Największą gwiazdą z uwagi na sławę marki, bieżący i historyczny rozgłos oraz astronomiczną cenę musiał być po raz pierwszy prezentowany szerokiej publiczności nowy Sennheiser Orpheus. Z jego prezentacji zamkniętej, odbytej dla prasy w marcu, napisałem obszerną relację, a niewykluczone, że niedługo pojawi się także normalna recenzja, natomiast na Audio Video Show 2016 mignął mi tylko w kilkuminutowym odsłuchu, podpięty firmowym interkonektem Accuphase do odtwarzacza DP-700. A zatem źródło znane na wylot i jakby na urągowisko audiofilskim breweriom wzmacniacz Orpheusa zasilany komputerowym kablem. Przed odsłuchem się dowiedziałem, że to inny egzemplarz niż z marca, ale jeszcze nie produkcyjny. Nie wiadomo też czy jakkolwiek udoskonalony, natomiast sam odniosłem wrażenie, że grający wyraźnie lepiej. Tak bardziej naturalnie, przekonująco, bezpośrednio. Z pełnym – ale takim naprawdę genialnym – zaangażowaniem w muzykę całej przestrzeni; że nie było cienia wątpliwości, iż to najlepszy słuchawkowy system na całym Audio Video Show 2016.
Oczywiście zawsze znajdzie się mędrek czujący powinowactwo z Diabłem i gotów napisać w komentarzu, że jego słuchawki za pięć stówek plus wzmacniacz za trochę więcej gra co najmniej nie gorzej i debil kto Orpheusa pragnie. W tym roku też zdążyłem już to przeczytać, ale na takie wyskoki nie ma rady i zawsze ktoś taki się znajdzie. Cieszy niektórych wprowadzanie w błąd i obrażanie bogatszych od siebie, co można tylko kwitować wzruszeniem ramion nad taką postawą. Inna sprawa, że horrendalna cena 50 000 € prowokuje do takich zachowań, sama będąc złośliwością ze strony producenta, który z góry założył słuchawki niemożliwe do posiadania przez zwykłego człowieka, choćby się nie wiem jak wysilał, do czego w przypadku słuchawek ludziska nie są przyzwyczajeni…
Nie dość tego, przypadek Orpheusa okazuje się nie być odosobniony, bo na stoisku RMS – dystrybutora firmy HiFiMAN – zostałem upewniony, że też elektrostatyczny system Shangri-La wchodzi definitywnie na rynek i również w cenie około 50 000 €. Niewykluczone też, że niedługo po Nowym Roku będzie dostępny do recenzji, ale to na razie przymiarki.
Na tym samym stoisku prezentowały się najlepsze z dostępnych obecnie produkty firmy – słuchawki HiFiMAN HE-1000 oraz Edition X, jednakże w wersjach pierwotnych a nie zmodyfikowanych V2, które jeszcze do Polski nie dotarły. Tak więc odpuściłem uważniejsze słuchanie, przykładając jedynie na chwilę ucho do HE-1000 grających z pokaźnym i kosztownym wzmacniaczem Phatosa, który zapowiada się interesująco i też ma niedługo przyjechać. Na razie przyjechał już ten mniejszy i się cierpliwie wygrzewa.
W odróżnieniu od milczącego Wells Audio jego lampowy konkurent Fostexa, imponujący HP-V8, pozwalał siebie słuchać, mając do wyboru podpięte własnej firmy flagowe Fostex TH-900, wiceflagowe Focal Elear i nową wersję zamkniętych flagowych AKG, noszącą oznakowanie K872. Warunki były tam żadne, bo obok grzmiały głośniki i tyle wyłapałem, że mi się te nowe AKG ogromnie podobają, a grają takim uspokojonym i pozbawionym połysku dźwiękiem, dającym styl bardzo realistyczny, wolny od efekciarstwa. O samym wzmacniaczu nie będę w przededniu recenzji się wypowiadał, natomiast chciałem powiedzieć w jego kontekście o słuchawkach na naszym rynku nieobecnych z wielką stratą dla niego.
O amerykańskich Mr Speakers, które przywieźli z sobą przedstawiciele marketingu firmy w poszukiwaniu polskiego dystrybutora. Były to Ether Flow C, które na CanJam w Londynie podobały się Karolowi mniej od otwartych, ale też bardzo podobały. Im się przysłuchałem z uwagą, bo przecież nie wiadomo czy tego dystrybutora szybko znajdą i kiedy znów będzie na nie okazja, a zagrały fantastycznie bogatym dźwiękiem, że słuchający ich razem ze mną właściciel Audio Stylu przeszedłszy po nich na Eleary tylko kręcił z dezaprobatą głową. Nie są te Mr Speakers całkiem realistyczne, a już na pewno nie tak spokojne jak nowe zamknięte AKG, ale radości dostarczają masę, gdyż są super spektakularne. Mokre, lśniące, oszałamiająco detaliczne i podobnie oszałamiająco muzyczne, że wielokanałowy Technicolor z kryształkami lodu i morską pianką. Coś trochę jak Sennheiser HD 600 w kontrastach mroku i świateł, tylko z trzy razy większym silnikiem i turbodoładowaniem.
Kolejne grube atrakcje czekały na stoisku Ultrasona. Obok nielimitowanej wersji flagowych nominalnie Ultrasone Edition 5 puszyły się limitowaną proweniencją i wysokimi cenami Ultrasone Jubilee 25 Edition oraz odnowione Edition 7, nazwane w jubileuszowym wydaniu Ultasone Tribute 7. Jedne za dwadzieścia a drugie za jedenaście tysięcy, czyli znów bardzo drogo i tylko dla wybranych. Posłuchałem wszystkich trzech napędzanych przez małe wzmacniacze Arcama (one, bo ten sam dystrybutor) i wnioski nasunęły się takie, że Jubilee są jednak za te swoje tysiące dodatkowych euro lepsze od nominalne flagowych Edition 5, grając podobnie przestrzennie i detalicznie ale bardziej gęstym, nasyconym brzmieniową esencją dźwiękiem. Jedne i drugie bardzo swoim niezwykłym u słuchawek opisem przestrzeni i wyraźnością rysunku mnie ujęły i zdania o Edition 5 nie zmieniam, a z kolei Edition 7 w wersji jubileuszowej okazały się bardziej przejrzyste niż pierwowzór i z całej trójki grające najgęstszym dźwiękiem. Nie tak wyrafinowanym przestrzennie, ale klarownym i bardzo mocnym.
Opodal zapraszały do siebie stoiska Final Audio, Audeze i Beyerdynamica, ale znając ich ofertę skorzystałem jedynie z możliwości posłuchania nowych Beyerdynamic Amiron Home, i muszę przyznać, że byłem pod wrażeniem. To znakomite słuchawki – także przestrzenne i zarazem melodyjne – których recenzowanie będzie na pewno wydarzeniem. A przy tym nareszcie cenowo racjonalne, za swoje dwa tysiące normalnie do kupienia.
Skorzystałem też z oferty Audiomagic, ale nie dotyczącej Audeze, tylko wystawionych tam hybrydowych – dynamiczno-elektrostatycznych Enigma Acoustic Dharma D1000. Też nie są bardzo drogie, chociaż przeszło sześć tysięcy to już nie przelewki. Zagrały świetnie – w pełnym wymiarze muzyki, popisu i całościowego spektaklu, że też ich będę jako materiału na recenzję niecierpliwie wyglądał. Świetnie łączą walor detaliczności z łatwością i jednoczesną ciekawością słuchania, że bardzo miło byłem zaskoczony.
Na wielkim bazarze ze słuchawkami dwie jeszcze prezentacje przykuły uwagę:
Na stoisku Top Hi-Fi prezentowana była zamknięta wersja NightHawk, nosząca też ptasią nazwę NightOwl. Nazywane są te słuchawki karbonowymi, od czarnego wykończenia, ale ta nazwa jest myląca, odnosi się bowiem jedynie do barwy, podczas gdy sam surowiec muszli to wciąż lansowane przez AudioQuesta płynne drewno. O nich jakoś bliżej wypowiadać się trudno, ponieważ nie miały nawet przewidzianego dla wersji finalnej kabla, a także nie do końca były takie jak mające się pojawić na rynku, ale niewątpliwie coś sowiego już sobą prezentowały, z tym że nie wyniosłem z ich słuchania zbyt pozytywnych wrażeń. Na tle słuchanych wcześniej Beyerdynamic i Dharma wypadły dosyć blado; przede wszystkim nie dość przejrzyście. Ale, jak mówię, to wersja przedprodukcyjny, w dodatku grająca z byle czego, tak więc nic przesądzać nie można.
Dużo dobrego da się natomiast powiedzieć o nowych flagowych Sony Z1R, poza tym jednym, że mają kosztować aż dziesięć tysięcy, a więc znowu drożyzna. Wygląd mają nie rzucający się w oczy i całościową czernią oraz dużym rozmiarem podobny do Mr Speakers, natomiast samo ich brzmienie nosi wyraźne cechy odsłuchu kolumnowego, a przy tym jest fantastycznie analogowe i takie budzące ogólny zachwyt. Nie będę próbował rozbierać tego zachwytu na podzespoły, ale się zachwyciłem. Grały mniej wyraziście i bez takiego nacisku na detal jak flagowce od Ultrasona, a za to z masą powietrza, przestrzeni i łagodnej potęgi. Mocna rzecz w wybitnie analogowym stylu, wspieranym faktycznie analogowym, dopiero co opisanym własnej firmy taniutkim gramofonem. Uczta!
Na stoisku „ifi i towarzystwo” (w tym kable Forzy i Audeze) odnowiłem znajomość ze wzmacniaczem Bakoona, przypominając sobie jak jest wybitny, bo już o tym trochę zapomniałem. Niesamowite urządzenie, a podobno Bakoon zrobił teraz niesamowity przetwornik, tak więc same od nich niesamowitości. Tu jednak największą sensacją był przetworniki ifi z serii PRO, po raz pierwszy pokazywany. Nie posłuchałem go jednak, bo ktoś inny słuchał a czekać czasu nie miałem.
Posłuchałem natomiast momencik znanych dobrze sobie flagowych Focal Utopia z też od najlepszej strony znanym wzmacniaczem tranzystorowym Trilogy 933 – i grało to naprawdę bardzo podobnie do Sennheisera Orpheusa w cenie także bardzo wysokiej ale o ileż niższej. Słyszałem narzekania na brzmienie tego zestawu, ale to zapewne kwestia wyboru pliku, jako że grało z plikowca, a plik plikowi bardzo nierówny. Mnie akurat trafił się znakomity i byłem zachwycony. Nie zachwycało jedynie to, że w tym samym pomieszczeniu produkowały się równocześnie głośniki od Focala, towarzystwo których jest wprawdzie nobilitujące, ale przeszkadzało jak jasna cholera. Na pewno zestaw Utopia-Trilogy nie zasługiwał na takie traktowanie.
Ogólnie zaś można powiedzieć, że warstwa słuchawkowa na AVS 2016 była wybitnie złotonośna i kto chciał, mógł się wybitnych słuchawek i wzmacniaczy w przeróżnych cenach i markach nasłuchać. Brakowało jedynie szerszego przedstawicielstwa szerokiej gamy amerykańskich słuchawkowych wzmacniaczy, ale współpraca z Ameryką to ciężki kawałek chleba i niewielu dystrybutorów się na nią decyduje. Za oceanem styl dystrybucji jest bowiem inny – przeważnie bezpośredni – co pociąga niewielkie marże, wraz z koniecznością doliczania VAT-u czyniące sprzedaż zaoceanicznych wyrobów słabo rentowną. Szkoda, bo mnóstwo naprawdę najwyższej klasy wzmacniaczy ci Amerykanie mają.
Super relacja. Wolałbys LCD3 czy Ethery?
To jest pytanie z gatunku: – Ciężko odpowiedzieć. Trudno bowiem wydawać definitywne sądy o słuchawkach słuchanych kilka minut z nieznanym sobie wzmacniaczem i w warunkach całkowicie urągających nie tylko audiofilskiej ale jakiejkolwiek percepcji. Mogę zatem jedynie napisać, że tak na czuja, to wolałbym Ethery. I to nawet względem LCD-3 z kablem Tonalium, który je wyraźnie poprawia.
W uzupełnieniu dodam, że Questyle CMA600i szczęśliwie powrócił, tak więc nie ma obaw o jego recenzję, a wrócił w towarzystwie tańszych i droższych słuchawek Fostexa, tak więc i one.
Chciałbym dodać, że w moim osobistym odczuciu 25th anniversary edition grają na dłuższą metę bardzo podobnie do Edition 5. Im więcej ich słuchałem tym trudniej było podjąć jakąś decyzję. Ostatecznie nie zdecydowałem się na zakup. Różnica w brzmieniu delikatna, może wynikać z innego rodzaju drewna na słuchawce (bodajże twardy heban vs miękki czarny dąb?), innego kabla (sam dla testów zamawiam teraz srebrny dla Ed.5…) oraz tego, że słuchawki słabiej są przyciskane do skroni – jakby lekko poluzowane, robią wrażenie przez to lżejszych (choć chyba ważą obiektywnie podobnie). Podzielam natomiast opinię, że słuchawki świetne. Nie podzielam tej o Sony, bo szukam szczegółowości, a mój kolega robi w garażu słuchawki grające równie analogowo ORAZ szczegółowo jednocześnie 🙂
Nie porównywałem Ultrasone Jubilee z dębowymi Edition 5 Limited. Co do Sony, to od garażowych słuchawek w ich kontekście trzymałbym się jednak z daleka.
Nie rozumiem zachwytów nad edition 5. Jak ich słuchałem na tegorocznym AVS to miałem wrażenie ze są popsute. Góra brzmiała tragicznie.
Góra w tych słuchawkach jest dość pikantna, ale zwalić to należy na źródło i wzmacniacz. Nie miałem wprawdzie u siebie wersji Unlimited, ale Limited grały z Accuphase i Twin-Head bez żadnej na górze ostrości, natomiast fantastyczną przestrzenią. Szkoda, że nie będę ich miał podczas testu Fostex HP-V8 i Wells Audio Headtrip.
Dajemy słuchawkom niektórym jak HD800, AKG K1000 czy Staxom prawo, że mogą być potwornie wymagające od toru, bo to słuchawki legendarne lub stanowiące standard w branży.
Tymczasem Edition 5 takiego prawa z założenia nie dajemy – takie nieco niesprawiedliwe podejście widzę, czytając wiele wypowiedzi.
Ed. 5 dobrze współgrają z lampą albo w torze mobilnym z Aune B1 (np. z Mojo jako DAC w trybie line out = synergiczny zestaw mobilny dla Ed. 5), bo nieco łagodzą górę i dociążają lekką słuchawkę, grającą analitycznie i przestrzennie. Trzeba w tym kierunku szukać!
Czekam na swojego Twin Heada MKIII, leci do mnie z Kanady, ciekawy jestem jak zupgrade’uje brzmienie moich Ed. 5. Ewidentnie lampa to jest dobry kierunek dla Ed. 5.
Ed. 5 świetnie sprawdza się w zamulonych nagraniach symfonicznych np. w kościele, z licznymi pogłosami, orkiestrą, chórem, gdzie inne słuchawki się gubią, a Ed. 5 wyciąga zmuloną górę i rozkłada ten chaos na części pierwsze.
Za każdym razem jak przesiądę się z K1000 lub SR-009 na Ed. 5 to mam wrażenie, że są królem szczegółowości. Są analityczne, mogą nie podobać się fanom analogowego, ciepłego, przyjemnego grania. Mogą polaryzować publikę.
Jeśli ktoś szuka gładkości, to niech szuka w Audeze. Dobrym pomysłem jest posiadać jedne takie, drugie takie i przesiadać się, zależnie od nastroju.
Ed. 5 specyficznie kształtują przestrzeń moim zdaniem przez S-logic EX (tę „odwróconą tubę” czy jak to producent określa) i to może się nie podobać, ich przestrzeń jest wysoka w pionie i inna, niż w standarodowych konstrukcjach. Przez to dla niektórych są „nienaturalne”, bo przyzwyczaili się do zwykłych słuchawek.
Wszystko, co napisałem, jest oczywiście subiektywne, a dodatkowo może podlegać zmianom, gdy zastosujemy inny tor. Ale taki jest ich charakter.
Ed. 5 to jest ta sama liga co Staxy SR-009 i AKG K1000, z których posiadam wszystkie i słucham zamiennie; i żadnej nie planuję sprzedawać.
Ciekawe jak wypadłoby porównanie Ultrasone E. 5 w tych „kościelnych” nagraniach z Grado GS 1000i. Na płycie Michael Godard „Monteverdi A Trace of Grace” Grado oddają przestrzeń zjawiskowo, ale to ascetycznie nagrana muzyka. W dużych składach GS1000i mogę się lekko pogubić.
Mam do porównania jedynie Grado PS1000e, nie wiem na ile są wygrzane, staram się je wymęczyć, niestety póki co wystawiam je na sprzedaż, bo brakuje mi do tego cierpliwości. Obawiam się, że odstają od paczki bardzo mocno, natomiast może ja czegoś nie rozumiem, może one mają jakieś specyficzne wymagania, może im brakuje jeszcze paruset godzin wygrzewania, chętnie się dowiem… GS1000 nie znam…
Grado PS1000 nie mają ciekawej przestrzeni. Grado GS1000e też nie. Mają taką Grado GS1000 i Grado GS1000i.
Co do Sony i garażowych, i unikania ich porównań, to nie słyszał Pan, Panie Piotrze, garażowych słuchawek mojego kolegi 🙂 Myślę, że taki bezpośredni test mimo wszystko warto by było zrobić 🙂 Chciabym Sonym dać drugą szansę i uznać swój błąd, powiedzieć, że się pomyliłem, jak w przypadku bardzo specyficznych FAD Piano Forte. Obym się pomylił! Chętnie dam im drugą szansę na spokojnie…
Nie ma sprawy, garaż może po test przyjechać jeżeli faktycznie jest taki dobry.
Przyjedzie wkrótce, jak zrobimy koledze do tego odpowiednio porywające i nie odstające od brzmienia „opakowanie” 🙂
Orpheusy były podpięte do DP-700 firmowym RCA Accuphase’a.
To niekoniecznie oznacza wyraźną różnicę, ponieważ jedne i drugie kable to tak naprawdę miedź Matsushita. Ale dziękuję za cenne uzupełnienie.
Mi najbardziej z fotorelacji podoba się sala Sennheisera, trzech gości wystawy słuchających słuchawek
praktycznie w odległości grubo poniżej 1m i wszyscy mieli na głowie konstrukcje otwarte.
Nie było tak źle, oni w tym momencie coś przełączają i się pochylili. Gorzej było u MIP, gdzie grały kolumny i to głośno. U Sennheisera było dość cicho.
Podziwiam nadal zachwyty nad Ultrasone 5, nie mogłem się do nich przekonać,choć miałem je na odsłuchy w domu kilka dni.Podpięte pod Headonica bateryjnego. Właściwie to sceny nie mają, płasko grające, bas niezły ale na poziomie 2tys, takie bez nasycenia granie, zero pogłosowości, nuda…W dodatku strasznie cisną głowę i małe na większe głowy. Chyba moje uszy nie reagują na tą dziwną technologię Ultrasone. Takie K702 miażdżą je sceną,muzykalnością a nawet basem, średnicą, a kosztują grosze.
W takim razie pała dla Headonica.
Potwierdzam pałę dla Headonica 🙂 Chyba zrobił z tych słuchawek coś odwrotnego, niż są… Mają ogromną scenę, maksimum pogłosowości itd.
Akurat Headonic wyśmienity jest,jeden z najlepszych tranzystorów co słyszałem.
Olbrzymia scena, głębia i detaliczność przekazu z jednoczesną muzykalnością,lekko jasny przekaz.Bateryjna wersja to już w ogóle odlot, gdyby tylko był ciut bardziej nasycony i średnica kapkę bliżej,ideał. To nie wina Headonica, i tak dodał jakąś scenę do U5,po prostu niektórzy ludzie nie akceptują przekazu U5 i tyle, są to specyficzne słuchawki, jedyne które gdy założyć po „normalnych” trzeba długo się do nich przestawiać. Jaka pogłosowość w U5?….,żart jakiś, to martwe słuchawki,mają czarne,ciemne tło, bez powiewu powietrza, jak w studio nagrań. Podobnie grają AKG K812. Rozumiem że wielu ludziom to się może podobać,taki studyjny charakter przekazu, dla mnie nienaturalnie brzmi.Wystarczy posłuchać dla odmiany TH900, NightHawki by zrozumieć różnicę.
Ale stylistycznie pomiędzy NightHawk a TH900 jest przepaść. Słuchałem ich obu wczoraj ze wzmacniacza Fostex HP-V8 i przeciwległe bieguny.
Co do Hedonica, to był kiedyś u mnie, ale dawno temu i pewnie starsza wersją Za szaro to grało i znacznie słabiej od Bakoona i Twin-Head. A jeżeli jest taki dobry, to dlaczego taki zły? Z Ultrasonami wystarcz podjechać do mnie, a udowodnię jak przestrzennie grają. Chyba, że to jakiś uszkodzony egzemplarz, w co jednak wątpię.
Bardzo dobra wiadomość – warszawski MIP ma być dystrybutorem Mr Speakers. Pierwsza dostawa prawdopodobnie w połowie grudnia.
Panie Piotrze. Sluchal Pan moze nowych Denonow AH-D7200?
Ciekaw jestem opinii.
Nie, niestety, jeszcze nie słuchałem.