Recenzja: Little Dot MK VI+

Little_Dot_MK_VI+_002_HiFi Philosophy   Takeśmy się ostatnio pogrążyli w oparach bogactwa i luksusu, że zwykły człowiek żadnego pożytku z tego dla siebie nie ma poza zgryzotą i czytaniem o tym czym inni umilają sobie życie. Pora kres temu położyć i napisać o czymś dla odbiorców zwyklejszych, czymś co spodni przez głowę nie ściąga tylko pozwala przybrać normalniejszą pozę podczas sięgania po portfel. Takim czymś jest flagowy wzmacniacz słuchawkowy chińskiego Little Dota, który mimo swej flagowości kosztuje nawet jak na przeciętną kieszeń dość banalne 770 dolarów, chociaż niestety za przesyłkę przyjdzie zapłacić kolejne 130, jako że wzorem amerykańskim dostępny jest wyłącznie w sprzedaży bezpośredniej albo ewentualnie na rynku wtórnym. Ta właśnie forma nabywcza sprawia, że trochę mało jest znany, bo nie ma dystrybutora uganiającego się po recenzentach i redakcjach za jego chwałą, reklamy kto przypiąć nie ma, a i użytkowników mniej jakby, i ogólnie na jego temat mniej gadaniny. Coś ktoś czasem rzuci na jakimś forum, dyskusyjka się na moment zawiąże, ale ogólnie nic prawie – cisza. Zmąćmy tę ciszę szeroko zakrojoną recenzją, bo chociaż nikt mnie o nią nie prosił, sam się do obowiązku poczuwam, albowiem wzmacniacz do mnie trafił, aczkolwiek tak mimochodem, a ciekawy jest bardzo, a przy tym niedrogi. Trafił jako do wspomożyciela w ciężkiej doli posiadacza uszkodzonego, który już bliski był lądowania na śmietniku (wzmacniacz, nie właściciel) i już wypatrywano jego następcy, jako że do naprawienia jest trudny w przypadku gdy się go nabywa z drugiej ręki, bo wówczas producent odmawia przysłania schematu, oferując jedynie podróż w obie strony i własną naprawę. A taka podróż w stronę tylko jedną kosztuje jak mówiłem 130 dolarów, no i za samą naprawę też z własnej kieszeni przyjdzie wyłożyć. Lecz ma się te znajomości w odpowiednich kręgach, tak więc bez żadnych schematów wzmacniacz loco Kraków udało się naprawić, a padł mu jeden z dwóch zasilaczy, który należało zastąpić sprawnym, co też się stało. Przy okazji schemat bez schematu został odtworzony, a było z tym niemało zachodu, bo konstrukcja jest zmyślna, bardzo rozbudowana i chytrze wykombinowana. Zaraz do tego przejdziemy, ale najpierw napiszę, że ma ten Little Dot grono zaprzysięgłych entuzjastów, gotowych w jego obronie kruszyć kopie, ale ma też i antagonistów, którzy się nim rozczarowali. Sytuacja jest więc normalna, typowa dla audiofilskich potyczek, ale że zwolenników zdecydowanie jest więcej, a famy przeważnie od dobrych po entuzjastyczne, to trzeba się było delikwentem zająć, tym bardziej, że budowę ma naprawdę niezwykłą a za swoje bardzo umiarkowane pieniądze bardzo wiele obiecuje, oferuje i dotrzymuje.

Budowa

Little_Dot_MK_VI+_003_HiFi Philosophy

Nie taki znów mały Little Dot MK VI+.

   O firmie Little Dot (czyli Mała Kropka) nic nie ma do powiedzenia poza tym, że jest chińska, prowadzi sprzedaż wyłącznie bezpośrednią, istnieje od co najmniej kilku lat, a asortyment oferuje szeroki; samych wzmacniaczy słuchawkowych parę, a także odtwarzacze CD i przetworniki. Wzmacniaczy jednak najwięcej, przy czym nasz tytułowy Little Dot MK VI+ jest spośród nich najszacowniejszy, czyli flagowy.

Z wyglądu jest to cacko, średniego gabarytu i ujmującej powierzchowności, która może być srebrna bądź czarna. Wygląda dość podobnie jak pozbawiona obudowy Radiola – pierwszy w historii porządny odbiornik radiowy – zwracając uwagę przede wszystkim galerią czterech sporych triod mocy 6080, pochodzących – uwaga! – prosto od RCA. Nie są to zatem żadne chińskie ani rosyjskie lampy marnego sortu, tylko wraz ze stosunkowo tanim wzmacniaczem dostajemy świetne lampy. Przed frontem czterech 6080 stają jeszcze dwie mniejsze sterujące, w postaci 6H9C, czyli chińskich lub rosyjskich odpowiedników popularnych 6SL7, będących protoplastą najpopularniejszych obecnie sterujących ECC83. Wszystkie lampy mają u podstawy złociste oprawy z metalowych kołnierzy, co bardzo ładnie wygląda, a cała obudowa jest z elegancko wyszczotkowanego aluminium, przy czym sam korpus z wyjątkowo grubego. Od góry, za lampami, lokują się dwa niewielkie transformatory, lecz nie są to transformatory wyjściowe, bo cała konstrukcja jest OTL, a więc purystyczna w sensie doskonałości wzmacniania. Jest też zarazem całkowicie symetryczna i jeszcze w dodatku push-pull, tak więc zbiegają się tutaj trzy rozwiązania inżynieryjne potocznie uważane za najlepsze. Wszystkie one razem i każde z osobna dbają o brak zniekształceń, czyniąc sygnał szczególnie dokładnym i bogatym. Fakt, że ma to miejsce we wzmacniaczu tak skromnym cenowo jest doprawdy zdumiewający i tylko Chińczycy mogli coś podobnego zaoferować.

Little_Dot_MK_VI+_007_HiFi Philosophy

Bardzo ciekawie wyglądający lampowiec w układzie push-pull.

Na dość wąskim frontonie dominuje odcinająca się swą srebrzystością w przypadku wersji czarnej średniej wielkości gałka potencjometru, nacechowana skalująco bocznym wyżłobieniem i wzięta w nawias niewielkich, podświetlanych wskaźników wychyłowych. Nie pokazują one jednak wysterowania kanałów, tylko poziom płynącego w nich prądu stałego, pełniąc jednocześnie coś w rodzaju roli startera. Kiedy bowiem uruchomimy urządzenie niewielkim przyciskiem po lewej, zapali się najpierw tylko bliższy go wskaźnik lewy, sygnalizując zaistnienie tego faktu, a dopiero po kilku minutach – gdy prądy i lampy się już ustabilizują – zapala się też prawy, sygnalizując gotowość do pracy. I wszystko byłoby ślicznie, tak jak sugeruje to wygląd, gdyby jednocześnie nie było słychać cichego warczenia. To pracują dwa wewnętrzne wentylatory o wylotach od spodu, których nie radzę dezaktywować, bo wówczas usmażymy naszą Małą Kropkę na bank, albowiem w środku się nie na żarty rozgrzewa. Wentylatory są słyszalne jednak tylko kiedy nie mamy na głowie słuchawek. Gdy założymy otwarte, hałas da się jeszcze usłyszeć, ale staje się minimalny, a kiedy założymy zamknięte, nie usłyszymy go wcale. Z uwagi na jego obecność warto jednak w przypadku słuchawek otwartych siadać od wzmacniacza jakieś półtora przynajmniej metra, zwłaszcza że grzeje także nielicho. Za to wygląda naprawdę rewelacyjnie i rzeczywiście zdobi, co przy jego cenie mnie zszokowało. Tak nawiasem wentylatory są z gatunku najtańszych i po zamontowaniu pary takich osiemdziesięciomilimetrowych marki Noctua albo Be Quiet z pewnością zrobi się ciszej, a nie będzie to wydatek przekraczający sto parędziesiąt złotych. Poza tym przy ich dużo większej wydajności można będzie zejść nieco z obrotami, co dodatkowo wspomoże ciszę.

Little_Dot_MK_VI+_015_HiFi Philosophy

A pracują tu dwie lampy 6H9C oraz cztery 6080.

Od przodu jest jeszcze tylko pojedyncze gniazdo 4-pinowe, stanowiące słuchawkowe wyjście symetryczne, podczas gdy niesymetryczne w postaci dużego jacka (profesjonalny Neutrik) znajduje się z tyłu, co dosyć jest uciążliwe. Wzmacniacz jest jednak symetryczny i dlatego standardem pozostaje dlań przednie wyjście symetryczne, a w przypadku tego niesymetrycznego pracuje jedynie na pół gwizdka, czyli połową swego potencjału. Z tyłu ma jednak wejścia zarówno symetryczne jak i niesymetryczne oraz także symetryczne wyjście, ponieważ posiada funkcję przedwzmacniacza. Prócz tego znajduje się tam jeszcze tylko wejście zasilania, ale możliwości regulacyjne bynajmniej się w tym momencie nie wyczerpują. We wnętrzu obudowy po obu stronach są bowiem małe przełączniki, które zawsze powinny być w jednakowej pozycji »Low« albo »High«, przy czym ta druga jest zastrzeżona wyłącznie dla słuchawek pokroju AKG K1000, HiFiMAN HE-6 i Abyss1266, a pozostali powinni otrzymać stan »Low«. Sam testowałem jedynie w tym ostatnim, bo choć posiadam AKG K1000, to z kablem wyłącznie na przyłącza głośnikowe, co trzeba będzie kiedyś zmienić i zrobić przejściówkę, ale to już nie tym razem.

Little_Dot_MK_VI+_013_HiFi Philosophy

Ta lampowa galeria potrafi tak przygrzać, że bez dodatkowego chłodzenia nie mogło się obyć.

Gdy chodzi o parametry techniczne, wzmacniacz może się niejednym pochwalić. W trybie »High« osiąga moc 5 Watów na kanał przy 120 Ohmach, przenosi pasmo 5 Hz – 80 kHz, stosunek szumu do sygnału ma powyżej 92 dB, a THD poniżej 0,02%. Jak na lampę, trzeba przyznać, pierwsza klasa. W dodatku nie brumi, a mówiąc dokładniej brum był tylko z jednymi słuchawkami, paskudnie czułą i wymagającą Pandorą Hope. W przypadku pozostałych nieodmiennie panowała błoga cisza.

Odsłuch

Little_Dot_MK_VI+_006_HiFi Philosophy

Rzut okiem na wnętrzności.

   Podłączyłem Little Dota do dzielonego Ayona bardzo drogim kablem symetrycznym Siltecha i wspomogłem jeszcze droższym zasilającym, a to przede wszystkim dlatego, że oba były pod ręką. Nie przystawały one do niego cenowo, ale kiedy usłyszałem jak gra, pomyślałem z miejsca, że jednak pasują. Ten wzmacniacz naprawdę dużo umie i żadne towarzystwo nie będzie dla niego za dobre. Pozostawiłem zatem wykwintne źródło i jeszcze wykwintniejsze okablowanie, bo zwyczajnie szkoda było psuć coś tak dobrego. Trochę sobie następnie posłuchałem, a dnia kolejnego wziąłem się za odsłuchy badawcze, i oto co usłyszałem:

 

AKG K712

Profesjonalne AKG dobrze pasowały cenowo, choć Little Dot ma aspiracje jak Wielka Kropa a nie Mała Kropeczka, a jedyne czego tutaj zabrakło, to symetryczności, której podpinane 3-pinem do jednej muszli profesjonale AKG nie pozwalają sobie zaaplikować. Bardzo jest to niekorzystne, a w przypadku Little Dot już szczególnie, ale tak to sobie AKG wymyśliło i trzeba to znosić.

Co innego jest jednak ważniejsze, bo jeśli ktoś szuka wzmacniacza dla swoich wiceflagowych AKG; czy to tych z sygnaturą audiofilską K701 bądź K702, czy z profesjonalną K712, to właśnie go znalazł. Bowiem gdy się nie lubi grania mdłego w oparach relaksującej szarości i smaków mdło neutralnych jak kaszka z mleczkiem, a mało kto chyba granie tego rodzaju lubi, to Little Dot MK VI+ zatnie te AKG batem i zmusi do galopu. Soprany im otworzy i zaakcentuje, basu przyda porcję niemałą, a na średnicy sypnie groszem szczegółów i talarami piękna.

Little_Dot_MK_VI+_009_HiFi Philosophy

Tu należy zwrócić uwagę na symetryczne przełączniki gainu.

I pognają te AKG jakby od nowa stworzone a chyżo i zupełnie nie jak one grać zaczną; tak jak zawsze grać z porządnym wzmacniaczem powinny, a prawie nigdy nie chcą. Uspójni się ich porozrzucana za bardzo i osobnymi punktami grająca scena, a we wszystko wstąpi życie i nudny relaks przeistoczy się w nie lada atrakcję. Może nie będzie to aż żywa przestrzeń na miarę narkotycznego snu i przeżyć głęboko esencjalnych, ale granie całą już gębą i bez żadnych słabości. Takie że się go chce jak najbardziej, a nie przed nim ucieka czy tylko toleruje. Naprawdę smacznie zagrało, co tym jest jeszcze ważniejsze, że pan recenzent w mej nieskromnej osobie na rajskich pastwiskach ostatnio się pasał i smak tym sobie breweryjnie wydelikacił, a mimo to bardzo mu smakowało. A że jeszcze tych AKG K712 na co dzień nie lubi, to chwała temu Little Dot za to tym bardziej.

 

Sennheiser HD 600 (kabel FAW Claire)

Pomimo zastosowania lepszego kabla wciąż tkwić będziemy w niesymetryczności, ale ją cierpieć będą musieli wszyscy tutaj poza jednymi tylko słuchawkami, bo Little Dot wpadł bez zapowiedzi i nie miałem czasu się przygotować, co w przypadku recenzenta jest oczywiście tłumaczeniem głupim, ale innego nie mam. Trzeba będzie w końcu się zaopatrzyć w różne symetryczne kabelki, bo ich brak daje się we znaki i staje nieznośny. Ale na razie musimy żyć bez nich. Na pociechę klasyczne Sennheisery nawet w niesymetrycznym trybie połówkowym zagrały pierwsza klasa, a z kablem FAW Claire względem słuchawek dwa i więcej razy droższych zabrakło im jedynie nieco dźwięczności górnych rejestrów, jakichś cech od ogółu wyróżniających i tej szczególnej gracji, stanowiącej ostatni szlif słuchawek bardzo wysoko latających. Tej gracji to jednak naprawdę minimalnie, bo kiedy słuchać osobno, to tylko owej dźwięcznej góry można się nie dopatrzyć, a reszta pozostawała świetna i do słuchania przykuwająca. Bardzo bogatym i doskonałym w każdym aspekcie dźwiękiem to grało, a minimalnie przyciemniona tonacja rozświetlana sopranowymi iskrami pomimo braku najwyższej dźwięczności i tak była dużej urody, podobnie jak sama konsystencja brzmień i głosów, składających się na piękny w sumie całościowo spektakl. Bardzo polecam kabel FAW Claire do tych słuchawek, bo je rozświetla a jednocześnie wcale nie rozjaśnia, co dźwiga ich granie na zdecydowanie wyższy poziom. Sam zaś Little Dot kolejny raz udowodnił, że Little jest tylko z nazwy, a sam z siebie Big Guy.

 

Pandora Hope VI

Little_Dot_MK_VI+_012_HiFi Philosophy

A wszystko to schładzają dość głośne wentylatorki komputerowe 80 x 80 mm, które warto wymienić na jakieś zacniejsze sztuki, jak choćby marki Noctua.

Szkoda, naprawdę szkoda, że ta Pandora jest aż tak czuła, wściekle się do każdego brumu przyczepiając i potęgując go do nieakceptowalnych rozmiarów. Wiem, że grajki przenośne to teraz główny nurt młodzieżowego trendu, ale wzorem Beyerdynamica można przecież zaoferować osobną wersją z wyższą impedancją tego samego modelu, tak żeby i wzmacniacze stacjonarne miały z niej coś dla siebie. Dopóki tak się jednak nie stanie, nadaje się ta Pandora tylko do wyjątkowo cichych wewnętrznie wzmacniaczy, pracujących w reżimie klauzurowym niczym zakony medytacyjne. Little Dot niestety do takich nie należy, co jest częstą przypadłością urządzeń typu push-pull, znaną choćby ze wzmacniaczy Lebena. Nie ma się go jednak co czepiać, bo z wielu próbowanych jedynie Pandora mruczała, ale niestety jak już, to zajadle, i trudno nad tym było przejść do porządku dziennego. Jednak kiedy już muzyka zaczynała płynąć, zakłócenia stawały się właściwie niesłyszalne i można było rozkoszować się muzyką, w czym pomagał fakt, że brum był najgłośniejszy w krańcowych ustawieniach potencjometru, a pomiędzy nimi wyraźnie cichszy. Ale oczywiście lepiej gdyby nie było go wcale, a już zwłaszcza w sytuacji kiedy te pasujące cenowo, nieszczególnie drogie słuchawki dają takie popisy. Pandora Hope zwykle najbardziej popisuje się wprawdzie sopranami i tutaj też one bardzo się popisywały, obdarzając szczególną dźwięcznością i ekstensją, ale tym razem jeszcze bardziej popisywał się bas, który jak uważnie sprawdziłem miał najdoskonalszą spośród wszystkich porównywanych formę, zarówno co do samego bogactwa, jak i brzmieniowej postaci. Dźwięczną, wspaniale akustyczną i perfekcyjnie różnorodną, przydającą instrumentom perkusyjnym popisowych możliwości oddziaływania na słuchacza. Nawet takie tuzy jak AKG K812 czy Sennheiser HD 800 okazały się pod tym względem słabsze, co w sporym stopniu mnie zaskoczyło i w efekcie nabrałem jeszcze większego szacunku dla całkiem jeszcze niedawno nieznanych sobie Pandor. Wiedziałem już wprawdzie uprzednio, że mają wielki potencjał, ale że wyraźnie pobiją w basowym zakresie takich konkurentów, to bym się nie spodziewał. Zarazem w przekazie metalowych, tubowych Japończyków o jedynym takim podwójnym przetworniku na świecie, pokazał się brak impedancyjnego dopasowania. Pandora daje bowiem zwykle ogromną masę szczegółów, a szum podkładu jest u niej szczególnie dobrze słyszalny.

Little_Dot_MK_VI+_024_HiFi Philosophy

Wstępne oględziny zakończone, „liche” kable Siltecha podpięte, można słuchać.

Tym razem tego nie było, tylko tło raczej wyciszone, a szczegóły bardziej niż zwykle schowane, natomiast brzmienie całościowe dało prawdziwy popis. Ogromna scena, bajeczna akustyka, piękna gładkość, popisowa głębokość i fantastycznie muzyczna atmosfera ogólna. Zupełnie niczym prawdziwy koncert i można się było na amen zasłuchać. Jedynie partie wokalne okazały się być traktowane bardziej ogólnikowo niż u słuchawek z lepszym dopasowaniem, tak jakby słuchać wokalistów z większego oddalenia a nie w bezpośrednim kontakcie. Całościowo był to jednak rewelacyjny popis i taki rodzaj grania, że w sekundę wiesz, iż gra to fantastycznie.

Odsłuch cd.

Sennheiser HD 800

Little_Dot_MK_VI+_005_HiFi Philosophy

Słuchawkowa elita potwierdziła, iż Little Dot potrafi bardzo dużo, nie żądając w zamian spustoszenia naszego portfela. Oby tak dalej!

Flagowe Sennheisery zaprezentowały się trochę podobnie, a trochę niepodobnie. Podobnie, bo też nie do końca wgryzały się w nagrania, ukazując je w formie bardziej ogólnikowej a mniej drążącej niż potrafią to robić, natomiast niepodobnie, bo jednak specyfikę głosów ukazywały dobitniej a szczegóły akcentowały wyraźniej. W tej mierze było to jak na nie takie granie ze środka skali, to znaczy już nie nudne (a przynudzać to one potrafią), ale jeszcze nie węszące za każdym drobiazgiem i wyciągające na wierzch każdy detal (co też bardzo dobrze potrafią). Summa summarum dawało to efekt bardzo satysfakcjonujący, bo brzmienie nie było przeciążone nawałem drobnicy, a jednocześnie na tyle bogate i charakterystyczne, że znakomite w odbiorze, a przy tym ani trochę zbyt powierzchowne. Głosy ludzkie w ich wydaniu podobały mi się bardziej niż u Pandor, bo bardziej były zindywidualizowane, a jednocześnie nie dawały efektu jakiegoś nadmiernego przesycenia ekspresją czy nadrealnie bliskiego kontaktu z wykonawcą, tak jakby komuś zaglądać do gardła, tylko naturalnie, z pewnego oddalenia i na doskonale zaaranżowanej scenie sobie płynęły. Były swojskie, przyjemne i narzucające się jedynie powabem a nie bezpośrednim atakiem w kanał słuchowy. W efekcie utworów wokalnych słuchało się tutaj przeważnie lepiej, podczas gdy w wykonaniu Pandora Hope instrumentalnych, bo w ich przypadku dochodziła do głosu większa dźwięczność, lepsza akustyka i lepsza dramaturgia sceniczna jedynych na świecie słuchawek tubowych.

Little_Dot_MK_VI+_023_HiFi PhilosophyLittle_Dot_MK_VI+_011_HiFi PhilosophyLittle_Dot_MK_VI+_008_HiFi Philosophy

 

 

 

 

AKG K812 (kabel FAW Noir)

Flagowe AKG dobiły za to stylem do przeciwnego bieguna, to znaczy zagrały myszkująco, super szczegółowo, bardzo też akustycznie i z laryngologicznym podejściem do kwestii ludzkich głosów. Nie miałby jednak racji ktoś biorący stąd wniosek, że zagrało to jakoś przesadnie czy nieprzyjemnie. Wręcz na odwrót. Właśnie te słuchawki sam bym wybrał, gdybym miał jakieś wybierać, choć kwestia symetrycznie zorganizowanych HD 800 czy LCD-3 to sprawa odrębna, której niestety nie udało się tym razem przebadać. Odkładając tamto na przyszłość trzeba jednak napisać, że udało się flagowym AKG znakomicie połączyć walory analityczne z muzycznymi, zwłaszcza pod obecność lepszego i dającego nieco ciemniejsze brzmienie kabla od FAW, co zrodziło piękny pokaz muzyczny niezależnie od repertuaru i preferencji słuchającego. Bas był bardzo mocny, soprany wysokie i dźwięczne, a pomiędzy nimi wyjątkowo bogata i z wyjątkowym podkreśleniem cech indywidualnych ukazana wokaliza, instrumenty dęte czy partie fortepianowe. Całościowa potęga i dynamika szły o lepszą z delikatnością i niuansami. Znowu więc popis i oby tak dalej.

 

Audeze LCD-XC

Dalej to już zbyt daleko jednak nie zajdziemy, bo zostały do przebadania tylko jedne słuchawki, za to mające kabel symetryczny, a więc możliwe do wpięcia wreszcie od przodu i sięgnięcia po cały potencjał wzmacniacza.

Nie napisałem dotąd recenzji tych Audeze LCD-XC i chyba jej nie napiszę, albo napiszę za czas jakiś, gdyż albo egzemplarz którym dysponuję jest nietypowo grający, czyli pod jakimś względem niepełnowartościowy, albo te słuchawki się nie udały. Co ciekawe, słuchałem ich przedtem dwukrotnie, bo w gdańskim Premium Sound i potem jeszcze w pabianickim Q21, i za każdym razem bardzo mi się podobały, a w każdym razie nie usłyszałem niczego niepokojącego. LCD-3 i LCD-X podobały mi się wprawdzie bardziej, ale i LCD-XC się podobały. Tymczasem te przebywające u mnie od z już górą miesiąca grają dziwnie i nie chce mi się ani ich słuchać, ani opisywać.

Little_Dot_MK_VI+_022_HiFi PhilosophyLittle_Dot_MK_VI+_021_HiFi PhilosophyLittle_Dot_MK_VI+_019_HiFi Philosophy

 

 

 

 

Już wyjaśniam na czym ta dziwność polega. Przede wszystkim na pogłosowości. Są, a w każdym razie bywają, przesadnie pogłosowe; i to pogłosowością nienaturalną, co do której nie może być wątpliwości, że jest nie taka jak trzeba. Flagowa Audio-Technica ATH-W5000 też wprawdzie była wybitnie pogłosowa, ale u niej doskonale było słychać, że jest to akustyka naturalna; może nadmiernie dorzucana do przekazu, ale w formie jak najbardziej akceptowalnej, dającej wrażenie przebywania w miejscu akustycznie aktywnym. Natomiast u LCD-XC jest to akustyka jawnie sztuczna i ułomna, wywołująca uczucie rozczarowania i zniechęcenia. Co ciekawe, nie pojawia się zawsze i nie zawsze kiedy się pojawia daje wrażenie sztuczności. W formie sztucznej pojawia się jednak często, a stare, gorzej nagrane płyty nie pozwalają się słuchać bez udręki, zwłaszcza kiedy się wie, że brzmieć mogą o wiele sympatyczniej. Pod tym względem ze wzmacniaczem Little Dot najlepiej współpracowały słuchawki Sennheiser HD 800, a bezpośrednie porównania pomiędzy nimi a LCD-XC dawały efekty szokujące. Można oczywiście powiedzieć, że Sennheisery wygładzały i upiększały, ale trzeba jednocześnie stwierdzić, że LCD-XC skopywały i obrzydzały. W miejsce pięknych głosów proponowały jakiś pogłosowy rechot, i nie chcę nawet o tym pisać, bo może jest to jak mówiłem efekt zepsucia. Mam niedługo dostać inny egzemplarz, to się rzecz sprawdzi, a na razie rzecz trzeba odłożyć. Tutaj interesuje nas jednak przede wszystkim recenzowany wzmacniacz i jego możliwości w trybie symetrycznym, a o tych należy napisać, że podnoszą możliwości sczytywania szczegółów, wzbogacają akustykę i czynią wszystko bardziej realnym oraz odczuwalnym. Inaczej mówiąc – budują wyraźnie lepszą żywą przestrzeń.

O samy zaś wzmacniaczu na podstawie przeprowadzonych odsłuchów do powiedzenia mam przede wszystkim to, że jest naprawdę wysokiej klasy. Łączy przy tym cechy lamp i tranzystorów, ale zdecydowanie bardziej w aranżacji lampowej. Podobnie jak wszystkie push-pulle gra wprawdzie nieco tranzystorowym stylem żywej, szybkiej, atakującej dynamiki, nie dającej w takiej dawce co na przykład Cary CAD-300-SEI tego szczególnego odczucia zanurzenia w muzykę, ale że Little Dot MK VI+ także jest oparty na triodach i także single-ended, gra przede wszystkim jak lampa. Triody wprawdzie ma średnie i ustawione przeciwbieżnie według schematu push-pull, lecz mimo to zachowuje bardzo dużo  z triodowej magii, która w moim odbiorze szczególnie jest cenna.

Little_Dot_MK_VI+_020_HiFi PhilosophyLittle_Dot_MK_VI+_014_HiFi PhilosophyLittle_Dot_MK_VI+_016_HiFi Philosophy

 

 

 

 

Kiedy siedziałem koło niego, uważnie się we wszystko wsłuchując, wielokrotnie to odczucie głębi się pojawiało i choć nie było tak przemożne jak u własnego Twin-Head czy recenzowanego niedawno Audiona, to jednak zanurzałem się w muzyczne morze, czując jego wszechobecność i dotyk powabu. Niewątpliwie była to żywa muzyka, żywa przestrzeń i dotyk żywej istoty. Bo muzyka w wykonaniu wysokiej klasy aparatury staje się żywym zwierzęciem, i to całkiem dosłownie a nie w żadnej przenośni. I tylko taka muzyka jest naprawdę warta słuchania.

Podsumowanie

Little_Dot_MK_VI+_017_HiFi Philosophy   Wzmacniacz  Little Dot MK VI+ nie jest wolny od ułomności, ale w zamian jest tani. Nie jakoś wyprzedażowo, ale w zasadzie każdy powyżej pensji minimalnej może po niego sięgać, bo trzy tysiące z kawałkiem to nie są pieniądze niemożliwe do zorganizowania dla przeciętnego Kowalskiego. A w zamian… W zamian wygląda świetnie, świecąc łuną czterech triod i wskaźnikami prądowymi, a gra jak urządzenie high-endowe. Mnożą się nam te high-endy jak grzyby po deszczu i cała ta kategoria wymaga w związku z tym jakiegoś uporządkowania, ale jeżeli za kryterium przynależności do niej przyjąć żywą muzykę – bycie żywym muzycznym zwierzem, mniejszym czy większym – to Little Dot MK VI+ łapie się bez problemu, choć w sensie kultury technicznej dziwnie jest ambiwalentny. Z jednej strony symetryczny, push-pull i OTL, z drugiej wiatraki chłodzące z ich szumem i ten wtyk słuchawkowy z tyłu. Ale takie chłodzenie aktywne wcale w sprzęcie klasy high-end nie jest ewenementem, bo na przykład miały je bardzo kosztowne wzmacniacze Audio Research. Ma je też każda high-endowa komputerowa karta graficzna i każdy procesor, poza wściekle drogimi chłodzonymi wodą. Oczywiście brak wentylatorów byłby lepszy, ale i z nimi żyje się jakoś, a piękno brzmienia ich obecność jest w stanie wynagrodzić. Gdyby to nie był wzmacniacz słuchawkowy, byłbym raczej przeciwny takiemu chłodzeniu, ale ze słuchawkami na uszach właściwie nie przeszkadza. Poza tym szum wiatraków można na pewno mocno złagodzić stosując lepsze wentylatory, tak więc da się to jeszcze poprawić. Co się zaś tyczy niesymetrycznego gniazda słuchawkowego od tyłu, to dało mi wprawdzie popalić, ale kto nie jest recenzentem i nie musi użyć go kilkadziesiąt razy na dystansie paru godzin, żadnego uszczerbku z jego powodu nie poniesie. Jedyny tak naprawdę pejoratyw z niego płynący, to skracanie  słuchawkowego kabla, w przypadku tych bardzo krótkich nieco uciążliwe. Kto jednak ma tego Little Dot i tak powinien się zaopatrzyć w przewód symetryczny, bo szkoda marnować drzemiący w nim potencjał. Potencjał już w przypadku połówkowego wyzyskania robiący wrażenie naprawdę niemałe, pozwalający budzić do życia owo muzyczne zwierzę i radować się jego życiem. Tak naprawdę największa szkoda, że wzmacniacz można kupować jedynie w ciemno, bo recenzje recenzjami, a czy szum wentylatorów i styl grania będą dla nas nie do pogardzenia i wzięcia za dobrą monetę, to sprawdzić można jedynie własnym uchem, a tego jak zrobić nie ma. Mimo to jednak polecam, bo to kawał świetnego brzmienia.

W punktach:

Zalety

  • High-endowy poziom grania.
  • Budzący muzyczne zwierzę.
  • Odczuwalna żywa przestrzeń.
  • Triodowe zanurzenie w muzykę.
  • Żadnych problemów z sopranami.
  • Bogactwo średniego zakresu.
  • Kawał basu.
  • Szybki dźwięk.
  • Pełny realizm.
  • Dobrze pasuje do każdych słuchawek o przeznaczeniu dla sprzętu stacjonarnego.
  • Duża moc, pozwalająca napędzać nawet K1000 i ortodynamiki.
  • Całkowita symetryczność toru.
  • OTL.
  • Push-pull.
  • Funkcja przedwzmacniacza.
  • Dobre lampy w stanie sklepowym.
  • Bardzo wyrafinowana technicznie konstrukcja.
  • Dwa stopnie wzmocnienia.
  • Świetny wygląd.
  • Bardzo solidne wykonanie.
  • Wysokiej jakości surowce.
  • Da się naprawić w Krakowie.
  • Bardzo dobry stosunek jakości do ceny.

Wady i zastrzeżenia

  • Szum wentylatorów.
  • Mocno się rozgrzewa.
  • Nierówne wzmocnienie na skali potencjometru w postaci mocnego skoku pod koniec skali.
  • Brumi ze słuchawkami o bardzo wysokiej czułości.
  • Tylko w sprzedaży bezpośredniej.
  • Czyli brak polskiego dystrybutora.

 Strona producenta: >Tutaj<

Dane techniczne:

  • Architektura w pełni zbalansowana.
  • Wejścia: XLR i RCA.
  • Wyjścia: 3-pin XLR przedwzmacniacz; 4-pin XLR i 6,3 mm słuchawkowe.
  • Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 80 KHz (-3dB)
  • THD+N: 0.02% (2 Vrms @ 1000 Hz)
  • Stosunek szumu do sygnału: 92 dB
  • Dwa wentylatory chłodzące.
  • Moc wyjściowa: 5W + 5W (120 + 120 Ohm).
  • Impedancja wejściowa: 50 kOhm.
  • Impedancja przedwzmacniacza: 600 Ohm.
  • Lampy sterujące: 2x dual triode 6H9C.
  • Lampy mocy: 4x dual triode 6080 WC.
  • Wymiary: 350 x 290 x 140 mm.
  • Waga: 9.6 kg.
  • Gwarancja producenta: jeden rok.
  • Cena: 700 USD plus 130 USD koszt przesyłki, plus cło i podatki.

System:

  • Źródło: Ayon CD-T/Ayon Sigma.
  • Wzmacniacz słuchawkowy: Little Dot MK VI+.
  • Słuchawki: AKG K712, AKG K812 (kabel FAW Noir), Audeze LCD-XC (kabel FAW Noir), Pandora Hope VI, Sennheiser HD 600 (kabel FAW Claire), Sennheiser 800.
  • Interkonekt: Siltech Royal Pricess XLR.
  • Kondycjoner: Entreq Powerus Gemini.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

21 komentarzy w “Recenzja: Little Dot MK VI+

  1. Paweł pisze:

    Sam mam ten wzmak i go uwielbiam, wraz z jego zakupem skończyłem szukać wzmacniacza…:)

  2. Paweł pisze:

    Chciałem tylko zwrócić uwagę że opisywane przez Pana lampy nie są podstawowymi, w zestawie są co prawda lampy 6080, ale nie RCA, a sterujące to tung-sol 6sl7gt 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Możliwe, ale możliwe też, że był na przestrzeni czasu oferowany z różnymi. Znalazłem specyfikację, według której lampy mocy są od RCA, choć może chodziło tylko o fakt, że to RCA takie lampy wprowadziło pierwsze do użycia.

  3. Kolo pisze:

    Mam pytanie – cenowo podobnie, jak Pan porownalby ten wzmacniacz z niedawno recenzowanym Rapture ?
    Porownujac z Little Dot zarowno w wersji single jak i balans?

    Tez drobna uwaga do recenzj – skupia sie na wyjsciu single, gdzie wzmacniacz moim zdaniem glownie jest przeznaczony do balansu (stad tez zapewne umiejscowienie wyjscia single z tylu jako zapasowe).
    Zgadza sie, ze wyjscie single jest tam potraktowane po macoszemu i nie jest to w pelni analogiczny tor jak jest zastosowany do balansu?

    1. Paweł pisze:

      U mnie littledot wygrał z rapture, ale minimalnie, po prostu bardziej lupie ten „lampowy” charakter, ale klasa urządzeń podobna.

      Tak, recenzja nie jest do końca prawidłowa ponieważ urządzenie trzeba podpinać po xlrach do zbalansowanego źródła a i słuchawki muszą być zbalansowane, opisywać ten wzmacniacz na bazie odsłuchów przez rca i jack nijak ma się do tego jak ono gra 🙂

      Po cinchach + Jacku jest ok, ale NIJAK ma się to do tego jak to urządzenie potrafi zagrać.

      No i lampy opisywane przez Pana Piotra to nie są „stockowe” lampy.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Wzmacniacz, co widać wyraźnie na zdjęciu, był podpięty kablem symetrycznym, i to takim za kilkanaście tysięcy. Cały test odbył się w tym ustawieniu, ale jedynie słuchawki Audeze LCD-XC były podpinane do gniazda symetrycznego, bo tylko takie z kablem symetrycznym miałem. Wystarczyło to jednak do wychwycenia różnic pomiędzy złączem symetrycznym a zwykłym, które zostały opisane. Większą wadą testu było może to, że źródło i okablowanie były bardzo wybitne, na pewno o wiele lepsze niż to zazwyczaj bywa.

  4. Piotr Ryka pisze:

    Rapture i Little Dot MK VI+ to konstrukcje z podobnego przedziału jakościowego, mające swoje zalety i wady. Rapture nie ma wentylatorów, ale nie ma też lampowej magii, choć na tranzystorowy sposób też jest magiczny, jak rzadko który szczerze mówiąc tranzystor. Nie napędzi jednak dobrze K1000 ani HE-6, bo jest za słaby. Nie jest też symetryczny, a symetryczność potrafi poszerzać scenę, co na przykład u HD 800 jest dobrze słyszalne. Nie mogłem jej dobrze przebadać mając tylko nieco ułomnie grające Audeze LCD-XC, ale przy ich użyciu wyszło na jaw, że w reżimie symetrycznym wzmacniacz oferuje większe bogactwo brzmienia i silniejszy kontakt z muzyką, co w recenzji zostało napisane.

    1. Kolo pisze:

      No to sie zgadzamy w tym aspekcie widze wszyscy trzej 🙂 fakt Rapture tez ma ta magie idaca w kierunku lampowej… i fakt trudne sluchawki LD po balansie obsluzy jednak lepiej ze wzgledu na moc.
      Sam weryfikowalem to chocby wlasnie na hd800 i lcd-xc (ja tu poglosow nie identyfikowalem) – tu LD radzil sobie minimalnie lepiej (w balansie… vs single rapture).
      Dla dt990 600ohm czy he500 juz kwestia preferencji – oba wzmacniacze radzily sobie rownie dobrze z tymi sluchawkami moim zdaniem.

      Z tym ze jedna wazna rzecz – jak mowi Pawle „kropek” w wersji single jest dosc slaby. W tej cenie jesli mamy zrodlo single to mozna znalezc duzo lepiej. Ten wzmak do balansu zostal stworzony i w balansie stanowi wlasnie urzadzenie najwyzszej klasy o rozsadnej cenie… zwlaszcza „majstrujac” lampami…

      1. Kolo pisze:

        warto aby to czytelnikom uzmyslowic i na przyszlosc moze uzupelnic recenzje wlasnie o aspekt calego zbalansowanego toru…

        1. Piotr Ryka pisze:

          Panowie, nie wprowadzajcie czytających w błąd. Test odbył się w torze symetrycznym. Czytajcie z łaski swojej uważniej.

          1. Kolo pisze:

            moze niezrozumienie – mowiac „caly tor” mam na mysli nie tylko zrodlo (tu fakt jest jak byk ze symetrycznie podlaczony do ayona) ale tez i sluchaweczki.
            Z tego co wiem sekcja single nie byla na tapecie w tym wzmaku, a jest na doczepke. Organoleptycznie faktycznie wg mnie po prostu nei gra…
            I tylko o to chodzi – aby zweryfikowac moja opinie i wiecej sluchawek symetrycznych wykorzystac (obecnie w tescie tylko lcd-xc byly podlaczane w symetrii, co uwzgledniajac podejrzenie wadliwego egzemplarza to troche malo)

  5. Piotr Ryka pisze:

    Sekcja niesymetryczna wzmacniacza spisuje się znakomicie, a jej słabość polega na wykorzystaniu dwóch a nie czterech lamp mocy. Gdy jednak źródło, kable i słuchawki są odpowiedniej jakości, wzmacniacz gra na poziomie Rapture. Jeszcze lepiej gra symetrycznie, ale nie jest to w przypadku wysokiej jakości toru różnica bardzo duża. W gorszych zapewne jest.

  6. Rl Rl pisze:

    A czy coś wiadomo jak zachowuje się jako przedwzmacniacz podpięty do koncowki mocy. Bo chyba może tak służyć?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Może tak służyć, ale nie sprawdzałem. Końcówki symetryczne (a tylko takie pasują) mam trochę z innej bajki, bo monobloki po pięćdziesiąt tysięcy za sztukę. Ale może właściciele próbowali i coś napiszą.

  7. Alucard pisze:

    Panie Piotrze tak po krótce – Little Dot vs Questyle, pomijając inne słuchawki, skupiając się jedynie na HD800. Co wg Pana gra lepiej i jakie różnice? Tak z pamięci na szybko wystarczy… Questyle wg paru osób znajomych i paru recenzentów gra z tymi HD800 świetnie ale Little Dota też ktoś mi polecał jako lepszego niż firmowy HDVD800.

    1. Paweł pisze:

      Ja na codzień użytkuje hd800 zbalansowane, podłączone do littledot mk vi+ i przy zastosowaniu dobrego źródła, np. Moon 650D było genialnie.

  8. Piotr Ryka pisze:

    Z HD 800 to niesamowicie gra Bakoon. Ale to oczywiście dużo pieniędzy. Sam dla tych słuchawek wolałbym Little Dot niż Questyle, bo według mnie lampy zawsze dają w porównywalnych sytuacjach ciekawsze brzmienie. Poza tym aby Questyle był symetryczny, potrzebne są dwa, a Little Dot wystarczy jeden. Po kablu symetrycznym z symetrycznym źródłem powinno to grać rewelacyjnie. Zaznaczam – powinno – bo na własne uszy nie słyszałem.

  9. Miltoniusz pisze:

    Czy do HD800 lepszy Little Dot czy Phast?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Nie słyszałem Phasta z lepszymi lampami i nie słyszałem Little Dot z gorszymi. Jeden i drugi są świetne. Little Dot ma pewnie większy potencjał, no ale te szumiące wentylatory… Bezproblemowy do słuchawek zamkniętych, ale do otwartych trochę problematyczny.

  10. Adam Rzetelski pisze:

    Witam
    Muszę przyznać, że bardzo ciekawie prezentuje się ta „kropka”.
    Zastanawia mnie połączenie kropki z LCD 2 lub LCD 3. Jak to będzie grało ze sobą?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Na pewno dobrze. Dobry wzmacniacz z dobrymi słuchawkami musi grać dobrze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy