Relacja: Audio Video Show 2023 – Pokój 401

  • Kolumny: Thöress Puristic Audio Apparatus 2CD12
  • Streamer: Lumin L1
  • Wzmacniacz: Thöress PRE + Hybrid Monoblocks MHT

   Istnieją małe firmy, o których mawia się: „niszowe”. Ale to nie jest trafne określenie, w każdym razie nie w całej rozciągłości. Bo niszowe w tym sensie jest przykładowo japońskie Kondo Audio Note – firma powołana do życia przez pojedynczego twórcę, zatrudniająca wciąż, po dziesiątkach lat, zaledwie dziesięć osób, a mimo to sławna, wiodąca, rozpoznawalna natychmiast. Niemieckie Thöress Puristic Audio Apparatus, też po ćwierćwieczu od powstania, to również zakład zatrudniający kilka osób i w założycielskim sensie jednoosobowe dokonanie. Tak samo jak japoński inżynier dźwięku Hiroyasu Kondo, niemiecki matematyk, inżynier i pasjonat audio, Reinhard Thöress, założył firmę przeznaczoną do tworzenia audiofilskiej aparatury najwyższego poziomu; w obu wypadkach lampowej i w obu skoncentrowanej na wzmacniaczach, tyle że Thöress produkuje także kolumny, a nie wyprodukował gramofonu, natomiast Kondo odwrotnie.

      Oprócz tego produkty Thöress Puristic nie są tak ekstrawagancko drogie, co nie znaczy, że tanie, bo w niskich cenach jakość szczytowa póki co nie istnieje. Ale to nie sprzęt za setki tysięcy dolarów, tylko za dziesiątki tysięcy złotych; różnica zatem kolosalna, i kto wie, może dlatego Kondo stało się dużo sławniejsze? Może trzeba iść na całego, żądać za wyrób worów złota? Nie wiem, nie znam się, nie handluję, poza tym zarobiony jestem. Ale wg niektórych podręcznikowych wskazań i praktycznych przykładów podwyżka ceny, zwłaszcza drastyczna, może kreować wzrost sprzedaży. Przejście na inny poziom nie jakościowy, a prestiżu, może się okazać intratne, ale szczęściem dla mniej zamożnych audiofili, ciągle mogą oni korzystać ze szczytowej jakości w przystępnych cenach od Reinharda Thöressa. Mała manufaktura z Aachen na pograniczu belgijsko-niemieckim spokojnie i konsekwentnie projektuje i realizuje swoje wzmacniacze, kolumny głośnikowe i przedwzmacniacze gramofonowe, o których swego czasu pisałem, że to sprzęty wierzchołkowego poziomu.

      W 2024, na jubileuszowe AVS w Warszawie, niemieckie Thöress Apparatus zjechało ze swoim sprzętem w postaci kolumn 2CD12 (tak, to kolumny, mimo iż nazwa sugeruje coś innego), przedwzmacniacza FFPre i pary monobloków EHT mono (30 W/8 Ω). System uzupełniał odtwarzacz strumieniowy Lumin L1, okablowanie Luna Cables i Harmonix oraz listwa VIBEY.

      Rzućmy na wszystko to okiem i zauważmy, że do wzornictwa Thöress Puristic trzeba się po ochłonięciu z szoku przyzwyczaić, albowiem miałem kiedyś profesjonalny prostownik do ciężarówkowych akumulatorów w dokładnie takim samym wzorniczym stylu. Lakierowane na gołąbkowo niebieski kolor, z jednego płata blachy gięte korpusy i napylone srebrzanką panele przednie z przemysłowymi pokrętłami przełączników jawią się niczym żywcem wzięte z warsztatów samochodowych i laboratoriów przemysłowych lat 70-tych dawno już minionego stulecia. Brakuje tylko grubych czarnych kabli w gumowych izolacjach, porozrzucanych narzędzi i facetów w wyszmelcowanych granatowych albo przybrudzonych białych fartuchach, żebyśmy mieli komplet i poczuli się jak w robocie. No, może jeszcze termosów z makabryczną herbacianą lurą i bułek owiniętych w papier, najlepiej z kiełbasą lub żółtym serem. Nie smakuje? Wolicie sushi, pizze i ziółka z mozzarellą? Co wy tam wiecie o drugim śniadaniu… Nawet jajka na twardo nie umiecie popieprzyć i pasztetówki rozsmarować. Salcesonu pokryć musztardą „Sarepską” i margaryny „Palma” do pajdy przyłożyć. Miętcy żeśta się porobili, nie ma już robotniczej klasy i laborantów z prawdziwego zdarzenia. Jak asfalt i kostkę brukową pod moimi oknami w lecie kładli, to cała klasa robotnicza była z Kaukazu i Azji Środkowej. Nikt więc nie odpowiedział na prośbę o Sporta klasycznym: „Papierosy to nie włosy, na cipie nie rosną!” – duch i dowcip umarł w narodzie. Ale kasty sędziowskie już biorą się do roboty, tylko patrzyć ZOMO-wców wyskakujących z suki, może znowu będzie jak kiedyś.

      Takie zatem klimaty – nic a nic, ani tyci, powiewu luksusu, samo twarde jedynie życie. Ale dzięki takiemu podejściu do estetyki użytkowej zjawia się dużo mocniejszy kontrast między wyglądem a dźwiękiem, a niektórzy to cenią. Osobiście nic nie miałbym przeciw, żeby słuchać muzyki z takich przemysłowo-siermiężnych klocków, pod warunkiem, że byłaby to muzyka jakości jak z aparatów Thöressa. I patrzcie, jest w tym przecież metoda: bo nic nie piszę o wyszczotkowanym pięknie aluminium Lumina, wdzięczącego się oknem eleganckiego wyświetlacza, ani o dotykowym tablecie Apple’a, który go uzupełniał, wdzięcząc się zabójczo kolorowymi ikonkami plików. Cała opisowa para idzie na tę siermięgę, co się wyrywa z estetycznego kanonu, urąga przymilaniu. Bij-zabij przymilasa, powiadają klocki Thöressa; my was, audiofili, zdobędziemy dźwiękiem, a nie mizdrzeniem obudów.

      Z takiej twardości estetycznej wyłamują się same kolumny, które nie mogą mieć przecież obudów blaszanych ani z gołej paździerzy. Ale i tu bez przymilania – prosta forma prostopadłościenna; dopiero w razie zdjęcia maskownic widać duże tweetery wstęgowe, zatem techniczna ekskluzywność, pod jej względem idziemy na całość, przymusem doskonałość brzmienia.

Przejdźmy nareszcie do brzmienia

      W identycznie małym jak opisany już 408 pokoju większe gabarytowo od Gradientów flagowe kolumny Thöressa, napędzane jednak znacznie słabszym mocowo, lampowym a nie tranzystorowym wzmacniaczem dzielonym, oferowały nieco inny typ brzmienia, ale jakościowo ten sam. Odmienny jednak nie pod względem realizmu, który, kto wie, może nawet bardziej był tu dojmujący, ale miarodajna ocena wymagałaby tego samego repertuaru, a tak się nie zdarzyło. Inne utwory, tym samym inne też emocje, trudno to jednoznacznie orzec. Niemniej realizm zaistniał skrajny, ale główna różnica – to dynamika. Na ślepo, bez odsłuchu, byś zgadywał, że większa być powinna z silniejszym tranzystorowym wzmacniaczem, a tymczasem na odwrót. Trzykroć słabsze odnośnie mocy monobloki lampowe generowały większą, a oprócz niej rzadko spotykaną czystość i bezpośredniość. Oprócz nich także mocno akcentowany rytm i bardzo duże źródła dźwięku, też całkowitą spójność przekazu. Ze swej strony zaś Lumin analogowość prawie gramofonową; właściwie przy tej dynamice i takiej energii w brzmieniu gramofonową dokładnie – trudno byłoby zgadnąć z zawiązanymi oczami: pliki to, czy winyle, prędzej chyba te drugie. Zwłaszcza że mocny, zwarty atak i długie podtrzymania, skutkiem czego uwodzicielskie piękno.

     Strasznie chwalę, ale i strasznie mi się podobało, jedyne czego żałuję, to brak napisania recenzji którejś aparatury Thöressa, bo każda bardzo zasługuje i chętnie bym którąś nagrodził. Ale jak nie, no to trudno, widać niegodny jestem. Dodam jeszcze, że wraz z tą dynamiką i atakiem grało przy wysokich ciśnieniach, z mocnym czuciem dźwięku na skórze.

     „Dynamiczna poezja”, zanotowałem na koniec, jednak to trochę mylące. Bo fakt – niewątpliwie poetyckość – ale też bardzo duży nacisk na realizm, w tym na tę stronę energetyczną. W pokoju 408 mocniejszy akcent był kładziony na aspekt przestrzenny, uwodzenie ogromem scenerii, a w 401 intensywniej muzyka atakowała słuchacza, w jego duszę się mocniej wpierając. Co się woli, to inna sprawa, kwestia indywidualnego odbioru, a minie wszystkie cztery pokoje (z których dwa jeszcze nie opisane) dały asumpt do myśli, że to cztery równie udane wariacje na ten sam trudny temat: szukamy maksymalnego poziomu odtwórczego na przeraźliwie małym metrażu.
– Można?
– Można!
Posiadacze małych sal odsłuchowych z niskimi sufitami nie stoją na straconej pozycji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy