Recenzja: Beyerdynamic DT 1350

Budowa

Beyerdynamic_DT_1350_06

Etui równie przenośne jak i same słuchawki

   Słuchawki, mimo iż zaliczyłem je do przenośnych i w sensie potocznym niewątpliwie takimi są, przez samego producenta nie zostały zaszeregowane do popularnej kategorii „street”, tylko jako profesjonalne i studyjne, takie dla inżynierów nagrań, radiowców, muzyków i didżejów. Stosownie do tego konstrukcję mają technicznie zaawansowaną, a cenę już taką bardziej konkretną, trochę na ponad tysiąc złotych u nas, a ogólnoświatowo na trzysta dolarów skalkulowaną. Żadna pokaźna kwota to nie jest, ale na tyle niemała, że możemy już za nią czegoś dużo solidniejszego i ciekawszego dźwiękowo niż pojękujący kawałek plastiku się domagać. W mierze surowcowej i ergonomicznej rozczarowania na pewno nie będzie. Słuchawki otrzymujemy w niewielkim, praktycznym etui przenośnym, w którego wnętrzu skrywa się kawał porządnej technicznej roboty. Konstrukcja jest misterna, nauszna, bardzo przy tym solidna. Dominują skóra i metal. Pałąk nagłowny to dwa osobne paski wyprofilowanego na krawędziach metalu opatrzonego skórzaną obejmą, mającą od spodu mięciutką gąbkę, które to paski sprytnie możemy rozsuwać bądź zsuwać celem lepszego dopasowania. Zbiegają się po obu stronach do obrotowych zacisków, jednocześnie stanowiących punkty mocowania i regulacji wysokości zawieszenia, kalibrowanego krokami po metalowych drabinkach, także do tych zacisków doprowadzonych. Każda z tych drabinek obrotowo z kolei zespolona jest u podstawy z uchwytem mocowania samej muszli, a muszle te są z twardego tworzywa ozdobionego przykrywającymi je niemal całkiem od wierzchu okrągłymi, metalowymi szyldami i same też są okrągłe. Kolorystyka towarzyszy temu czarna i srebrna, moim zdaniem bardzo ładnie dobrana i ogólnie sprawiająca korzystne wraz z samą konstrukcją wrażenie lekkości i zarazem solidności.

Beyerdynamic_DT_1350_05

A o to i one: Beyerdynamic DT 1350

Cienki, półtorametrowy kabel doprowadzono profesjonalnym zwyczajem do muszli lewej, a pady są skórzane, delikatne i bardzo w dotyku przyjemne, możliwe do dokupienia także w nieco większym rozmiarze, by było jeszcze wygodniej. Siedzą bowiem te DT1350 na głowie całkiem wygodnie, dotyk mają miły, a wagę lekką. Do użytku stacjonarnego kabel jest wprawdzie nieco krótkawy, ale możliwy do przyjęcia i taki usiłujący łączyć krótkość spacerową z długością stacjonarną. Profesjonaliści, i oczywiście nie tylko oni, mogą też sobie zamówić skręcany, mający aż trzy metry długości. Taki czy taki kończy się zawsze małym jackiem, a w komplecie jest złocona, nakręcana przejściówka na duży.

Mimo konstrukcji nausznej słuchawki bardzo solidnie odcinają użytkownika od hałasów otoczenia, sporo lepiej niż przeciętne słuchawki zamknięte. Serce tego wszystkiego nie jest dla oka widoczne, a są nimi przetworniki klasy Tesla. Z niemałym zaskoczeniem tego się dowiedziałem, bo zdawało mi się, że Tesle duże być muszą, a tu nie, małymi Beyerdynamic też dysponuje. Te Tesle także w małym wydaniu potrafią nieźle namieszać, produkując w razie potrzeby dźwięk o ciśnieniu akustycznym aż 129 dB. O dźwięku tym sam Beyerdynamic powiada, że ma wyjątkowo niskie zniekształcenia, jest perfekcyjnie zbalansowany i analityczny nawet na wysokich poziomach głośności. Słowem, dla profesjonalistów. A ponieważ profesjonaliści zwykli swoich słuchawek używać na co dzień, specjalnie z myślą o nich pady i otuliny pałąków można łatwo wymieniać, a dzięki obrotowym muszlom odkładać słuchawki na płask, by ich niechcący nie uszkodzić, jak również słuchać na jedno ucho, drugą muszlę odgiąwszy do góry, co profesjonalisto się czasem przydaje. Odporności na uszkodzenia służy także całościowo metalowa konstrukcja, wysoce odporna na przypadkowe uszkodzenia i upadki nawet ze sporej wysokości.

Beyerdynamic_DT_1350_01

Niemieckie, wielofunkcyjne maleństwa

Od strony technicznej należy wypunktować nie tylko bardzo wysokie ciśnienie dostępnego dźwięku, ale także zamkniętą jak to u profesjonałów konstrukcję, 80 ohmową impedancję i pasmo obejmujące zakres 5 Hz- 30 kHz, a więc duży, szczególnie od dołu.

W sumie rzecz zwana Beyerdynamic DT1350 jest na wysokim poziomie zarówno od strony użytkowej, materiałowej jak i technicznej. Pora rozważyć, co z tego w sensie brzmieniowym wynika.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

11 komentarzy w “Recenzja: Beyerdynamic DT 1350

  1. Lord Rayden pisze:

    Przyznam,że ta recenzja kompletnie zbiła mnie z tropu. na podstawie dyskusji jakie prowadzimy na Forum MP3store o tych słuchawkach, aż tak zły obraz się nie wyłania :
    http://forum.mp3store.pl/topic/105581-beyerdynamic-dt1350-opinie-mile-widziane/

    Co więcej, jeden z forumowiczów, ktory je kupił i chciał sprzedać, nagle je pokochał i sobie zostawił… Choć szarpały go za włosy przy zdejmowaniu.
    Szkoda,że nie zbadałeś ich Piotrze z iPode, iModem, HiFImanem i jakimś portable wzmacniaczem słuchawkowym w stylu iBasso.

    1. Michal W. pisze:

      Skopiuję poniżej moją ocenę DT1350 sprzed prawie 2 lat.
      Konstrukcja słuchawek jest mniej więcej taka: bierzemy dwie jednorazowe filiżanki na kawę espresso, takie bez ucha, i łączymy wygiętą w łuk metalową taśmą perforowaną. Wewnętrzny brzeg taśmy oraz obrzeże kubków wyklejamy miękkim materiałem, np. podklejoną gąbką sztuczną skórą, żeby konstrukcja nie drapała uszu i głowy. Słuchawki są ledwie nauszne, prawie douszne z pałąkiem. Brzmienie ich nabiera sensu po właściwym postawieniu każdego z przetworników na uchu. W sumie tak właśnie należy nazwać tę operację, gdyż jak wiadomo – filiżanka może równie pewnie stać, co leżeć na boku. Ponadto trzeba sobie trafić wylotem z przetwornika na wlot do ucha. Jeśli tego nie zrobimy, odbierany dźwięk będzie monofoniczny.
      Brzmienie: na te kilka obecnych osób na meetingu, pierwsze zasłyszane w życiu kilka sekund muzyki z tych słuchawek, dwóch z nas nagrodziło spontaniczną salwą śmiechu. Jeden to byłem ja. Wziąłem upierdliwą płytę z trip hopem – Morcheeba “Fragments of Freedom”. Płyta ta fantastycznie odsiewa kiepskie źródła cyfrowe już na etapie odzyskiwania bitów z nośnika. Ale do rzeczy – jak się dobrze ułoży słuchawki na uszach, to zwraca uwagę świetna jak na takie kieliszki na pałąku holografia i rozpiętość sceny w pionie. Idealnie czarne tło pomiędzy instrumentami, dobry fokus. Średnica zalatuje lekko plastikiem, czy też telefonem. Góra OK, bo nie zwróciłem na nią uwagi. 😉 Bas – jest tylko niższy, dość przestrzenny, ale brak wyższego rejestru basu wraz z jego wibrato schładza przekaz do nieprzyzwoitego dla mnie poziomu, czyniąc materiał muzyczny nadającym się niemal wyłącznie do analizy formalnej. Dodatkowo taka równowaga basu powoduje, że instrumenty strunowe, zwłaszcza elektryczne, brzmią, jakby miały struny z gumy od majtek.

      Powyższe już wklejałem pod inną recenzją, ale odniosę się jeszcze do wypowiedzi Kolegi wyżej. Otóż iPodów jest modeli cała masa grających różnie i trzeba by napisać o który chodzi? iModów tyle odmian, ilu iModyfikatorów, samych polskich będzie z kilka, więc recenzja byłaby o jakimś szczególnym przypadku. Poza tym do portable dedykowane są słuchawki T50p, które wyglądają tak samo, tylko grają ponoć inaczej. Według statystyk forumowych, DT1350 są częściej tymi lepszymi według porównujących, więc nie wiem, czy chciałbym T50p kiedykolwiek usłyszeć. 😉
      Dodam jeszcze, że gdyby Sennheiser PX200-II kosztował tyle samo co DT1350 (obojętne ile), to bym każdemu radził wziąć Sennheisery, nie tylko do portable. Za około 1000zł można mieć na przykład DT770 Edition 32 omy od tego samego producenta co DT1350. Jakby nie kombinować, nie ma DT1350 za co pochwalić.

    2. Piotr Ryka pisze:

      Miałem ich słuchać z iPhone, ale pies mi się ciężko rozchorował i nie starczyło czasu pojechać do kogoś kto miał mi go pożyczyć. Tak to w życiu jest, że nie wszystkie plany udaje się zrealizować. Zarówno Appla jak i HiFiMAN’a prosiłem o udostępnienia na pewien czas odtwarzaczy przenośnych i obie firmy, a ściślej ich polscy dystrybutorzy, odmówiły. No to w recenzjach nie figurują. Skoro tak wolą, ich sprawa. Widać reklama im zbędna.

  2. Lord Rayden pisze:

    – Michale – iMod zrobiony z 5G. jedynie słuszny. Wiec nawet nie pisałem dokładnie ;).

    – Nie wiem czy chciałbyś słuchac t50p ;). Dla mnie są one extra i spodziewałem się,że DT130 je uzupełnią (portable – w domu korzystam z AKG K550) 770 32 omy wyglądają tak samo jak 770 80 omów. Nie nadają się na ulicę !!!

    Ogólnie jak zwykle HiFiPhilosphy wrzuca kij w mrowisko ;), jak kamień wzbudza kręgi na wodzie i pobudza do dyskusji… Są kontrowersje, jest o czym rozmawiać. To dobrze.

  3. Lord Rayden pisze:

    A zamiast PX-200 II polecam jednak BD DTX501p. :). Chyba jeszcze niezauważone a są świetne.

  4. Przemek pisze:

    Sluchalem tych sluchawkek z odtwarzaczem przenosnym Hifiman i musze przyznac ze trudno mi bylo uwierzyc po odsluchu w to ile kosztuja.
    Podobnie pewnie kosztuje Denony 600.Choc sluchalem tylko 71000 przypuszczam ,ze te 600 nie pozostawia na Bajerach suchej nitki.

  5. mar.s pisze:

    Denony rzeczywiście kosztuja podobnie i jest wysoce prowdopodobne że zagrają dużo lepiej ,ale ten rozmiar.Jeżeli to by miały być słuchawki stacjonarne to owszem ,ale nie czuł bym się komfortowo chodząc z d600 po ulicy.

  6. Myrra pisze:

    Hmmm… coś jest nie tak. Albo ze słuchawkami, albo recenzjami. Aktualnie posiadam DTX501p i rozmyślam o innych – podobno tutaj recenzowane dt1350 albo T51p. Właśnie dlatego trafiłem w tą dyskusję. No relacje ekwiwalencji albo tolerancji mają kilka podstawowych kolumn – inaczej niemożna na nich liczyć. Jeżeli DTX501p są uważane za gorsze od dt1350, jak możliwe opisywać dźwięk dt1350 w taki sposób? DTX501p uważam za świetne i lepsze od PX100, tutaj wygląda iż PX100 o wiele lepsze od dt1350… ponadto t51p są uważane też za „podobne co do kształtu” jak dt1350, tzn. w top linii Bayerdynamic a opinie maja ok. To jakoś nie daję sensu…

    Interesująca jest część gdy użytkownik „w końcu się w nich zakochał” i nie sprzedał. Może jest potrzebny „burn-in” kilkadziesiąt godzin? Widziałem w jednym przypadku ostrzeżenie nie słuchacz od razu, tylko kilka dni rozgrzewać…

    Dla pytających linki do recenzentów, które uważam za konsystentne ze swoimi doświadczeniami:
    http://www.headfonia.com/beyerdynamic-dt1350-death-to-the-hd25-1/ (ze znakiem zapytania 🙂
    http://www.innerfidelity.com/content/awesome-beyerdynamic-dt-1350
    http://theheadphonelist.com/headphone-review/beyerdynamic-dt1350/

    Opinie w amazon.com itp. trudno brać pod uwagę…

    Myrra

    (sorry za gramatykę, nie znam tyle polskiego…)

  7. Myrra pisze:

    Postanowiłem i tak zainwestować w DT 1350 – podobała mi się struktura ocen w krytykach, kosztowały sporo mniej od T51p (musiałem trochę forsy zostawić dla rodziny 😉

    Kiedy ich odpakowałem, poszukałem wspominanej tutaj Fragments of Freedom, mam ją tez w domu, jest to ładna płyta. Nie jest ona doskonała dźwiękowo, jak można stwierdzić na innym sprzęcie (lepiej jest z Big Calm), ale na pewno wystarczająca do pierwszego spojrzenia. Odświeżyłem sobie jej brzmienie przy pomocy DTX501p i nastąpiły surowe DT1350. I naprawdę… może guma z majtek to nie ścisła ocena, ale blisko. Tak ogólnie coś w rodzaju: ktoś zapomniał prawidłowo przykleić drutów, po lewej i nawet prawej stronie. Jak ktoś zanotował, pure midrange… …i niczego poza nim, dodaje.

    Nie mam problemów stwierdzić iż coś jest kiepskie, nawet kiedy zainwestowałem kupę forsy – z drugiej strony, mam dużo cierpliwości i uporu. W końcu samochodu tez się nie ocenia po 20km, nie? Z doświadczenia praktykuje 20 do 30K, nim powiem wyrok, bo wtedy już jest silnik w stanie pokazać swoich walorów.

    Więc postanowiłem słuchawki pozostawić pod prądem, taki typowy burn-in. I teraz nastąpiła interesująca część – już kilka godzin później było po prostu NIESAMOWICIE lepiej – i nie, nie wrobiłem sam siebie w balona, od czasu do czasu zamieniłem ich za DTX501p. Drugiego dnia powiedziałem sobie kiedy ich wetknąłem zamiast DT1350: o nie, znów aktywował się line-out zamiast portu słuchawkowego, wprost taki był odstęp w ich brzmieniu (i powtarzam, według mnie DTX501p to świetne słuchawki). Więcej i więcej można było słuchać, jak niedorobiony, telefoniczny, slaby i ogólnie leniwy dźwięk staje się lepszym – basów można szukać pod podłogą, góry zrelaksowane, dosłownie wszystko uległo zmianom, słuchawki podają dźwięki łatwiej i łatwiej. Nawet z ich ustawieniem na głowie jest trochę inaczej – trzeba poczekać kilka sekund nim one się dopasują, dopiero potem wrzucić muzykę (no mam nowszą facelifting version). I tak są one bardzo mocne dla głowy. Oczywiście świetnie odbudowana muzyka brzmi świetnie, kiepska muzyka i kiepski odtwarzacz brzmi kiepsko. Kiepska woda kiepskie piwo…

    Teraz, po nieomal dwóch tygodniach (i 150 godzinach burn-in), mogę świadomie stwierdzić, iż recenzje (jak https://ihavem.wordpress.com/2013/03/07/beyerdt1350-review/ albo http://www.head-fi.org/products/beyerdynamic-tesla-dt-1350/reviews/10988) są raczej akuratne – otóż ty, które posługiwały się słuchawkami już używanymi przez wiele godzin. Kiedy jest się ostrożnym, to można tego zauważyć (I borrowed them from…, I send mine to 'xyz’ for a review, itp.). Nawet Morcheeba jest mila do słuchania. Staram się zamieniać ich od czasu do czasu za inne słuchawki żeby głowie było łatwiej, no… po prostu nie mogę inaczej i znów ich zakładam, głowa prawie pęka od ścisku i rozumiem Tyllovi, kiedy on pisze: Man, I’m in love 😮

    Tak w końcu naprawdę można się śmiać, no czasami z siebie samego. I jak zawsze, traktować recenzje ze zdrowym sceptycyzmem (obejmując mojej 😉

    Myrra

  8. Stefan pisze:

    One też mają pewną cechę, trzeba je odpowiednio ułożyć na głowie/uszach, w moim przypadku magia pojawiała się
    gdy były ustawione lekko do tyłu prawie końcem wewnętrznej części pada dotykały otworu usznego.

  9. Myrra pisze:

    Chodziło mi raczej o rozwiązanie tej zagadki z opiniami – jeśli chodzi o dźwięk, jest wielu recenzji które określają go w moim zdaniu adekwatnie. I w końcu, jest na pewno lepiej spróbować (już burn-in ;-)) słuchawki zanim wydać tyle forsy. Na pewno nie są to relaksacyjne słuchawki do zachodu słońca i na pewno jest wiele wygodniejszych dla głowy – no szukałem jak najlepszych, raczej analitycznych, nadających się do telefonu komórkowego albo małego odtwarzacza, składnych i zarówno zamkniętych (i nie IEM, dodaje). Często podróżuje i z dzieciakami w domu trudno słuchać muzyki, niema czasu i niema spokoju 😉 I w tym sensie jestem bardzo zadowolony.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy