mogło być dziś mocarstwem, ale nasi przodkowie z czasów saskich je przeputali, woląc w odróżnieniu od swych antenatów z czasów jagiellońskich wypić, pohulać i wieść mniej czy bardziej błogie życie zaściankowe, niż dbać o interes państwowy. Lecz nie zżymajcie się na nich – wy, co to czytacie – bo sami jeszcze do wczoraj, a możne nawet w dalszym ciągu, wolicie grać na komputerze, gapić się i gadać w smartfony oraz przesiadywać po knajpach, niż dbać o własne państwo. A kiedy idzie o to dbanie, to przecież wielu z was uważa, że nie ma nic zdrożnego w oddaniu go pod pieczę Unii, czyli de facto pieczę Niemiec. Całkiem nierzadkie są komentarze w rodzaju: ”Jak ma być tak, to już bym wolał, żeby tutaj rządziła Unia.”
 Ostry spór polityczny na osi patrioci (czyli wierzący w rolę narodu jako jedynej siły politycznej faktycznie dbającej o nasze sprawy w sensie życiowych interesów ludzi porozumiewających się po polsku) vs globaliści (czyli wierzący w twory ponadnarodowe jako od narodowych lepsze), toczy się podsycany przez te siły zewnętrzne, które w nim upatrują dźwigni zdolnej dzisiejszą Polskę wywrócić. Rzecz jasna to są siły, które już kiedyś ją wywróciły i tęsknią za tym stanem, jako że czterdzieści milionów podludzi, czy łagodniej się wyrażając: ludzików drugiej kategorii (zwał jak zwał, nomenklatura nieistotna, ważne by pracowali na nas) to jest nie lada gratka, to są ogromne zyski. Doić obszar nad Wisłą chcieliby Niemcy i Rosjanie, a kto w to dojenie nie wierzy, ten jest po prostu głupi. Albo widzi dla siebie rolę nadzorcy tego dojenia, lubo naiwnie uważa, że jego akurat nie dotknie.

 Polityczne zawirowania pod koniec XX wieku odrzuciły jednych i drugich anihilatorów polskiej państwowości od naszej z trudem zbierającej się po komunistycznym wypadzie w panświatowy „dobrobyt” chudoby nad Wisłą, ale już do sprawy wracają. Niemcy zmuszeni byli skupić się najpierw na parceli po NRD, która była podobnie biedna i po podobnych przejściach, ale nie przeznaczona do dojenia. Mimo to nie tracili Polski z oczu, doili na bieżąco jak mogli. Rosjanie zostali zaś odrzuceni aż na rubieże I Rzeczpospolitej, tracąc (przynajmniej w dużej części) nie tylko nadwiślańską strefę wpływów, ale także Białoruś, Ukrainę, Kraje Bałtyckie, Gruzję, Armenię, Czeczenię i Kazachstan.  

– Dwie dekady zajęło nim oba diabły się otrząsnęły, zaczęły wracać do siebie i przy okazji ku sobie.

 Niemcy zintegrowały NRD i dzięki polityce waluty Euro oraz innym instrumentom nacisku uzyskały w Unii Europejskiej pozycję dominującą, a tak naprawdę hegemona, z łatwością rozdającego wszystkie karty, podporządkowującego wszystko swym interesom. Polska im się co prawda znarowiła po stracie władzy przez proniemiecką partię, co nastąpiło skutkiem tego, że ją nadmiernie dojono (Polskę, nie partię), ale to przecież kwestia techniczna: „Co się odwlecze, to nie uciecze”.  

 Rosyjski Diabeł też się pozbierał – ukąsił Gruzję, postraszył Armenię, odświeżył sobie technologię zbrodni na poligonie czeczeńskim, zdominował Kazachstan, dogadał się z Diabłem Chińskim, pożarł Białoruś, wziął się za Ukrainę. Właśnie wziął się na serio – co widać aż za dobrze, dymi na cały świat. Ale innego rodzaju diabeł – Nadrzędny Diabeł Losu – podłożył dla diablego kaprysu kopyto mniejszym diabłom – potknęły się, wywróciły stolik, ułożone karty się rozsypały. Ta Ukraina miała być wzięta stylem „rach-ciach i po sprawie”, a zamiast tego wielka chryja i przypałętał się Diabeł Amerykański. Lubiący wtykać nos do wszystkiego, bezczelnie uważając z pozycji siły, że wszystkie sprawy są jego. Dał prztyczka Diabłu Niemieckiemu, który jest sześć razy mniejszy (gdy liczyć siłę gospodarczą, nie wspominając o militarnej), za ogon zaczął ciągnąć Rosyjskiego, który jest cały czas pijany (bełkocze, cuchnie wódą i obficie wydziela gazy), ale w pijanym widzie marzy, że cały świat jest jego. Diabeł Chiński, z kolei, mniej się miesza do sprawy, ponieważ popatruje w inną stronę, co innego bardziej go nęci. Chętnie zeżarłby Tajwan, ale trochę się boi, bo duża amerykańska flota dookoła Tajwanu pływa. Nie to, że on by nie chciał, by cały świat był jego, ale jest bardziej cierpliwy i diabelsko przebiegły, chytrzej realizuje swe cele.  

 Rzućmy teraz okiem na politykę od strony praktyki rządzenia i wchodzenia w relacje. Zdaniem wielu to nie przypadek, że taki obrót przybrały sprawy: Niemcy z Rosjanami się dogadali; w koincydencji czasowej jedni mieli załatwić Polskę, a drudzy Ukrainę. Załatwić, czyli podporządkować sobie, a forma tego to szczegóły. Naprawdę kluczowe dwa momenty:

– Primo, żeby nie odrodził się twór polityczny na podobieństwo I Rzeczpospolitej, o którym ostatnio wspominano jako o koncepcji Trójmorza.

– Secundo, żeby to terytorium podlegało dowolnemu dojeniu.  

 Podlegało, i jako takie było stopniowo wchłaniane: Polska i okolice do Federacji Europejskiej, czyli de facto IV Rzeszy; Ukraina i okolice do Przenajświętszej Wszechrusi. Dawny niemiecki namiestnik i jego kamaryla nie zdołali jednak odzyskać władzy nad Krajem Przywiślańskim, mimo maksymalnego wsparcia Niemiec (z francuskim i holenderskim poplecznictwem), w postaci blokady funduszy i sprzyjającej temu propagandy na wszystkich płaszczyznach unijnych, wizyjnych i prasowych, z forami internetowymi włącznie. Z nieugiętą zapalczywością roztaczano wizję Polski jako zaściankowego kraiku, faszystowskiego i antysemickiego bez mała, albo nawet i z grubsza, rządzonego przez zwichniętego psychicznie autokratę i skutkiem tego wyzutego z praworządności oraz wizji postępu. Kraiku zamieszkiwanego w większości przez ludność tak obskurancką, że jej nie w głowie paradowanie pod tęczowymi flagami z genitaliami na wierzchu. (A przecież gdyby umysły mieli bardziej otwarte…) Wszystko to jednak nie wystarczyło – Polska bowiem w przeciągu sześciu zaledwie lat rządzenia się bardziej na rachunek własny nazbyt się wzbogaciła, aby mogło wystarczyć. Tym bardziej, że wspomnienie o niemieckim dojeniu (nie nazywano go niemieckim i w rzeczy samej nie tylko niemieckim było) zostało zachowane – tamte głodowe zarobki i gadanie o braku pieniędzy na jakąkolwiek ważną sprawę nie zdążyły odejść w niepamięć wobec za małej zmiany pokoleniowej. Z analogicznego powodu nie zdołało ich przykryć propagandowe bajanie o gigantycznych unijnych funduszach – bo jak mawiał imć Fredro głosem komediowej postaci: „– Ale darmo nikt nie daje…”  Każdy powyżej kompletnego głupca ma wszak mniejszą czy większą świadomość, że dawanie zwykle pozorem, a pomaganie zmyłką. Bywają wprawdzie sytuacje, i akurat jesteśmy świadkami, pomocy udzielanej na wielką skalę z powodów czysto ludzkich – lecz w pokojowych warunkach wszyscy zwykle patrzą własnego nosa, a już zwłaszcza możniejsi. (Nie oczekujmy zatem od nich pomocy, bo nie dlatego się wzbogacili, że pomagali innym, jak słusznie ktoś zauważył. )

 Z tych oraz innych względów kolejna próba przeistoczenia Polski w niemiecki protektorat okazała się nie tak prosta, jak było zakładane. Jeszcze gorzej poszło Rosjanom. Rosyjski bardak i bylejakość – skrapiane wódą, okraszane złodziejstwem – raz jeszcze dały efekt w postaci nieprzygotowanej ćwiczeniowo i logistycznie, zdemoralizowanej armii przygłupów pod dowództwem idiotów; rzecz doskonale znaną z czasów fińskiej kampanii, w trakcie której także przeważające rosyjskie siły doznały upokarzających porażek.   

 Zachodzi teraz pytanie najwyższej rangi – pytanie o efekt finalny.

– Czy mimo początkowych niepowodzeń oba te przedsięwzięcia koniec końców doznają spełnienia?

 Czy więc niezależnie od obecnych zawirowań po krótszym lub dłuższym czasie staniemy się światkami braterskich, pokojowych uścisków niemieckiego kanclerza z rosyjskim prezydentem na politycznych trupach Polski i Ukrainy?   

 Wydaje się to dziś mniej prawdopodobne niż jeszcze dwa miesiące temu, ale nie sądzę by naturalne, przez dekady, stulecia nawet, utrwalane dążenie obu stron całkowicie zamarło w obliczu ukraińskiej hekatomby. Dążenie się zachowa, zejdzie jedynie głębiej. Przykryte propagandowymi pozorami imitowanej wrogości, nadal będzie ciągnąć ku sobie Niemieckiego i Rosyjskiego Diabła – które czasem się biją, ale też i kochają srodze. Druga wojna światowa, podobnie jak dawniejsze wojny, pokazała im obu, że jeden drugiego zabić nie umie, zatem trzeba się dzielić. I trzeba tak to robić, żeby Diabeł Amerykański, mimo iż najsilniejszy, niczego nie mógł odebrać, może poza Wielką Brytanią. Ta sama z siebie jest za mocna i za daleko leży, by ją podporządkować – dajmy jej zatem spokój. Lecz reszta Europy nasza! – ma robić, co każemy.  

 Ongiś, przed I światową wojną, ten rozkład sił był inny – centralnie położone Niemcy w rozbiciu na dwa Cesarstwa i aliansie z podbitymi krajami oraz odległą Turcją stanęły naprzeciw osaczających je z dwóch stron Rosji, Francji i Brytyjskiego Imperium, a potem, na przeważający dodatek, jeszcze zamorskich Stanów Zjednoczonych. Przegrały, ale zdołały przejściowo zdezintegrować Rosję, nadwyrężyć Imperium Brytyjskie oraz (co dziwne) na trwałe skundlić Francję, tego dawnego Wielkiego Gracza, który początkowo wydawał się wojennego starcia największym moralnym i politycznym zwycięzcą. Takim zwycięzcą okazały się jednak Stany; na szczęście – na niemieckie szczęście – leżące hen, za oceanem. A chociaż droga przez ocean uległa znacznemu skróceniu skutkiem rozwoju technologii, to przecież wciąż utrudnia interwencję, jak we wszystkich poprzednich wojnach.

 Weźmy teraz do ręki lupę i oglądnijmy rzecz uważniej. Sytuacja okazuje się dziwna. Mało powiedziane – kretyńska. Poczynając od tego, że Niemcy praktycznie nie posiadają armii, zdali się całkiem na amerykańską. Ten kochający do szaleństwa militaryzm naród (w sensie jak najbardziej odnośnie szaleństwa dosłownym, czego niezliczone dowody), po lekcji II wojny światowej i czasach swoich rozbiorów postanowił postawić na chytrość, a nie na militaryzm. Do czego przyczynił się też ideologiczny rozkład wewnętrzny za sprawą rosyjskiej propagandy, głęboko osadzonej jeszcze w czasach ZSRR.

 No i właśnie – od tego trzeba rzecz zacząć, od tej rosyjskiej propagandy odziedziczonej po sowietach. Nic tak się Rosji po zdobyciu Berlina nie udało, jak propagandowa misja i propagandowa destrukcja. W czasach Stalina i następców, gdy ujarzmienie całego świata było oficjalną doktryną, której nikt nie ukrywał, propaganda oraz dywersja szły w trzech zasadniczych kierunkach:

– Przede wszystkim stawiano na komunistyczne partie, zakładane i umacniane poza sowieckim blokiem, w nadziei że pokojowo albo drogą przewrotu zdobędą w macierzystych krajach władzę. Co się udało przejściowo lub trwale w Hiszpanii, na Kubie, w Chile, na Indonezji, w Egipcie, Wietnamie, Angoli, Mozambiku, Libii, Syrii i przede wszystkim w Chinach, a co nieodległe było spełnienia we Włoszech, Grecji, Portugalii i Francji. Komunizm jako oficjalna doktryna państwowa po politycznej scenie się rozpełzł, ale to rozpełzanie zaliczyło kilka dramatycznych porażek i kilka krwawych regresów.

– Kolejnym, po froncie walnej walki politycznej, obszarem konfrontacji było dążenie do destrukcji przeciwnika w oparciu o ruch pacyfistyczny Tworzyły go w poszczególnych krajach zachodnich lokalne siły polityczne, najczęściej o lewicowym zabarwieniu, posiłkowane zasobami ludzkimi i finansowymi z moskiewskiej centrali. Ale też organizowany był od podstaw, zwłaszcza w ośrodkach akademickich; nie każdy młody człowiek chciał bowiem zostać komunistą, ale któryż oparłby się chęci wspierania światowego pokoju i kto nie chciałby walczyć z zagrożeniem jądrowym? Mnożąc jak tylko się dało własny arsenał nuklearny, równolegle organizował i podsycał Związek Sowiecki pacyfizm na terenie przeciwnika, usiłując wroga jak tylko można osłabiać od wewnątrz.
 Pomimo sukcesów doraźnych ta strategia zawiodła: nie udało się odwieść USA od rozwoju ilościowego i od doskonalenia odstraszających sił nuklearnych; na tym obszarze działań Moskwa nie tylko że nie zdobyła przewagi nad Waszyngtonem, ale wyraźnie uległa. Zachowała, co prawda, zdolność nuklearnego szantażu – co było stosunkowo łatwe, jednakże bardzo kosztowne – ale zdolności odstraszające przeciwnika okazały się większe. Toteż pod parasolem Amerykańskiego Diabła mógł się Niemiecki Diabeł czuć bezpiecznie, nie tracąc środków na własną ochronę dzięki darmowej obstawie. Co mu tak bardzo się spodobało, że z czasem całkiem się rozbroił, wtórując sobie śpiewką o jakże słusznej walce z militaryzmem własnym, który dał światu tyle nieszczęść. Do śpiewki tej najbardziej ochoczo przyłączyły się panie – zgodnie z ideologią feministycznego odwetu i zgodnie z żądzą podtrzymania władzy przez sprawujące ją partie, ministerialną pieczę nad armią powierzano kolejnym „ministerkom”, które rączo ją rozwalały. Finalnym efektem Bundeswera jako ruina pozbawiona siły sprawczej – degrengolada zupełna. Ale przecież nie z tego miała brać się siła Diabła Niemieckiego, tylko z władzy nad Unią na bazie przewag gospodarczych. Państwo miało się wzmacniać dzięki oszczędnościom na wojsku, a jednocześnie gospodarka na tym nie tracić, dzięki produkcji militarnej na eksport i uwolnionym środkom.

– Trzeci front działań Diabła Rosyjskiego najbardziej był nieoczywisty, najdłużej powstający. Prawdopodobnym jego zaczątkiem działalność Georga Sorosa na polu destrukcji ekonomicznej. Ten wysłany na Zachód agent nie został wyposażony w siatkę szpiegowską i radiostację z księgą szyfrów, a w kapitał. Kapitał powierzony mu przez KGB z zadaniem siania destrukcji i zamętu na zachodnich rynkach kapitałowych. Soros odniósł na tym polu znaczące sukcesy, zachwiał nawet funtem brytyjskim, ale przede wszystkim pomnożył majątek i coraz bardziej przekierowywał działalność z dywersji finansowej na kulturowo-społeczną. Gorliwie wzmacniał organizacyjnie – wspierając kapitałem, propagandą i logistycznie – cokolwiek co nosiło znamiona drogi do społecznego rozkładu. Na cel, bez wątpienia w porozumieniu z Moskwą, wzięto zwłaszcza rodzinę i religię chrześcijańską; po stronie twórczej rozwijając feminizm i najszerzej rozumiany ruch LGBT, po destrukcyjnej atakując pozycję społeczną rodziców i znaczenie religii. Na tym to właśnie polu, ku zaskoczeniu samych konspiratorów i centrali moskiewskiej, odniesiono największe sukcesy, co stało się możliwe dzięki ochoczemu wchodzeniu w rolę pożytecznych idiotów przez zachodnie koncerny, środowiska opiniotwórcze i ośrodki medialne. Nie udzielanie poparcia LGBT stało się o wiele bardziej passe niż nie popieranie pacyfizmu, a zasięg ogłupienia ideologiami wyciąganymi z tęczowych gaci okazał się oszałamiająco rozległy. Nie zapominajmy też o jednoczesnym pompowaniu pseudopatriotycznych grup „wolnościowców”, którzy krzepko walczyli o wolność od masek i szczepionek, a jedynie z wolnością Ukrainy od putinowskiego buta jakoś dziwnie im nie było i nie jest po drodze. Dlaczego tak się stało oraz na ile to zyskało dodatkowe wsparcie za strony ogłupiającego życia knajpiano-dyskotekowego, smartfonowo-forumowo-społecznościowego i świata gier komputerowych, to temat na osobną rozmowę. Tu nas interesuje jedno – i to pytanie jest najważniejsze:

– Czy dogadane ze sobą, działające w tajnym porozumieniu Diabły Niemiecki, Rosyjski i Chiński wybrały optymalny moment – optymalny na ofensywę?

 Bo zdawać by się mogło, że zadziałały za wcześnie, ale czy aby na pewno? Czy oś Pekin-Moskwa-Berlin za szybko rozpętała wojnę przeciwko interesom waszyngtońskim i pozostającej w stanie zalążkowym wizji politycznej Trójmorza? Sądzę, że uderzenie nastąpiło w momencie właściwym, a tylko realizacja zawiodła. Wszystkie rzeki płyną do morza, a wszystkie nici polityczno-gospodarcze pomiędzy Rosją a EU (przemienioną na niemieckie narzędzie), prowadzą wyraźnym tropem do likwidacji Ukrainy i Polski jako państw niepodległych. Państw, likwidacja których otwarłaby drogę do nieskrępowanych działań Pekinu, Moskwy i Berlina na całym obszarze północnej i środkowej Eurazji – od Pacyfiku do Atlantyku ciągnąłby się Nowy Jedwabny Szlak, znaczony przemysłem, energetyką oraz największą na świecie siłą polityczną. Bo wówczas Pakt Północnoatlantycki, ze znienawidzonymi przez wszystkich trzech globalnych spiskowców Stanami Zjednoczonymi na czele, stałby się kwiatkiem do kożucha i de facto przeszłością. Podobnie zredukowałaby się ostatecznie do roli podporządkowanej całkowicie interesom trzech mocarstw dekoracji rola Unii Europejskiej.

 Popatrzmy na to z perspektywy odłamu ideologii dotyczącego energetyki, stanowiącego czwarty, najnowszy, obszar walki o dominację poprzez degrengoladę Zachodu. Jeżeli komuś się wydaje, że ruchy proekologiczne powstały same z siebie i są autonomiczną forpocztą postępu cywilizacji zachodniej, to jest głupszy od własnego obuwia. Rozbrojenie energetyczne przeciwnika – cóż może być lepszą bronią współczesnego agresora? Jesteśmy właśnie świadkami takiego rozbrojenia – w obliczu rosyjskiej napaści Zachód zmuszony jest nadal kupować od Rosji ropę, gaz ziemny i węgiel. Sam to sobie zorganizował, a ściślej zadbało o to konsorcjum rosyjsko-niemieckie, którego dobrym przykładem działań atak na polską elektrownię w Turowie. Atak zlecony przez Niemców Czechom, jako podwykonawcom, i zaopiekowany od strony prawnej przez pozornie niezależną sędzinę z Hiszpanii. Atak mający dramatycznie osłabić polski system energetyczny, z zamiarem obalenia rządu i przeorientowania kraju z w miarę niezależnego na marionetkę Niemiec. Atak zsynchronizowany z atakiem przy pomocy „uchodźców”, ściąganych drogą lotniczą (sic!) z Bliskiego i Środkowego Wschodu do forsowania polskiej granicy na rympał, drogą przez las. Atak zorganizowany przez białoruski reżim na polecenie Moskwy i rozpaczliwie wspierany przez rosyjsko-niemiecką agenturę w Polsce przy wsparciu zagranicznej. (Zarówno tę świadomą, kupioną za pieniądze, jak i przebiegle szczutych głupców, nieświadomych swej roli.) A w takim razie woja hybrydowa już dużego formatu, jako przedpole gorącej. (O ileż łatwiej byłoby Rosji podbijać Ukrainę nie mającą polskiego zaplecza i amerykańskiego poprzez nie wsparcia.)

 Dręczona ostrym wewnętrznym sporem politycznym Polska oraz dopiero wyczołgująca się z ubóstwa Ukraina, podporządkowana całkowicie Rosji Białoruś i marginalne znaczenie pozostałych krajów regionu, plus przede wszystkim osłabione USA – skutkiem meksykańskiej migracji, ciągnącej się dwa lata pandemii, sporu wokół prezydenckich wyborów, szalejącej rasowej anarchii, kompromitacji afgańskiej i podeszłego wieku prezydenta plus cała agenturalna granda pod szyldem LGBT – to wszystko dawało globalnym spiskowcom mocne karty, mocniejszych mogli nie dostać. Katalizatorem z pewnością była sytuacja na Białorusi, gdzie omal siły wrogie prorosyjskiemu reżimowi nie przechwyciły po wyborach władzy. Z kolei sprawa Nawalnego uświadomiła Putinowi, że Berlin może chętniej wiązałby się z Pekinem za pośrednictwem kogoś innego na Kremlu. Trzymana wcześniej na smyczy Merkel przed samym przejściem na emeryturę zaczęła nieprzyjemnie wierzgać, jakieś nieznane siły w Niemczech dawały znać o sobie. Sprawy z jednej strony były zatem dobrze przygotowane, lecz jednocześnie zaczynały też coś jakby wymykać się spod kontroli. Należało w tej sytuacji uderzyć prędko i uderzenie wykonano. Jednakże wykonanie to już kompromitacja, skutkiem której najdroższa nawet kurteczka chwilowo nie pomoże Władimirowi Władimirowiczowi na wygląd inny niż kretyński.

 Nieuchronnym następstwem katastrofalnej dla spiskowców ślamazarności rosyjskiej części przedsięwzięcia – ślamazarności przepoczwarzającej się w ludobójstwo i wizerunkowy blamaż – posypało się poplecznictwo niemieckie, zmuszone do stawania na rzęsach, aby móc wciąż być w spisku. Albowiem cały czas korzystające z parasola amerykańskiej osłony militarnej (dla szachowania pozostałych spiskowców), na domiar złego pozostające formalnie w sojuszniczych stosunkach ze znienawidzoną Polską i niepożądaną Ukrainą. (Tyle ta Polska diabłom krwi napsuła, że niech ją jasny szlag trafi! A teraz jeszcze świat ją zaczął chwalić – że taka empatyczna, ludzka. Temu trzeba radykalnie zaprzeczać! I już się agentura za to wzięła.)

  Tak to wygląda na razie, a przyszłość zawsze niewiadomą. Akurat konflikt zbrojny daje wyjątkowo szerokie pole popisu przypadkowi, w naszym wypadku od wojny nuklearnej poczynając, po przewrót domowy w Rosji. Najbardziej prawdopodobne jednak dalsze ślimaczenie się sprawy, oś Berlin-Moskwa-Pekin najpewniej jednak przetrwa i dążyć będzie do swoich celów.

[1] Takie całościowe i dogłębne  poznanie byłoby w istocie powieleniem (zupełny brak różnicy między przedmiotem poznania a jego odbiciem poznawczym); w skrajnej postaci tworzyłoby nieskończoną hierarchię powtórzeń-aktów poznawczych, na podobieństwo nieskończonego ciągu mających doskonały ogląd bogów. 

19 komentarzy w “Pulsy pokoju, pulsy wojny

  1. Piotr+Ryka pisze:

    Odnośnie spraw związanych z LGBT, spraw bardzo trudnych i nieoczywistych, pojawi się niedługo tekst odrębny.

  2. Sławek pisze:

    Świetna diagnoza, strzał w 10tkę. W pełni popieram.

  3. Sławek pisze:

    Teraz, gdy ruska swołocz szabruje opuszczone domy, to pewnie na myśl im nie nie przyjdzie, by audiofilski sprzęt, którego pewnie w Ukrainie nie brak uznać jako trofiejny, za ciężki przecież. A kable za grube by but zawiązać…

    1. Zygi pisze:

      Jednej rzeczy nie potrafie zrozumieć ,dlaczego Świat milczał jak NATO od czasu drugiej wojny przeprowadzało
      Pięćdziesiąt konfliktów zbrojnych,w samym Iraku zginęło ok jednego miliona ludzi…i to wszystko w imię zakładania demokracji……

  4. Piotr+Ryka pisze:

    Trochę podobny do mojego punkt widzenia, aczkolwiek rzekłbym – bardziej naiwny, słabiej akcentujący antagonizmy.

    https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-yoram-hazony-patriotyzm-nacjonalizm-imperializm/

  5. Piotr+Ryka pisze:

    My tu sobie słuchamy muzyczki, Ukraińcy słuchają pif-paf oraz bum! – a praca dywersyjna nad rujnowaniem kultury europejskiej idzie pełną parą, i to z pewnością nie jest jej ostatnie słowo:

    https://www.telegraph.co.uk/news/2022/05/07/decolonise-ears-mozarts-works-may-instrument-empire-students/

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Na wszelki wypadek puszczę dziś sobie „Diaspora Sefardi” – i niech no się który spróbuje przyczepić!

      https://www.alia-vox.com/en/catalogue/diaspora-sefardi-romances-musica-instrumental/

  6. hifiphilosophy pisze:

    Komentarz militarysty przeniesiony z innego wątku:

    Autor niegłupi człowiek, a tak łyka tą dętą mocarstwową propagadę co to nie my. Brakuje tylko reaktywacji Ligi Morskiej i Kolonialnej, i mrzonek o Międzymorzu oraz ponownej Unii Polsko-Ukraińskiej.
    Uwierzył w naszą wunderwafe, co to zmieni losy wojny, bo tak nasz rząd opowiada.
    Prawda o naszym wspaniałym uzbrojeniu jest nieco bardziej przyziemna.

    „momencie gdy okazało się, że na przykład polskie przenośne rakiety przeciwlotnicze są najlepsze na świecie”
    hmm… gwoli wyjaśnienia… te rakiety to rozwinięcie ukradzionej sowietom z planami Igły-M, która była kopią nieco rozwiniętą amerykańskich Stingerów. To WSI, przy zmianie systemu, chcąc już służyć wolne Polsce i uwiarygodnić się, zwinęła Ruskim plany Igły-M. MESKO na tych planach nauczyło się, i przy wykorzystaniu częsci z zachodu rozwinęło rakietę, robiąc GROM-a a potem ewoluując go do PIORUNA.

    Akurat tak się złożyło, że to była trochę nisza teraz, bo nie rozwijano tej bronii. USA od dawna nie bawiło się w pełnoskalową wojnę, a zwyczajowo polegała na swojej przewadze lotnictwa. Miażdżącej. Więc nie czuła się zagrożona i nie rozwijała produktu. Rosja – to już nie ZSRR – tylko gorzej, ZSRR + korupcja do kwadratu + zero wyższej idei, nie rozwija już tego. Oba kraje mają też swoje większe systemy. Europa Zachodnia, pod ochroną USA, uwierzyła w koniec historii i teraz się budzi. Izrael nie rozwija MANPADów tylko swoją Żelazną Kopułę (najlepszą na świecie).
    A my, nie mając swojej oryginalnej myśli technicznej, ani kasy, know-how na duże systemy, klecimy z tego co jest czyli tanie MANPADSy na bazie wiedzy ukradzionej ruskim, którzy ukradli ją Amerykanom. I trafiliśmy w niszę, szczęśliwie.

    „Polska produkuje świetne haubice i transportery opancerzone,”
    hmmm…
    Znów niedoinformowanie. Te haubice to sklecona brytyjska wieża (ta sama co z brytyjskich haubice AS-90, tylko z lufą o długości 52 kalibrów a nie 39 jak AS-90). Kupiłą nasza zbrojenióka licencję, a sama miała do tego dorobić kadłub. Oczywiscie nie oryginalnie od zera, próbowała przerobić postsowieckie kadłuby. Próbowała jakieś 16 lat, bez sukcesów. Brytole już skończyli produkcję AS-90 i zaczęli się rozglądać za następcą, a u nas nadal jedna działąca porawni sztuka nie powstała. 16 lat! To co klecili to potworki, jak te pierwsze „Kraby” wyglądały (można sobie wygooglować). Kadłuby pękały przy wystrzałach. Masakra. W końcu minister z PO jeszcze, wkur… całą sytuacją i niemocą, zamówił kadłuby od Koreańczyków, od ich haubic K2. Przyjechały, połączono to z wieżą od AS-90 i działało w parę miesięcy. Cud koreański. Więc kupiono licencję, zdaje się na produkcję max 120 kadłubów i mamy „polskiego” Kraba 155mm. Tyle w tym polskiej myśli, co gdyby kupić pół BMW, pół Mercedesa, zespawać razem i nazwać „Polonez 2022”.
    Zamówiono tego 98 szuk i chyba większość dostarczono. Dobrze działa ta brytyjsko-koreańska myśl techniczna. Możnie nie tak dobrze jak oryginalna koreańska haubica K2 (takie kupiło kilka krajów, bo nie bawiły się w polskie przeróbki – woleli oryginał). Teraz 18 pojechało dla Ukriaińców, a z wdzięczności za wsparcie zamówili kolejne 54. Może nie takie dobre jak koreańskie oryginały, albo niemieckie PZH 2000 (te zamówili nasi „sojusznicy” Węgrzy), ale jakoś trzeba wyrazić wdzięczność.

    „transpory opancerzone”
    Chodzi o Rosomaki? Te fińskie transporery od Patrii, robione na licencji u nas? Przyzwoita fińska myśl techniczna. Co prawda u nas musieli je oczywiście zepsuć, bo jak MON zamówił to zażądał pływalności, więc trzeba było robić wersje z cieńszym pancerzem. Jak pojechały do Iraku, okazało się że pancerz słabo chroni i nasi żołnierze klecili prowizorkę dopancerzającą jak dziś orki najeżdżajace Ukrainę. W końcu przerabiano je i zrobiono chyba ze 300 poprawek, dopancerzano (czyli naprawiano to co najpierw zepsuto). Ale tak cudnie umowę z Finami podpisano, że wszelkie nasze modernizacje stają się od razu know-how fińskim. No i problem z tymi Finami dziś, więc teraz minister lata do Korei Południowej prosić o ich transporery.

    może by tak jeszcze wymienić „nasz pociski Spike” czyli to co montujemy u naz z izraelskich części?

    zaraz będzie „nasz HIMARS” bo posadowimy amerykańską wyrzutnię na Jelczach?

    Tak jakoś takoś tej naszej mądrości nadzwyczajnej, ponad niemiecką nie widzę. Niemieckimi samochodami jeździmy, niemieckie maszyny w naszych fabrykach pracują, niemieckie proszki nawet kupujemy bo wolimy od tych robionych w Polsce. A ostatnio coraz częściej chińską myśl techniczną kupujemy. W zamian za surowce i płody rolne: miedź z KGHM, jabłka z Grójca, mleko w proszku… bo niewiele więcej możemy im zaoferować.

    Armię mamy potężniejszą, bo Niemcy przeszli na pacyfizm. Bo pomyśleli, że można robić interesy z każdym i będą bezpieczni. No i że mają po drodze do siebie Polskę, którą najpierw Ruscy muszą opanować. Jak Niemcy zechcą, to w 5 lat taką armię postawią, że ho, ho… oby tylko im się chciało. Ich zbrojeniówka już z projektami czeka byle niemiecki rząd zapłacił. Proponuję zobaczyć jaki czołg nowej generacji – Panterę – na targach teraz wystawili. Amerykańskie Abramsy i koreańskie czołgi się chowają przy tym. Ale im już za wygodnie się żyło (a nam też przy okazji, bo nie majac własnych technologii robimliśmy im za poddostawcę co tańszych części, i dało się przy tym pożywić i mieć wzrost gospodarczy).

    „jest w stanie zaabsorbować bez kręcenia nosem miliony uchodźców”
    Tak, bo ludzie się obsra…. że Polska będzie kolejna, schowali swoje uprzedzenia i poczuli się że trzeba pomóc. Prywatni ludzie, nie rząd, nie państwo. Rząd tylko sobie medale przypina i jedzie na karku tych, co realnie pomagają. Sam przyjąłem rodzinę do domu, do dziś, a pomoc i ogranizacja pańśwa – praktycznie żadna. Ja pomagam, za prywatne, a premier się chwali. Ciekawe ilu uchodźców przyjął choćby ten wójt z Pcimia – Obajtek – co dziś nas marżą skubie na stracjach, i zarobił na polityce nagle na kilkadziesiąt nieruchomości. Nie słyszę by przyjął kilkadziesiat matek z dziećmi…

    Co do Chin… wydobywają owszem, węgiel, ale plany mają imponujące odejścia od niego. I odejdą. Fotowoltaika na całym świecie masowo jest z Chin. Atomówek stawiają na pęczki. Są najbardziej zaawansowani nad pracami nad opanowaniem energii termojądrowej. Program kosmiczny mają zakrojony na dekady, z transportem izotopów helu z Księżyca na Ziemię, z lądowaniem na Marsie. Tutaj też ostatnio głównie chińśkie klocki są recenzowane, a autor ma zdaje się chiński wzmaczniacz.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Ale to, ale tamto, ale owamto… Ale to my mamy rakiety, haubice i transportery, a ruscy się na wojnę wybrali z badziewiem uważanym przez nich samych i innych za techniczną rewelację. Dowódców mają debilnych, żołnierza niewyekwipowanego i nieprzeszkolonego, a flagowy rakietowy krążownik zamieniony w łódź podwodną. Z kolei Niemcy są całkowicie pozbawione amunicji i muszą ją kupić za co najmniej dwadzieścia miliardów euro, nie mówiąc o tym z czego ma być wystrzeliwana. Kopułę antyrakietową dla Berlina zamówili w Izraelu, parę lat na nią poczekają. Po zimnej wojnie mieli 4000 sprawnych czołgów, a teraz mniej niż 200.

      Rząd oczywiście nic dla uchodźców ani Ukrainy nie zrobił – wszystko to wy z sąsiadem oraz Jachira z koleżankami. Samorządy nie dostały na uchodźców żadnych pieniędzy, nie powstały żadne państwowe ośrodki relokacji, pociągi nikogo za darmo nie woziły, szkoły każą Ukraińcom płacić czesne, nie ma też dla nich żadnej pomocy medycznej, a numery PESEL dostali dla jaj. Też ukraińska armia oczywiście żadnej broni – jak coś dostali, to od ciebie.
      Idź wciskać te bajki na partyjne zebrania, tam znajdziesz wystarczająco ślepych i odpowiednio zmotywowanych.

  7. hifiphilosophy pisze:

    Komentarz J24 przeniesiony z innego wątku:

    Ta, tak… za 10 lat to ja mogę lądowanie Polaka na Księżycu obiecać. Amerykanie w 10 lat uwinęli się od zera do Apolla 11 (fakt, że przy pomocy hitlerowskiego naukowca, ale zawsze)…. ale to ludzie są nawini… Dokładnie w 2015 obiecywano też worek cudów za 10 lat. Morawiecki, ten co premieruje nadal, razem z nadprezesem Kaczyńskim. Nazywało się toto STRATEGIA ODPOWIEDZIALNEGO ROZWOJU. Czego tam nie było, w 2025 milion polskich samochodów elektrycznych, flota promów pasażerskich, superszybkie pociagi Luxtorpeda, cuda, cuda panie. Pięknie to na prezentacjach wyglądało, jak to nasze kompleksy karmiło. No, dedline w 2025, mamy połowę 2022. To już powinno być coś widać. Powstało z tych obietnic dokładnie…. ZERO. No, trochę ściemy, jakieś kilkadzisiąt milionów poszło ta to, na owo, na jakąś makietę Izery, na jakąś stępkę pod prom co już pewnie zardzewiała zdrowo. No to trzeba teraz obiecać, znów za 10 lat, atom, fuzję, cuda, cuda pawnie. Ktoś się znów nabierze, ludzie krótką pamięć mają. Przez 7 lat skutecznie zamordowano gwałtownie rozwijające się wiatraki, jak tylko panele słoneczne zaczęły masowo się pojawiać (i zautomatycznie zlikwidowały letni problem z prądem, bo groziły nam latem blackouty gdy węglówki się remontuje a wody w rzekach do chłodzenia mało, a ludzie klimy masowo włączają) – to zaraz je ustawą ubito. Za to obiecywano węgla na 200 lat. No to teraz atomówki obiecują za 10 lat, a co tam… żeby tylko na 10 lat załapać się na frukty, na te rady nadzorcze do objęcia których Czarnecki w 3 miesiace dorabia krewnym i znajomym partii (Dudom, Obajtkom) dyplom magistra by mieli wyższe i mogli kasę z państwowego ciągnąć. —- Niemcy zamknęli atomóki, bo przestraszyli się japońskiego tsunami, a ruskie trole pompowały (podobnie jak Brexit) antyatomową kampanię w niemieckim społeczństwie, a politycy z SPD czuli już posadki w Gazpromie jak były kanclerz. Co do wiatraków – nie ma znaczenia co będzie robiło prąd, byle nie trzeba było tam pomopwać gazu, sypać węgla, kupować za granicą (u Putina) surowców. Wszystko jedeno: wiatr, woda, atom, pływy, ciepło ziemi, woda… a najlepiej wszystko po trochu. Tylko że to sabotowano ostanie 7 lat, albo i dłużej. Bo węgiel, górnicy, a przede wszyskim ktoś miał koncesje na handel ruskim węglem, a dorabiano do tego bujdy o „suwerenności” (której jak dziś widzimy – nie ma) i jakieś konserwatywne przesądy, że węgiel taki tradycyjny i nasz. A teraz budzimy się z ręką w nocniku. I inflacją gigantyczną, dwa razy wyższą niż na Zachodzie. I nagle wszystko na raz: atom, rakiety, samoloty… no, ale z 14-nastej emryturki to nie rezygunją. Kasy jest nieskończona ilość w NBP jak mówił Glapiński – dodrukuje się. – a potem nie stać nas już na słuchawki i wzmaka, bo trzeba dom ogrzać i żarcie kupić.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      O jejku, jejku! – to ty masz przez PiS zmarnowane życie! A wcześniej takie było ładne! Samochód elektryczny ci przepadł, inflacja cię zjada, wiatrak ci przeszedł koło nosa i Niemcy za miedzą dali się zbałamucić, a mimo to nasza suwerenność przepadła i rączka cała w nocniku. Proponuję odnaleźć ten kraj na Zachodzie, gdzie inflacja faktycznie jest dwa razy niższa. Nie będzie to specjalnie trudne, bo jest taki jeden – Francja. Tylko że tam parę dni temu ichniejsza pani premier oznajmiła, że wszystko idzie ku jak najgorszemu, więc może i tam PiS doszedł do władzy? Kiedy pomyślę, że chcąc mieć na ogrzanie domu i jedzenie będę musiał przed zimą sprzedać wszystkie słuchawki i wzmacniacze… Jak Tusk z Budką i Leszczyną zaraz nie wrócą do władzy, to Armagedon!

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Tak przy okazji, to nie tylko prac domowych, ale także laptopów dla czwartoklasistów nie będzie, bowiem zgodnie z tradycją pieniędzy nie ma, poza tym były ciężkie w noszeniu i narażały młodzież na „niebezpieczeństwa cyfrowe”. Mam nadzieję, że w krótkim czasie dzielna nasza Basieńka książki podobnie zlikwiduje, wszak one też bywają nielekkie i czasu dużo pochłaniać potrafią, także złe myśli przywoływać.

      1. proste jak drut pisze:

        Po uj komu te laptopy? W większości domów jest tych laptopów, tabletów, smartfonów więcej niż domowników. Kolejny, na koszt podatnika? Wywalanie kasy, bo łatwo wywalać cudzą kasę, szczególnie przed wyborami.
        Tym bardziej że decyzję ogłaszano, tylko tak jakoś na kreskę bez finansowania.

        Według przyjętej latem ustawy o wsparciu rozwoju kompetencji cyfrowych uczniów i nauczycieli, która uruchomiła lawinę laptopów dla oświaty, państwo włoży w ten projekt ponad 11 mld zł. Po miliardzie rocznie, bo zaproponowane przez posłów PiS przepisy zaklepały realizację programu na następne 10 lat. Tylko w tym roku środki miały być unijne, z Krajowego Planu Odbudowy, który, jak wiadomo, nie został uruchomiony, więc inwestycję zrobiono „na kreskę”, za pieniądze założone przez Polski Fundusz Rozwoju.

        Mogę wymyślć 1000 bardziej sensownych sposobów na wydanie 11 mld zł.

        A wygląda na to, że to był kolejny przekręt minonej władzy, żeby ktoś ustawiony mógł przytulić kaskę, bo państwowej się nie liczy i można przepłacać.

        Eksperci od sprzętu zwracali uwagę, że choć wszystkie dopuszczone do programu urządzenia spełniały minimalne parametry techniczne, faktyczne różnice między nimi bywają spore. Tomasz Szwast z serwisu Antyweb punktował, że część laptopów HP prezentowanych na oficjalnych zdjęciach promujących program jest wyposażona w procesor Intel Core i3, a część – przekazanych faktycznie dzieciom – w słabszy Intel Pentium Gold (można to rozpoznać po naklejce w prawym dolnym rogu obudowy). Różnią się rekomendowaną ceną o ponad 30 proc. W branżowych mediach zauważano też, że w sklepach internetowych (czasem tych samych, które realizują zadanie dla rządu) już w cenie 2,1 tys. zł można znaleźć modele spełniające niemal te same kryteria przetargowe co zwycięskie, za które zapłacono ok. 2,9 tys. zł. Różnica sprowadzała się np. do złącza pozwalającego używać internetu przez kabel, z czego nie korzysta dziś prawie nikt.

        Ponadto rozdaniu sprzętu nie towarzyszył żaden program edukacyjny ani nawet zamysł. Dość powiedzieć, że szef resortu Przemysław Czarnek i minister cyfryzacji Janusz Cieszyński za pośrednictwem mediów przerzucali się wytycznymi i wizjami, czy dzieci powinny korzystać ze sprzętu w szkołach, czy w domach („Polityka” opisywała to w nr 45/2023). Dzieci korzystały w domach, bo w szkołach nie było laptopów jak podłączać (!), ale też nikt nie sprawdzał nawet, na czym to korzystanie w domach polega. Z niektórych doniesień wynika, że nader często na graniu w strzelanki.

        Po prostu był pomysł na kiełbasę wyborczą, za kasę podatnika. Macie tu laptopy i róbta z nimi co chceta, a szwagier czy zięć zarobi jeszcze bo podatnik zapłaci 2,9 tys. zamiast 2,1 tys, więc 0,8 tys. szwagier przytuli i pomnoży przez tysiące laptopów.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Szalenie to wszystko mądre, tylko że:

          – Nie wszystkich rodziców na laptopy stać, a już tym bardziej dla więcej niż jednego dziecka. (Ale co ciebie to obchodzi – ciebie stać lub nie masz dzieci.)
          – Podłączenia każdego laptopa w klasie to kwestia czysto techniczna, którą łatwiutko można rozwiązać.
          – Wg sugestii komentatorów politycznych Nowacka nie dostała budżetu na laptopy ani unijnego dla nich wsparcia, bo Tusk chciał upokorzyć lewicę, przypiąć jej łatę: „Nic nie umiecie załatwić, potraficie tylko ideologicznie drzeć mordę”.
          – Kwików o rzekomym wielkim pisowskim złodziejstwie nie będę komentował. Daleko im pod tym względem do PO.

          A jak masz tysiąc pomysłów na lepsze od nowoczesnej edukacji wydawanie pieniędzy, to chętnie o tym posłuchamy.

          PS
          Dzieci na pewno wolą ten brak prac domowych zamiast laptopów, no nie?

        2. Piotr+Ryka pisze:

          Tak jeszcze się zastanawiam, dlaczego ten obszerny wpis o polskich laptopach został wysłany z Frankfurtu nad Menem.

          1. taktak pisze:

            he, he, he… sierota po PiS? Niemcy, Fur Dojczland, gestapo i tym podobne rojenie byłego prezesa Polski? Tusk niemiecki szpieg. Ta strona o sprzęcie, influencerska oczywiśćie (bo dystrubutorzy nie dają sprzętu dla idei tylko dla reklamy), fajna, ale te PiSowskie marudzenie w komentarzach nijak się do audjofilskich tematów nie mają. Ludzie piszą z różnych serwerów, a siedzą w innych miejscach – tak działa internet. ….. Co do marudzenia tu na temat konkurencji dla jedynej-słusznej-partii. Ta partia wytrwale robiła przez ostatnie 8 lat z tego kraju kleptokrację, kupiwszy wcześniej licencję na to od Orbana. Nadprezes chciał z Warszawy robić Budapeszt, a po wygranych wyborach spotkał się z prezesem Węgier w Polsce na fragmencie dawnych włości węgierskich i po złożeniu hołdu pilnie spisywał jak utrwalić władzę i zrobić z Polski coś na kształt obecnych Węgier. Tak by nigdy już nie przegrać wyborów. 8 lat działało, ale nie udało się domknąć systemu (choćby dzięki temu że część mediów byłą amerykańska i USA nie pozwoliło na przejęcie ich na wzór węgierski czy rosyjski, choć próbowano). Ale za to widzimy dziś jak przez 8 lat partia z rodzinami rwała naszą kasę, i byle szeregowy partyjniak ciągnął miliony rocznie. Pierwszy z brzegu przykład – Paweł Grajewski, asystent Jacka Kurskiego, bez matury przyjęty do TVP, zgarniał koło miliona rocznie. W roku 2021 zarobił 957 731,87 zł, w roku 2022 już ponad bańkę bo 1 142 767,30 zł, w 2023 „tylko” 972 298,96 zł. Gość z partyjnych dołów, a im wyżej tym więcej rwali. Taki technik weterynaryjny co karierę zaczynał od okradania firmy wujaszka (w Elektroplaście) potem rozwinął skrzydła i nadprezes zrobił go szefem największej pańśtwowej firmy. A wtedy gość dorobił się dziesiątek (jak nie setki) nieruchomości (przepisywanych też na brata i synka), a przy okazji wyprzedał kawał państwowego majątku za ułamek wartości kumplom Putina. Długo by wymieniać. Te laptopy, to kolejny przykład szastania nie swoją kasą, co zabawne – bez zapewnienia finansowania. Nikt ci tyle nie obieca co z twojej własnej, podatniku kasy, obeca ci PiS by utrzymać władzę. …. co do braku prac domowych, średni pomysł, choć nie tak kiepski jak rozwalenie systemu gimnazjów który działał, czy ogólnie rozwalanie i kroczącą prywatyzację systemu edukacji który nam PiS zafundował przez 8 lat. Mam dzieci w wieku szkolnym więc wiem ile miesięcznie muszę z prywatnej kieszeni tysiecy sypać by ratować je w tym sypiącym się systemie (gdzie nauczyciel był ideologicznie wrogiem władzy co odczuwał finansowo.

          2. Piotr+Ryka pisze:

            Uwielbiam posty zaczynające się od „he, he, he” – od razu wiadomo, z kim mamy do czynienia. I po co z tego samego Frankfurtu pisać pod innym nickiem? Do meritum odniosę się później.

          3. Piotr+Ryka pisze:

            Przede wszystkim guzik ci leszczu do tego, o czym ochotę mam pisać, idź na kolanka do swojej Leszczyny, niech cię łaskocze po płetwie grzbietowej ta wasza urodziwa nimfa. Zresztą, tytułem wyjaśnienia, w zagajeniu inauguracyjnym tej strony pisałem, że nie będę poruszał wyłącznie kwestii jakości sprzętu – i to tam dalej jest, można sobie przeczytać.
            Poza tym cały ten twój przydługawy wpis, podobnie jak poprzedni „Koła wrogów laptopów z Frankfurtu na Menem”, w ogóle nie odnosi się do napisanego przeze mnie artykułu, więc może najpierw spróbujcie o tym, a nie o bieżącej kopaninie. Co się zaś tyczy odrabiania domowych zadań, to jakoś sobie mimo nich poradziłem z wyższym wykształceniem dwójki dzieci.
            Odnośnie Tuska, to o ile wiem, nie był agentem Stasi ani SB, natomiast matkę miał Niemkę. Co nic nie znaczy – liczy się sama działalność polityczna, teraźniejsza i przeszła. A ta wypada blado odnośnie gospodarczego rozwoju, prestiżu państwa i politycznej kultury, podobnie jak kultury całościowej; słabo odnośnie poprzednich kadencji i słabo na początku tej. „Chuj-dupa i kamieni kupa” zdaje się był uprzejmy to podsumowywać jeden tuskowy minister.
            Co się tyczy zbawczych „amerykańskich mediów”, to znaczy grupy Discovery, to założone przez WSI TVN ma siedzibę w schowku na miotły na lotnisku w Holandii i nie wiadomo do kogo tak naprawdę należy. Niektórzy insynuują znaczne rosyjskie wpływy w strukturze wielopiętrowego akcjonariatu, ale komu chciałoby się to dokładnie badać, mnie na pewno się nie chce. Lecz niezależnie od tego każdy kraj demokratyczny pilnuje, by wszystkie media miały kapitał rodzimy, to fundament niezależności. Jest w Niemczech albo Francji jakaś telewizja należąca do USA, Chin czy Rosji pouczająca obywateli, która niemiecka czy francuska parta jest zła, a która dobra? Więc nie pieprz głupot o złym prezesie, co się wzorował na Orbanie, bo Węgry i Polska tak samo jak Francja, Niemcy czy Hiszpania mają prawo do posiadania wyłącznie rodzimych mediów.
            Jak chodzi o Niemców w ogólności oraz to tam Gestapo, to przy jego pomocy zamordowali brata mojej babki, a brata dziadka przepuścili przez komin w Auschwitz, więc bądź łaskaw od wytykania takich rzeczy Niemcom się odstosunkować.
            Kto ile zgarniał w TVP, to dla politycznego wymiaru kompletnie bez znaczenia. Tak samo mogę napisać, że Grad brał 55 tys. co miesiąc za nie wybudowanie elektrowni jądrowej w czasach gdy pensja minimalna była o połowę niższa niż teraz, a PO-wski prezes Orlenu zarabiał wtedy dużo więcej od późniejszego Obajtka przy nieporównanie mniejszych zyskach firmy. Gdy chodzi zaś o kompetencje, to chyba się nie mylę, że „ministrą” spraw wewnętrznych była w rządzie PO katechetka. No nie, że była? I w sumie słusznie, bo po redukcji armii zafundowanej przez tę partię zostawała już tylko modlitwa. Nic od tamtego czasu się nie zmieniło w kwestii pieniędzy i kompetencji, rządząca teraz kamaryla, co widać na załączonym obrazku, równie ochoczo jak poprzednie drze między siebie posady w spółkach skarbu państwa, a nie słyszałem żeby pensje tam pomniejszano i liczebność zarządów spadała.
            Odnośnie hucznie zapowiadanego spadku ilości ministrów i ich personalnej jakości, to mamy z kolei fifty-fifty: ilość wprawdzie przekornie urosła, za to jakość faktycznie spadła.
            Ale naprawdę liczy się jedynie wzrost PKB, poziom płac, poziom bezrobocia, inwestycyjność i rozmiar oraz struktura budżetu. Pod każdym z tych kluczowych względów PO i jej koalicjanci na tle PiS wypadają blado. Ale czytałem świeżą prognozę, że PKB będzie rosło coraz prędzej i pod koniec 2025 chyba już nie będziemy wiedzieli co począć z natłokiem pieniędzy. Jak się dożyje, to się zobaczy, nie wiem tylko skąd taki wzrost w obliczu trwających i mających się wzmagać problemów z energetyką.

            PS
            Nie jestem żadną sierotą po PiS, mogę najwyżej zostać sierotą po Polsce. Ale może okoliczności sprawią, że jednak nią nie zostanę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy