Recenzja: Trilogy 933

Trilogy_933_011_HiFi Philosophy   Firma Trilogy Audio jest przedsięwzięciem siostrzanym ISOL-8, marki wytwarzającej kondycjonery, listwy i przewody zasilające, założonej przez Nica Poulsona, twórcę szeroko znanego producenta o identycznym profilu – firmy Isotek.

Nic zaczynał jako inżynier w studiach BBC i tam po raz pierwszy zetknął się z problemem wpływu jakości prądu na jakość nagrań. Ta problematyka jest, jak sam mówi, głównym odłamem jego działalności, a tylko jemu podległy ISOL-8 pozostaje kontynuatorem rozwiązań zapoczątkowanych w Isoteku, którego najważniejsze projekty także wyszły spod ręki Nica. W efekcie kondycjonery obu firm są oparte na tych samych rozwiązaniach i pozostaje jedynie sprawdzić, które z podobnych we wnętrzu jak niemal dwie krople wody urządzeń sprawują się lepiej, o ile jakakolwiek różnice dałoby się wychwycić. Podobieństwo dotyczy jednak wyrobów z niższego i średniego przedziału, a kondycjonery z najwyższej półki obie firmy mają różne. To jednak kwestia przyszłości, a obecnie pochylimy się nad produktem drugiej marki należącej do Nica, nad wzmacniaczem słuchawkowym opatrzonym logo Trilogy.

inter-nic-poulson-isol-8-pic01

Nic Poulson

Nic nie ukrywa, że to wszystko co dzieje się pod tym szyldem jest dla niego działalnością prowadzoną na zasadzie osobistej satysfakcji. Nie hobbystycznej, bo jest wszak profesjonalistą, ale takiej ku wewnętrznemu samozadowoleniu i sprawdzeniu umiejętności. ISOL-8 to dział komercji, rzucający na rynek najwyższej klasy w swoich przedziałach cenowych rozwiązania prądowe, przynoszące duże zyski i powstające w dużych partiach, a Trilogy to oczko w głowie i pole do sprawdzania innowacyjnych pomysłów, pozwalające odrywać się od profesjonalnej rutyny i trybów produkcji przemysłowej. A choć Nic nie mówi o tym wprost, niewątpliwie także pole popisu i nadzieja na sławę. Bo nawet kiedy już się jest sławnym, nie przeszkadza to chęci bycia sławniejszym.

Marka Trilogy Audio Systems pojawiła się w 1992 roku, ma zatem już swoje lata, a osiemnastkę dawno za sobą. Zaczynała od urządzeń lampowych – przedwzmacniacza, integry i monobloków. Powstało w jej ramach kilkadziesiąt urządzeń lampowych i tranzystorowych, ale rozwiązania tranzystorowe wydają się ostatnimi czasy zdobywać przewagę. Tranzystorowy jest także Trilogy 933 – pierwszy w historii firmy słuchawkowy wzmacniacz, będący oczywiście następstwem rosnącej wraz z modą na mobilne audio popularności słuchawek. Bo choć Trilogy 933 jest urządzeniem niedwuznacznie stacjonarnym, to jednak ktoś nawykły do mobilnego słuchania także w domu chętnie sięgał będzie po słuchawki, co dodatkowo potęguje moda na słuchanie przy komputerze. Współczesny młodzian, w tym także młodzian podtatusiały, oderwany od komputerowego ekranu czuje się nie na swoim miejscu, tak więc przebywanie w pobliżu ukochanej maszyny należy mu wszechstronnie zapewnić, a pępowina słuchawkowego kabla jest jak najbardziej wskazana.

c2ag_200x140_3_901_pre_amplifierNa wrocławskim mityngu Audiofil, który Nic zaszczycił swą obecnością, miała miejsce konferencja prasowa, po której pozwoliłem sobie na krótką rozmowę, pytając między innymi właśnie o nieobecny tam pierwszy słuchawkowy wzmacniacz i cały odłam słuchawkowego grania pod kątem przyszłości. Okazało się, że ulubionymi słuchawkami Nica są HiFiMAN HE-6, a ze swej strony podniosłem kwestię zapewnienia im odpowiedniej mocy prądowej. Nic upierał się, że moc w okolicach 1 W, jaką Trilogy 933 może zapewnić, jest całkowicie wystarczająca, ale zapewniłem go, że napędzane 25-watowym Croftem ukazują nowe możliwości i całkiem inny potencjał. Trafiłem doń ze swoimi racjami prawie natychmiast, ale nie dlatego, że miał do mnie zaufanie i przedstawiono mu mnie jako specjalistę od słuchawek, tylko dlatego, że padła nazwa Croft. Okazało się, że Glenn Croft to przyjaciel i stary znajomy Nica, a skoro 25-watowy Croft Polestar aż taki dla HiFiMAN-ów jest dobry, to także Nic postanowił wzmocnić siłę napędu dla swoich HE-6, ale ten projekt pozostaje dopiero w realizacji i mam tylko obiecane, że jako pierwszy będę go słuchał. Tymczasem jesteśmy przy wzmacniaczu Trilogy Audio 933, zdolnym według zapewnień jego twórcy napędzić wszystko poza elektrostatami, w co gotów jestem sam z kolei natychmiast uwierzyć, aczkolwiek z zastrzeżeniem, że dla słuchawek pokroju HiFiMAN HE-6 czy AKG K1000 mocy ma jednak za mało by cały ich potencjał wyłonić.

c2ag_200x140_3_948_power_amplifierW tym miejscu nasuwa mi się mała dygresja odnośnie elektrostatów. Pisząc recenzję Brystona BHA-1 naigrywałem się z recenzenta, który sporządzając swoją zapewniał o możliwości napędzania przez ten wzmacniacz także słuchawek elektrostatycznych. Napisałem wówczas, że jako żywo wzmacniacz zdolny akcelerować jednocześnie słuchawki dynamiczne, ortodynamiczne i elektrostatyczne nie powstał, bo to są całkiem inne prądy i tak dalej. W przypadku Brystona miałem wprawdzie rację, ale okazuje się, że nie w sensie całej oferty rynkowej. Jak się bowiem ostatnio dowiedziałem, pojawił się wzmacniacz potrafiący rzeczywiście napędzać wszystkie słuchawki, zwący się Audiovalve Luminare, czyli pochodzący od znanej stajni Audiovalve i kosztujący nieskromne 3 tysiące euro. Tak więc raz jeszcze (co filozofowie dawno już ustalili) okazało się, że niczego nie można być pewnym co do nieistnienia, choć z drugiej strony istnienia pewnych rzeczy pewnym być można, tak więc słusznie przewidziałem marketingowy remont generalny głośników Focal Grande Utopia po ostatnim Audio Show, na który długo nie trzeba było czekać.

Wracając do Trilogy. Mocy ma ten wzmacniacz sporo, prezentuje się nietypowo, a gra, że niech mnie kule biją. Pora temu z bliska się przyjrzeć.

Budowa

Trilogy_933_002_HiFi Philosophy

Na pierwszy rzut oka nic nadzwyczajnego.

  Nic nie byłby sobą, gdyby nie zwracał szczególnej uwagi na zasilanie. W końcu to jego działalność źródłowa i chleb powszedni. W przypadku wzmacniacza słuchawkowego Trilogy Audio 933 znalazło to wyraz w osobnej sekcji zasilania, co o tyle jest mi znajome, że własny ASL Twin-Head, chociaż lampowy, taką osobną sekcję także posiada. Dobrze jest w ten sposób zasilanie oddzielić, bo zyskuje się separację od zakłóceń generowanych przez duże transformatory, co można wprawdzie uzyskać sporządzając metalowe odgrody we wnętrzu jednej obudowy, ale nie do tego aż stopnia, bo nikt raczej podwójnie puszkował nie będzie, a poza tym w przypadku takiego rozłączenia można obie sekcje stawiać daleko od siebie, co we wspólnym zamknięciu jest niemożliwie. Tak jak w Twin-Headzie, tak i tutaj zyskujemy taką możliwość, albowiem przewód łączący Trilogy-wzmacniacz z Trilogy-zasilaniem jest dosyć długi. Tak jakby na podkreślenie, że dobrze jest je stawiać z dala od siebie, obie sekcje nie są idealnie dopasowane wzorniczo, by pokusa stawiania jednej na drugiej była mniejsza, chociaż jest to jak najbardziej możliwe i nawet całkiem nieźle będzie wyglądało.

Sekcja zasilania jest większa, to znaczy trochę węższa, ale wyraźnie wyższa i nieco dłuższa, przy czym także podłużna. Obie bowiem są węższe niż dłuższe, co ułatwia lokalizację na biurku. Ta zasilania jest jednak przewidziana raczej do stawiania pod a nie na, choć od strony estetycznej prezentuje się bez zarzutu – cała z aluminium i wykończona matową czernią z lekkim na froncie szczotkowaniem. Z tyłu jest na niej gniazdo dla kabla zasilającego z bezpiecznikiem 3,15 mA oraz 4-pinowy port dla przewodu łączącego ze wzmacniaczem właściwym, a także dwie zielone lampki, informujące o aktywności prądowej oraz o tym, że żyła gorąca znalazła się po właściwej stronie, a uziemienie funkcjonuje prawidłowo.

Trilogy_933_001_HiFi Philosophy

Ale już po chwili pierwsze zaskoczenie.

We wnętrzu królują dwa transformatory toroidalne i dwa potężne kondensatory Mundorfa, wraz z dławikami gładzące prąd, tak by był miły i łaskawy dla sekcji wzmocnienia.

Ta z kolei jest cała z grubego aluminium, ozdobnie i celem lepszego chłodzenia żłobionego na wierzchu w trzy korytka, a przy tym płaska i popatrująca czerwonymi ślepkami. W sensie skomplikowania jest minimalistyczna, nawiązując do klasycznego angielskiego wzornictwa z ostatnich dekad, diametralnie różnego od wiktoriańskiego przepychu i tak popularnego na Wyspach gotyckiego zdobnictwa. Tak przy okazji sobie pomyślałem, że nieźle by się prezentował angielski wzmacniacz w stylu gotyckim, i to by dopiero wyglądało, ale dajmy spokój facecjom.

Dwa są na froncie tego Trilogy 933 wyróżniki. Pierwszym brak potencjometru, a drugim zastępujący go w sensie wizualnym półksiężyc z czerwonych lampek, migających podczas regulacji z pilota, a potem świecących pojedynczą, informującą o sile zadanego wzmocnienia. Otaczają one od lewej pojedyncze gniazdo duży jack, na prawo od którego są jeszcze dwie kolejne czerwone diody, okalające okienko pilota i informujące o podpięciu do prawego lub lewego wejścia na panelu tylnym. Na panelu tym nie znajdziemy niczego poza właśnie dwiema parami wejść RCA, sporządzonych z bardzo solidnych, złoconych gniazd oraz zwisającym z obudowy przewodem zasilającym; zamontowanym na stałe i podpinanym tylko po stronie sekcji zasilania.

Od strony technicznej zwraca uwagę fakt, że całość pracuje w czystej klasie A, i to takiej bardzo serio, jako że sekcja wzmacniacza, choć pobiera zaledwie 22 Waty ze ściany, rozgrzewa się naprawdę mocno. Pomimo że urządzenie nie pracuje w reżimie symetrycznym, oba kanały okazują się całkowicie separowane, a w ścieżce sygnału nie występują żadne sprzężenia.

Trilogy_933_004_HiFi Philosophy

No i gdzie on jest?

Nie ma w niej także kondensatorów, co zdecydowanie poprawia rozdzielczość i co znów przypomniało mi Twin-Heada, który w torze sygnału także kondensatorów nie ma. Brak kondensatorów i zwrotnic uwalnia też od zniekształceń, wynoszących tu poniżej 0,05% w odniesieniu do współczynnika THD, a pasmo przenoszenia okazuje się imponujące, obejmując przedział od 15 Hz do 120 kHz. Wzmacniacz potrafi wysterować każde słuchawki o impedancji powyżej 3 Ω, a pracować może podłączony bezpośrednio do źródła, jak również poprzez zewnętrzny przedwzmacniacz.Część wzmacniająca waży 1,8, a zasilająca 2,8 kg, całość zaś obiecuje być jednym z najlepszych wzmacniaczy słuchawkowych na rynku, co ma zapewnić także indywidualne selekcjonowanie komponentów (naprawdę ważne), a co kosztuje niestety dużo, bo aż 11 900 PLN.

Trilogy Audio nie usiłuje jednak kokietować klienteli cenami, skupiając się całkowicie na jakości. Jak wspomniałem, stanowi dla swego twórcy pole badań i teren popisu, a nie przedsięwzięcie komercyjne, z którego musi on wyżyć. Nic Poulson żyje z czego innego, prosperując dzięki firmie ISOL-8, a Trilogy to jego konik i przedmiot dumy. Najlepszy dowód, że nie chodzi tu o pieniądze, to fakt, że urządzenia Trilogy nie tylko powstają na Wyspach, ale w samym Londynie, na terenie którego wszelkie koszty rosną skokowo, a każdy metr powierzchni i każde ręce do pracy cenione są dużo wyżej.

Trilogy_933_007_HiFi Philosophy

Toż to maleństwo! Trilogy 933.

Na koniec słowo o pilocie. Jest niewielki i lekki, a znajduje się na nim oczywiście regulacja siły głosu, którą tylko z jego poziomu można prowadzić, dzięki czemu potencjometr może być zastąpiony wprowadzającą mniejsze zniekształcenia drabinką rezystancji, a także włącznik »Power«, selektor wejść, przycisk »Mute« i dwuprzyciskowy tak samo jak w przypadku potencjometru regulator balansu kanałów.

Odsłuch

Trilogy_933_009_HiFi Philosophy

Maleńki, prosty i z szalenie dobrze wykonaną obudową.

   Zacznijmy znów tradycyjnie, to znaczy od komputera. Podpinałem wzmacniacz Trylogy do dwóch PC-tów, używających różnych przetworników. Jednym był pojawiający się ostatnio raz za razem Phasemation HD-7A192, a drugim niedawno przybyły Mytek Manhattan, cierpliwie grzejący się i czekający na swoją recenzję. Oba to urządzenia bardzo wysokiej, stricte high-endowej klasy, tak więc warunki miał Trilogy zapewnione odpowiednie do swego statusu. I niewątpliwie się w zamian odwdzięczył.

Ogromnie lubię opisywać urządzenia nie nastręczające cienia wątpliwości, takie naprawdę się podobające. Są bowiem dwa rodzaje podobania, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Jest podobanie oficjalne, wcale nie jakieś udawane czy naciągane, tylko na zasadzie szacunku doceniającego klasę i możliwości, ale niekoniecznie powodującego chęć wejścia w posiadanie i towarzyszące mu tęskne popatrywanie oraz kalkulowanie możliwości ekonomicznych. I jest podobanie drugie, takie na zasadzie oczywistej i bezdyskusyjnej. Bez żadnych szacunkowych rozważań i prestiżowego doceniania osiągnięć, tylko na zasadzie: „– Ja chcę!” Od razu wszystko w nas krzyczy: „– Dawaj, dawaj, dawaj!”, a nie tam jakieś: „– No, no, całkiem niczego i naprawdę, bo wiecie: takie coś, to już coś” – oraz temu podobne bezosobowe ogólniki.

No więc Trilogy 933 grał na zasadzie – Dawaj, dawaj, dawaj! – a nie tej drugiej. W pierwszym rzędzie stała za tym szybkość i dynamika, a do tej ostatniej słabość mam wyjątkową. Jest naprawdę zasadnicza różnica pomiędzy graniem niby dobrym, niby dostatnim – takim głębokim, barwnym i sycącym – ale jednocześnie nie do końca szybkim i dynamicznym. W odbiorze jakby lekko spowolnionym, ruszającym się cokolwiek niemrawo, nie podrywającym od razu na nogi i nie budzącym ekscytacji. To się w efekcie zawsze kończy nudą, a przecież nie o to w słuchaniu muzyki chodzi. Muzyka musi być przeżywaniem. No, może nie musi. Może być także refleksją, konstruktywistycznym namysłem, czymś w tle tylko dodanym, albo ilustracją. Ale pierwszoplanowe jej zadanie to bawić; a bawić bez emocji, to ja uprzejmie dziękuję – i kłaniam się nisko muzyce w formie relaksu, ale Państwo pozwolą, że się oddalę.

Trilogy_933_015_HiFi Philosophy

Kilka diod sygnalizacyjnych, wyjście na duży jack i… to tyle. A co ze sterowaniem?

Natomiast Trilogy to szał, emocje, ostra jazda i bach, trach ciach! To nawet nie jest galop, to cwał. Pędzi, skacze i bierze przeszkody, a jednocześnie w tle (gdyż jest to tu tłem jeno) okazuje się wspaniale kulturalny, z maestrią przyrządzania dźwięku. Oddajmy go przeto we władanie wybitnych słuchawek i niech pokaże co potrafi.

 

Przy komputerze

Audeze LCD-3

Nie mam niestety ulubionych przez Nica HiFiMAN-ów HE-6, a na proszenie ich dystrybutora o pożyczkę jakoś straciłem ochotę. Zadowolimy się w takim razie także planarnymi Audeze, co tym będzie lepsze, że one parametrami technicznymi lepiej tutaj pasują, bo jak mówiłem, HE-6 dużo bardziej są prądożerne i dla nich Trilogy Audio dopiero taki całkowicie pasujący wzmacniacz buduje.

W tranzystorowym torze flagowe Audeze okazały się grać z lekkim ociepleniem, co u nich prawie jest normą, ale tym razem realizowało się bardzo przyjemnie, bo takim ciepłem w inne pozytywne przymioty obfitym. Zarazem dość gładko, przy czym najgładziej z Phasemation o uruchomionym procesorze K2, a najpikantniej z Mytekiem. W tonacji do tego przyciemnionej, z brzmieniem głębokim i bardzo czystym. Soprany były z łagodnym domknięciem, ale niezwykle dźwięczne i z pełną harmoniczną złożonością, a w całym brzmieniu dominowała dynamika i swoboda przejścia do natychmiastowego ataku. Żadnego stopniowego zbierania się, żadnego opóźniania, tylko w razie potrzeby gwałtowny skok z ogromną amplitudą, a więc dynamika jaką uwielbiam i jakiej od toru najwyższej jakości zawsze oczekuję. Żadnego także zlewania się dźwięków i zacierania lokalizacji źródeł, tylko wszystko ładnie rozlokowane, a zarazem koherentne, ze sobą współpracujące.

Trilogy_933_010_HiFi Philosophy

Tylko za pomocą dołączonego pilota. Ciekawe, i zarazem kontrowersyjne.

Heirate Mich w wykonaniu Rammstein ze ścieżki dźwiękowej filmu Zagubiona Autostrada pokazało potęgę zejścia na dole i potęgę samego dźwięku, a niezależnie od głośności – aż po samą krawędź możliwości słuchania – nie było najmniejszych zniekształceń, z czego słuchawki planarne słyną, a co wzmacniacz im tutaj znakomicie zapewnił. Podobnie artykulacja dawała popis klarowności i nic w przekazie się nie gubiło w natłoku rokowego parcia.

Echowość, stanowiąca kolejny kluczowy wyróżnik, dawkowana była bardzo umiarkowanie, co czasami pozwalało podnosić odczucie realizmu, ale czasami go osłabiało, czyniąc brzmienia niektórych nagrań trochę łagodniejszymi niż trzeba. Taka jest jednak natura tych Audeze i kto chce się tarzać w czystym realizmie wzbogacanym akustyką, powinien mieć inne słuchawki. Za to głębia dźwięku i jego bogactwo dawało zawsze silne wizualizacje, a jakiejkolwiek „tranzystorowości” nie było nawet śladu. Tor grał jak lampowy, a przy tym z ekstra dynamiką. Płynność okazała się zupełna, bez śladu cyfrowego ziarna – samo tylko muzyczne morze, jazda przez noc, gra świateł, prawdziwa wyprawa przez dźwięki. I jeszcze ten bas na miarę niemal prawdziwej stopy perkusyjnej, wybijający puls i pędzący od frazy do frazy. Gęsto, mocno, z akcentem. Znakomity smak, przygoda, wiatr, płynięcie, lot.

Im dłużej tego słuchałem, tym bardziej świat tego dźwięku wciągał, a jego ramy wydawały się coraz bardziej autentyczne. Aż po zespolenie, po pełną tożsamość. Bo kiedy muzyka tak pędzi, a przy tym jest tak  gładko i głęboko, nic nie staje na przeszkodzie pełnej z nią tożsamości i nawet to ocieplenie przestaje odbijać od naturalności. Poza tym okazało się ono nie przeszkadzać w budowaniu nastrojów posępnej zadumy, co na zawołanie udowodnił Leonard Cohen swoim Waiting for the Miracle, należycie smutnym i zadumanym.

Trilogy_933_017_HiFi Philosophy

Z tyłu zaś dwa komplety wejść RCA oraz…

Zero przy tym sybilacji, a w zamian pełna głębia myszkowania w naturze dźwięku z przetwornikiem Myteka i lekkie wygładzenie powierzchni z Phasemation. Zawsze też mocna esencja i aromat, dające pełne poczucie wejścia w muzyczny świat.

Odsłuch cd.

Sennheiser HD 800

Trilogy_933_019_HiFi Philosophy

Kabel zakończony czteropinową złączką od Neutrika. O co chodzi?

Flagowe Sennheisery ukazały obraz bardziej dosadny i z mocniej zaznaczającą się akustyką. Bez ocieplania, bez wygładzania i bez górnego zwieńczenia. Bardziej sopranowo otwarty i bez makijażu, tylko sauté i jak w życiu a nie na balu. Ta muzyka była już realistyczna od pierwszej chwili i całkiem dosłownie, zachowując jednocześnie wszelkie atrybuty piękna. Żywość, prawdę, dynamikę, melodię. Nie sunęła tak gładko, tylko wcinała się mocniej w podszerstek faktur, a ogólny charakter miała neutralny zarówno co do temperatury jak i nastrojowości. Bardziej mi się to podobało, bo w sumie wolę realizm od czarowania, a przy tym w dużym stopniu lampowa natura tego tranzystorowego wzmacniacza poparta popisową dynamiką, świetnie do tych HD 800 pasowała, nie stawiając w takim stopniu na wypełnienie, co także mistrzowsko pasujący do nich Bakoon, tylko na symbiozę żywotności, dynamiki i energii w połączeniu z czarem wolnego od zniekształceń dźwięku, czerpanego ze wzmocnienia w czystej klasie A.

Pisałem wielokrotnie, że te Sennheisery zawsze atakują na koniec nudą, ilekroć nie da się im źródła i wzmacniacza zdolnych ożywiać je dynamiką i szczegółowością, a jednocześnie strzec się należy wszelkiej technicyzacji, bo obiektywne Sennheisery od razu odpowiedzą technicznym jazgotem, zgodnie ze swoją zasadą: co mi dasz, to ci oddam. Grały tutaj co prawda wyposażone w świetny kabel Forza Audio Works FAW Noir Hybrid, potrafiący mocno podkręcić ich szczegółowość i akustykę przy pełnym zachowaniu waloru obiektywności (a więc żadne coś za coś), jednak bez odpowiedniego wzmacniacza i przetworników cyfrowych obsługujących komputer nic by z tego nie było. A było naprawdę wybitnie. Naprawdę było.

Trilogy_933_021_HiFi Philosophy

A no o to – wydzielony zasilacz własnej roboty.

Heirate Mich okazało się tym razem nie tylko potężne i bogate dźwiękowo, ale także bardzo posępne i groźne. Wiało grozą a mord wisiał w powietrzu. W ogóle wszystko było obiektywniejsze, bez filtra upiększania i poprawiania nastroju, tylko takie jak chcieli sami twórcy nagrań, a więc czasami w sposób zamierzony paskudne, operujące elementami artystycznymi brudu, okrucieństwa, nienawiści i wstrętu. Nie tylko jak w muzycznej bajce, gdzie nawet smok jest groźny tylko na niby, ale z prawdziwym złem i nieudawaną grozą. Często więc smutniej, drapieżniej i szarzej, ale za to prawdziwiej. Prawdziwością nie tą z oheblowanej, polakierowanej i wyślizganej tysiącami dłoni poręczy, tylko tą drzewa rosnącego w lesie. Ta muzyka wbijała drzazgi, ale jednocześnie szumiała prawdziwym wiatrem, a szelest jej liści był tylko sobą.

 

Z odtwarzaczem

Przeniosłem się pod odtwarzacz, a przy okazji sporządziłem ostrą konkurencję, podłączając Trilogy kablem RCA od Tary, a symetrycznymi Siltechami własnego Phasemation, kosztującego wprawdzie połowę, ale wspieranego o wiele lepszym interkonektem i jeszcze dodatkowo bezpiecznikiem. Tak, nie żartuję. Rozkręciłem kiedyś tego Phasemation, bo jemu się od zewnątrz bezpiecznika wymienić nie da, i zaaplikowałem bezpiecznik od Synergistic Research, co każdemu rekomenduję, gdyż jest to jeden z tańszych sposobów poprawienia sobie brzmienia. Tak, no jasne – zwykłe bezpieczniki kosztują grosze, a takie audiofilskie ponad dwieście złotych, ale moim zdaniem i tak warto. Dla Trilogy bezpiecznika niestety nie miałem, tak więc musiał się bronić samą swoją zewnętrzną sekcją zasilania i brakiem potencjometru.

Trilogy_933_005_HiFi Philosophy

Do tego tak zmyślny, że sam nam oznajmia diodami, czy mam prawidłową polaryzację w kablu zasilającym.

Nie będę się tym razem rozjeżdżał na poszczególne słuchawki, ale coś osobnego o każdych powiedzieć muszę. Jedne i drugie okazały się pasować bardzo dobrze, ale wbrew moim przewidywaniom więcej zyskały Audeze. Może dlatego, że więcej miały do zyskania, ale niezależnie od tego czy faktycznie to było przyczyną, zaskoczyły mnie swoim brzmieniowym awansem. Zaskoczyły, ponieważ Accuphase DP-700 wydawał się niekoniecznie odpowiednim dla nich towarzystwem, bardziej z punktu widzenia przedodsłuchowych domysłów podwajając ich zalety niż uzupełniając słabostki. Wszak sam jest ciepły i przyjazny, a nie realistyczny i dynamiczny w stopniu ekstremalnym. Wcale nie dąży do neutralności i z tym brakiem dążenia jest mu bardzo do twarzy. Muzykę czyni ciepłą i pełną przepychu, a więc atakuje tym samym skrzydłem co te Audeze. A jednak okazało się, że mimo to pokrewne mu brzmieniowo słuchawki mocno zyskały. Zyskały wzbogacenie tekstur, lepsze opisanie przestrzeni i wraz z tym mimo wszystko znacznie silniejszy realizm, którego muzyczne dotknięcia miały z Accuphase DP-700 wyraźnie większą wagę i dosłowność.  Nie znaczy to, że relacje pomiędzy dynamicznymi a planarnymi flagowcami uległy zmianie. Audeze wiąż były cieplejsze i bardziej liryczne, a Sennheisery chłodniejsze i bardziej dramatyczne, ale poprzednio, przy komputerze, dla siebie Sennheisery na pewno bym wybrał, a tutaj już przestało to być oczywiste. Jedne i drugie tchnęły pięknem, wprawdzie inaczej podanym, ale równoważnym, w obu przypadkach bezpośrednio nawiązującym do realizmu. Bardziej łagodnego i melodyjnego u Audeze; bardziej dramatycznego i szarpiącego sopranową otwartością u Sennheiserów. Bardziej wciąż u Audeze kameralnego i basem doprawionego, a u Sennheserów wielkoobszarowego i ze wzmożoną akustyką.

Trilogy_933_006_HiFi Philosophy

A skoro jest u nas prawidłowa, to nie pozostaje nic innego, jak tylko sprawdzić możliwości miniaturowego Brytyjczyka.

Nie relacje pomiędzy słuchawkami są jednak tym razem naszym celem, tylko pomiędzy wzmacniaczami. Nie użyłem własnego lampowca, bo nie ufam porównaniom nie wprost, możliwość natychmiastowego przekładania słuchawek stawiając zdecydowanie wyżej. Poza tym porównywałem kiedyś własne wzmacniacze, czyli ASL z Phasemation, bardzo starannie, tak więc można się było odwołać do retrospekcji.

Odsłuch cd.

Trilogy_933_012_HiFi Philosophy

A sprawdzać to będą: Audeze LCD 3…

A zatem mamy dwa tranzystory podpięte łączem symetrycznym i niesymetrycznym do tego samego odtwarzacza, oba głoszące swą chwałę i oba zbudowane z elementów dyskretnych w oparciu o montaż powierzchniowy. Jeden japoński, drugi angielski i oba będące dziełem nie całych zespołów konstrukcyjnych, tylko jednego mistrza, który go swoim nazwiskiem podpisał. Co się pokazało?

Pokazały się dwa różne brzmienia. Największa różnica była w pogłosowości. Angielska Trylogia nie miała prawie pogłosu, skupiała się na pierwszym planie, a to co dalekie czyniła faktycznie dalekim i mniej ważnym. Ten pierwszy plan miała bliższy, a brzmienie bardziej analogowe. Można zatem powiedzieć, że porównując do słuchawek grała bardziej jak Audeze, a porównując do wzmacniaczy, bardziej jak Twin-Head. Nie miałem do porównania też tranzystorowego Brystona, o którym napisałem swego czasu, że jest tranzystorową lampą, a i grający w manierze analogowej Sonic Pearl pojechał na modyfikacyjne poprawki, tak więc nie umiem powiedzieć, czy Trilogy 933 jest najbardziej analogowo i lampowo grającym słuchawkowym wzmacniaczem tranzystorowym jaki słyszałem, ale twierdząc tak chyba bym się nie pomylił. Ta jego klasa A naprawdę jest bardzo A, o ile przyjąć, że to A oznacza analogowość. Mam wprawdzie teraz innego zawodnika bardzo silnego pod tym względem, mianowicie Sugdena HA-4, ale nie mogę go użyć przed jego własną recenzją, tak więc dopiero kiedy on się położy na operacyjnym stole, będziemy go przymierzali do Trilogy i zobaczymy co się okaże.

Trilogy_933_022_HiFi Philosophy

…oraz Sennheisery HD 800.

Natomiast w konfrontacji z Phasemation okazał się Trilogy zdecydowanie bardziej analogowy i ciepły, mimo iż słabszym posługiwał się interkonektem i nie miał czarodziejskiego bezpiecznika od Synergistic Research. To wszakże nie znaczy, że Phasemation był bez szans. Przede wszystkim miał echo, a ono budowało inną atmosferę: nie przyjazną i bezpośrednią, tylko oddaloną i w sensie przestrzennym bardziej obcą, bardziej też niecodzienną. Rozległy plener, na którym nie tylko liczy się to co bliskie, ale to co dalsze i całkiem dalekie ukazane jest wyraźniej, pojawiające się jako większe i mające większy w spektaklu udział. Tak w stylu systemu Stax Omega II, ale bardziej tego najnowszego, jako że ten starszy był ciepły i przyjazny podobnie jak Audeze i Trilogy, a najnowszy jest chłodniejszy i zdecydowanie bardziej podobny do HD 800 z Phasemation. Tak więc różne style mogą się mieszać, nie bacząc nawet na rodowód konstrukcyjny słuchawek i wzmacniaczy, ale trzeba od razu podkreślić, że ani Sennheisery, ani Phasemation nie grały w tym wypadku zimno. Grały neutralnie i pogłosowo, a słuchało się tego ich grania naprawdę ekstra, tyle że było ono całkiem różne niż u Audeze z Trilogy – takie majestatyczne i w stylu muzyki elektronicznej, a nie gorące i bliskie jak jazz nowoorleański.

Trilogy_933_014_HiFi PhilosophyTrilogy_933_018_HiFi PhilosophyTrilogy_933_020_HiFi Philosophy

 

 

 

 

Najważniejsze powinno to mieć reperkusje w przypadku ludzkich głosów; i faktycznie – HD 800 z Phasemation aż ocierały się chwilami o sybilację, podzczas gdy z Trilogy nie było jej śladu. Gładsze, cieplejsze i bardziej miłe głosy produkowane przez angielski wzmacniacz zawsze ukazane były bez pogłosu, tak jakby wymawiała je osoba siedząca obok w tym samym pokoju, a nie ktoś oddalony o dwa metry w jakiejś pustej sali, jak to miało miejsce u Phasemation, któremu we wszystkim towarzyszył kontur echa, co lokowało brzmienia w innych miejscach – większych, wyższych i mniej umeblowanych.

Poza podejściem do pogłosu i innym rozłożeniem akcentów w odniesieniu do poszczególnych muzycznych planów – co w sumie wszystko pospołu brało się z obecnego albo nie echa – nie odnotowałem żadnych godnych uwagi różnic. Oba wzmacniacze dawały popis szczegółowości i dynamiki, branej tutaj w dużym stopniu od odtwarzacza, który może nie jest aż tak dynamiczny jak Metronome czy wysokiej klasy gramofon, ale jednak dynamiczniejszy niż przetworniki przy komputerach.

Trilogy_933_016_HiFi Philosophy

Trilogy 933 to urządzenie dźwiekowo niemal idealne – gdyby tylko ta scena była lepsza. Ale i tak mamy tu do czynienia z wybitnym tworem!

Z Mytekiem i Phasemation wzmacniacz Trilogy okazał się dynamiczniejszy od Phasemation, co wtórnie sprawdziłem wracając na chwilę do nich, natomiast z odtwarzaczem dynamika była podobna. Być może brało się to też z tego, że przy odtwarzaczu pracował kondycjoner, a przy komputerach jedynie listwy.

Podsumowanie

Trilogy_933_011_HiFi Philosophy   Wzmacniacz słuchawkowy Trilogy 933 to duże zwierzę o nietypowych własnościach. To zresztą charakterystyczne dla dużych zwierząt i przypomina się w tym miejscu przytaczana już przeze mnie anegdota o rodzinie cygańskiej zwiedzającej ogród zoologiczny. Natrafiwszy na żyrafę wszyscy oniemieli, a senior rodu przypatrzywszy się uważnie oświadczył: „– Takiego zwierzęcia nie ma.”

To nie jest poprawne politycznie w sensie lewicowej ideologii próbującej tylnymi drzwiami ponownie zapanować nad światem, ale dobrze oddaje stan faktyczny. Pewne byty okazują się łączyć cechy pozornie do skupienia w jednym miejscu niemożliwe. Tranzystor grający jak lampa? I jeszcze do tego super dynamiczny? Ze znakomitym wypełnieniem? To może jeszcze i latać potrafi? W sumie potrafi, tyle że przez muzykę. Pięknie się nim przez muzykę latało, a choć nie można powiedzieć, by stanowił nową jakość, przy której konstrukcje takie jak Phasemation, Bryston czy Divaldi w ogóle nie mają czego szukać, to tworzy konglomerat cech na polu wzmacniaczy tranzystorowych bardzo rzadki, chociaż nie zupełnie unikalny. Jak mówiłem, nie było sposobności porównania z Brystonem, tak więc nie ośmielę się definitywnie wyrokować, który jest bardziej analogowy i brzmieniowo obfity, chociaż wydaje mi się, że Trilogy. Będzie za to sposobność porównania z Sugdenem i wówczas bardzo ciekawe zjawiska powinny mieć miejsce. W tle pozostaje jeszcze podobnie analogowy i sporo droższy Bakoon, który dla słuchawek Sennheiser HD 800 jest niczym raj dla duszy. Bardziej chyba nawet wypełniający, bardziej chwilami niesamowity i z jeszcze mocniejszym basem. Lecz nie słuchałem go w towarzystwie kabla słuchawkowego od FAW, a on poza tym ma specyficzne, bardzo wysokie wymagania dla źródła i interkonektu, podczas gdy Trilogy chętnie ze wszystkimi współpracował na nic nie wybrzydzając ani się nie skarżąc. No i ten Bakoon jest właściwie tylko dla HD 800, bo wszystkie inne słuchawki wypadają z nim słabiej, podczas gdy Trilogy każde akceleruje bardzo skutecznie i smakowicie. Poza tym Bakoon jest bateryjny, a grać podczas ładowania baterii nie umie, tak więc obchodzić się z nim trzeba jak z dzieckiem, cały czas uważając, by prądem w nocy został nakarmiony, bo niczym dzidziuś sam sobie jedzenia nie weźmie.

Kręci się karuzela z różnymi konikami do dosiadania, a na którym komuś będzie siedziało się najwygodniej i na który przejazd bilet sobie może wykupić, to już sam musi wybadać i skalkulować. Mogę tylko dorzucić, że na pewno da się zasiąść świetnie a taniej. Ale czy podobnie analogowo? Tak, owszem – Little Dot MK VI+ nie mniej jest analogowy i ma jeszcze to magiczne lampowe czarowanie. Ale on z kolei chiński jest i wentylatory w nim burczą, a je można tylko ściszyć takimi od lepszych producentów, natomiast całkiem wyeliminować szumu się nie da. Poza tym grzeje niemiłosiernie, o wiele bardziej niż Trilogy. Tak więc wzmacniaczowy korowód przepływa nieustająco i na pewno jest to taniec z wieloma figurami, z których jedną z najelegantszych właśnie przedstawiłem. A już na horyzoncie widać kolejne, tak więc noworoczny bal ze słuchawkami w całej krasie. W końcu grudzień to czas świętowania, a spostponowanym na Audio Show słuchawkom należy się rewanż.

Na koniec odpowiem na pytanie, które i tak w powietrzu wisi i pada co sekundę. Czy chciałbym mieć Trilogy? Tak, chciałbym. Przy komputerze wypadł najlepiej spośród wszystkich próbowanych dotąd wzmacniaczy tranzystorowych, a lampowe do tej lokalizacji jak wiadomo się nie nadają, bo lampy od komputera dostają wzbudzeń. Z komputerowymi przetwornikami zabija dynamiką i to było najbardziej ekscytujące granie jakie przy komputerze słyszałem.

 

W punktach

Zalety

  • Fantastyczna dynamika.
  • Super drajw.
  • Wyjątkowo analogowy dźwięk z tranzystora.
  • Żadnych zniekształceń.
  • Przyjemne, łagodne ocieplenie w prezencie od klasy A.
  • Pełna rozpiętość pasma.
  • Czyste, dźwięczne soprany bez żadnej reglamentacji.
  • Wybitna indywidualizacja ludzkich głosów.
  • Rozdzielczy, przestrzenny i na sam dół schodzący bas, jak wszystko inne bez żadnych zniekształceń.
  • Naturalne, pozbawione echowości granie.
  • Znakomite połączenie szczegółowości z muzykalnością.
  • To samo w odniesieniu do głęboko oranych tekstur.
  • Mocny realizm.
  • Bezpośredniość.
  • Dobra współpraca ze wszystkimi słuchawkami, przetwornikami i źródłami.
  • Wydzielona sekcja zasilania.
  • Czysta klasa A.
  • Pełna separacja kanałów.
  • Brak potencjometru.
  • Możliwość współpracy z zewnętrznym przedwzmacniaczem.
  • Brak kondensatorów w ścieżce sygnału.
  • Selekcjonowane komponenty.
  • Aluminiowa obudowa.
  • Pilot.
  • Renomowany producent.
  • Made in London.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Stosunkowo niewielka scena i nacisk na plan pierwszy kosztem dalszych.
  • Mimo rozdzielenia torów brak symetryzacji.
  • Oddzielna sekcja zasilania powinna stać z dala od wzmacniacza właściwego.
  • Regulacja głośności tylko z pilota, a ręka sama szuka pokrętła.
  • Wysoka cena.

 Sprzęt do testu dostarczyła firma:

MojeAudio

 

Dane techniczne:

  • Wymiary: 150 x 220 x 38 mm.
  • Waga: 1,8 kg sekcja wzmacniacza; 2,85 kg zasilacz.
  • Pobór mocy: 22 W.
  • Wejścia: 2 x RCA.
  • Impedancja wejściowa: ≥20 kΩ.
  • Współczynnik wzmocnienia: 19 dB.
  • Pasmo przenoszenia: 15 Hz – 120kHz +/- 0.5dB.
  • Impedancja wyjściowa: ≤ 3 Ohms.
  • Moc wyjściowa: 800 mW przy 300 Ω; 250 mW przy 60 Ω.
  • THD: ≤ 0.05%.
  • Stosunek szumu do sygnału:  ≥ 85 dB.
  • Cena: 11 900 PLN.

 

System:

  • Źródła: PC, Accuphase DP-700.
  • Przetworniki: Mytek Manhattan, Phasemation HD-7A192.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: Phasemation EPA-007, Trilogy 933.
  • Słuchawki: Audeze LCD-3 (kabel FAW Noir Hybrid), Sennheiser HD 800 (kable Cardas AKA Cross, FAW Noir Hybrid).
  • Interkonekty: Harmonix HS101 Improved-S, TaraLabs Air1.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

32 komentarzy w “Recenzja: Trilogy 933

  1. Maciej pisze:

    zabrakło sesji rozbieranej, oj zabrakło 😉

    1. Maciej pisze:

      Aha, jeśli Sonic Pearl wróci z nowym zasilaniem, to spodziewaj się sporego przyrostu jakości.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Jeśli wróci…

    2. Piotr Ryka pisze:

      Co racja, to racja. Fotograf zapracowany, nie zdążył. Nadrobi się dzisiaj wieczorem. A rzucić nieco okiem można tutaj

      http://www.trilogyaudio.com/933_amplifier_for_headphones.html

  2. miroslaw frackowiak pisze:

    Dziwne z tym wzm Bakoon ,bo wszendzie na forach zagranicznych twierdza ze ideal do LCD-3,nawet z tego co pamietam jest sprzedawany w komplecie Bakoon+LCD3+Klutz Desing, wyglada to fantastycznie i cena w tym komplecie jest okazyjna.Szkoda ze nigdzie jeszcze tego Bakkona nie sluchalem,dlatego nie moge obiektywnie sie wypowiedziec.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zanim pierwszy raz słuchałem Bakoona, też mi właśnie polecano go z Audeze LCD-3, ale moim zdaniem Sennheisery HD 800 sprawdzają się z nim zdecydowanie lepiej i sam na pewno bym je dla niego wybrał. Natomiast Audeze grają lepiej z Lebenem, do którego z kolei poleca się HD 800.

      1. Maciej Gawell pisze:

        Mnie HD800 też pasują do Bakoona, bo słuchałem i jest to zgrane duo. Do LCD3 chyba lepiej mieć coś z większym 'wygarem’ 🙂

      2. jakob pisze:

        Moim zdaniem z lebenem rewelacyjnie wypadaja k812.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Niedługo mam zamiar sporządzić porównanie AKG K1000 z K812, to się przy okazji o Lebena także zawadzi.

  3. Piotr Ryka pisze:

    Cały problem z tymi Audeze, to znaleźć wzmacniacz jednocześnie naprawdę mocny i nie wprowadzający szumu. Mam zamiar za takimi trochę się porozglądać.

    1. Maciej pisze:

      Tanio nie będzie, bo szum to też tanie lampy, tańsze trafa, mniejsza separacja – więc większa obudowa potrzebne itd…

      1. Piotr Ryka pisze:

        To prawda, ale może znajdzie się jakiś tranzystor. Przy stosunkowo niewielkiej mocy – tak 5-10 W – lampy wprawdzie spisują się z reguły na odczepach głośnikowych lepiej, no ale nie traćmy nadziei. W sumie nie celuję jednak w niską cenę, tylko w jakość ekstremalną. Taką jaką dawał Audion, tylko żeby tego hałasu własnego w torze nie było. Przy stosunkowo wysokiej czułości Audeze jest to bardzo trudne.

        1. Michal Pastuszak pisze:

          Tranzystorowy McIntosh MHA100 spokojnie da rade z Audeze, (do typowych dynamikow byl wrecz za mocny), zagra tez czysto, bez znieksztalcen i to na wyczynowych poziomach glosnosci, tylko jakies soczyste zrodlo mu sie nalezy, aby to ladnie razem gralo.

          1. Piotr Ryka pisze:

            Miejmy nadzieję, że uda się kiedyś sprawdzić.

  4. Mariusz pisze:

    Panie Piotrze posiadam hd 800 co wybrac Bakoona czy Trilogy cena podobna sluchale Bakoona i bardzo mi sie podoba.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jeżeli tylko fakt, że Bakoon jest bateryjny nie stanowi problemu, to należy wybrać właśnie Bakoona. Synergia między nim a tymi słuchawkami jest perfekcyjna.

      1. Maciej pisze:

        Bakoon Bakoon!

        🙂

  5. Maciej pisze:

    Na head fi jest prawie 6 stron na temat tego jaka to wspaniała synergia Trilogy i TH900. Gdyby kosztował czwóraka/piątaka to myślałbym nad tym wzmakiem, ale cena wybitnie nie polska 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      TH -900 mam w bliskim zasięgu, to można będzie kiedyś sprawdzić to zestawienie. Dobrze powinien w takim razie grać z AKG K812, bo one są do TH-900 podobne.

  6. Maciej pisze:

    AKG K812 są podobne do TH900? To byłoby dla mnie spore zaskoczenie w oparciu o teksty które poznałem, no to zwyczajnie trzeba ich posłuchać.

    1. Piotr Ryka pisze:

      No, chyba nie o moje, bo już o tym podobieństwie pisałem.

      1. Maciej pisze:

        Nie nie, te ogólnoświatowe mam na myśli 😉

  7. Maciej pisze:

    Dzieje się coś niedobrego z tymi cenami. Są jakoś nienaturalnie wysokie. Słuchawki za 6 tyś wzmacniacz za 10. Przecież to nie piece stereo i nie kolumny. Sami jesteśmy sobie winni, teraz tej lawiny nikt nie zatrzyma. Za rok Piotr będzie recenzował tranzystory słuchawkowe za 18 tyś i standardem stanie się cena flagowców na poziomie 8 tyś.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jeden wzmacniacz słuchawkowy za 18 mam zamiar jeszcze w tym roku. Ale do winy za przyrost cen się nie poczuwam.

  8. Alek pisze:

    Macku – nie ma problemu kupic tanszy wzmacniacz i tansze sluchawki. Wybor jest olbrzymi. Po Audio Show z ciekawosci testowalem gramofonowy przedzwmacniacz Trilogy 907. Cena podobna. Jesli jakosc 933 jest na tym samym poziomie co jakosc 907 to ten przedwzmacniacz jest…. tani. 907 Trilogy zamiótł podłoge preampem lampowym Octave ktory jest o 4000 droższy mniej więcej. I nie przesadzam. Deklasacja totalna. Słyszałem na własne nieupośledzone uszy 🙂

  9. Stefan pisze:

    Piotrze pisałeś o długim wygrzewaniu 933, możesz przyblizyć ile mniej więcej.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dokładnie to nie pamiętam, ale pewnie nie mniej niż 300 godzin, a może jeszcze więcej. Czasami jest to aż 500.

  10. Tadeusz pisze:

    Co bardziej niecierpliwy zdąży sprzedać zanim wygrzeje 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      A są problemy? Słuchałem tego Trilogy w zeszłym roku na AVS z Focal Utopia i grało genialnie.

      1. Stefan pisze:

        No pewnie czas bo to jednak kilka tygodni:)

  11. Tomasz pisze:

    Wg Pana ten wzmacniacz byłby dobry dla słuchawek Final Sonorous VI? No i w przyszłości jako partner dla modelu VIII lub X?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Z pewnością.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy