Recenzja: Beyerdynamic T90

Beyerdynamic_T90_1   Beyerdynamic jak nie robił słuchawek droższych niż za trochę ponad tysiąc złotych, to nie robił przez całe dekady, a jak zaczął, to sypie nimi jak z rogu obfitości. Zaczął oczywiście modelem T1 w 2009 roku, który miałem już przyjemność opisać, aczkolwiek nie była to taka pełnokrwista recenzja, tylko raczej zapoznawcze zagajenie. Po nim przyszły modele kolejne –  T5p, T70 i T70p, a teraz dołączył do nich jeszcze T90.

Pod względem ceny nowicjusz lokuje się pomiędzy nadal produkowanym i kosztującym wedle wciąż obowiązującej w jego wzpadku dawniejszej mody trochę ponad tysiąc złotych minionym flagowcem DT 990, a podchodzącymi z cenami pod cztery tysiące nowymi flagowcami T1 i T5p. Wystartował od dwóch tysięcy, a teraz czasami można go wyrwać trochę taniej, o ile natrafi się na jakąś promocję albo sprzedawcę skłonnego do upustu. Jego jakościowym wyróżnikiem jest bycie najlepszymi własnej firmy słuchawkami otwartymi, jako że T1 i T5p to słuchawki półotwarte i zamknięte. Duża litera T w nazwie sugeruje zaś, że mamy do czynienia z modelem wyposażonym w nowatorską technologię „Tesla”, polegającą na zastosowaniu wyjątkowo silnych i decentralnie umieszczonych na membranie przetwornika magnesów neodymowych o wyjątkowo dużej skuteczności. Kwestią otwartą pozostaje przy tym pytanie czy T90 są ostatnim słowem Beyerdynamica w mierze słuchawek otwartych, czy też przeskoczą je za czas jakiś T100, bądź coś w tym rodzaju. Póki co są jednak najlepsze i lepszej otwartości od Beyerdynamica nie uświadczymy.

Wygląd i ergonomia

Beyerdynamic_T90_2  W odróżnieniu od konkurentów Beyerdynamic nie sili się zbytnio gdy chodzi o powierzchowność i ergonomię. Ani nie epatuje gwiezdnowojenną stylistyką typu nowych flagowców Sennheisera, ani quasi-biologicznymi kształtami jak świeżo przybyłe na rynek Denony. Podobnie jak elektrostatyczny kuzyn znad Pacyfiku – Stax – produkuje od dawien dawna koliste muszle, choć i jemu, i Staksowi przytrafiają się także prostokątne, jednak nie w modelach szczytowych, a T90 do takich się zaliczają. W odróżnieniu od staksowskich muszle te nie są opatrzone w pady skórzane tylko welurowe i są też na obwodzie nieco mniejsze, co trochę pogarsza wygodę.

Nie wiem jak to jest u innych, ale sam mam uszy małe i przylegające, a i tak za nieco większy obwód tych muszli u Beyerdynamica bym się nie obraził. Ale widać jest jakiś powód takiego a nie innego ich rozmiaru, skoro firma uporczywie się go trzyma. Może chodzi o kwestie produkcyjne, a może o wielkość komory rezonansowej – nie wiem. Są jakie są, chyba trochę za małe, ale w sumie całkiem wygodne i dobrze głowy się trzymające, więc nie ma co robić z tego historii.

Beyerdynamic_T90_3Welur padów, określany przez producenta jako „aksamitna mikrofibra”, nie jest aż tak miły w dotyku jak alcantara u szczytowych modeli Sennheisera ani plusz od HiFiMAN’a HE-6, ale nie są to wszak słuchawki flagowe za grube tysiące, tylko model pośredni pomiędzy flagowcami a reprezentantami klasy średniej. Poza tym ten plusz jest całkiem sympatyczny i nie daje żadnych pejoratywnych odczuć przy długich odsłuchach, zatem nie ma się co go czepiać.

Same komory muszli są po stronie zewnętrznej z satynowo połyskliwego aluminium, podobnie jak obejmy mocujące je do pałąka. Wyróżnikiem estetycznym jest drobniutka metalowa siateczka wypełniająca cały środek obudowy przetwornika, mająca jak to u Beyerdynamica niepospolity kolor, w tym wypadku brązu z lekka wpadającego w fiolet. Wieńczy to wszystko solidnie wyścielony nagłowny pałąk, obszyty welurem o ładniejszej czerni niż same pady.

Beyerdynamic_T90_4Kabel jest nie odpinany i doprowadzono go do lewej muszli. Okazuje się cienki i nie budzi respektu wyglądem, bo nie ma oplotu tylko gołą plastikową izolację. Sprawuje się jednak bez zarzutu, a sposób mocowania czyni go wygodniejszym. Zakończony jest małym jackiem, na który można nakręcić duży, co zabezpiecza przed zgubieniem, ale zmusza do korzystania wyłącznie z przejściówek samego Beyerdynamica.

Całość zapakowana została w tradycyjne dla firmy etui z tworzywa, porządnie się prezentujące i bardzo praktyczne w transporcie.

Beyerdynamic_T90_5Patrząc od strony technicznej najważniejsze są oczywiście przetworniki klasy „Tesla”, zapewniające znakomity dźwięk. W przypadku modelu T90 przenoszą one pasmo 5 Hz – 40 kHz przy impedancji 250 Ω i skuteczności 102 dB, co powinno skutkować łatwością uzyskania odpowiedniego dźwięku nawet za pośrednictwem niespecjalnie wydajnego prądowo wzmacniacza, co mogę z własnej praktyki potwierdzić. Nie znajdziemy tu natomiast zastosowanego w modelach najwyższych kątowego ulokowania przetworników względem głowy słuchającego, co rodzi obawy o brak nawiązania do holograficznej szkoły dźwięku rodem z flagowca T1. No i faktycznie – takiej holografii tym razem nie będzie.

Względem T1 jest też znacznie skromniej w wymiarze estetycznym, bez nawiązania do dyskretnej acz zarazem wytwornej elegancji jaką nas flagowe Beyerdynamiki obdarowują, a i pasmo przenoszenia licząc od góry jest o 10 kHz węższe. Jednocześnie jest ono szersze o 5 kHz względem dawnych modeli szczytowych, a przede wszystkim mamy te sławne już „Tesle”. Z kolei również nowy i troszkę tylko tańszy model T70 także wprawdzie posiada przetworniki nowego typu i przenosi identyczne pasmo, ale ma dla odmiany konstrukcję zamkniętą.

Beyerdynamic_T90_6Ogólnie zatem słuchawki Beyerdynamic T90 zaliczają się do czegoś w rodzaju słuchawkowej wyższej klasy średniej. Nie są przeciętne i nie są również jakościowo wyżyłowane. Przetworniki Tesla gwarantują im wysoką jakość, a reszta została potraktowana bez egzaltacji ale i nie po macoszemu. W efekcie otrzymujemy produkt, jak to się mówi – dobry, a w każdym razie z takim do czynienia mieć powinniśmy. Że powinniśmy, o tym utwierdza nas szybko rosnąca wokół tych nowych T90 fama, głosząca wszem i wobec, że oto pojawiły się wyborne słuchawki za całkiem możliwe do przyjęcia pieniądze, toteż hajda bracie, ruszaj żwawo ich słuchać, bo mogą być w sam raz dla Ciebie. Nie pozostaje zatem nic innego jak udać się na odsłuch i się przekonać.

Odsłuch

   Zacznijmy od bardzo modnego ostatnio słuchania z Internetu.

Beyerdynamic_T90_7Podłączone do DAC-9 NuForce’a, biorącego sygnał z karty muzycznej Asus Xonar Essence STX po kablu optycznym Belkin, zagrały T90 bardzo przyjemnie i ze sporym rozmachem. Dźwięk był gładki, dynamiczny i szczegółowy. Nie dawał się w nim odszukać najmniejszy nawet techniczny nalot ani żadna sztuczność czy powierzchowność. Był wystarczająco głęboki, dźwięczny i przestrzenny. Zwłaszcza rewir sopranowy budził uznanie, nie powodując żadnych odczuć pejoratywnych; przeciwnie, radując uszy elegancją i spokojem. Przeniknięcie w muzyczny materiał było całkiem głębokie, a fortepian czy ludzkie głosy brzmiały naprawdę satysfakcjonująco. Nie była to aż magia ani żaden zachwyt, ale na pewno zadowolenie ze słuchania rzeczy naprawdę porządnie podanych i możliwych do brania w artystycznym wymiarze, a nie tylko na zasadzie takiego sobie grania. Również trudniejszy materiał, jak ciężki rock czy wielka symfonika, dostarczały jak najbardziej pozytywnych odczuć. Oficjalny klip Metaliki „Nothing Else Matters” zabrzmiał naprawdę ciekawie – z doskonale oddaną atmosferą uczuciową i mocnym basowym akcentem postawionym na znakomitej rytmice. Jedynie ogólna atmosfera mogłaby być nieco mroczniejsza, a całość mieć większą basową potęgę. W zamian było bardzo gładko, bardzo szczegółowo i bardzo przejrzyście. Także VII symfonia Beethovena pod batutą Carlosa Kleibera zabrzmiała pierwsza klasa. Tak jakby przeczytawszy co napisałem zdanie temu, mroczniej i potężniej.

Beyerdynamic_T90_7Odnośnie samych słuchawek T90. Na tle internetowego materiału można odnosząc to do ich porównania z Sennheiserem HD 650 napisać, że  podobnie jak onegdaj w takim samym porównaniu Beyerdynamiki DT 880 PRO zagrały bardziej precyzyjnie, jaśniejszym dźwiękiem i z lepszą separacją wszystkiego, a mniejszym naciskiem na artystyczne skłębienie i podkreślanie podstawy basowej. Dużo bardziej szczegółowo, ze znacznie mocniej uwydatnionym szumem podkładu, ale mniejszą muzykalnością i mniej nastrojowo.

Beyerdynamic_T90_8Cóż, nie od dziś wiadomo, że Sennheisery HD 650 napędzane źródłem komputerowym potrafią złapać wiatr w żagle i wówczas niełatwo im sprostać. W ogóle te słuchawki to dziwak. Z Virtusem ORT nie dało się ich słuchać i tam Beyerdynamic T90 wręcz je rozwałkował, a z DAC-9 NuForce’a okazały się bardziej inspirujące. Najpewniej za sprawą tej ich mroczności i artystycznych niedopowiedzeń, akurat tutaj dobrze funkcjonujących na bazie słabej jakości komputerowego materiału, rasowanego pracowicie przez NuForce’a, acz nie do końca z pozytywnym rezultatem.

Od komputerowych preludiów przejdźmy do normalnego słuchania w oparciu o odtwarzacz Cairn i wzmacniacz słuchawkowy Sonic Pearl po sławnym niegdyś interkonekcie węglowym  van den Hul’a.

Beyerdynamic_T90_9Na początek wziąłem muzykę filmową, w której Beyery zawsze dobrze się spisują, bo im i sobie chciałem zrobić przyjemność. Poza tym wybrałem wzmacniacz Sonic Pearl, ponieważ jego bardzo głębokie, barwne i dynamiczne brzmienie powinno tym słuchawkom szczególnie odpowiadać.

Włożyłem do Cairna krążek z filmowymi przebojami Enio Moricone i już po paru sekundach aż siadłem z wrażenia. A przecież z komputerem wydawało się grać tak dobrze. Tymczasem teraz…

Odsłuch cd.

Beyerdynamic_T90_10  Wyjąłem płytę z odtwarzacza i pomaszerowałem z nią na drugi koniec pokoju do komputerowego napędu Asusa i NuForce’a. No tak, no niestety – trzeba wiedzieć co jest światłem, a co cieniem. Co kopią, a co oryginałem. Jak mi się jeszcze raz jakiś bęcwał w necie odezwie, że słucha na byle czym i z byle czego, a sprzęt nie ma dla niego żadnego prawie znaczenia, bo z wszystkim jest mu jednako wygodnie i tak właśnie powinna wyglądać prawidłowa percepcja muzyki, bo wszystkie te sprzętowe zabiegi to wygłupy i wyrzucanie pieniędzy w błoto (a w Internecie niemało jest takich mędrków i nawet grupy wzajemnego wsparcia potworzyli na różnych forach, a tak ogólnie to czasy mamy teraz bęcwalskie i wielki na bęcwałów urodzaj), no więc jak coś takiego znowu napotkam, to chyba lżył będę od najgorszych, bo takie gadanie krzywdę wielką ludziom wyrządza i od prawdziwych muzycznych przeżyć ich odsuwa.

Uniosłem się, ale nie szło inaczej. Bo niby doskonała karta dźwiękowa, najlepsza jeśli nie liczyć profesjonalnych, jak również DAC wysokiej klasy i po zacnym optycznym kablu, żeby nie było na ten temat głupich uwag, a różnica w muzycznym obrazie tak ogromna, że aż mi dech zaparło. A przecież Cairn to żadne cudo i Sonic Pearl świetny wzmacniacz, ale nie zaraz wielki arystokrata jakiś za krocie, a także same słuchawki też nie szczyt szczytów wymagający jakiegoś wyjątkowego się z nim obchodzenia. A jednak aż taka różnica. Jak między dniem a nocą.

Beyerdynamic_T90_11Głębia! – chciałoby się zawołać. Gdzie jest w tym komputerowym graniu głębia? Głębia brzmienia, barw, sceny, przeżywania? To przecież tylko karykatura jakaś. Szary proszek, jakby ktoś muzyczną podłogę pozamiatał i tylko ten pozamiatany kurz wdychał. Cóż za bezsens. A wcale nie chcę przy tym krytykować NuForce’a. Wiele bardzo dobrych wzmacniaczy na jego miejscu stało i wcale lepiej się nie spisały. On jest całkiem w porządku i karta dźwiękowa też. Ale jak temu nie podpiąć jakichś słuchawek typu „czary mary diabeł stary”, w rodzaju Sennheisera HD 650, albo jeszcze lepiej Denona AH-D600, to daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia. Muzycznych kształtów żaden cud nie natchnie do istnienia. (Parafrazując Adama Asnyka.) Ale i z tymi diabelskimi czarodziejami też to będzie zaledwie namiastka i nie udawajmy sami przed sobą, że inaczej być może. Owszem, źródła plikowe – jak tego dowiódł Astell & Kern, a nawet znacznie skromniejszy odeń HiFiMAN HM-601 – mogą na plikach MQS czy nawet Flac brzmieć fantastycznie, a już z odpowiednim wzmacniaczem w torze szczególnie dobrze, ale normalne komputerowe granie w oparciu o You Tubowe zasoby jest w sensie muzyki branej na serio tylko dla naiwnych i my się nie będziemy bawić w takie naiwne granie, choćbyśmy sami w pierwszej chwili na tę naiwną prezentację dali się nabrać. Beyerdynamic T90 to zbyt dobre słuchawki, żebyśmy nie mieli im wierzyć, a one na cały ten komputerowy tor pluły i jeszcze szurały nogami. To oczywiście nie znaczy, że muzyki z You Tube nie warto słuchać. Warto, ale głównie w celach rozpoznawczych albo jako tła. A jeśli ktoś serio rozważa słuchanie jej na co dzień dla samej audiofilskiej przyjemności, albo chce słuchać płyt z komputerowego napędu, to innego rozwiązania jak półśrodek w postaci nabycia słuchawek Denon AH-D600 nie widzę.

 Odsłuch cd.

   Wracajmy tedy co prędzej do Cairna i Sonic Pearl.
 

Beyerdynamic_T90_12Przemierzyłem na tym zestawie cały muzyczny krajobraz od różnej ciężkości rocka poczynając, a na wielkiej symfonice skończywszy. Bardzo z tej wycieczki wróciłem usatysfakcjonowany, nie znajdując żadnego zakątka, którego odwiedzenie nie sprawiłoby mi radości. Szczególną frajdą częstował drajw. Słuchawki T90 i wraz z nimi cały system swingowali naprawdę świetnie, a rytm sam się wybijał. Ręce i nogi za nic nie chciały pozostawać w bezruchu. Jednocześnie wszystkie składniki muzycznego spektrum, zarówno w rozbiciu na gatunki jak i na same składowe dźwięku, wykazywały bardzo dobre wyważenie i znakomity przepis na satysfakcję. Wszystko – soliści i chóry, poszczególne instrumenty jak i całe zespoły, grupy kameralne czy wielkie orkiestry – absolutnie wszystko to brzmiało wyraziście, rytmicznie, ciekawie i wciągająco. Po prostu chciało się słuchać, a już po przejściu z systemu komputerowego radość tego słuchania była naprawdę ogromna i w  audiofilski postrzeganiu rzeczywistości było to coś na kształt odzyskania wzroku.

Na koniec sięgnąłem po system ekstremalny. Dwadzieścia razy droższy odtwarzacz, trzy razy wzmacniacz i dziesięć razy interkonekt.

Beyerdynamic_T90_13Różnica też była spora, ale daleko mniejsza niż przy przejściu poprzednim, bo tam powrót do stanu sprzed przeskoku oznaczał katastrofę, a tu bynajmniej. Trzeba jednak wypunktować różnice. Dwugłowy odtwarzacz i dwugłowy słuchawkowy wzmacniacz znacząco podnieśli temperaturę przekazu. Poza tym pokazali też coś, co na dużo niższym poziomie ukazały poprzednio słuchawki Sennheiser HD 650, mianowicie artystyczny spektakl a nie tylko pewien zarys ogólny. W stosunku do Cairna i Sonic Pearl było nie tylko cieplej, ale też bardziej spontanicznie. To była prawdziwa muzyczna zawierucha a nie uporządkowana akademia. Dźwięki kłębiły się, wzajemnie przeszywały i nawzajem siebie oplatały. Poza tym było znacznie bardziej, jak to się mówi, analogowo. Ludzkie głosy wypadały bardziej naturalnie, urzekająco, miękko i spontanicznie. Zupełnie bez powierzchniowej twardości i naprężenia, a przy tym słodko i zmysłowo w przypadku tego typu kobiecych wokali. Ogólnie biorąc na muzycznej scenie działo się zupełnie inaczej i działo się więcej. Ale na szczęście ten całkiem inny spektakl nie odsuwał poprzedniego w cień i nie kazał uważać go za jakąś marność niewartą słuchania, bo tamten rytm, tamta przestrzeń i tamte brzmienia też potrafiły porywać, chociaż na innej zasadzie. Trochę mniej prawdziwej i mniej obfitej, ale wciąż mimo to fascynującej i przynoszącej wielką radość. Cóż, flagowy odtwarzacz Accuphase, dysponujący nowatorską metodą obróbki dźwięku, właśnie za takie artystyczne uniesienia każe sobie aż tyle płacić i dlatego inni w jego towarzystwie tyle zyskują, a bez niego tyle tracą.

Podsumowując

Beyerdynamic_T90_14  Nowe najlepsze słuchawki otwarte od Beyerdynamica, zbrojne systemem „Tesla” i wielką renomą własnej marki, nie rozczarowują. Jeżeli już mieć im coś za złe, to to jedynie, że właśnie nie rozczarowują, a tylko spełniają z dużą dokładnością pokładane w nich oczekiwania i nic ponad to. Niczym nie zaskakują ani w sensie pozytywnym, ani negatywnym. Grają dokładnie tak jak należało tego oczekiwać – wyraźnie lepiej od DT 880 i DT990, a jednocześnie odczuwalnie słabiej od T1. No ale taką przecież narzucono im rolę i niby jak miałyby wyjść poza nią? Zagrać lepiej od flagowca albo gorzej od jego poprzedników? Bez sensu. Zarazem typ prezentacyjny przetworników „Tesla” jest na tyle specyficzny i wyraziście zarysowany, że chyba nie sposób go przełamać, tym bardziej, że zupełnie nie ma takiej potrzeby.

Już opisując T1 zwracałem uwagę na ich wybitny drajw. Więcej niż wybitny – rewelacyjny. I dokładnie, czy niemal dokładnie, to samo pokazały T90 z Sonic Pearl. Jednocześnie drajwowi temu towarzyszyła znakomita szczegółowość i świetna klasa ogólna, a wzmacniacze lampowe i odpowiedniej jakości odtwarzacze potrafią do tego dorzucić bardzo wysoką temperaturę, wybitną muzykalność i przełamanie tego czegoś, czego przezwyciężenie w szkole gry „Tesli” jest najtrudniejsze, czyli pewnej twardości powierzchniowej dźwięków. Przebicie ich nieprzenikliwej w słabszych systemach powłoki i uczynienie ich „chmurą” a nie czymś w rodzaju roju dźwiękowych mydlanych baniek jest naprawdę niełatwe, ale okazuje się do zrobienia, a wówczas staje się tak dobrze, że dalej idą już tylko naprawdę bardzo wybitni słuchawkowi organizatorzy dźwiękowej magii, za których zaangażowanie trzeba z reguły bardzo słono zapłacić, podczas gdy za T90 nie trzeba i mimo to też jest świetnie.

Beyerdynamic_LogoAle nawet bez tego przebicia, a w pewnym sensie właśnie za tego braku przebicia sprawą, ich muzyka także potrafi zachwycać, zyskując właśnie dzięki tej nieprzenikliwej sprężystości specyficzny walor, bardzo satysfakcjonujący w odbiorze, bo doskonale uwypuklający rytm i  podkreślający rozległość przestrzeni w połączeniu z doskonałą separacją oraz porządkiem, wolnymi od jakiejś narzucającej się sztuczności czy zatomizowania. Szczególnie dobrze wypada wówczas muzyka elektroniczna, lecz także rock za sprawą tego jedynego w swoim rodzaju sprężystego drajwu ukazuje się na muzycznym obrazie T90 naprawdę przednio. I w ogóle każdy rodzaj muzyki oddany zostaje wówczas znakomicie, jak to już skonstatowałem na samym początku opisu brzmienia T90 z Sonic Pearl.

W sumie nie pozostaje zatem nic innego jak te nowe T90 za ich styl aranżacyjny pochwalić i cieszyć się, że wicelider od Beyerdynamica jest zdecydowanie tańszy od wiceflagowych Sennheiserów HD700, a jednocześnie dużo bardziej od nich udany dźwiękowo i muzycznie inspirujący, chociaż nie taki pod względem aparycji efektowny.

W punktach:

Zalety

– Wspaniały drajw.

– Świetna szczegółowość.

– Budują wciągający spektakl.

– Tylko minimalnie za najlepszymi.

– Bezproblemowe soprany.

– Solidny bas.

– Potrafią częstować wspaniałą wokalizą.

– Dobra przestrzeń; czasami więcej niż dobra.

– Naturalna, jasna w odcieniu kolorystyka.

– Z porządnym sprzętem wspaniały realizm.

– Bez ograniczeń jakościowych od góry.

– Duża progresja wraz z poprawą systemu towarzyszącego.

– Nawet w słabszym towarzystwie dobre do muzyki elektronicznej.

– Całkiem wygodne.

– Niespecjalnie drogie.

– Wyraźnie tańsze i lepsze od sennheiserowskiego konkurenta.

– Przyzwoicie się prezentują.

– Solidnie wykonane.

– Niepodatne na uszkodzenia.

– Przetworniki „Tesla”.

– Renoma marki.

– Polski dystrybutor.

 

Wady

– Stosunkowo trudna do wydobycia muzykalność.

– Raczej nie do byle jakich systemów.

– Ciut lepsza prezencja by im nie zaszkodziła.

– Podobnie jak efektowniejszy kabel.

– Nie mówiąc już o odpinanym.

 Sprzęt do testu dostarczyła firma:

konsbudhifi

Dane techniczne:

Konstrukcja otwarta.

Przetworniki „Tesla”.

Pasmo przenoszenia 5 Hz – 40  kHz.

Impedancja 250 Ω.

Skuteczność 102 dB.

Waga 330 g.

Kabel długości 3 mzakończony małym jackiem z przejściówką na duży w komplecie.

Cena: 1 990 zł.

Dystrybucja: Konsbud Hi Fi.

 

W teście użyto:

Źródła: Asus Xonar Essence STX, Cairn Soft Fog V2, Accuphase DP-900/DC901.

Wzmacniacze słuchawkowe/DAC: NuForce DAC-9, WBA Virtus ORT, Ear Stream Sonic Pearl, ASL Twin-Head MarkIII.

Słuchawki: Sennheiser HD 650, Beyerdynamic T90.

Interkonekty analogowe: Acrolink 8N-A2080III Evo, Tara Labs Air1, van den Hul „First Ultimate”.

Kable optyczne: Belkin, Hama.

Pokaż artykuł z podziałem na strony

14 komentarzy w “Recenzja: Beyerdynamic T90

  1. Maciej pisze:

    Bardzo dobra recenzja. Jako posiadacz podobnego modelu potwierdzam wiele wniosków.

  2. Michal pisze:

    To może do kompletu recenzja T70 w przyszłości? Zbierają cięgi u recenzentów a w rzeczywistości grają wybornie

    1. Piotr Ryka pisze:

      W przyszłości na pewno. I T5p oraz modeli przenośnych.

  3. Michal W. pisze:

    T90 też się oberwało od co najmniej jednego „światowego eksperta”, a tymczasem da się z nich wycisnąć naprawdę dużo dobrego grania, tyle że ich sposób zestrojenia w stylu „nic za darmo” punktuje słabsze zestawy audio bezlitośnie.

    1. Michal pisze:

      Mam takie samo wrażenie słuchając T70, bezlitośnie ukazują słabość źródła

  4. Greg pisze:

    Witam,
    Przymierzam się do T90, dlatego chciałbym zadać pytanie o wysokie tony w tym modelu.
    Na wykresach wyglądają na nieco dominujące, w niektórych recenzjach można trafić na określenia typu: wysokie mają tendencje do sybilizacji, potrafią zakłuć itp.
    Jak można ten zakres w T90 porównać do np. Grado 325is,
    pozdrawiam, i życzę najlepszego na nowy rok!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Moim zdaniem T90 mają wysokie tony lepsze niż Grado 325is, i w ogóle to lepsze słuchawki. Mnie bardzo się podobały. Nie jest trudno o dobry dla nich wzmacniacz.

  5. fallow pisze:

    Gratuluje bardzo dobrej recenzji!

    Poświęciłem tym słuchawkom spory kawał czasu i z perspektywy czasu zgadzam się w zdecydowanej większości z tym co zostało tutaj na ich temat przedstawione.

    Największym wyzwaniem w przypadku T90 nie jest ani potężny mocowo wzmacniacz gdyż przetworniki Tesli są raczej łatwe do rozpędzenia ani też uzyskanie pożądanego balansu tonalnego – słuchawki bardzo dobrze reagują na zmianę źródła lub wzmacniacza oraz innych elementów toru…

    Tym wyzwaniem jest – tak jak wyłuszczył to Piotr Ryka – przełamanie teslowej sterylności. Mimo, ze T90 graja jak na tesle bardzo dynamicznie i żywo (w porównaniu do T70, T1 czy T5) sterylność jest cechą z której dość trudno je wyrwać.

    Zdecydowanie nie wystarczy tutaj „dodać ciepla” czy „utemperować górę” lub „dodać trochę impaktu na basie”. Chodzi o finezję, polot, pewien impresjonistyczny zapęd którego im po prostu brak. Te słuchawki to świetny rzemieślnik z rozmachem w kontekście żywiołości czy dynamiki (zabijcie mnie ale lubie je bardziej akurat w tym jednym kontekście niż wszystkie inne Beyery jakie znam) ale o wspomniany polot czy zapędy impresjonistyczne musimy zadbać sami.

    Odpowiedni DAC, odpowiednie okablowanie oraz co powinno stanowić podstawę – wzmacniacz lampowy, najlepiej OTLowy (ale to oczywiście kwestia gustu).

    Przetestowałem sporo sprzętu z tymi słuchawkami i nie ulega dla mnie wątpliwości, że OTL i T90 są dla siebie stworzone.

    Przerobilem także całą ogromną rodzinę lamp 6SN7 i pochodnych oraz 6AS7/6080 i pochodnych.

    Tylko i wyłącznie dobór odpowiednich lamp pozwolił mi w końcu ich sterylnośc a wcale prosto nie było. Wybitne audiofilskie szlagiery pokroju Tung-Sol Round Plates czy Sylvania Bad Boy, MELZ 1578, Micky Mouse Ears, Chrome Dome po prostu nie pasują. Klasyki 5692 już wypadają lepiej, zwłaszcza te które mają dość eteryczną i eufoniczną średnicę. Póki co, najlepiej wychodzi u mnie RCA z lat 40tych oraz RCA 5692 również w najwcześniejszej wersji. Brimar również dobrze się sprawdza. Ken-Rad ma niestety zbyt suchą średnicę – za to świetną energię na basie. Wspomniany król – TS Round Plates – niestety jest zdecydowanie zbyt mało lotny sam w sobie, Bad Boy jest za mało bad w basowych rejestrach…:)) O dziwo już lepiej wypadają późniejsze Sylvanie GTA/GTB.

    Dobór lampy wejściowej jest bardzo ważny, ale prawdziwy przełom to dobranie odpowiedniej lampy wyjściowej/mocy.

    Bardzo lubie brzmienie 6AS7. Z reguły wzmacniacz oparty na takich lampach jest bardzo wdzięczny „w strojeniu” ponieważ pomimo róznych wytwórców samych 6AS7 – możemy korzystąć także z bogatej rodziny zamienników: 6080 w przeróżnych wersjach od standardowych po legendarne Bendixy, 5998, 2399, 421A, 7236, 7802, 6520…

    Z tych wszystkich lamp, kluczowe było użycie lampy która obiegowo gra bardzo przestrzennie, i idzie lekko w „surrealizm”. Bardzo ładnie T90 grają razem z 5998 czy 421A, ale to wybitne rzemiosło dalej brak polotu, mimo że można się w tym brzmieniu zakochać.

    Dopiero Bendix 6080WB, surrealista, zapewnił pożądaną doże impresji 🙂 Nie tyle, żeby można było powiedzieć że zmienił się charakter T90 ale w końcu ktoś poluzował twarde sznury na których Tesla jest zawieszona.

    Pozdrawiam,
    Prawdziwy fallow 🙂

    1. nowy pisze:

      Potwierdzam T90 i OTL (HV-1) udana para , grają naprawdę dobrze .

  6. Maciej pisze:

    Ja cały czas mam problem z Teslą, męczy mnie ten peak ok 5-7kHz, Lubię głośniej posłuchać i Tesle jakieś sztywne. A szkoda bo lubię Debeyrdynamica bardzo i ich design.

  7. Krzysztof pisze:

    Nie mam możliwości odsłuchania T90. Obecnie używam DT880 250 ohm. Mam do tego lampowy wzmacniacz Feliks Espressivo. Gra to fajnie. Szczegółowo i dość jasno. Jednocześnie z domieszką lampowy go ciepła. Coś mnie pcha w stronę zmiany słuchawek. Skłaniać się właśnie w stronę T90. Warto zaryzykować? A może od razu T1?

    1. Wiceprezes pisze:

      Szczerze zalecam cierpliwość i czekać na T1 V2, bo T90 mają duży odsetek „odtrąceń” – wielu znajomych miało, testowało i nie zatrzymali się przy nich na dłużej. Z Twoim Feliksem pewnie zagrałyby dobrze, bo to wzmak do słuchawek o raczej wyższej impedancji, ale w porównaniu z nowymi T1 prawdopodobnie nie będą miały żadnych szans – to po porostu inna liga. I nawet porównanie na samym ifi iDSD wystarczyło, żeby to zauważyć – to była przepaść jakościowa na korzyść T1…

  8. Tomek pisze:

    Witam, gratuluje bardzo ciekawej recenzji. Zastanawiam się nad zakupem, chciałbym wiedzieć jak wygląda generowana przez T90 scena w odniesieniu do AKG Q701 czy Philips Fidelio X2. Czy miał Pan może okazję ich bezpośredniego porównania i mógłby wskazać główne różnice przytoczonych modeli. Pozdrawiam i proszę o odpowiedz.

    1. Tomek pisze:

      Pozwolę sobie dodać że słucham głównie muzyki filmowej, akustycznej. Które z oferowanych słuchawek poleciłby Pan do takiego zastosowania?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy