Recenzja: Sony MDR-1000X

Odsłuch: Po kablu

W pełnej okazałości.

W pełnej okazałości.

   Zacznijmy od kwestii najistotniejszej – słuchawki grać mogą nie tylko bezprzewodowo, ale także przewodowo w trybie wyłączonym lub włączonym. Możemy więc je, jak każde inne, połączyć ze wzmacniaczem kablem i słuchać w trybie pasywnym, albo nacisnąć przycisk na lewej muszli i po dwóch sekundach usłyszeć kobiecy głos: „Power on”, co potwierdzi zielone światełko u góry środkowego przycisku. Najlepiej to jednak potwierdzi zmiana brzmienia. W trybie pasywnym grają znacznie ciszej, dźwiękiem nieco stłumionym, mniej dźwięcznym, trochę nosowym. Kiedyś napisałbym, że takie granie to niech je licho porwie i na tym zakończył sprawę, ale nasłuchałem się w życiu tylu brzmień ekstatycznych, koniecznie chcących słuchacza bogactwem przytłoczyć, że teraz to spokojniejsze, wycofane przestało mnie irytować i odbieram je bardziej jako chęć uspokojenie na zasadzie muzyki obok albo odcinającej. Jednakże w sensie rzetelnej wyceny bez włączenia grają te Sony na poziomie słuchawek za sto parędziesiąt złotych i do takich Grado SR60 brakuje im jakościowego multum. Zaletą jest brak agresji, dość dobre wypełnienie, niezła szybkość i spokojna, melodyjna wokaliza, jednakże wyrażając się po audiofilsku to kocyk, obcięcie, zmulenie. Zmulenie takie dość znośne, dające się słuchać bez każącej natychmiast zrywać z głowy irytacji – i nawet można pokiwać się trochę do taktu, ale żadnych audiofilskich podniet nie należy oczekiwać. W sumie więc tak samo jak kiedy słucha się na przykład koncertu z telewizora. Mój system w samochodzie gra dwie klasy lepiej. Natomiast po włączeniu robi się całkiem inaczej i tu też postanowiłem porównać, ale już bezpośrednio do wspomnianych Grado SR60. I proszę się nie krzywić, że są za czterysta złotych, bo słuchawki za tysiąc pięćset wcale specjalnie lepsze nie są, a bywa nieraz, że gorsze.

Co w porównaniu wyszło na jaw? Sony okazały się pod pewnymi względami lepsze, choć szczerze przyznam, raczej tego nie oczekiwałem. Przede wszystkim grały wyraźniej i w sposób bardziej uporządkowany. Wokale ze sporo lepszą dykcją i zdarzenia na scenie lepiej uporządkowane, z precyzyjniejszą lokacją źródeł i lepiej zaznaczającym się podziałem na poszczególne brzmienia. Nie było już koca, choć oczywiście czystość i przenikliwość nie miary Fostex TH900 ani nawet TH610.

Niewielkie pady okazały się niezwykle pojemne i przyjemne w użytkowaniu.

Niewielkie pady okazały się niezwykle pojemne i przyjemne w użytkowaniu.

Niemniej na takich naprawdę dobrych plikach, przy których nawet te ostro reklamowane Masters z Tidala mogą się schować niestety, ukazała się przejrzystość całkowita i bardzo zaawansowany, aż nieco sztuczny porządek. Bas do wtóru grzmocił aż miło, a soprany świdrowały nieco zbyt ofensywnie, ale całkiem jeszcze do wytrzymania. Zwłaszcza, że szły z przetwornika Ayon Sigma na wzmacniacy Phasemation po szczytowym interkonekcie XLR Ortofona, a Sigma lubi sopranami chłostać i kabel Ortofona też ich nie żałuje. Nieznacznie były zbyt wrzecionowate i trochę za bardzo izolowane od reszty, ale kto by się chciał domyślać, że tonuję ostrość sopranów brakiem ostrości wypowiedzi, ten nie będzie miał racji. Nie były jazgotliwe, choć na tym samym materiale lekko cofnięte, zdecydowanie łagodniejsze od SR60 okazały się przyjemniejsze w odbiorze, mimo że trochę przygaszone i przysłaniane częściowo średnicą. Super jednak relaksujące, podczas gdy te od MDR-1000X bardziej jaskrawe, pikantne, szukające podniety, nie pozwalające na drzemkę. Tranzystorowym stylem atakujące, a nie lampowo łagodne i chowane za melodyką.

Zjawisko siłą rzeczy przenosiło się na wokale i te od SR60 też podobały mi się bardziej. Pełniejsze, bardziej trójwymiarowe, bliższe rzeczywistości, śpiewniejsze, wyzbyte całkowicie agresji. Sony mają za to co innego – lepiej ukazują przestrzeń, czyniąc ją większą i lepiej przeskanowaną. Mniej nasyconą melodyką i mniej tajemniczą, bo jasno, wyraźnie oświetloną, ale dużą, otwartą, na wskroś przejrzystą i misternie cyzelowaną. Co zaś się tyczy samej średnicy, to nie jest wprawdzie w graniu po kablu u bezprzewodowych nominalnie Sony wypchnięta, ale cechuje ją nie tylko dobra dykcja, lecz także dobre oddanie indywidualizmu głosów. Nie jest ocieplona, nie jest przymilna i nie ma przeciągłych, upojnych wybrzmień, ale jest dobrze przyprawiona czynnikiem indywidualnym i wyjątkowo czytelna.

Najistotniejszy element mobilnych Sony - cyfrowa technologia przesyłu i tłumienia otoczenia.

Najistotniejszy element mobilnych Sony – cyfrowa technologia przesyłu i tłumienia otoczenia.

Poniżej bas podobnie wyrazisty, dość twardy, rozdzielczy i przede wszystkim mocny. W charakterze podobny zatem do tego od dopiero co zrecenzowanych Fostex TH610, te jednak grają wyraźnie bardziej trójwymiarowym dźwiękiem, jeszcze lepszą przestrzenią i bardziej różnorodnie. – Tu bardziej twardo, tam bardziej miękko, a każdy dźwięk otoczony wzbogacającą aurą, której u Sony próżno szukać. Podobnie natomiast jasny i wyraźny, przy czym Sony są także bardziej pogłosowe a mniej naprężone.

Od systemu stacjonarnego z nie bardzo pasującym przetwornikiem Signa – mającym ten sam brzmieniowy charakter i duże dla sprzętu towarzyszącego wymagania, a więc lepiej pasującym do czegoś w rodzaju Sennheiser HD 800S albo MrSpeakers – przeszedłem do odtwarzacza przenośnego, któremu słuchawki są dedykowane. Jeszcze nie po łączu bezprzewodowym, ale już z graniem podróżnym, z kieszonki. Cowon Plenue okazał się dużo lepszym partnerem od Sigmy. Zaoferował brzmienie wyraźnie ciemniejsze, wyraźnie też bardziej melodyjne (sic!), płynniejsze, ogólnie lepiej dopasowane. Signa z Phasemation i Ortofonem to była jednak za wysoka liga, a przede wszystkim ewidentny brak synergii, odwrotnie niż Cowon. Z nim słuchało się bardzo przyjemnie i wcale nie za pikantnie, ani w ogóle pikantnie.Zmiękczona, bardziej wyeksponowana (o wiele) i cieplejsza średnica owocowała miłymi wokalami o wciąż dużej wyraźności ale zdecydowanie większym wdzięku. Nie był to jakiś szczególny popis, ale brzmienie bardziej przyjazne, takie już przyzwoite na skali absolutnej jakości.

Co prawda można się pokusić o granie za pośrednictwem dołączonego kabla, jest to jednak tylko przedsmak możliwości 1000X.

Co prawda można się pokusić o granie za pośrednictwem dołączonego kabla, jest to jednak tylko przedsmak możliwości 1000X.

Trochę jeszcze za mało plastyczne i zbyt uproszczone, ale już niezłe, niezłe. Jeszcze bym go nie kupił, ale już bym nie ganił. Niemniej to od SR60 wciąż pozostawało bardziej analogowe i bardziej mi się podobało. Nie tak wyraźne, ale bardziej muzyczne, plastyczne, wycieniowane, uwodzicielskie.

 

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

31 komentarzy w “Recenzja: Sony MDR-1000X

  1. gość44 pisze:

    Czy telefon jest jedynym „niebieskim” źródłem dla tych słuchawek?

    1. A.B pisze:

      Będzie łączyć z wszystkim co ma Bluetooth. Jak dla mnie idealne słuchawki do sypialni, kiedy druga połowa chce ewidentnie już przenieść się w fazę REM można komfortowo zaserwować sobie TV 🙂

  2. miki pisze:

    A gdyby trzeba było wybrać pomiędzy Sennheiser Momentum AEBT i Sony MDR-1000X, np. wyruszając na bezludną wyspę z niewielkim bagażem, to które Pan Redaktor by wziął ze sobą?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Nie wiem, nie miałem okazji porównać bezpośrednio, a odstęp czasowy był spory i przede wszystkim wypełniony słuchaniem mnóstwa innych słuchawek. Mógłbym zgadywać, ale to nie ma sensu.

      1. miki pisze:

        Jakiś czas temu nabyłem drogą kupna Momentum AEBT (jako po prostu Momentum wokółuszne z bonusem w postaci systemu redukcji szumów i bezprzewodowością) i w dużej mierze nastąpiło to pod wpływem recenzji Pana Redaktora. Ze wspomnianej recenzji wynikało, że po kablu grają trochę lepiej niż bezprzewodowo, i tak to również oceniam moim niewprawnym uchem, natomiast z recenzji powyższej wynika, że Sony należy traktować jako stricte bezprzewodowe z opcją słuchania przewodowego w sytuacji awaryjnej, typu wyczerpanie baterii. Panie Redaktorze, a czy w przyszłości przewiduje Pan recenzję produktów Bower & Wilkins i Bose, szczególnie zainteresowane jesteśmy B&W P5/P7 wireless oraz QC35? Szczególnie B&W please, no bo Bose to chyba opinię ma takiego trochę czary-mary.

  3. wraith pisze:

    Jak zwykle bardzo dobry test :),i jak wszystkie świetnie się czyta:).
    Właśnie się nad nimi zastanawiałem dla córki i jak mi się wydaje bedzie to dla niej trafny wybór.
    Dla siebie poluje na mdr-r10 (niestety bardzo trudno dostępne:().
    Mam też pytanie…
    Czy jest szansa na test tego zestawu: MDR-Z1R,NW-WM1Z,TA-ZH1ES. Szczególnie interesuje mnie MDR-Z1R niestety nie ma gdzie ich posłuchać przed kupnem.

  4. Jacek pisze:

    Witam
    Panie Piotrze czy miał Pan okazje słuchać słuchawek B&W P7 Wireless?
    Jeśli tak to jakby Pan je porównał do Sony czy Sennheisera.
    A jeśli nie ty czy przewiduje Pan recenzje B&W.
    Pozdrawiam

    1. PIotr Ryka pisze:

      Niestety, B&W nie słyszałem.

    2. miki pisze:

      Używam P5 wireless (co prawda nauszne, a nie wokółuszne, natomiast takie same przetworniki jak P7), z drugiej strony, mam też Momentum OEBT, i jak na mój gust, lepiej brzmią dla mnie B&W. Nie mają takich technicznych wodowytrysków jak Momentum (ANC, NFC, funkcji słuchawek USB, programu do aktualizacji softu na PC i nie wiem, czego jeszcze), natomiast grają pięknie i po 15 minutach braku transmisji wyłączają się, żeby oszczędzać baterię. Są fajne i z czystym sumieniem mogę polecić P5w, natomiast P7w brzmią prawdopodobnie jeszcze lepiej. Aha, i muzykę słucham głównie gitarową (rock/metal) i symfoniczne soundtracki. PZDR.

      1. miki pisze:

        Przepraszam, Momentum AEBT, te wokółuszne.

        1. Jacek pisze:

          Dziękuje za informacje.

  5. Miltoniusz pisze:

    Czy ma Pan jakąś opinię, na ile skutecznie działa system redukcji hałasu, zwłaszcza ulicznego, w szczególności w porównaniu do słuchawek Bose? Czy mając je na głowie i idąc słyszymy uderzenia stóp przenoszone przez kościec?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Wyznam ze skruchą, że systemu redukcji hałasu poza sprawdzeniem efektywności tego przykładania ręki do muszli nie sprawdzałem. Wydał mi się jednak przy tej okazji skuteczny.

  6. Arek pisze:

    Witam. Poszukuję dobrych słuchawek z przeznaczeniem portable. Jak by Pan porównał sony mdr-1000x z Audio-Technica ATH-MSR7 lub Philips Fidelio L2? W zaciszu domowym mam bayerdynamic dt 990Pro i bardzo podoba mi się ich „granie”.
    Pozdrawiam

    1. PIotr Ryka pisze:

      Koss Porta Pro zaoszczędzi pieniędzy i poszukiwań. Chyba, że muszą być zamknięte.

      1. Piotr pisze:

        Mam Koss Porta Pro. Dzisiaj miałem okazję słuchać mdr-1000x i wydawało mi się, że grają o niebo lepiej (a słuchałem na kablu). Wydają się mieć dużo wyższą rozdzielczość, być bardziej przejrzystymi – po prostu prezentować dźwięk o wiele klarowniej, nie tracąc przy tym na muzykalności. Są dużo bardziej szczegółowe i podają dźwięk w bardziej wyrafinowany i dopieszczony sposób. Kossy wydają się być przy nich zbyt przydymionymi, jakby grały co najmniej spod poduszki :). Oczywiście nieco hiperbolizuję, ale takie pozostawiły te dwie pary słuchawek we mnie wrażenia. Spodobało mi się jeszcze granie Sony mdr a1 oraz Sennheiser Momentum. Posłuchałem też Harman Kardon Soho i byłem trochę zawiedziony dolnym pasmem oraz ogólną, powiedzmy, użytkową ergonomią. A szkoda, bo wcześniej były u mnie na pierwszym miejscu w liście zakupowej. Teraz składniam się bardziej ku Sony. Model mdr 1000x urzeka aktywną redukcją szumu, która dorównuje tej z Bose. Jednak cena trochę wysoka i pewnie można kupić coś lepiej brzmiącego w kwocie 1800 zł. Mdr a1 kosztują koło 700 zł (ale znów to zwykle przewodówki bez redukcji szumów – ot problemy białego człowieka XXI wieku). Brałem jeszcze pod uwagę Marshalle Major II BT, ale po odsłuchu na kablu cieszę się, że nie zdecydowałem się ich kupić, kierując się opiniami z internetu (a chodził mi taki pomysł po głowie). Ostatnio w moim odtwarzaczu króluje Schubert – a z nim nie mogło być Marshallom po drodze.

        1. PIotr Ryka pisze:

          A z jakim to wszystko źródłem i wzmacniaczem?

          1. Piotr pisze:

            Wszystkie słuchawki napędzał iPhone 5s (ma w sobie DAC Cirrus Logic). Słuchawki kupuję z przeznaczeniem mobilnym, to też na takim sprzęcie przyszło mi je testować. Jeżeli mdr 1000x będą grać jeszcze lepiej wireless, to chyba brak im konkurencji. Chyba że coś tańszego, „kablowego” zagra podobnie i jest warte uwagi? Grado SR60? 🙂 Tej sztuki nie słuchałem.

          2. PIotr Ryka pisze:

            Granie wprost z telefonu to nie jest moja specjalność – sam nie praktykuję. Karol ma najnowszego iPhone to sobie sprawdzę, ale według niego Sony Xperia (też ma) gra lepiej. Przy napędzaniu z telefonu liczy się na pewno skuteczność słuchawek Koss były robione pod Walkmana, a to trochę inne czasy.

  7. Jorge pisze:

    Hej. Jak one się plasują odnośnie głównego konkurenta – BoseQC35?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Nie wiem.

  8. gizmi pisze:

    Wkurza mnie, że gdy przychodzę po recenzję słuchawek, nad którymi się zastanawiam, już na początku dostaję internetowe bzdurki nie na temat pokroju „Postępem okazały się walki uliczne z muzułmanami na ulicach francuskich i szwedzkich miast”. Co do właściwej części recenzji, brakuje mi porównania do głównego konkurenta – Bose QC35 albo chociaż innych słuchawek Sonego. Podobnie charakterystykę brzmieniową trzeba czytać między wierszami, nie ma nawet informacji, czy grają bardziej V-kształtnie czy średnicą – z recenzji wynika raczej to pierwsze, a moje doświadczenie z innymi słuchawkami Sonego z tej serii podpowiada mi, by patrzeć raczej na ładną średnicę. Mam wrażenie, że wszystkie niemal wszystkie polskie portale recenzenckie (w tym ten) cierpią na „reklamowe wodolejstwo” – zagraniczni recenzenci są zwykle bardziej konkretni i potrafią między czarowaniem wskazać na konkretne właściwości produktów.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Skoro zagraniczni recenzenci są lepsi, to po co tracić czas na krajowych? A jeśli ktoś ogranicza swoją wiedzę na temat brzmienia słuchawek do określeń V i średnicy, to tutaj faktycznie nie ma czego szukać. Tym bardziej, jeżeli nie odpowiadają mu „bzdurne” dygresje polityczne. Żegnam. Powodzenia za granicą.

  9. AudioFan pisze:

    Czy telefon, na którym testował Pan słuchawki miał kodek LDAC? Zastanawiam się jaka jest rzeczywista różnica w jakości brzmienia słuchawek przy współpracy z telefonem z i bez tego kodeka.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Telefon nie miał LDAC, miał tylko aptX. Karol słuchał jednak z LDAC i daje on większą analogowość, aczkolwiek nie jest to jakaś zasadnicza różnica. Same zrecenzowane tutaj słuchawki mają już tak nawiasem nowszą wersję.

  10. Paweł pisze:

    Jak wygląda sprawa głośności (wiem, że to kwestia subiektywna), czy aby te 103 dB to nie zbyt mało? Mam SPORO materiału zrealizowanego „jak Pan Bóg przykazał” – czyli nieskompresowanego, dość cicho nagranego. Większość słuchawek bezprzewodowych, które testowałem przed zakupem nie wyrabiało i było tak cicho, że rezygnowałem z zakupu, bo nie mogłem się cieszyć soczystością brzmienia i wolałem już moje ówczesne AKG K518 (tak, serio).

    1. Piotr Ryka pisze:

      Niestety nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.

    2. Rendy pisze:

      To może ja odpowiem: są głośne, słuchałem ich podłączonych do telefonu Sony xperia E5 i nawet do połowy skali głośności nie dochodziłem, nawet na ciszej i gorzej nagranych płytach/utworach/piosenkach….

  11. Jacek pisze:

    Szukałem opisu tych słuchawek, głównie ze względu na redukcję szumu, która ponoć jest najlepsza na rynku a trafiłem na artykuł o audiofiliźmie czyli skupianiu się na sprzęcie i różnicy ilości atomów w atomach….., a nie na muzyce……

  12. Łukasz pisze:

    Czy testował pan możliwość wykonywania połączeń głosowych.. u mnie rozmówcy skarżą się na słabą jakość mikrofonu (glos dochodzi jakby z piwnicy) zastanawiam się czy to przypadłość tego modelu czy też wada moich słuchawek.pzdr Łukasz. Ps system nąć jest obleśny w tych sluchawkach

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ze skruchą wyznam, że nie testowałem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy