Recenzja: Beyerdynamic DT 1350

Brzmienie

Beyerdynamic_DT_1350_02

Wyjątkowy wygląd…

   Profesjonalne słuchawki mają swoje wymogi. Tak jak napisał producent, powinny być przede wszystkim rozdzielcze i zbalansowane. Pasmo nie powinno być podbite na skrajach czy uwydatnione pośrodku, tylko równe i całościowo czytelne. Nie musi być miło, nic nie powinno być złagodzone, natomiast całość powinna być jak równina w jasnym świetle południa – równa i doskonale widoczna.

Wiele słuchawek przypisuje sobie profesjonalne walory, toteż wydawać by się mogło, że w takim razie wszystkie one grać będą bardzo podobnie, podczas gdy wcale tak nie jest. Już tylko u samego Beyerdynamica mamy kilkanaście pozycji profesjonalnych do wyboru, z DT150, DT880 PRO i DT990 PRO na czele, i wszystkie one grają odmiennie a nie jednakowo. Już zatem w ramach jednej tylko firmy pojawia się spory rozrzut, w związku z czym całe to profesjonalne zadęcie nie okazuje się takie znowu profesjonalne. W dodatku prawdziwi profesjonaliści, gdy chodzi o rzeczywistą naturalność brzmieniową, jak pisałem w recenzji Grado GS-1000, zwykli wskazywać na Grado HP-1000 albo AKG K1000, podczas gdy praktyka nagraniowa to najczęściej jakieś niedrogie słuchawki zamknięte, takie by studio nie ponosiło zbyt wysokich kosztów. Wszystko to ma zatem dwa oblicza, które winniśmy uwzględnić. Pierwsze to fakt, że deklarowana tutaj profesjonalność jest nieco mniej poważna niż jej nazwa. Drugie, że mimo to ma jednak swoje wymogi, toteż winniśmy oczekiwać brzmienia nieco innego niż to od słuchawek audiofilskich. Weźmy zatem po trosze analogiczne słuchawki adiofilskie i uczyńmy sobie porównanie. Analogiczne, bo także nauszne i też na ulicę, a nieanalogiczne, bo o konstrukcji otwartej, zdecydowanie tańsze i właśnie audiofilskie a nie pro. Weźmy konkretnie Grado SR-60. Stanowiły będą punkt odniesienia i probierz ewentualnych różnic na kanwie tej profesjonalności.

Beyerdynamic_DT_1350_03

…i wyjątkowy komfort.

Kiedy zakładamy DT1350 i zaczynamy słuchać, coś nas uderza, co czyni słuchanie to niewygodnym, mimo iż same słuchawki są dość wygodne. Zaczynamy przeto się wiercić, najpierw w duchu, a potem majstrując przy muszlach. Dociskamy je, odsuwamy i wędrujemy z nimi po uszach. Wówczas to okazuje się, dlaczego było niewygodnie. Słuchawki DT1350 mają bowiem pewną szczególną i zaskakującą właściwość, są mianowicie niebywale wrażliwe na pozycjonowanie względem otworu słuchowego. W przypadku słuchawek wokółusznych tego rodzaju przypadłość nie jest możliwa, bo ucho stanowi naturalny punkt osadzenia. Można wprawdzie nieco wskórać gdy muszle są na tyle duże, że da się ich pozycję względem ucha nieco zmieniać, ale znacznie więcej można tu uzyskać zmianą odległości przetwornika od ucha poprzez podepchnięcie czegoś pod pady, tak by ucho zmieściło się całe pod nimi, a w efekcie przetwornik do niego się przybliżył. Potrafi to dawać bardzo znaczne efekty, czego najsilniej doświadczyłem z posiadanymi kiedyś Ultrasonami Edition9. (Znakomite słuchawki.) W odniesieniu do słuchawek nausznych tego rodzaju naturalna fiksacja pozycji nad uchem jednak nie występuje, toteż w dość znacznym zakresie możemy je translokować na powierzchni ucha. Przeważnie nie ma to dużego znaczenia i centymetr w tę czy tamtą nie robi większej różnicy, ale w odniesieniu do DT1350 jest to sprawa kluczowa. Już pozycja minimalnie tylko przesunięta ku tyłowi powoduje bowiem gwałtowny przyrost pogłosu i w efekcie diametralną zmianę dźwięku. To właśnie pogłosowe, nienaturalne brzmienie jest tym, co wywołuje w pierwszych chwilach słuchania brzmieniową niewygodę i poczucie dziwności wymieszanej z obcością. Tylko kiedy uważnie i dokładnie ulokować muszle centralnie nad otworami słuchowymi, brzmienie będzie naturalne, co bardzo łatwo można sprawdzić słuchając w Internecie jakiejś wypowiedzi bądź komentarza. Kawałeczek w tył i od razu jest pogłos. Nie zetknąłem się dotąd z czymś takim, z podobnego rodzaju uwydatnieniem pogłosowości na dystansie zaledwie paru milimetrów. Bardzo to o wszystkim decyduje i na wszystko wpływa, toteż bardzo na to trzeba uważać. Nie jest oczywiście tak, że kiedy założymy słuchawki nieuważnie i w efekcie z pogłosem, nie da się słuchać. Rzecz jasna da się, ale będzie to prezentacja niewątpliwie bardzo udziwniona. A kiedy założyć uważnie? Hmm…No, niestety, także normalnie nie będzie.

Beyerdynamic_DT_1350_04

Profesjonalny, słuchawkowy akrobata.

Potraktuję rzecz zbiorczo i tylko wymienię systemy na których słuchałem, odnosząc się do nich jedynie skrótowo i syntetycznie. Słuchałem Na Bursonie Conductorze pracującym jako DAC i jednocześni słuchawkowy wzmacniacz na bazie kabla USB i programu JPlay. Na Sonic Pearl z DAC FiiO E17 po kablach USB i RCA z wykorzystaniem normalnej konsoli systemowej Windows 7, 64 bit. Na wzmacniaczu słuchawkowym Heed Canalot, czerpiącym sygnał z Cairna, na smartfonie Samsunga i wreszcie na ASL Twin-Head spiętym z Accuphase DP-510. We wszystkich tych przypadkach, nawet przy starannym ustawieniu słuchawek nad otworem słuchowym, brzmienie było nienaturalnie pogłosowe i to w bardzo wydatnym stopniu. Znana z pogłosowości Audio-Technica ATH-W5000 w porównaniu była śpiewna i prawie wcale nie pogłosowa, a Grado SR-60 to już sama tylko melodia bez żadnego echa była. Rzecz dziwna, stosunkowo najmniej pogłosowe okazały się  DT1350 w zestawieniu z Heedem, który sam jest pogłosowy, a na następnych miejscach lokowały się ex aequo Burson i Sonic Pearl. Natomiast Twin-Head, ta nadzwyczaj na co dzień muzykalna lampa, podarowała DT1350 takie kwantum pogłosu i analityczności, że aż zbaraniałem. Lecz niezależnie od tego czy mniej, czy bardziej, za każdym razem i we wszystkich systemach wokale brzmiały na DT1350 jak ze studni i porównawczo te z Grado były naturalne, bezpośrednie i płynne. Bez żadnej pogłosowej aury, dudnienia, czy echa. Krótko mówiąc, jak z życia wzięte, a nie jak przepuszczone przez akustyczny procesor, mający przetworzyć dźwięk na postać pogłosowego udziwnienia. I o ile wypowiedzi czerpane z internetowych serwisów wypadały jeszcze w miarę naturalnie, to wszelkie produkcje muzyczne, mające z natury rzeczy podawać przekaz wzbogacony, wydobywały się z DT1350 w postaci nienaturalnej, tak jakby rolą tych słuchawek nie było odtwarzanie tylko przetwarzanie. Bez wątpienia przekaz bardziej fascynujący i urokliwy, poparty szerszym pasmem i bogatszą akustyką zaaranżowaną przez inżyniera dźwięku, bardziej im szkodził niż pomagał. Przynajmniej w mierze naturalności

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

11 komentarzy w “Recenzja: Beyerdynamic DT 1350

  1. Lord Rayden pisze:

    Przyznam,że ta recenzja kompletnie zbiła mnie z tropu. na podstawie dyskusji jakie prowadzimy na Forum MP3store o tych słuchawkach, aż tak zły obraz się nie wyłania :
    http://forum.mp3store.pl/topic/105581-beyerdynamic-dt1350-opinie-mile-widziane/

    Co więcej, jeden z forumowiczów, ktory je kupił i chciał sprzedać, nagle je pokochał i sobie zostawił… Choć szarpały go za włosy przy zdejmowaniu.
    Szkoda,że nie zbadałeś ich Piotrze z iPode, iModem, HiFImanem i jakimś portable wzmacniaczem słuchawkowym w stylu iBasso.

    1. Michal W. pisze:

      Skopiuję poniżej moją ocenę DT1350 sprzed prawie 2 lat.
      Konstrukcja słuchawek jest mniej więcej taka: bierzemy dwie jednorazowe filiżanki na kawę espresso, takie bez ucha, i łączymy wygiętą w łuk metalową taśmą perforowaną. Wewnętrzny brzeg taśmy oraz obrzeże kubków wyklejamy miękkim materiałem, np. podklejoną gąbką sztuczną skórą, żeby konstrukcja nie drapała uszu i głowy. Słuchawki są ledwie nauszne, prawie douszne z pałąkiem. Brzmienie ich nabiera sensu po właściwym postawieniu każdego z przetworników na uchu. W sumie tak właśnie należy nazwać tę operację, gdyż jak wiadomo – filiżanka może równie pewnie stać, co leżeć na boku. Ponadto trzeba sobie trafić wylotem z przetwornika na wlot do ucha. Jeśli tego nie zrobimy, odbierany dźwięk będzie monofoniczny.
      Brzmienie: na te kilka obecnych osób na meetingu, pierwsze zasłyszane w życiu kilka sekund muzyki z tych słuchawek, dwóch z nas nagrodziło spontaniczną salwą śmiechu. Jeden to byłem ja. Wziąłem upierdliwą płytę z trip hopem – Morcheeba “Fragments of Freedom”. Płyta ta fantastycznie odsiewa kiepskie źródła cyfrowe już na etapie odzyskiwania bitów z nośnika. Ale do rzeczy – jak się dobrze ułoży słuchawki na uszach, to zwraca uwagę świetna jak na takie kieliszki na pałąku holografia i rozpiętość sceny w pionie. Idealnie czarne tło pomiędzy instrumentami, dobry fokus. Średnica zalatuje lekko plastikiem, czy też telefonem. Góra OK, bo nie zwróciłem na nią uwagi. 😉 Bas – jest tylko niższy, dość przestrzenny, ale brak wyższego rejestru basu wraz z jego wibrato schładza przekaz do nieprzyzwoitego dla mnie poziomu, czyniąc materiał muzyczny nadającym się niemal wyłącznie do analizy formalnej. Dodatkowo taka równowaga basu powoduje, że instrumenty strunowe, zwłaszcza elektryczne, brzmią, jakby miały struny z gumy od majtek.

      Powyższe już wklejałem pod inną recenzją, ale odniosę się jeszcze do wypowiedzi Kolegi wyżej. Otóż iPodów jest modeli cała masa grających różnie i trzeba by napisać o który chodzi? iModów tyle odmian, ilu iModyfikatorów, samych polskich będzie z kilka, więc recenzja byłaby o jakimś szczególnym przypadku. Poza tym do portable dedykowane są słuchawki T50p, które wyglądają tak samo, tylko grają ponoć inaczej. Według statystyk forumowych, DT1350 są częściej tymi lepszymi według porównujących, więc nie wiem, czy chciałbym T50p kiedykolwiek usłyszeć. 😉
      Dodam jeszcze, że gdyby Sennheiser PX200-II kosztował tyle samo co DT1350 (obojętne ile), to bym każdemu radził wziąć Sennheisery, nie tylko do portable. Za około 1000zł można mieć na przykład DT770 Edition 32 omy od tego samego producenta co DT1350. Jakby nie kombinować, nie ma DT1350 za co pochwalić.

    2. Piotr Ryka pisze:

      Miałem ich słuchać z iPhone, ale pies mi się ciężko rozchorował i nie starczyło czasu pojechać do kogoś kto miał mi go pożyczyć. Tak to w życiu jest, że nie wszystkie plany udaje się zrealizować. Zarówno Appla jak i HiFiMAN’a prosiłem o udostępnienia na pewien czas odtwarzaczy przenośnych i obie firmy, a ściślej ich polscy dystrybutorzy, odmówiły. No to w recenzjach nie figurują. Skoro tak wolą, ich sprawa. Widać reklama im zbędna.

  2. Lord Rayden pisze:

    – Michale – iMod zrobiony z 5G. jedynie słuszny. Wiec nawet nie pisałem dokładnie ;).

    – Nie wiem czy chciałbyś słuchac t50p ;). Dla mnie są one extra i spodziewałem się,że DT130 je uzupełnią (portable – w domu korzystam z AKG K550) 770 32 omy wyglądają tak samo jak 770 80 omów. Nie nadają się na ulicę !!!

    Ogólnie jak zwykle HiFiPhilosphy wrzuca kij w mrowisko ;), jak kamień wzbudza kręgi na wodzie i pobudza do dyskusji… Są kontrowersje, jest o czym rozmawiać. To dobrze.

  3. Lord Rayden pisze:

    A zamiast PX-200 II polecam jednak BD DTX501p. :). Chyba jeszcze niezauważone a są świetne.

  4. Przemek pisze:

    Sluchalem tych sluchawkek z odtwarzaczem przenosnym Hifiman i musze przyznac ze trudno mi bylo uwierzyc po odsluchu w to ile kosztuja.
    Podobnie pewnie kosztuje Denony 600.Choc sluchalem tylko 71000 przypuszczam ,ze te 600 nie pozostawia na Bajerach suchej nitki.

  5. mar.s pisze:

    Denony rzeczywiście kosztuja podobnie i jest wysoce prowdopodobne że zagrają dużo lepiej ,ale ten rozmiar.Jeżeli to by miały być słuchawki stacjonarne to owszem ,ale nie czuł bym się komfortowo chodząc z d600 po ulicy.

  6. Myrra pisze:

    Hmmm… coś jest nie tak. Albo ze słuchawkami, albo recenzjami. Aktualnie posiadam DTX501p i rozmyślam o innych – podobno tutaj recenzowane dt1350 albo T51p. Właśnie dlatego trafiłem w tą dyskusję. No relacje ekwiwalencji albo tolerancji mają kilka podstawowych kolumn – inaczej niemożna na nich liczyć. Jeżeli DTX501p są uważane za gorsze od dt1350, jak możliwe opisywać dźwięk dt1350 w taki sposób? DTX501p uważam za świetne i lepsze od PX100, tutaj wygląda iż PX100 o wiele lepsze od dt1350… ponadto t51p są uważane też za „podobne co do kształtu” jak dt1350, tzn. w top linii Bayerdynamic a opinie maja ok. To jakoś nie daję sensu…

    Interesująca jest część gdy użytkownik „w końcu się w nich zakochał” i nie sprzedał. Może jest potrzebny „burn-in” kilkadziesiąt godzin? Widziałem w jednym przypadku ostrzeżenie nie słuchacz od razu, tylko kilka dni rozgrzewać…

    Dla pytających linki do recenzentów, które uważam za konsystentne ze swoimi doświadczeniami:
    http://www.headfonia.com/beyerdynamic-dt1350-death-to-the-hd25-1/ (ze znakiem zapytania 🙂
    http://www.innerfidelity.com/content/awesome-beyerdynamic-dt-1350
    http://theheadphonelist.com/headphone-review/beyerdynamic-dt1350/

    Opinie w amazon.com itp. trudno brać pod uwagę…

    Myrra

    (sorry za gramatykę, nie znam tyle polskiego…)

  7. Myrra pisze:

    Postanowiłem i tak zainwestować w DT 1350 – podobała mi się struktura ocen w krytykach, kosztowały sporo mniej od T51p (musiałem trochę forsy zostawić dla rodziny 😉

    Kiedy ich odpakowałem, poszukałem wspominanej tutaj Fragments of Freedom, mam ją tez w domu, jest to ładna płyta. Nie jest ona doskonała dźwiękowo, jak można stwierdzić na innym sprzęcie (lepiej jest z Big Calm), ale na pewno wystarczająca do pierwszego spojrzenia. Odświeżyłem sobie jej brzmienie przy pomocy DTX501p i nastąpiły surowe DT1350. I naprawdę… może guma z majtek to nie ścisła ocena, ale blisko. Tak ogólnie coś w rodzaju: ktoś zapomniał prawidłowo przykleić drutów, po lewej i nawet prawej stronie. Jak ktoś zanotował, pure midrange… …i niczego poza nim, dodaje.

    Nie mam problemów stwierdzić iż coś jest kiepskie, nawet kiedy zainwestowałem kupę forsy – z drugiej strony, mam dużo cierpliwości i uporu. W końcu samochodu tez się nie ocenia po 20km, nie? Z doświadczenia praktykuje 20 do 30K, nim powiem wyrok, bo wtedy już jest silnik w stanie pokazać swoich walorów.

    Więc postanowiłem słuchawki pozostawić pod prądem, taki typowy burn-in. I teraz nastąpiła interesująca część – już kilka godzin później było po prostu NIESAMOWICIE lepiej – i nie, nie wrobiłem sam siebie w balona, od czasu do czasu zamieniłem ich za DTX501p. Drugiego dnia powiedziałem sobie kiedy ich wetknąłem zamiast DT1350: o nie, znów aktywował się line-out zamiast portu słuchawkowego, wprost taki był odstęp w ich brzmieniu (i powtarzam, według mnie DTX501p to świetne słuchawki). Więcej i więcej można było słuchać, jak niedorobiony, telefoniczny, slaby i ogólnie leniwy dźwięk staje się lepszym – basów można szukać pod podłogą, góry zrelaksowane, dosłownie wszystko uległo zmianom, słuchawki podają dźwięki łatwiej i łatwiej. Nawet z ich ustawieniem na głowie jest trochę inaczej – trzeba poczekać kilka sekund nim one się dopasują, dopiero potem wrzucić muzykę (no mam nowszą facelifting version). I tak są one bardzo mocne dla głowy. Oczywiście świetnie odbudowana muzyka brzmi świetnie, kiepska muzyka i kiepski odtwarzacz brzmi kiepsko. Kiepska woda kiepskie piwo…

    Teraz, po nieomal dwóch tygodniach (i 150 godzinach burn-in), mogę świadomie stwierdzić, iż recenzje (jak https://ihavem.wordpress.com/2013/03/07/beyerdt1350-review/ albo http://www.head-fi.org/products/beyerdynamic-tesla-dt-1350/reviews/10988) są raczej akuratne – otóż ty, które posługiwały się słuchawkami już używanymi przez wiele godzin. Kiedy jest się ostrożnym, to można tego zauważyć (I borrowed them from…, I send mine to 'xyz’ for a review, itp.). Nawet Morcheeba jest mila do słuchania. Staram się zamieniać ich od czasu do czasu za inne słuchawki żeby głowie było łatwiej, no… po prostu nie mogę inaczej i znów ich zakładam, głowa prawie pęka od ścisku i rozumiem Tyllovi, kiedy on pisze: Man, I’m in love 😮

    Tak w końcu naprawdę można się śmiać, no czasami z siebie samego. I jak zawsze, traktować recenzje ze zdrowym sceptycyzmem (obejmując mojej 😉

    Myrra

  8. Stefan pisze:

    One też mają pewną cechę, trzeba je odpowiednio ułożyć na głowie/uszach, w moim przypadku magia pojawiała się
    gdy były ustawione lekko do tyłu prawie końcem wewnętrznej części pada dotykały otworu usznego.

  9. Myrra pisze:

    Chodziło mi raczej o rozwiązanie tej zagadki z opiniami – jeśli chodzi o dźwięk, jest wielu recenzji które określają go w moim zdaniu adekwatnie. I w końcu, jest na pewno lepiej spróbować (już burn-in ;-)) słuchawki zanim wydać tyle forsy. Na pewno nie są to relaksacyjne słuchawki do zachodu słońca i na pewno jest wiele wygodniejszych dla głowy – no szukałem jak najlepszych, raczej analitycznych, nadających się do telefonu komórkowego albo małego odtwarzacza, składnych i zarówno zamkniętych (i nie IEM, dodaje). Często podróżuje i z dzieciakami w domu trudno słuchać muzyki, niema czasu i niema spokoju 😉 I w tym sensie jestem bardzo zadowolony.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy