Recenzja: Shure SRH1840

Shure_SHR_1840   Firma Shure nie została wprawdzie założona w 1840 roku, ale rok 1925 też był dawno, a wówczas to Sidney N. Shure założył w Chicago The Shure Radio Company, zwaną dziś Shure Incorporated. Firma początkowo zajmowała się dostawą podzespołów radiowych do samodzielnego montażu, a z czasem  oferta rozrastała się o mikrofony, wkładki gramofonowe, sprzęt medyczny, taśmy i głowice magnetofonowe, miksery dźwięku, procesory DSP, kolumny głośnikowe, a na koniec także słuchawki. Najpierw od 1997 douszne, a poczynając od 2009 roku także nauszne. Recenzowałem kiedyś douszny model E3, obecnie zastąpiony przez SE315, i zrobił znakomite wrażenie niezwykle realistycznym i neutralnym w dobrym znaczeniu tego pojęcia dźwiękiem. Tym razem mam przed sobą SRH1840, najznamienitszy wyrób w katalogu pełnowymiarowych słuchawek Shure.

Sporo już one namieszały, zyskując w recenzjach dużo gwiazdek, a u użytkowników opinię bardzo dobrych i niespecjalnie drogich konkurentów dla wysokich modeli dominujących na rynku słuchawkowym marek. Czy to faktycznie konkurent, a jeżeli tak, to jakiego formatu, będzie okazja sprawdzić, a na razie jak zwykle  słów parę o powierzchowności, wygodzie i aspektach technicznych.

Budowa

Shure_1840_20

No i tak to się powinno pakować!

   Pierwsza rzecz jaka się narzuca, to lekkość. Słuchawki są lekkie (268 g) i bardzo dobrze osiadają na głowie. W efekcie są oczywiście wygodne. Przyczyniają się do tego owalne muszle w dużym rozmiarze, zdolne objąć swobodnie każdej wielkości uszy, a także w dobrym gatunku pady, których są dwa komplety – skórzany i welurowy. Do wygody przyczynia się też dość długi (2,1 m) i elastyczny kabel z miedzy beztlenowej obciągniętej kewlarem. Na dodatek odpinany, a więc otwierający drogę do poszukiwania lepszych zamienników. Rzeczą niespotykaną jest fakt, że słuchawki dostarczane są z dwoma kompletami tych odpinanych kabli, dzięki czemu nie musimy obawiać się skutków przypadkowego zniszczenia jednego z nich. Zdublowanie nie ogranicza się przy tym do samych kabli, bo padów także są dwa zestawy – aksamitne i skórzane. Zapasy jak na zimę.

Shure_1840_05

Na stojaku Omega jak w domu

Druga istotna sprawa, to solidność konstrukcji. Mimo że lekkie, słuchawki wyglądają na bardzo wytrzymałe. Tworzywo muszli nie sprawia wrażenia kruchości, a sprężynujący metalowy pałąk wydaje się odporny na uszkodzenia. W dodatku muszle nie są pokryte lakierem, tylko pozostawiono im kolor odlewu, dzięki czemu nie będę się rysować i nic nie będzie z nich odpryskiwać. To bardzo ważne. Z moich leciwych Sennheiserów HD 600 i HD 650 lakier poobłaził w sposób tak paskudny, że nie sposób ich na użytek recenzji fotografować. Okropnie to wygląda i zupełnie nie przystoi słuchawkom, jakby nie było, flagowym i to od bardzo sławnego producenta. U Shure tego nie ma, a wytwórca szczyci się wykonaniem oprawy przetworników ze stopu aluminiowego o specyfikacji lotniczej oraz osłonami w postaci stalowych grilli, gwarantujących najwyższą lekkość i trwałość. Rzeczywiście, rzuca się w oczy, że grille te są z bardzo cienkiej ale i bardzo mocnej siateczki, dzięki czemu dźwięk może propagować przez nie swobodnie, co powinno mieć dobre przełożenie na jakość sceny.

Shure_1840_04

Pełna elegancja

Ogólnie biorąc doznania wzrokowe i dotykowe oraz wygoda noszenia sprawiają bardzo dobre wrażenie. Nie jest to co prawda wyszukany luksus, ale rzecz ładna a nawet  na swój dyskretny sposób efektowna, i pod każdym względem pozytywna w odbiorze. W dodatku także bardzo porządnie zapakowana w wielkie lakierowane pudło, skrywające doskonałej jakości podróżny neseser wyłożony piankową wyściółką.

Odnośnie wyglądu można na koniec dopowiedzieć, że jego estetyczna elegancja i brak prób przyciągania uwagi jakimkolwiek efekciarstwem, stanowi pewną paralelę do brzmienia, pospołu łącząc się z nim w coś rzeczywiście wartościowego, mającego wymiar inny niż chwilowa sensacja.

Shure_1840_01

I do tego lekkie

Gdy chodzi o sprawy techniczne, przetworniki mają średnicę 40 mm i są jak zwykle w wysokiej klasy słuchawkach dynamicznych napędzane magnesami neodymowymi. Skuteczność wynosi 96 dB, pozwalając na współpracę ze sprzętem mobilnym, a 65 ohmowa impedancja nie jest szczególnie niska ani wysoka. Słuchawki przenoszą niespecjalnie szerokie pasmo 10 Hz – 30 kHz, ale szerokość pasma jak wiadomo o niczym nie przesądza.

Samo Shure chwali się wyjątkową naturalnością brzmieniową, imponującą ekstensją sopranów oraz akuratnością dolnych zakresów, łączącymi się z brakiem rezonansów i innego rodzaju zniekształceń w coś mającego ogólnie niezrównaną wartość użytkową. Pamiętając jak grały Shure E3, wcale nie traktowałem tego z przymrużeniem oka.

Brzmienie

Shure_1840_03

Przetwornik w pełnej krasie

   Zacznijmy od Asusa Xonara i podpiętego weń Ear Stream Sonic Pearl. I zacznijmy dla nabrania dźwiękowych odniesień od Sennheiserów HD 600, o połowę wprawdzie tańszych, ale mających bardzo ugruntowaną audiofilską renomę.

Sonic Pearl to wzmacniacz o gęstym, nasyconym brzmieniu, bogatej kolorystyce wychodzącej z ciemnego, aksamitnego tła i lekko ocieplonej tonacji nałożonej na szeroko rozwarte pasmo. Oczy wyszły mi na wierzch, kiedy parę dni temu przeczytałem w pewnej recenzji, że zalicza się do chłodno grających. Dobra nasza, recenzje są subiektywne i każdy może pisać co chce, biorąc jednak oczywiście odpowiedzialność za własne słowa. A w ogóle to nie interesują nas teraz wzmacniacze tylko słuchawki, a o brzmieniu wzmacniacza wspominam jedynie byście wiedzieli do jak grającego toru je odnoszę.

No więc dla tych HD 600 przy komputerowym źródle brzmienie Sonic Pearl okazało się trochę za gęste, to znaczy trochę za bardzo dźwięki na siebie się nakładały i robił się z tego lekki bałagan. Perkusja zlewała się z wokalizą, tak jakby były jednym instrumentem, albo jakby wokalista siedział w środku bębna; i nie był to całościowo wichrzycielski styl Beyerdynamica, tylko trochę zbyt misiowaty i usiłujący upiększać Sennheiser, grający za ciemno i zbyt w jednym kotle. Nie, żeby to całościowo źle brzmiało, tylko postawiłem temu wysokie wymagania, no i za wysokimi się okazały. Bo, uważacie Waszmościowie, do każdego brzmienia można podchodzić z dwóch stron. Jak chcieć, żeby byle tylko jakoś nieźle było, to można nawet średniej klasy brzmieniem się zachwycić i mieć je za znakomite, no bo przecież świetnie się słucha i nic nie drażni, nie kłuje, nie dudni.

Shure_1840_06

Wygoda gwarantowana

Ale kiedy podchodzić od strony drugiej, z nastawieniem, że każdy błąd będzie się punktować i wszystkie aspekty po kolei przeglądać krytycznie, to oczywiście do każdego brzmienia można się przyczepić, a do takiego jak to właśnie słuchane, to już w cuglach. Zlanie dołu z górą i podcięcie sopranu było natychmiast widoczne i nie budzące wątpliwości. Zdecydowanie za bardzo się to wszystko kotłowało, nie chcąc przybrać całościowo właściwej formy o dobrze wyodrębnionych i dość precyzyjnie rozlokowanych źródłach.

Podpiąłem Shure i momentalnie dostałem czego chciałem. Brzmienie jaśniejsze, dokładnie oświetlone i wszystko z mroku wyciągające, a zarazem wolne od jakiejkolwiek agresywnej denaturalizacji, która takiemu silnemu oświetleniu lubi towarzyszyć. Wręcz przeciwnie, właśnie bardzo naturalne i zgodnie z klasyczną szkołą Shure neutralne oraz doskonale wyrażone w sferze sopranów. Naprawdę sztuką jest sprawić żeby soprany nie były przycięte, a jednocześnie miały zero świdrowania, piskliwości czy syku. A to właśnie Shure potrafią – obfity sopran, ale podany przestrzennie i elegancko, wręcz wytwornie. W połączeniu z otwartością i piękną organizacją sceny dało to głębokie audiofilskie westchnienie zadowolenia i uśmiech sympatii. No, Shure, dobrzeście się spisali. Tak trzymać. Kosztujecie swoje, ale nie bierzecie tych pieniędzy za darmo.

Shure_1840_07

Czas na starcie

Nie powiem teraz, że zaszedłem te amerykańskie słuchawki dla odmiany od drugiej strony, czyli od tyłu droższym konkurentem, bo Beyerdynamic T90 jest nieco tańszy. Też ma jednak renomę i aspiracje. Jego brzmienie w porównaniu było bardziej popisowe. Soprany właśnie wyświdrowane, a całość bardziej nerwowa, trochę dalej usytuowana, bardziej pogłosowa i bardziej błyszcząca. Skrótowo można powiedzieć, że dźwięk T90 zdecydowanie bardziej się iskrzył, nie mając tej całościowej elegancji i scenicznego porządku, którymi Shure najbardziej ujmowały. W większym stopniu był pokazowy i ekstrawagancki, a mnie kulturalny i staranny. Pod względem realizmu ustępował i w porównaniu wydawał się jakiś mniejszy, trochę zagubiony w przestrzeni, podczas gdy ten z Shure ogarniał, obudowywał słuchacza z każdej strony i całościowo był większy. Wtapiał w siebie i owijał sobą, a nie gdzieś tam rozgrywał się w dali.

Brzmienie cd.

Shure_1840_08

Arcyrywal w tej kategorii

   Ale po droższego konkurenta sięgnąć też trzeba. W tej roli jak to u mnie, wystąpiła Audio-Technica.

Niemal dwakroć droższy sparingpartner (4 500 naprzeciw 2 300 zł) wcale nie okazał się zabójczy. Faktem jest, że japoński flagowiec głębiej przenikał w nagranie, ładniej ukazywał perspektywę sceniczną, bardziej zbiegając ją ku horyzontowi, i ogólnie bardziej był popisowy, wilgotno brzmiący, kontrastowy i szczegółowy. Zarazem jednak trochę w tych popisach bywał męczący, choć niewątpliwie technicznie stał pod pewnymi względami na wyższym poziomie. Bardziej zdystansowany, skupiony na elegancji a nie samym ciągnięciu w górę sopranów, a także szarawo neutralny a nie kontrastowo biało-czarny obraz flagowca Shure wcale nie wypadał słabiej, tylko po prostu inaczej. No owszem, pod pewnymi względami nie dorównywał, ale podobnie jak w przypadku konfrontacji z T90, bardziej był wszechobecny, ogarniający sobą, a przede wszystkim wyższy w pionie i bardziej postawny, tak jakby oglądać paradę wyższych wzrostem żołnierzy.

Przejdźmy do torów mających za źródło odtwarzacze

Zacznijmy na początek skromnie, ale wcale nie tandetnie. Od odtwarzacza Sony 222ES spiętego wartym sto złotych interkonektem Profigolda z popularnym wzmacniaczem słuchawkowym Music Hall ph25.2, wycenionym na niecałe dwa tysiące.

Shure_1840_11

„Ważenie” zawodników

Zagrało to z Shure w pewnej odwrotności do Sonic Pearl z Asusem, to znaczy połyskliwie i popisowo; trochę za kontrastowo i natarczywie, ale mimo to ciekawiej od w porównaniu przyciętych sopranowo HD 600. Na rockowym materiale (Metallica) przewaga obecnego amerykańskiego flagowca nad dawnym niemieckim była bardzo wyraźna w mierze żywiołowości, naturalności i wrażenia uczestnictwa.

Z kolei w porównaniu do T90 Shure pokazały większy porządek, lepszą organizację sceny i lepsze wyciągnięcie z tła wokalizy. Wykończenie dźwięków miały staranniejsze, a soprany bardziej aksamitne. Nie znaczy to, że T90 zostały zdominowane, ale techniczna wyższość Shure dawała się zauważyć, choć łatwo mogę sobie wyobrazić tych, którym mniej wyrafinowany a bardziej podekscytowany styl T90 spodoba się bardziej.

Shure_1840_13

Kto wygra to starcie?

Także w konfrontacji z dużo droższą Audio-Technicą nie dały się Shure stłamsić, udowodniając wysoką klasę. W budżetowym systemie okazały się mniej jazgotliwe i choć trochę bardziej zdystansowane i nie tak głęboko odzwierciedlające indywidualizm głosów, w tym lekkim zdystansowaniu, uporządkowaniu i elegancji, wspieranymi przez ich większy i bardziej otaczający dźwięk, okazały się godnym przeciwnikiem i całkowicie realną alternatywą, zwłaszcza w świetle dużo niższej ceny.

Brzmienie cd.

Shure_1840_14

Po zaciętej walce…

   Drugim systemem był odtwarzacz Accuphase DP-510 spięty van den Hul’em z dzielonym wzmacniaczem słuchawkowym Heed Canalot + PSU, wycenionym na 3 390 zł.

Wzmacniacz Heeda ma dwa znaczniki. Buduje silny pogłos, w czym podobny jest do słuchawek Audio-Techniki, i ostro ciągnie soprany, mając tendencję do ich przejaskrawiania, co trzeba temperować. Właśnie dlatego sparowałem go z Accuphase i właśnie dlatego van den Hul’em. Dobrze to wypadło, co z miejsca pokazały Sennheisery. Ich wcześniejsze zlanie, przygaszony sopran i brak scenicznego porządku zostały natychmiast odprawione, a całościowy dźwięk okazał się tylko nieznacznie gorszy niż u Shure. Gorszość ta wynikała ze słabszego ataku, mniejszej dynamiki i nieco słabszej sceny, a przede wszystkim z mniejszej złożoności sfery sopranowej, którą Shure potrafiły uczynić wielowarstwową i trójwymiarowo sferyczną, a nie tylko strzelistą. Ale była to gorszość całościowo nieznaczna.

Shure_1840_15

… czas na siestę.

Ciekawe przeobrażenie zaszło u T90, które naraz nabrały aksamitnego wygładzenia i się ogólnie uspokoiły, choć absolutnie nie w stopniu możliwym do uznania za spokojny, tylko z życiem, ale gładziej na powierzchni i z lepszą całościową organizacją. Także w konfrontacji z nimi Shure wygrywały większym bogactwem przestrzennym sopranów i znów była to różnica niewielka, ale dla kogoś ceniącego elegancję i wielowymiarowość brzmienia mająca znaczenie.

Ciekawa metamorfoza dotknęła także Audio-Techniki, która podobnie jak Sennheisery najwięcej zyskała. W porównaniu z nią Shure zagrały spokojniej i z większym dystansem, podczas gdy ona rozświetlała soprany i płonęła wyraźnie silniejszym muzycznym płomieniem. To również nie była duża różnica, ale tym razem wybrałbym Audio-Technicę. Gdyby jednak ktoś preferował bardziej stonowaną elegancję od ekspozycji szczegółów i sopranowej ofensywy, z pewnością sięgnąłby po Shure.

  Brzmienie cd.

Shure_1840_16

Najlepiej w lampowym gronie

   Na koniec zaprzągłem do porównań własny system, czyli Cairna z Twin-Head, spiętymi kablem Ear Stream Signature-RCA.

To był bardzo duży skok jakościowy, co nie znaczy, że systemy poprzednie grały źle albo nieangażująco. Ale pisać trzeba prawdę, nawet jeżeli oznacza wychwalanie tego co się posiada, co z natury rzeczy jest krępujące i jakoś nie na miejscu, ale recenzja to relacja faktograficzna, a nie ustępstwa na rzecz skrępowania.

Sennheisery HD 600 momentalnie ukazały jak złożony dźwięk potrafią generować i że sferyczność sopranów oraz wielowymiarowość całego brzmienia leżą jak najbardziej w ich zasięgu, toteż nie darmo zaliczano je niejednokrotnie do słuchawkowego high-endu. Klimat ogólny, całościowe bogactwo, siła atrakcji i potęga basu uległy tutaj bardzo silnemu wzmożeniu, tak że były to w sumie zupełnie inne słuchawki i całkiem inne granie.

Shure_1840_17

Tu Shure naprawde pokazują, na co je stać

W przypadku tego systemu niełatwo mówić o przewagach jednych słuchawek nad drugimi, bo wszystkie zabrzmiały pięknie. Sennheisery, oprócz tego o czym przed sekundą mówiłem, bardzo się nasyciły, pogłębiły i uporządkowały, a Beyerdynamiki (podobnie jak cała reszta) zyskały na elegancji, precyzji artykulacji, dynamice i potędze. U wszystkich przybyło basu, a soprany uległy zróżnicowaniu i uprzestrzennieniu. Wszyscy też pogłębili brzmienie, nabywając hurtowo złożoności, piękna i rozmachu.

Gdy mówić o przewagach i różnicach, to Sennheisery były bardzo ekstatyczne, bardzo głęboko brzmiące i z aż przedobrzonym basem. Ogólnie bardzo popisowo brzmiące. Jednak konfrontacja z Shure od razu pokazała, że droższy konkurent gra dokładniej i wypowiada się staranniej, tworząc też lepszą scenę. Z kolei Audio-Technika najlepiej przekazywała indywidualizm głosów i zdecydowanie liderowała gdy chodzi o akustykę sal koncertowych. Shure były zaś za nią pod względem indywidualizmu tylko o kroczek, bez albo z mniejszym pogłosem ukazywały akustykę, a przy tym miały rewelacyjny porządek sceniczny i największe źródła dźwięku, w czym przypominały Sennheisery HD 800.  Nieodmiennie były też spokojniejsze od innych i z większym gabarytowo dźwiękiem oraz bliskim pierwszym planem, zarazem bardzo dokładne w mierze wypowiedzi i bez rzucania się w muzykę na oślep, tylko z wszystko porządkującą całościową formą o doskonałej klarowności. Odrobinę z dystansem i nie tak porywcze jak Beyerdynamiki – nie tak zawadiacko popisowe i elektryzujące – tylko dopracowane w każdym detalu i z bardzo wyważonym dźwiękiem. Ogólnie mówiąc z klasą. One mają klasę, wyrazisty styl i dopracowane brzmienie, charakterystyczne dla szkoły Shure.

Shure_1840_18

Choć z tranzystorem też pogada

Brzmienie o szczególnie elegancko wyartykułowanych i przestrzennych sopranach, wielkim ładzie scenicznych relacji i wchodzącym w skład tego precyzyjnym umiejscowieniu źródeł. Z tym wszystkim słucha ich się znakomicie, toteż syn co i rusz mi je zabierał do własnego słuchania.

Podsumowanie

Shure_1840_10   Dobrze mieć za sobą pisanie recenzji czegoś, czego słuchało się z przyjemnością i co miało swój własny, nietuzinkowy charakter, pozwalający dostrzegać różnice w sposobie ukazywania muzyki nie tylko na osi lepiej-gorzej, ale także w tym stylu lub tamtym. Dobrze jest też móc napisać, że tym razem powierzony recenzentowi przedmiot oceny nie tylko wybronił się przed atakami sfory tańszych konkurentów i nie tylko należycie pozycjonował w obrębie swego przedziału cenowego, ale dał też odpór znacznie droższym przeciwnikom i to nie na zasadzie „gorszy nie byłem”, ale poprzez ekspresję cech u innych nieobecnych i tylko jemu przypisanych.

Byłoby czymś nierozważnym oczekiwać, że firma tak znana jak Shure, od tak dawna usadowiona w branży, mająca głównie profesjonalne oblicze i na profesjonalnego klienta ukierunkowana, nie zdoła zaproponować czegoś wyjątkowego. Zawsze jednak lepiej wiedzieć to na pewno. Założony pułap cenowy wykluczał wprawdzie osiągnięcie czegoś wyjątkowego zupełnie, zdolnego przyćmiewać mistrzów nad mistrze, jednak styl i jego realizacja, albo też realizacja generująca swój styl – wszystko jedno jak to będziemy nazywali – są w tym wypadku niewątpliwie godne uznania. Albowiem słuchawki Shure SRH1840 dają potencjalnym nabywcom wyrazistą alternatywę. Pod względem wielkości, przejrzystości i organizacji sceny co najmniej dorównują znanym z tych walorów AKG K701, zarazem oferując dalece bogatszą warstwę sopranową, lepiej wymodelowaną i bardziej plastyczną średnicę oraz potężniejszy bas. Oferują też ponadprzeciętną rozwartość pomiędzy umowną dźwiękową podłogą a umownym dźwiękowym sufitem, przy jednoczesnym braku tendencji do uciekania dźwięków ku górze (jak to ma miejsce na przykład u Grado PS-1000), tylko z należytą ich propagacją w kierunku horyzontu. Nade wszystko zwraca jednak uwagę klasa zakresu sopranowego. Pisałem wiele razy, że dobre soprany muszą być sferyczne, czyli trójwymiarowe (bo sfer o wyższej liczbie wymiarów ludzkie zmysły ani wyobraźnie nie są w stanie dosięgnąć). Bez tego mamy gwizdek zamiast saksofonu, albo sznurek zamiast pejzażu. A patrzenie na sznurek nie jest czynnością szczególnie zajmującą, podobnie jak słuchanie gwizdka. Od tego rodzaju sopranowej nudy, w drastyczniejszych przypadkach jeszcze dodatkowo zdolnej poranić, słuchawki Shure nas uwalniają, prezentując brzmieniowe bogactwo i elegancję. Skrótowo można je scharakteryzować jako wyraźnie nawiązujące do stylu Sennheiserów HD 800, ale nie tak wymagające dla reszty systemu i nie mające takiej skłonności do nudnawego grania bez wypłaszania nudy przez inne składniki toru.

W punktach

Zalety

  •  Wyjątkowa elegancja brzmienia.
  •  Znakomita jakość zakresu sopranowego.
  •  Bardzo dobra średnica.
  •  Solidny bas.
  •  Naturalny styl prezentacji.
  •  Duża i doskonale zorganizowana scena.
  •  Bardzo czytelna lokalizacja źródeł.
  •  Dokładność artykulacji.
  •  Wyraźnie widoczny dźwiękowy horyzont.
  •  Przydatność dla sprzętu przenośnego.
  •  Lekkie.
  •  Wygodne.
  •  Ładne.
  •  Trwałe.
  •  Dwa kable i dwa komplety padów.
  •  Elegancki podróżny neseser.
  •  Przyzwoicie skalkulowana cena.
  •  Renoma producenta.
  •  Made inUSA.
  •  Polski dystrybutor.

 

Wady

  •  Trochę za chłodne czasami brzmienie.
  •  Nie dla wielbicieli popisów.
  •  Duże źródła dźwięku niekoniecznie muszą się podobać.
  •  Podobnie jak spokojny styl dźwiękowej narracji.

 Sprzęt do testu dostarczyła firam:Polsound

Dane techniczne:

  • Słuchawki otwarte, wokółuszne.
  • Średnica przetwornika: 40 mm.
  • Magnesy neodymowe.
  • Czułość: 96 dB.
  • Maksymalna moc sygnału: 1 W.
  • Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 30 kHz.
  • Impedancja: 65 Ω.
  • Waga: 268 g.
  • Wymienny kabel z miedzi beztlenowej w osłonie kewlarowej długości 2.1 m, podpinany konektorami MMCX.
  • Cena: 2 300 zł.

 

System:

  • Źródła: Asus Xonar Essence STX, Sony 222ES, Accuphase DP-510, Cairn Soft Fog V2
  • Wzmacniacze: ASL Twin-Head, Ear Stream Sonic Pearl, Heed Canalot + PSU, Music Hall ph25.2
  • Słuchawki: Audio-Technica ATH-W5000, Beyerdynamic T90, Sennheiser HD 600, Shure 1840
  • Interkonekty: Acrolink 8N-A2080III Evo, Ear Stream Signature-RCA, Profigold, TaraLabs Air1, van den Hul First Ultimate.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

31 komentarzy w “Recenzja: Shure SRH1840

  1. Janusz pisze:

    Jednym słowem – poleciłby Pan te słuchawki?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Poleciłbym, ale tego się nie da ująć jednym słowem. Poleciłbym zwłaszcza tym, którzy preferują elegancję, staranność artykulacji i spokój w brzmieniu. Dla tych, którzy wolą dynamizm i brzmienia bardziej roziskrzone, Beyerdynamic T90 albo DT 990 będą odpowiedniejsze. Poza tym to zawsze jeszcze kwestia wzmacniacza, bo co wzmacniacz, to inne brzmienie danych słuchawek.

  2. Marcin pisze:

    Czy wystąpiły u Pana jakiekolwiek leciutkie poharkiwania w dolnym paśmie?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie, niczego takiego nie odnotowałem. Cały zakres grał z wyjątkowo czystą i staranną artykulacją.

  3. Marcin pisze:

    Posiadam osobiście te słuchawki od dłuższego czasu i przyznam, że z początku nie byłem nimi zachwycony. Zastanawiałem się nad wymianą kabla, bo czytałem, że właśnie tego wymagają te słuchawki; że może wymagają dłuższego wygrzania; że może to, że może tamto, itd. Po zmianie wzmacniacza na lepszy oraz po przemianie mentalnej co do oczekiwań, zmieniłem zdanie. Moje spostrzeżenia pokrywają się w zasadzie z Pańskimi, więc nie będę ich tu powtarzać. Myślę, że kluczową sprawą przy rozważaniu ich kupna jest właśnie sprawa oczekiwań i własnych słuchawkowych upodobań. To nie są słuchawki dla gradofanatyków, którzy tak przywykli do nieneutralności, że dźwięk Shure 1840 wyda im się papierowy i cichy. To nie są także słuchawki dla ultrasonowców, którzy lubują się basem, którego doświadczenie przypomiana doświadczenie zetknięcia się z nadjeżdzającą ciężarówką, bo Shure 1840 wydadzą im się zupełnie bezbasowe. To nie jest tak, że słuchasz klasyki, jazzu, to możesz je kupić, a do innych gatunków, zwłaszcza szybkiego rocka się nie nadają. Minusem tych słuchawek może być faktycznie skromny bas, scena rozbudowana bardziej na boki niż w głąb, kłopoty z transparentnością. Takie są moje spostrzeżenia. Na koniec wspomnę, że chciałem sprzedać te słuchawki i wystawiłem je nawet na allegro, i bardzo się denerwowałem, że mimo dobrej ceny nie ma chętnych. Obecnie nie chcę ich już sprzedawać, a słuchanie na nich muzyki sprawia mi wiele radości. Są to słuchawki bardzo subtelne, delikatne, wyrafinowane i nie tracące nic na muzykalności (co niestety dotyka hd 800); nie wrzeszczą one: „bas u mnie schodzi tak nisko, że nawet w piekle go słychać, haha” (ultrasone) albo: „woda mineralna jest dla idiotów, poczuj smak coca-cola” (grado). Innymi słowy, te słuchawki są dla kogoś, kto bardziej ceni urodę wieśniaczki z podparyskiej wsi niż paryskiej kokoty.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Niezwykle ciekawy i świetnie napisany komentarz. Bardzo dziękuję. Różne są oczywiście preferencje i oczekiwania, a także jest faktem, że podlegają one przemianom, że z pewnych rzeczy trzeba sobie zdać sprawę, z pewnymi trzeba się osłuchać, nad pewnymi się zastanowić. Dlatego między innymi nie jestem entuzjastą testów ABX i natychmiastowego wyrokowania. Od siebie mogę tylko napisać, że u mnie bas nie był słaby. Tak więc można dać tym słuchawkom siłę basu, choć nie ma on ultrasonowego charakteru. Bardzo podoba mi się porównanie wody mineralnej do Coca-coli. Jest wyjątkowo trafne.

      1. Marcin pisze:

        Nie chciałbym jednakże, aby moja wypowiedź została poddana przez niektórych użytkowników radykalizującej interpretacji. Nie twierdzę, że oto jestem w posiadaniu najlepszych słuchawek na świecie; że wy, posiadacze grado i ultrasone narkotyzujcie się muzyką płynącą ze swoich sztucznych rajów, bowiem zaprawdę powiadam wam, że dobro, piękno i sprawieliwość są po mojej stronie. Sam posiadam grado(model 325is) i chętnie bym nabył Signature Pro (że o edition 10 nie wspomnę). Proszę więc nie odczytywać mojego komentarza jako wypowiedzi mieszkańca domu wariatów, mówiącego: „to jakaś pomyłka, ja tu nie wytrzymam z tymi pomyleńcami, ten w oddali wierzy, że jest pająkiem, a ten oto, po prawej twierdzi, że jest zbawicielem; przecież to absurd, bo…bo prawdziwym Chrystusem jestem przecież ja”.

        1. Piotr Ryka pisze:

          W najmniejszym stopniu nie miałem takiego zamiaru. Przyjemności czerpane ze słuchania muzyki posługują się bardzo szeroką paletą środków technicznych i nigdzie nie jest powiedziane, że podbity bas albo pogłębiony kolor są gorsze od realistycznych. Liczy się przyjemność i emocje, a nie goły realizm, którego w przypadku aparatury audio i tak się nikomu jeszcze nie udało osiągnąć.

          1. Marcin pisze:

            Chciałem jeszcze Pana zapytać o dobór wzmacniacza do tych słuchawek i Pana doświadczenia z tym związane. Mam świadomość tego, że przeważnie im lepszy wzmacniacz, tym lepsze granie; to oczywiste i skok jakościowy jest tu wyczuwalny. W kontekście Shure 1840 chciałem zapytać czy według Pana są to wymagające słuchawki pod względem wzmacniacza; innymi słowy czy zauważył Pan, że ze wzmacniaczem X (średniej klasy) było znośnie, ale dopiero po podpięciu do wzmacniacza Y (wysokiej klasy) było dopiero naprawdę fajnie. Mam na ten temat swoje zdanie jako użytkownik tych słuchawek (m.in. że polecałbym użycie do nich wzmacniacza lampowego, który ociepli nieco ich barwę), ale nie mam tak wysokiej klasy wzmacniacza jak Pan i może poprostu mało słyszałem.
            Korzystając z okazji, chciałem też zapytać Pana czy może słuchał Pan słuchawek grado z montowanymi seryjnie małymi padami (225, 325, R2, R1) po założeniu do nich (seryjnie produkowanych właśnie do wymienionych uprzednio modeli) padów G (seryjnie wykorzystywanych w gs1000 i ps1000)? Jeśli tak, to jakie są Pana wrażenia? Zastanawiałem się nad tym rozwiązaniem, głównie ze względu na wygodę noszenia; czytałem wiele opinii na ten temat, ale do Pana mam zaufanie, a do osób, których nie znam, daleko ograniczone.
            pozdrawiam serdecznie

  4. Marcin pisze:

    Przy okazji; zapomniałem napisać, o czym być może Pan już słyszał – Shure wypuszcza nowy model słuchawek dousznych:
    http://www.shure.com/americas/news-events/coming-soon/se846-sound-isolating-earphones
    Kosztować mają 1000 $. Eh, obecny kierunek rozwoju niektórych firm w kierunku produkcji słuchawek IEM (grado, hifiman, shure itd.) i ceny tych produktów wiele mogą powiedzieć o obecnej sytuacji i trendach w audioświecie 🙁

  5. Piotr Ryka pisze:

    Zacznijmy od końca. Przez długi okres byłem posiadaczem słuchawek Grado RS-1 i bardzo je dobrze wspominam. Natomiast nie byłem zachwycony ich grą z padami od GS-1000. Według mnie następująca wówczas utrata bezpośredniości i nasycenia nie jest warta tej większej wygody. Jak już to raczej trzeba kupić GS-1000.

    Odnośnie wzmacniacza dla Shure, to powinien być raczej żywiołowy i dynamiczny, oczywiście przy zachowaniu odpowiedniej kultury brzmienia. Z konstrukcji w okolicach dwóch tysięcy złotych przychodzą mi na myśl w pierwszym rzędzie Shiit Lyr i Ear Stream Black Pearl. Tak się złożyło, że z żadnym z nich Shure nie posłuchałem, a teraz słuchawek już nie mam, bo bardzo pośpiesznie kazano mi je zwracać. Ale tak mi się wydaje. Na nieco wyższym cenowym pułapie można próbować Cayina HA-1A, a na jeszcze dużo wyższym Lebena CS-300F. Po drodze są jeszcze White Bird, zwłaszcza ten na 300B. No ale to tylko gdybanie. Jednak według mnie te słuchawki warte są zachodu.

    1. Marcin pisze:

      Uprzejmie dziękuję Panu za odpowiedź. Ostatnie moje pytanie dotyczy wymiany kabla; wiem, że ma ono charakter mocno hipotetyczny – czy według Pana warto?

      1. Piotr Ryka pisze:

        Prawie na pewno warto. Pytanie tylko, czy są oferowane, bo wtyki wydają się nietypowe.

        1. Marcin pisze:

          Tak. Mam kolegę, który zajmuje się tym profesjonalnie i powiedział, że zrobi plecionkę z monokrystalicznego przewodu FAW OCC 7N 8 żył na kanał w dobrej cenie. Wstrzymałem się z zamówieniem, bo chciałem wpierw popytać czy warto. Dziękuję Panu uprzejmie za wszelką pomoc i poradę. W ramach podziękowań, jeśli będzie Pan sobie życzył, to mogę udostępnić słuchawki z tym kablem bez żadnych zobowiązań na jakiś czas; jestem z Krakowa. Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz Panu dziękuję.

          1. Piotr Ryka pisze:

            Chętnie skorzystam z okazji. Mam Shiita Lyra i mogę mieć Black Pearl, tak więc można będzie porównać. Nie chcę narażać na niepotrzebne koszty, ale ciekawe byłoby też posłuchanie tych słuchawek ze srebrnym kablem lub z miedzi posrebrzanej. Mogłoby być ostro, ale mogłoby też być ciekawie. Ale osobiście wolę kable miedziane.

          2. Martin pisze:

            Czy kolega moglby zrobic i dla mnie taki kabel? Czekam na 1840stki, wczoraj kupione.

            Pozdrawiam

        2. Marcin pisze:

          Dobrze. W takim razie jesteśmy umówieni wstępnie. Kabel będzie robiony ręcznie na zamówienie, więć mam tylko jedną szansę wyboru materiału; popytam kolegę o radę, bo może wykonać według mojej wiedzy kabel także srebrny czy z miedzy posrebrzanej; to zwiększy koszt, ale jest to zakup jednorazowy, więc myślę, że oszczędzać nie ma sensu. Pan jaki by materiał ostatecznie polecił?

          1. Piotr Ryka pisze:

            Dla siebie bym zrobił miedziany. Możliwe, że srebrny byłby lepszy, ale miedź jest pewniejsza, bo brzmienie ma głębsze i milsze. Srebro nie zawsze się sprawdza.

    2. Maciej pisze:

      A jak im blisko lub jak daleko do HD650?

      1. Piotr Ryka pisze:

        Osobiście na pewno wybrałbym Shure, bo mają wyższą kulturę brzmienia. Ale gust gustowi nierówny, a HD 650 też mają swoje zalety.

  6. Pietrulla pisze:

    Ciesze sie ze znalazlem twoja stronke, teraz jestem tu stalym gosciem, tylko troche ciezko bylo ja znalezc w wyszukiwarce na podana fraze, trzeba ja lepiej wypozycjonowac. Podlacz sobie ja do systemu wymiany linkow i masz pozycjonowanie za darmo, ruch powinienen ci wzrosnac kilkakrotnie jak wbijesz sie na pierwsza strone google.
    Wpisz sobie w google – seo stronka z seo poradami – tu jest wszystko opisane, napewno ci sie przyda
    pozdro

  7. Martin pisze:

    Dziekuje za link do kabli. Mysle o zakupie HPA Master Pro – WBA, czy mysli pan, ze bedzie to dobre towarzystwo dla 1840stek?
    W przyszlosci bede takze myslal o zamknietych sluchawkach np Audio-Technica ATH-W5000 lub byc moze T1 Beyerdynamic etc, pytanie czy HPA Master Pro poradzi sobie z lepszymi i bardziej wymagajacymi modelami i czy jest sens kupic ten wzmacniacz, by na ta chwile byl partnerem dla 1840 i pozniej takze dla innych modeli?

    Dziekuje i pozdrawiam
    Ps. brak polskiej klawiatury

    1. Piotr Ryka pisze:

      HPA sobie poradzi i powinien być dobrym partnerem.

      1. Martin pisze:

        Dziękuję

  8. Marcin pisze:

    Witam was,
    Mam pytanie czy shure srh1840 równie dobrze się spiszą się w studiu jak beyerdynamic 1990 pro?. Jestem przed zakupem. Bardzo dziękuję za pomoc.

    1. Piotr Ryka pisze:

      1990 PRO są do dupy.

      1. Arek32 pisze:

        Prosze nie pisac bzdur, 1990 PRO wymagaja wygrzewania przez 100 godzin.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Nie wiem ile wymagają, ale na AVS grały źle.

  9. Marcin pisze:

    Jeszcze chcialem dodać że słuchawki będą podlonczone do wzmacniacza w zestawie munrosonic egg 150.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy