Recenzja: WOO AUDIO WA33

 

   Stary znajomy powraca najwyższym z dotąd testowanych modelem. Nie najwyższym w ogóle – tym monobloki WA234-MONO – ale drugim od góry, też dzielonym.

Z wyodrębnioną sekcją zasilania słuchawkowy wzmacniacz lampowy Woo Audio WA33 to coś z rewiru elektroniki elitarnej. Tym elitarniejszej, że od czołowego producenta i powstającej w Nowym Jorku, skąd też słuchawki Grado. Jak chodzi o Nowy Jork i słuchawki, warto też dodać, że to w tym mieście założono w 2007 firmę HiFiMAN, która dopiero w 2011 przeniosła się do chińskiego Tianjin, też w Nowym Jorku rokrocznie przed pandemią organizowano wystawy słuchawkowe, to tam zawiązała się i podtrzymywana była tradycja szeroko zakrojonych spotkań CanJam.  

Przypomnijmy o samej firmie. Woo Audio to od lat szeroko znana w audiofilskiej branży wytwórnia amerykańska, której założyciele i główni inżynierowie – Woo Wei i jego brat Zhi Dong – szczycą się czterdziestoletnim doświadczeniem w konstruowaniu i produkowaniu wzmacniaczy. Siedzibą właśnie Nowy Jork, tam firma ma swe biura i tam zakłady produkcyjne. W przedsięwzięciu partycypuje też trzeci główny animator, reprezentujący młodsze pokolenie Jack Woo, obecny dyrektor technicznym i szef marketingu.

Specjalnością Woo Audio są lampowe wzmacniacze słuchawkowe, ale oferta się rozrasta i obejmuje teraz także dzielony odtwarzacz CD i tranzystorowy konwerter dla słuchawek elektrostatycznych oraz gamę okablowania.

Tytułowy WA33 jest tak naprawdę drugim od góry w odniesieniu do wersji „Elite Edition”, przeszło dwakroć od zwykłej droższej. Za swe $17 000 (a nie standardowe $8000), oferuje na rzecz wyższej jakości transformatory uzwojone monokrystaliczną miedzią, z tej samej miedzi całe wewnętrzne okablowanie pochodzące od JPS Labs, zbalansowany, czterokanałowy potencjometr ALPS RK50, schowany w mosiężnej obudowie izolującej, kondensatory Mundorf M-Cap Supreme Silver/Gold i Mundorf M-Tube oraz komplet przyłączy Cardasa. I jeszcze, tak już na ozdobę, pozłacaną plakietkę z nazwą, by móc się bardziej szczycić ekskluzywnym nabytkiem. Natomiast lepsze lampy są oferowane oddzielnie, za jeszcze inne pieniądze. Można je więc obstalowywać także dla wersji standardowej; samo Woo Audio proponuje w tym względzie sety czterech lamp mocy 2A3 od KR Audio lub Psvane, prostownik 274B od Takatsuki i cztery wymagające specjalnych adapterów lampy sterujące 417A/5842 produkcji amerykańskiej (różnych marek), w miejsce standardowych Sovtek 6C45PI. Standardem oprócz tych Sovtek lampy mocy Electro-Harmonix 2A3 i niesygnowany prostownik, prawdopodobnie od Sino.

Całość, niezależnie od wersji, to wzmacniacz słuchawkowy z najbardziej ekskluzywnych – potężny, zbalansowany, lampowy. Wejdźmy w to jego nowojorskie wnętrze i poznajmy jego wzmocnienie.

Budowa

Aż cztery lampy mocy.

   Częstym zwyczajem takich maszyn jest funkcja przedwzmacniacza. U WA33 też obecna i zrealizowana w wersji symetrycznej. Wiceflagowy wzmacniacz słuchawkowy/przedwzmacniacz Woo Audio wyposażono w dwa wejścia symetryczne i jedno niesymetryczne oraz solowe symetryczne wyjście. Bateria trzech wejść i pojedynczego wyjścia okupuje całą tylną ściankę sekcji lampowej, piętrzącej się nad układem zasilania. Ale tu zaskoczenie. Kto miałby za oczywistość (jak ja na przykład miałem) osobność obu sekcji, ten podczas wypakowywania zostanie zaskoczony. Sekcje wydające się stać luźno na sobie, w rzeczywistości są zespolone. Pięć czarnych walców pomiędzy nimi to nie nóżki, tylko na trwałe przytwierdzone walcowate elementy łączące, przez które poprowadzono przewody. Nie ma w tej sytuacji wielożyłowego kabla łączącego sekcje od zewnątrz, jak było w WA5LE, którym to brakiem Woo Audio się szczyci, pisząc o zespoleniu metodą Internal Coupling Architecture (ICA), pozwalającą skracać ścieżki sygnału oraz kanały zasilania, tym samym zmniejszać zakłócający wpływ pól magnetycznych. 

Górna sekcja z lampami ma na froncie, idąc od lewej, przełącznik trybów PRE/słuchawkowy wzmacniacz, dwuzakresowy (Hi/Low) wybór impedancji, potężny potencjometr, selektor wejść i Hi/Low wybór wzmocnienia. Sekcja pod nią ma w centrum podświetlany włącznik główny (i jedyny zarazem, nie ma drugiego z tyłu). Po lewej podświetlanego kółka włączającego bardziej rozbudowane z dwóch symetrycznych wyjście słuchawkowe 2 x 3-pin, po prawej częściej spotykany symetryczny czteropin i niesymetryczny duży jack. Tak więc dół to nie samo zasilanie; tam wprawdzie doprowadzamy kabel zasilający, tam obok niego na tylnej ściance obrotowy selektor napięć 110/230/240V, ale z przodu są słuchawkowe wyjścia, więc i zapewne wewnątrz transformatory wyjściowe.     

Obudowy mogą być srebrne albo czarne i niezależnie od koloru wykonane z wyjątkowo grubego aluminium. Ładnie zaokrąglonego na wszystkich narożach i efektownie wykończonego anodyzowaniem; obudowy wzmacniaczy Woo Audio zawsze sprawiają świetne wrażenie, dodatkowo wzmacniając efektowną wizualnie fakturę sympatycznym dotykiem. Pozytywne wrażenia potęguje całościowy rozmiar, masywność i cztery lampy 2A3, których łączna moc 10 W jest wyjątkowo duża i regulowana z godnością kręcącym się pokrętłem.

W dodatku to duże triody 2A3.

Ogólnie biorąc dostajemy wszystko to, co słuchawkowy wzmacniacz klasy szczytowej powinien oferować; na upartego można mu tylko wytknąć, że przy tak wysokiej cenie powinien mieć w komplecie przejściówkę z 4-pin, lub jeszcze lepiej z 2 x 3-pin, na gniazdo 4,4 mm Pentaconn, które spopularyzowało się już po powstaniu WA33 (2016). To jednak drobiazg – kupujących tak drogą maszynę samych stać będzie w razie potrzeby na uzupełnienie. Ewentualnie można jeszcze wspomnieć o braku regulatora wyważenia kanałów, lecz przydaje się on tak rzadko, że w sumie lepiej go nie mieć i dzięki temu nie komplikować nad potrzebę ścieżki sygnału.

Okazująca się być trwałym zespoleniem dwóch korpusów pancerna maszyna Woo Audio waży 22,7 kg i ciągnie na swe potrzeby ze ściany 150 W drożejącej z dnia na dzień energii, rozgrzewając się przy tym jak piec. W oczy rzuca się całościową masywnością i czterema triodami 2A3 oraz rozdzielającą ich pary prostowniczą 5U4G (alternatywnie z 274B). Jak one dużą i też usytuowaną za czterema sterującymi 6C45PI, wziętymi jako dobre i tanie sterujące triody z sowieckich zapasów wojskowych. Tym samym unikamy kosztownej zabawy w poszukiwanie jak najlepszych ECC88, zastępując ją nieco tańszym nabyciem od samego Woo Audio czterech 417A/5842, sygnowanych przez Raytheona, Western Electric lub General Electric. I to jednak nie będzie zabiegiem tanim, zapłacimy około $1000. Dwa i pół raza więcej przyjdzie zapłacić za komplet wyższej klasy 2A3 od KR-Audio lub z grubsza tyle samo (czyli $1000) za komplet Psvane Acme (z własnego doświadczenia mogę natomiast polecić 2A3 Emission Labs „mesh”). Zastępstwo siermiężnej Sino luksusową Takatsuki 274B zmusi do wyłożenia kolejnych $1250, sam natomiast ponownie polecę Emission Labs, co wyjdzie o połowę taniej. Trzeba niestety jeszcze wtrącić uwagę z gatunku uwag smutnych – w dobie ciągnącej się drugi rok pandemii, rozkręcającego energetycznego kryzysu i nasilającej w następstwie tego drożyzny, samo Woo Audio i wszyscy inni zapowiadają po Nowym Roku podwyżki.

Odnośnie zawartości technicznej można powiedzieć tyle, że moc czterech 2A3 wychodzi tu poprzez transformatory wyjściowe, więc to nie non-OTL. Co dać powinno wzrost dynamiki, natomiast niekoniecznie muzykalność i kulturę. W tej sytuacji jak najlepsze lampy wydają się czymś pożądanym, a my sprawdzimy, jak sprawy stoją pod ich standardową nieobecność. I rzecz w tym wszystkim najlepsza – ten wzmacniacz oferuje aż dziesięć watów lampowej mocy dużych triod. Wyborna sprawa – najwyższą jakość z tranzystorów osiągnąć zwykle trudniej, zwykle po jeszcze wyższych kosztach. (Może będziemy to testować odnośnie wzmacniacza Empoleum, ale nie obiecuję.) Ta duża moc gwarancją całkiem innego brzmienia – takiego, do którego wzdychasz, nawet gdy jeszcze o tym nie wiesz. Kopnięcie mocą to jedna z najlepszych rzeczy, jakie mogą spotkać słuchawki, co w dobie popularności planarnych ma jeszcze większe znaczenie.

I duży prostownik 5U4G.

Dorzućmy, że bardzo niskie jak na wzmacniacz lampowy, szacowane na zaledwie 0,05% zniekształcenia THD, sugerują rodzinę układów push-pull, odnośnie czego producent się zbytnio nie wywnętrza, wspominając jedynie o klasie A, triodach bezpośrednio żarzonych oraz montażu point-to-point. Odstęp pomiędzy szumem a sygnałem, wynoszący aż 95 dB, to push-pull zdaje się potwierdzać, w tej sytuacji trzeba pamiętać, by lampy były dobrze sparowane. (Tym bardziej nie kupujemy ich na sztuki i nie łączymy używanych z nowymi.)

Lepszymi lampami nie dysponuję (mam lepszą, ale parę), natomiast gamą świetnych słuchawek, owszem. W tej gamie są najlepsze planarne, będziemy mieli używanie.

Audiencja

I cztery małe sterujące, wszystko na podzielonej obudowie.

  Skromny garnitur lamp – bo tak go przecież trzeba określić – pomimo sprytu z doborem sterujących i nie najgorszych z możliwych (tymi Sino) triod mocy, oznacza w przypadku WOO AUDIO WA33 spore ograniczenia. Nie udało się niestety powtórzyć sukcesu EAR Yoshino odnośnie wzmacniacza V12, gdzie tanie lampy nieznanego pochodzenia (brak fabrycznych oznaczeń) to bezapelacyjny sukces. Słuchaniu WA33 towarzyszyła rosnąca w miarę ilości sprawdzonych słuchawek świadomość, że zastosowane lampy do jednych się nadają, do innych już nie bardzo. I na pewno chodzi o lampy; za dobrze na nich się znam, żebym mógł się pomylić. A wszystko, oczywiście, w odniesieniu do najwyższych poziomów jakości, których oczekujemy od tak kosztownego wzmacniacza. Przejdźmy do konkretnych przykładów.

Najmniej okazały się pasować słuchawki Audio-Technica ATH-L5000, ale to przypadek odrębny. Właściciel zastąpił w nich oryginalne pady kupionymi od Brainwavz i oryginalny kabel kupionym od Norne Audio (model Silvergarde 4), czym moim zdaniem zepsuł brzmienie, czyniąc je wprawdzie bardziej przenikliwym, lecz melodycznie chaotycznym. Nie odnalazłem oryginalnej znakomitości z czasów pisania recenzji ani we własnym systemie przykomputerowym, ani w recenzowanym wzmacniaczu Woo. Stosunkowo najlepiej radził sobie Twin-Head, ale to też nie było to. Zbyt lekkie i zbyt sopranowe; przestrzenne, ale nie dość uporządkowane brzmienie, stanowiło wg mnie regres względem oryginalnej świetności. Niemniej fakt, że lampy Twin-Head (dziesięć – same najlepsze), radziły sobie od tych z Woo znacznie lepiej, zwłaszcza odnośnie kultury sopranów, stanowił jasny sygnał. (Właściciel L5000 poniewczasie poinformował mnie, że one prędko tracą jakość, gdy nie są używane. Nie wiedząc o tym nie używałem, stąd pewnie sytuacja.)

Tak się akurat złożyło, że pierwsze w ruch poszły słuchawki niepasujące, bowiem drugimi użytymi były Dan Clark Audio STEALTH. Też z nieoryginalnym kablem, lecz w ich przypadku Tonalium zastępujący oryginalny VIVO był przy obu moich wzmacniaczach jednoznacznym sukcesem. Niemniej to też słuchawki specyficzne – podbite sopranowo oraz szalenie szczegółowe. Co w razie zapanowania nad tym podbiciem daje im szansę zabłysnąć, jako że wówczas pozostaje sama ta super szczegółowość oraz niezwykle urodziwe pogłosy, razem dające popis bogactwa i urody. – W tych słuchawkach więcej się dzieje niż u większości innych i dzianie to ma wspaniałą ekspresję, lecz to jest dziki koń, niełatwo nad nimi zapanować.

Możemy regulować impedancję i wstępny poziom wzmocnienia.

I tanie lampy WA33 sobie nie poradziły – podbicia sopranowego poskromić im się nie udało, szaleństwo brzmieniowego bogactwa nie pogalopowało we właściwą stronę. Zarówno z Twin-Head przy odtwarzaczu, jak i z Phasemation przy komputerze, słuchawki flagowe Dana Clarka układały się w lepszą całość.

Zaniepokojony dwiema pod rząd porażkami sięgnąłem po Abyss 1266, jako te, o których wieść niesie, że do tego wzmacniacza wyjątkowo pasują. Do nich jednak wrócę za chwilę – najpierw odbębnię rozczarowanie trzecie. Niewielkie już tym razem, bo w sumie dobrze grało, niemniej na tle L5000 i STEALTH, z oryginalnym kablem grające HiFiMAN HE-R10P, okazały się na odmianę za spokojne. Nie dość imponująco rozwijała się ich wielka przestrzeń i jednocześnie grały trochę nosowo, nieco stłumionym dźwiękiem. Dość mnie to rozbawiło, bo lepsze lampy mocy Twin-Head (Emission Labs 45᾽„mesh”) potrafiły wyższą kulturą poskramiać szalejące soprany Audio-Techniki i Dan Clark, a powściągnięte HE-R10P wyzwalać. Ale po to są lepsze lampy, żeby z wszystkim sobie poradzić.

Wróćmy do Abyss 1266 w najnowszej ich odsłonie. Darowałem sobie ich kabel standardowy, od razu sięgając po dwa tysiące dolarów kosztujący Superconductor HP. Rzeczywiście – internetowa fama się nie myli, te słuchawki do WOO AUDIO WA33, nawet w przypadku najtańszego garnituru lamp, bardzo dobrze pasują. Zjawiło się brzmienie pełne, melodyjne, nośne, transparentne i potęgowe. Sycące masą i basową mocą, cieszące przejrzystością, ujmujące melodyjnością. Wszystkie pożądane jakości pasowały do siebie jak płatki kwiatu – urodziwe, z precyzją rozłożone i pasujące wielkością. Z najwyższą przyjemnością uszy chłonęły wszelki repertuar i taki zestaw (WOO AUDIO WA33 z Abyss 1266) to dobrze zainwestowane, mimo że bardzo duże pieniądze. Ale czy da się lepiej?

Jest funkcja przedwzmacniacza i jest symetryczność.

Da się. Dopiero co odesłane AKG K1000, wyposażone teraz w kabel Entreq Olympus, dowodziły tego niezbicie, pomimo surowego jeszcze kabla. A gdyby tak?… Oferowany przez samego wytwórcę Abyss, firmę JPS Labs (która od kabli zaczynała) ich bardzo drogi Superconductor HP okazał się ustępować użytemu po nim Tonalium. Dzięki któremu wystrzeliły soprany i uwolniła się wraz z tym plejada brzmień drobniejszych, tłumiona wcześniej niższym brzmieniem. Przekaz wzbogacił się, a sopranowa addycja nie przekroczyła punktu równowagi, tylko obniżone poprzednio brzmienie zbliżyła do idealnego. Mnie w każdym razie słuchało się z Tonalium dużo lepiej – stało się dużo żywiej. I stało jednocześnie tak, że przejścia z Abyss na K1000 (napędzane Twin-Head i Croftem) ukazywały teraz cechy niewygrzania Olympusa: nazbyt kremowe światło, trochę powściągane soprany, dosyć wyraźne ocieplenie, niecałkowitą przejrzystość i pewne spowolnienie.

Brzmienie cd.

Niektóre słuchawki pasują lepiej od innych.

   Czy zatem Abyss 1266 z optymalnym okablowaniem (więc nie tym drogim producenta) to dla WOO AUDIO WA33 z podstawową obsadą lamp kres możliwości brzmieniowych? – A nie, a wcale nie. Nim jednak przejdę do słuchawek, które mu dają jeszcze więcej, pokażę równie dobre tańsze. Może nie idealnie równe, jako że zasób melodyjności Abyss mają jednak ciut większy, ale to „ciut” tak małe, że w trakcie słuchania się rozwiewa. Mowa o Sennheiser HD 800 z kablem Tonalium-Metrum Lab w wersji topowej (z dodatkową otuliną przeciwdrganiową i teflonem). Kablem grubym, sztywnym i ciężkim, ale jakie dającym brzmienie!

– Chwalisz to Tonalium i chwalisz, sam pewnie je produkujesz – powie podejrzliwy czytelnik. I tak to faktycznie wygląda od strony czytelnika, ale daję słowo honoru, że nie produkuję i nie czerpię zysków. Jak już, to tylko takie, że mam te kable na stanie, ale mam także wiele innych. W tym lepszy kabel Entreqa; Entreq Atlantis to kabel od Tonalium lepszy, Olympus pewnie też będzie. Niemniej generalnie Tonalium spisuje się wyśmienicie, nie napotkałem jeszcze sytuacji, by nie poprawił dźwięku. Tym HD 800 tak poprawił, że razem z WA33 koncertowały co się zowie – ponownie ta najwyższa przyjemność od każdego repertuaru. Przestrzenność, nasycenie i naturalizm brzmieniowy przy braku jakichkolwiek wad, które by się narzucały. Wad trzeba było się doszukiwać, na tyle były małe; nie grały wprawdzie te HD 800 aż tak niesamowicie, jak kiedyś z EAR Yoshino V12 (nie taka dynamika, nie taka obiektywność i nie to dostojeństwo brzmieniowe), tym niemniej znakomicie grały.

Na koniec dwie pary słuchawek, które wypadły najlepiej. Pierwszymi Ultrasone Tribute 7, znowu z kablem Tonalium. Trudno, nic nie poradzę, one ten kabel mają wmontowany na stałe w miejsce oryginalnej tandety, i gdyby nie ten kabel, bym tych słuchawek nie chciał. Ale też trzeba przyznać, że dawne Ultrasone Edition 7/9 (czyli pierwowzór T7) z oryginalnym kablem, który tandetny nie był, pod pewnymi względami były od powtórkowych z Tonalium lepsze. To jednak margines naszej sprawy, którą jakość wzmacniacza z tytułu.

I niekoniecznie są to te, o których wszyscy myślą.

Trzy parametry zadecydowały o tym, że Ultrasone z Woo przegoniły Abyss. Pierwszym podobna klarowność melodyczna. Z najsłabszym zestawem lamp wiceflagowy Woo ma tendencję do podostrzania brzmienia, przewagi szybkości i dynamiki nad melodyką, pewnego też skracania wybrzmień. Ogólnie biorąc jest porywczy, przejrzysty i szczegółowy, natomiast nie poetycki, nie romantyczny i nie z najwyższą kulturą. Żadne to zaskoczenie, inaczej lepsze lampy po co? Ultrasone T7 są zaś specyficzne pod każdym względem, w tym pod tym, że przy wielkiej szczegółowości i nasyceniu większym niż od każdych innych słuchawek, potrafią zachowywać wysoką melodyjność. To się w tej sytuacji przydało, a nawet było fundamentem, pozwalając nie zostać w tyle za Abyss odnośnie kluczowego czynnika. Wysunąć pozwoliły zaś skraje pasma – bardziej ofensywne soprany i niższe zejście basowe. Jedno i drugie bardziej rozdzielcze i bardziej frapujące. I jeszcze jedno pozwoliło, nawet od tamtych bardziej – niesamowite nasycenie. Żadne słuchawki nie potrafią dać dźwięku tak nasyconego, tak ciśnieniowego i tak gęstego, a mimo to wciąż naturalnego, pozbawionego naprężenia. Każdemu graniu to się przydaje, ale wiolonczela, fortepian, wielka symfonika i ciężki rock zyskują szczególnie wiele. Jeżeli któreś słuchawki, bywa, że miażdżą inne, to te Ultrasone potrafią, jak żadne, miażdżyć inne dosłownie. W sensie przenośnym nie zmiażdżyły, były tylko nieznacznie lepsze, lecz w nieprzenośnym poprzez zmiażdżenie dźwiękiem o większej esencjalności.

Ale esencje esencjami, a najważniejsza rzecz – wrażenie całościowe. Ta chwila, kiedy puszczasz muzykę i sama w moment się ocenia. Czasami to jest mylne, dlatego trzeba rzecz potwierdzić w długim odsłuchu o bogatym repertuarze. Zarówno w tym pierwszym, jak w kolejnych utworach, odniosłem jednoznaczne wrażenie, że do  WOO AUDIO WA33 przy najtańszej konfiguracji lampowej najlepiej pasują Final D8000 PRO. Ulga, że nie z kablem Tonalium, tylko srebrnym samego Final. To brzmienie było najbardziej nośne, otwarte i swobodnie propagujące ze wszystkich próbowanych. Ze wszystkich też przejawiło najwyższą kulturę. Zupełnie jakby te jedne słuchawki dostały lepszy garnitur lamp, a przecież tak nie było. Pojawił się nie tylko dynamizm, werwa i drajw –  już wcześniej charakterystyczne, ale też uwodzicielska śpiewność, poetyka długo podtrzymywanych wybrzmień, misternie dopieszczające każdy szczegół światło i całościowe wrażenie: „Ach!”.

Potężny potencjometr i jeden tylko włącznik. Za to trzy słuchawkowe wyjścia.

„To było to” – jak mawiają, elementy układanki się dopełniły, każdy osiągnął wysoki poziom. Już wcześniej – z Sennheiserami, Abyss i Ultrasone – grało tak dobrze, że żadnych uwag, a teraz jeszcze świetniej. Muzyka eksplodowała jakością, high-end pokazał, co potrafi.

Dorzucę na koniec parę szczegółów ogólniejszej natury. Wzmacniacz okazał się cichy – nawet wysokoczułe Ultrasone w stanie oczekiwania dawały śladowy pomruk. Nie ma pilota, który przydałby się funkcji przedwzmacniacza, natomiast słuchowiskowemu wzmacniaczowi przydaje się, ale nie jest konieczny. Proces osiągania pełni brzmieniowych możliwości ma Woo dla urządzeń lampowych typowy – ta pełnia się pojawia po circa trzech godzinach. Nabycie lepszych lamp, zwłaszcza mocy i prostowniczej, wydaje się absolutną koniecznością, ponieważ konfrontacja z dużymi triodami w Twin-Head ukazała deficyt brzmieniowej głębi i przede wszystkim tego, co można określać magią. Magiczna sfera nadrealnego piękna, prezentowana przez Emission Labs 45᾽„mesh”, była poza zasięgiem.

Podsumowanie 

   W stanie sklepowym, przy standardowych lampach, WOO AUDIO WA33 nie jest lepszy od Cayina HA-300, który też jest dzielony, symetryczny i bardzo mocny, a dużo tańszy. Woo ma jednak większy potencjał, z uwagi na słabsze zakupowe lampy. Nie miałem możliwości porównawczo sprawdzić, ale zakładam, że jego sterujące mają charakter typowy dla rosyjskich NOS, to znaczy są przejrzyste, dynamiczne i ze średnią kulturą. Mają deficyt piękna, lecz przejawiają werwę i brzmieniową otwartość. Można więc przyjąć, że zastępowanie ich amerykańskimi przyniesie dozę piękna, brzmienie nim bardziej natchnie. Co może być istotne, ale na pewno istotniejsze będzie sięgnięcie po lepsze 2A3. Słyszałem pod adresem Psvane Acme niesamowite pochwały, więc może one starczą. Jak nie, to są Emission Labs, które sam miałem, jakość gwarantuję. A KR-Audio też są dobre, słyszałem je na AVS i bardzo dobrze się spisały. Jako druga w kolejce jest lampa prostownicza. Słowo „prostownik” daje przeciętnemu audiofilowi mobilizację słabą, ale błędna to konotacja. Prostowniki są dla brzmienia bardzo istotne, dlatego lepsza 5UG4/274B to zawsze pilna sprawa. Znowu w sukurs przychodzi Emission Labs, albo sugerowana przez producenta Takatsuki. (Niektórzy twierdzą, że Takatsuki są awaryjne, ale nie wiem, ile w tym prawdy.) Na finał małe sterujące, bita śmietanka na lodach. Mogę się tylko domyślać, że wówczas brzmienie niczym mojego wzmacniacza, lecz szybsze, dynamiczniejsze, kilka razy mocniejsze. Lampowy wzmacniacz słuchawkowy o mocy 10 W to dzisiaj już nie rzadkość, ale wciąż coś pożądanego. Szczególnie teraz, gdy mamy do czynienia z zalewem coraz modniejszych słuchawek planarnych, a nie dawajcie wiary zapewnieniom producentów o ich łatwym wysterowaniu dzięki poprawionej technice. Najlepsze spośród nich, jak Abyss, T+A, Susvara czy DCA STEALTH, są prądożerne jak cholera, bez mocy więdną jak roślinki bez wody.   

 

W punktach

Zalety

  • Żadnych ograniczeń mocowych.
  • W efekcie drajw.
  • Szybkość.
  • Szczegółowość.
  • Przejrzystość.
  • Dynamika.
  • Dźwięk nasycony energią.
  • I nasycony w ogóle.
  • Nie ma rozjaśnień, jest światłocień.
  • Ogólnie dobre oświetlenie.
  • Umiarkowane, ale poprawiające brzmienie pogłosy.
  • Dobrej jakości, choć nie szczytowej, melodyjność.
  • Dwustopniowe regulatory mocy i impedancji umożliwiają współpracę z każdymi słuchawkami.
  • Zwłaszcza że szum własny śladowy.
  • Dwa słuchawkowe wyjścia symetryczne, w tym gwarantujące najwyższą jakość 2 x 3-pin.
  • Alternatywne na duży jack.
  • Funkcja przedwzmacniacza.
  • Układ dzielony i monolityczny zarazem.
  • Potężny potencjometr.
  • Żadnych głupich światełek.
  • Pancerna obudowa.
  • Bardzo ładne jej wykończenie.
  • Srebrne lub czarne do wyboru.
  • Ogromne możliwości rozwojowe odnośnie lamp i komponentów ścieżki sygnału.
  • Znany producent.
  • Made in USA.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Przy najtańszym garniturze lampowym brakuje  brzmieniowej magii.
  • Bardzo drogi.
  • Tak słabych jakościowo lamp 2A3 w tak drogim wzmacniaczu być nie powinno.
  • Brak regulacji głośności z pilota to dla przedwzmacniacza spory mankament.
  • Maksymalizacja jakości do wersji „Elite” podwaja cenę.
  • A i tak lepsze lampy kosztują oddzielnie.
  • Co da finalną cenę $20 000.
  • Brak kratek wentylacyjnych i zwarte obudowy powodują silne rozgrzanie.
  • Skąpość informacyjna odnośnie architektury układu i żadnych obrazów wnętrza.

 

Dane techniczne:

  • W pełni symetryczna konstrukcja, push-pull, klasa A
  • Lampy: 6C45 x 4, 2A3 x 4, prostownik 5U4G x 1
  • Okablowanie wewnętrzne: przewody przyłączeniowe i sygnałowe JPS Alumiloy®.
  • Gniazda lamp z poli-tetra-fluoroetylen (PTFE)
  • Potencjometr: TKD (Tokyo Ko-on Denpa) 4-kanałowy, zbalansowany, płynny
  • Sprzężone transformatorowo okablowanie Point-to-Point
  • Wejścia: XLR x 2, RCA x 1
  • Wyjścia: 2 x 3-pin XLR (kanał lewy i prawy), 1 x 4-pin XLR, 1 x 1/4″ (6,3 mm), przedwzmacniacz XLR
  • Wyjście wybierane przez użytkownika: przedwzmacniacz lub słuchawki
  • Wybierana przez użytkownika impedancja HI/LO i poziom HI/LO dla słuchawek
  • Impedancja słuchawek: 8 – 600 Ω
  • Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 60 kHz (-2dB)
  • Moc wyjściowa: do 10 W na kanał przy 32 Ω
  • S/N: > 95 dB,
  • THD: < 0,05%, 1 kHz
  • Obudowa z anodyzowanego aluminium, dostępna w kolorze czarnym lub srebrnym
  • Własna polaryzacja z kompatybilnymi lampami [ wykres ]
  • Pobór mocy: 150 W
  • Napięcie: AC 100 – 120 V 60 HZ lub AC 220 – 240 V, 50 HZ, napięcie zbudowane do kraju docelowego
  • Wymiary: 17,5″ (szer.), 12″ (głęb.), 13″ (wys.) z rurkami, waga: 53 funty w przypadku wersji standardowej, 56 funtów w przypadku wersji Elite. Do wentylacji wymagany jest otwarty przepływ powietrza.
  • Zaprojektowany i zmontowany w Nowym Jorku, USA
  • Trzyletnia ograniczona gwarancja
  • Cena: 43 990 PLN

 

System:

  • Źródła: Cairn Soft Fog V2, Avid Ingenium.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Woo Audio WA33.
  • Słuchawki: Abyss 1266 Phi TC, Audio-Technica ATH-L5000, Dan Clark Audio STEALTH (kable VIVO Cables i Tonalium), Final D8000 PRO, HiFiMAN HE-R10P, Sennheiser HD 800 (kabel Tonalium – Metrum Lab), Ultrasone Tribute 7 (kabel Tonalium – Metrum Lab).
  • Interkonekty: Sulek Edia, Sulek 6×9, Tara Labs Air 1.
  • Listwa: Sulek Edia.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

15 komentarzy w “Recenzja: WOO AUDIO WA33

  1. miroslaw+frackowiak pisze:

    Wzmacniacz…lipa….drogi,bez dobrych lamp i jeszcze strasza podwyzkami w przyszlym roku,nie napedza odpowiednio wszystkich sluchawek i to za $17000 ze slabymi lampami,kto bedzie to badziewie kupowal? i jeszcze te( 10W) a co to za osiagniecie,kiedy Cary 300B ma( 15W ) od 25-lat, swiat na glowie stana z tymi cenami i wzmacniaczami, ktore nie lepiej graja niz stare dobre wzm retro…

    1. Sławek pisze:

      Całkowita zgoda, nic dodać, nic ująć…

    2. Piotr+Ryka pisze:

      Cary ma moc 15W jako sumę obu kanałów. Tak naprawdę ma 2 x 7,5W, chyba że się go przerobi na 300B-XLS. I Cary też sprzedają z marnymi lampami, a na dodatek ma w środku nierównej długości ścieżki sygnału w kanałach, co trzeba samemu poprawiać, jeśli się chce uzyskać naprawdę świetne brzmienie. Całe okablowanie trzeba mu zmienić i wszystkie kondensatory, rezystory, lampy. Dopiero wówczas gra świetnie. Wszystko to razem kosztuje kupę pieniędzy, także podwaja cenę. I jeszcze trzeba znaleźć kogoś, kto umie to fachowo zrobić, a to dopiero trudne.

      1. miroslaw+frackowiak pisze:

        W twojej recenzji piszesz w samych pochwalach o podstawowym modelu Cary 300B
        https://hifiphilosophy.com/recenzja-cary-audio-cad-300-sei/?caly-artykul=1
        Nawet o lampach JJ300B ze akurat bardzo pasuja do tego wzm i firma go produkujaca nawet niezle je dobrala ,do charakteru grania tego wzm.Nie bedziemy mowili o zwariowanych tuningowych zabawach ,bo to zabawa dla zwariowanych i boatych audiofili…..

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Możesz sobie nie mówić o poprawianiu Cary, ale to z twojej strony wyparcie oczywistej potrzeby.
          A Cary rzeczywiście jest bardzo dobrym wzmacniaczem, zwłaszcza że jego duże triody nie pracują w układzie push-pull. Wykonanie melodyjnie grającego wzmacniacza push-pull jest trudne i mało komu się udało, ale Tim de Paravicini pokazał, że można to zrobić nawet bez użycia najlepszych lamp vintage.
          Poza tym lampy JJ są lepsze od Electro-Harmonix, co jednak nie przeszkodziło firmie Cary przez pewien czas tych właśnie E-H w Cary 300B wkładać. Montowali co w ręce im wpadło i nawet nie chce mi się sprawdzać, co aktualnie montują.
          Kto tego Cary ma, powinien kupić któreś z gatunkowych lamp 300B, inaczej sam siebie z najlepszego brzmienia okrada. To samo tyczy jego sterujących; pisałem, których trzeba użyć. Jak to w brzmieniowych szczegółach wygląda, o tym można sobie na tym serwisie poczytać, wystarczy wpisać w wyszukiwarkę „cary”.

    3. Michal Pastuszak pisze:

      Mamy tutaj do czynienia ze wzmacniaczem lampowym jakby nie bylo, ktorego wlasciwe granie jest w jakiejs mierze definiowane przez jakosc wsadzonych baniek, no chyba ze urzadzenie zostalo zoptymalizowane pod konkretne, tanie lampy. Tutaj raczej tak nie jest skoro sam producent oferuje sporo drozsze zamienniki i do recenzji moim zdaniem powinny rowniez i takie trafic aby mozna bylo okreslic potencjal wzmacniacza z 'dolu’ i z 'gory’. Od takiego WA33 za 40kPLN z lampami fabrycznymi wolalbym (bo sa cenowo atrakcyjniejsze, a nie odstaja jakos sonicznie o ile w ogole) kilka tanszych lampowcow (oba Cayiny: HA-300 i jeszcze tanszy HA-6A), co nie znaczy ze omawiany model z jakimis Psvane/Takatsuki nie wydalby mi sie jednak calosciowo bardziej wartosciowy pomimo, ze i sporo jeszcze drozszy, ale tego sie juz potencjalny klient nie dowie odwiedzajac salon, ani czytajac recenzje modelu wyjsciowego.

      Wersja Elite czy tez JPS (okablowanie wewnetrzne) maja zdaje sie te same najtansze lampy, a jedynie lepsze/drozsze podzespoly elektroniki.

  2. Piotr+Ryka pisze:

    Odnośnie jeszcze ceny, to trzeba pamiętać, że wzmacniacz Woo powstaje w Nowym Jorku, gdzie dwadzieścia tysięcy dolarów to dla wielu śmiesznie małe pieniądze. Noclegi w niektórych hotelowych apartamentach kosztują więcej.

  3. Andrzej pisze:

    nieważna cena ale powinien grac ze wszystkimi sluchawkami, jezeli moge cos zasugerowac prosze posluchac na nim hd 600 ( ciekawe doswiadczenie )

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Jutro posłucham. Wzmacniacz gra oczywiście z każdymi słuchawkami, ale słabsze lampy, zwłaszcza w kombinacji push-pull, to z reguły duże ograniczenie jakościowe w wielu przypadkach.

      1. Piotr+Ryka pisze:

        Posłuchałem z Sennheiser HD 560S, bo okazało się, że HD 600 córka pożyczyła. Moim zdaniem grało bardzo dobrze, jak na tak niedrogie słuchawki naprawdę świetnie. Potężna energia w dźwięku, trzymanie rytmu, efektowne wybrzmienia. Doskonała współpraca, czego proroctwem było jeszcze lepsze granie z HD 800. Pewnie, że wokale słabsze niż u słuchawek high-endowych, ale też dobre, zajmujące.

  4. Pawel pisze:

    U nas w sklepie sprzedaliśmy kilka sztuk WA33, w tym również egzemplarze Elite Edition.
    Klienci wybierali do topowych słuchawek odsłuchując przeróżne konstrukcję rożnych producentów, w tym konstrukcje tranzystorowe.
    Czemu akurat wybrali WA33 ? Na pewno spełnij ich oczekiwania.
    Sam wzmacniacz to jedno, natomiast dobór odpowiedniego źródła, DACa czy kabli może wiele wnieść do toru audio. I o tym należy pamiętać.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Jeżeli komuś się udało dzięki lepszemu źródłu i kablom przeistoczyć lampę 2A3 Electro-Harmonix w 2A3 Emission Labs, to szczerze gratuluję. Dopóki WA33 jest u mnie, można podejść i porównać ze zmodyfikowanym Twin-Head przy tym samym źródle. Można także posłuchać referencyjnych słuchawek AKG K1000, o których wspominam w recenzji. Tak nawiasem, o czym w recenzji nie piszę, Woo był też odsłuchiwany z czekającym na recenzję Aurenderem za ponad sześćdziesiąt tysięcy.

      WA33 dostał jako wsparcie kabel zasilający Acpustic Zen Gargantua i interkonekt Tellurium Q Black Diamond XLR. (Odtwarzacz grał z kablem zasilającym za dwadzieścia pięć tysięcy.) Stał Woo na audiofilskim stole, przed każdym słuchaniem był pod prądem i napędzał któreś słuchawki przez wiele godzin.

      Ale o co w ogóle chodzi? Czy nie napisałem, że z wieloma grał znakomicie, a z jednymi rewelacyjnie? Niemały sukces, jak na tak słaby zestaw lamp. Nic też nie stało na przeszkodzie, by dać do przetestowania wersję „Elite”, albo jakiś lepszy set lamp. Nic też nie stoi, by jeszcze to zrobić.

      A czy coś spełnia czyjeś oczekiwania, czy nie, to zależy głównie od oczekiwań. Także od tego, z czym się porównuje.

      1. Paweł pisze:

        Oczywiście, że lepsze lampy są w stanie sprzęt wznieść na inny pułap. Tutaj zawsze można eksperymentować. U nas klienci odsłuchiwali jedynie wersję standard. A Ci, którzy kupili wersję Elite, podejmowali decyzje na podstawie odsłuchu wersji Standard. Nawiasem mówiąc jest jeszcze wersja JPS edition oraz Elite JPS Edition, odpowiedniki wcześniej wymienionych ale oczywiście droższe.

        Mój wpis nie miał podtekstu krytyki a stwierdzenie faktu, że sprzęt się broni.

        Osobiście uważam, że czy się użyje kabli za 25k czy źródła za 60k, to nie znaczy że zawsze będzie lepiej. Nie ma to znaczenia na ile producent wycenia swoje graty bo nawet bardzo drogi sprzęt w nieodpowiednim torze może spieprzyć końcowy efekt, a już na pewno dać inny od oczekiwanego przez konkretnego klienta.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Nie miałem zamiaru szokować cenami, wyczułem jednak pewną krytykę. Używam rzeczy sprawdzonych, zdolnych przywołać wspaniałe brzmienie. Sprawdzony jest także odtwarzacz CD, który ma wymieniony zegar, dodany transformator, niedostępne niestety od dawna kondensatory Black Gate. A drogi przewód zasilający i podstawki Keplera wyjątkowo dobrze mu służą.
          Sumarycznie raz jeszcze mogę stwierdzić: obsadzanie tak kosztownego i zaawansowanego technicznie wzmacniacza przeciętnymi lampami to nieporozumienie. Chyba jedynie chciwością producenta można tłumaczyć fakt, że za przyzwoitej jakości 2A3 liczy sobie oddzielnie, a lampę prostowniczą proponuje albo najsłabszą, albo za dużą dopłatą najdroższą. Woo może sobie oczywiście prowadzić swoją politykę jak mu się żywnie podoba, ale ja, jako recenzent, jestem od jej krytykowania, jeżeli na to zasługuje. Sam wzmacniacz jest w porządku i bardzo dobrze, że powstał, ale takie w nim lampy to nieporozumienie. Dlaczego Lampizator, Ayon, Cayin mogą dawać od razu lepsze, a Woo nie? Sami się przez to stawiają w gorszym położeniu. No chyba, że wszędzie tam, gdzie można tego WA33 posłuchać, są na miejscu wszystkie komplety lamp i słuchający może sobie wybierać. Ale tak, zdaje się, nie jest. I sam też takiej możliwości nie miałem.

  5. szczygieł pisze:

    Dobry Night
    To chyba już taka pora.

    Zawsze można wybrać lepsza wersję. Nie każdy ocenia sprzęt z perspektywy Pana Piotra. Da większości z Nas to będzie i tak nowe przeżycie.

    Może nie jest to WA55 🙂 ale u mnie daje radę 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy