Recenzja: Marantz HD-DAC1

Marantz_HD-DAC1_002_HiFi Philosophy   Dopiero co pisałem recenzję wielofunkcyjnej obrabiarki słuchawek marki McIntosh, a tu to samo od Marantza. Nic w tym nie ma dziwnego, gdyż takie wielofunkcyjne urządzenia z finalnym słuchawkowym wzmacniaczem są teraz bardzo popularne, ale piszę o tym, ponieważ firmy Marantz i McIntosh coś łączy. Łączy je bycie ikonami amerykańskiego audio, jako że obie startowały w Stanach Zjednoczonych jeszcze w latach 40-tych i obie zyskały sławę.

Gitarzysta klasyczny, fotograf, grafik i inżynier Saul B. Marantz (1911-97) konstruował swe pierwsze wzmacniacze i przedwzmacniacze najpierw jeszcze przed wojną, mieszkając na nowojorskim Brooklinie, a po wojnie w Queens, gdzie się przeniósł. Był też mistrzem sztuki budowania urządzeń audio dla samego Josepha Grado, tego od legendarnych wkładek gramofonowych i słuchawek. Gdyby zatem w naszego Marantza wetknąć słuchawki Grado, mielibyśmy piękne odwołanie do czasów narodzin tej technologii w wymiarze hi-fi, bo właśnie wówczas, w latach 40-tych, się ona rodziła. Jednak słuchawek Grado – takich  z wysokiej półki – nie mam, co memu poczuciu wartości dość mocno doskwiera, ale mieć wszystkiego nie sposób. Za to zauważam, że już w tych kilku zdaniach zdążyły się spotkać trzy a nie dwie ikony amerykańskiego audio, z których dwie pierwsze nie są już stety-niestety amerykańskie. Albowiem jedynie Grado zdołało zachować niepodległość i wciąż jest firmą rodzinną z siedzibą na rodzimym Brooklinie, a McIntosh i Marantz mają za sobą długie drogi poprzez meandry właścicielskie i w sensie własnościowym dawno wywędrowały poza Amerykę.

Saul Marantz jeszcze w 1966 roku zmuszony był sprzedać swój biznes firmie Superscope Inc. braci Tuszyńskich, przy czym warto nadmienić, iż muzyk i inżynier  Joseph Tushinsky też jest uważany za jednego z pionierów amerykańskiego hifi. Stało się to na skutek przeinwestowania w tuner radiowy, który miał być dla Marantza wielkim popisem, a stał się w sensie finansowej niezależności wiekiem od trumny. Dziś brzmi to trochę dziwnie, bo tunery radiowe niewiele znaczą, ale w tamtych czasach leżały w ścisłym centrum zainteresowań. Do 1968 roku zachował jednak Saul Marantz kierownictwo firmą, a potem zajął się doradzaniem innym podmiotom na rynku audio. W tym samym nieszczęsnym i szczęsnym jednocześnie 1966 roku rozpoczyna się produkcja i sprzedaż wyrobów Marantza w Japonii poprzez firmę Standard Radio Corp., która w 1975 przeistoczy się w Marantz Japan Inc. W roku 1980 nastąpił wykup Marantza przez koncern Philips, szykujący się do ofensywy promocyjnej standardu CD, w której odtwarzacze Marantza wezmą aktywny udział jako te najbardziej ekskluzywne i pożądane. Wraz z Sony, Revoxem, Denonem i Accuphase stanowić będą najściślejszą czołówkę list jakościowych sporządzanych przez periodyki branżowe i tym samym obiekt najbardziej tęsknych westchnień. Były to odchodzące już, jak się niedługo miało okazać, w przeszłość złote czasy technologii audio, stanowiącej w tamtym momencie czołówkę technologii użytkowej w ogóle, co w szybkim tempie translokowało się na obszar eksplodującej technologii komputerowej. Świat żył tymi odtwarzaczami przez całe lata 80-te i początek 90-tych, jak teraz telefonami komórkowymi i kartami grafiki, z wypiekami na twarzy przyjmując każdy debiut zawodnika wagi ciężkiej.

Saul B. Marantz

Saul B. Marantz

W 2001 roku wciąż działający pod patronatem Philipsa producent i dystrybutor Marantz Japan Inc. przejął część pakietu Marantza od firmy macierzystej, a rok później powstał holding D&M, skupiający marki Denon i Marantz. Ostatnim na razie etapem długiej wędrówki właścicielskiej było przejęcie w zeszłym roku profesjonalnej odnogi Marantza – Marantz Professional – przez koncern inMusic.

Dobrze, lekcję historii mamy już odrobioną, pora skupić się na teraźniejszości. A teraźniejszość jest taka, że stoi koło mnie, na miejscu nawiedzanym przez mnogie urządzenia audio, przetwornik-przedwzmacniacz-słuchawkowy wzmacniacz Marantz HD-DAC1, będący pierwszym produktem tej firmy jaki oceniam. Miałem wprawdzie ongiś wizję nabycia odtwarzacza Marantza, ale skończyło się na Cairnie, który znacznie był tańszy. Potem przeróbki tego Cairna i tak przekroczyły budżet Marantza, ale jak wiadomo etapami jest łatwiej. Dawne to czasy, przeszło dekadę temu, a mimo amatorskich i zawodowych zainteresowań, jakoś nie skrzyżowały się nigdy moje drogi z Marantzem. Czytałem tylko o nim, widywałem na półkach i może nawet przy jakiejś okazji słuchałem, ale bez dania bacznej uwagi. To wszystko teraz się zmienia i na Marantzu właśnie się koncentruję. Na sekundę jeszcze tylko rzucę za siebie okiem i przytoczę słowa redaktora Wojciecha Manna, który w dawnych czasach Pewexu i debiutujących płyty CD sarkastycznie częstował słuchaczy uwagą, że szczytem techniki jej odtwarzania nie są wcale zalegające półki dolarowych sklepów odtwarzacze Technicsa, tylko Marantze i Revoxy, których próżno tam szukać. Nie do końca miał rację, jako że Technics także wyprodukował super odtwarzacz CD, ale jego w salonach Pewexu oczywiście nie było, gdyż nikt nie miałby dość pieniędzy by go nabyć, poza może amerykańskim ambasadorem i jemu podobnymi rezydentami oraz aparatczykami partyjnymi najwyższej rangi. I jeszcze jedno. Produkty Marantza już w latach 50-tych stały się synonimem najwyższej jakości i jeszcze na przełomie lat 50-tych i 60-tych stanowiły obiekty kolekcjonerskie, osiągające, zwłaszcza w Japonii, bardzo wysokie ceny.

Dość na tym, starczy historycznych pouczeń, sięgamy w przyszłość. Bo przyszłością być może dla kogoś nabycie tego HD-DAC1, gdyby się okazał godny zakupu.

Wygląd i budowa

Marantz w wysokiej rozdzielczości, czyli HD-DAC1.

Marantz w wysokiej rozdzielczości, czyli HD-DAC1.

   Marantz HD-DAC1 prezentuje się świetnie. Mówiąc najkrócej – to cacko. Dochowany w nim został charakterystyczny sznyt urządzeń Marantza, który od samego początku pozwolił firmie zyskiwać sławę i renomę. Na panelu przednim króluje ład i symetria, a estetyka materiałowa jest sama w sobie popisem. Symetrię znaczą trzy koła, z których to większe, środkowe, jest obramowanym chromem wyświetlaczem, a dwa mniejsze, po bokach, wykonanymi z pięknie szlifowanej nierdzewnej stali pokrętłami. To po prawej jest potencjometrem, a po lewej wyborem wejść, wspierającym także programowanie. Poniżej są dwa niewielkie i też okrągłe przyciski, z których większy jest włącznikiem, a mniejszy to »Setup«, współpracujący z lewym pokrętłem. Nacisnąwszy programator możemy regulować siłę świecenia wyświetlacza, uruchomić wyłącznik czasowy i wybrać jeden z trzech poziomów wzmocnienia, dopasowany do wymogów używanych słuchawek. Z kolei w panelu sterowników na ekranie komputera pojawia się zakładka wyboru próbkowania. I tu natykamy się na pejoratyw, ponieważ zawiera martwą, nie rozwijającą się listę, która na panelu przednim wyświetla niezmiennie wartość 48k, niezależnie od klasy używanego pliku. Trochę to nie przystoi, ale takie są fakty.

Na przednim panelu jest poza tym gniazdo USB, ale tylko dla urządzeń Appla, oraz wtyk słuchawkowy 6,3 mm. Obsługę możemy prowadzić także z dużego pilota, zawierającego komplet regulacji. Tło panelu ma charakterystyczny dla Marantza kolor szampański, a może być także czarne. W obu wypadkach prezentuje się popisowo, czego dopełnieniem jest elegancka, metalowa pokrywa z masą niewielkich szczelin wentylacyjnych oraz boczki bardzo ładnie imitujące wysokogatunkowe drewno. Całościowa stylistyka, podobnie jak u recenzowanego niedawno McIntosha, nawiązuje do stylu retro, a równocześnie do charakterystycznego wzornictwa Marantza, zarówno wykończeniem przedniego panelu, jak i  poprzez ten okrągły wyświetlacz, klasyczny dla firmy. (Ich najlepszy odtwarzacz SACD – Marantz SA-1 – także miał taki.) Wszystko to odróżnia się mocno od rynkowej przeciętności, moim zdaniem zdecydowanie in plus.

Z tyłu są dwa wyjścia analogowe, oba RCA, z których jedno jest regulowane a drugie nie. Jest także analogowe wejście poprzez małego jacka. Przede wszystkim są jednak charakterystyczne dla dzisiejszych czasów wejścia cyfrowe: dwa optyczne i po jednym koaksjalnym i USB.

Trzeba przyznać uczciwie, że jest to naprawdę ładne urządzenie.

Trzeba przyznać uczciwie, że jest to naprawdę ładne urządzenie.

Maszyna jest wcale ciężka, waży pięć kilogramów, a jej cyfrowym sercem jest przetwornik Cyrrus Logic CS4398, mający 120-decybelową dynamikę, 107-decybelowy odstęp od szumu i potrafiący przełykać próbkowanie do 192 kHz oraz oferujący pojedyncze i podwójne strumieniowanie DSD (do 5,6 MHz). Za usuwanie jittera odpowiada technologia Dual Clock, o nieznanych szczegółach technicznych, których idąc za nazwą można się jedynie domyślać, a gniazdo wejściowe USB jest podobno szczególnie dobrze odseparowane od zakłóceń i działa oczywiście w trybie asynchronicznym. Trafo zostało porządnie zapuszkowane, a potencjometr Alps Blue ma silnik, pozwalający na obsługę z pilota. Moduł wzmacniacza słuchawkowego jest znany z wcześniejszych urządzeń Marantza i ma oznaczenie HDAM-SA2.

Brzmienie

I do tego bardzo funkcjonalne, co pozwala ujarzmić dość standardowy dla tej marki pilot.

I do tego bardzo funkcjonalne, co można ujarzmić dość standardowy dla tej marki pilotem.

   Tradycyjnie sięgnąłem po galerię słuchawek, poczynając od AKG K712, poprzez OPPO PM-2, AKG K812 i Fostex TH.900, a na McIntosh MHP1000 kończąc. Zacząć należy jednak nie od słuchawek a od okablowania. Dla jakości słuchania okazuje się ono nie mniej ważne, a zamiana zwykłego kabla zasilającego na Harmonix X-DC350M2R oraz zwykłego kabla USB na ifi Audio Gemini z iPurifier wniosła bardzo istotną poprawę. Całkiem jakby użyć innego urządzenia – grającego cieplej, melodyjniej, bardziej humanistycznie (Harmonix), a także wnikliwiej, bardziej przejrzyście i z większą ilością detali (Gemini). W sumie, z punktu widzenia recenzenta, nie bardzo zatem wiadomo czy opisywać jak gra z kablami dostarczonymi, czy tymi stosowanymi przez redakcję. Dostałem jednak kiedyś burę od pewnego dystrybutora, za używanie kabli standardowych, które ponoć oznacza brak profesjonalizmu, tak więc trzymał się będę tych lepszych, zwłaszcza że opis będzie wówczas sympatyczniejszy.

Opisu tego nie będziemy tym razem rozsypywać na oddzielne słuchawki, z tego przede wszystkim powodu, że urządzenie Marantza nie oferuje żadnych rozrzutów ani zaskoczeń. Nie jest tak, że z jednymi słuchawkami gra pięknie, a z innymi okropnie. Posiada zaznaczający się w każdym wypadku brzmieniowy charakter, który – jak zawsze – do jednych pasuje trochę lepiej, a do innych nieco gorzej, ale za każdym razem jest to ten sam Marantz HD-DAC1, tyle że ubrany w szaty brzmieniowe różnych słuchawek.

Na tylnym panelu bez szaleństw - czysty racjonalizm. Tu też zaczynamy rozkręcanie naszego zawodnika.

Na tylnym panelu bez szaleństw – czysty racjonalizm. Tu też zaczynamy rozkręcanie naszego zawodnika.

Jaki w takim razie ten Marantz jest? No więc jest dobry, wszakże z pewnym „ale”. A równocześnie niczym nie zaskakuje. Owo „ale”, to lekka tendencja do podostrzania. Ze zwykłym kablem zasilającym i zwykłym USB gra ten HD-DAC1 trochę zbyt technicznie i chłodno, a także odrobinę mętnie. W sumie nie są to żadne istotne zarzuty, bo gdyby urządzenia audio z takimi kablami grały perfekcyjnie, oferowanie droższych byłoby absurdem. Nie spotkałem jeszcze przetwornika, który poprzez lepszy kabel USB by nie zyskiwał, ani wzmacniacza, któremu lepszy przewód zasilający nie oferowałby poprawy. Tak dzieje się zawsze i nie dziwota, że również w tym przypadku. Można jedynie mieć zastrzeżenia do tego, jak gra Marantz po zwykłych kablach, bo gra trochę jak na mój gust za skromnie, zwłaszcza w kontekście popisowego wyglądu. Poprawa z lepszymi przewodami jest wprawdzie radykalna, ale bądźmy szczerzy – nie każdego stać na takie kable. Owszem, najskromniejszy nawet przewód sieciowy IsoTeka daje już pewną poprawę, a obowiązkowy moim zdaniem iPurifier nie kosztuje majątku. Jednak najskromniejszemu IsoTekowi, a nawet temu za dwa tysiące, sporo brakuje do użytego tu Harmonixa, który od samego Marantza dwa razy jest droższy. Są to bolesne dylematy i sytuacja nieszczególnie sympatyczna. Ale bywają też przewody niedrogie, a dające dużą poprawę – słyszałem takie na własne uszy. Tak więc zawsze można radzić sobie; i jak go nie kijem, to pałką.

Jedenaście śrub później...

Jedenaście śrub później…

Zasobny w lepsze okablowanie Marantz HD-DAC1 staje się przyjemnie ciepły (chociaż nie gorący), przejrzysty, wyrazisty i z dobrą dynamiką. Tak więc w atmosferze pokojowej pod względem temperatury możemy się przysłuchiwać mnogim szczegółom i robić hopsa-hopsa, podróżując po amplitudach dynamiki. Całościowo jest to poziom charakterystyczny dla współczesnych urządzeń z tego przedziału cenowego, ponieważ takie firmy jak ifi, Aune czy Audiobyte bardzo go ostatnio podniosły i niełatwo jest czymś zaskoczyć. Znakomita szczegółowość i popisowa przejrzystość to teraz obowiązkowy repertuar a nie powód do chluby. Bez tego nie ma już czego szukać. Tak więc kiedy się chce osiągnąć coś więcej niż zajęcie niczym nie wyróżniającego się miejsca w szeregu urządzeń trzymających przyzwoitą normę, trzeba pokazać coś ponad to. Marantz tego nie robi. Jest dobry – i kropka. Czy tylko dobry, czy aż dobry – to już niech każdy sobie zinterpretuje po swojemu. Można powiedzieć, że dla swego przedziału cenowego pod względem brzmienia jest standardowy. Tak jak się wyróżnia wyglądem, tak nie wyróżnia się brzmieniem. Ale – podkreślmy to stanowczo – nie wyróżnia się, to znaczy trzyma wysoki poziom. Gdy się o niego zadba, to znaczy da poprawiające kable i pasujące słuchawki, można otrzymać brzmienie wysoce satysfakcjonujące.

Odsłuch cd.

Aż ciężko uwierzyć,że tak wiele upchnięto do tak niewielkiego pudełka. A jak to się przekłada na brzmienie?

Aż ciężko uwierzyć,że tak wiele upchnięto do tak niewielkiego pudełka. A jak to się przekłada na brzmienie?

   Odnośnie tych pasujących słuchawek. Najlepiej pasują te potrafiące łagodzić podostrzenia. W samym Marantzu nie znalazło się miejsce dla wysokiej jakości kondensatorów, których na przykład Mytek użył w swoim Manhattanie, by podnieść na wyższy poziom muzykę. Ale trudno mieć o to pretensje, skoro nawet ten tańszy Mytek jest od Marantza sporo droższy. Trzeba jednak mieć na uwadze, że za swą wyższą cenę sprzedaje większą przejrzystość i szczegółowość, do ukazania których iPurifier nie jest mu potrzebny. Tak więc, można powiedzieć, że cenowo wszystko się zgadza, za wyjątkiem wyglądu Marantza, który jest dalece ponadprzeciętny. Ale trzymajmy się brzmienia i słuchawek.

Przesłuchawszy wszystkie wymienione, otrzymałem od uszu sugestię, że pochodzące z niższego przedziału cenowego, ale znane z łagodnego i obfitującego w cielesność stylu AKG K712, pasują bardzo dobrze, a jeśli ktoś chciałby dać swojemu Marantzowi (Marancuniowi, jak mawiał o swoim Marantzu pewien nieżyjący już niestety audiofil) pole do szczególnego popisu, to powinien sięgnąć po słuchawki Fostex TH-900, najlepiej jeszcze z filtrem HOT. To zestawienie podobało mi się najbardziej, a na drugim miejscu AKG K812 bez filtra.  Dobrze pasowały też OPPO (z filtrem i bez), a najmniej McIntoshe.

Marantz_HD-DAC1_016_HiFi PhilosophyMarantz_HD-DAC1_005_HiFi PhilosophyMarantz_HD-DAC1_007_HiFi PhilosophyMarantz_HD-DAC1_009_HiFi Philosophy

 

 

 

 

Pisząc, że McIntoshe pasowały najmniej, mam pewien dyskomfort, ponieważ dawały silną ambiwalencję. Z jednej strony najbardziej były popisowe, wyraźne, silne i dynamiczne, a przy tym ich wyraźność nie ogranicza się do samego kreślenia konturu. Przywoływały super wyraźne formy trójwymiarowe a nie płaskie wykroje – i przywołanie to naprawdę było spektakularne; nawet na tle tak silnej konkurencji jak ta tutaj. Dlatego pisać, że pasowały najmniej, jest jakoś nieporęcznie, bo przecież najbardziej były spektakularne. Jednak co z tego, kiedy męczyły. Jeden utwór, drugi, a na trzeci już się nie miało ochoty. Gdyż te słuchawki są zarazem najbardziej wymagające. Dla nich nawet własny wzmacniacz McIntosha może być niewystarczający. Im trzeba dużych triod i ich syreniego śpiewu, a wówczas można zaginąć pomiędzy Scyllą precyzji a Charybdą piękna. Ale to są wyżyny, których nasz Marantz nie sięga. Zbyt wszystko staje się ostre, brakuje wielowarstwowości i rozpływania sopranów w przestrzeni. Szczególnie za to pasowały do niego Fostexy, które okazały się same oferować tego rodzaju dźwiękowy pokaz, dzięki któremu ostrość przemienia się w ekstensję, a pewna powierzchowność nabierała głębi. Zdecydowanie z tymi Fostexami było najprzyjemniej, bo dźwięk był duży, wyraźnie promieniował, pokazywała się rozległa scena i do tego mocno także rozwarta w pionie. Inaczej mówiąc, pokazywał się przestwór, a lekkie przyciemnienie, pochodzące od samych słuchawek, jak również tonowanie, umuzykalnianie i rozświetlanie filtrem HOT, dodatkowo poprawiało muzyczny nastrój. I tego można już było słuchać bez ograniczeń, z uznaniem konstatując szczegółowość i przenikliwość wspieranego iPurifierem Marantza oraz klasę słuchawek Fostexa. Solidna porcja muzyki w popisowej jakości.

To co się wydobywa z wnętrza misternej konstrukcji to bardzo solidny, choć nie oszałamiający kawał brzmienia. Warty rozważenia!

To co się wydobywa z wnętrza tej misternej konstrukcji to bardzo solidny, choć nie oszałamiający kawał brzmienia. Warty rozważenia!

Ale, jak już mówiłem, tego rodzaju jakość, zarówno dzięki nacierającemu frontowi chińskiemu, z jego nawałą Aunów i Audio-gd, jak i dzięki szturmującym amerykańskim Schiitom, czy europejskim ifi, Heglom oraz Audiobytom (przepraszam mnogie firmy, których nie wymieniłem), to teraz żaden eksces. To norma. Bez tego nie ma po co wychodzić z producenckiego domu. Inaczej się tego nie sprzeda. Tak więc by szturmować udanie, do tych przymiotów potrzeba czegoś więcej – jakieś wisienki na muzyczny tort rzucić. Marantz tego nie robi. To znaczy zrobił, ale nie w domenie dźwiękowej, tylko wizualnej. Śliczny jest, a brzmieniowo jedynie trzyma standard. Nie powinęła mu się noga, ale wyżej od innych też nie podskoczył. Jako DAC na pewno ustępuje Audiobyte, a jako słuchawkowy wzmacniacz Aunowi. Najwyraźniej panowie od Marantza postanowili wyzyskać renomę marki i wyszli z założenia, że skoro to Marantz i jeszcze do tego taki ładniutki, to nie musi być dźwiękowo lepszy od innych. Szkoda trochę, ale narzekać też nie ma na co. Jest dobrze, ale nie bardzo dobrze. Dobrze, ponieważ szczegółowo, dynamicznie, wnikliwie, ale nie bardzo dobrze, bo taki Aune i Audiolab, a jeszcze bardziej wieża ifi, oferują dodatkowo holograficzną scenę, a tej u Marantza nie ma. Słuchawki Fostexa, a także AKG i OPPO, sceny miały wprawdzie obszerne i uporządkowane, ale nie magiczne. Dobre, i nic więcej. Tak więc trochę za sztampowo panowie od Marantza podeszli do sprawy, ale jak to przeczytają, to się na pewno poprawią.

Podsumowanie

Marantz_HD-DAC1_004_HiFi Philosophy   Fakt, że wyraziłem się nieco krytycznie, nie powinien nikomu sugerować odrzucenia. Recenzja to nie laurka, przynajmniej nie ta na HiFi Philosophy. Poza tym wyraziłem jedynie własne zdanie. Mnie tej holografii zabrakło, ale innym może to nie przeszkadzać, a może nawet właśnie będzie atutem? Kto powiedział, że przekaz zawsze powinien być holograficzny? Może niektórym zwyklejszy odpowiadał będzie bardziej. W końcu trójwymiarowa telewizja jak na razie się nie przyjęła i coraz o niej mniej słychać. Wciskano ją przez kilka lat na siłę, ale ostatnio wciskacze oklapli. Jeszcze pewnie się pozbierają i znowu zaatakują, lecz na razie liżą rany po nieudanym szturmie. Tak więc z tą holografią to bez przesady. Fakt, sam ją uwielbiam, znam wielu innych, co uwielbiają, ale są może także smakosze dań mniej przestrzennie wyśrubowanych. Jeżeli komuś wystarcza żywy, bezpośredni i szczegółowy obraz, z dobrą indywidualizacją wokalistów i dobrze ukazanymi instrumentami, to Marantz jest w porządku. I jeszcze do tego pysznie wygląda. Ma wielofunkcyjnego pilota, czyta DSD, a pliki wysokiej gęstości pokazuje jako lepsze w sposób oczywisty. Niedrogie słuchawki AKG dobrze do niego pasują, a z Fostexami TH-900 i filtrem HOT daje już popis. Byle kabel USB był dobrej jakości i zasilający także nie taki od komputera.

 

W punktach

Zalety

  • Kontrastowy, dynamiczny obraz.
  • Ze wsparciem iPurifiera bardzo dobra przejrzystość.
  • Przekonujący realizm.
  • Dobra indywidualizacja ludzkich głosów.
  • Wyraziste skraje pasma.
  • Bardzo wyraźne różnicowane jakości plików.
  • Trzy zakresy wzmocnienia.
  • Regulowane wyjście analogowe.
  • Zgodność z DSD do 5,6 MHz i hi-res PCM.
  • Popisowy wygląd.
  • Pełnia regulacji z pilota.
  • Niewygórowana cena.
  • Renoma marki.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Nieco za ostre soprany.
  • Brak trójwymiarowej sceny.
  • Sterownik do poprawy.
  • Wymaga dobrego okablowania.

 Sprzęt do testu dostarczyła firma:

Horn_Logo

 

 

Dane techniczne:

  • Przetwornik: Cyrrus Logic CS4398.
  • Wejścia cyfrowe: 2 x optyczne, 1 x koaksjalne, 1 x USB A, 1 x USB B.
  • Wejścia analogowe: 3,5 mm
  • Wyjścia analogowe: 1 x RCA nieregulowane, 1 x RCA regulowane.
  • Gniazdo słuchawkowe: 6,3 mm.
  • Pasmo przenoszenia: 2 Hz – 20 kHz.
  • Dynamika: 120 dB.
  • Stosunek sygnał/szum: 107 dB.
  • Zniekształcenia: <0,0012%.
  • Moduł wzmacniacza słuchawkowego: HDAM-SA2.
  • Wymiary 90 x 250 x 290 mm.
  • Masa: 5 kg.
  • Cena: 3295 zł.

 

System:

  • Źródło: PC.
  • Przetwornik/przedwzmacniacz/wzmacniacz słuchawkowy: Marantz HD-DAC1.
  • Słuchawki: AKG K712, AKG K812 (kabel FAW Noir Hybrid), Fostex TH.900, McIntosh MHP1000, OPPO PM-2.
  • Kabel USB: ifi Audio Gemini z iPurifier.
  • Kabel zasilający: Harmonix X-DC350M2R.
  • Listwa: IsoTek EVO3 Sirius.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

22 komentarzy w “Recenzja: Marantz HD-DAC1

  1. gość44 pisze:

    Witam,
    chyba jestem pierwszy 🙂

    I na dodatek należę do tych, dla których przestrzeń to sprawa drugorzędna.

    I mam prośbę. Czy może Pan sprawdzić marancunia jako klasycznego DAC’a w „dużym” systemie ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Niestety, prośbie nie jestem w stanie zadośćuczynić, bo urządzenie zostało już spakowane i czeka na kuriera. W sumie wahałem się, czy samemu tego nie zrobić, ale ten Marantz tak jednoznacznie jest słuchawkowy, że się nie zdecydowałem. Polecają go wprawdzie do głośników aktywnych, ale takich nie mam.

  2. Adam pisze:

    Ciekawy jestem jak z tym Marantzem zagrałyby słuchawki Audeze…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Też jestem ciekaw, ale po okradzeniu warszawskiego salonu Audiomagic, odesłałem im jedne i drugie Audeze, bo nie mieli czym handlować. Nowe miały nadejść, ale jeszcze nie nadeszły.

      1. Maciej pisze:

        Rety to nie dość że okradli Audeze w USA, to jeszcze dystrybutora Audeze w PL ??

        1. Piotr Ryka pisze:

          Mój błąd, przepraszam. Najwyraźniej źle zinterpretowałem frazę „zostaliśmy okradzeni”, w której chodziło o okradzenie samego Audeze a nie warszawskiego sklepu. Tak czy inaczej towaru nie mieli i musiałem odesłać. Płacą za to teraz brakiem swoich słuchawek w testach, a sam mam dzięki temu mniej roboty. Ale w przyszłym tygodniu jakieś Audeze mają trafić.

  3. Sławek pisze:

    Witam,
    słuchałem tego Marancusia z moimi słuchawkami HiFiMan HE500 (kabel FAW Noir Hybrid) w salonie, niestety ze zwykłymi sieciówkami, za źródło służył transport Audiolaba, odsłuchy były po coaxialu.
    Czuć było, że nie jest źle, ale najwyraźniej do HiFi Manów brakowało mocy. Z łatwiejszymi słuchawkami byłoby zapewne lepiej, co potwierdza recenzja. Z HE 500 słychać było, że Marancuś się męczy, jakieś takie napięcie, brak swobody, nie do dłuższych odsłuchów. Równowaga brzmienia przesunięta ku górze, jak dla mnie nie do przyjęcia.
    Odsłuchiwany w tej samej sesji Hegel HD12 zagrał znacznie pełniej i bardziej nasycony był ogólnie, a zwłaszcza na basie. No ale on sporo droższy jest.
    Ale i tak zakupiłem w cenie Hegla zestaw Audio – gd NFB-1 (2014) DAC/NFB-6 słuchawkowiec. Ponadto także ze względów funkcjonalnych, bo NFB-6, ma kilka wejść analogowych (5), a ja zamierzam system o gramofon rozbudować. A do Marantza czym gramofon podłączę – mini jackiem?

    1. Maciej pisze:

      Ostatnio podłączyłem ortodynamiki do lampy 4W 2A3 polskiej konstrukcji – to dopiero był ogień. Orto muszą mieć prąd, duuużo prądu.

  4. fonn pisze:

    Trochę nie w temacie ,od dawna zauważam wpływ drgań podłogi,regałów,stolika audio na kable słuchawkowe,kabel leżący na nich powoduje degradację brzmienia,jest bardziej płasko matowo,mniejsza namacalność dżwięku ,podobnie jak wiadomo zachowują się pozostałe sprzęty audio ,polecam tak słuchać aby kabel był w powietrzu co jest trochę mało wygodne ,ale może też spoczywać na naszych nogach,byle nie dotykał mebli i podłogi,nie są to oczywiście zmiany powalające ale słyszalne.Pewnie są kable bardziej i mniej odporne na te zjawiska,ale warto poeksperymentować ,swoją drogą wireworld wypuszcza kilka kabli słuchawkowych z miedzi PCOCC.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ciekawe, muszę sprawdzić.

    2. JFK pisze:

      Fonn – litości.

  5. Adam pisze:

    Ja kiedyś robiłem takie porównania, ale przyznam, że przy zwykłym kabelku jaki posiadam w Beyerdynamicach DT 880 różnicy praktycznie nie zanotowałem.

  6. fonn pisze:

    proszę podzielić się opinią: )

  7. Andrzej pisze:

    Ciekawe jak w powównaniu do tych najlepszych z przedziału cenowego do 6,5 kzł zagrałby ze słuchawkami najnowszy „przetwornikowzmacniacz” firmy Pionner o symbolu U-05. Nazwa firmy może nie jest tak dystyngowana jak w przypadku Marantza, ale zastosowane w Pionierze rozwiązania pozwalają oczekiwać iż nawiąże równorzędną walkę z urządzeniami nawet dwukrotnie od niego droższymi.
    W porównaniu do testowanego tutaj Marantza gra „tłusto” z dobrym ale nie przedobżonym basem i ze szczegółami które są czytelne ale nie narzucają się – Czyli takie bardziej analogowe granie.
    Czy jest w stanie uprzestrzennić dzwięk tak aby uzyskać holografię? Ma do tego predyspozycje techniczne w postaci zbalansowanego toru, oraz zbalansowanych wejść słuchawkowych XLR z przodu. Tańszy o kikaset złotych od Pioniera Aune S16 z niezbalansowanym wzmacniaczem, z pojedynczej dziurki potrafi uzyskać holografię być może uda się to rownież i Pionierowi.

    Z nowin ze słuchawkowego świata warto nadmienić że firma Sony budzi się z letargu i na rynku pojawiły się słuchawki MDR -Z7 które to mają spełniać oczekiwania klientów „masowych” jak i tych którzy oczekują od nowych słuchawek wprowadzenia w świat Hi-Endu. Sygnatura dzwiękowa tych słuchawek idelnie uzupełnia się z brzmieniem Aune S16.

  8. roman pisze:

    W letargu to chyba Ty byłeś bo test tych słuchawek był już w marcu.
    „Przystępując do tego testu zupełnie nie wiedziałem, co będę musiał napisać na końcu. Brałem pod uwagę nawet taką ewentualność, że po porównaniu MDR-Z7 z innymi audiofilskimi słuchawkami okaże się, że inżynierowie japońskiego koncernu nie będą w stanie zbliżyć się do poziomu prezentowanego przez maki, które na słuchawkach zjadły zęby. Tymczasem udało im się uchwycić to, co w moim przekonaniu świadczy o prawdziwie hi-endowej naturze brzmienia – wysoką jakość, którą w pierwszej chwili odbieramy jako coś najzupełniej normalnego. Wielu melomanów doceni te słuchawki nie wtedy, kiedy założy je na głowę, ale kiedy je z niej zdejmie i spróbuje posłuchać muzyki na czymś innym. Jeżeli nie będą to jeszcze bardziej hi-endowe nauszniki, wróżę szybki powrót do MDR-Z7. Ja z chęcią zostawiłbym je w swoim systemie odniesienia.”

    1. Andrzej pisze:

      Na towaroznawstwie to ja zjadłem zęby, proszę mi tu nie insynuować iż byłem w letargu. Skoro test był w marcu miałeś więc sporo czasu aby zastosować elementy analizy statystycznej. Zdjąć miarę z wielu testów z których to jasno wynika iż te słuchawki mają bardzo nierówną charakterystykę odtwarzania. Aby zneutralizować ich 'masowe’ brzmienie i wyłuskać z nich jak najwięcej jakości 'audiofilskiej’ trzeba specjalnie pod nie dobierać tor. W tej cenie to są raczej słuchawki dla bogatych wielbicieli tej marki. Chcąc je zdeklasować porównując do nich inne mógłbym posłużyć się słuchawkami ponad dwukrotnie tańszymi, które to słuchawki z założenia nie miały być 'audiofilskie’ a jednak są zaliczane do tego grona przez szerokie rzesze użytkowników. Są to słuchawki Philips A5 Pro. Do Hi-End -owych słuchawek w zbliżonej cenie takich jak: Final Audio Sonorus VI lub Audioqest NH nie ma nawet co ich porównywać.

  9. Matley pisze:

    Witam mam pytanie bo zastanawiam się jaki DAC wybrać… obecnie używam Asus Xonara STU i jestem zadowolony, ale potrzebuję czegoś lepszego i zastanawiam się nad Marantzem czy będzie dobrze stroił np. HD 800, Beyerdynamic T90, HiFiMAN He-500 ???

    1. Wiceprezes pisze:

      Marantza na pewno trzeba rozważyć, ale gorąco polecam sprawdzić Aune S16 – za te pieniądze gra on aż za dobrze 🙂 marantz gra wyraźnie i technicznie, Aune to spokój i elegancja.

  10. Matley pisze:

    Czy kabel usb wideworld ultrafiolet będzie dobry ?

    1. Wiceprezes pisze:

      Ultraviolet jest w porządku w swoim przedziale cenowym. Wyższy Starlight 7 prawie w ogóle nie robi różnicy. Ewidentnie lepszy kabel to dopiero ifi Mercury za 500 zł. Ale kabel faktycznie świetny.

  11. Martin pisze:

    Dzień dobry,

    Zastanawiam się nad kupnem USB Cable A to B do ww modelu.
    Mam do wyboru dwie możliwości, Forza i AudioQuest, czy będzie słyszalna różnica między jeszcze raz tyle kosztującym AQ a Forza?

    https://forzaaudioworks.com/en/product.php?id_product=29

    https://www.hifix.co.uk/audioquest-carbon-usb-cable-a-to-b-0-75m

    Dziękuję i pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Niestety, żadnego nie znam. Może ktoś inny słuchał?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy