Audio Video Show 2020

Inauguracja

   Marudzący o zastoju i przejściu w rutynę imprezy pod szyldem Audio Video Show w tym roku nie mają prawa narzekać. Na kanwie ogólnej przygotowania do niej miały początek już w marcu, a uroczysta inauguracja odbyła się 22 października, czyli ponad dwa tygodnie wcześniej, niż początkowo zakładano. Także przebieg i czas trwania są diametralnie różne – zdecydowanie intensywniejsze i dłuższe – a na frekwencję i ogólnokrajowy zasięg absolutnie nie można narzekać. Zmienił się też patronat. W miejsce skromnej i całkowicie prywatnej osoby Adama Mokrzyckiego przechwyciły go władze państwowe – adaptacją Stadionu Narodowego zajęła się Kancelaria Premiera i Ministerstwo Zdrowia, a otwarciem i nagłośnieniem sam Trybunał Konstytucyjny. To wszystko przy bardzo silnym wsparciu krajowym i międzynarodowym – aż z Chin przybył organizator scenerii, wirus Covid-19, a z współorganizatorów krajowych na szczególne wyróżnienie zasługują Komitet Inicjatywy Ustawodawczej „Stop Aborcji” na czele z Kają Godek i Ogólnopolski Strajk Kobiet na czele z Martą Lempart. Zważywszy, że na czele Trybunału konstytucyjnego zasiada Julia Przyłębska, między bajki możemy włożyć teorie o niskim zaangażowaniu kobiet w zdarzenia audio-wizualne.

Tyle ironicznego wstępu, przyjrzyjmy się sprawie na poważnie.

Epidemia się wlecze

Epidemii, pośród której w tym roku gramy, poświęciłem artykuł z kwietnia; pół roku zbiegłe od tamtej pory w najmniejszym stopniu nie naruszyło zawartych w nim spostrzeżeń, uzupełniając wiedzą, że wirus sam się nie wycofał, szczepionka ani skuteczne leki też szybko nie powstały, a gospodarka wciąż kuleje, wdawszy się w komplikacje etyczne.

– Puścić na żywioł i pozwolić słabszym umierać, czy kosztem całościowym próbować ich obronić?

Dowiedzieliśmy się też, że tolerancja dla etycznych postaw ma się już ku końcowi: właściciele lokali gastronomicznych, siłowni, zakładów kosmetycznych i wszystkich innych miejsc zarobkowania narażonych na duże straty pomimo akcji pomocowej Ministerstwa Finansów już stracili cierpliwość i domagają się puszczenia sytuacji na żywioł; ich zdaniem wygimnastykowani, posileni restauracyjnym menu, modnie ostrzyżeni, wymalowani i wytatuowani umierać będziemy rzadziej, a jak już, to szczęśliwsi.

Rolnicy dołączają

Do grona protestujących dołączyli z innych powodów rolnicy, wg których cierpienia zwierząt to żaden argument w porównaniu z ich dochodami, tańszą żywnością oraz korzyściami płynącymi z noszenia futer i zaspokajania potrzeb religijnych w krajach nam obcych kulturowo i bez ogródek barbarzyńskich, ale dobrze płacących. W tej mierze otrzymali wsparcie od publicystów zwących siebie liberalnymi w wymiarze ekonomicznym (samo określenie ma znaczenie szersze i zastępuje teraz dawniejsze stygmaty słusznościowe, typu „postępowy”, „naukowy”, „przyszłościowy”, „klasowy” itp.) Odnośnie tych ekonomicznych liberałów, to najgłośniejsi okazali się wygramoleni jazdą na swej pisaninie z biedy (skądinąd bardzo chwalebne) i skutkiem tego przekonani, że na wszystkim lepiej się znają – wszystko wiedzą najlepiej, bo przecież zarobili… Zwyczajem ludzi bogatych, a już szczególnie świeżo wzbogaconych, porosło to towarzystwo zamożnościowym tłuszczem, przez który szamotanina norek w klatkach i ryk krów powoli zabijanych wykrwawianiem na pewno się nie przebije. Bo czymże są w porównaniu z uśmiechem żonki i jej łechtaniem mężusia po jąderkach, kiedy dostała nowe futro. Poza tym, ta wyjściowa ekonomia… Ileż my na tym zyskujemy, to się liczy w miliardach. Fakt, to jest dochodowe. Skumani z zagranicznymi odbiorcami z dzikich krain pośrednicy zarabiają ogromne kwoty na futerkowych oraz bydle i drobiu z rytualnego uboju; pracujący dla nich rolnicy bez porównania mniej, lecz trochę. Ich  prawdziwy problem nie polega jednak wcale na ewentualnej niemożności czerpania zysków z uboju rytualnego i futerkowych – tkwi w tym, że nie osiągają zysków z normalnej hodowli trzody i drobiu, skutkiem zaniżanych poniżej kosztów produkcji cen skupu. (Zmowy producentów pasz i ubojni, polityka hipermarketów i antyhodowlana postawa decydentów Unii Europejskiej.) Nie jest na te wyniszczające zniżki radą kolejny wymiar barbarzyństwa – trzymanie kur i świń w ogromnym zagęszczeniu. Ta próba obniżenia kosztów jednostkowych naraża je jedynie na większy stres, stanowiąc przyczynę dodatkowych chorób; hodowcy i tak nie pomaga, bo ceny są za niskie dla jakichkolwiek warunków hodowli. Tak więc, mój ty liberalny redaktorzyno – o czym piszesz nie mający pojęcia – weź ty się lepiej do pisania o tym, o czym pojęcie jakieś masz, albo w nieznanym sobie temacie wcześniej się doinformuj.

Puszczać na żywioł, czy moderować?

Tym samym także w domenie rolniczej zjawia się nasz dylemat moralny: puszczać na żywioł, czy moderować? W sumie nazbierało się tej etyki trochę:

– Pozwolić epidemii pozabijać najsłabszych, a gospodarce kwitnąć, czy bronić babć i dziadków, także tych osłabionych inną chorobą i tych obarczonych gorzej funkcjonującą odpornością? – Pozwolić norkom, lisom, jenotom miotać się całe krótkie życie w zbrodniczo ciasnych klatkach i razić je na koniec prądem w odbyt, by zabijając nie uszkadzać futer? – Tuczyć gęsi aż po skonanie z przetłuszczenia wątroby? – Zabijać bydło, owce, drób powoli przez wykrwawianie, bo tak nakazują religie muzułmańska i judaistyczna? – Pozwalać na fermach produkować żywiec drobiowy i wieprzowy w barbarzyńskim stłoczeniu, przymykając oczy na łamanie martwych przepisów, by potem mięso mogło być w sklepach tańsze niż ogórki kiszone, gwarantując społeczny spokój?  – To czemu w takim razie zakazujemy działań jeszcze opłacalniejszych? Historia, teraźniejszość i wyobraźnia podsuwają, że handel żywym towarem i stręczycielstwo, produkcja i dystrybucja narkotyków, powszechny dostęp do broni palnej, handel organami do przeszczepów i dziećmi do adopcji, środkami dopingującymi, lekami bez recept, toksynami, danymi personalnymi, chronionymi gatunkami roślin i zwierząt, też prostytucja dziecięca – to wszystko byłaby działalność ogromnie dochodowa. Czy nasi liberalni publicyści, tak gorąco optujący za pracą innych w niedzielę i traktowaniem zwierząt bez cienia choćby litości byliby także za tym? Zapytałem o to redaktora Warzechę, w odpowiedzi usunął wpis. Tacy to są liberałowie, tacy wszystkiego znawcy –  te gryzipiórki-dorobkiewicze, którym pieniądz nie śmierdzi.

Trzy konteksty etyczne i jedna wspólna chryja

Dobrze, mamy już szersze tło i dwa konteksty etyczne – epidemiczny i rolny. Pora na trzeci taki, najbardziej spektakularny i głośny. Trybunał Konstytucyjny ustami Julii Przyłębskiej na wniosek Kai Godek et consortes Católicos zawyrokował, że aborcja dokonana z przyczyny wad genetycznych płodu, lub jakichkolwiek innych powodujących jego uszkodzenie bądź niestuprocentową wartość biologiczną, jest sprzeczna z Konstytucją. Koniec. Jeżeli ci, którym się wydawało, że w obliczu obostrzeń pandemicznych, w tym zakazu zgromadzeń, rzecz odbije się mniejszym echem niż w warunkach normalnych, to trudno o lepszy przykład słuszności powiedzenia: „Chytry dwa razy traci”. Ryk się poniósł straszliwy i rzesze nasto, dwudziesto latków znudzonych brakiem szkoły i wszelkich wspólnych uciech, wyległy na ulice. W towarzystwie nielicznych starszych, wśród nich zawodowych rewolucjonistów, oraz całej polityczno-społecznej menażerii (także tej opłacanej z zagranicy), zainteresowanej przejęciem władzy. No bo kiedyż, do diaska, wrócą do władzy „nasi” – z nimi posady, dofinansowania, dotacje!? Też żeby jeszcze koniecznie zupełnie „wolne” były sądy! – żebyśmy dalej byli bezkarni. Bośmy są szczerzy demokraci z najbardziej demokratycznej koterii, tak sama Unia powiada!

O co szło Kaczyńskiemu?

Czy to Kaczyński przewidział, czy to przez niego rozpoznanie bojem? Jeżeli tak, to już wie, jak silnych ma przeciwników i jak słaby jest Katolicki Kościół. Te godne pożałowania jęki zestrachanych parafian o policyjną ochronę… Wyobrażacie sobie, co by było, gdyby jeszcze dwadzieścia lat temu ktoś chciał napadać na kościoły? Tacy byliby w mgnieniu oka rozgromieni przez rzesze oburzonych wiernych. Ale dzisiaj to prawie same babuleńki i kilku starych dziadków – katolicyzm przeszedł w formę przetrwalną na bazie posiadanych dóbr i obrządkowości dochodowej: chrztów, pierwszych komunii, ślubów i pogrzebów. Kto tam dziś jeszcze serio wierzy w przekaz Nazarejczyka?  Wyrażając się po heglowsku: teza przepoczwarzyła się w antytezę – skarby ducha zamieniono na dobra doczesne. Te, co to przez nie do Nieba nie trafisz, tak jak wielbłąd przez ucho igielne. Ale – who care? Jakie niebo? Co jest dziś na kolację?

Nie tak prędko

Walczący wściekle od lat z Kościołem czytelnicy Gazety Żydowskiej (prawdziwa nazwa ujawniona niechcący przez panią redaktor Bikont) niech się jednak zbytnio nie cieszą pośród zuchwale rzucanych bluzgów (nareszcie można ściągnąć maski, nareszcie można spuścić gacie!), bo z kolei wg pana Newtona akcja wywołuje reakcję, więc atak na chwiejący się Kościół przynajmniej na czas jakiś go wzmocni; przysporzy gorliwszych wyznawców oraz kapłanów wciąż bardziej w Boga niż drugie danie z deserem wierzących. Wie także pan Kaczyński z jaką dziczą ma do czynienia, jaką jest pokolenie urodzone w XXI wieku. Jak bardzo cała oświata po 1989-tym poszła na czerwone mydło. To wszystko jednak teatr i zmagania doraźne, a my musimy spojrzeć w sedno, wszak filozofia naszą gwiazdą.

Jak to naprawdę jest, naprawdę o co chodzi?

– Jak to naprawdę jest z tym przerywaniem ciąży, dokoła czego tyle krzyku?

Od razu powiem to, do czego niżej będziemy zmierzać cierpliwą ścieżką analizy: – Nie ma dobrego rozwiązania tej nurtującej kwestii.

Rozpieszczeni wygodą życia – mniejszą czy większą, ale jakąś – ludzie przywykli się spodziewać w każdej sprawie dobrych rozwiązań. Tymczasem samo życie zmierza do złego zakończenia – starość i śmierć to zły finał. Dwie na to wydumano rady: starszą – potem do Nieba i życie wieczne; nowszą – o tym lepiej nie myśleć i bawić się póki można.

– Popatrzcie, jak to się plącze: Ta dawna próba wydobycia z życiowej katastrofy – obejścia nieuniknioności śmierci – zderzyła się czołowo z wygodą doraźniejszą, pragnieniem przerywania niepożądanych ciąż. Zaskakujący konflikt interesów, mimo zmierzania w tę samą stronę. Zarazem zasadnicza sprzeczność i stojący za nią dylemat: – życie jest cenne, czy nie cenne? Wg różnych ideologii: neoliberalnej (tym razem już całościowo), postmarksistowskiej, satanistycznej, także postulatu życiowej wygody i zwyczajnej, bezrefleksyjnej myślowej nędzy, życie niechcianego płodu należy przerwać bez oglądania się na tego płodu cierpienia oraz ewentualne konsekwencje w życiu psychicznym matki. Sama, albo pod presją otoczenia – nieważne! – jak chce przerywać, przerywamy. Dyskusje toczą się jedynie odnośnie okresu życia płodowego, na którym to jeszcze możliwe. We Francji do samego końca ciąży, byle pod jakimś pretekstem – jakkolwiek wykombinowanym zagrożeniem dla zdrowia nosicielki lub niedoskonałością płodu. Odnośnie płodów bez zarzutu i matek na nic nie narażonych poza przykrością bycia matką, najbardziej postępowa byłaby Holandia, ale jest jeszcze Kanada. W krajach tych zabronione wprawdzie ciągle ludożerstwo, ale już można zabijać dzieci w łonach matek – w Holandii mające dwadzieścia dwa tygodnie, czyli będące w wieku, w którym przeżywają najwcześniejsze wcześniaki, w Kanadzie jeszcze starsze. Odnośnie tego zjawia się interesujący kontekst w ramach naszego krajowego Show, bowiem współorganizatorki z ramienia Ogólnopolskiego Strajku Kobiet szermują hasłami: „Wolna aborcja!” i „Aborcja bez granic!” Przy czym nie jest do końca jasne, czy rozumieją przez to zabijanie bez żadnych ograniczeń i żadnych wskazań poza ochotą do ostatniego dnia ciąży, czy może coś innego? Zakładam, że raczej to pierwsze, sądząc po ich mordeczkach i towarzyszących emocjach, ale może się mylę. No ale chyba nie, bowiem niejaki Kasprzak, z wyboru Ogólnopolskiego Strajku Kobiet doradzający „ekspert”, był łaskaw na wizji grzdyknąć, że też w dziewiątym miesiącu. (Czy za takie coś nie powinni wsadzać, to nie jest apel o ludobójstwo?)

Zanim przejdę do rozstrzygania istoty sporu i w tym kontekście rozsądzenia alternatywy: „usuwamy zlepek komórek”, czy „zabijamy człowieka”, rzut oka na przyrodę.

Ta, mówiąc krótko, się nie cacka. Sam fakt starzenia i umierania, plus to, że aby podtrzymać swoje musimy cudze życia zjadać, daje jasną wykładnię: życie nie jest dla przyrody świętością. Czy jest tylko epifenomenem – przypadkiem zaistniałym w ewolucyjnym cyklu gwiazd i otaczających planet, gdzie, tak nawiasem, te gwiazdy są trzecią albo czwartą generacją[1], dzięki czemu okrążające je planety mają zasoby pierwiastków ciężkich od żelaza rozpoczynając, co się wydaje koniecznością dla życia o ziemskich formach – tego ocenić nie sposób. Nie sposób, ponieważ jest też druga strona medalu: rola obserwatora w procesie redukcji funkcji falowej; wyrażając się naukowo – tzw. dekoherencja. Nie ma też żadnych poza logicznymi argumentów odnośnie istnienia życia poza naszą planetą, ale o tych logicznych porozmawiamy kiedy indziej. W tej sytuacji, niezależnie od wegańskich wzmożeń, zmuszeni jesteśmy niszczyć życie aby podtrzymać własne, przynajmniej do momentu, kiedy posiądziemy metabolizm roślinny, i to nie w stylu rosiczki. Czynnikiem komediowym sytuacji jest głoszenie przez te same osoby postaw maksymalnie wegańskich – z myślą przewodnią nie krzywdzenia zwierzą, nawet owadów, ryb, robaków –  przy jednoczesnej zgodzie na aborcję w odniesieniu do ludzi. Glista zatem godna ochrony i nawet krówki nie należy doić, ponieważ ją to męczy, a małego człowieczka, byleby jeszcze w brzuchu matki, można kroić żywcem na części, traktować hakiem i wyssać. Trzeba mieć łeb jak feministka, żeby to obok siebie zmieścić, czego nie podejmuję się wyjaśnić. Chociaż… a może się podejmę? Wyjaśnieniem może być „zespół furii niechcianej ciąży”. Tak to sobie roboczo nazywam, bywałem tego świadkiem. Kobieta nie chcąca zajść w ciążę, na wieść, że jednak zaszła, potrafi popaść w amok i nie liczyć się z niczym. Puszczają wszelkie hamulce, etyka całkowicie znika. Liczy się tylko jedno – „nie być!” Jedne to mają za sobą, inne to przeczuwają, jedne i drugie chcą mieć gwarancję, że jakby coś, to won!

Na dobrą sprawę nie ma w tym nic dziwnego, to naturalna postawa obronna. Tyle, że skierowana w zaskakującą stronę – przeciwko podtrzymaniu życia. Ale to nie jedyne zaskoczenie odnośnie tego zjawiska. Życie to najbardziej skomplikowany proces we Wszechświecie, o jakim nam wiadomo; bardziej skomplikowany tylko cały Wszechświat. Póki co też zjawisko niewytłumaczalne – nikomu nie udało się odtworzyć w kompletny sposób jego genezy, tym bardziej w sposób sztuczny wywołać. Wiemy tylko, że jest to usadowione w strumieniach dyssypacji samorzutne agregowanie a nie rozpraszanie energii, charakteryzujące się skomplikowaną strukturalnością o względnie trwałym charakterze oraz zdolnością namnażania.

Nasz problem dotyczy dwóch ostatnich cech, ściślej – konfliktu między nimi. Życie to bowiem nieustający konflikt powodowany dążnością do podtrzymania siebie w zagrażających warunkach. Ogromna ilość czynników składa się na możliwość życia jakie znamy, każdy sine qua non. Ochrona przed kosmicznym promieniowaniem, odpowiednie ciśnienie otaczających gazów (zwanych skrótowo atmosferą), nieustająca pośród nich obecność tlenu w przypadku zwierząt lub dwutlenku węgla dla roślin, dostęp do wody, cukrów i białek (zwierzęta) albo wody i światła (rośliny), określony przedział temperatury, nieobecność rozlicznych toksyn. Długo można jeszcze wyliczać warunki życiu niezbędne i ich skomplikowane zależności, ale generalna zasada jest jedna – życie chce trwać. Każdy żywy organizm posiada oprogramowanie i narzędzia temu nadrzędnemu celowi służące, co wtrąca w zasadniczy konflikt nie tylko z otoczeniem, ale i samym sobą. Każdy żywy organizm jest bowiem czasowo ograniczony; nawet jeżeli, jak bakteria, rozmnaża się przez całkowity podział, albo, jak stułbia, nie podlega procesowi starzenia, nie będzie istniał równie długo, jak jego środowisko – zastąpią go w łańcuchu życia organizmy potomne lub inne. Wymierają osobniki, wymierają całe gatunki, czasami całe ich gromady, niemniej program doraźny to trwanie, trwanie za wszelką cenę. Ten program pozostaje w paradoksalnym konflikcie z programem rozmnażania; i jest to konflikt tym większy, im w ramach danego gatunku osobnik rodzicielski więcej musi dać z siebie dla przedłużenia w potomstwie. Tak się składa, że homo sapiens należy do tych, które dają najwięcej, toteż w przypadku jego samic ofiara jest szczególna. Dziewięć miesięcy noszenia w brzuchu oznacza od połowy szybko rosnącą deformację i postępującą bezbronność, zakończone męką rodzenia nie pozbawioną groźby śmierci[2]. Przechodzącą natychmiast w wieloletni, niewiele mniej męczący (w dwóch pierwszych latach nawet bardziej) proces sprawowania opieki. By się samica z tym godziła i by się na to godził samiec za ciążę odpowiedzialny, nad tym czuwa program o nazwie instynkt macierzyński, a szerzej instynkt rodzicielski. Jeżeli zatem dana osobniczka ten instynkt posiada słaby, program ochrony własnego życia bierze górę i może dojść do wspomnianego stanu furii niechcianej ciąży. „To w brzuchu” jest postrzegane wyłącznie jako zagrożenie – ruina dotychczasowej egzystencji, która zdecydowanie bardziej się podoba od wizji bycia matką. (Lub matką raz kolejny.) Reakcją pragnienie natychmiastowego powrotu do stanu poprzedniego, bez oglądania na cokolwiek. Na tym bazują kliniki aborcyjne i powiązane z nimi programy polityczne szermujące ich dostępnością, to w slangu polityczno-kulturowym zwie się teraz nowoczesnością. Z uwagi na rosnącą wygodę życia – stały progres dostępnych uciech – program instynktu rodzicielskiego coraz częściej przegrywa z programem podtrzymania życia, aborcji coraz więcej.

Już bardzo się pokomplikowało skutkiem tych przeciwbieżnych trendów, ale rzecz skomplikowana jest jeszcze bardziej; jest jeszcze jedna ważna komplikacja w ramach czerpania przyjemności z życia. By ciąża w ogóle zaistniała w przypadku rozmnażania płciowego, musi zadziałać wcześniej „program przyjemności kreacji”. To wyjątkowo popularne oprogramowanie, stale będące w akcji, którego naturalną przewrotnością musimy się przez chwilę zająć. U samca działa on inaczej, charakter mniej ma racjonalny i celowy, ponieważ samica w ostateczności może wychować potomstwo sama, a samiec sobie odfrunąć. (U wielu gatunków jedyna opcja.) Samica jest zatem średnio biorąc ostrożniejsza – poszukuje partnera gotowego współdziałać dłużej niż do wytrysku nasienia. Aczkolwiek szeroki wybór środków zapobiegawczych osłabił tę strategię, w niektórych kręgach kulturowych stało się nawet modą bycie samicą na wzór samca. (Kobiety generalnie samcom zazdroszczą – siły, wynalazczości, swobody bycia, nie zachodzenia w ciążę.) Program przyjemności kreacji ma w rozwinięciu do drugiego rzędu nie tylko doprowadzić do zapłodnienia, ale też trwale związać samca z samicą jako dostarczycielką przyjemności. Problem w tym, że większa teraz dostępność samic osłabia tę strategię, o przyjemność łatwo od innej. Po stronie samicy także aktywuje się czynnik anty, jeżeli ta samica przywykła do posiadania więcej niż jednego partnera i nie ma ochoty z tym kończyć. A nawet kiedy woli jednego wybranego, z którym wiąże ją uczuciowo więcej niż satysfakcja z kopulacji, to ciąża z natury nie sprzyja obcowaniu płciowemu także i w trwałym związku. Na niemały dodatek psuje samozadowolenie z akceptacji własnego ciała i mnoży codzienne trudności, tak więc program przyjemności kreacji działać może dwukierunkowo – w jednej roli prowokuje do ciąży, w drugiej stymuluje przerwanie. Zarazem w pierwszej bardziej jest przebiegły, dając największą radość w chwili największej płodności. Można zatem przewrotnie powiedzieć, że chytrze też antycypował tabletki antykoncepcyjne, których działanie likwiduje owe najmilsze chwile, unicestwia najwyższą przyjemność. Tym samym rozwidlenie na kolejny dylemat: tabletki zapobiegają ciąży z niemal stuprocentową pewnością, ale z tą samą zabijają także największą rozkosz. (Z Przyrodą wygrać nie tak łatwo, ma większe doświadczenie.)

Rzecz jasna zjawisko niechcianej ciąży nie zawsze przybiera postać furii. Może być i najczęściej bywa długotrwałym zmaganiem programów o różnym stopniu intensywności. Wynik nie musi być z góry przesądzony, czasami program rodzicielski wygrywa wbrew początkowym oporom. O wiele jednak o to trudniej w sytuacji świadomości rodziców odnośnie niepełnej wartości płodu. Ten nowo zaistniały stan poznawczy, tyczący kiedyś wyłącznie za młodych lub za starych samic oraz ciąż kazirodczych i z niechcianym partnerem, to wynik badań prenatalnych. Te można jednak przeprowadzać dopiero po dziesięciu tygodniach od zapłodnienia, co wyklucza w miarę komfortowe etycznie pozbywanie się płodów dysfunkcyjnych (i pozostałych) na najwcześniejszym etapie. (Układ nerwowy płodu zaczyna się formować już w trzynastym dniu ciąży.) Powstaje w tej sytuacji konflikt na linii życie rodziców, życie dziecka. Aborcja zaawansowanego rozwojowo płodu, posiadającego już zdolność odczuwania bólu, staje pod uczuciowym i rozumowym znakiem zapytania; podobny znak powstaje w następstwie refleksji nad tym, że życie osób niepełnosprawnych jest przecież jednak życiem – dla nich samych jedynym i całkowicie bezcennym. Nie można przy tym z góry przewidzieć, czy niepełnosprawny osobnik bardziej swe życie będzie cenił, czy bardziej nim pogardzał. Efektem znów dylemat. O wiele prostsza sytuacja ma miejsce, gdy deformacja płodu przybiera postać katastrofy – ma się narodzić forma niezdolna do podtrzymania życia. Sam instynkt wtedy nakazuje tego z brzucha się pozbyć; ten paraludzki twór nie zasługuje na udrękę kobiety zmuszonej go donosić. Jednakże diabeł nie śpi – i jak zawsze w szczególe. Znacznie mniej oczywista zachodzi sytuacja, gdy dziecko nie ma szansy przeżyć, lecz nie dlatego, że nie wykształciło ludzkiej postaci, a tylko ma dysfunkcję pojedynczego organu – płuc, nerek itp. To rzeczywiste dziecko, czująca istota o ludzkiej formie, chociaż do życia zdolna jedynie krótką chwilę. Móc raz spojrzeć na nią przed śmiercią, czy zawczasu się pozbyć? Sprawić temu nieszczęściu pogrzeb, czy je wylać do zlewu?

Reasumując – cała armia konfliktów i żadnych odpowiedzi. Zabijać, nie zabijać? Ważniejsze życie dziecka, czy komfort życia matki? A jeśli już zabijać, to mianowicie do kiedy – czyli wśród jakich cierpień? Czy prawie niedostrzegalnych, jak u małego zarodka, czy średnich u zaawansowanego płodu, czy może całkiem już bez zahamowań – cierpień na pełną skalę zadawanych zdolnemu do samodzielnego życia, gotowemu do przyjścia na świat dziecku? A co z płodami uszkodzonymi? Uszkodzonymi w różnym stopniu? Jednymi zdolnymi do samodzielnego życia, choć morfologicznie trochę różnymi; drugimi też, ale już nie w sensie społecznym; jeszcze innymi wymagającymi opieki paliatywnej; następnie tymi o postaci ludzkiej, ale zdolnymi żyć przez chwilę; wreszcie tak zdeformowanymi, że to już nie jest człowiek, a forma paraludzka. Które z tych grup można likwidować? – wszystkie, niektóre, żadne? I do którego momentu? Początku formowania układu nerwowego? Zaistnienia reakcji obronnych? A może wolne aborcje – zabijamy i już…Kanada…

[1] Gwiazda formuje się z gwiezdnego pyłu rozsianego Wielkim Wybuchem, termojądrowo zaczyna płonąć; spaliwszy dość, by stracić równowagę między odśrodkowym ciśnieniem syntezy, a grawitacyjną presją warstw zewnętrznych – wybucha. Wybuch formuje nową mgławicę, ta się zapada w nową, mniejszą gwiazdę, która mniej intensywnie płonie, toteż po dłuższym czasie wybucha. Tak w kółko parę razy, aż na koniec brakuje masy, by uformować nową gwiazdę – powstaje brązowy karzeł, obiekt gwiazdopodobny.

[2] Kiedyś przerażająco realnej – co czwarta pierwiastka umierała.

Co ma do tego Bóg, religia i obcy 

   W tym miejscu dochodzimy do tego, że na każdym etapie zmagań z prokreacją miesza się czynnik religijny – i dzieje się tak nawet, gdy mamy do czynienia ze społeczeństwem laickim. To oczywiste w sytuacji życia ograniczonego czasowo; instynkt przetrwania nawet u jak najdalszych od instytucjonalnych religii – może u takich nawet bardziej – wył będzie przeciw śmierci. Religie zaś nie odpuszczają, dla nich życie świętością. To jasne w sytuacji, gdy obiecują życie pośmiertne. Gdyby świętością miało nie być, skąd czerpać nadzieję na to? Dlaczego jakiś wszechwładny i nieśmiertelny bóg spoza porządku przyrody miałby się przejmować życiami będącymi odpryskiem ewolucji gwiazdowej w jednym spośród wielu kosmosów o specyficznych prawach? Otaczać jakąś szczególną troską biologiczną kotłowaninę o różnych szczeblach złożoności, co sama siebie zżera, nienawidzi i niszczy. Aby wyzwolić od cierpień? To czemu już nie wyzwolił? I w ogóle po co dopuścił, jeżeli może ingerować, żeby to zaistniało?

– Ponieważ życie na ludzkim szczeblu rozwojowym pozostaje dobrem najwyższym, ponieważ jest świętością – pada na to odpowiedź.

– Ponieważ jest jego – Boga – naśladownictwem w zdolności czucia, myślenia, sądzenia i zwłaszcza świadomych wyborów.

A w takim razie zabić życie te przymioty mające, to prawie jak zabić Boga. Na to nie może być zgody, to najstraszniejsza herezja. Religie zabraniają i żadna furia niechcianej ciąży od tego ich nie odwiedzie. Podobnie nie chcą słyszeć o zabijaniu płodów jakkolwiek uszkodzonych, widząc w nich czynnik ludzki, a w takim razie boski.

Teraz już mamy dwie furie – z jednej strony ciężarnej, która za nic nie chce urodzić, z drugiej religijnego ortodoksa, który do tego ją zmusza. Ortodoks pewien swego, a niewierzący też czuje, że to nie całkiem w porządku, to pozbawianie życia. Chyba, że też jest ortodoksem – ortodoksem religii śmierci. Dla której zabijanie najnormalniejszą rzeczą, dręczenie nawet przyjemnością. Jak mówiłem – życie jest bardzo skomplikowane i wykształciło też programy satysfakcji z dręczenia i zabijania. Takie ma każdy drapieżnik, a człowiek to drapieżne zwierzę. Ma życie w arsenale także program obojętności wobec drugich – czy to ludzi, czy zwierząt – bardzo nawiasem popularny jako podprogram programu trwania: „Liczę się tylko ja i moje!”.

Wracając do Boga w embrionie, w płodzie, w końcu w człowieku. W pobliżu zapłodnienia Przyroda też się nie cacka, a wiedza, jak się okazuje, też nam tu nie pomoże. Jako że z wiedzy wynika, iż plemnik też ma boskość, ma ją także niezapłodnione jajo. Jeden i drugi biologiczny obiekt z największym prawdopodobieństwem pójdzie na straty, i nie chce mi się dokładnie opisywać w jakich okolicznościach. Większość stosunków nie prowadzi do zapłodnienia, większość jajeczek czeźnie. Prawdziwa bieda z plemnikami, których w każdym ejakulacie jest ładnych parę milionów i jeśli nawet dany wytrysk doprowadza do zapłodnienia, to w najlepszym razie ciąż wielo-bliźniaczych spełnia swą misję kilka plemników. Pozostałe miliony wracają w niebiologiczny niebyt (chyba że zostaną połknięte i strawione, francuskim obyczajem), zawarty w nich potencjał zostaje zaprzepaszczony. A to wszak boski potencjał, bo plemnik wynikły w jajo pozbawione materiału genetycznego może stać się człowiekiem; i w drugą stronę – jajo zapłodnione plemnikiem odartym z chromosomów też może stać się ludzką istotą. Do marnowania boskości dochodzi zatem bardzo często i wielkie mnóstwo razy, tym jeszcze częściej, że większość jaj zapłodnionych w macicy się nie zagnieżdża, a procent późniejszy poronień też nie jest bliski zera. W tej sytuacji trudno nie odnieść wrażenia, że życie szafuje sobą – jedno zwraca przeciw drugiemu, rozpyla hojnie swe zarodki, każe im z sobą konkurować, na drobiazgi nie zważa, jednostkowe przypadki w ogóle go nie obchodzą. Zresztą, co w ogóle Przyrodę obchodzi w znaczeniu całościowym?  Dopiero pod postacią ludzką zmuszona jest do obchodzenia – spoglądania na czyjeś losy. Więc jeśli ludzie to jej dotąd ostanie rozwojowe słowo w ewolucyjnym pochodzie i jednocześnie zmiana paradygmatu na brak obojętności, a Bóg tego pochodu i Przyrody sprawcą, być może także opiekunem, to czemu tak bezdusznie obojętnym procesem ludzi z nicości wyładził i pośród niego zostawił? A skoro litość, jak powiadają, jednym z jego przymiotów, to gdzie poza nami, jako jego produktem, ta litość mianowicie jest? Bo na oko tylko w naszych oglądach i naszych zachowaniach; ewentualnie w śladowym wymiarze też w zachowaniach innych zwierząt. (Mój kot na przykład zawsze przychodzi i przytulając się wspiera, gdy ktoś jest smutny albo chory.) Biorąc to pod uwagę, to osadzenie chłodne, biadolenie nad onanizmem, antykoncepcją wczesnoporonną i antykoncepcją w ogóle, jest zbytkiem pobożności odnośnie przyrodniczych zjawisk, o które sama boskość nie dba. (Szkodliwość antykoncepcji hormonalnej, to całkiem inna sprawa.)

Odnośnie tego siania życiem zauważmy na marginesie, że zwolennicy postawy laickiej dosłownie wyłażą z siebie w poszukiwaniu jego śladów poza naszą planetą. Życie na innych miałoby być dla nich dowodem, że tym bardziej nie jesteśmy szczególni – boscy czy nieśmiertelni – ot, życie jedno z wielu. Nie za bardzo rozumiem, do czego im to jeszcze, skoro życia w różnej postaci tak są u nas obfite; chyba jedynie w nadziei, że tamte formy osiągnęły wyższy stopień rozwoju i może – och, daj nam to Panie Boże! – pomogą posiąść nieśmiertelność, lub chociaż przedłużać życie. A jeśli nie, to chociaż gry komputerowe może jakieś ciekawsze mają… Nie dworujmy sobie jednak tak ostro z „liberałów” i „ludzi postępowych” – oni tak uporczywie szukają, bo chcą raz na zawsze skończyć z religią, wyplenić do cna zabobon. Albowiem może i jest coś wyżej nawet nad najwyższą cywilizacją, ale te nasze ziemskie religie dostałyby konkretnego kopa. Chrystus, Mahomet, Budda pewnie na tamtych planetach nieznani, tym samym ich upadek. Można jednak zapytać: dlaczego Bóg miałby na każdej planecie przybierać tę samą postać? Nie stać go na różne kostiumy? Póki co jednak cisza i nie istnieje problem. Życia na innych planetach ni widu ani słychu – z tego nie będzie chleba na tegoroczny Show. Silentium universi i gdzież do cholery oni są? – jak pytał Enrico Fermi.

Poszło

   Lecz i bez tego młode konie pocwałowały po betonie na feministyczny zew wolnych macic. Młodzież dopisała frekwencją, zabawy ruszyły z kopyta. Już dzień po inauguracyjnym wystąpieniu Przyłębskiej ruszyły w całym kraju, w kolejne nabierając rozpędu. Zabrakło wprawdzie aborcjobusów oraz palenia kukły księdza, ale napisy „Zabić księdza” były, kukły nielubianych polityków zawisły. Prócz tego pod oknami Kaczyńskiego dzikim rykiem i biciem w bębny słano go w czeluść piekieł, którego to piekła wprawdzie nie ma, ale zabijać zawsze można. (To jest tradycja stara – i przyrodnicza, i świecka, i religijna.) Ponad tym wszystkim gromko wybrzmiewało hasło czcigodne, godne naszej nowoczesności i ruchów postępowych – to jakże zwięzłe, jakże piękne i jakże twórcze: „Wypierdalać!” W sumie powinno chyba brzmieć: „Wypierdalać – chcemy pierdolić!”, ale to już za dużo słów i za dużo myślenia.

Jedni  w tych ludycznych obrządkach chcą widzieć mądrość i postęp, inni samo zdziczenie. Nadstawmy ucha (w końcu to Audio Show) ku jednym i ku drugim.

Zapoznałem się z wyeksplikowanymi na najpoczytniejszym portalu internetowym Onet (zaangażowanym po stronie rewolucji, jak przystało na  portal niemiecki) dowody tej mądrości. Rozpoczynały się od wyznań pannicy w wieku średnim, która wybrała lesbianizm w miejsce chrystianizmu rodziców i ma z tym rodzinny kłopot, ale poznała „świetnych ludzi” i żyje z nimi świetnie. Kropka. Kolejne dowody, to kilka wypowiedzi w stylu: młodzież się nareszcie ruszyła, nareszcie będzie w polityce  – i to jest bardzo fajne. Kropka. Na tym mądrości koniec, przynajmniej tej zaczerpniętej wprost od uczestników protestów. Ale usłużni redaktorzy od siebie prędko dodają, że przecież nie chodzi o samo puste „Wypierdalać!”, ale także niesione na sztandarach hasło „Myślę, czuję, decyduję”; stanowiące jakże słuszne i jakże postępowe żądanie nieograniczonego dostępu do aborcji na każdy wniosek ciężarnej. Musimy wszak o sobie decydować wedle własnych zachcianek – żadne embriony, płody, cudze życia, rozhisteryzowani etyczni durnie i reprezentujący zaścianek księża nam tego nie odbiorą. Życie ludzi fajnych ma i musi być fajne – fajne od A do Z. A zatem, w razie czego, z fajnymi skrobankami. Skrobanki są wszak fajne i nie ma się co opierdalać z mówieniem tego głośno. Zabawa musi trwać – żyjemy po to, by się bawić! – I nasze jest to życie; nikt go nam głupim pierdoleniem o pierdolonym sumieniu, pierdolonej boskości i pierdolonych obowiązkach nie będzie, kurwa, psuł! Wiwat wolne jebanie, niech żyją wolne skrobanki, a pierdolona reszta natychmiast „Wypierdalać!” Program więc fiuty lizać, w dupy zaglądać, pochwy wąchać – z nim zajedziemy najdalej.

Hola, hola! – wołają na to kumotrowie rewolucji, a ściślej ideolodzy wojny, albowiem „To jest wojna!” Tu wcale nie chodzi o zabawę, tylko poważne rzeczy. Na przykład o to, że młodym brak pieniędzy, im żyje się teraz ciężko. – Że co? Że żadnemu dotychczas pokoleniu w Polsce tak lekko się nie żyło? – Co z tego, ale będzie ciężko; i nie ma na dodatek kompresu ewentualnej emigracji, bo za granicą lipa. (Ciekawe, tak nawiasem – czemu?) Takie mądrości wyplata imć profesor Czapliński, dorzucając do swego wora nonsensów zatroskanie młodych klimatem. – Ten nadciągający Potop ich przecież wszystkich zmyje; nie ominie ich także nadciągająca susza i stepowienie. To wszystko spadnie na nich za sprawą węgla, spalin oraz braku wiatraków. – Że jak? – Że młodzi ani słowa o tym? – No, ale Greta była… Była przecież niedawno…

Dużo sensowniej mówią kobiety, co o tyle pocieszające, że głównie to ich protest. Pomstują na brak mieszkań, żłobków i przedszkoli, na śmiesznie mizerne wsparcie dla matek wychowujących dzieci, a już szczególnie tych wychowujących szczególnej troski. (A teraz jeszcze na dodatek mają musieć je rodzić.) Na kulejącą walkę z domową przemocą w wykonaniu złych samców, na zły, wykluczający z życia publiczny transport, na nie zapewniające przyzwoitego standardu płace i upośledzanie pod ich względem kobiet, na kiepską publiczną oświatę i jeszcze gorszą służbę zdrowia – ogólnie biorąc małe poświęcanie uwagi ważnym dla kobiet sprawom, tak jakby te kobiety były mniej ważne od Kościoła, jubileuszy i piłki nożnej. Brzmi to sensownie, dopóki nie zaglądniemy w rewolucyjny manifest z Facebooka.  Oddajmy głos autorce, aktywistce feministycznej Katarzynie Wężyk, redaktorce „Gazety Wyborczej”:

„Hasło protestu: WYPIERDALAĆ zbiera gniew, który narastał od trzydziestu lat, a dostał przyspieszenia przez ostatnie pięć. Na państwo, które na obywatela i obywatelkę się wypina. Na usługi publiczne, które ledwo zipią. Na szczucie na osoby LGBT. Na wszystkie dotychczasowe rządy, od udawanej lewicy do katoprawicy, które prawa kobiet uznawały za „temat zastępczy”, i na wyścigi je przehandlowywały za poparcie Kościoła. I tak, na Kościół. Zwłaszcza na Kościół: instytucję patriarchalną, mizoginiczną, homofobiczną, przemocową, szerzącą pogardę i mowę nienawiści, zaglądającą nam pod kiecki i do łóżka, i mimo tego mającą status świętej krowy i monopol na pouczanie, zawstydzanie i stygmatyzowanie. No więc ten status i ten monopol się skończył. Zakończył go wyrok tzw. TK, o który Kościół lobbował od 30 lat, a potem triumfował. Wypierdalać oznacza, że doszłyśmy do ściany. Że ta ekipa rządząca, zblatowana z Kościołem, nie zasługuje na nic innego. Że o jeden raz za dużo zostałyśmy potraktowane z buta, walnięte pięścią w splot słoneczny i oplute. Że o ten jeden raz za dużo odebrano nam prawa w imię politycznych rozgrywek. Że przyzwolenie na tortury, że nakaz rodzenia bezczaszkowców, że uznanie naszego cierpienia i naszej woli za nieważne, to, surprise, jednak za dużo.”

Bije z tego niestety wewnętrzna sprzeczność. Bo jeśli Kościół taki z wszystkimi kolejnymi władzami „zblatowany”, to czemu musiał lobować aż te trzydzieści lat? Poza tym trudno nawet patrząc spoza Kościoła Katolickiego nie zauważyć, że kult kobiety – Matki Boskiej – i za nią innych kobiet, jest tam szczególnie silny. Poza tym sentencja orzeczenia Konstytucyjnego Trybunału pozostaje możliwością jedyną (pomijając brutalny gwałt, zdaje się, że kobietom wstrętny); jedyną zgodną z duchem wykładnią Konstytucji sporządzonej pod patronatem SLD i Unii Demokratycznej – to co się Pani czepia? Było się czepiać wtedy, kiedy ją uchwalano. A wówczas jakoś nie słyszałem protestów „Gazety Wyborczej” i reszty liberalnej gwardii. Przeciwnie – to była świetna, nowoczesna konstytucja. Odnośnie natomiast „zaglądania pod spódnicę”, to z biologicznego i gatunkowego punktu widzenia jest ono nieuchronne. Kwestie związane z rozrodczością, wychowywaniem oraz kształceniem dotyczą przecież wszystkich. Zagląda tam nie tylko Pani sama i sobie Pani koleżanki, ale bezpośrednio też wasi partnerzy i ginekolodzy, a pośrednio też naukowcy, politycy, prawnicy, szeroko rozumiani ludzie kultury i cała opinia publiczna, a nie sam Katolicki Kościół. Traktuje więc go Pani wybiórczo pod dyktat swojej propagandy, oczywiście świadomie. Odnośnie zaś zabierania przez Kościół głosu w sprawach zarówno publicznych, jak i tyczących poszczególnych przypadków, to taka jest jego misja od samego początku  – tu trzeba mieć pretensje do Nauczyciela z Nazaretu, że tak chodził i głosił nauki odnośnie każdej strony życia. Odnośnie spraw rozrodu i potomstwa to, że ludzie są dziećmi Boga i że muszą nawzajem się kochać, nie mogą zatem krzywdzić innych. Czy się wam to podoba, szanowne panie feministki oraz panowie feminiści i wszystkie formy pośrednie, czy też wolicie to wypierdalać – sprawy publiczne nie są wyłącznie waszą sprawą i „Gazety Wyborczej” oraz innych „postępowych” redakcji i „postępowych” ugrupowań. Najkrócej mówiąc – manifestuje Pani propagandę z jej nieodłączną krzywizną. Tym nachalniejszą, że w innych wypowiedziach z waszej strony można wyczytać, iż 500 Plus to śmieszny programik. Pardon, ale jak to się ma do Pani płaczu, że w 2007 zarabiała niewiele ponad tysiąc na rękę, hę?

Przykładając ucho do drugiej strony poza epitetami typu „dzicz”, „lewacy”. „barbarzyńcy”, „zboczeńcy”,  „infantylizm”, „szczeniaki” możemy też usłyszeć to właśnie o Konstytucji, a także o politycznym tego zapleczu, którego jedynym celem jest przechwycenie władzy. Również podejrzenia o zagraniczne inspiracje, czy to z nadania Unii Europejskiej, która chciałaby mieć we wszystkich krajach członkowskich lewicowe rządy u steru, czy z podjudzenia samych Niemiec, które by chętnie przejęły kontrolę nad terytoriami na zachód od Wisły, na początek poprzez marionetkowe proniemieckie samorządy. Sypią się oczywiście też gromkie argumenty o zabijaniu nienarodzonych, tak jak od drugiej strony słychać okrzyki o „piekle kobiet”.  (Pozwoliłem sobie przeczytać oryginalny tekst Żeleńskiego, który stał się całkiem nieaktualny, toteż nie ma co się do niego odnosić.)

Show zatem na całego – jest czego posłuchać, na co spojrzeć – a my powróćmy w jego ramach do tej wyjściowej dla tegorocznej edycji aborcji.

O aborcji raz jeszcze

   Dużo już o niej napisałem i zaznaczyłem na początku, że wujek dobra rada tym razem nam nie pomoże. Przez to się nie da przejść suchą nogą, każda droga skaleczy. Szczególnie, że w zgiełku wzajemnych zarzutów umyka fakt, iż aborcja to gruby zabieg, a nie obcięcie paznokci. Nawet w placówce medycznej może się skończyć fatalnie, a jeśli nie liczyć osobniczek o skłonnościach psychopatycznych, w duszy każdej kobiety zostawia czarny osad. Niczym Zofia grana przez Meryl Streep, staje podejmująca przed dramatycznym wyborem; nie aż tak dramatycznym, bo dziecka jeszcze nie znać, ale jest ono nie tylko niewidzialne w brzuchu, także widzialne w głowie. To sobie można łagodzić wizją „zlepka komórek”, ale tylko największe feministyczne idiotki oraz zupełne ignorantki mogą w takie coś wierzyć. Ten rzekomy zlepek komórek, to w rzeczywistości precyzyjny po najdrobniejszy szczegół program konstrukcji człowieka, ale w pierwszych dniach po zapłodnieniu dopiero na najwcześniejszym etapie instalacji. Psychologicznie łatwy do odinstalowania jedynie wg zasady „nie ma się nad czym zastanawiać” – drogą antykoncepcji hormonalnej, która jest tak nawiasem zawsze wczesnoporonna. Im późniejsze to poronienie wywołane chemią, tym problem dla psychiki większy. Także dla reszty organizmu, nawet kiedy pomijać fakt, że na tę „resztę” sama psychika mocno wpływa. Sportsmenki z NRD kiedyś parę tygodni przed zawodami specjalnie zachodziły w ciążę, bo zmobilizowany nią organizm stawał się wydajniejszy. Aby natychmiast po zawodach te ciąże likwidować – no jakiż piękny przykład instrumentalizmu w podejściu do kobiety, doprawdy, z gruntu lewicowy. Ciekawe, co te panie teraz o sobie w kontekście tamtych praktyk myślą? Widok medali w gablotach i stare wycinki z prasy łagodzi im zabicie dzieci? A co myślą te panie, które nawet medali nie mają, zabiły dzieci dla wygody? Sam myślę, że to wyparły, ale czy wszystkim się udało? I czy nie będzie tak, że im te panie będą starsze, tym częściej o tych skrobankach będą musiały myśleć? Bo tak to w życiu jest – jeszcze się przekonacie młodzi – że z wiekiem do pewnych spraw podejścia się zmieniają, świadomość pewnych rzeczy rośnie. Ten NRD-owski przykład pokazuje, jakie ma ciąża znaczenie nawet na wczesnym etapie i jakim dla organizmu musi być szokiem jej sztuczne skasowanie. Zatem najlepiej nie zajść, i są na to pigułki. Tyle że, jak mówiłem, pigułki też przerywają. Nie dopuszczają (pomijając te zwane poronnymi – tych się używa post factum) do zagnieżdżenia zarodka, co z fizjologicznego punktu widzenia byłoby bardzo dobre, gdyby nie skutki uboczne. Nie tylko w odniesieniu do tych skutków chodzi o wzmiankowane zabijanie przyjemności współżycia, ale też o niekorzystny wpływ na równowagę hormonalną i powiązaną z nią psychiczną. Wielkie firmy farmaceutyczne bardzo zadbały o to, żeby w społecznej świadomości dominowało przekonanie o ich całkowitej nieszkodliwości. Ale znajoma, u której wykryto guza wątroby w młodym wieku, przez każdego lekarza, między którymi rozpaczliwie krążyła, była pytana najpierw o to, czy stosowała antykoncepcję hormonalną. Przez każdziutkiego z kilkunastu… Taka to nieszkodliwość. Dochodzi do tego zakrzepica żył i wg ostatnich badań jeden rak piersi na osiem tysięcy zażywających te nieszkodliwe tabletki na przestrzeni jednego roku. Co w liczbach bezwzględnych zgonów daje chyba o wiele wyższą, niż zakaz aborcji na życzenie liczony ilością samobójstw oraz zejść po niemedycznych zabiegach.

Tak więc, po raz trzeci powtarzam: nie ma wygodnej drogi zapobiegania byciu w ciąży – czy to przed, czy to po. Chyba najlepszą są spirale, nieco gorszą kondomy. Te zresztą też osłabiają przyjemność – w odniesieniu do mężczyzn zawsze (choć pomagają na przedwczesny wytrysk), u kobiet odnośnie tych, które lubią poczuć nasienie. Przyroda się dobrze zabezpieczyła przed naszym zabezpieczaniem, że tak to animistycznie ujmę. Najlepszym zabezpieczeniem przed niechcianą ciążą jest się urodzić mężczyzną, co nie dotyczy jednak psychiki. Odnośnie więc kobiety zawsze krzywda, o ile nie jest bezpłodna i jej to nie przeszkadza, reszta lawirowaniem między krzywdami kobiety, dziecka, ojca. A nikt na przykład nie pyta o mężczyzn, którym się stała krzywda, bo ich ojcostwo przerwano. Takich jest wielu, wielu cierpi – będzie cierpiało do końca życia. Ale co o tym może wiedzieć szczeniateria wyjąca na ulicach i co to może obchodzić feministki-lesbijki?

Niech żyje Show! (I niech nam da rządzenie!)

Show trwa – zarówno w odniesieniu do epidemii, jak i ulicznych protestów. Te dwa nurty się przeniknęły: protesty wzmogły zakażenia, zakażenia wzmogły protesty. Ile to będzie dodatkowych zgonów? Trudno przewidzieć, parę tysięcy najmniej. Ale jakie to może mieć znaczenie dla idących po władzę? Zapewne im się tylko zdaje, że właśnie po nią sięgają, ale ona jest tak kusząca, że porażki nie zniechęcają. Te dotacje, te stanowiska, to dzielenie budżetu… I jeszcze ta bezkarność, ten splendor, poczucie panowania… Nie, z tego się nie da zrezygnować, ten Show musi trwać. Bo jak demokracja nie nasza, to trzeba inną ścieżką.

Poszerzmy perspektywę zmierzając do finału

Tyle odnośnie tegorocznego Show krajowego, poszerzmy perspektywę. Patrząc na sprawę bardziej globalnie od razu rzuca się w oczy, jak niewiele było potrzeba, by ład polityczno-gospodarczy uformowany przez Reagana, Gorbaczowa, Thatcher, Deng Xiaopinga i Kohla doznał dekompozycji. Drgawek dostał już w 2008, erozję ostatecznie przypieczętował Brexit, przed nim koniec globalizacji. Równolegle cały czas szła kretem robota lewaków – Antif i innych takich. Ferment na różnych polach konfrontacyjnych wzbierał i starczył bardzo powściągliwy wirusik, zabijający tak nielicznych, żeby zaczęło trzaskać. Nie miejsce tu na analizę tych wszystkich perturbacji, dość żeśmy się naanalizowali odnośnie życia i ciąż. Spuentuję zatem krócej i bardziej „artystycznie”. Oglądając produkcje filmowe powstałe w ostatnich latach – filmy oraz seriale – naszła mnie mimowolna refleksja, że tak bardzo, i coraz bardziej, deformują scenerię świata dla ideologicznych potrzeb, że musi nadejść chwila, kiedy ktoś z zewnątrz w to wkroczy i rozgoni fałszerzy. Paradoksalnie, to właśnie w niedawno powstałym serialu „Czarnobyl”, jednym z bardzo nielicznych sensownych, padają słowa o tym, że naginanie prawdy zawsze kiedyś się kończy i jest to proces tym boleśniejszy, im bardziej się nagięło. Kłamstwo jest w każdym wypadku kredytem zaciąganym od prawdy – ten kredyt przyjdzie spłacić. Czy Covid-19 jest listem od wirusowej agendy Banku Prawdy z żądaniem spłaty kredytu? Czy przyjdą za nim listy bardziej stanowcze od różnych innych jej agend? Tego nie wiem. Ale na długą metę przyjdą, a im później, tym gorzej. W innym proroczym serialu – „Quinquin  i nieludzie” – plugastwo zaczyna lecieć z nieba i trupy wstają z grobów, a zdebilała władza w osobach kretynów-policjantów miota się pośród tego w tańcu kretyńskich min i gestów. Przyroda nie toleruje na długą metę durniów i zachowań wbrew sobie, nawet gdy im pozwala zaistnieć. Miejcie to durnie na uwadze.

Epilog

   Ta pisanina oczywiście nic nie da, poza tym, że sobie ulżyłem. Skądinąd zaś mądrość kobiet polega na doraźności. Nie bawią się w ontologię, szerokie punkty widzenia, filozoficzne medytacje. Jest problem, rozwiązują – najprościej, najskuteczniej. Potężny mają za narzędzie zasób twardości postaw; niełatwo go naruszyć wyrzutami sumienia – czysto praktyczne podejście do życia potrafi je rozpraszać. Furia niechcianej ciąży jest jedną ze skrajności, które ta twardość przejawia; innymi nienawiść, złość, agresja, upór, zawziętość, obraza, parcie do swego po trupach. Ale nie lubią wojen – najkrwawszy ten ze sportów nie leży w ich naturze. Tylko mężczyźni są dosyć głupi, żeby rozwalać wszystko. Ale może feministki to zmienią? Przecież chcą być jak mężczyźni… – chcą całkowitej równości… – i teraz właśnie chcą wojny…

Jednocześnie przepraszam wszystkie Panie, które tak twarde nie są. Kobieca miłość, delikatność i przenikliwość uczuciowa chronią świat przed agresją mężczyzn i hardością niektórych kobiet. Wasz uśmiech jest bezcenny, rodzi w innych nadzieję. Tak samo ważne, by ci inni dbali o wasze uśmiechy.

Źródło wszystkich fotografii wykorzystanych w artykule: pexels.com

Pokaż artykuł z podziałem na strony

13 komentarzy w “Audio Video Show 2020

  1. Sławek pisze:

    Panie Piotrze,
    gorące wyrazy poparcia i brawo za odwagę napisania prawdy!

  2. Sławek pisze:

    https://audioshow.pl/pl/main
    nie odwołana, przeniesiona na za rok. Jeśli się odbędzie, to będę zwiedzał podwójnie. A jak jeszcze za rok, to potrójnie…
    Eh…, marketing…

  3. Piotr Ryka pisze:

    Taki straszny krzyk na ulicach, tyle energii w gardłach, a jak przyjdzie do polemiki, to cisza jak makiem zasiał. A może wszystko już wyjaśniłem, rozwiałem wszelkie wątpliwości? Ale pewnie w czasach ćwierkania i oglądanie sobie buziek na selfikach nikt nie ma siły na czytanie długich tekstów. I w ogóle, że tak powiem – po co zaśmiecać sobie głowę myśleniem?

  4. jafi pisze:

    Przeczytałem od dechy do dechy:)

    Temat potraktowałeś poważnie i oczywiście w sobie właściwy sposób.
    Artykuł dał mi sporo do myślenia tym bardziej, że nie ma w nim umizgów pod publikę.
    Bardziej: ramy komentowanych wydarzeń wykraczają znacznie poza doraźne, aktualne publikacje;
    są osadzone w filozofii, przeszłości, przyszłości, przyrodzie jako środowisku homo sapiens, a nawet odniesieniem jest kosmos.

    Ważny głos w debacie i życzyłbym sobie, a przede wszystkim Tobie Piotrze, by usłyszało go więcej osób od czytelników Twojego portalu.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Odnośnie tego usłyszenia przez więcej osób, to nie posiadam siły przebicia. Portal jest niszowy i taki pozostanie, a do innych portali dostępu nie mam, ani na marketingu medialnym się nie znam.

      1. jafi pisze:

        Widzisz a taki „lis w kurniku”, o którym pisałeś w artykule „Nowy Ninja z armii głupoty” ma się dobrze. Wyszukiwarki pokazują jego wypociny, półprawdy i kłamstwa całkiem wysoko.
        To się nazywa siła przebicia.

        Zgodnie z prawem Kopernika o wypieraniu przez pieniądz gorszy pieniądza lepszego.
        Nieważne co się ma do powiedzenia, byle była wrzawa.

  5. Mariusz S. pisze:

    Udostępniono !

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dziękuję.

  6. Piotr pisze:

    A myślałem, że puenta będzie taka :planedemia to ściema 🙂
    Ale i tak fajnie się czytało.
    PS. Niedługo będzie covid – 21,i to nie jest teoria spiskowa2:-)
    Zdrowia życzę.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jeden ze znajomych poprzez audio jest teraz w ciężkim stanie, tak więc może z covida akurat nie żartujmy.

  7. Dziad pisze:

    To dopiero pierwszy odcinek live serialu „Seksmisja początek”. Mężczyźni? już po nich. Jeśli nie mogą dać w ryja! To przecież nie będziemy się użerać i drzec japy na baby. Piotrze polecaj Pan dobre zestawy słuchawkowe zamknięte i bardzo szczelne.

  8. Strasznie to płytkie. Ludzie są różni, protestują bo (jeszcze) mogą, wulgaryzmy są dowodem z jednej emocji, z drugiej zaś bezsilności (chodzi o demontaż państwa radośnie uprawiany przez tzw. prawicę, tzw. konserwatystów, bo to wszystko są puste slogany – chodzi tylko o nagą władzę i kasę, tylko o to). Nieładnie pachnie stęchłym symetryzmem (oh, ah, jacy oni wszyscy są głupi, nic nie rozumieją, takie głuptaski z tych, którzy w cokolwiek wierzą… choćby w praworządność, świeckość, edukację itd), widać że bardzo uwiera to nowoczesne (tu, nie wiedzieć czemu, z lubością zohydzane, bo przedstawiane w wykoślawionej formie, jak każdy fundamentalizm/totalizm), postępowe, inne od zastanego, wcześniejszego, starego (stare musi być przecież właściwe, dobre).

    Ten „show” jest cyniczną próbą odwrócenia uwagi. Dziwne, że w tym pełnym pasji tekście w ogóle to nie pada – to takie w sumie proste, prymitywne, niestety prawdziwe wytłumaczenie. I smutne. Zamiast agendy jak wyjść z kryzysu, jak sobie poradzić ze skutkami, jak dać ludziom impuls do ułożenia sobie życia (często) na nowo, w nowej rzeczywistości, ktoś kto jest cynicznym, w nic nie wierzącym (poza władzą, patologiczną władzą), nie rozumiejącym dzisiejszego świata (i w ogóle, bo doświadczeń życiowych brak) człowiekiem rozpętał wojnę. Kolejną. Bo inaczej nie potrafi.

    Tego w tekście powyżej nie znajdziemy. Sobie tylko pływa autor po powierzchni, skupiając się na fizjo-naturalistyczno-powierzchownym aspekcie, nie starając się zrozumieć, że krzyki na ulicy to sprzeciw wobec układania świata przez ludzi, którzy uzurpują sobie prawo do decydowania za wszystkich we wszystkim, nie chcąc przyjąć że ludzie są różni, że są także tacy, którzy myślą inaczej. Zresztą to poza często wyrachowana, z gruntu fałszywa, podszyta tonami hipokryzji (skrobanki w rodzinach funkcjonariuszy PiS, to co się dzieje w kk… to jakby oczywiste) polityka impotentna… znaczy taka, której celem jest jw. sama władza (z jej fruktami), a nie coś twórczego, budującego, rozwiązującego realne problemy. To „wypierdalać” jest przede wszystkim sprzeciwem wobec tego jw. Hierarchowie nie mają dzisiaj moralnego prawa dyktować co jest, a co nie jest etyczne, moralne, bo swoimi działaniami całkowicie to prawo stracili. Władza od 5 lat wytężoną swoją pracą także sobie to prawo do kształtowania państwa wedle swojego widzimisię (szczerze wątpię, by w ogóle taki plan precyzyjny istniał, bo jw chodzi tylko o grę i o bycie u żłoba – członkowie, patologiczną władzę – wódz) zakwestionowała. Tak, w demokracji ten kto wygrał wybory realizuje program, tyle że tu żadnego programu nie ma (poza destrukcją, demontażem i utrwaleniem bycia u koryta ofc.)

    Nawiązanie do imprezy konsumpcyjno-hobbystycznej to taki zwrot retoryczny, według mnie zupełnie chybiony. Z jednej – zbyt poważna sprawa, o czym zresztą większa część tekstu i dywagacje na ten temat (które zresztą nic nie wnoszą), z drugiej powiązanie tego faktu społecznego wybuchu niezgody z pandemią (znaczy, że niby ludzie igrzysk potrzebują, no i mają) także jakże ładnie to pasuje, och i ach. Tyle, że nie pasuje, nie tylko z powodów przedstawionych powyżej. To głęboki podział naszego społeczeństwa, nie do sklejenia (przy takich „elitach” politycznych) podział, żadne tam igrzyska (bo to niepoważne i powierzchowne postawienie sprawy, co więcej deprecjonujące istotę sprzeciwu). Nie „gimnazja”, z nudów, a nawet jak czasami niedojrzale, naiwnie to prawdziwie i z konsekwencjami (dla naszej przyszłości). Wchodzenie wiwisekcyjne w ludzką seksualność (przy okazji) to – takie mam nieodparte wrażenie – jakaś fiksacja, fiksacja połączona z chęcią kontrolowania, oceniania i katalogowania kto z kim, jak i dlaczego tak. To jest o tyle dziwne, że sporo na ten temat napisano (nauka) i wielu kompletnie nie rozumie, nie wie, nie chce dopuścić do siebie wiedzy na temat przedmiotu.

    Problem z tym, co tu się zupełnie poza profilem, pojawia od czasu do czasu, jest taki, że symetryczna wizja świata, gdzie przecież oni (jedni i drudzy) są siebie warci, a dodatkowo protestujący to takie odbicie obecnej władzy (opozycja = monolit jak partia matka i zawsze słuszna linia w przekazach dnia i na paskach… kompletna bzdura) tyle, że z innym wektorem, jest błędna, bardzo naiwna intelektualnie. Różnorodność, dyskusja, sceptycyzm, podważanie (także dogmatów), w wielu wypadkach po prostu umiarkowanie (…nie będące symetryzmem! Bo krytyczne bezwględnie dla patologii obecnej władzy) to coś, co wyraźnie autorowi umyka, a w swym symetrystycznym zacietrzewieniu kręci się w kółko i w sumie ani niczego to nie wyjaśnia, ani niczego (sensownego) nie sugeruje, jest miałkie.

    Dzisiaj jesteśmy w d… bo prawo (to stanowione) przestało być spoiwem, stało się fikcją. Zamiast ustaw, rozporządzenia, zamiast trzymania się przepisów (tych, które nie łamią zasad legislacji) obchodzenie, łamanie, olewanie (wyroków) itd. To jest coś, co wywołuje reakcję obronną wśród obywateli. Stąd gromkie „wypierdalać”, bo system jest już tylko dla władzy, samej władzy, już w żaden sposób nie jest obywatela, dla obywatela. Z całym bagażem wad 3RP, błędów, irytacji na to co było, ułomności tego co po 89 roku udało się zbudować, dzisiaj następuje demontaż. Nie budowanie (czegokolwiek), tylko demontaż. Aborcja jest tematem zastępczym, całkowicie cynicznie dzisiaj wrzuconym jak granat w społeczeństwo, społeczeństwo, które się zmienia i pewnie z czasem odeszłoby od tzw. kompromisu, przy czym odeszłoby nie na drodze totalnej liberalizacji (bo jest bardzo podzielone w tej sprawie i pewnie tak pozostanie), a czegoś – właśnie – do zaakceptowania przez większość poza fundamentalistami (z obu stron). To się jednak nie stanie, a zawdzięczać to będzie można nie komu innemu jak Kaczyńskiemu. Jego sprawczości ogranicza się wyłącznie do kryzysu, negatywnego oddziaływania, destrukcji, podziału. Nie da się ukryć, że jest w tym niebywale skuteczny, potrafi jak mało kto „nas czytać”, ale tylko do pewnego momentu.. anachroniczny, nie rozumiejący życia przeciętnego zjadacza chleba, oderwany. To już jest koniec, może rozłożony na raty, ale koniec. Aha i jeszcze jedna rzecz – poza fundamentalistami, nie słyszałem by ktoś z protestujących za liberalizacją prawa nawoływał i zachęcał kobiety by masowo się skrobały. Ba, mówi się „wolny wybór, wolna wola”, a nie „teraz możesz, zrób to”. Tu w sukurs przychodzi statystyka – w państwach z prawem wyboru dopuszczalnym prawnie liczba aborcji jest często mniejsza, dzietność większa (wspomniana Francja i nie chodzi tu tylko o „arabskie południe”, to samo np. w Czechach)… także tak.

    PS. 500 plus to rzecz, która nie jest solą w oku dla większości, powtarzam dla większości Polaków (także tych protestujących, nie lubiących obecnej władzy, krytycznych etc). Wielu (choć to dla obecnie sprawujących władzę – problem) docenia fakt zauważenia potrzeb biedniejszych, w trudniejszej sytuacji, pozbawionych możliwości obywateli i robienie z tego, a jakże, w aspekcie sporu światopoglądowego oraz fundamentalnego pytania o życie i jego ochronę w systemie prawnym, jest typowe dla TVP_INFO, ogólnie rządowych środków przekazu (media po drugiej stronie są różne / różnorodne – to tak na wszelki wypadek, żeby znowu symetria jakaś głupkowata komuś nie przyszła na myśl) . Jak już się inaczej nie da, nie ma argumentów, to 500+ i „oni chcą nam odebrać”. No więc gówno prawda, bo żadna władza tego raczej nie odbierze, czy taki sposób redystrybucji jest efektywny to inna, inszość, ale fakt wprowadzenia czegoś, co zostało przyjęte przez ogół społeczeństwa pozytywnie jest dla polityków (niektórzy mówią, nie bez słuszności, poliprostytutek) rzeczą nie do ruszenia. Przy czym populizm to jeden z najpoważniejszych problemów w Polsce i jak dalej będziemy sobie radośnie rozdawać publiczne pieniądze (13, 14 emerytura, obniżony wiek emerytalny, ogromne dotacje, fundusze bez kontroli etc itp) to wiadomo.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Pan, panie Woźniak, zaczął pod moim adresem od tego, że napisałem strasznie płytki tekst, po czym z głębi swojego rozumu wyrzuca kilkadziesiąt razy, że obecna władza sprawuje rządy wyłącznie dla władzy i płynących z niej korzyści, Kościół Katolicki nie ma już prawa zabierać głosu, bo się kompletnie skompromitował, a ja jestem wstrętnym, głupim symetrystą, nie mającym o niczym pojęcia. I w ogóle wszyscy nie mają racji, z wyjątkiem tych, którzy się drą „Wypierdalać!” i chcą „Wolnych skrobanek”. Zwłaszcza że, w przeciwieństwie do obecnej, władze poprzednia i następne podawały i znów będą podawać rządzonym czyste swe serduszka na dłoni – i niech no tylko Budka, Nitras, Trzaskowski i Lempart do władzy się dorwą, a tęcza świetlanej przyszłości kolorów łukiem rozkwitnie nad nami – życie stanie się prostsze, zamożniejsze i bardziej sprawiedliwe.

      Pan tak na serio, czy dla jaj?

      Rozumiem, że mnie pan nie znosi i ma do tego pełne prawo. Rozumiem też, że nie znosi pan Kaczyńskiego, PiS i katolików. Ale póki co to ta strona sceny politycznej wygrywa demokratyczne wybory; i dopóki tak będzie się działo, dopóty będzie sobie rozdawać 500+, wyprawki szkolne i dodatkowe emerytury. I równocześnie zabraniać wolnych skrobanek, pracy w niedzielę i przechodzenia na emerytury w wieku starczym. Lecz kiedy tylko wybory przegra, te wszystkie „pięćset plusy”, wyprawki i dodatkowe emerytury znikną, zastąpione przez lukę VAT-owską oraz jakże chwalebne „pieniędzy nie ma i nie będzie”. Jak rozumiem, tego oraz wolnych skrobanek nam wszystkim pan, Panie Woźniak, szczerze życzy – i to się całkowicie zgadza z głębią pańskich przemyśleń. A w takim razie gratuluję! Gazeta Wyborcza może panu natychmiast przyznawać tytuł idealnego czytelnika, a TVN idealnego widza. Ze swej zaś strony życzę Panu dalszych podobnie głębokich przemyśleń na drodze do idealnego sklejenia społeczeństwa i świetlanej, tęczowej przyszłości. Niech się nad wami – rozumnymi i głębokimi – kręcą wiatraki przyszłości! Uchodźcy niech was ubogacają! Hulajnogi niech was prowadzą! I żeby wstrętne słowa „matka” i „ojciec” raz na zawsze przepadły! I każdy facet mógł się nareszcie uważać za kobietę i chodzić do damskiej ubikacji! I żeby rządzili „niebinarni”. I SB-cy mieli znowu wysokie emerytury. A żołnierze wyklęci byli wyklęci po wsze czasy… Amen!

      PS
      Pański tatuś długo należał do PZPR?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy