O Transrotorze jeszcze nie było, tak więc najpierw coś o nim. Firma jest niemiecka, a powstała w 1973 roku. Oto najsuchsze fakty, a fakt bardziej mokry jest taki, że odnośnie budowy gramofonów ukształtowały się dwa główne nurty. Jeden wytyczył w 1972 Linn Sondek, drugi w 1975 Transrotor AC. Odnośnie tego pierwszego, to każdy szanujący się audiofil powinien wiedzieć, jak ten najklasyczniejszy wśród gramofonów (wciąż produkowany) wygląda, a sam obcowałem z tym stylem jeszcze pod koniec lat 70-tych, ponieważ polski Daniel na nim się wzorował. To styl spokojnego wyglądu, osadzonego w drewnianej ramie podstawy okalającej metalowy wierzch, nad którym niezbyt ekspansywnie góruje talerz z ramieniem. Klasyk klasyków i konserwatyzm w spokojnym, angielskim wydaniu, rozsławiany między innymi przez bardzo popularny serial kryminalny
Inspector Morse z lat 1987-2000, traktujący o jedynym bodaj w historii seriali policjancie audiofilu i melomanie. Dla tej szkoły klasycznego uspokojenia antagonistą i kontrpropozycją okazał się również sławny, stanowiący eksponat w nowojorskim Muzeum of Modern Arts, powstały w 1975 Transrotor AC, czyli dzieło z chromu i przeźroczystego akrylu o bardzo modernistycznej stylistyce. I tej właśnie stylistyce Transrotor wciąż pozostaje wierny, pokazując jej najróżniejsze warianty, od stosunkowo tanich rozwiązań za kilkanaście tysięcy, po kilkadziesiąt razy droższe konstrukcje maksymalistyczne. Lśniący chrom, grube tafle przejrzystego bądź matowego akrylu, potężne talerze o lustrzanych krawędziach, osobno stojące silniki, napędy wielosilnikowe i wielopaskowe, wygląd kosmodromu skrzyżowanego z platformą wiertniczą. A więc wzornicze szały i popisy ekstrawaganckiej nowoczesności – oto szkoła Transrotora, którą zawdzięczamy Jochenowi Räke, twórcy firmy.
Jak przystało na ludzi skromnych, którymi wszak jesteśmy, zaprzyjaźnianie się z tą szkołą zaczniemy odpowiednio skromnie, od modelu drugiego licząc od dołu, zwącego się Transrotor MAX. Nazwa okazuje się zatem w najwyższym stopniu myląca i nie wiem na co komu ta zmyłka, ale chyba nie warto w to wnikać. Być może chodziło o ilość spodziewanej sprzedaży, ale tego nie wiem. W każdym razie niezależnie od mylącej nazwy, wskazującej na szczyt a nie podstawę oferty, a także na samo to bycie podstawowym a nie szczytowym, gramofon okazuje się zarówno pod względem jakości jak i wyglądu taki już bardzo, bardzo.
To prawda,kabel sieciowy ma ogromny wpływ na brzmienie,nawet w preampie gramofonowym ,transporcie cd i całej reszcie sprzętu,niedoceniany element a potrafi wprawić w osłupienie
Warto odizolować sieciówkę od podłoża,tu też są spore rezerwy,a Pan Panie Piotrze stosuje jakieś podkładki pod kable
Na razie nie, ale mam dostać z dwóch źródeł, to będzie okazja coś o tym napisać.
Witaj Piotrze!
Posiadam ten gramofon … i choppera w chromie. Technolog ze mnie żaden, ale wg mnie Transrotor MAX nie jest chromowany. To raczej polerowane na wysoki połysk aluminium, zabezpieczone czymś przed utlenianiem. Łatwo je zarysować, ale równie łatwo wypolerować / odnowić. Zgadzam się z Tobą, że wrażenia wizualne są niesamowite. Wygląda jak milion dolarów. I tak gra, ale o tym za chwilę.
Nie podzielam Twojego entuzjazmu, jeżeli chodzi o dołączoną do niego wkładkę Goldring Elektra. Wg mnie to bardzo zła wkładka. Na tyle, że po złożeniu gramofonu, byłem rozczarowany zakupem całości. Na szczęście tknęło mnie co może być powodem braku satysfakcji i już następnego dnia ją wymieniłem. Kupiłem wkładkę Denon DL-103R. Po zamontowaniu kamień spadł mi z serca a na twarzy pojawił się pierwszy banan. Transrotor Max ujawnił początek swoich możliwości. Z Denonem DL-103R pogrzebał moje CD. Winyle pokazały znacznie bogatszą dynamikę, szerszą scenę muzyczną, piękniejsze i prawdziwsze wokale niż te same realizacje zapisane na dyskach CD. Ale skoro można mieć lepiej, to dlaczego sobie tego odmawiać? Kolejnym zakupem była wkładka Audio Technica AT-OC9ML/II – świetna wkładka o rewelacyjnym szlifie igły, za bardzo rozsądne pieniądze. Transrotor Max fantastycznie na nią zareagował. Płyty winylowe odsłoniły kolejne, skrywane nawet przed DL-103R możliwości. I byłby to w zasadzie koniec mojej drogi w poszukiwaniu satysfakcjonującego rysika, gdyby nie to, że po jakimś czasie, obiła mi się o uszy informacja, że istnieje wkładka, przez forumowiczów określana „świętym Graalem”. Ortofon Rohmann. Trudno ją kupić, ponieważ jej produkcja zakończyła się wiele lat temu. Informację tę zapamiętałem, ale jakoś nieszczególnie się nią przejąłem. Skoro jest taka rzadka, to jaka jest szansa, że akurat mi się poszczęści? I tu sprawdziło się powiedzenie: „nigdy nie mów nigdy”. Za jakiś czas, na amerykańskim ebay pojawiła się w stanie NOS. Czyniąc fikołki logistyczne (sprzedawca nie zgadzał się na sprzedaż poza US) nabyłem ją. Przypłynęła, zamontowałem. Transrotor tylko na to czekał. Dowiedziałem się wówczas, dlaczego nadano mu nazwę MAX. To MAX tego, czego oczekuję od audio. Od tego momentu, moje poszukiwania są zakończone. Teraz już tylko słucham płyt. Z całą resztą Twojej recenzji w pełnej rozciągłości się zgadzam. Pozdrawiam! A.
Wkładki to oczywisty marsz ku nieskończoności. Cieszę się, że gramofon tak dobrze się spisuje. Co do brzmienia wkładki z nim sprzedawanej, to pozostaje kwestia reszty toru; do jednych będzie pasowała lepiej, do innych gorzej. U mnie spisywała się poprawnie. A że można lepiej – no jasne!
Może jedno uzupełnienie: użyty w teście pre gramofonowy SPEC REQ-S1EX robi względem przeciętniejszych bardzo dużą różnicę. Niestety także cenową.
Zgadza się. Sprawdziłem kila pre, miałem problemy z wyborem aż trafiłem na Gold Note i wówczas temat pre został ostatecznie zamknięty. Jest pozamiatane.
Tak z ciekawości, czy taki gramofon wysokiej klasy plus dobra wkładka, gra lepiej niż wysokiej klasy CD jak audio reserch CD9?
Dużo lepiej.
Nasuwa się pytanie:
Czy lepiej gra ze wszystkimi płytami, czy też tylko naprawdę analogowo nagranymi.
Bo pewnie obecnie nie ma ich zbyt wiele.
To trochę złożone. Niektóre płyty nie do końca analogowe ale dobrze nagrane potrafią grać z gramofonu trochę lepiej niż z dobrego CD, ale to już zawsze problematyczne. Są natomiast takie „winyle”, że przy słuchaniu zęby wypadają.