Relacja: Norma Audio i Graham Audio, czyli pokój 411 na AVS 2016

Norma Graham Audio HiFi Philosophy 001   Po raz ostatni wróćmy na zeszłoroczne AVS. W pokoju 411 królowała Norma. W towarzystwie, niemniej królowała. A mimo że królowała, to wcale tam nie było normalnie. Nie w sensie przeciętności. Trzy produkty włoskiej firmy stanowiły jądro systemu, który od normy w sensie średniości na pewno wyraźnie odbiegał: przetwornik HS-DA1, wzmacniacz zintegrowany IPA-140 i pełniący raz rolę napędu, a raz całego odtwarzacza CD Norma Revo CDP-1BR.

Rzućmy na Normy okiem:

DAC HS-DA1 VAR to najnowszy przetwornik firmy, zaoferowany w roku zeszłym przez włoską markę jako jej propozycja w dobie królowania przetworników. Deklaruje przetwarzanie 24-bit/192 kHz, bazujące na dwukanałowych procesorach z przetwarzaniem asynchronicznym Texas Instruments SRC4392 (skala dynamiki 144 dB) i pochodzących od tego samego producenta, stanowiących już klasykę, multibitowych konwerterach PCM 1704. Kosztuje 11 490 PLN.

Wzmacniacz zintegrowany REVO IPA-140 to zgodnie z nazwą 140-watowa integra, wyposażona (za dopłatą 1700 PLN) w przedwzmacniacz gramofonowy dla obu typów wkładek. Oparta o tranzystory MOS-FET (trzy pary w każdym kanale) i z konfiguracją Dual Mono – odpowiednio do tego mająca dwa toroidy po 400 VA każdy i dwie baterie wysokopojemnościowych kondensatorów, co składa się na bardzo konkretną wygę 25 kg i cenę 23 990 PLN.

Odtwarzacz kompaktowy REVO DS-1 za 17 990 PLN to konstrukcja bardzo zbliżona do przetwornika DA1, tyle że doposażona w napęd od TEAC. Te same kości TI SRC4392 i PCM 1704 oraz nadpróbkowanie realizowane przez układ DF 1706 z filtrami Slow i Sharp.

Norma Graham Audio HiFi Philosophy 004Pokój był miejscem wspólnego pokazu łódzkiego Audio Atelier i warszawskiego Audiopunktu, będącego polskim dystrybutorem angielskiego Graham Audio, w której to sytuacji głośnikami mogły być wyłącznie niezwykle wysoko oceniane, odsypane licznymi nagrodami, kompaktowe głośniki monitorowe Graham Audio Chartwell LS3/5 (cena: 9990 PLN za parę). Z uwagi na obecność pre gramofonowego we wzmacniaczu oraz zamiłowanie sprawujących pieczę na prezentacją przedstawicieli Audiopunku do źródeł analogowych, pokaz uzupełniał gramofon vintage Technicsa z wkładką Philips 412 MkII, a spinające to wszystko okablowanie pochodziło od japońskich Harmonix i Oyaide, z sygnałowym  Hijiri HGP Million na czele. Jedynie zasilanie realizowane było przez niedrogie angielskie przewody: Isol-8 Ultra (1399 PLN) z listwą Isol-8 PowerLine Axis (2990 PLN), a zatem całość bazowała na trójkącie Włochy, Japonia, Anglia.

Dość prezentacji, czas zabrzmieć. W maleńkiej salce, w której głośniki postawiono nietypowo, bo nie na wprost wejścia pod oknem, tylko na ścianie bocznej, siadało się bliziutko też maleńkich monitorów, których wygląd jaskrawo przeczył brzmieniu.

W sumie to nic nowego, bo przecież biurkowe Ancient Audio Oslo, a jeszcze bardziej Zingali Client Nano, zdążyły podczas bytności na testach pokazać, jak znakomicie zabrzmieć potrafią maleńkie kolumienki, ale to mimo wszystko jest szok, kiedy zażywszy podczas zwiedzania AVS niejednego marnego brzmienia z wielkich kolumn, zasiadamy naprzeciw malutkich i zostajemy oczarowani. A tam, w 411, tak właśnie się działo i dlatego to piszę. System w sumie średni cenowo, biorąc pod uwagę cenę wzmacniacza trochę więcej niż średni, dawał jaskrawy dowód, że lokatorzy małych pokoi, a więc z nadania losu dysponenci małych sal odsłuchowych, nie stoją na straconej pozycji. Ograniczani blokową rzeczywistością do dziesięciu metrów w betonowym pudełku też mogą raczyć się brzmieniem, i to nie byle jakim. Bo w takich właśnie warunkach w 411 natychmiast rozbłysła mi we łbie żarówka „Kapitalnie!” Tak, kapitalnie grało. Ogólnie w karnacji dość jasnej i z dominującą melodyką, niweczącą na spółkę z bogactwem brzmienia myśli o jakichkolwiek krytykach. Monitorowy klasyk brytyjskiego przemysłu audio napędzany włoskim wzmacniaczem prosto ze stolicy lutnictwa, Cremony, częstował rasowym brzmieniem. Delikatny, z wdziękiem kreowany sopran, zdumiewająco mocny bas, znakomita przestrzenność, budowana kubicznym charakterem i rozległą ekstensją. To była jedna z cech kluczowych – każdy dźwięk podkreślający przestrzenny charakter, mocniej na słuchacza przez to oddziałujący aniżeli sama treść brzmienia. Linia melodyczna i sól smakowa brzmień poszczególnych mniej działały na wyobraźnię niż ta przestrzenna forma, rozdymająca obszar i pozwalająca głęboko nabierać powietrza. A zatem coś niezwykłego poprzez już tylko rozmiar, dziejącego się jawnie na przekór – w małej salce za sprawą małych głośników. Zupełnie nie było tam duszno ani ciasno – przeciwnie, swobodnie i z akcentem na tę swobodę. Aż nabrałem ochoty, żeby to dokładniej przebadać i puściłem kilka utworów, dla których przestrzeń jest wszystkim. Nie było wątpliwości, system radził sobie rewelacyjnie wbrew dosłownie wszystkiemu – wbrew metrażowi i wysokości pomieszczenia, wbrew litrażowi kolumn i odległości od nich. Zupełnie jakby chciał udowodnić, że niemożliwe jest możliwe. Już samo to było satysfakcją i mogło stanowić pretekst do zakupowych przymiarek, ale w tym wypadku nie było wszystkim. Bo kolejna się zapaliła żarówka, tym razem z hasłem: „Subtelnie!”

Norma Graham Audio HiFi Philosophy 002Przestrzennie i subtelnie grał system w 411. A przy tym najciekawiej na obu skrajach pasma. Nie, żeby w średnim zakresie coś działo się niedobrego, ale kiedy włóczymy się po salach Show, co rusz trafiamy na system, gdzie dba się szczególnie o środek. Specjalnie puszczają muzykę tak zwaną audiofilską, która z samej średnicy się składa, by epatować słuchacza jej pięknem. A potem tak grający system kupujesz i pełen nadziei stawiasz u siebie, a wówczas się okazuje, że poza środkiem już wcale nie jest pięknie, a co najwyżej średnio. Albo jest jeszcze gorzej – nic poza środkiem nie ma. To jest dopiero udręka, gdy sopran się kończy przed C, a basu nawet przez lupę nie widać. Tymczasem tutaj grało na całej skali, a nie dość że wszędzie przestrzennie, to jeszcze subtelnie u góry i naprawdę mocno na dole. Przepadam za tym kiedy soprany są trójwymiarowe i delikatne; kiedy subtelnie dzwoniąc rozpościerają się stopniowo, co jest dokładnym przeciwieństwem sytuacji, kiedy są jednopłaszczyznowe i kiedy kwiczą i kłują. Podobnie przepadam za stanem, kiedy bas moc ma należytą, a bębny ukazują wewnętrzną przestrzeń i szybką wibrację membran. Kiedy tym basem dostajemy w mostek, a jednocześnie jest wszędzie wokół. Takiego czegoś nie pokażą audiofilskie utwory, bo one tego właśnie jak ognia unikają. Jadą środkiem, niczym (pardon za dosadność) jakiś buc w ciężarówce (widujecie wszak co dzień takich), i żadnego ostrzejszego zakrętu razem z tymi „audiofilskimi” systemami z fantazją nie wezmą, bo zaraz by to wszystko wylądowało w rowie. Tymczasem elektronika Normy i studyjne Grahamy z fantazją jechały po zakrętach, swobodnie pokonując ciasne łuki, doliny i wzniesienia. Dlatego to zwracało uwagę, a nie wyeksponowana średnica, którą na AVS wszyscy mają. No, może i nie wszyscy, ale o tak słabych, że nawet jej nie mających, to w ogóle nie ma co pisać.

Szczególnie bas robił wrażenie, z kocią zwinnością omijający zniekształcenia (o które w przy basie najłatwiej), mocą przeczący fizyce. Małe kolumny, mała średnica membran, a bas… Cie choroba – jak mawiał zapomniany sołtys Kierdziołek. Dobra też była stereofonia i dobra analogowość odtwarzacza, zupełnie nie rażąca przy przejściach między nim a gramofonem. Oczywiście prawdziwy analog to zawsze inna liga, zwłaszcza że gospodarze mieli kolekcję płyt z lat 70-tych, nieskażonych cyfrowym nalotem. Można się więc było nacieszyć zapomnianą jakością analogu, która w dawniejszych czasach nie była tak dobrze słyszalna, bo nie było mogących ją ukazać wzmacniaczy ani kolumn. Były wprawdzie, ale nie w Polsce i nie jako produkt masowy, tylko pochowane po angielskich i amerykańskich salonach, jako zjawisko niszowe. Dopiero teraz można usłyszeć jak muzyka spod igły jest gładka i jak konsystentna, a kiedy mieć odpowiedni gramofon i resztę, można także usłyszeć jak naładowana energią i jak dynamiczna. Niemniej DAC i odtwarzacz z Norma Audio dawały sobie w tych nieprzyjaznych warunkach radę, prezentując analogowość nie na miarę wprawdzie szczytowych osiągnięć cyfrowych, ale bardzo już przyzwoitą, budzącą na tle prawdziwego analogu aprobatę, nie grymas. Tu osobne słowo należy się wzmacniaczowi, który podobnie jak słuchany wcześniej Baltlab stanowił jawny dowód, iż technika rzeźbienia w krzemie dogania sztukę szklanych baniek już także na średnim a nie tylko najwyższym poziomie cen. Bo wszak to wszystko, czy to z gramofonu, czy z odtwarzacza, wzmacniane było przez Norma REVO IPA-140, tak więc z szacunkiem proszę.

Norma Graham Audio HiFi Philosophy 003 Co by tu jeszcze?  Zanotowałem sobie, że przestrzeń kreowana była z takim rozmachem, iż mimo bliskości głośników symfonia Mozarta ukazała się jako zdarzenie widziane z głębi widowni a nie jak przez członka orkiestry. Jako coś całościowego, ujętego w sceniczną perspektywę, a nie otaczającego, w czym zostaliśmy zanurzeni. Aż trochę głupio się czuję pisząc, że grało tam z rozmachem, ale naprawdę grało. Swoboda, rozmach, wielka skala. Mało wiarygodnie to brzmi, przyłożone do małych kolumienek w małej salce, ale w sumie to przecież świetnie, że takie rzeczy się dzieją. Zresztą, skoro dziać się mogą w słuchawkach, to czemu nie u małych ale przecież większych głośników? U Grobel Audio też działy się przy udziale małych, tyle że w dużej sali, a w 411 okazało się, że może tak dziać się wszędzie. Wygląda więc na to, że w odniesieniu do całości technika audiofilska nie oferuje wprawdzie w ostatnich dekadach przełomu, niemniej jakościowo wciąż krzepnie i sięga (paradoksalnie oczywiście) z wysoką jakością coraz niżej. Zniża się high-end do cen średnich i do małych powierzchni potrafi już ograniczać, co przecież też jest postępem, mimo że nie przełomem. Tym zagadnieniom trzeba będzie poświęcić kiedyś odrębny artykuł, a na razie mogę napisać, że poprosiłem o wzmacniacz Norma Audio i ma niedługo przyjechać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy