Recenzja: SPL Phonitor

Opublikowano 24 sierpnia 2009SLP_Phonitor_8  Nowe wzmacniacze słuchawkowe najwyższej klasy pojawiają się dosyć rzadko, a już zwłaszcza na naszym rynku. Wiąże się to zarówno z niszowym charakterem tego przedziału sprzętowego jaki i faktem, że high-endowe urządzenia w ogóle nie są u nas sprzedawane w dużych ilościach. Wiele klasycznych konstrukcji, z SinglePower’em, RudiStore’m i RSA na czele, nie jest w Polsce oferowanych, a inne, będące naszym rodzimym wkładem w światową inżynierię audio, okazują się nieuchwytne, jak choćby Sound Art Ragtime, albo znikają, jak Audio Dynamic. Tym większą niespodziankę sprawiła niemiecka firma SPL (Sound Performance Lab) kierując na nasz rynek najwyższej klasy wzmacniacz tego rodzaju – Phonitor.

To kolejna obok amerykańskiego Grace Design 902 i japońskiego C.E.C. HD-53 czysto tranzystorowa konstrukcja wzmacniająca sygnał dla słuchawek obecna u nas. A konkurencja lampowa wcale nie jest zbyt okazała. Po wycofaniu oferty ASL składają się na nią dwa modele Lebena, nasz Ragtime, Cary 300SEI i Manley. Łącznie daje to osiem wzmacniaczy w najwyższym przedziale jakościowym. Niby nie aż tak mało, ale w porównaniu z takimi odtwarzaczami CD nikłe jednak bardzo.

Phonitor to wszakże coś więcej niż tylko nowy przedstawiciel świata high-end’owych wzmacniaczy dla słuchawek. Skonstruowała go firma zajmująca się od dawna profesjonalną techniką studyjną, posiadająca zatem zaplecze zdolne do wytwarzania urządzeń szczególnych. Powiedzmy sobie od razu, taki szczególny wzmacniacz na polskim rynku już się wcześniej pojawił i także jego miałem przyjemność testować. To Grace Design 902. Wraz z Phonitor’em, Meier-Audio i nieobecnym u nas Head Room’em posiadają ci spece na wyłączną umiejętność sztukę tak zwanego crossowania kanałów stereofonicznych, czyli przesyłania do każdego ze słuchawkowych przetworników nie tylko jego własnego toru stereofonicznego, ale także ściszonej zawartości kanału drugiego. Ma to powodować większą naturalność odbioru muzyki, co samo w sobie wydaje się czymś oczywistym. Zarówno Grace Design jak i Phonitor posiadają przy tym wielostopniowy zakres regulacji owego crossowania, pozwalający lepiej wnikać w naturę zjawiska.

Kiedy testując Grace Design pierwszy raz stykałem się z tą nowinką, oczekiwałem niezwykłych doznań. Nic takiego jednak się nie pojawiło. Dźwięk crossowany okazał się bardziej miękki i ciut mniej szczegółowy. Łatwiejszy w odbiorze i można powiedzieć bardziej lampowy w charakterze, ale nic spektakularnego nie miało miejsca. Co tu dużo mówić –  rozczarowanie. Podobnie nieco rozczarowująca jest swoista technika naturalizacji przestrzennej zaimplementowana w słuchawkach Ultrasone Edition 9, zwana S-logic. Używam tych Ultrasonów na co dzień i także tam nic szczególnego się nie dzieje, aczkolwiek trzeba przyznać, że środek sceny jest lepiej zapełniony niż w innych słuchawkach. Można na to nie zwrócić uwagi, ale kiedy wiemy czego szukać, okazuje się to oczywiste.

Firma SPL zapewne nie zna moich relacji z tych rozczarowań, niemniej w instrukcji swego wzmacniacza przezornie zaznacza, że żadnych nadzwyczajnych doznań nie należy oczekiwać. Crossowanie w ich wykonaniu jest techniką subtelną, a nie jakimś tanim chwytem pod żądną wrażeń publikę. Ponieważ przeczytałem to zanim użyłem Phonitor’a, z góry byłem nastawiony na subtelności, a nie popisy. Nim jednak przejdę do brzmienia, garść szczegółów technicznych oraz sprawy estetyczne z zakresu estetyki użytkowej.

Technologia  i wygląd

SLP_Phonitor_1   Najważniejszy jest fakt, że Phonitor na samym crossowaniu nie poprzestaje. Przy pomocy osobnego pokrętła, opisanego słowem „center”, możemy podbijać środkowy zakres sceny, przydając z natury rozjechanemu na dwa kanały i akcentującemu boki pejzażowi stereofonicznemu równomiernego rozpostarcia przed słuchaczem. Tak więc całościowa zabawa z dźwiękiem polega w tym wypadku na dodaniu nieco prawego do lewego i lewego do prawego oraz uwypuklaniu środka, a wszystko to w aż pięciu zakresach. Ale przepraszam, nieprawda, to wcale jeszcze nie wszystko! Jest jeszcze jedno pokrętło, którym regulujemy wirtualne ustawienie kąta wirtualnych kolumn głośnikowych, które Phonitor obiecuje nam wyczarować na słuchawkach. A ponieważ produkt firmy SPL jest prawdziwym profesjonalistą i nie ma nic do ukrycia, pozwala też słuchaczowi przy pomocy oddzielnych włączników jednym ruchem włączać i wyłączać efekty „cross” i „center”, by można było niezwłocznie i bez stopniowania ocenić ich działanie. No cóż – chapeau bas! – trzeba powiedzieć.

Pod względem estetycznym urządzenie także jest interesujące. Na przednim panelu ze srebrnego aluminium dominuje wielkie pokrętło potencjometru oraz dwa bursztynowo podświetlone wskaźniki wysterowania kanałów. Poczułem się dzięki nim jak za dawnych lat, kiedy z uwagą śledziło się takie wskaźniki dokonując magnetofonowych nagrań. Konstruktorzy Phonitor’a ich implementację tłumaczą koniecznością zapobiegania przesterom, bardzo negatywnie wpływającym na jakość brzmienia i polecają w razie gdyby pokazały nadmierną moc sygnału zmniejszenie napięcia na wyjściu źródła celem uniknięcia zniekształceń. Dodatkowym udogodnieniem jest możliwość zmiany trybu czułości tychże wskaźników, by można było zapobiegać przesterowaniom z wielką starannością. Poza tym panel przedni zdobią trzy pokrętła przestrzennej regulacji dźwięku i gniazdo słuchawkowe oraz szereg włączników pozwalających między innymi odłączać regulatory brzmienia, przechodzić w tryb mono i regulować sposób pracy wskaźników. Włącznik główny znajduje się z tyłu urządzenia, sugerując nieprzerwane pozostawianie go pod napięciem. Oprócz niego znajdujemy tam parę wejść symetrycznych i parę takich samych wyjść, pozwalających na współpracę z innymi wynalazkami SPL’a ale nie SLP_Phonitor_9przeznaczonych niestety do wpinania słuchawek kablem symetrycznym. Wielka szkoda, bo jak pokazał wzmacniacz RudiStor’a tego typu podłączenie potrafi znacząco wpływać na dźwięk i to w jak najlepszym znaczeniu.

Kształt wzmacniacza i jego wielkość są zbliżone do energizerów Stax’a. Panel przedni znajduje się na krótszym boku obudowy, która rozbudowana jest daleko w głąb. Ażurowa górna pokrywa pokryta czarnym lakierem ukazuje spory ładunek wewnętrznej elektroniki. Całość waży stosunkowo niewiele, tak więc transformator nie może być zbyt okazały. Okazuje się nim toroidalny Noratel.

Ogólnie biorąc klocek prezentuje się bardzo sympatycznie. Z wielkim nochalem potencjometru (Alps RK27 „big blue”) i złocistymi ślepiami wskaźników jest estetycznie jedyny w swoim rodzaju i nie mniej wyjątkowy gdy chodzi o możliwości techniczne.

Ponieważ nie używam na co dzień kabli symetrycznych, a Phonitor’a otrzymałem „gołego i bosego”, zmuszony zostałem po raz kolejny skorzystać z uprzejmości krakowskiego Nautilusa, który z podziwu godną cierpliwością przyjął raz jeszcze do wiadomości, że jestem w kablowej potrzebie i bez żadnej łaski wypożyczył mi symetryczny interkonekt XLO Limited (wart półtora razy więcej od samego wzmacniacza) oraz przyzwoity kabel zasilający Oyaide 50 EXs. Tak uzbrojony mogłem nareszcie zespolić produkt SPL’a z własnym Cairn’em, wpiąć Ultrasone’y Edition 9 i przystąpić do odsłuchów.

Odsłuch

SLP_Phonitor_3   Właśnie, E9. Jak się okazuje, to bardzo pomyślny zbieg okoliczności. Na stronie internetowej „Head-Fi” zaistniał bowiem wątek o Phonitorze zamieszczony tam przez samego producenta, a ściślej jakąś firmę z nim powiązaną, gdzie napisano wyraźnie, iż są to słuchawki do tego wzmacniacza najbardziej zalecane, pozwalające najlepiej spośród wszystkich rozwinąć mu skrzydła i ukazać pełnię możliwości. A skoro tak, no to jazda, niechże rozwija!

Skrzydła te przyszło Phonitor’owi rozwijać w towarzystwie ASL Twin-Head, który jako mój nadworny słuchawkowy magik stał się naturalnym jego sparingpartnerem i recenzentem. Poszło to tym łatwiej, że oba wzmacniacze pracowały równolegle: T-H na wyjściu RCA odtwarzacza, a Phonitor na symetrycznym. Wystarczyło zatem ustawić u obu jednakowy poziom głośności i tylko przekładać słuchawki z dziurki do dziurki.

Powiem tak, to rozwinięcie skrzydeł nie poszło Phonitor’owi zrazu zbyt dobrze. Dźwięk od Twin-Head’a miał znacznie dalszy i mniej gładki. To że dalszy, to oczywiście nic złego. Skoro ma z założenia generować wirtualne głośniki, tak właśnie przecież być powinno. Lecz jednocześnie ta dal nie przekładała się na porywający dźwiękowy spektakl. W połączeniu z pewną szorstkością dźwięku i jego dużo mniejszą niż u T-H głębią dawało to efekt wyraźnie gorszego grania. Trochę tym zmartwiony – ale nie aż tak znów bardzo, bo zawszeć miłym jest gdy własny sprzęt okazuje się lepszy – przystąpiłem do sprawdzania jak też się sprawują te wszystkie techniczne cuda do budowania słuchawkowej „artificial reality”.

SLP_Phonitor_4Przyznać trzeba, że działają, aczkolwiek zgodnie z zapowiedzią w sposób stonowany. Tym niemniej dźwięk zarówno pod wpływem efektu „cross” jak i „center” znacznie zmienia charakter, przy czym podobnie jak w przypadku Grace Design generalnie biorąc mięknie nieco i staje się powabniejszy oraz bardziej naturalny. Taki „bez cyfrowego nalotu”, jak to niektórzy chcą nazywać, chociaż ja nie lubię tego określenia. Jest dla mnie zbyt trudne, gdyż sam nigdy żadnych cyfr na dźwięku nie zarejestrowałem. Zaznaczyć przy tym z całym naciskiem należy, że wraz z uruchomieniem procesorów przestrzennych nie pojawia się żaden efekt ujemny, na przykład w postaci utraty szczegółowości albo zatarcia konturów. Zmienia się jedynie charakter brzmienia i to niewątpliwie na lepsze. Stosunkowo najmniej słyszalne jest przy tym manewrowanie kątem wirtualnych głośników. To są już prawdziwe subtelności, aczkolwiek dające się je jeszcze wychwycić. Być może długotrwałe zżycie z Phonitor’em pozwala na bardziej wnikliwe zgłębianie tego niuansu i ktoś kiedyś opisze to lepiej, sam natomiast nie odnotowałem w tym kątowym balansowaniu niczego ponad fakt, że dźwięk rzeczywiście trochę się zmienia, a najlepsze wydają się ustawienia pośrednie. Ślepego testu jednak na pewno bym nie przeszedł. Co innego dwa ustawienia pozostałe; tutaj zmiany są istotne, zwłaszcza względem stanu surowego, czyli z wyłączeniem efektów.

„Cross”, jak już mówiłem, zmiękcza dźwięk idąc w stronę jego lampowości, a „center” zgodnie z obietnicą podnosi spójność sceny i to wyraźnie. Cóż z tego jednak, powiecie, skoro Twin-Head i tak grał lepiej. Fakt, grał, ale ta przykra dla Phonitor’a sytuacja uległa zasadniczej zmianie kilka dni później. Przybył wówczas od Nautilusa na test dzielony odtwarzacz Ayon CD-3, którego osobną recenzję spodziewam się wkrótce popełnić. A jest to odtwarzacz co do przewag którego zdania są podzielone, niemniej wszyscy są zgodni, że gra bardzo analogowym dźwiękiem.

SLP_Phonitor_5Wpinać w niego Phonitor’a, czy nie wpinać? Głupie pytanie. Oczywiście, że wpiąłem. I wówczas przeżyłem wstrząs a szczęka mi z lekka opadła. Świetne źródło grające analogowym dźwiękiem ze znakomitą dynamiką, to jest to czego Phonitorowi potrzeba do szczęścia. Częsta przypadłość tranzystorowych wzmacniaczy –  pewien niedostatek kultury brzmienia –  z miejsca poszedł precz, a w jego miejsce pojawiła się muzyka. I to muzyka znakomita, z werwą, zacięciem, pięknie wyrażona scenicznie i wspaniale łącząca walor chropowatości tekstur z muzykalnością. Para Ayon-Phonitor jest jakby dla siebie stworzona. To w ogóle jest wymarzony odtwarzacz dla nerwowych i dosadnie brzmiących wzmacniaczy, że wymienię choćby oba Lebeny. Z kolei dla takiego Twin-Heada niekoniecznie, bo ten woli bardziej analityczny sygnał, który sam sobie potrafi umuzykalnić. Nie znaczy to, że Ayon i Twin-Head źle współpracowali, ale w tym wypadku postęp względem Cairna był niejednoznaczny. W przypadku słuchawek AKG K1000 niektóre płyty z Cairnem wypadały lepiej, natomiast z E9 Ayon niewątpliwie pchnął sprawę jakości brzmienia do przodu. To jednak historia na jego własną recenzję.

Odsłuch cd.

SLP_Phonitor_6   Rozochocony postępem w brzmieniu Phonitora kilka wieczorów spędziłem przepinając co jakiś czas wtyczkę Ultrasonów między nim a Twin-Headem. Dźwięk tego ostatniego był nieodmiennie lepiej wypolerowany, głębszy, barwniejszy i spokojniejszy, a Phonitora bardziej szarawy, postawiony dalej i w porównaniu jakby z leciutką chrypką. Wszystko to razem składało się jednak na piękną magię realizmu, z jednej strony pozbawionego lampowego upiększania, z drugiej niewątpliwie wykwintnego swą jakością i hipnotyzującego. Ukształtowana specjalnymi procesorami dźwięku scena Phonitora jest z pewnością znamieniciej przyrządzona niż w każdym zwykłym wzmacniaczu grającym sygnał jak leci. Słowem, bardziej to wszystko rzecz gustu niż jednoznacznej oceny, choć uczciwie trzeba powiedzieć, że źródło niewątpliwie było w tym przypadku bardziej dopasowane do Phonitora, uzupełniając jego braki a niepotrzebnie dublując walory Twin-Heada.

No dobrze, ale trzeba jednocześnie brać pod uwagę ile kosztuje „piecyk” od SPL’a, a ile Twin-Head oraz jak przepastna dzieli je różnica pod względem kosztów eksploatacji. Gdy Phonitor spokojnie pracuje niemal się przy tym nie zużywając, w Twin-Head spała się pięć par piekielnie kosztownych lamp. Tak więc jeżeli nie jesteście fanatykami lampowego brzmienia, Phonitora polecam bez wahania. Warunkiem bezwzględnym jest jego współpraca ze źródłem o charakterystyce wybitnie analogowej, grającym dźwiękiem pełnym, gładkim i barwnym. Inaczej będzie za szaro i za ostro – bez magii po prostu. A to byłaby wielka strata, bo brzmieniowa magia w tym wzmacniaczu zamieszkuje i trzeba ją tylko ładnie poprosić by się ukazała. Książę Ayon tak właśnie postąpił i mógł się dzięki temu do woli delektować szlachetnością i energią tego brzmienia.

SLP_Phonitor_10Na mnie osobiście największe wrażenie zrobiła muzyka rockowa – pełna życia i bardzo przejrzyście podana, co w przypadku rockowych płyt, częstokroć marnie zrealizowanych, jest nieczęsto spotykanym walorem. Koncerty rockowe w wykonaniu tercetu Ayon-Phonitor-E9 wypadły naprawdę wyśmienicie, na co niewątpliwie wpływ miał też fakt, że Phonitor posiada należyty zapas mocy, dzięki któremu wysterowuje słuchawki bez najmniejszego wysiłku.

A propos słuchawek. Na „Head-Fi” wywiązała się dyskusja, czy lepsze są dla Phonitora otwarte czy zamknięte. Nie wydaje mi się aby taki podział miał wiele wspólnego z jakością przekazu tego wzmacniacza. Decyduje o nim jakość samych słuchawek a nie rodzaj ich konstrukcji. Zarówno Sennheiser HD 600 jak i HD 650 grały naprawdę znakomicie, a fakt, że Ultrasony E9 jeszcze sporo lepiej nie jest następstwem ich zamkniętej konstrukcji tylko tego, że są lepsze o klasę na każdym porządnym wzmacniaczu godnym tego miana. Zarazem faktem jest, że technika S-logic znakomicie współgra z przestrzennymi procesorami Phonitora, kreując wespół z nimi spektakl wyjątkowej urody, zwłaszcza pod względem potęgi brzmienia oraz scenicznej i brzmieniowej naturalności.

Ostatnią płytą słuchaną na omawianym wzmacniaczu była „The Best of Nat King Cole” i muszę przyznać, że wspaniały głos wielkiego Nata brzmiał nomen omen wyjątkowo nat-uralnie. Bez lampowej magii lecz niewątpliwie z magią tranzystorową – wolny od dosładzania i zagłaskiwania kotka, za to w realnym wymiarze istnienia. W bezpośrednim porównaniu troszkę mniej olśniewający, gdy trzeba także z ostrzejszą nutą; słabości nagrania i jego wiekowe pochodzenie niczym nie są tu maskowane. Jednakże ten głos był zawsze, a w każdym razie zawsze wydawał się, prawdziwy. Całościowy spektakl posiadał zaś walory niewątpliwie przypisane tylko Phonitorowi i jego przestrzennym zabawkom. Szkoda, że uwarunkowania odnośnie źródła bardzo zawężają ilość potencjalnych systemów, w których Phonitor będzie tak wybornie grał. Z drugiej strony, jeżeli już ktoś decyduje się na wzmacniacz słuchawkowy za sześć tysięcy dziewięćset złotych i słuchawki też za parę tysięcy, to źródło za czternaście tysięcy (tyle kosztuje Ayon CD-3) wydaje się naturalnym uzupełnieniem takiego systemu.

Podsumowanie

SLP_Phonitor_7   Często można spotkać w recenzjach wynurzenia o lampowej magii, a bardzo rzadko o tranzystorowej. Faktycznie, lampy zwykle grają bardziej uwodzicielsko, a jeszcze do tego hipnotyzują światłem. SPL Phonitor dowodzi jednak, że istnieje także magia tranzystorowa, ponieważ jego prezentacji z odpowiednim odtwarzaczem i słuchawkami inaczej niż magiczną nazwać się nie da. Nazbyt to jest realistyczne i do słuchacza docierające, aby określić to inaczej. Zarazem nie jest to magia do wzięcia na jedno zawołanie, bo nad systemem dla Phonitora trzeba się nieco natrudzić i można po drodze zaliczyć parę porażek. Ale kiedy już wyjdziecie na prostą, pomkniecie w krainę audiofilskiego szczęścia, o ile tylko brzmienie w realistycznym stylu jest waszym upodobaniem.

 

Dane techniczne:

Wejścia: XLR, elektronicznie zbalansowane.

Impedancja: 20 Ω balanced/10 Ω unbalanced

Maksymalny poziom wejściowy: +24 dB

Wyjścia: XLR, elektronicznie zbalansowane.

Wyjście słuchawkowe: 6,3 mmstereo TRS connection, Impedance: 9 Ohms

Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 200 kHz (-3 dB)

CMR:-8 0dBu (@1 kHz, 0dBu input level and unity gain)

Crosstalk: -67 dB (@ 1 kHz)

THD: 0,005 %

S/N: -97 dBu

Dynamika: 129,5 dB/600 Ω

Moc wyjściowa: 1,7 W / 1 kHz / 600 Ω; 360 mW /1 kHz / 30 Ω

Zasilanie: 230 V AC, 50 Hz / 120 V AC, 60 Hz

Zużycie mocy: max 23,7 VA

Bezpiecznik: 200-240 V AC: 500 mA/100-120V AC: 1 A

Wymiary  106 x 216 x 393 mm.

Waga: 4,05 kg

Cena: 6 900 zł.

Dystrybutor: MusicToolz

Pokaż artykuł z podziałem na strony

10 komentarzy w “Recenzja: SPL Phonitor

  1. Maciej pisze:

    Mniemam, że gramofon plus Phonitor plus obecne DT150 powinny wprost wlewać ambrozję do uszu.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Bardzo możliwe, ale nie miałem okazji sprawdzić.

  2. Maciej pisze:

    No Piotrze, wyjąłeś mi to z ust, zakładam że filozofia firmy nie zmienia się:

    'Często można spotkać w recenzjach wynurzenia o lampowej magii, a bardzo rzadko o tranzystorowej. Faktycznie, lampy zwykle grają bardziej uwodzicielsko, a jeszcze do tego hipnotyzują światłem. SPL Phonitor dowodzi jednak, że istnieje także magia tranzystorowa, ponieważ jego prezentacji z odpowiednim odtwarzaczem i słuchawkami inaczej niż magiczną nazwać się nie da. Nazbyt to jest realistyczne i do słuchacza docierające, aby określić to inaczej. ’

    1. PIotr Ryka pisze:

      Dzwoniłem do Musictoolz i Phonitora X nie mają. Może będzie, a jak będzie to pożyczą, ale na razie nie ma. I tyle tranzystorowej magii…

  3. Maciej pisze:

    No ale nie pal etapów, jeszcze Phonitor 2 przed Tobą 🙂

  4. Maciej pisze:

    o kurcze, rozkręcają się:

    https://spl.info

  5. Maciej pisze:

    i dac osobny,,, wow.

  6. PIotr Ryka pisze:

    Tranzystorowa magia istnieje niewątpliwie. Nie ma co do tego wątpliwości. Najdobitniej mi się przedstawiła we wzmacniaczu Avantgarde i monoblokach Accuphase. Na razie. Liczę na więcej.

  7. Maciej pisze:

    no tak, przy nich SPL to entry level. Ale T1 to czysta słodycz na Phonitorze. Świetlista słodycz i bezkres przestrzeni.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Oj, bo zażądam pożyczki 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy