Zaczynając tę recenzję czuję się nieco niezręcznie, bowiem recenzję tych słuchawek już dwa razy napisałem. Ta pierwsza mi się zawieruszyła, a druga zawarta jest w tekście Trójbój na szczycie, zawieszonym na tym serwisie. Obie tamte odnosiły się jednak do modelu sprzed modyfikacji, jaka miała miejsce przed paroma laty przy okazji pojawienia się nowego szczytowego wyrobu firmy, słuchawek Grado PS-1000. Poddano wówczas modyfikacji wszystkie wyższe modele słuchawek Grado, a modyfikacja ta opierała się głównie na zastosowaniu lepszego kabla, ośmiożyłowego, mającego poprawiać brzmienie. Przewijała się też wówczas przez Internet sugestia, że coś tam także pomajstrowano przy przetwornikach, ale żaden konkret się nie pojawił.
Napiszmy przy okazji tych flagowców i ich modyfikacji słów parę o samej firmie. Jej założycielem był urodzony w Nowym Jorku z pochodzenia sycylijczyk Joseph Grado, będący z wykształcenia zegarmistrzem. Pasja zegarmistrzowska kazała mu wprowadzać zegarmistrzowską precyzję do wszystkiego czego się imał, a ponieważ był równocześnie obdarzony wybitnym słuchem, przywiodła go na koniec do aparatury audio. Był początek lat 50-tych i właśnie zaczęło się pojawiać coś, co nazywało się kiedyś hi-fi, a co obecnie zwie się aparaturą audiofilską. W ten świat wprowadzał Josepha sam sławny Saul Marantz, z którym nawiązał współpracę i w firmie którego początkowo pracował. W 1953 roku Joseph, jak to się mówi, poszedł na swoje, a tym czymś był stół kuchenny i dwa tysiące dolarów gotówki. Galon benzyny (3,785 litra) kosztował wówczas 25 centów, czyli litr około sześć i pół centa, a zatem jakieś dwadzieścia groszy. Za dwa tysiące dolarów można było kupić ponad trzydzieści tysięcy litrów, co na pobliskiej stacji benzynowej kosztowałoby was teraz jakieś 170 tysięcy złotych. Tak więc te dwa tysiące dolarów nie były aż takie śmieszne jak w pierwszej chwili może się zdawać. Tempora mutantur et nos mutamur in illis, jak powtarzali parafrazując Heraklita Rzymianie. To były zupełnie inne czasy, inna kultura i inny świat. Świat bezpowrotnie miniony, który obiecywał zupełnie inną przyszłość niż ta, która się ziściła.
Na swoim stole, za swoje dolary, dzięki swoim talentom i umiejętnościom, wykonał Joseph swą pierwszą gramofonową wkładkę. W 1955 roku powstała z tego firma Graso Labs, Inc – której siedziba od 1958 roku usadowiła się tuż obok sklepu spożywczego należącego od ojca Josepha i zlokalizowana jest tam po dziś dzień. W firmie powstawały początkowo gramofony i głośniki, a z czasem także słuchawki. O tych słuchawkach krążą legendy, toteż musimy im poświęcić słów parę.
Grado Labs szczyci się tym, że wyprodukowało pierwsze dynamiczne słuchawki klasy high-end w historii. Zaprojektowane zostały oczywiście przez Josepha, podobno bardzo rozzłoszczonego faktem, że po powrocie z koncertu nie był w stanie rozkoszować się w domu analogicznej klasy dźwiękiem. Tak powstały Grado HP-1, występujące także w odmianach HP-2 i HP-3, różniących się między sobą tym, że HP-1 miały przełącznik polaryzacji, HP-2 były identyczne, ale bez przełącznika (co niektórzy postrzegają jako korzystne dla dźwięku), a HP-3 też były identyczne, jednak z mniej dopasowanymi akustycznie drajwerami. Poza tym HP-1 i HP-2 były dostępne z dwoma rodzajami okablowania: zwykłym „Signature Laboratory Standard Cable” oraz niezwykłym „Joseph Grado Signature Ultra-Wide Bandwidth Reference Cable”. Najistotniejszą dla wspaniałego brzmienia słuchawek HP sprawą był podobno wyjątkowej jakości drut użyty do nawijania cewek, mający doskonałą gładkość uzyskiwaną dzięki specjalnemu procesowi wyciągania i wyżarzaniu.
Wszystko to były słuchawki profesjonalne, przeznaczone dla inżynierów nagrań i w związku z tym z założenia mające posiadać brzmienie maksymalnie naturalne. Powstało ich łącznie tysiąc sztuk, a idea powstania sięga końca lat 80-tych.
Tego rodzaju profesjonalne i realistyczne brzmienie wymagało kilku założeń. Przede wszystkim braku plastiku. Zero plastiku równa się zero rezonansów – stwierdził nauczony własnymi doświadczeniami Joseph. A zero rezonansów to naturalny dźwięk, którego uzyskanie wymagało także powściągnięcia wysokich częstotliwości do okolic 24 kHz, by wyrugować rezonanse wysokoczęstotliwościowe, nadające brzmieniu nieprzyjemnej, jasnej barwy i nerwowego charakteru. Zejście na dole sięgało okolic 30 Hz, dając to coś, co nazwane zostało świetnym basem, charakterystycznym dla wszystkich słuchawek Grado. Membranę wykonano z lekkiego polimeru, prawdopodobnie mylaru, obudowę ze stopu aluminium, a sam głośnik miał postać podobną do współczesnych tweeterów, tyle że z membraną o dużej sztywności i naprężeniu, a jednocześnie z możliwością wyjątkowo dużych jak na membranę słuchawkową wychyleń. Istotne znaczenia miał również kształt zawieszenia muszli oraz fakt, że także w jego konstrukcji pominięto plastik. Zawieszenie składało się z dwóch metalowych prowadnic, łączącego je metalowego pałąka obszytego skórą i aluminiowych, śrubowych zacisków blokujących. Zdaniem Grado nawet minimalne odchylenie od tej konstrukcji powodowało degradację brzmienia.
Nie wiem gdzie swój pierwszy głośnik słuchawkowy firma Grado wyprodukowała. Niektórzy twierdzą, że we własnym laboratorium w Nowym Jorku, inni wskazują na kooperację z singapurską fabryką Primo, w każdym razie obecnie są one produkowane w Ameryce, tam też oprawiane w także amerykańskie muszle i zespalane w całe słuchawki.
Słuchawki Grado HP-1, HP-2 i HP-3, określane czasami od limitowanej ilości w jakiej powstały zbiorczo jako Grado HP-1000, podobnie jak wkładki i ramiona gramofonowe Grado Statement przeszły do legendy i stanowią po dziś dzień wzorzec naturalnego brzmienia, po który często sięgają profesjonaliści związani z muzyką. Powszechna jest opinia, że nie ma i nie było słuchawek grających równie naturalnie i tylko monitory nagłowne AKG K1000 mogą tutaj stanowić alternatywę. Nie mając możliwości posłuchania którychkolwiek z HP nic niestety na ten temat nie mogę powiedzieć i pozostaje jedynie wierzyć lub nie tym, którzy takie opinie głoszą.
Na koniec tego historycznego wstępu pozwolę sobie na małą paralelę i zauważę, iż pomiędzy firmami Grado Labs Inc, a dopiero co opisywaną Burmester GmbH okazują się zachodzić osobliwe analogie i różnice. Obie łączy talent założycieli i ich miłość do naturalnego brzmienia. Grado pozostało jednak niewielką manufakturą o bardzo wąskiej specjalizacji, podczas gdy Burmester roztył się i oferuje szeroką gamę urządzeń. Jednocześnie obie firmy są bardzo sławne, natychmiast rozpoznawalne i należące do elity świata audio. Dodajmy, że Grado szczyci się posiadaniem 48 patentów, co jak na niezbyt wielką manufakturę jest wyjątkowym osiągnięciem.
Wielki sukces słuchawek Grado HP-1000 i legendy o ich brzmieniu jakie się pojawiły skłoniły Josepha do wejścia w szeroki rynek konsumencki i tak pojawiły się audiofilskie Grado RS-1 oraz popularne SR-100. W mig zyskały wielką sławę i uznanie, a najbardziej rozpoznawalną cechą flagowych RS-1 były muszle analogiczne kształtem do tych z modeli profesjonalnych, ale wykonane z drzewa. W tym miejscu docieramy do pewnego zderzenia opinii. Grado RS-1 były i są kochane przez rzesze użytkowników za wyjątkowo dynamiczny i efektowny dźwięk, ale znawcy zwykli podkreślać, że nie ma to jednak jak profesjonalne HP z ich niepowtarzalnej klasy naturalnym brzmieniem. Znów oczywiście nie mogę w tej sprawie zająć stanowiska i tylko nadmienię, że osobiście pozostaję wielkim entuzjastą brzmienia Grado RS-1, które przez kilka lat posiadałem i bardzo to miło wspominam. Wraz z RS-1 dochodzimy zaś także do naszych tytułowych Grado GS-1000, albowiem słuchawki te stały się ich następcą.
Grado PS1000, które udostępniłem, miały wymieniane przetworniki wiosną 2013, więc to świeża sprawa jeśli chodzi o brzmienie. Tak z pamięci wydaje mi się, iż przed naprawą, z przetwornikami a.d. 2011, te słuchawki grały nieco ciemniej i z większą rozdzielczością. Nowe przetworniki są jakby nieco bardziej piskliwe i ciut zlewają dźwięki, stąd uważam iż Denon AH-D7100 mają wyższą rozdzielczość, a jeśli te GS1000i z recenzji nie są tegorocznymi świeżakami, to może i lepiej. 😉 Natomiast rzuciłem uchem na konkretnie te dwa egzemplarze z porównania przez Sonic Pearl i z PC, i dla mnie dźwięk PS1000 był znacznie bardziej przekonujący. Tylko, że ja należę do obozu, który wyznaje wyższość napędzania PS1000 tranzystorem. Jest więcej wyznawców takiej teorii, np. Ci, którzy słuchali tych słuchawek z PS Audio GCHA. To jest podobna sytuacja jak z nowymi słuchawkami Denona, które ze słyszanych dotychczas lampowców dawały prezentację jakby skurczoną w stosunku do tego, co znam. Grado PS1000 owszem zagrały mi raz z lampy dźwiękiem, który bym uznał za kompletny i dobrze zbalansowany, a konkretnie z Lebena CS300F.
Miałem kiedyś GS1000i i PS1000 jednocześnie w domu, rok był 2010, i przez dwa tygodnie GS1000i prowadziły na punkty, żeby w 15-tej rundzie przegrać przez nokaut techniczny. Otóż przyłapałem je na niepełnej prezentacji harmonicznych w gitarze elektrycznej na przykład. Tu trzeba dobrego nagrania i wychodzi, gdzie GS1000i uzupełniają niedostatki smaku cukrem. Dla mnie wierność i kompletność jest cechą ważniejszą niż metafizyczne uniesienia, więc GS1000i, nie bez żalu, zostały wysłane do nowego domu. Reasumując:
1. Grado PS1000 stare były lepsze niż nowe.
2. GS1000i są lepsze od GS1000, a słychać to właśnie na górze pasma, gdzie GS1000 brakowało nieco otwartości.
3. Stare czy nowe PS1000 wolę od GS1000i. Po prostu bardziej do mnie trafia taka prezentacja.
4. W pełni rozumiem dlaczego ktoś może woleć GS1000i od PS1000, na niektórych nagraniach też bym wolał, ale odczucie prezentacyjnego oszukaństwa nie pozwala mi się wznieść na poziom duchowych doznań. Dla mnie to słuchawki na przelotne odsłuchy, mógłbym je mieć jako kolejne w kolekcji, nie jako „jedynie słuszne”.
Grado GS-1000i użyte przeze mnie są z najnowszej produkcji. Sam je wygrzewałem. Jest u mnie Sonic Pearl i Twin-Head. Jest Shiit Lyr i Burson Conductor. Można podjechać i posłuchać, a potem podyskutujemy.
OK. Jak wyniknie z tego potrzeba sprostowania, to je napiszę.
Zapraszam.
Zgodnie z deklaracją zamieszczam swoje wnioski na temat porównania PS1000 naprawianych w tym roku z GS1000i ze świeżej produkcji wygrzanych. Najogólniej rzecz biorąc zgadzam się z wnioskami Piotra. Zabrałem ze sobą cały swój system i tu GS1000i zagrały z bogatszą teksturą i znacznie bardziej rozpiętą sceną. PS1000 trochę jakby chciały, a nie mogły. Degradacja jakości po naprawie jest ewidentna, te słuchawki kiedyś grały lepiej, co i Piotr pamiętał. GS1000i mają nadal tą swoją immanentną cechę w postaci nie do końca otwartej średnicy, ale pokazały jak niewielki spadek jakości danego egzemplarza PS1000 może przechylić języczek u wagi na drugą stronę. Spróbuję „odmodować” kabel PS1000 jutro, bo w sumie nie mam nic do stracenia, i posłuchać, ale pamiętam jak te PSy grały po powrocie z serwisu i już słyszałem, że to nie ten dźwięk co kiedyś.
Teraz tylko brakuje żeby dystrybutor przysłał nowe PS-1000, te już chromowane, i żeby zagrały dużo lepiej. Awantura o spostponowanie PS-1000 gotowa. A swoją drogą ta naprawa to się nie udała. Ale może się jeszcze wygrzeją, bo mało ich używałem, a nie wiem ile po naprawie wcześniej grały.
Bardzo ciekawa recenzja i równie ciekawe komentarze. Recenzja o bardziej osobistym charakterze, bardzo dobrze, aż chciał bym posłuchać.
Słuchałem, krótko, RS-1 z początków produkcji i jest to zupełnie inne zwierze w porównaniu do D7100. Zupełnie inne granie. Musze je kiedyś pożyczyć jak się już uporam z innymi audio sprawami, które obecnie mam na głowie.
Czy Grado zostają z Tobą na dłużej i będą się jeszcze pojawiać gościnnie w innych testach?
Pozdrawiam
Grado chyba nie zostaną. Jeszcze nie pytałem, ale ich dystrybutor raczej będzie chciał je szybko odebrać. Może uda się przetrzymać do testu Cary 300SEI. Dobrze by było.
Piotrze mam nadzieje ze Twoje kable nie powstrzymaja Cie w sprawdzeniu K1000 i HE-6 z Carym 300.
W przypadku SLI 80 bylo to dosc zaskakujace.Wiele integr i koncowek mocy ma podobne rozmiary i porty glosnikowe po zewnetrznych stronach tylniego panelu.Wielka szkoda jest nie moc podlaczyc do nich swoich ulubionych sluchawek tylko ze wzgledu na zbyt malo rozstawny przewod.U mnie taki kabel bylby odrazu przerobiony lub szukalby nowego wlasciciela 🙂
Coś się wymyśli. Dla mnie to nie było dotąd ważne, bo własny system nie ma takich wymagań. HE-6 da się na pewno, bo to kwestia usunięcia izolacji z kabla głośnikowego od AKG K1000, którego dla nich używam. Dla samych K1000 trzeba będzie dorobić jakieś dokręcane prowizorki, bo do Szwecji i z powrotem na przeróbkę za długo by trwało. I tak tam mają jechać po lepszy cały kabel, ale taki kabel wygrzewa się potem trzy miesiące. Co innego jednak mnie martwi. Nie najlepiej wygląda sprawa pozyskiwania lamp 300B. Na razie nic nie wskórałem.
To kable się wygrzewają?
Jeszcze jak.
Nie znam się na tym, więc powiem tylko tyle, źe czytałem całą masę wypowiedzi „znawców tematu” (można rozumieć ironicznie), którzy twierdzą, że takie zjawisko (nieważne czy kabel za 100 czy 3000zł) nie zachodzi. Ale ja się na tym nie znam; znane jest mi natomiast zjawisko powtarzania opinii innych osób, przyjmując je za swoje i wypowiadanie ich takim tonem, jakby samemu się je wymysliło (mówię w tym momencie o sobie); ale zdziwiłby Pan mocno wiele osób, mówiąc o wygrzewaniu kabli, bo z tego, co czytałem jest to na forach hifi (czy pseudo hifi) traktowane jak zabobon i wyraz nieznajomości tematu, żeby nie powiedzieć głupoty. Nie przytoczę żadnych racjonalnych argumentów, bo się na tym nie znam, a moje zdanie Egipcjanina, że Ziemia jest plaska i położona na siedmiu krokodylach wynika jedynie z tego, że tak się mówi i mówi się, że to właśnie prawdą jest, bo tako rzekł Zaratustra.
Tego dlaczego kable się wygrzewają (albo nie wygrzewają) od strony teoretycznej nikt nie opracował i nie ma na ten temat żadnych wiążących teorii ani ustaleń. Rozumować można głównie po chłopsku – wszystkie rzeczy z naszego otoczenia zwykle w miarę użytkowania się lepiej dopasowują. Atomy w przewodniku w miarę przepuszczania przez niego prądu nieco inaczej się układają, w pewien sposób porządkują, tak samo jak wykopany kanał w miarę przepuszczania przez niego wody będzie miał coraz gładsze dno. To są oczywiście porównania ułomne, a teoretycznych podstaw nikt nie zna. Faktem natomiast jest, że brzmienie kabli potrafi się zmieniać, podobnie jak przetworników czy całych urządzeń. Czasami te zmiany są minimalne, a czasami zasadnicze. I nikt nie wie dlaczego, a kiedy mówi, że wie, to kłamie.
Przygód z Grado PS1000 ciąg dalszy: Po potraktowaniu kabla nieco inaczej i paru godzinach głośnego grania ich brzmienie zaczęło przypominać to, co znałem z pierwszego wygrzanego egzemplarza, jakiego słuchałem w 2009 roku, a wówczas to robiło na mnie wrażenie. Natomiast nastąpiła u mnie zmiana na odcinku źródła dźwięku w systemie słuchawkowym i to co usłyszałem z lekka mnie przeraziło. Oczywiście ja lubię tego typu przerażanie mnie, a wynikło ono z poczucia głębisceny wydawałoby się bezkresnej. Na Denonach AH-D7100 tego nie ma, więc Grado PS1000 odjechały dziś nieźle do przodu. Tak jak GS1000 potrafiły wywołać zawrót głowy rozległością przestrzeni, tak tutaj błędnik mam problemy z ogrnięciem głębi sceny i głebi samych dźwięku, obszarów ich rozchodzenia się. Zostaje podpiąć GS1000i w ich miejsce i zobaczyć, a raczej usłyszeć, co będzie.
Takie podpięcie za parę dni powinno być do zrobienia. Sam jestem ciekaw takiego porównania PS-1000, GS-1000 i D7100. Jest już Eximus, jest to co zwykle, jest na czym porównywać.
O no to i ja jestem bardzo ciekawy takich porównań i wrażeń z nich.
A ja chciałbym zapytać jak takie Grado mogą zabrzmieć z OTL’em? I dlaczego panuje opinia że Grado słabo wypadają z OTL’ami.
ASL Twin-Head, którego używam, jest wzmacniaczem OTL i zupełnie nie narzekam na jego brzmienie z Graco GS-1000. Powiem więcej – nie słyszałem wzmacniacza, z którym grałyby lepiej. Powyższa recenzja w całości opiera się właśnie na odsłuchach z Twin-Head, podobnie jak opiera się na nich inny tekst zamieszczony na HiFi Philosophy traktujący o tych słuchawkach – „Trójbój na szczycie”.
Jedynym sensownym argumentem, mogącym stać za sugestią, że GS-1000 nie grają z OTL-ami, wydaje mi się stosunkowo mała moc takich wzmacniaczy. Spośród najbardziej popularnych dużych triod stosowanych w OTL-ach, tylko lampy 300B są mocne. Pozostałe, czyli 2A3 oraz 45, dużą mocą nie grzeszą, toteż przy napędzaniu GS-1000 muszą się nieco napocić. Jednak spokojnie dają radę i żadne pejoratywy się z tym nie wiążą.
Chciałem zapytać jak długo wygrzewał Pan do testu gs1000i i czy różnica pomiędzy np. 500 godzinami grania a 1000 była duża?
Nie liczyłem im godzin pracy, ale na pewno było ich około dwustu. Z poprzednich spotkań z tymi słuchawkami, takimi jeszcze bez „i” w sygnaturze pamiętam, że na dojście do jakiego takiego ładu brzmieniowego potrzebowały około czterech dób ciągłego grania. W przypadku tych słuchawek czy mamy do czynienia z egzemplarzem wygrzanym sprawa jest dosyć prosta. W miarę wygrzewania ciemnieje bowiem stopniowo membrana widoczna po wewnętrznej stronie muszli. Kiedy ściemnieje cała, słuchawki można uznać za wygrzane. Zdjęcie na trzeciej stronie recenzji ukazuje, że recenzowany egzemplarz nie był wygrzany tak do końca. A niezależnie od wygrzewania ogólnego w grę wchodzi jeszcze dopasowanie się do konkretnego toru, zajmujące zwykle ze dwa dni.
Chciałem zapytać jak ocenia Pan produkty Grado pod względem ich wymagalności co do pozostałych elementów toru. Są tacy, którzy mówią, że słuchawki Grado ze względu m.in. na niską oporność są łatwe do napędzenia i zagrają przyzwoicie już z klasowym odtwarzaczem przenośnym. Są inni, którzy twierdzą, że Grado to przykład pradawnej audiofilskiej prawdy, że wzmacniacz powinien być dwukrotnie droższy od słuchawek, a źródło dwa razy droższe od wzmacniacza.
Nie chodzi mi o to czy ze wzmacniaczem za 10 tyś zł zagrają lepiej niż za 2 tyś zł, bo to jest jasna sprawa (no może nie jasna, ale jaśniejsza); lecz o to czy słuchawek firmy Grado (dajmy na to od modelu 325is czy RS-2i w górę) da się słuchać tylko na wysokich lotów torze, bo inaczej jest to karykatura dźwieku? Ma to też swoje odniesienie do tzw. teori „zgrywania się” pojmowanej zero-jedynkowo – z tym dane słuchawki grają, a z tym nie grają w ogóle. Przyznam, że choć zjawisko synergii nie jest mitem to w moim przekonaniu nie mażna je interpretować właśnie zerojedynkowo.
Byłbym zobowiązany za zaprezentowanie Pańskiego stanowiska na temat „wymagalności” słuchawek firmy Grado w szerszym zarysowanym powyżej kontekście.
Bardzo stara audiofilska prawda, tak stara, że aż została zapomniana, głosi, że słuchawki Grado RS-1 to najlepsze słuchawki na świecie potrafiące grać bez wzmacniacza, albo z takim śmieciowym. Gdzieś to nawet w recenzji GS-1000 albo SR-325 przypomniałem, ale widać uciekło. Z kolei Grado SR-60 to jedne z najlepszych słuchawek do sprzętu przenośnego o znakomitej relacji ceny do jakości. Przebywających ostatnio u mnie GS-1000 słuchałem z wieloma wzmacniaczami kosztującymi grubo poniżej dziesięciu tysięcy i ze wszystkimi spisywały się znakomicie. Znakomicie grają już z Black Pearl. Tak więc marka Grado, a zwłaszcza jej obecne wyroby zaopatrzone w lepsze kable, jak najbardziej przystaje do wzmacniaczy znacznie tańszych niż dwukrotna wartość samych słuchawek. W przypadku RS-1 jest wręcz odwrotnie. To wszystko jednak nie znaczy, że można kupować w ciemno. O ile tylko jest taka możliwość, zakup należy zawsze poprzedzić odsłuchem. I to najdłuższym jaki wchodzi w rachubę.
Dziekuję uprzejmie za wyczepującą odpowiedź.
Zresztą to ciekawy fenomen słuchawkowy – są takie słuchawki, które można powiedzieć, że są dobre czy nawet bardzo dobre jak wspomniane przez Pana Grado RS-1 oraz Ultrasone Edition 8, które zagrają z telefonu komórkowego, a z drugiej strony mamy wyroby tej samej marki i o tych samych parametrach (poziom ciśnienia akustycznego, oporność) jak Ultrasone ed.10, które są już znacznie trudniejsze do poskromienia.
Ah te Grado 🙂 Z mojego skromnego doświadczenia wynika, że 200 godzin to niestety dla GS1000i tylko początek, ciekawie zaczyna się robić po kolejnych 200 godzinach, a po jeszcze kolejnych albo padną albo zostajemy z nimi na zawsze 🙂
Michale i jak sprawa z brzmieniem naprawianych PS? Zawsze ciekawiło mnie na ile różnice w brzmieniu poszczególnych egzemplarzy tego samego modelu wynikają z przebiegu, a na ile mogą być różne przetworniki. Jakiś czas temu byłem świadkiem nausznym gdy 3 lub 4-letnie SR325i złoiły tyłek dla kilkuset-godzninnych RS1 (powyżej 600 godzin), byłem w szoku jak to grało. Coś takiego słyszałem kiedyś z odkupionych SR325i od GradoFana i to był dokładnie ten sam dźwięk.
Piotrze, z mojej strony małe pytanie, czy oby na pewno kabel w nowych GS1000i jest spłaszczony przy wylocie z trójnika? Wszystkie egzemplarze z nowej serii jakie miałem u siebie miały okrągły przekrój (RS2i, GS1000i, SR325is), podobnie jak PS1000 zresztą. I druga sprawa, ta siateczka na przetworniku nie ciemnieje od wygrzewania tylko od potu. Gdyby je zostawić grające na biurku to nawet po tygodniu siateczki będą nadal białe. Jednak przy normalnym użytkowaniu z czasem faktycznie ciemnieją. Ale masz rację, że jest to dosyć dobrym wyznacznikiem. Jeszcze nie słyszałem egzemplarza z całymi „przepoconymi” siateczkami, który grałby źle 😉
A i jeszcze jedno, Panowie z tymi Ultrasone Edition 8 to wcele nie jest tak różowo, ja swoje pędziłem z przenośniego wzmacniacza Ray’a Samulelsa i w ogóle mi to nie brzmiało, za to z dziury CD już znacznie lepiej. Kwestia spasowania moim zdaniem.
Na Edition 10 jest za to bardzo prosty i niedrogi przepis – Little Dot mk VI+ i nie ma bata żeby nie zagadały 😉
Te najnowsze GS-1000i nie mają kabli spłaszczonych przy trójniku. Na całe szczęście. A grają, no cóż, chciałoby się je mieć. Genialnie aranżują muzykę. PS-1000 Michała zostały poddane obróbce okablowania i złe brzmienie w efekcie z nich wyjechało. Ale i tak wolę styl GS-1000; mniej nasycony a bardziej tajemniczy i przestrzenny.
Ja akurat jestem z obozu zwolenników stylu prezentacji PS1000, które jak już było wyżej napisane, nie są rozwinięciem stylu gry wcześniejszego flagowca, w związku z czym wybór jednych czy drugich jest tutaj w głównej mierze kwestią indywidualnych preferencji.
A przy okazji, jeśli o wzmacniaczach mowa to swego czasu uwielbiałem połączenie GS1000i z OTL’em, natomiast SR325i z takowym to byłby już ideał, tylko słuchawki ciut przy cienkie 🙂 Z PS1000 niestety nie udało mi się okiełznać dołu pasma w oparciu o lampę, zawsze coś tam buczało w nadmiarze, dopiero z tranzystorem pokazały na co je stać.
Słuchałem ich wczoraj z AK120 i też znakomicie wypadły. Najlepiej ze wszystkich.
Z tym czernieniem siatek według teorii Pawła – od potu to nie jest tak do końca prawda. Ja miałem teorię, według której siatki czernieją od kurzu, który jest w powietrzu, a który osadza się na siatkach podczas słuchania muzyki, kiedy to powietrze przepływa przez kubki (w makroskali można to sobie wyobrazić gdy przepuszczamy powietrze przez firankę – zczernieje z czasem czy po prostu się ubrudzi, bo kurz będzie na niej osiadał). Ale to też nie jest prawda do końca. Bo jak wytłumaczyć to, że siatki czarnieją, nawet gdy nie znajdują się na głowie, więc teoria potu odpada (sprawdziłem to) oraz jak wytłumaczyć, że siatki czernieją stopniowo od prawej do lewej, a prawy diver zawsze szybciej?; oraz, że czernienie następuje warstwami (najpierw jedna warstwa/odcień czerni od prawej do lewej, do końca, a później zaś od nowa, tylko, że tym razem ciemniejszym odcieniem – to wszystko też empirycznie sprawdziłem na kilku sztukach z osobna).
To też nie jest tak, że model RS-1 gra ze wszystkiego – im lepszy wzmacniacz, tym zagrają lepiej (zasada ogólna), a różnica pomiędzy jakością systemu uwidacznia się na nich bardzo wyraźnie.
Za to z wygrzewaniem grado to jest 100% prawda. Kilka lat i kilka tysięcy godzin grania musi upłynąć. Są tego pewne plusy, ale i są minusy. Sam słyszę (i nie jest to iluzja), że w moich RS-1i sygnatura brzmienia cały czas się zmienia.
Grado mają swoje tajemnice. Niełatwo je rozgryźć. Ale grają pięknie i to jest najważniejsze.
Grado jest dziwne i jest zagadkowe we wszystkich aspektach – to jak i gdzie są produkowane, konstrukcji słuchawek (m.in. kwestia mocowania kubków), czemu mają takie rozmiary i czemu w przypadku najwyższych modeli użyto drewna, skoro najlepsze modele grado, czyli hp 1000 i ps-1 (które jako jedyne dynamiki mogą konkurować z sony r-10) mają kubki aluminiowe (czemu do cholery wobec tego nie zrobią innych modeli z takimi kubkami); i dlaczego mahoń (mniejsza o odmianę), skoro ten, kto zna się na tym, powie, że mahoń ze swoją strukturą i gęstością ma średnie właściwości rezonansowe czy ogólnie muzyczne i jest wiele innych gatunków drewna, które się do tego lepiej nadają. Co z tym kablem i co drutem użytym do nawijania? Co z przetwornikami, to w końcu jest jeden typ czy jest więcej? Co z tą dziwną siateczką, która czernieje w trakcie wygrzewania. A co w ogóle z tym wygrzewaniem? A co z tymi padami, które powinny według wskazań ich twórcy nasiąknąć naturalnym potem tłuszczowym ludzkiej skóry (???). Czemu taki kształt (ewolucja od płaskich do bowlsów, za wyjątkiem modelu hp) i różne gęstości w poszczególnych rejonach. ITD. ITP.
Mahoń zapewne dlatego, że jest lekki a stosunkowo twardy i niepodatny na starzenie. Jednocześnie był swego rodzaju downgrade względem profesjonalnej serii HP-1000. Reszta jest zagadką.
na pewno całej sprawy nie można sprowadzić to takiego tylko stwierdzenia; bo jeśli obecnie stosowane drewno to downgrade w stosunku do aluminium to nie ma żadnych racjonalnych powodów, dla których zmiana ta mogłaby nastąpić. To już tajemnica Grado, ale faktem jest, że ps-1 i hp-1000 miały kubki wykonane z innego materiału, były lepsze, a stosowanie obecnie drewna nie jest podyktowane ani kwestiami natury finansowej ani technologicznej.
Faktem jest, że konstrukcja aluminiowa jest dziełem Josepha, a drewno to pomysł głównie Johna, ale dlaczego tak się stało, skoro hp-1000 są legendą neutralności i balansu, a ps-1 (największa, choć zapewne nie jedyna różnica w stosunku do serii hp była najpewniej w driverze) są jedynymi słuchawkami jak donoszą ci, którzy porównywali ze sobą oba modele, jakie mogą i to zwycięsko konkurować z sony R-10 (czytałem dwie takie małe recenzje, a ich autorzy nie byli bynajmniej gradofanatykami); a porównanie, które można odszukać na headfi.org modelu ps-1000 z modelem ps-1 jest zatytułowane when the tiger meet the dragon – i to daje do myślenia.
Według mnie drewniane GS-1000 są nie gorsze od metalowych PS-1000, a drewniane RS-1 są na pewno lepsze od aluminiowych SR-325. Tak więc nie w drewnie i metalu leży istota. Natomiast dlaczego nie kontynuowano albo nie wznowiono produkcji serii HP-1000 – nie umiem powiedzieć. Podobnie jak tego w czym tkwi tajemnica jakości ich driverów.
PS-1000, a także ps-500 mają drewnianą komorę, „obitą” metalem, natomiast ta z 325 jest plastikowa, więc to jednak nie jest to samo, ale zgoda, że nie w tym czy nie tylko w tym tkwi zapewne sekret wyższości serii hp i ps-1.
Grado twierdzi, że PS-1000 to najlepsze słuchawki jakie zrobili, ale opinie słuchaczy wskazują na coś innego. Wygląda więc na to, że z jakichś względów nie są teraz w stanie kontynuować serii HP-1000, choć z drugiej strony oferują serwis tych słuchawek. Wszystko to jest jakieś niespójne.
umieszczam link, gdyby ktoś kiedyś czytał tę recenzję i był zainteresowany tymi słuchawkami:
http://www.head-fi.org/t/188737/review-grado-statement-1000
Witam,
Które słuchawki są bardziej muzykalne(analogowe)/ mniej krzykliwe – ath w1000z czy grado gs1000i ?
Grado, ale model 1000i a nie 1000e.
Chcialem sie Pana doradzic, jakie sluchawki i wzmacniacz sluchawkowy w kwocie 15-20tys.zl za calosc warto odsluchac? Jakie zestawy sluchawek i wzmacniaczy posluchac? Co Pan poleci dla milosnika muzyki klasycznej, jak rowniez milosnika Queen, Pink Floyd, Led Zeppelin…
Chyba najuczciwiej będzie powiedzieć, co sam bym sobie za te pieniądze sprawił. Prawdopodobnie byłby to zestaw złożony z Grado PS2000e, jako najtańszych referencyjnych, więc na wzmacniacz zostaje ponad siedem tysięcy, za które można mieć niemalże Feliks-Audio Euforię, albo spokojnie PhaSta bądź Fezz Omega Lupi. (Grado lubią się z lampą.) Dwa ostatnie można także w wymienionym budżecie sparować z Final D8000, a Fezza też niemalże z Focal Utopią. Odnośnie każdych z tych słuchawek odsyłam do artykułu „Słuchawkowe referencje A.D 2018”, w którym zostały opisane. Focal są najwygodniejsze, ale dla mnie nieco za ciepło brzmiące. Finale bardzo wyważone, a Grado z najpotężniejszym brzmieniem, ale najmniej wygodne.