Muszę przyznać, że przebywanie w tej sali przyniosło mi najwięcej osobistej satysfakcji. Raz jeszcze (a nie ma to, jak raz jeszcze na wszelki wypadek) mogłem się bowiem przekonać, iż nie popełniłem błędu przypisując nowego chowu podłogowym głośnikom Xaviana nadzwyczajne umiejętności. Biły tym od samego progu, wystarczyło więc kuknąć. Usłyszeć taką klasę jest wyjątkowo łatwo, skonstruować tak trudno… Oczywiście wspomagał je gramofon, oczywiście rewelacyjny przedwzmacniacz gramofonowy Thöressa, oczywiście rasowe kable i nieznany mi bliżej, ale najwyraźniej także rewelacyjny wzmacniacz Bladelius.
O kolumnach nie będę się 'w sytuacji bywszej recenzji rozwodził – to po prostu (łatwo powiedzieć) jedne z paru najlepszych w tych granicach cenowych. Nie są wprawdzie bezalternatywne – alternatywa grała choćby za ścianą – niemniej bardzo ogniskują uwagę; to niewątpliwie inżynieryjny popis, cały na rzecz audiofilskich uniesień.
Tak szczerze, między nami, to zawsze jestem sceptyczny w odniesieniu do kolumn wyposażonych w same głośniki o niedużej średnicy; i zawsze w związku z tym zaskoczony, jak świetnie takie grać potrafią. Najbardziej zdumiewające pod tym względem były malutkie Zingali Client Nano, ale te Xavian, te obok Falcon Acoustics, czy któreś z małych kolumn Audioforma – to wszystko jedno wielkie zaskoczenie, do jakiego stopnia małe może okazać się duże. W tym wypadku gorący muzyczny podmuch uderzał stających w drzwiach, a kiedy usiadłem i się przysłuchałem, trudno było samemu przed sobą nie przyznać, że oto high-end najczystszej wody w stylu „ja chcę!” Zjawiskowa dźwięczność, zjawiskowa przestrzenność, zjawiskowe dosłownie wszystko. Esencja muzyki, uczestnictwo w niej żywej i dotyk niesamowitości.
Oczywiście, że da się lepiej. Gdybym wstał teraz od klawiatury, przeszedł przez pokój i powłączał swój system, dostałbym lepsze brzmienie. Tyle, że w całkiem innych warunkach akustycznych i za całkiem inne pieniądze. A różnica jakości wprawdzie dałaby się odczuć, ale by była niewielka, a już na pewno nie zasadnicza. I przede wszystkim składowe brzmienia – temperatura, sposób czucia i przeżywania, przywołanie miejsc nagraniowych, organizacja i życie przestrzeni – to wszystko byłoby analogiczne, tylko w mniejszym trochę formacie. Nie aż tak ciśnieniowe i na takim obszarze, ale w końcu duże Zingali same kosztują więcej, a kabel głośnikowy Sulka niewiele mniej niż wszystkie razem użyte tutaj. Sama listwa z kablem od ściany to czterdzieści tysięcy…, a tu wszystko poza gramofonowym przedwzmacniaczem z innego pułapu cenowego – mimo to taki spektakl. Czyli że warto kombinować i warto poszukiwać. Muzykę – że tak powiem – „prosto z kuchni” można dostać w rozsądnych jeszcze pieniądzach. Tego przykładem było zdarzenie w Sali 405, tego koronnym dowodem są nowe kolumny Xaviana. Przypomnę, że kosztują niecałe jedenaście tysięcy i nie potrzebują płaconych osobno standów.
Z kolei tranzystorowa integra Bladelius Brage, która okazała się zdolna podtrzymać jakość brzmienia gramofonu obsługiwanego przez jeden z najlepszych przedwzmacniaczy gramofonowych świata – to też nie żadne cenowe ekstremum, tylko normalne 15 500 PLN. Także gramofon Pear Audio lokuje się w tym przedziale, jego cena to też rozsądne 12 900 PLN. I gdyby nawet kosztującego swoje Thöress Enhancer Ver III z tego systemu wyjąć, to przecież dźwięk by się nie zawalił, stałby jedynie nieco mniej wyrafinowany, może nie aż tak głęboki. Wiem, bo słuchałem tych Xavian Madre Perla u dystrybutora całkiem bez gramofonu i też z tranzystorowym wzmacniaczem – w nieco lepszych, ale dalekich od bycia wzorcowymi warunkach akustycznych grały porywająco.
„między nami, to zawsze jestem sceptyczny w odniesieniu do kolumn wyposażonych w same głośniki o niedużej średnicy; i zawsze w związku z tym zaskoczony, jak świetnie takie grać potrafią.” Panie Piotrze, niech Pan posłucha w swoim systemie RLS Callisto IV. Będzie Pan zaskoczony głośnikami o 12 cm przetwornikach. Piszę to jako ich przypadkowy w sumie, użytkownik:)