Pora wywiązać się z obietnic osobnych opisów. By nikt nie poczuł się urażony, kolejność będzie alfabetyczna, a na tym wygrywa łódzki Audiofast, jeden z największych dystrybutorów w kraju, specjalizujący się w sprzęcie wysokiego i najwyższego poziomu.
W tym roku, jak zwykle zresztą, wystawił Audiofastw sprzęt w dwóch salach, obu dużych i obu o znośnych proporcjach, co wcale nie jest częste. W zeszłym roku wyglądało to inaczej, bo dużej sali Moniuszko w Bristolu towarzyszyła niewielka, a w tym zastąpiła ją jeszcze większa od Moniuszki Azalia I w Golden Tulipie. W obu wystawiana była aparatura najcięższego kalibru, a zacznijmy od tej w Bristolu.
Hotel Bristol
W tej sali gościł rok wcześniej dźwięk, który bez żadnych rozterek nazwałem dźwiękiem wystawy, w pierwszym rzędzie sprawiany odtwarzaczem dzielonym MSB, przedwzmacniaczem i monoblokami lampowymi Audio Research i fantastycznymi głośnikami Wilson Audio Alexia. Po roku wszystko było już inne, bo w roli źródła produkowały się trzy z czterech elementów topowego odtwarzacza SACD od dCS (zabrakło upsamplera), które bez pośrednictwa przedwzmacniacza słały sygnał na wzmacniacz zintegrowany Dana d’Agostino Integrated, skąd przewodami głośnikowymi Shunyaty wędrował on do najnowszej wersji szeroko znanych i najbardziej popularnych spośród oferty Wilson Audio głośników Sasha 2.
Był to zatem swoisty koktajl, mieszający źródło cyfrowe uchodzące za najlepsze na świecie i jednocześnie chyba najdroższe, z brakiem przedwzmacniacza; i przy całym szacunku dla najlepszych nawet integr, jednak nie monoblokami a wzmacniaczem zintegrowanym; a ponadto z głośnikami o stopień niższymi niż Alexie, gabarytowo wyraźnie od nich mniejszymi. Tak jak przed rokiem od strony prądowej pilnowane to było przez kable zasilające i super zaawansowany technologicznie kondycjoner PowerCell Galileo LE od Synergistic Tesearch, i stało na najbardziej w świecie wymyślnym stoliku Artesania Audio, uzupełnianym podobnie wymyślnymi platformami anty-elektromagnetycznymi też od Synergistic Research.
Tak, wcale się nie pomyliłem. Te platformy nie są antywibracyjne, bo o to dba sam stelaż Artesanii, tylko anty-elektromagnetyczne – niwelujące wpływ pól elektrycznych pojawiających się w otoczeniu stawianych na nich urządzeń. Platformę taką miałem tak nawiasem kiedyś u siebie i daję słowo, że postawiony na niej odtwarzacz grał lepiej od samego siebie postawionego na jakiejś desce, a jedyny związany z tym problem polega na tym, że platforma taka kosztuje ponad dziesięć tysięcy. Tu zaś było ich znacznie więcej, bo stały na nich wszystkie dCS-y, tak więc warunki miały wyjątkowo korzystne.
Odnośnie tych dCS-ów – odsłuch zaszczycił swą obecnością sam szef marketingu dCS-a, Pan Raveen Bawa. Gość wygłosił krótki referat, którego główną myślą było zwrócenie uwagi na kształt wewnętrzny oferowanych przez dCS urządzeń. Okazuje się, że wszystkie one oparte są o tę samą płytę główną, różniąc się jedynie nakładanymi na nią od wierzchu indywidualnymi modułami, oczywiście innymi dla każdego urządzenia; w przypadku sekcji napędu z uzupełnieniem tym właśnie napędem, branym od TEAC-a. Całość składa się na cyfrowy kombajn muzyczny, zdolny czytać cyfrowy zapis, przetwarzać go na analogowy, uszlachetniać atomowym zegarem wzorca częstotliwości i na koniec upsamplować do zadanego poziomu taktowania, czego tutaj nie mogliśmy doświadczyć, bo jak mówiłem, sekcja upsamplera była nieobecna.
Z kolei prelegent Audiofastu zwracał w krótkim zagajeniu uwagę na fakt, że wzmacniacz Dana d’Agostino praktycznie nie różni się od monobloków, tyle że spakowanych w jedną obudowę, a także wspomniał, że nowa wersja głośników Sasha ma ulepszony głośnik wysokotonowy i inne kąty ustawienia poszczególnych sekcji obudowy, jak również przywołał wspomniane własności stolika i antyzakłóceniowych płyt nośnych, a także zwrócił uwagę na aktywne ekranowanie prądem 30 V przewodów Audio Research.
Korciło mnie, by zapytać Mr Raveena, dlaczego płyty główne do komputerów kosztują najwyżej w okolicach czterystu dolarów, podczas gdy te od dCS są, było nie było, sporo droższe, ale dałem spokój i pogrążyłem się w muzyce. Albowiem to muzyka była w tym wszystkim najważniejsza, choć zagłębiając się w zagadnieniach technicznych i dywagując aspekty ekonomiczne można było o tym zapomnieć. Ale na koniec i ona doszła do głosu, a wówczas pojawiły się następujące spostrzeżenia.
System grał w manierze realistycznej, prezentując zdecydowanie jaśniejsze światło niż słuchany przed chwilą McIntosh z Rockportami. Sama prezentacja była dosyć pikantna, ze źródłami dźwięku o bardziej naturalistycznym niż tam formacie, a mówiąc dokładnie – powiększenie źródeł zachodziło, ale było nieznaczne. Odnośnie samej muzyki, to nie było tu żadnego łagodzenia, żadnych czary-mary, a jedynie sam konkret: twardość rzeczy twardych, ostrość ostrych i wyraźność wyraźnych. Żadnego ogładzania krawędzi czy uciekania w światłocień. Życie w czystej, nieupiększonej formie – a w zamian drajw, szybkość i jasne światło.
W tej sytuacji musiało się zarysować niezwykle staranne obrazowanie treści nagrań, pozbawione śladu upiększającego maskowania. Głębia pojawiała się tylko na głębinach, a nie także, dzięki sztucznym podbarwieniom, na płyciznach.
A wszystko to na koherentnej, głęboko za kolumny sięgającej scenie, zdecydowanie głębszej niż obok u konkurencji. Zarazem ze zdecydowaną przewagą analizy nad poetycką malarskością, której tutaj całkowicie nie było. Ten analityczny wariant dźwięku nie mógł zarazem zamaskować czegoś ważnego; tego mianowicie, że głośniki Sasha odstają jednak poziomem od Alexii, a w efekcie, mimo maniery analitycznego realizmu, ich realizm był słabszy niż ten sprzed roku. Nie było aż takiej namacalności, tej miary poczucia uczestnictwa w czymś realnym. Trzeba jednak pamiętać, że są to wskazania z abstrakcyjnie wysokiego poziomu, na którym wyroki – ty a nie ty – nie oznaczają de facto porażki. Poza tym bez wątpienia zrealizowała się rzecz oczywista, z góry zaplanowana i zadeklarowana przez wystawcę: niższe katalogowo głośniki nie okazały się lepsze od wyższych i dCS tutaj nie mógł pomóc. Musiało tak być, bo tamten tor nie był słabszy od tego, a głośniki są z innych półek.
Jednocześnie trzeba tu wspomnieć o rzeczy bardzo istotnej. Jak się dowiedziałem od samych wystawców, nie mają oni czasu na próbowanie czegokolwiek. To nie jest tak, że się przyjeżdża i pieczołowicie ustawia, próbując różnych konfiguracji. Czasu jest tyle, by pędem wszystko poskładać i sprawdzić czy działa. Jeżeli popełniłeś błąd lub dokonałeś złego wyboru, czasu na korekty nie będzie wcale, albo tylko minimum i ewentualne nocne przeróbki z soboty na niedzielę. Tak więc totalizator, na którym najlepiej wychodzą ci, którzy rok po roku wystawiają systemy identyczne lub bardzo zbliżone, które się wcześniej sprawdziły.
Bynajmniej nie sugeruję, że to tutaj było porażką, ale że w zeszłym roku grało lepiej, nie ulega wątpliwości. Niezależnie jednak od tego, były tamtegoroczne popisy tylko trochę bardziej realistyczne i także tym razem realizm wysokiego poziomu zaistniał. Realizm super szczegółowy, z dużą dawką esencji, a przede wszystkim doskonałym oddaniem wszelkiego rodzaju nastrojowości, co sobie szalenie cenię. Był zarówno smutek, jak obojętność czy radość. Żadnego wychylania w którąkolwiek emocjonalną stronę, żadnego uciekania w atmosferę jednoznaczną. Wyłącznie chirurgiczna precyzja i pusty pojemnik na emocje, gotowy każde na równi ugościć.
Z rzeczy bardziej konkretnych bas był tektoniczny i bez zakłóceń, a także wyważone, neutralne podejście do pogłosów, podczas gdy szczegółowość prezentowała kosmiczny poziom.
Wszystko to razem skłaniało do refleksji, że powtórzyły się tym razem opinie o niezwykle silnym nacisku odtwarzacza dCS na ekspozycję szczegółów i dokładność rysunku, wymagającym odpowiedniego stonowania i umuzykalnienia od strony kolumn i wzmacniacza. Sashe są mi znane ze starszej ich wersji i mogę ręczyć, że potrafią muzykę czynić muzyką. Z kolei wzmacniacza Integrated nie znam i wiem tylko, że jest lampowy. To jednak o niczym nie przesądza, gdyż lampy lampom nierówne. Niektóre są miodopłynne, a inne bardziej oschłe niż przeciętny tranzystor. System tutaj grający był przechylony na stronę analityczno-konkretną, czerpiąc swój realizm bardziej z dokładnego obrysu piórkiem niż z obszernych pociągnięć pędzla. Są zwolennicy obu tych szkół, ale sam lubię najbardziej nie tyle syntezę, co realizm miary tak dużej, by analiza i synteza przestały być ważne w obliczu faktu, że na scenę wkracza samo życie. Tak było w zeszłym roku, a w tym nie udało się tego całościowo powtórzyć. Na ile świadomie, tego nie wiem; trzeba by tutaj przytaszczyć głośniki Alexia i posłuchać systemu z nimi, a wówczas wszystko stałoby się jasne. No ale o tym można sobie tylko podumać.
Hotel Golden Tulip
Drugi swój wyszukany jakościowo system prezentował Audiofast w sali Azalia I hotelu Golden Tulip. Tam właśnie powędrowały odebrane Bristolowi Alexie, czemu trudno się dziwić, bo ta sala jest większa i większych głośników wymaga. Tak duża, że może nawet sławne Alexandrie by pomieściła, lecz o Alexandriach nie ma co marzyć – choć może kiedyś? Tylko żeby w razie czego nie było na mnie, że sprowokowałem, a coś nie wyszło. Z dużymi smokami trzeba ostrożnie, co rok po roku się tu, w Warszawie, pokazuje. To granie z marszu niewątpliwie bardzo jest hazardowe i w jego świetle przestaje dziwić, że pewne prezentacje się nie udają.
Porwane Alexie grały plikami z najwyższego modelu Aurendera – W20 – też ustawionego na platformie antyzakłóceniowej Synergistic Research i stelażu Artesania, w towarzystwie kondycjonera Galileo i tym razem także od jego producenta branych przewodów głośnikowych. Wzmacniaczem był Audio Research Galileo GS 150 (a więc dwóch Galileuszy w jednym systemie), a przetwornikiem MSB Select DAC, pod milczącą obecność MSB Signature Data CD. Względem systemu z poprzedniego hotelu różnica była też taka, że w użyciu był tu system mini ustroi akustycznych Synergistic Research HFT.
Przejdźmy do muzyki. Pierwsza rzecz, najbardziej się narzucająca, to niesamowitość głośników Alexia. Zaoferowały niezwykle silne promieniowanie dźwięku, o którym już tyle razy pisałem, a wraz z nim ożywioną formę przekazu, dużo bardziej zbliżoną do żywej muzyki od statycznej. Pomimo specjalnych ustroi poprawiających akustykę pojawił się też ślad dodawanego pogłosu, nie na tyle jednak wyraźny, by mógł cokolwiek zakłócić. Po stronie zasadniczych pozytywów trzeba też wymienić rewelacyjną pracę na osi góra-dół pasma, a więc oddanie zależności pomiędzy sferą basową a sopranową, a także doskonałe poradzenie sobie z dużą powierzchnią do nagłośnienia, pozwalające równie dobrze słuchać siedząc daleko z tyłu jak i blisko z przodu.
Dźwięk był lekko przyciemniony, niezwykle klimatyczny, oferujący ogromną ilość różnego rodzaju smaczków, czyniących przekaz szczególnie bogatym i atrakcyjnym w sensie niepowszedniości. W efekcie pojawiała się całościowa magia, której nieco zabrakło w Bristolu, czemu bardzo sprzyjał też fakt, że nie było tu żadnego pustego cykania, czyli dźwięków nie powiązanych z przestrzenią, punktowych. Wszystko, co miało miejsce na scenie, było przestrzennie rozpostarte, mające postać cielesną, gdzieś się zaczynającą i gdzieś kończącą, choćby nawet tylko w pogłosie, natomiast nigdy w samej zerowej objętościowo kropce. Nic się tu zatem nie mogło skojarzyć z zakłóceniami czy pykaniem, zawsze mając odniesienia do form realnych, a to właśnie decydowało o namacalności i magii uczestnictwa. Tym bardziej to było magiczne i realne zarazem, że intensywnie żyła cała przestrzeń, a dźwięk, jak wspomniałem, promieniował, dzięki czemu każdy cal objętości był zaangażowany w muzykę. A to znów tym było silniejsze, że głośniki nie tylko doskonale pracowały na osi góra dół pasma, lecz także popisowo realizowały stereofonię, nie pozostawiając nawet skrawka nieaktywnej przestrzeni pomiędzy sobą. To rzadka umiejętność, gdyż tego rodzaju dziury są zjawiskiem powszechnym.
Duża sala i duże głośniki mają jednak swoje niepomijalne następstwa, które tutaj musiały się przełożyć na ogólną atmosferę koncertową, a nie kameralną. Niezależnie od mniejszych źródeł dźwięku niż u Rockportów i nie tak klubowego charakteru samej muzyki, atmosfera ta niewątpliwie tryumfowała, czego znakomitym dowodem fakt, że po raz pierwszy odkąd wędruję po salach Audio Show, zobaczyłem dziewczynę nie mogącą powstrzymać się od tańczenia, co bardzo było miłe i nadawało wszystkiemu nowego sensu. Miast tłumu podekscytowanych panów, przeszywających wzrokiem kolejne drogie kable, wsłuchanych w kolejną wycofaną lub nie średnicę i analizujących własne portfele pod kątem kolejnego zakupu, pojawił się taniec i spontaniczność. Muzyka wszystko ogarniała, w żadnym momencie nie powodując zmęczenia czy zniechęcenia. Raz jeszcze, tak jak przed rokiem, doskonale złączył się aspekt analityczny z muzykalnością, pozwalając przeżywać a nie rozmyślać. Alexie to chyba głośniki o największym potencjale spośród wszystkich pokazanych na wystawie, jeżeli brać pod uwagę granie domowe a nie w jakichś aulach. Oczywiście to tylko intuicja, ale taka mi się nasunęła. Nie brakuje wprawdzie konkurentów, lecz wielu z nich na wystawie zabrakło.
Na koniec skupiłem się na sprawach bardziej szczegółowych. Niezależnie od ogólnie świetnego brzmienia na obszarze całej sali, z tyłu było ono chłodniejsze i gładsze. Przebadałem też trochę dokładniej Aurendera, i okazało się, że naprawdę dużo umie. W końcu to wszystko co tu się objawiło, zaczynało się właśnie od niego. Fortepian w jego wydaniu był bardzo bogaty harmonicznie i doskonale utrafiony temperaturowo, a ludzkie głosy ze świetną ekspozycją sceniczną i należytym czarem. W sumie jedna z kilku najlepszych prezentacji na całym Audio Show, pomimo trudnej sali i braku czasu na przygotowania. Niewątpliwie.
Te Alexie spodziewam się znaleźć pod choinką.
Tylko czemu ma zachwycać skoro nie zachwyca. Tutaj moje wrazenia sa diametralnie inne. Podswietlony dzwiek jak przeswietlona klisza. Chialbym bardzo posluchac z topowym gramofonem zamiast cyfry bo zastanawiam się na ile hifi club zyskuje na innej technologii źródła.
Ale mówimy o sali Moniuszko czy Azalia?
Sluchalem oczywiscie mniejszych Sasha2 ,jak i Alexia.Dwa lata temu tor z starymi Sasha gral najlepiej na wystawie, wtedy z monoblokami Agostino.Sasha2 nowy w tym roku gral nie spojnie,gora ostra i szybka ,mlodym mogla sie podobac ,ale bas cieniutki.Integra d.Agostino najpiekniejszy trazystorowy wzm na swiecie i gra rowniez wspaniale,moje marzenie, chociaz wole wzm lampowe.
Alexia to juz bardzo dobre spojne granie i wysoki poziom, ale nie muzykalne granie, ktore oczekuje za takie pieniadze.
Akurat w czwartek bylem zaproszony przez znanego audiofila (stary audiofil) gdzie odsluchiwalem jego tor odsluchowy w Warszawie,byl to najlepszy tor odsluchowy jaki slyszalem od 40lat,to jest najlepsza referencja jaka sobie mozna wymarzyc, tor odsluchowy uniwersalny i grajacy kazdy gatunek muzyki wspaniale.Akurat sluchalem w przeddzien AS ,tak ze swietne mialem porownanie,trzeba przyznac ze najlepszy tor odsluchowy na tej wystawie zagral tylko w 75% tak dobrze jak (starego audiofila).