Budowa
Opisywanie aparycji słuchawek dokanałowych to czynność nader błacha, bo prawie nic nie ma do opisania. Nitkowaty przewodzik kończy się po jednej stronie małym jackiem (jest i przejściówka na duży), a po drugiej czymś, co określić można jako plastikowe łezki. Łezki te nie są w przypadku IE 800 symetryczne – tak jak prawdziwa smutkiem duszy zrodzona łezka – tylko każda z nich po jednej stronie jest płaska, a po drugiej bardziej właśnie łezkowato i łukowato podcięta, dzięki czemu łatwo można się rozeznać która jest prawa, a która lewa. Bierze się je łukami do dołu i upycha w uszach. To pierwszy naszych Sennheiserów plus: łatwo je zaaplikować. Kłopoty z instalowaniem słuchawek dokanałowych nie kończą się wszakże na rozpoznawaniu prawej i lewej strony. Nie darmo ci najbardziej wyrafinowani i usadowieni na dokanałowym rynku producenci, jak Westone, Ultimate Ears czy JHAudio, oferują modele custom. W moim przypadku dobranie odpowiedniej końcówki pasującej do kanału słuchowego to męka. Pisałem już w recenzji Westone4, że przewody słuchowe mam wyjątkowo wąskie, a w efekcie wszystkie końcówki okazują się za duże i po chwili się wysuwają. A czucie jak taka końcówka pomału acz konsekwentnie z ucha sobie wyjeżdża, to średnia frajda dla słuchającego. Tańsze o tysiąc złotych, ale mające za sobą producenta będącego specjalistą od dokanałówek, oferują Westone4 szeroki wachlarz końcówek, nie tylko różnych co do rozmiaru ale i kształtu. Prawdę rzekłszy i tak żadna spośród tych bodaj dziesięciu oferowanych tak do końca mi nie spasowała, ale jedne czy drugie pasowały dość dobrze. Na tym polu Sennheiser postanowił nie zawracać sobie głowy aż tak bardzo i sprokurował jeden tylko kształt w pięciu rozmiarach. Niby na papierze są to dwa kształty – kulisty i owalny – ale różnią się bardzo nieznacznie, co praktyka potwierdziła. Kształt jest summa summarum jeden – półkulisty, a treść mięciutka i cienka, z gumkowatego tworzywa wymodelowana. Najmniejsze okazały się i tak trochę za duże, ale jak dobrze upchnąć, to dało się wytrzymać. I w sumie warto było, bo słuchawki są nie lada. I to nawet bardzo.
Z uwagi na nikczemny wygląd (jeszcze chwila a do oglądania tylko przez lupę), nabywca nie ma specjalnie okazji sycić wzroku nowym nabytkiem, a to skupia uwagę na opakowaniu. Stanowi je spore eleganckie pudełko ze sztywnej, grubej tektury, wyłożone wewnątrz elegancką czarną pianką. Oprócz samych słuchawek i pięciu par końcówek znajdziemy w nim bardzo ładne skórzane etui do transportu oraz mały patyczek z tworzywa, którego rolą jest nadziewać na się niczym oliwkę na wykałaczkę zabrudzoną w użytkowaniu końcówkę, by łatwiej ją było umyć. Końcówki można bowiem myć pod bieżącą wodą, czego nie da się powiedzieć o samych słuchawkach, których nie należy moczyć. Jest tam także minimalistyczna instrukcja obsługi, spisana w wielu językach, w tym po polsku.
Ciekawostką pozostaje fakt, że kabel jest odpinany, i to bardzo sprytnie, pośrodku, zaraz za miejscem gdzie łączą się przewody prowadzące do przetworników. Jednak w komplecie znajduje się tylko jeden – metrowy, do użytku przenośnego. Trochę szkoda, bo aż się prosi o drugi dłuższy, by można było z wygodą używać słuchawek w towarzystwie aparatury stacjonarnej. Z pewnością są IE 800 wystarczająco dobre do tej roli i skoro już kabel jest odpinany, drugi wydaje się czymś obowiązkowym. A jak nie, to trzeba było chociaż postąpić jak Westone i dać od razu długi z możliwością skracania przez nawinięcie. Takie to oczywiste, a ktoś nie pomyślał. Sprawa jest jednak trochę bardziej zawiła, bo tego drugiego w komplecie wprawdzie nie ma, ale widziałem na zdjęciach nawet taki zakończony końcówką symetryczną, a w oficjalnej ofercie jest też do dokupienia krótki, ale za to z obsługą urządzeń Appla, co łącznie daje trzy. Cokolwiek to w sumie dziwne, że ten ostatni trzeba dokupować, bo w wielu znacznie taniej albo podobnie kosztujących słuchawkach takie okablowanie do wyboru jest w komplecie. Na przykład u Denona AH-D600. Ale każdy ma swoją politykę cenową i co ja będę uczył multimiliardera Sennheisera jak postępować i jak się zarabia pieniądze. Nie chciał, to nie dał. Wiedział co robi.
Pozostają jeszcze kwestie techniczne. Jak należało oczekiwać natykamy się tu na silny ostrzał ze strony marketingowców, okopanych na stanowisku, że słuchawki są przełomowe, wyjątkowe, pierwsze takie i jedyne takie. Jedyny w swoim rodzaju ma być zwłaszcza przetwornik – najmniejszy na świecie spośród tych potrafiących przenosić bardzo szerokie spektrum fal akustycznych, w tym wypadku obejmujące przedział już od ośmiu do aż czterdziestu jeden tysięcy Hertzów. Sam przetwornik okazuje się rzeczywiście malutki, bo zaledwie siedmiomilimetrowy, a oprawiono go także nietuzinkowo, bo w oprawę ceramiczną, doskonale tłumiącą dźwięki w obie strony, a także twardą, odporną na porysowanie. Dzięki temu słuchawki są na uszkodzenia odporne, a izolują jak mało które. Prawie nic w obie strony nie słychać, co bywa bardzo przydatne.
Od tyłu widać w tej ceramicznej obudowie dwa maleńkie otworki obwiedzione metalowymi ringami, coś jakby dwa bass-refleksy. Śmiech śmiechem, a służą do wentylacji przetwornika, przy czym producent gromko zwraca uwagę na szczególną moc basu w swoim wyrobie. I tu się trzeba z nim zgodzić – słuchawki mają bas jak koń nogę. Kopa można zarobić strasznego. Ale nie tylko na basie to się kończy. W tym miejscu pojawia się też bardzo podkreślana przez Sennheisera innowacja, tym bardziej podkreślana, że dostał za nią nagrodę. Na tegorocznych targach CES w Las Vegas nagrodzono zaimplementowany nowym dokanałówkom Sennheisera tak zwany „dwukomorowy absorber”, rozwiązujący, jak powiadają, znany problem miniaturowych słuchawek zwany maskowaniem. Rzecz polega na nakładaniu się częstotliwości z okolic 7 – 8 kHz na składniki o wyższych częstotliwościach, co wygasza i zakłóca ich sygnał, czyniąc pasmo ułomnym. Podczas gdy inni próbowali wyjść z tego ambarasu mnożąc przetworniki, co doprowadziło do powstania słuchawek dokanałowych o trzech, czterech, a nawet pięciu przetwornikach, Sennheiser skupił się na odpowiednim projekcie obudowy tylko jednego i chytrze wybrnął z kłopotu dostając za to medal. Może dzięki temu oszczędzać na przetwornikach, oferując jednoprzetwornikowe dokanałówki nie gorsze od tych wieloprzetwornikowych. Sam głosi nawet, że IE 800 to pierwsze w dziejach prawdziwie high-endowe słuchawki douszne, ale to nieprawda.
Impedancja małego Sennheisera wynosi 16 Ω, kabel jest z miedzi beztlenowej, a THD lokuje się poniżej 0,06%. Ciśnienie dźwięku pozwalają te high-endowe dokanałówki wyprodukować potężne, bo aż 125 dB wnoszące, a sporządzono ich dźwięk w tradycyjnym dla Sennheisera stylu pola rozproszeniowego, co ma nawiązywać do sposobu gry kolumn głośnikowych i czym szczyci się też drugi flagowiec firmy, wokółuszne HD 800.
Marketingowcy nie omieszkali przy okazji dorzucić, że słuchawki zaprojektowano, przetestowano i produkowane są w Niemczech, o czym stosowna etykieta jednoznacznie zaświadcza. Germanie w uszach, panie dzieju.
Słuchawki dokanałowe to dziwna sprawa. Zwłaszcza jeśli się je zestawi z nausznikami. Jedno z podstawowych i zasadniczych pytań dotyczy odmiennośći kreowania dźwięku w obu typach słuchawek i co się z tym wiąże, możliwości porównania i zestaiania ze sobą słuchawek dokanałowych i słuchwek nausznych. Osobiście miałem jedne wysokij klasy słuchawki dokanałowe, słuchałem też modelu IE 800 oraz Westone 4R i nigdy bym nie przedłożył tego grania nad granie słuchawek pełnowymiarowych. Toczyła się swego czasu na jednym z forum (brał w tej dyskusji udział również Michał)rozmowa z jednym użytkownikiem, który z niejednego pieca audiofilskiego chleb spożywał, a który zamówił z USA najlepsze słuchawki customowe na rynku za ponad 5000zł – JH 13 i twierdził, że jakością dźwięku wyprzedzają np. hd 600, hd 800 itd. Stara gwardia temperowała jego wyskoki, twierdząc, że słuchawki dokanałowe, nawet takie super customowe nie są w stanie wyprzedzić dobrze napędzonych nauszników. Padały różne argumenty, natury fizjologicznej (że fala w nausznikach dociera poprzez naturalny filtr, jakim jest małżowina; że customy są produktem przeznaczonym na rynek profesjonalny, dla artystów występujących na scenie i nigdy w swoich zamierzeniach nie miały rywalizować jakością reprodukcji z nausznikami itd.itp.). Chłopak się bronił i słusznie, ale po jakimś czasie przyznał, że faktycznie racje mają konserwatyści. W Polsce o dziwo są trzy profesjonalne rodzime firmy (o nierodzimej nazwie) zajmujące się produkcją i sprzedażą słuchawek customowych – Custom Art, Spiral Ear, Lime Ears. Każda z nich ma świetne recezje w internetowej prasie anglojęzycznej i to na pewno powód do dumy. Ja żadnych customów nie miałem i raczej nie skorzystam z tej oferty, choć z drugiej strony jak nie posłucham to się nie przekonam.
Głos recenzenta rozumiem – opisał Pan to, co słyszał i tyle; i przyznam, że bardzo mnie zdziwił jednoznaczy sąd o wyższości IE 800 nad innymi słuchawkami nausznymi.
P.S. Co do Continentala czy Grado wystarczy napisać i podjechać – zawsze użyczę; brak audiofilskiej społeczności i zamykanie się w swoim grajdołku przyniesie ze sobą jedynie negaywne skutki.
Zwróć uwagę Marcinie, że z tego co napisałeś wynika, iż dowolne słuchawki wokółuszne są lepsze od dowolnych dokanałowych. Sam się z tym na pewno nie zgadzasz, tak jak ja się nie zgadzam. Porównywałem Westone4 z Audio-Techniką W5000 i Westone podobały mi się bardziej. Porównanie odbyło się na jednym z lepszych słuchawkowych wzmacniaczy i jednym z lepszych odtwarzaczy SACD, tak więc było dość miarodajne w sensie pułapu jakości. Oczywiście są słuchawki od tych Westone grające lepiej, ale dokanałówki naprawdę bardzo dużo potrafią.
Co się zaś tyczy Continentala, to trudno Cię co chwilę fatygować pożyczaniem. Nie mogę stale nadużywać twej uprzejmości. Ale może niedługo nadużyję, bo coś zawisło w powietrzu i jak spadnie, to nadużyję.
Ja rozumiem i szanuję głos recenzenta, który rzetelnie i uczciwie opisuje to, co słyszy. Sam nie posiadam customów z najwyższej półki i nie mogę porównać ich do słuchawek nausznych osobiście, więc to tylko takie moje gdybanie.
Co do pożyczania to nie ma problemu. Grado „chyba” się wygrzały – porównywałem je zresztą w tym tygodniu z hd 600, hd 700, denon 7100 i grado gs1000i, również na użądzeniach Mcintosh’a z najwyższej półki cenowej. ALO (nie wiem czy to do końca dobra wiadomość) się zmienił, w sensie wygrzał – mówie serio i to trzeba usłyszeć! Dobrze by było go sparować z audeze (których nie miałem na głowie jeszcze), bo ponoć to – mówie ogólnie o produktach ALO – najlepsze połączenie (na stronie producenta audeze znaleźć można z zakładce wymienione obok bakoona właśnie produkty ALO jako najlepsze parowanie; poza tym właściciel ALO – Ken używa na codzień w swoim zestawie portable Audeze lcd-3). Tu bardzo dobra (również w wersji audiowizualnej) recenzja Stidio Six:
http://www.head-fi.org/products/alo-audio-studio-six-tube-headphone-amplifier/reviews/10015
(miało być „urządzeniach”)
To co zawisło nie nazywa się LCD-3. A ALO będziemy oczywiście badać po wygrzaniu, podobnie jak RS-1. Ale najpierw niech nie utonie to co wisi, tylko przyjedzie. A potem będziemy dalej rozwijać akcję.
Jestem ciekaw co to takiego, ale nie zapeszajmy, bo po tej nucie tajemnicy przypuszczam, że to coś specjalnego.
http://soundrebels.com/artykuly/recenzje/item/228-reimyo-als-777-limited
Jak widzę Soundrebels doszli do wniosku, że nie ma to jak darmowa reklama na hifiphilosophy.
Witamy serdecznie
Chcielibyśmy zaznaczyć, że SoundRebels nie wiedząc nawet o istnieniu tejże strony z oczywistych powodów nie mogło, a tym bardziej nie czuło potrzeby zamieszczania na niej jakichkolwiek linków. Prosilibyśmy zatem nie obwiniać nas za całe zło obecne na tym łez padole i dość żenujące działania dywersyjne. Życzymy oczywiście powodzenia i pogody ducha w nadchodzącym 2014r.
Pozdrawiamy
Marcin Olszewski i Jacek Pazio
Nie chciałbym aby to wypadło niegrzecznie, ale skąd u diaska Soundrebels nic nie wiedząc o istnieniu hifiphilosophy może po godzinie odpowiadać na moje umieszczone tam komentarze? I jak w tej sytuacji może dawać lajki moim recenzjom na Facebooku? Świat jest doprawdy zadziwiający, a Sound Rebelianci posiadają najwyraźniej zdolności paranormalne.
A niezależnie od wszystkiego dziękuję za pozdrowienia. Nic też nie mam przeciw zamieszczaniu odsyłaczy. Poszerzanie wiedzy jeszcze nikomu nie zaszkodziło. No, może prawie.
Witamy ponownie.
Nasza szybka reakcja była konsekwencją prowadzonego monitoringu ruchu przychodzącego i zaskoczeni kilkoma wejściami z Państwa strony, chcieliśmy wyjaśnić, iż sami jesteśmy zdziwieni pojawieniem się odnośnika do naszego portalu a zarazem nie mamy z tym faktem nic wspólnego. Nie warto pielęgnować niepotrzebnych nieporozumień. Pozdrawiamy Jacek Pazio i Marcin Olszewski.
To się cieszę, że ruch się poprawił.
sprostowanie:
Zamieszczając odnośnik do sounrebels nie miałem złych intencji, recenzja wydala mi sie na tyle ciekawa iz postanowiłem zachęcić szersze grono do jej przeczytania, przepraszam jeżeli z tego powodu wynikło jakieś zamieszanie, im więcej ciekawych blogów o tematyce audio tym lepiej…
Też chciałem przetestować Reimyo, ale droga z Wrocławia do Krakowa okazała się za daleka i „może kiedyś” – jak powiedział pan dystrybutor. Soundrebeliant Jacek Pazio, jako dealer i posiadacz w jednej osobie, jest tutaj w zdecydowanie lepszym położeniu.
Jak mówiłem, nic nie mam przeciw odsyłaczom do ciekawych artykułów, chociaż przetwornik Reimyo do komentarzy pod recenzją przenośnych Sennheiserów IE 800 w sensie kontekstowym ma raczej dalej niż bliżej.
A dałoby się przetestować Ultimate Ears UE900 ?
Dowiem się, ale jak nie mają polskiego dystrybutora to nic z tego nie będzie, a chyba nie mają.