Relacja: Sennheiser HE 1 – warszawska premiera

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_046   Klasyczny Orpheus, czyli jubileuszowy zestaw wzmacniacz HEV90 + słuchawki HE90, wykonany przez firmę z okazji 50-lecia pracy jej twórcy, dr Fritza Sennheisera, to jedna z największych audiofilskich legend. Wcielenie luksusu i technicznego mistrzostwa początku lat 90-tych, nieustająco sławione przez słuchaczy i użytkowników, pozostawał i wciąż pozostaje jednym z bardzo nielicznych audiofilskich precjozów, którego doskonałości nigdy nie podważano. Owszem, stukano się nieraz w głowę widząc cenę, wynoszącą oficjalnie 30 tysięcy marek, a obecnie ustabilizowaną na rynku wtórnym w okolicach 100 tysięcy złotych, ale jakości brzmienia, estetyki i wykonawczego kunsztu nikt nie kwestionował. Tym dziwniejsza wydawała się sytuacja, że ten przedmiot kultu powstał w limitowanej ilości 300 zaledwie egzemplarzy, tak więc wielu potencjalnych nabywców obeszło się smakiem. (Pamiętajmy, że niektórzy nie uznają kupowania z drugiej ręki.) Jeszcze dziwniejsze było to, że Sennheiser produkcję słuchawek elektrostatycznych niedługo potem w ogóle zarzucił, wraz z zakończeniem w połowie lat dziewięćdziesiątych wytwarzania tańszego modelu HE70. Na rynku pozostał zatem samotny ze swoimi elektrostatami odwieczny konkurent Stax i przez dwie dekady sytuacja ta nie zaznała odmiany. Kilkakroć wprawdzie nieznani wcześniej producenci porywali się na słuchawki elektrostatyczne, ale nie były to porywy wieńczone sukcesami i osamotnionemu tak naprawdę Staxowi nikt nie zagroził. Ale to się zmieniło. Po dwóch dekadach milczenia pojawiła się najpierw pogłoska, a potem już oficjalna zapowiedź, że w roku 2015, ćwierć wieku niemal po poprzedniej premierze (1991), pojawi się następca tego pierwszego Orfeusza – Orfeusz 2. I się faktycznie pojawił. Z wielką pompą na gali w Londynie, gdzie nikt go wprawdzie posłuchać nie mógł, ale był do obejrzenia, a do posłuchania liczne gwiazdy na jego cześć śpiewające; natomiast teraz, już dokładnie dwadzieścia pięć lat po pierwszym debiucie, pokazał się objazdowy egzemplarz do posłuchania – przedprodukcyjny model Sennheiser HE 1. Znów oczywiście jako słuchawki i wzmacniacz, i znów bardzo drogi, wyceniony na aż 50 tysięcy euro.

Parę kwestii do wyjaśnienia

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_010   Wyjaśnijmy sobie w tym miejscu parę spraw, a konkretnie kwestie, które wydają się tego wymagać. Pierwszą zaraz: Czy Sennheiser HE 1 też będzie limitowany? Otóż nie będzie. Produkcja ma się odbywać bez żadnych odgórnych ograniczeń ilościowych, a jedynym takim ograniczeniem ma być ilość około trzystu egzemplarzy rocznie, bo na taką szacowane są możliwości wykonawcze skierowanego na ten odcinek produkcyjny zespołu.

Pytanie drugie: Kiedy? Od kiedy będzie można tego Sennheiser HE 1 nabywać, ponieważ na razie go nabywać nie można. No więc będzie można od przyszłego roku, a w tym raczej jeszcze możliwość kupienia się nie pojawi, choć całkiem wykluczyć tego nie można.

Pytanie kolejne, też istotne: Czy będzie tańsza wersja? Niestety, na to się w najbliższej przyszłości nie zanosi. Sennheiser milczy i nie chce się zdeklarować, tak więc prawdopodobnie czeka na rozwój wydarzeń i od niego uzależnia dalsze poczynania. W każdym razie na chwilę obecną odpowiedź brzmi – nie wiadomo.

Na deser zostawiłem kwestię historyczną, której wyjaśnienie wydaje się ważne z czysto edukacyjnego punktu widzenia, co wynikło choćby z rozmów toczonych podczas opisywanej teraz imprezy. Kwestia ta stawia pytanie: Czy ten dawny Sennheiser Orpheus był najlepszymi słuchawkami świata; samotnie i przez nikogo nie zagrożonymi w swym liderowaniu? Odpowiedź na to pytanie jest dwojaka, tak jak dwojakie samo pytanie. W części pierwszej brzmi tak, ponieważ lepszych słuchawek faktycznie nie było i nie ma do dzisiaj. (Sic!) Natomiast w części drugiej brzmi nie, ponieważ słuchawki Sony MDR-R10 z 1988 roku (dynamiczne i produkowane bez dedykowanego wzmacniacza) oraz datowane na rok 1993 też elektrostatyczne Stax SR-Ω z dedykowanym wzmacniaczem Stax T2 w niczym jakościowo temu Orfeuszowi nie ustępowały, choć grały inaczej. Inaczej co do stylu, ale na tym samym poziomie.

Ciśnie się jeszcze na usta pytanie najbardziej oczywiste i ważkie: Czy ten nowy Orfeusz jest lepszy od starego? Ale na nie odpowiedzi udzielę za chwilę.

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_007Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_051Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_016Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_017

 

 

 

 

Organizacja

Słowo najpierw o samej imprezie. Przygotowana została przez pięć łącznie stron:

– Samego Sennheisera, dawcę nowego Orfeusza.

– Wiktora, polskiego pasjonata i mecenasa, który udostępnił ze swej kolekcji dwa egzemplarze Orfeusza dawnego, a także kilka najważniejszych dla dziejów firmy Senheiser produktów, w tym ich najsławniejszy mikrofon oraz najlepiej się sprzedające słuchawki HD 414.

– Firmę Aplauz sp.z o.o. – polskiego dystrybutora i organizatora technicznego pokazu.

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_020Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_012Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_019Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_023

 

 

 

 

– A także dwóch polskich dystrybutorów aparatury audio – krakowską firmę Nautilus, która udostępniła elektronikę Accuphase oraz okablowanie Acrolinka i Siltecha, jak również poznańską Intrada sp, udostępniającą gramofon Avid wraz z pełnym jego osprzętem.

Pokaz odbył się w salach warszawskiej Zachęty, trwał trzy dni, miał uroczystą oprawę i można się było po staropolsku najeść oraz napić.

Cała impreza miała charakter zamknięty, przy czym dzień pierwszy i połowa drugiego były przeznaczone dla prasy – i wówczas można było jedynie słuchać tego nowego Orfeusza, a reszta pokazu zarezerwowana została dla przedstawicieli forum audiofilskiego Audiohobby.pl, którego członkowie mieli możność dodatkowo porównywania Orfeusza dawnego z nowym.

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_009W pierwszej części imprezy uczestniczył Karol, toteż tylko on spotkał się z obecnymi wówczas przedstawicielami Sennheisera, a sam po znajomości wprosiłem się na część drugą, ponieważ możliwość porównywania wydała mi się zdecydowanie ważniejsza od oficjalnych spotkań. Poza tym stwarzała okazję spotkania ze starymi znajomymi oraz poznania nowych osób, co też w życiu audiofilskim jest ważne. Tak więc z tego miejsca wszystkich uczestników czwartkowego spotkania serdecznie pozdrawiam, a teraz skupmy się na przedmiocie.

 

Orpheus HE1

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_005   Nowy Orpheus to nowe czasy. A nowe czasy to nowe przyłącza i wszędzie panosząca się technologia cyfrowa, której najdobitniejszym teraz wyrazem są cyfrowe pliki. Tak więc nowy Orfeusz to nie tylko słuchawki i wzmacniacz, ale także DAC, oparty o osiem wspierających się po cztery w każdym kanale kości logicznych ESS SABRE ES9018, tak aby te cyfry wydobyte z cyfrowych plików mogły stać się jak najbardziej analogowe. Jednak na miejscu nie było możliwości tego wypróbowania, ponieważ jedynym źródłem cyfrowym pozostawał dzielony odtwarzacz Accuphase DP-900/DC901, mający własne dwadzieścia cztery kości DAC w części przetwornikowej i z nich tylko korzystający. Tak więc o jakości przetwornika w samym HE 1 nic nie mogę powiedzieć, natomiast mogę coś o reszcie jego składników.

Zacznijmy od wyglądu, a ten jest specyficzny. Takiego czegoś jeszcze nie było, to znaczy postumentu z kararyjskiego marmuru, stanowiącego podstawę do swoistego audiofilskiego misterium. Podchodzisz, naciskasz największe spośród czterech srebrnych kółek na froncie, to najbardziej po prawej, a wówczas wszystko się włącza, kółka zaczynają się wysuwać i okazują pokrętłami, równocześnie rusza do góry osiem walcowatych, szklanych tubusów skrywających lampy, a po lewej unosi się majestatycznie przydymiona, też przeźroczysta pokrywa, odsłaniając spoczywające pod nią słuchawki. Rozżarzają się zwolna lampy, podświetlają pokrętła i po same słuchawki możemy już sięgać, a są one podpięte czarnym, sztywnawym kablem do gniazda we wnętrzu swego łoża i – rzecz zasadnicza – w żadne inne miejsce ich nie podepniecie. Są to bowiem słuchawki nowego typu, to znaczy wciąż elektrostatyczne, ale jako pierwsze na świecie mające w siebie wbudowaną funkcję wzmocnienia napięciowego w oparciu o tranzystory MOS-FET na bazie klasy A. W efekcie tylko ten marmurowy postument może być dla nich uzupełnieniem, a przeniesienie wzmacniacza do wnętrza słuchawek pozwalać ma, jak zapewnia producent, na unikanie strat związanych z przesyłaniem już wzmacnianego sygnału kablem, co konkretnie daje aż dwustuprocentowy wzrost skuteczności wzmacniania i jest wartością nie notowaną.

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_006Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_029Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_018Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_021

 

 

 

 

Jednak są i skutki uboczne, mianowicie słuchawki są ciężkie i same stanowią źródło ciepła, a co za tym idzie grzeją i ciążą. Wyraźnie czuć to ich dodatkowe ciepło i dodatkowy ciężar, a w efekcie dostajemy mniejszą wygodę niż u pierwowzoru. Wystój kolorystyczny tych nowych jest przy tym nieco smutniejszy, bo nie są oprawione w drewno tylko w aluminium z popielatymi aplikacjami, a także są nieco zadziorniejsze z wyglądu, ponieważ nad samym uchem mają poddarte uskoki, skrywające zapewne we wnętrzu elementy wzmacniacza. Sumarycznie okazują się większe, cięższe i bardziej grzejące, a za kabel służy im nie płaska taśma, tylko splot dwóch okręcających się wokół siebie żył.

Żyły są ze srebrzonej miedzi wysokiej czystości, a w samych nausznikach pracują membrany powlekane ewaporacyjnie platyną o łącznej grubości zaledwie 2,4 mikrona i tak poprzez tą cienkość leciutkie, że w materiałach reklamowych napotykamy stary slogan odnoszony do głośników wstęgowych, mówiący o większym ciężarze poruszanego powietrza niż waga membran.

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_031Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_027Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_030Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_036

 

 

 

 

Jako pasjonat technologii lampowej skupiłem się zrazu na lampach. Są sygnowane jako »SE 803S« wraz z logiem Sennheisera umieszczonym powyżej, ale tak naprawdę to selekcjonowane kopie telefunkenowskich 803S robione przez słowackiego JJ. Akurat porównywałem te słowackie kopie niedawno z rosyjskimi 759B Gold Lion, usiłującymi naśladować legendarny pierwowzór od England Marconi (niedostępny od wielu lat za żadne pieniądze na rynku wtórnym), analogicznie jak te JJ usiłują być legendarnymi Telefunkenami 803S (za około $1500 para teraz na rynku wtórnym) – i w porównaniu tym JJ wypadły lepiej, niemniej od też długoanodowych oryginalnych  Mullardów sygnowanych jako Amperex Buggle Boy dostały baty niemiłosierne i w ogóle nie ma o czym rozmawiać. Przepaść. A to nas niestety odsyła do zasadniczego problemu, jakim są dziś produkowane małe triody. Psvane, Sophia, EAT, JJ, Gold Lion czy Tung-Sol usiłują wmawiać klientom, że ich ECC83 są równie dobre jak te dawne z lat 50-tych, ale to marketingowe baje. Nie są, a jak długo nie będą, tak długo będziemy mieli problem.

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_039Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_034Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_014Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_037

 

 

 

 

Duże lampy mocy z bieżącej produkcji potrafią oferować popisową jakość, nie ustępującą tym dawnym, a małe triody nie. W tym miejscu rodzi się więc pierwsza wątpliwość odnośnie tego nowego Orfeusza – czy mianowicie musiał postawić na małe triody? HiFiMAN, o ile się nie mylę, skonstruował dla swoich nowych elektrostatów wzmacniacz na lampach 300B, toteż przynajmniej jak chodzi o wybór szklanych baniek wycelował właściwiej. Jednak wielu producentów śmiało sięga po dzisiejsze małe triody – na przykład Ayon – osiągając spektakularne rezultaty, zatem to jeszcze o niczym nie przesądza. Niemniej pewne chmury zaczynają się już gromadzić, bo same słuchawki są cięższe i z własnym ciepłem, a we wzmacniaczu mamy współczesne małe triody, których zastąpienie lepszymi wydaje się niemożliwe, bo trzeba by znaleźć aż cztery pary. Niewykonalne praktycznie zadanie, mimo że w parowanie lamp specjalnie nie wierzę i można je lekceważyć, chyba że to technologia push-pull, a chyba właśnie jest. Tak więc atmosfera niewątpliwie gęstnieje, ale producent pozostaje niezrażony i na każdym kroku nas przekonuje o niezwykłości swego wyrobu, której dowodem nie tylko cena, ale też muszle rżnięte z jednego kawałka aluminium, pady wykonane z mikrofibry i prawdziwej skóry, pancerne szkło wokół lamp i sześć łącznie tysięcy idealnie skomponowanych elementów całej tej maszynerii.

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_035Wracając jeszcze na chwilę do wyglądu, to on również pozostaje problematyczny. Brakuje mu bowiem koncepcyjnej finezji dawnego wzmacniacza, zastępowanej tu przez ów ruchomy pokaz. Z jednej strony dostajemy kararyjski marmur, nawiązujący w tym wypadku bardziej do jakiegoś foyer niż Michała Anioła, bo nie obrobiony w rzeźbę tylko kanciastą bryłę, a z drugiej ruchome popisy jak z XVIII-wiecznej zabawki dla dam w otwieraną i kręcącą się pozytywkę, tu jeszcze dodatkowo ozdobione światełkami. A dla XXI-wiecznych chłopców na tylnej ściance cyfrowe zabawki na czele z gniazdem USB w wersji B i dwoma koaksjalnymi, a także wejścia i wyjścia RCA oraz XLR do zabawy drogimi kablami. Można się zatem wpinać i wychodzić, można podłączać cyfrowe i analogowe źródła, a wszystko spakowano w jeden pakiet na bazie szkła, marmuru, aluminium i elektrycznych silniczków pakujących i wypakowujących co tylko się dało.

Cena tego wszystkiego dla zwykłych ludzi jest czystym kosmosem i w związku z tym dla przyszłego posiadacza automatycznie nobilitująca; tak żeby każda gwiazda sportu, rozrywki czy Internetu czuła się w obowiązku te słuchawki posiadać, podobnie jak każdy bankier albo właściciel firmy. Zwyczajnie nie wypada mieć innych.

Odsłuch

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_044   Tę część zacznę także od sprzętu. Gramofon był używany dnia poprzedniego, ale pod moją obecność już nie pracował, toteż słuchałem wyłącznie z odtwarzaczem. Dzielony Accuphase był podpięty do firmowego przedwzmacniacza C-3800, rozdzielającego sygnał do obu Orfeuszy po kablach symetrycznych Siltech Double Crown XLR, a prąd zapewniała elektrownia także od Accuphase po flagowych dla Acrolinka kablach zasilających 7N-PC9500. W sumie zatem popis jakości sprzętowej poustawiany na odpowiednich stelażach i sam Sennheiser zmuszony był przyznać ustami swoich przedstawicieli, że takiej prezentacji jeszcze jego najnowsze słuchawki nie miały. Dumnie zatem wszyscy organizatorzy pierś mogą po ordery wypinać i nikt nas nie będzie uczył, jak się takie odsłuchy urządza.

Sam odsłuch był bardzo krótki – kilkunastominutowy i skazujący na ciągłe porównywanie – tak więc nic nie mam do powiedzenia o normalnym z tymi słuchawkami współżyciu na bazie jednego bodaj spędzonego wspólnie wieczoru. W dodatku warunki były złe. No, niestety. Bo chociaż odsłuch odbywał się w wydzielonym miejscu za przepierzeniem, gdzie słuchający zostawał sam na sam z aparaturą, to nie sięgało to przepierzenie aż po sufit bardzo wysokiej sali starego gmachu, ani drzwi żadnych nie było, a za to pojawiała się komora rezonansowa. Tak jakoś dziwnie się działo, że hałas toczonych opodal rozmów po założeniu słuchawek jeszcze się wzmagał, a w efekcie nie można było zaznawać przejść od ciszy do muzyki i vice versa, podobnie jak w pośpiechu trudno było się skupić czy odprężyć. Szybko, szybko bo inni czekają i hałas dokoła, ale coś się jednak usłyszeć udało. Zabrałem oczywiście swoje płyty i każdej troszkę uszczknąłem, a wnioski są takie:

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_001Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_002Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_003Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_004

 

 

 

 

Nowy Orfeusz dźwięk ma od dawnego potężniejszy. Bardziej masywny, ciemniejszy, cięższy, mocniej atakujący. Ani trochę nie brakuje mu przy tym transparencji, którą także posiada rewelacyjną. Pasmo podaje też w pełni rozciągnięte, ale o ciemniejszym przebiegu i generalnie odczuciu neutralizmu barwowego z przygaszonymi kolorami. Kolorystycznie bardziej od starego jest czarno-biały, podczas gdy dawny barw oferuje całą tęczę, w jaśniejszym  oświetleniu i zdecydowanie bardziej radosnym odbiorze. Wydaje się przez to także cieplejszy, ale nowy wcale zimniejszy nie jest, a jedynie ciemniejszy i mniej kolorowy, a to subiektywnie obniża temperaturę, która mimo że nie niższa, taką się właśnie wydaje.

Tu wtrącę jedną uwagę. Otóż słuchałem w dwóch podejściach w odstępie półtorej godziny i podczas gdy dawny za każdym razem pojawił się jako identyczny, to nowy w drugiej próbie wydał mi się bardziej sympatyczny, taki właśnie cieplejszy. Niemniej za każdym razem był ciemniejszy i zdecydowanie mniej barwny, a także z cięższym dźwiękiem.

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_048Ten ciężar oraz barwa okazują się decydujące, a przy tym nie okazuje się tak, że większy ciężar jest lepszy. Przeciwnie, lżej i przez to swobodniej grający Orfeusz stary, sprawiał wrażenie bardziej naturalnego i prawdziwego. Specjalnie zabrałem płytę z normalną ludzką mową i Piotr Skrzynecki jakiego znałem ze starego przemawiał prawdziwiej. Mniej zawiesićcie i wyższym nieco głosem, a także w sposób bardziej otwarty, doświetlony i sympatyczny. Jak zauważył jeden z kolegów w odniesieniu do słuchanego także Quentina Tarantino, tego z dawnego Orfeusza na pewno chętniej zaprosiłoby się do towarzystwa, bo był sympatyczniejszy i bardziej otwarty.

Jaśniej, bardziej słonecznie, barwniej i sympatyczniej w lżejszym i bardziej otwartym stylu – to się powtarzało w każdym porównaniu, na każdej kolejnej płycie. Tak grał dawny Orfeusz. Czy zatem nowy przepadł? Nie, bez przesady. Żadne tam panie takie. Nowe słuchawki są na pewno nie gorsze technicznie od starych, a przynajmniej nie można nic takiego orzekać na bazie tych krótkich porównań. Ale że są inne i nie są lepsze, to też jest oczywiste. Ich inności nie określa jedynie ta ciemniejsza, nieznacznie niższa i mniej barwnie podawana tonacja, ale także analogiczne rozciągnięcie na górze i nieco niższe, bardziej gęste schodzenie na dole. Basu w nowym Orfeuszu jest więcej i jest on masywniejszy, a także bardziej zwarty a przy tym podobnie rozdzielczy. Podawany w większych i bardziej spoistych porcjach, co ktoś może woleć, a kto inny nie. Ma to także przełożenia na akustykę, ale efekty akustyczne u obu zestawów były najwyższej jakości, chociaż o różnym barwowym i oświetleniowym przebiegu. Niemniej jedne i drugie słuchawki grały pięknie i super analogowo, super także przejrzyście i z super rozciągnięciem. Natomiast zabrakło mi przestrzenności – i to mnie zaskoczyło. Dawny Orfeusz na pewno przestrzeń potrafi pokazywać wspaniałą, a tutaj jej nie znalazłem i nie wiem, czy przypisywać to bardziej własnemu zmęczeniu po przejechaniu trzystu kilometrów, czy może w torze coś należałoby zmienić. Przy okazji dorzucę, że cały czas podczas słuchania towarzyszyło mi przekonanie, że coś tutaj nie pasuje i coś faktycznie należałoby zmienić, ale czasu na jakiekolwiek manewry ani zaplecza nie było. Na pewno słyszałem starego Orfeusza grającego o wiele lepiej i tyle mogę powiedzieć. Może z winy słuchającego, a może toru, a może z uwagi na jedno i drugie. Tego nie zgadnę, chociaż to na tor raczej bym stawiał. Taki teoretycznie był świetny, ale czasami jakiś drobiazg wszystko przemienia i intuicja cały czas mi o takim drobiazgu przypominała. Jednak może była zwodnicza a ja tylko zmęczony i zestresowany.

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_050Zostawmy to, bo nas nigdzie nie zaprowadzi. Nie zgadnę co to było. co można natomiast napisać, to to, że wykonawcy w nowym Orfeuszu byli nieznacznie starsi wiekiem (paradoks) i na pewno dużo smutniejsi, oraz że bas im towarzyszył, jak mówiłem, niżej schodzący. To stale się powtarzało, ale odsłuch nie składał się z samych powtórek. Bo zmieniała się od utworu do utworu zarówno wielkość sceny – na jednym raz większa, a raz drugim – jak również zmieniał sposób prezentowania akustyki, także przenoszący przewagę ilościową i ekstensję pogłosów od jednego do drugiego. Nie mam pojęcia jakby to działało podczas dłuższego słuchania tylko tego nowego, ale na pewno stanowi on system słuchawkowy potrafiący oczarowywać łączeniem ogólnej perfekcji technicznej z masywnością, ciemnym wybarwieniem, analitycznym mistrzostwem i rozciągnięciem pasma. Ale najbardziej bym cenił nacisk i siłę ataku. Nowy Orfeusz gra naprawdę potężnie i super masywnie, czym nawiązuje o wiele bardziej do słuchawek ortodynamicznych niż innych elektrostatów. Bas, konkret, powaga, ciężar – a jako kontrast przejrzystość, strzeliste i wszechobecne soprany, szybkość, perfekcyjna artykulacja, przegląd sceny, rozdzielczość, detaliczność, ożywianie przestrzeni. Zabrakło natomiast efektu znanego ze sporej ilości przykładów i prezentowanego tutaj w oczywisty sposób przez Orfeusza starszego, na mistrzowskim w dodatku poziomie. Efektu: – To jest to! – Oto prawdziwe życie!

Sennheiser w materiałach reklamowych zapewnia, że takiego naturalizmu i takiej prawdziwości jak w tych ich nowych słuchawkach, nie znajdziecie na całym obszarze audio. To oczywista nieprawda, ale nie o to chodzi, że żadne słuchawki nie mogą dorównać głośnikom tubowym ważącym ponad tonę. Chodzi o to, że dźwięk nowego Orfeusza w tym konkretnym przynajmniej torze okazał się „zrobiony”. Piękny, potężny, biegły technicznie, ale nie przemożnie prawdziwy. To była stylizacja i stary Orfeusz to jeszcze podkreślał. Nie wykluczam, że nowy potrafi grać przejmująco realistycznie, ale tym razem nie grał.

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_057Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_056Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_055Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_054

 

 

 

 

Bardzo wiele daje tu do myślenia wisząca w necie recenzja, której autor napisał, że słuchając z własnym tego HE 1 przetwornikiem dźwięk wydał mu się jasny. To mógł być efekt nie wygrzania, ale pamiętać należy, że słuchawki na pewno zostały zestrojone przede wszystkim pod własny przetwornik i to brzmienie z nim ma być decydujące. A o tym niczego nie wiem, tak więc wszelkie ostateczne sądy trzeba zawiesić i to jest zaledwie migawka z kilkunastominutowego spotkania, w którym samego zestawu Sennheiser HE 1 słuchałem łącznie może z pięć minut. Błysk szprychy, ledwie zwiastun – i tylko tyle tym razem. Nie czuję się rozczarowany i nie czuję zbudowany. Postępu dalej nie ma, albo chytrze się ukrył, natomiast są niewątpliwie nowe najwyższej klasy słuchawki. 

Podziękowanie

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_053   Na koniec podziękowanie za zaproszenie i gościnę. Wszyscy byli przemili i wszyscy niezwykle uczynni, o ile nie liczyć tradycyjnie rozrytej drogi z Krakowa do Warszawy, która wciąż pozostaje na etapie czegoś w rodzaju stanu wojennego. Organizacja odsłuchu w sensie wystroju na medal, wielki nakład pracy organizatorów, wyszynk że palce lizać, słuchawki super – nic tylko słuchać – i jeszcze dodatkowe atrakcje w postaci systemów z Sennheiser HD 800, HD 800S i HD 630VB. A wszystko w centrum stolicy i mateczniku sztuki. Raz jeszcze najgoręcej dziękuję.

 

_DSC3553

Demon Ryka pogrąża Orfeusza, strącając go do Tartaru.

PS

Żona mi powiedziała, że jak skutkiem tego krytycznego bredzenia Sennheiser więcej mnie nie zaprosi, to się dopiero przekonam, czym jest prawdziwa krytyka.

I jeszcze jedno istotne. Ten system HE 1 to dopiero wersja przedprodukcyjna, która zostanie prawdopodobnie wszechstronnie udoskonalona.

Pokaż artykuł z podziałem na strony

16 komentarzy w “Relacja: Sennheiser HE 1 – warszawska premiera

  1. Maciej pisze:

    Oj fajnie było. Oby więcej takich spotkań.

  2. Stefan pisze:

    Z tą przestrzenią to chyba najdziwniejsze bo różnie ją każdy słyszał, może wpływ miało ułożenie słuchawek.
    Szkoda że nie udało się spotkać, musiałem wcześnie opuścić spotkanie.

    1. Piotr Ryka pisze:

      To nie jest tak, że tam przestrzeni nie było, tylko że słyszałem Orfeusza grającego o wiele lepszą przestrzenią a też napędzanego przez Accuphase.

      1. Stefan pisze:

        No tak ona była, chodziło mi o porównanie klasycznego Orfiego do nowego mi nowy grał bliżej bardziej bezpośrednio,
        a klasyczny czarował głębią i kolorowym przekazem. Choć w nagraniach z dużym pogłosem to nowy sprawdzał się lepiej.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Faktycznie szkoda, żeśmy nie mogli się spotkać. Może przy jakiejś kolejnej okazji. Jak coś, to zapraszam do siebie. A nie miałeś kłopotów z postrzeganiem tego nowego jako całkowicie naturalnie grającego?

          1. Stefan pisze:

            Tak w 20min to trudno było się skupić tylko na nowym, bo klasycznego też chciałem posłuchać.
            Praktycznie tylko na jednej płycie Jana Lundgrena Magnum Mysterium mi się bardziej podobał nowy,
            choć głosy lekko szeleściły, ale za to fortepian był bardziej realny.
            Może faktycznie ten nowy powinien być słuchany z wewnętrznego przetwornika, Pan Paweł Khun
            mówił że te lampy we wzmacniaczy obsługują wydzielone pasma na parę i może całość jest jak sugerujesz
            zestrojona pod siebie.

  3. Tadeusz pisze:

    Dzięki Piotrze za te impresje. na rzetelną recenzję przyjdzie czas jak wypożyczą Ci to „cudo” na parę dni, jak już ostatecznie dopracują i o ile będą chcieli Tobie wypożyczyć ? 🙂
    Po sobie wiem,że jak coś „testuję” i chcę wyrobić sobie o tym opinię to musi to być jednak kilka dni .Jednego dnia odbieram to tak , drugiego zgoła inaczej dlatego to musi być parę odsłuchów żeby z tego wyszła jakaś 'średnia obiektywna” oczywiście obarczona subiektywnym spojrzeniem „testującego” .

    1. Piotr Ryka pisze:

      Rozmawiałem z dystrybutorem i w przyszłym roku mają mieć własny egzemplarz prezentacyjny, który będzie robił turę objazdową po krajowych salonach, by mogły być organizowane lokalne spotkania i każdy chętny mógł posłuchać. Wtedy też mam go dostać na parę dni dla normalnej recenzji. Ale czy to się urzeczywistni, to jeszcze obaczym. Na pewno natomiast obecna forma jest przedprodukcyjna i zostanie poprawiona. Zwłaszcza to wydzielanie ciepła trzeba będzie rozwiązać, bo za bardzo w głowę ten nowy słuchawkowy bóg grzeje. Mnie jednak najbardziej przeszkadzało to, że nie trafiał z przekazem tak bezpośrednio jak stary. Ale różne w tym względzie były spostrzeżenia, chociaż zdecydowana większość wskazywała na stary jako lepszy w sensie naturalności. I jeszcze jedno – oba moim zdaniem podawały za dużo sopranów. Powinny je dawkować racjonalniej.

  4. ductus pisze:

    Ciekawa, wg mnie trafna ocena, mimo tak krótkiego odsłuchu. Piotrze, piszesz o dźwięku „zrobionym” nowego, a to trafia w punkt mojego przypuszczenia o elektronicznej manipulacji sygnatury. Nie rozmawialiśmy, ani nie umawialiśmy się, a odczucia podobne. Dzięki za tekst i zdjęcia.
    Pozdrawiam serdecznie
    Stefan

    1. Piotr Ryka pisze:

      Rozmawiać, tośmy rozmawiali, ale nie o tym.

      Też pozdrawiam i czekam na transformator

  5. Adam K. pisze:

    Panie Piotrze, a który to jest Pan na tych zdjęciach? Czytam Pana recenzje właściwie od początku,a tak naprawdę do końca nie wiem, kto je pisze:)

  6. Piotr Ryka pisze:

    Na zdjęciu, gdzie widać dwóch szpakowatych facetów, ten pochylony bez okularów to ja.

  7. Adam K. pisze:

    Dziękuję za informację.

  8. Marcin pisze:

    Zatem czekamy z ciekawością na „Wtedy też mam go dostać na parę dni dla normalnej recenzji” – może już w poprawionej wersji.

    Jak rozumiem Sennheiser wziął sobie do serca krytyczne uwagi „za bardzo w głowę ten nowy słuchawkowy bóg grzeje. Mnie jednak najbardziej przeszkadzało to, że nie trafiał z przekazem tak bezpośrednio jak stary” – swoją drogą aż się wierzyć nie chce że cudo za 50 tys. euro może mieć takie istotne mankamenty nawet w fazie prototypu (niewątpliwie stary dobry Orpheus jest #0 czyli najlepszy).

    1. PIotr Ryka pisze:

      To jeszcze nic. Ze zdumieniem ostatnio przeczytałem, że tyle samo kosztujące elktrostaty od HiFiMAN-a grały komuś całkiem bez środka sceny i gorzej od planarnych HE-1000. Ale spokojnie – pożyjemy, zobaczymy. Na razie pierwsze koty za płoty.

      1. Stefan pisze:

        A te nowe HiFiMany to chyba jeszcze prototyp, nie spodziewam się za dużo po nich,
        a swoją drogą HEki potrafią zagrać pięknie, taki Chord DAVE bezpośrednio z dziurki czaruje muzyką.
        Jak będziesz miał okazję Piotrze to posłuchaj koniecznie DAVEa, miałem okazję spędzić z nim
        trochę czasu i trudno znaleść odniesienie do jego prezentacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy