Recenzja: Schiit Asgard 2

Schiit_Asgard2_08   Wpadliśmy w te słuchawki po same uszy, ale odsiecz w postaci wzmacniaczy zintegrowanych i odtwarzaczy CD niedługo ma nadejść, a jedne głośniki już czekają na swoją kolej. Asgard przyjechał jednak wcześniej i nieładnie się stało, że wyprzedzili go niektórzy spośród tych co przyjechali później, ale ogromnie im się śpieszyło i wepchali się bez kolejki. Pora jednak oddać mu sprawiedliwość, na którą bez wątpienia zasługuje.

Nie będę trzeci raz pisał, że firma Schiit reklamuje się ordynarnym słownictwem z nieco zmienioną pisownią, bo już to dwa razy przy okazji wzmacniaczy Mjolnir i Lyr robiłem. Że co? Że właśnie to się stało? – No, faktycznie. Trudno, jak Schiit to Schiit. Schiitów ci u nas dostatek, lecz i tego przyjmiemy na świadectwo, że firma to mimo używania brzydkich wyrazów zacna i na uwagę zasługująca. Zupełnie jak Mark Twain, który też klął na czym świat stoi.

Także już to pisałem, ale znów przypomnę, że amerykański Schiit ma do rynku audio nietypowe podejście marketingowe, zabraniające dystrybutorom wysokich marż i ogólnie preferujące sprzedaż wysyłkową z własnej strony internetowej. To jeden z filarów jego sukcesu, dzięki któremu produkowane przez Schiita wyroby mają wyjątkowo korzystny stosunek jakości do ceny, co przywołując wspomnienie niedawno opisywanego też amerykańskiego ALO Audio Continentala zaczyna pachnieć regułą i każe z szacunkiem patrzyć na amerykańskiego konsumenta, który na skandalicznie wysokie ceny najwyraźniej jest w jakiejś mierze uodporniony, toteż mają tam one kłopoty ustępując tu i ówdzie pod presją kupujących. Z tymi cenami tak nawiasem nieustająca jest bieda, bo kiedy rosną – źle, ale gdy zaczynają spadać – jeszcze gorzej. Na przeszło dziesięć lat pogrążył się japoński rynek w deflacyjnej zapaści i całkiem jeszcze z niej się nie wydobył, a deflacja to nic innego jak spiralny spadek cen w odpowiedzi na oczekiwania rynku że spadną jeszcze bardziej. Deflacyjny spadek popytu wynikający z oczekiwania klientów na jeszcze niższe ceny to jedna z najgroźniejszych ekonomicznych chorób. Jak pokazuje praktyka, najkorzystniejsza jest sytuacja gdy ceny rosną, ale wolniej niż płace. Wówczas postęp najlepiej jest zapewniony. Tak może się dziać tylko wówczas gdy rośnie wydajność, czyli unowocześnia się produkcję i wprowadza na rynek nowe wyroby oraz usługi, a nie tylko coraz więcej materiałów reklamowych w nadziei wydarcia klientów konkurencji. Firma Schiit deflacją jednak się nie przejmuje i stawia na ostrą walkę o klienta, w ramach której oferuje urządzenia lepsze i tańsze, co oczywiście jest fundamentem sukcesów kapitalizmu z jego nieustającą innowacyjnością i wojną o nabywców. Przy okazji jeszcze tylko dopowiem, że próby zastępowania a nie uzupełniania marketingiem wynalazczości, zwłaszcza w połączeniu z rosnącą dywersyfikacją dochodów – zjawiska bardzo charakterystyczne dla ostatnich dekad – są jeszcze dużo gorsze niż deflacja, a efektem ich działania zalew tanich towarów złej jakości w miejsce nieco lub sporo droższych, ale ambitniejszych i zdecydowanie całościowo wartościowszych. To jednak temat na inną debatę, którą po części wiodłem w tekście o sensie i rozterkach audiofilizmu.

Wracając do Schiita. Nie wynalazł on wprawdzie koła ni prochu, lecz dziarsko kroczy w awangardzie postępu słuchawkowych wzmacniaczy, oferując dużą moc i świetne brzmienie z małych obudów za małe pieniądze. Sprawdźmy jak to wypadło tym razem.

Budowa

Schiit_Asgard2_13

Schiit Asgard 2

   Poza tym, że wpadliśmy ostatnio na hifiphilosophy w objęcia słuchawkowego świata, którego nasz Asgard jest kolejnym przedstawicielem, wpadliśmy też w szereg poustawianych parami podobieństw. Najpierw było to podobieństwo słuchawek Ultrasone Signature Pro z Ultrasone Edition9, potem Ultrasone Edition10 z Ultrasone Edition12, a teraz mamy dwa Schiity. Jest bowiem Asgard na oko nieomal kopią opisanego już Lyra. Obudowy mają identyczne jeśli nie liczyć faktu, że u Lyra wystają z niej kapelusiki lamp, którymi tranzystorowy do cna Asgard się nie posługuje. Poza tym to identico. Ten sam w odchudzone „U” wygięty płat aluminium, dominujące pokrętło potencjometru i białe światełko aktywności zapalające się po przełączeniu skobelka na tylnej ściance. Także zaskakujący brak nóżek, pozwalający na pionizację bez głupiego ich widoku na jednej ze ścianek bocznych, ale skutkujący rozgrzewaniem podłoża w przypadku ustawienia na płask. To jednak firma Schiit wzięła pod uwagę dołączając nóżki, których nie będę komentował odsyłając do zdjęcia. Pozostaje faktem, że są. Można wszakże ten brak zamontowanych na stałe podstawek wyzyskać jako atut, używając którychś z oferowanych przez specjalistyczne firmy w rodzaju Acoustic Revive czy Nordosta, aczkolwiek te z reguły są dosyć drogie. Niewielka waga, przyjemny wygląd i duża moc to kolejne analogie, podobnie jak wejścia jedynie typu RCA, bo symetryzację pozostawiono droższemu i większemu Mjolnirowi. Widać też pozorny brak szacunku dla komputerowej mody, jako że nie jest to DAC, a więc żadnymi światłowodami, koaksjalami ani złączami USB się do jego wnętrza nie przeniknie. Ma za to Asgard sekcję przedwzmacniacza i można z niego wyjść kablami RCA. To jednak bynajmniej nie znaczy, że firma Schiit ma coś przeciwko komputerom. Tyle tylko, że oferuje DAC-ki w oddzielnych obudowach, pozwalając wybierać odpowiedni w przedziale od kosztującego sto dolarów Modi po siedem i pół razy droższego Gungnira. Trudno się z nią w tym podejściu nie zgodzić, bo lepiej mieć przecież cztery opcje DAC do wyboru niż jedną po wsze czasy wspólną obudową wzmacniaczowi przypisaną. Nie mając żadnego z DAC-ów Schiita zmuszony zostałem porzucić czerpanie sygnału z wyjść USB i powrócić do karty dźwiękowej Asus Xonar Essence STX, co wydało mi się uczciwsze niż podbieranie komuś jego DAC-a. Spięcie z kartą odbyło się za pośrednictwem interkonektów analogowych Harmonix CI-230 Mk2, które też na własną recenzję czekają, ale tak bardziej od niechcenia, jako że są już na rynku od czternastu lat i pozycję wystarczająco mają ugruntowaną a cenę zaskakująco przystępną.

Schiit_Asgard2_14

Bryła tego wzmacniacza coś przypomina…

Rzućmy okiem czego dowiadujemy się o Asgardzie 2 od producenta. Oczywiście tego, że jest lepszy od wersji poprzedniej, bo inaczej nie miałby racji istnienia. Lepszość tę ma zawdzięczać ulepszonemu przełącznikowi stopnia wzmacniania, dzięki któremu z pozycji »low« można należycie napędzać słuchawki dokanałowe, a z pozycji »high« wszystkie pozostałe, włączając w to prądożerne niczym piec akumulatorowy modele planarne. Przełącznik ten w nowej wersji wyposażono w przejęte od Mjolnira wysokonapięciowe szyny transmisyjne, kaskadę tranzystorów JFET oraz wysokonapięciowy stopień wyjściowy w klasie A na tranzystorach MOSFET, co pozwala ograniczyć zniekształcenia przy jednoczesnej dużej sile wzmocnienia bez użycia całościowego sprzężenia zwrotnego. Schiit chwali się przy okazji całkowicie amerykańskim rodowodem swojego produktu, którego zdecydowana większość podzespołów, od obudowy po transformatory, jest twórczości rodzimej. Dowiadujemy się też, że Asgard to w mitologii nordyckiej siedziba bogów, tak więc miejsce wyjątkowo godne zamieszkiwania, darzące obfitością życiowych uciech. W dodatku wzmacniacz słuchawkowy Asgard to najpopularniejsze tego typu urządzenie na świecie, także nie szczędzące użytkownikom radości, czego liczba tych użytkowników dowodem. Dostarcza swoim posiadaczom jednego Wata mocy przy trzydziestu dwóch Ohmach i trzystu osiemdziesięciu miliwatów przy Ohmów trzystu, co nie znaczy, że nadaje się wyłącznie dla słuchawek planarnych i ich kochających ciężki rock właścicieli. Przydany mu stopień wyjściowy w klasie A i całkowicie dyskretna topologia zapożyczona od Mjolnira to wyjątkowo czyste i bogate brzmienie, grające zawsze i z każdymi słuchawkami jak masa pieniędzy. Tyle producent.

Schiit_Asgard2_15

Tak, to Lyr bez lamp i nadmiaru mocy

O tym najpopularniejszym na świecie wzmacniaczu słuchawkowym dowiadujemy się jeszcze z dołączonych danych technicznych, że przenosi pasmo 2 Hz – 400 kHz (- 3dB), THD ma poniżej 0,008%, a stosunek szumu do sygnału powyżej 102 dB. Wzmocnienie w niższym gain posiada współczynnik 1.5, a w wysokim 6.0 i trzeba na to wszystko wyciągnąć ze ściany jakieś trzydzieści Watów. Tak cóż, pokaż nam ty, o najpopularniejszy na świecie, co też ty nie potrafisz.

Brzmienie

Schiit_Asgard2_17

Nawet zaplecze bez zmian

   Kto kupuje Asgarda, nie robi tego by używać słuchawek za pięć i więcej tysięcy, bo wówczas sięgnąłby po droższy wzmacniacz. Czy jest to słuszne i uzasadnione, zastanowimy się za chwilę, kiedy takich słuchawek wbrew własnym sugestiom użyjemy, a teraz relacja z brzmienia tych cokolwiek tańszych.

Zaczniemy od tańszych prawie dziesięciokrotnie od takich za ponad pięć tysięcy Beyerdynamiców DT 990 PRO, do których mam słabość, a tak naprawdę, to po prostu mi imponują. To jedne z najlepszych słuchawek za te pieniądze, o ile nie najlepsze. Wybiegnę nieco do przodu i nie będę udawał, że tych za ponad pięć jeszcze z Asgardem nie słuchałem. Z tej perspektywy, wzbogaconej o kąt widzenia z audiofilskich tarasów także wielokrotnie droższego od Asgarda wzmacniacza słuchawkowego Phasemation, to co usłyszałem z pewnością stanowiło materiał dowodowy dla tezy, że w audiofilizmie wielokrotnie większe pieniądze nie produkują wielokrotnie lepszego dźwięku. Lepszy na pewno; to znaczy jak poszukać, to na pewno się znajdzie, ale lepszy nie o jakieś łany lepszości tylko tak z umiarem. W pewnych sytuacjach całe łany też są wprawdzie możliwe, ale nie w przypadku Asgarda i DT 990 PRO. O brzmieniu tej pary trzeba powiedzieć, że było rozdzielcze, wyraziste i naznaczone realizmem całkiem już konkretnym, popartym silną wizualizacją. Nie było tej elegancji, tak niepospolitej faktury i takiej głębi brzmieniowej jak u pary Phasemation + Fostex TH-900, ale było konkretnie, naturalnie i rzekłbym – mocno. To był mocny, wyrazisty obraz z solidnym basem i solidnym wejściem w realizm przy jednoczesnym braku czegokolwiek pejoratywnego, do czego można by się przyczepić. Obraz dźwiękowy analogiczny był do tego z Myteka, a więc charakterystyczny dla wysokiej klasy wzmacniaczy tranzystorowych, kładących nacisk na kontrastowość, rozdzielczość i dynamikę.

Schiit_Asgard2_18

To nie tylko wzmacniacz…

By spojrzeć na to po trosze od drugiej strony, sięgnąłem po słuchawki jeszcze skromniejsze niż DT 990 PRO, czyli przeznaczone do obsługi iPhone zamknięte JBL. Brzmienie stało się mniej transparentne i całe podbite basem. Ogólnie przyjemne i masujące uszy wszechobecnym pomrukiem, ale na pewno nie mające cech high-endowego zaciągu. Sięgnąłem też po znacznie szczuplejszego cenowo od samego Asgarda własnego Pro-Ject Headbox pierwszej generacji, który jest naprawdę zacnym urządzeniem. Okazał się on do słuchawek JBL’a pasować nawet lepiej, łagodząc ich basowe podbicie i czyniąc cały dźwięk łagodniejszym, jednak powrót do DT 990 PRO z miejsca ukazał wyższość Asgarda gdy chodzi o precyzję i dynamikę obrazowania. Lepsze słuchawki zagrały z nim niewątpliwie bardziej precyzyjnie i interesująco.

Leżące obok mnie Grado SR-60 obraziły się z pewnością, że nazwałem DT 990 PRO najlepszymi z okolic sześciuset złotych i trochę w tym miały racji, bo są bardziej gładkie i muzykalne. Nie mają jednak takiej szczegółowości i precyzji rysowania dźwięków ani separowania ich źródeł. Do Asgarda pasowały jednak wybornie i kto wie czy do słuchania samych plików internetowych nie na nie bym się zdecydował, bo DT 990 PRO wolałyby pewnie jakąś lampę albo Black Pearl.

Zróbmy teraz krok w górę w ramach szkoły brzmieniowej samego Beyerdynamica i porównajmy na Asgardzie modele oznaczone w obu przypadkach cyfrą 990, ale raz z dopiskiem PRO a raz bez. Debaty nad odmiennością brzmienia tych powiązanych nazwowo modeli  nie należą do rzadkości, a dywagacje nad nimi budzą zapał uczestników. Co nam o tych różnicach opowiedział Asgard? Mówił przede wszystkim, że różnice są duże. Dźwięk modelu PRO nie miał pogłosowości i naprężenia modelu audiofilskiego. Nie miał też ocieplenia i słodyczy modelu DT 880, ale z pewnością bliższy był jego sposobowi grania. Grania bardziej powściągliwego i naturalnego, pozbawionego audiofilskich ozdobników w postaci pogłębionego brzmienia i czynienia dźwięku nadmiernie prężnym. Tego rodzaju ozdobniki nie są niczym złym i podczas słuchania dla przyjemności mogą tę przyjemność potęgować, ale w analizie treści nagrania na pewno nie będą pomocne.

Schiit_Asgard2_01

…może też robić za podgrzewacz do słuchawek!

DT 990 są z pewnością bardziej popisowe i spektakularne, ale równie na pewno mniej prawdziwe. Model PRO jest bardziej prozaiczny i skromny, lecz równocześnie bardziej właśnie profesjonalny. Zgodnie ze swą nazwą rzetelnie i bez upiększeń prezentuje muzyczną treść, w szczególności uciekając od pogłębiania, podścielania basem i nadmiernego prężenia muzycznej piersi. Jest mniej efektowny i efekciarski, a za to uczciwszy. Skromnie lecz schludnie ubrany do pracy a nie na muzycznych obcasach i z basowym makijażem. W pierwszych chwilach trudno mi było powiedzieć, które brzmienie bardziej na długim dystansie bym wolał, a to z DT 990 wydawało się w pierwszych sekundach brać górę, ale z upływem czasu naturalniejszy dźwięk zyskiwał a efekciarski tracił i po kilku chwilach i paru muzycznych fragmentach wiedziałem z całą pewnością, że wersja PRO bardziej by mi odpowiadała. Nikomu oczywiście nie zalecam wyborów w ciemno czy na podstawie moich preferencji, a jedynie zalecam uważne przysłuchanie się obu modelom a nie wyrokowanie od pierwszego strzału, którym niektórzy audiofile zwykli się popisywać. Sam natomiast stawiam na wersję PRO zdecydowanie i bez żadnego „ale”. Dorzucę tylko, że w porównaniu uczestniczyły DT 990 o impedancji 250 Ohm, którą to wersję uważam za słabszą od 32 ohmowej, toteż tej drugiej, nie porównywanej, powyższa uwaga nie dotyczy. 

   Brzmienie cd.

Schiit_Asgard2_03

W tej roli też spisuje się świetnie!

   Dywagacje nad brzmieniami w obrębie szkoły Beyerdynamica nie są jednak naszym tutaj zadaniem a jedynie dygresją, tak więc skoczymy teraz o następnych kilkaset złotych i sięgniemy po Sennheisery HD 650.

Wygląda na to, że Asgard lubi słuchawki o wysokiej impedancji, w każdym razie HD 650 napędził popisowo. Popisowo jednak nie na zasadzie popisu jaki urządziły przed chwilą Beyerdynamiki bez dopisku PRO, tylko popisowo w sensie czystego piękna. Wielka przestrzeń mieniła się paletą dopasowanych tonacyjnie barw, a srebrzystość przetykała z przejrzystością. Bas nie był taki twardy i wszechobecny, a wokaliza dużo bardziej naturalna i jednocześnie efektowna. Aksamitna i miękka, trochę ocieplona i pełna zmysłowego powabu. Też nie było to brzmienie tak uczciwe i skromnie w swym autentyzmie jak u DT 990 PRO, ale efektowne w sensie dobrze rozumianego audiofilskiego anturażu, bez żadnych przegięć i nadmiernych popisów przechodzących w manieryzm, tylko takiego słuchania w pięknej inscenizacji i dobrze zaaranżowanym nagłośnieniu. Głosy ludzkie malowały się z delikatnością i subtelnością, ładnie oświetlone, miękkie i przyjazne, a przestrzeń była rozległa i doskonale widoczna. Ogólnie mówiąc – duża synergia.

Na koniec w miejsce wysokoohmowych i otwartych HD 650 sięgnąłem po niskoohmowe i zamknięte Fosteksy TH-900, wykonując jednocześnie przepastny skok na skali cenowej. Dźwięk przestał być ocieplony i znów – ale już tylko śladowo – się naprężył. Stał się jednocześnie mieszanką rzetelności DT 990 PRO i klasycznej popisowości audiofilskiej. Towarzyszył mu lekki pogłos, większa szczegółowość a jednocześnie większy realizm. Tak, właśnie – większy realizm pomimo popisów. Czuło się zarówno lepsze oddanie cech samego nagrania jak i prawdy studyjnej za nim stojącej. Pojawiło się też częste u high-endowych słuchawek zjawisko zanurzenia słuchacza w muzycznej głębinie. Nie chodzi o to, że sam dźwięk stał się głębszy, tylko całe medium było takie jakby nurkować w oceanie – ośrodek przebywania stał się bardziej gęsty i widoczny. Czuło się jego po kres pola widzenia obecność i czuło się jego obecność na skórze. Tego rodzaju zanurzenie w muzyce może być ciepłe albo chłodnawe, jaśniejsze lub ciemniejsze, ale zawsze jest przyjemne. W przypadku Fosteksów i Asgarda było przyjemnie chłodne, choć same pojawiające się dźwięki były świetliste i raczej ciepłe; niczym słońca prześwitujące w oceaniczną głębię. Oczywiście była to magia, magia we własnej osobie.

Schiit_Asgard2_04

DT 990 Pro zaczynają nieźle szaleć w jego towarzystwie!

Nie należy jednak wyciągać z tego wniosku, że Fosteksy rozgromiły HD 650. Były wprawdzie efektowniejsze i prawdziwsze a także bardziej magiczne, ale dawny flagowiec Sennhiesera też znakomicie się pokazał i także prezentował fascynująco, w cieplejszej tonacji i jaśniejszym podświetleniu, bardziej słodko i przyjaźnie, bez żadnego dystansu w rodzaju „ty tam stój, a ja tu jestem”, tylko blisko jak w tańcu.

Po dobrej muzycznej sesji z komputerem i jego kartą dźwiękową pora na odtwarzacz CD. I tu się naprawdę podziało, a głównie za sprawą Beyerdynamic DT 990 PRO. Już kiedy dawno temu były u mnie i porównywałem je z własnymi Grado RS-1, zrobiły furorę, bo nie chciały być gorsze i pola ustąpić. Grały wprawdzie tym swoim profesjonalnym sposobem, ale w ich przypadku tak ujmującym i tak znakomicie oddającym muzyczny autentyzm, że aż się rozdziawiłem i nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Kapitalnie to grało. Bez ozdobników, a jednak porywająco. Odnoszę wrażenie, że miał w tym swój udział nie tylko mój wzmacniacz ale i odtwarzacz. Jego domniemany pozytywny wpływ na te słuchawki wcale nie okazuje się przy tym oczywisty na zasadzie uzupełniania przeciwieństw, bo tego rodzaju synergia na papierze wcale nie zachodzi. Cairn też gra realistycznie, też jest bardzo szczegółowy i także nie dodaje ozdobników, a jeśli już, to raczej z umiarem a nie jak jakiś Accuphase. Jednakże jego trochę upiększająca witalizacja za sprawą kondensatorów Black Gate, zgodnie z nazwą nieco cienistych i dodających specyficznego smaku, w połączeniu z uwydatnianym basem niezwykle się profesjonalnym Beyerdynamicom przysłużyła. Szarość ich muzycznego tła stała się bardziej czarna, a nieco dietetyczny charakter brzmienia zyskał na smaku i aromacie. Spotęgowała się też dynamika, a oto co z tego w towarzystwie tym razem Asgarda a nie Twin-Head wynikło:

Schiit_Asgard2_06

Nieprofesjonalne 990 też nie mogą narzekać

DT 990 PRO zagrały najlepiej z trójki, w której skład weszły także Sennheisery HD 650 i własny kuzyn bez profesjonalnego przydomka. Odsłuch zacząłem właśnie od tych audiofilskich DT 990, które już mam dobrze wyuczone co do charakteru brzmienia i bez słuchania wiem jak zagrają. Z tranzystorowym Schiitem zagrały oczywiście po swojemu – dostojnie, spektakularnie, basowo i z dobrą wokalizą, a przy tym prężnie i trochę twardo, na takich jak to u nich z reguły bywa bardziej naciągniętych strunach. Jednocześnie pojawił się pewien brak dobrej współpracy co do uchwycenia właściwej tonacji. Średnica podbarwiła się na czerwono, bo jakieś resztki posiadanej w dzieciństwie synestezji mi się widać kołaczą. Nie jakoś wyraźnie, ale i nie w sposób pomijalny. Trochę tam się zrobiło za nerwowo i jakoś nie tak jak powinno. Dziwne to było trochę, bo akurat DT 990 o to bym nie posądzał, no ale z faktami się nie dyskutuje, nawet jeżeli to fakty będące naszymi odczuciami. Tak nawiasem innych faktów w ogóle nie ma, ale rozważania nad tym odłożymy na bardziej filozoficzną okazję. Poza tym soprany były wprawdzie bardziej przestrzennie rozpostarte, ale jednocześnie u góry zaokrąglone, co mnie mocno zirytowało. Całościowo odniosłem wrażenie pewnej sztuczności i braku porozumienia między słuchawkami a wzmacniaczem, wraz z upływem czasu tylko się pogłębiającego. To nie był dobry duet, zabierzcie ode mnie to brzmienie.

Brzmienie cd.

Schiit_Asgard2_10

Oho, żarty się skończyły

   Wypróbowane potem Sennheisery HD 650 zagrały także w sposób dla siebie charakterystyczny, ale w dobrym rozumieniu tego określenia. Zakotłowało się na scenie, dźwięki się artystycznie zmieszały, bas był potężny, a jednocześnie całość elegancka, tchnąca ciepłem żywego ciała i świetliście połyskująca złocistymi refleksami. Tu żadnych pejoratywów w sensie synestetycznym i każdym innym nie było, tylko sama czysta satysfakcja. Zarówno soprany były zdecydowanie bardziej otwarte, jak i całościowy sposób kreowania brzmienia zdecydowanie bardziej popisowy i angażujący. W niektórych nagraniach pojawiała się silna pogłosowość, ale bardzo efektowna i kreatywna a nie przeszkadzająca i sztuczna. Ten zestaw w sumie bardzo mi odpowiadał i za niego mogę poręczyć.

W życiu, a już szczególnie życiu audiofila, zjawisko „lepsze jest wrogiem dobrego” pojawia się dosyć często. Tutaj też się pojawiło. Pewien byłem, że w porównaniu z dwoma droższymi i bardziej uznanymi konkurentami DT 990 PRO nie zrobią wielkiej kariery, tylko co najwyżej wytrzymają próbę krzyżowego ognia ze strony rodzimego i obcego konkurenta. A tymczasem… Tymczasem bach, bach i było po wszystkim. Niczym pozytywny bohater – rewolwerowiec walczący o sprawiedliwość w dawnym westernie – położył profesjonalny model za o połowę mniejsze pieniądze obu audiofilskich konkurentów. Jego celne strzały oddane zostały z dwóch pistoletów. Jednym była rozdzielczość, drugim połączona z realizmem tonacja. Na scenie, zwłaszcza na jej środku, zapanował w modelu profesjonalnym dużo większy porządek. Nic na siebie nie wpadało, nic nie było przyciśnięte jedno do drugiego. Nie rozstawione wprawdzie po kątach, jak to się czasami zdarza u AKG K701, ale bardzo dobrze i spójnie rozlokowane. Tak żeby jedno drugiemu nie zawadzało, a jednocześnie by źródła wzajemnie dobrze się słyszały i nie musiały na siebie machać wołając – hej, ty tam, przecież właśnie gramy a ty się spóźniasz. Wrażenie większego porządku w porównaniu do DT 990 i HD 650 było bardzo wyraźne, zwłaszcza tam gdzie scena bywa zgęszczona, na przykład w utworach rockowych. Tuż obok tego porządku dymił drugi pistolet, ten z tonacyjną poprawnością i realizmem.

Schiit_Asgard2_12

No patrzcie go, i tak dał rade…

Wyznam szczerze, że znów lansowana ostatnimi czasy polityczna poprawność bardzo mi się nie podoba i kojarzy jak najgorzej. Do matury mnie nie chcieli dopuścić jej aktywiści, bo na lekcji biologii pani tak zaczęła opisywać homeostazę: Wyobraźcie sobie, że wszyscy leżymy, nic nie robimy i wszyscy jesteśmy na czczo. Pozwoliłem sobie w tym momencie zauważyć, że to się nazywa socjalizm. Potem przyszedł dyrektor zobaczyć dlaczego klasa tak ryczy ze śmiechu, a następnie wdrożono procedurę politycznej poprawności, jako że była to niewątpliwie mowa nienawiści do ukochanego systemu, a system był wtedy najważniejszy. Teraz też jest, tylko nie mówi się o tym tak otwarcie a sam system też jest taki bardziej zawoalowany i schowany za maską demokracji. Za to „mowę nienawiści” już pcha się na pierwszy plan i tylko patrzyć jak będą za nią wsadzali do więzienia. W przeciwieństwie do poprawność politycznej ta tonacyjna podoba mi się za to ogromnie, tak więc jej najpoprawniejszy obraz u DT 990 PRO działał oczywiście na korzyść, wszystko pospołu z tą sceną i ogólnym realizmem układając w całościową brzmieniową przewagę, w każdym razie z mojego punktu widzenia. Schiit Asgard z Cairnem i DT 990 PRO tworzyli niewątpliwie rzadki przykład synergii na świetny dźwięk się składającej; rzadkiej zwłaszcza na tym poziomie cenowym, choć sam modyfikowany Cairn i spinający go ze wzmacniaczem interkonekt Tary nie były już niestety tak tanie, aczkolwiek do jakichś specjalnie drogich też się nie zaliczają. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że Sennheisery HD 650 też znakomicie grały, nie w realistycznej wprawdzie manierze, ale niewątpliwie uwodzicielsko i smakowicie. Kreatywnie, ale w dobrym znaczeniu.

Schiit_Asgard2_07

Dobra, starczy tej wywrotowej działalności!

Na koniec sięgnąłem po Fosteksy i historia z systemem komputerowym się powtąrzyła, ale chyba jeszcze wyraźniej. Od razu dawała się poznać zdecydowanie większa szczegółowość. Szum tła i wszystkie didaskalia dużo bardziej były uwydatnione, a dźwięk realistyczny a jednocześnie pełen przepychu. Prawdziwy popis brzmieniowego bogactwa z lekką stylizacją, bez profesjonalnego ascetyzmu a jednocześnie realistyczny. Płacisz i masz – powiadają. Co więcej można powiedzieć? Coś jednak można. Okazuje się, że Asgard wcale nie jest za słaby do drogich, rasowych słuchawek, a jego posiadacze nie muszą mieć kompleksów. Prezentuje bardzo wysoki poziom i niczego nie musi się wstydzić. Przeciwnie może być z siebie dumny. – I jest. Wszak to najpopularniejszy wzmacniacz słuchawkowy na świecie. I nie bez przyczyny.

Podsumowanie

Schiit_Asgard2_09   Tak więc Schiit Asgard nie bez kozery pozostaje najczęściej kupowanym wzmacniaczem słuchawkowym na świecie. Kosztuje przecież mniej niż połowę ALO Audio Continentala V3 i może nie jest aż taki dobry, ale jeżeli gorszy, to bardzo nieznacznie. Poza tym czy w ogóle jest gorszy? Jest inny. Nie ma lampy i to się zaznacza. Gra w tranzystorowym duchu dynamicznej wyrazistości, co zupełnie nie przeszkadza mu świetnie napędzać zarówno jednoznacznie profesjonalnych DT 990 PRO jak i stricte audiofilskich HD 650. Szkoda trochę, że nie udało się go wypróbować z własnymi firmowymi konwerterami, bo wówczas przygoda nasza byłaby jeszcze bardziej pouczająca, ale i tak wiadomo, że zarówno z komputerowymi jak i tradycyjnymi źródłami spisuje się bez zarzutu. Ma kupę wdzięku i mocy. Nie mizdrzy się ocieplaniem, nie stroi słodkich minek, tylko napędza. Napędza mocno, soczyście, dokładnie. Tak więc głównie od źródła i samych słuchawek zależeć będzie co się z tego na końcu ze słuchawkowych przetworników wyłoni, a przeważnie wyłaniają się rzeczy znakomite i niespecjalnie dobra współpraca z jednymi słuchawkami tego nie zmienia. Współpraca ta, tak nawiasem, nie była jakaś zła, tyle że DT 990 bez PRO w nazwie zdarzało mi się parę razy słyszeć lepiej grające i mające więcej muzycznej zachęty. Ale i tak było nieźle. Szkoda też, że nie udało się porównać Asgara do Lyra, który jest o dwieście dolarów droższy i lampowy. Jest też dużo mocniejszy, ale z tego co pamiętam grał bardzo podobnie. Trochę można go oczywiście podrasować lepszymi lampami i wówczas zyskuje cechy Asgardowi niedostępne, ale z tymi standardowymi ma podobny charakter a tylko trochę więcej przenikliwości, dynamiki i czaru. Bardzo nieznacznie.

 

W punktach:

Zalety

  • Rewelacyjny stosunek jakości do ceny.
  • Wysoki poziom ogólny.
  • Bardzo dobra szczegółowość.
  • Nie gorsza dynamika.
  • Naturalny sposób grania.
  • Przejrzystość.
  • Mocny bas.
  • Brak ingerencji w postać wokalizy.
  • Ładna i zgrabna obudowa.
  • Możliwość postawienia w poziomie i pionie.
  • Cztery firmowe DAC do wyboru.
  • Równie dobra współpraca z komputerami i odtwarzaczami CD.
  • Równie dobra współpraca ze słuchawkami o niskiej i wysokiej impedancji.
  • Najpopularniejszy wzmacniacz słuchawkowy na świecie.
  • Uznany producent.
  • Niska cena.
  • Made in USA.
  • Pięć lat gwarancji.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia.

  • Mocno się rozgrzewa.
  • Niektóre słuchawki niezbyt do niego pasują.
  • Nie dla zwolenników lampowego czarowania.

 

Sprzęt do testu dostarczyła firma :

Earmania_1

 

 

Dane techniczne:

  • Pasmo przenoszenia: 2 Hz – 400 kHz (- 3dB)
  • THD: poniżej 0,008 %.
  • Stosunek szumu do sygnału: powyżej 102 dB.
  • Moc wyjściowa: 1 W/32 Ω; 380 µW/300 Ω.
  • Wzmocnienie: w niższym gain współczynnik 1.5; w wysokim 6.0.
  • Separacja kanałów: 72 dB.
  • Impedancja wyjściowa: 2 Ω.
  • Zużycie energii: 30 W.
  • Waga: 2 kg.
  • Cena: 1250 zł.

 

System:

  • Źródła: PC z Asus Xonar Essence STX, Cairn Soft Fog V2.
  • Wzmacniacze: Phasemation EPA: 007, Pro-Ject Head Box, Schiit Asgard.
  • Słuchawki: Beyerdynamic DT 990 & DT 990 PRO, Fostex TH-900, Sennheiser HD 650. Okablowanie: interkonekty – Harmonix CI-230 MK2, Tara Labs Air1.

 

Pokaż artykuł z podziałem na strony

12 komentarzy w “Recenzja: Schiit Asgard 2

  1. Maciej pisze:

    Miałem okazję posłuchać chwilę w Earmanii/Audiomagic. I o ile pierwszy Asgard był dla mnie wyczuwalnie tranzystorowy, taki dość surowy i nie miał charyzmy. O tyle Asgard Drugi brzmi w sposób delikatnie pełniejszy i gładszy. Tylko tyle mogę o nim napisać w oparciu o swoje krótkie doświadczenia.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie miałem okazji słuchać pierwszego Asgarda. Drugi jest na pewno w porządku i wart polecenia.

  2. Maciej pisze:

    Do zalet pokusiłbym się o dopisanie wyjścia PRE. W I-ce tego nie było a to wielki plus.

  3. roman pisze:

    Piotrze nie dał byś rady posłuchać kompletu Schiita czyli wzmacniacza z DACiem,powiedzmy Bifrosta z Lyrem lub Asgardem ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie wiem. Zapytam. Ostatnio DAC-ów nie mieli, ale może już są.

  4. Maciej pisze:

    A tak z innej beczki.. Kiedy możemy się spodziewać recenzji TH900?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Właśnie kończę artykuł o płytach binauralnych, potem muszę napisać o głośnikach Bipolara, a potem Fosteksy albo HD 800.

  5. Maciej pisze:

    Chętnie poczytam o binauralnych nagraniach. Na razie słuchałem tylko kilku demonstracyjnych realizacji od Chesky Records. Ale nie będę wybiegać przed szereg z wrażeniami.

  6. rik pisze:

    Nadawałby się ten wzmacniacz do Beyerdynamic DT-150? Czy może lepszy Black Pearl?

  7. Piotr Ryka pisze:

    Myślę, że nadawałby się znakomicie. Schiit ma więcej energii i drajwu, a Sonic Pearl elegancji brzmieniowej. Tak więc co kto woli.

    1. rik pisze:

      Ok, dziękuję. W prawdzie nie wiem co to jest ta elegancja brzmieniowa, ale energia, drajw i brzmienie instrumentów to jest to co lubię. Czyli wychodzi na to, że Shiit.

  8. Bartosz pisze:

    Ja mogę dopowiedzieć, że Asgard 2 jest podatny na stosowanie dobrych kabli zasilających gdzie można znacząco ukształtować jego brzmienie. Ja testowałem z kablami Furutecha i szczególnie
    FP3TS20 wyszedł mu na dobre porządkując scenę i wydobywając więcej wyrafinowania a także dodając mu nieco analogowości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy