Recenzja: ifi Audio iUSB3.0 micro

ifi_iUSB3.0_010_HiFi Philosophy  Firma ifi wyznacza nowe standardy i czyni to pod wieloma względami jednocześnie. Pierwszy z nich – chyba najważniejszy a przez nią samą nie podnoszony – to tempo zmian. Nowe urządzenia sypią się od ifi lawinowo, nie pozwalając konkurencji na złapanie oddechu. Reszta nowin, też nie pozwalająca rynkowym rywalom odetchnąć, to na masową skalę i wielokierunkowo wdrażane innowacyjne rozwiązania, które w przypadku ifi lądują w małych pudełkach za śmieszne jak na obyczaje audiofilizmu pieniądze. Wszystko niemalże lokuje się w przedziale pomiędzy tysiącem a dwoma i tylko z rzadka wyraźniej ponad te dwa się wspina, tak więc każdy może z tego zalewu nowin korzystać. A powiedzmy także wyraźnie – firma ifi robi światową karierę. Decyzja o przeniesieniu akcentu z wielkogabarytowych urządzeń stacjonarnych, sprzedawanych pod marką AMR (Abbingdon Music Research), na małe urządzonka biurkowo-przenośne, okazała się wieść do naprawdę imponującego sukcesu, którego najsłodsze owoce zbiera ifi w Azji i Ameryce, ale w Europie też sobie nie żałuje. Wolumen sprzedaży rośnie wszędzie w imponującym tempie, a to oznacza adekwatne zyski, otwierające drogę do nowych możliwości technicznych, stanowiących zgodnie z zasadą dodatniego sprzężenia zwrotnego koło zamachowe coraz większego sukcesu. Istne to zatem perpetuum mobile, jak na razie działające bez zgrzytu. W dodatku rośnie i utrwala się prestiż, a firma przez wszystkich jest już rozpoznawana, co rzecz jasna jeszcze w dwójnasób przyczynia się do sukcesu, bo przecież chętniej kupujemy rzeczy od znanej marki, a najlepsze nawet potencjalnie nowości od kogoś nieznanego traktujemy z rezerwą.

Tak więc w przypadku tego najnowszego iUSB3.0 można się martwić jedynie o to, czy aby nie za dużo tych innowacji włożono weń jednocześnie, miast powiedzmy co pół roku dozować kolejne ulepszenia, zmieniając przy okazji nazwę o jakiś znaczek. To by nie było wprawdzie do końca uczciwe i nabywcy wersji sprzed pół roku mogliby poczuć się wystrychnięci na dudka, ale takie praktyki znane są z obszaru technologii komputerowej i nikt tam się nie przejmuje, że to sprzed pół roku nie jest już aktualne. Co więcej, chwali się taką ekspresową innowacyjność, a firmy przyłapywane wielokrotnie na umyślnym dozowaniu optymalizacji małymi porcjami prosperują w najlepsze. Tą drogą ifi jednak nie poszło, a w każdym razie nie ma najmniejszych poszlak sugerujących takie podejście. Całkiem na odwrót – wydaje się, że nawet przesadziło z tą jednorazowo zaaplikowaną innowacyjnością, pakując w nowy wyrób aż tyle ulepszeń.

Za chwilę wyliczymy je skrupulatnie, jak również zostaną omówione, ale jeszcze dorzucę, że sukces swój postanowiło ifi wykorzystać także w rewersie, czyli na odwróconym biegu. Nie czym innym bowiem jak odwróceniem ciągu jest wywołująca zwłaszcza za oceanem ogromne poruszenie wiadomość, iż w czasie najbliższym zaoferuje ifi także trzy urządzenia o większych gabarytach, a więc niejako idące pod prąd dotychczasowych działań. Nie wydaje się jednak, by miał to być powód dla kogokolwiek do zmartwień ani oznaka odwracania się trendu. Urządzenia mają być niespecjalnie duże i kosztować po około półtora tysiąca dolarów, a jedno z nich już pokazane zostało na ostatnim Can Jam jako egzemplarz przedprodukcyjny, wywołując niesamowitą ekscytację. Chodzi o nowy, lampowy (a ściślej hybrydowy) wzmacniacz słuchawkowy, oferujący wyjścia zbalansowane i niezbalansowane, który zdaniem słuchających pozbawia sensu istnienia wszystkie obecne na rynku wzmacniacze dla słuchawek kosztujące mniej niż sześć tysięcy dolarów. Jego uzupełnieniem ma być przetwornik, kumulujący także funkcje interfejsu i regeneratora sygnału USB, a dopełnieniem przewidziana na nieco późniejszy termin osobna bateria zasilająca, mająca być dostawcą prądu idealnego. Wszystko to razem ma u nas kosztować jakieś dwanaście tysięcy, jakością konkurencję wręcz zabijając, a dwa pierwsze składniki będą być może dostępne jeszcze przed Bożym Narodzeniem.

Na razie jesteśmy jednak na niższym pułapie cenowym, przy mniejszych rozmiarach i na etapie samego czyszczenia oraz wzmacniania sygnału USB, co łącznie zwie się handlowo ifi iUSB3.0 micro.

Budowa i właściwości

ifi_iUSB3.0_008_HiFi Philosophy

Layout opakowań marki ifi powoli staje się też jej wizytówką.

   Urządzenie ma powierzchowność będącą kolejną inkarnacją standardu ifi micro, a więc znów ląduje przed nami przełamany podwójnie srebrzysty grzbiecik opatrzony od przodu i tyłu dość fikuśnie wymodelowanymi też srebrnymi szyldami. Całość to następca używanego przeze mnie modułu ifi iUSBPower, mającego w zamyśle pierwotnym dwa podstawowe zadania: wzmacniania sygnału USB oraz jego czyszczenia, a wszystko to za sprawą rozdziału na dwa przewody w miejsce tradycyjnie pojedynczego, z których to dwóch jeden przewodzi sam sygnał, a drugi oddzieloną od niego energię wzmocnienia. Tak więc samo urządzenie to rodzaj rozbudowanej przejściówki dla kabla, który z pojedynczego wychodzącego z komputera zamienia się w podwójny pomiędzy nim a docelowym przetwornikiem, chociaż przed samym wlotem znów staje się pojedynczy. Prócz samego iUSBPowera potrzebny był zatem jeszcze specjalny, podwójny kabel iUSB Gemini, który nabywać należało za osobne dziewięćset złotych; i to z tym kablem się nie zmieniło, chociaż obecnie można używać też pojedynczego, korzystając z i tak obszernego wachlarza ulepszeń, natomiast zmieniła się właśnie cała reszta, to znaczy jakość uszlachetniania. Bo już nie tylko przez podział na dwa przewody, ale na ośmiu osobnych ścieżkach elektronicznej doskonałości dochodzić ma tutaj do optymalizacji, adekwatnie do czego ifi oferuje naklejki z uśmiechniętą ośmiorniczką, mające uzmysławiać jak przyjemnie i słusznie jest tego używać.

Wstąpmy zatem na tę ośmioraką ścieżkę doskonalenia, niczym jakiś audiofilski buddysta, bo przecież to buddyści podążają ośmioma ścieżkami ku doskonałości, do czego ifi najwyraźniej chociaż nie wprost nawiązuje.

Pierwsze udoskonalenie to „przeciwszum” podkładu zasilania sygnału USB, a więc aktywny reduktor zakłóceń. Ten trick podpatrzony został u wojskowych, a konkretnie w systemie antyradarowym francuskich myśliwców czwartej generacji Dassault Rafale, potrafiących aktywnie zwalczać śledzenie radarowe przez przeciwnika. Dzięki umieszczonemu na pokładzie iUSB3.0 generatorowi przeciwszumu, nazwanemu  ANC+®, szum źródłowy zostaje zredukowany aż stukrotnie, spadając do niemierzalnego niemal poziomu 0.1uV, czego sonicznym efektem jest zdecydowany krok od cyfrowej muzyki ku analogowości.

Drugie udoskonalenie zwie się REclock® i polega na wielokrotnie przy innych okazjach wałkowanych sprawach czasowego wzorca, według którego należy prawidłowo dopasować rozmyte czasowo próbki cyfrowego sygnału, co ifi określa mianem aż ponownych narodzin, czyli odbudowy z pierwotnych gruzów złej czasowości. W efekcie zabity zostaje sławetny jegomość jitter, sprawca uprzykszających zniekształceń, dzięki czemu muzyka staje się czystsza, głębsza i dokładniejsza. Dokładność użytego zegara nie została jednak podana, ale prawdopodobnie jest to kilkaset femtosekund.

Podobnie jak design tych wyjątkowych urządzonek. A oto i kolejne z nich - iUSB3.0.

Podobnie jak design tych wyjątkowych urządzonek. A oto i kolejne z nich – iUSB3.0.

Trzecia wdrożona doskonałość zwie się REbalance® i ma przywracać pierwotnie inherentne dla sygnału USB zbalansowanie, degradowane częstokroć złym traktowaniem do postaci niezbalansowanej i dodatkowo psute szumem.

Kolejna, czwarta już własność, to samo użycie sygnału USB w wersji 3.0, zapewniającego transfer 5GB na sekundę.

Następna, a więc piąta, to lepsze uziemienie, czyli technologia IsoGround®, zastosowana już u iUSBPower, a teraz jeszcze poprawiona.

Szósta – Dual-Ports® – to podstawowa dla poprzedniej wersji technologia podwójnego przewodu, także tu udoskonalona.

Siódemką opatrzono możliwość ładowania baterii innych urządzeń, nazwaną z angielska Bus Charge 1.2, pozwalającą przesyłać energię z natężeniem do 2,5A.

Dochodzi do tego, jako ostatnie, ósme udoskonalenie, wewnętrzne dopasowywanie impedancyjne, wieńczące całokształt popraw oferowanych przez iUSB3.0 micro, będące urządzeniem mającym w zamyśle twórców współpracować z dopiero co zrecenzowanym przetwornikiem i słuchawkowym wzmacniaczem iDSD.

Dorzucę do tego od siebie jedną uwagę eksploatacyjną, a może nawet niejedną. Otóż nasi amerykańscy koledzy zdążyli już ustalić, że iUSB 3.0 działa zdecydowanie lepiej, gdy jego zasilacz nagniazdkowy znajdzie się w listwie zasilającej na samym początku, to znaczy od strony wchodzącego w nią kabla. Poza tym czuły jest na polaryzację, a więc zawczasu należy sprawdzić, z którą orientacją względem żyły gorącej spisuje się lepiej; czyli po prostu posłuchać raz tak, a raz odwrotnie, a różnice na pewno będą słyszalne. Poza tym dobrze jest wiedzieć, że te nagniazdkowe zasilacze od ifi są wyjątkowej jakości, a firma oferuje je w czterech wersjach parametrów pracy, tak więc można sobie dobrać odpowiedni także dla innego naszego urządzenia, które z jego wsparciem na pewno działało będzie lepiej.

Najnowsze ifi jest swojego rodzaju regeneratorem sygnału USB.

Najnowsze ifi jest swojego rodzaju regeneratorem sygnału USB.

Kosztuje taki zasilacz coś koło dwustu złotych i warto pomyśleć o jego nabyciu, jako że satysfakcja jest podobno gwarantowana, a skądinąd jest mi wiadomo, iż wykonanie takiego zasilacza to wcale nie jakiś banał. Na koniec jeszcze dodam, że kabel podwójny ifi Gemini faktycznie się tutaj sprawdził, a do połączenia samego iUSB z komputerem należy użyć kabla dołączonego do zestawu, który ma specjalny wtyk USB o nieznanych właściwościach teoretycznych (może uziemiających?), ale bez wątpienia pozytywnych praktycznych, co osobiście sprawdziłem. (Patrz zdjęcie.) I jeszcze jedno: jeżeli używacie Foobara, dobrze jest zaimplementować wtyczkę ASIO.

Odsłuch

A regeneracja ta  następuje z pomocą wielu technologii. Bardzo wielu technologii...

A regeneracja ta następuje z pomocą wielu technologii. Bardzo wielu technologii…

   To w drogę po muzykę. Wszyscy obecni: iUSB3.0 wpięty w komputer swoim kablem z kompletu o osobliwym wtyku i doposażony podwójnym Gemini, na którego drugim końcu pręży się iDSD. Szable w dłoń, słuchawki na uszy i słuchamy.

Grado SR60

W niedawnej recenzji odtwarzacza przenośnego Astell & Kern AK380 wypadły te Grado znakomicie, a że bardzo niewiele kosztują, to i do maszyn od ifi pasować cenowo muszą.

Do rzeczy. Tym razem całe brzmienie wypadło jeszcze spektakularniej, ale styl okazał się całkiem inny. Te osiem ścieżek poprawy wytycza wiele faktycznych popraw, a wraz z nimi dźwięk zyskuje na potędze, wyrazistości, szczegółowości i sile ataku. Staje się bardziej bezpośredni, co umożliwiał zarówno bliższy dystans do wykonawców, jak i ich samych o wiele większa siła wyrazu. Coś jakby sięgnąć po słuchawki ze zdecydowanie wyższej półki, potrafiące muzyczny materiał bardziej dogłębnie analizować i staranniej obrazować, ale także po lepszy wzmacniacz, taki mający więcej mocy i szybkości działania. W sekundę stawało się jasne, że spektakl wskoczył na wyższy poziom – i to nie na zasadzie: „No, niech będzie, faktycznie jest lepiej…” tylko była to prawdziwa eksplozja lepszości, którą można scharakteryzować jednym utworem. Weźcie klasyczny Immigrant Song Led Zepplin z YouTube, o którym już parę razy pisałem, ale bardzo bywa przydatny, a więc warto po niego sięgać. Weźcie i posłuchajcie na swoim systemie słuchawkowym. Jeżeli macie aparaturę wybitną (co wcale nie znaczy, że drogą), to ta rockowa muzyka musi wam się skojarzyć z chmurą kipiącej energii. Pulsować będzie i miotać brzmieniowe impulsy (zwłaszcza basowej gitary i perkusji) całkowicie dosłownie, wywierając na słuchacza swoiste, całościowe ciśnienie; zupełnie nietożsame z gołymi decybelami hałasu. Jeżeli poczujecie tę moc, to jesteście na dobrym poziomie, a jeżeli słyszeć będziecie samo tylko głośne granie, nie mające niczego w rodzaju cielesnej nieprzenikliwości i mocy okładania muzyką, to raj audiofilski was mija. To granie Grado SR60 z AK380 (bez dedykowanego wzmacniacza) owej chmury i siły ataku nie miało, a z iUSB oraz iDSD była ona oczywistością. Poza tym cały przekaz był teraz jak najdalszy od czegoś, co nazwać by można relaksem. Był atakujący, super wyraźny i niezwykle energetyczny. Jak nie od tych zazwyczaj układnych i muzykalnych SR60, tylko prędzej jakichś drobiazgowo dokładnych Ultrasone Edition12. Bez tej ich niesamowitej holografii, ale w takim stylu.

ifi_iUSB3.0_017_HiFi Philosophy

Proces regeneracji zaczyna się od samego początku, czyli od specjalnego zasilacza, który już wstępnie odfiltrowywuje zakłócenia sieciowe.

AKG K712 (kabel Stefan Audio Art)

Pora na porównanie, jako że te AKG użyte zostały w teście samego iDSD, grającego za pośrednictwem pierwotnego iUSBPowera i też po kablu Gemini. Tak więc słuchanie i ewentualne różnice dotyczyć będą jedynie tego, co pomiędzy wzmacniaczo-przetwornikiem a komputerem się stało, albowiem teraz na miejscu iUSBPower wylądował iUSB3.0, czyli to samo w nowszej i lepszej postaci, chociaż pod całkowicie zmienioną nazwą. Od razu też się zastrzegę, że ów iUSB grzał się u mnie od stanu dziewiczej nowości tylko przez niecały tydzień, ale czas naglił, bo inne redakcje też go u siebie mieć chciały i ponaglały. Wszak wszyscy chcą tego iUSB wziąć na widelec, czemu się dziwić ani trochę nie myślę.

Profesjonalne AKG zachowały całościowy styl energetycznej ofensywy pokazany przez Grado, ale pierwszy plan odsunęły daleko i zaskoczył zdecydowanie większą sceną. Nie grały jaśniej ani ciemniej, za to na wielkiej, dalej zaczynającej się i dalej rozpierzchającej się scenie. Niby to żadne zaskoczenie, jako że znane są ze scen wielkich, ale to raczej ich nieprofesjonalne poprzedniczki AKG K701 a nie te K712 PRO epatowały wielkimi scenami. Poza tym przy AK380 to małe Grado scenę stawiały dalej, a wrażenie jej obszarowości miały bardzo zbliżone. Tu tymczasem AKG złapały wiatr w żagle i pożeglowały na dużo większe morze. A żeglowanie było akurat, jako że dużo też w dźwięku było powietrza, ale zarazem dobrą miał gęstość, niemniej energetyczny udar i chropawa głębia tekstur oraz super wyraźność obrazowania były aspektami zdecydowanie dominującymi. Zero łagodności, a więc znów – jak u Grado – słuchawki zwykle łagodne okazały się głęboko drążyć muzyczne tematy. Nie przeszarżowywały z tym wprawdzie, ale pozostawały tak na samej granicy i na pewno od muzyki w relaksującym wydaniu dzieliła to granie przepaść. Analogicznie jak u Grado bas też okazał się bardzo dobry bez żadnej potrzeby użycia akceleracji ze strony procesora X-Bass, a wielka scena również nie potrzebowała obróbki 3D, chociaż z nią faktycznie stawała się większa, a całe brzmienie jaśniejsze, lecz nie jakieś zbyt jasne.

Sony MDR-Z1000

Te Sony też w niedawnym teście odtwarzacza AK380 dawały wielki popis, a teraz potwierdziły, że niejedno umieją. Energii serwowały jeszcze więcej od poprzednio słuchanych, a bas miały jeszcze mocniejszy, jak również były szybsze. Do tego – a nawet przede wszystkim – bardziej okazały się muzykalne, co względem zwłaszcza niezwykle muzykalnych Grado wysoce było zaskakujące i świadczące o bardzo dobrym dopasowaniu. W dodatku głos niósł się hen, aczkolwiek poczucia tak wielkiej jak u AKG sceny nie było, niemniej także brak wrażenia zamknięcia czy zacierania się planów. Przestrzeń miała swój rozmiar i swoje uporządkowanie, a szalejąca na niej energia nie pozwalała się skupiać na niczym poza sobą.

Uściślijmy rzecz jeszcze – to nie był popis muzykalności i chropawa wyraźność znowu się narzucała, ale płynność i falowanie muzyki jednak od Grado i AKG okazywały się raz po raz lepsze. Bardziej szorstko to grało niż z AK380, ale o wiele mocniej i w popisowym natarciu. Skrzyła się wszędzie obecna energia, a siła wyrazu orkiestr dętych bezpośrednio nawiązywała do realności. Może nie do końca trójwymiarem sopranów, ale dynamiką i całościowym formatem na pewno. Jeżeli ten iUSB3.0 jeszcze się w dobrą stronę wygrzeje, to uczta powinna być całkowita.

Sygnał jest doprowadzany kablem USB standardu B...

Sygnał jest doprowadzany kablem USB standardu B…

AudioQuest NightHawk

Sporo droższe i zdecydowanie nowsze konstrukcyjnie NightHawk udowodniły niezbicie, że można jeszcze lepiej. Powietrza strzyknęły w przekaz jeszcze o wiele więcej, a sznyt muzykalności miały od wszystkich poprzednich lepszy. One wciąż jeszcze się wygrzewają i powoli po pogłosowym przeskoku wracają na muzykalniejszy teren, niemniej pogłosowy i wielkosceniczny charakter już im prawdopodobnie zostaną. Na pewno były najbardziej przejrzyste i dzięki muzykalności bardziej też brzmieniowo uniwersalne, doskonale pasując do każdego repertuaru, a także nie czuło się w nich, że jakieś w ogóle słuchawki mamy na głowie. Nie w sensie wygody, chociaż ta swoją drogą, tylko sposobu pracy, jako że grały najbardziej jakby słuchać bez sprzętowego pośrednictwa. Dobitnie za tym stała ich super transparencja, z powietrzem dosłownie widocznym podczas słuchania, uzupełniana największą spośród porównywanych płynnością fraz. To też nie był relaks tylko czysty realizm, chwilami wręcz dotykowy, niemniej muzyczne płynięcie i falowanie o wiele miały lepsze. Czuć też było, podobnie jak u wszystkich poprzednich, nieznaczne naprężanie się dźwięku, ale tylko właśnie nieznaczne, będące niejako zapleczem tej szalejącej energii. Duża towarzyszyła temu bliskość wykonawców oraz ich duża postura, a wibrujące powietrze miało posmak zgoła metafizyczny. Znów, jak zawsze gdy gra wyjątkowo dobrze, obecność bytu innego niż własny przejawiała postać nieprzepartą, a soprany towarzyszące temu były spokojniejsze i dynamika mniej się narzucająca; taka bardziej pracująca w odchodzących pogłosach.

Grado GS1000e

Podobnie jak AudioQuesty, jeszcze wygrzewające się Grado pokazały analogiczny do nich styl, z tym że znów wielkosceniczny jak AKG. Nie to, że te NightHawk scenę miały niewielką, bo teraz, po zaawansowanym wygrzaniu, jest ona duża, niemniej nie w sposób jawnie się z tą swoją wielkością narzucający, a taki właśnie prezentowały Grado. Zarazem z super bezpośredniością, przy której chwalone przed chwilą za wyraźność AKG zdawały się grać jak za woalem. A także znów z super energią i dynamiką, czyli przymiotami ewidentnie prokurowanymi przez samo iUSB. Podobnie jak u AudioQuestów zjawiskowa też była przejrzystość oraz ruchomość wszechobecnego powietrza, a spozieranie przez słuchacza w przepastną głębię sceny dawało ogromną radość. Dobitnie ożywiająca się przestrzeń zdawała się żyć własnym życiem, a soprany się podkreślały, dodatkowo wspierając przestrzenność i mocne drążenie tekstur. Chropawość natomiast bardziej była umiarkowana, czyli też podobna stylistycznie do tej z NightHawk, wszakże nie należy na tej podstawie insynuować braku transparentności czy wyraźności, bo te były najwyższej klasy.

i wyprowadzany po "odświeżeniu" złączem A, najlepiej z wydzieloną linią POWER

i wyprowadzany po „odświeżeniu” złączem A, najlepiej z wydzieloną linią POWER

Nie napiszę w tym miejscu, że słuchawki mniej przy tym duecie od ifi muzykalne, jak AKG i małe Grado, grały dźwiękiem technicznym, ponieważ energia i dynamika dawały nawet u nich zupełnie nietechnicznego rodzaju spektakl, niemniej wyższość pod tym względem dużych Grado i NightHawk była bezsporna. Nie ulegało też wątpliwości, że oba droższe modele lepiej separują źródła i lepiej ukazują muzyczne plany, a także złego słowa nie powiem o tych planów kooperacji. Równocześnie zaznaczała się ich przewaga pod względem uprzestrzenniania sopranów, w dużej mierze powodująca tę ich lepszą muzykalność. Najlepsza z tego wszystkiego była jednak transparencja i buchająca na każdym kroku energia. To nie był ani styl na małym obszarze skumulowanej mocy, ani wielki obszar łagodnego pejzażu. Obszar był wielki, ale stanowiąca go muzyka dynamiczna i energetyczna. Do tego masa powietrza w dźwiękach i super przejrzystość ożywionej przestrzeni – a więc zbiór cech wyjątkowo spektakularnie się łączących i bardzo rzadko występujących razem. A już wcale na takim poziomie cenowym.

Odsłuch cd.

I w teorii powinno zaowocować skuteczniejszą podłączonego DAC. A jak praktyka?

I w teorii powinno zaowocować skuteczniejszą pracą podłączonego DAC. A jak praktyka?

Fostex TH-900

   Flagowe Fostexy na test iDSD na szczęście też się załapały, dzięki czemu mogłem je w pamięci przywołać. A pamięć ta podpowiadała, że jeśli ktokolwiek ma wątpliwość, co do pożytków z zastosowania iUSB3.0, to powinien sięgnąć po te właśnie słuchawki. Bomba! – to nie będzie za duże słowo. Ja wiem – iDSD kosztuje dwa tysiące, iUSB takoż, a łączący je kabel prawie tysiąc, ale z drugiej strony jest to kompletny zestaw obejmujący okablowanie i przetwornik wraz z lepszym zegarem, a zatem nie sam wzmacniacz. A grało to, że mnie z lekka cały czas przytykało. A już zwłaszcza z tymi Fostexami. Być może kiedy NightHawk i Grado będą miały tyle na liczniku co one, o nich również można będzie powiedzieć, że aż tak dobrze grają, ale na razie zamknięte przetworniki w malinowych oprawach lakieru urushi z Japonii okazały się być górą. Pierwszy raz zestaw ifi wybił się dzięki nim na pełną muzykalność, a głębia brzmienia, wielkość sceny i moc całego dźwięku bez przesady mnie sparaliżowały. Już powinienem się przyzwyczaić, że małe urządzonka dużo potrafią, ale takiego potrafienia od mikrusów chyba jeszcze nie słyszałem. Może nie do końca, bo cała wieża ifi też zabijała jakością, a przecież ją także można wesprzeć iUSB3.0 w miejsce iUSBPowera, co jak najlepiej jej wróży. Prawdę mówiąc nie mam ochoty rozbierania tego brzmienia na detale, a słowo „fantastycznie” powinno wszystkim wystarczyć. To była prezentacja jak za naprawdę ciężką forsę, że gdyby mi ktoś te słuchawki w ciemnościach założył i kazał zgadywać, to bym powiedział, iż to jakiś nowy wzmacniacz tranzystorowy za kilkanaście tysięcy. Buchało z tej muzyki, tryskało, sypało iskrami – a wszystko w trójwymiarze, z całościowym przepychem i energią parowego młota. Dwa małe sukinsyny, a granie w formacie XXL…

Nie znalazłem żadnego powodu, by się do tej muzyki przyczepić. Nie miała wprawdzie lampowej słodyczy i takiego jak u lamp uwodzicielstwa, ale brzmieniową głębią, nieustannym nabieraniem oddechu i przede wszystkim magią realności wspieraną zalewem napływającej zewsząd energii zniewalała. Super to grało, naprawdę super. Z ciekawostek mogę dorzucić, że w Immigrant Song to nie gitara basowa (jak u Grado GS1000) pulsowała najbardziej, tylko z siłą miecha pracująca perkusja. W zamkniętych przetwornikach jej dźwięk jeszcze potężniał i grzmocił niczym bokser.

Audeze LCD-3 (kabel FAW Noir Hybrid)

Flagowe Audeze, te co ostatnio tak nieprzyjemnie zdrożały, wzbudzając głośne protesty audiofilskiej braci, także dały dowód odmienności stylu pracy iDSD w towarzystwie iUSB zamiast iUSBPowera. Nie tylko w sensie większej energetyczności, która u wszystkich poprzednich się przejawiła, ale również dalece odmiennego sposobu prezentacji. Nie grały już spokojnie i z pewnym dystansem, tylko bezpośrednio, mocno i wyraziście. Nie tak wprawdzie całościowo świetnie jak Fostexy, ale także analogowo i muzykalnie, choć skromniej pod względem dynamiki i potęgi basu. Klasyczne słuchawki planarne, te sprzed rewolucji zapoczątkowanej przez OPPO, mają swoje niezbywalne wymogi odnośnie zasilania i moc jakichś 2 Watów jest im potrzebna jak lwom mięso. To lepsze zasilanie za sprawą iDSD spowodowało wprawdzie całościowe ożywienie i zdecydowanie obfitszą ekspozycję sopranów, a także lepszą szybkość, ale czadowej energii i potężnego basu, z którego te Audeze wszak słyną, zaszczepić im nie było w stanie. Grały lepiej w sensie samej prawdziwości, ale w niezbyt korzystnym rozkroku pomiędzy brzmieniem będącym czystym relaksem, a takim jednoznacznie energetycznym i realistycznym. To było dobre granie, ale nie porywające pod żadnym względem. Zwłaszcza na tle słuchanych przed chwilą Fostexów.

Final Sonorous X

ifi_iUSB3.0_003_HiFi Philosophy ifi_iUSB3.0_004_HiFi Philosophy ifi_iUSB3.0_006_HiFi Philosophy ifi_iUSB3.0_002_HiFi Philosophy

 

 

 

 

Na eksplozyjne wyżyny powrót z flagowymi Final Audio okazał się natychmiastowy. One z kolei energii wyjątkowo niewiele potrzebują, by się na całość rozkręcić, i od razu było to słychać. A że konstrukcję zamkniętą podobnie jak Fostexy mają, to i bas wybuchł bombastycznie, i pulsowanie potężne wróciło, i chmura wibrującej energii się pojawiła.

Po tylu z nimi spotkaniach nie muszę chyba dodawać, że szczegółowość miały najlepszą, a prócz niej także sobie tylko właściwą pianę na dźwiękach, tak jakby ta szczegółowość odrywała od linii melodycznych jakieś drobiny i niosła je niczym morską bryzę. To dawało efekt szczególnie finezyjnych sopranów, ale także naruszało spójność przekazu, do jakiej użytkownicy zwyklejszych słuchawek są przyzwyczajeni. – Pewien element rozpraszania dźwięku i srebrnej mgiełki drobin, kłębiącej się pośród wspaniałej przejrzystości, co mocno wpływało na odbiór, czyniąc go bardzo niepospolitym. Są te słuchawki niesamowite i od innych odmienne, a można tę ich niepospolitość uwielbiać, a można też mieć za udziwnienie. Tak czy inaczej samą głębię dźwięku miały zniewalającą, a własny wymiar przebywania w muzyce tylko sobie właściwy, co wysoka klasa toru od małych ifi bardzo dobrze ukazywała.

W praktyce wyszło to nadspodziewanie dobrze. I nie tylko DAC marki ifi potrafi wykorzystać zalety płynące z iUSB3.0.

W praktyce wyszło to nadspodziewanie dobrze. I nie tylko DAC marki ifi potrafi wykorzystać zalety płynące z iUSB3.0.

Final Audio Piano Forte IX

Skłamałbym, gdybym napisał, że te słuchawki douszne nie grały znakomicie. Nie aż tak niezwykle jak pełnogabarytowe Sonorous X i nie z taką jak one energią, a także tym razem w zdecydowanie pogłosowym stylu, ale czystość i całościowy sposób przedstawiania muzyki miały high-endowej miary. Znów ta przejrzystość dominowała, a choć nie widać było ruszającego się powietrza i nie było ono dopompowywane do każdego dźwięku, to przestrzeń była wielka, echo na niej rozległe, a wszystko transparentne i widoczne na przestrzał. Bez cienia ocieplania czy dosładzania, ale także bez śladu oziębłości czy technicznego nalotu. Po całej serii słuchawek odznaczających się wybitną muzykalnością nawet nie zwróciłem początkowo uwagi, że i one taką muzykalność przejawiają, a wręcz można powiedzieć, że jako jedyne grały bardziej gładko niźli chropawo. Ze sporym odsunięciem pierwszego planu, ale realistycznie i czysto – a nawet przede wszystkim czysto. Ani śladu przymglenia czy skrywania czegokolwiek w cieniu. Samo cieniowanie, poprawiające plastyczność – to owszem, miały – ale nic z ukrywania, czy choćby tylko niedopowiadania. Płynność ozdobiona pogłosem i czysto, wyraźnie brzmiąca każda nuta. Wielka przestrzeń i rozmach, a tylko bas i wibrowanie zdecydowanie słabsze niż u wokółusznych. Ale i tak świetne słuchanie.

 

Z Accuphase DC-37 i Transrotorem

Nigdzie nie jest powiedziane, że iUSB3.0 musi grać tylko z klockami ifi. Wręcz przeciwnie, tak jak poprzednio używałem ze wszystkimi iUSBPowera i jego podwójnego kabla Gemini, tak teraz mogłem go zastąpić iUSB3.0 z tym samym kablem, a wic polegał na tym, co to zastępstwo przyniesie. I przyznać muszę, że nowy szpej do poprawiania komputerowego audio spisał się na miarę tych swoich ośmiu w miejsce trzech (bo jeszcze uziemianie) ścieżek poprawy. Muzyka w tym drogim torze zabrzmiała z nim zdecydowanie bardziej analogowo, głębiej i misterniej. Także bardziej energetycznie i z wyraźnie mocniejszym basem. Wszelki dźwięk nabrał wypełnienia i ładnie się uwypuklił, a nieznaczne prężenie przydawało mu siły. Znów najbardziej zyskały słuchawki Fostexa, które przestały być chłodne i pogłosowe (co jest ich częstą manierą), jak również analogowość u nich doznała największego wzmożenia. Ale to samo w różnym stopniu tyczyło wszystkich, których nie będę tu opisowo wyliczał, lecz wspomnę, że także NightHawk i Grado GS1000 bardzo poprawiły analogowość względem tego toru bez iUSB, a jej nadzwyczaj wymagającym probierzem był interkonekt pomiędzy przetwornikiem a wzmacniaczem, w które to miejsce wpiąłem szalenie wymagający, skutkiem kosmicznej wręcz transparencji, Crystal Cable Absolute Dream.

Niektórzy nie wierzą w takie rzeczy, ale dla nas to nie jest kwestia wiary, tylko empirycznych odczuć, które każą nam gorąco polecać to kapitalne urządzenie!

Niektórzy nie wierzą w takie rzeczy, ale dla nas to nie jest kwestia wiary, tylko empirycznych odczuć, które każą nam gorąco polecać to kapitalne urządzenie!

Nie jest on tak analogowo spolegliwy jak Sulek, doskonale ukazując wszelkie dudnienia, ostrości i inne niedociągnięcia scalanych sobą urządzeń, a w efekcie słuchanie za jego pośrednictwem zwykłych plików komputerowych może się okazać ciężką próbą. A jednak iUSB3.0 zdołał temu zaradzić i wszystkie bez wyjątku słuchawki zagrały tym razem analogowo, mimo iż wzmacniacz Transrotora też nie należy do umilających tylko transparentnych, a przetwornik od Accuphase, gdy tylko coś jest nie tak, od razu produkuje zawyżoną pogłosowość i w jej następstwie obcość, czego Transrotor z tym Crystal Cable ani myślą skrywać. Tymczasem z iUSB wcale tego nie było, chociaż z iUSBPowerem i owszem. Z nim tylko dobre pliki potrafiły zaliczać egzamin analogowości, a i to nie z każdymi słuchawkami. Tak więc, cóż – nic innego nie pozostaje napisać, jak to, że iUSBPower będzie musiał oddalić się w przeszłość, a zastąpienie go przez iUSB3.0 jest oczywistą oczywistością. Na razie musi wprawdzie odjechać to nowe cacko do innych recenzentów, ale jego odzyskanie jest sprawą priorytetową i mowy nawet nie ma, żeby nie wróciło.

Wypada jeszcze dorzucić, że duet Accuphase-Transrotor grał oczywiście szlachetniej i pod każdym względem lepiej od samotnego iDSD, co za jego dwadzieścia razy większe pieniądze (nie licząc już nawet tego piekielnego interkonektu za dziesięć tysięcy euro) też jest oczywistą oczywistością, ale jeżeli ktoś się domyśla, że iDSD nie miał przy tej drożyźnie czego szukać, to źle się domyśla.

Podsumowanie

ifi_iUSB3.0_005_HiFi Philosophy   Tu nic nie ma do sumowania. Urządzenie swym wkładem w jakość dźwięku wszystko natychmiast tłumaczy i nawet posiadacze bardzo drogich przetworników powinni po nie sięgnąć, bo przynosi zdecydowaną poprawę. Nie można oczywiście uogólniać, ale oprócz tego Accuphase popróbowałem też paru innych i efekt za każdym razem był spektakularny. Nie ma gwarancji, że tak będzie za każdym razem, ale nie spróbowanie we własnym torze byłoby grzechem pychy. Żadna to ujma dla drogich DAC-ków korzystać z kabla od ifi i jego przystawki poprawiającej. Audiofilizm to nie pompatyczna impreza dworska, na której liczy się sam jeno przepych, tylko indywidualna marszruta ku doskonałości, a tę mały ifi Audio iUSB3.0 micro może wydatnie wspomożyć. To samo dotyczy oczywiście posiadaczy przetworników skromniejszych, co iDSD nam tu dobitnie pokazał. Pełna moja rekomendacja.

Cena testowanych urządzeń:

iDSD micro – 2499 PLN

iUSB3.0 micro – 1949 PLN

kabel ifi Gemini – 925 PLN

Sprzęt do testu dostarczyła firma:

MojeAudio

 

Strona producenta:

ifi_micro

 

 

 

 

System:

  • Źródło: PC.
  • Przetworniki: Accuphase DC-37, iDSD micro, Mytek 192-DSD DAC, Phasemation 7A- HD192.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: iDSD, Transrotor.
  • Kabel USB: ifi Gemini.
  • Interkonekty RCA: Crystal Cable Absolute Dream, Sulek Audio.
  • Kable zasilające: Crystal Cable Reference, Sulek Audio.
  • Listwa: Power Base HighEnd.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

28 komentarzy w “Recenzja: ifi Audio iUSB3.0 micro

  1. Premiumsound pisze:

    Szanowni koledzy sprawdzali różnice przy zastosowaniu kabla podwójnego iFI i zwykłego USB? Bardzo nas to ciekawi, a brakuje czasu na rzetelne prównania. Pozdrawiamy.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Koledzy sprawdzali i o ile w przypadku iPowera z kablem podwójnym względem dobrego, markowego kabla USB nie było czuć przyrostu jakości albo tylko niewielki, względnie degradację (duży rozrzut w zależności od konkretnego przetwornika), to w przypadku iUSB3.0 ten kabel podwójny okazuje się lepszy niż takie za dwa, powiedzmy, tysiące stosowane samodzielnie. Można też napisać, że kable klasy Entreq Atlantis albo Synergistic Research Galileo (czyli absolutnie topowe za kilkanaście tysięcy) potrafią przydać dźwiękowi więcej finezji, natomiast dynamiki i energii iUSB3.0 z kablem Gemini dać nie potrafią. Przynajmniej nie tym przetwornikom, z którymi miałem do czynienia.

  2. fon pisze:

    Z opisu wynika, że Nighthawki dalej się w miarę wygrzewania zmieniają brzmieniowo ,ile godzin mają na liczniku i jak teraz grają w porównaniu do ich pierwszego testu?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Licznika wbudowanego nie mają, ale można policzyć według kalendarza, bo grają po jakieś osiem godzin dziennie średnio biorąc. (Czasami nie grają wcale, a czasem całą dobę – różnie to bywa.) Nieustannie się pomału zmieniają, już teraz bez żadnych przeskoków. Nie są tak jednoznacznie jak na początku analogowe i robią o wiele więcej teatru, to znaczy aranż, cieniowanie, pogłosy, wyraźną własną atmosferę. Bardzo mi się podobają i są świetnym uzupełnieniem Grado GS1000e, które są bardziej otwarte, wielkosceniczne i jak na razie ostrzej brzmiące. Jak jedne i drugie dorzucą sobie trochę grania, to powiedzmy za dwa miesiące, już po Audio Show, napiszę uzupełnienia ich recenzji. Na razie byłoby to przedwczesne.

      1. Maciej pisze:

        Największy problem NH AQ to to że nie ma ich gdzie posłuchać, przynajmniej w stolicy…

        1. Piotr Ryka pisze:

          Weź Macieju na AS swoją nową A-T, a ja zabiorę NH – ktoś nam przecież użyczy wzmacniacza i sobie posłuchasz.

          1. Maciej pisze:

            OK, załatwione 🙂 Wpisuję do przypominacza.

      2. Marecki pisze:

        Oby w uzupełnieniu nie zabrakło wieży Ifi 😉 A kable od Forzy też by pewnie coś ciekawego wniosły. 🙂 Pozdrowienia

        1. Marecki pisze:

          Wieża -itube, iusb3.0, idsd.
          Może później będzie dostępny idac2, czy nawet idsd2.

  3. fon pisze:

    Zaciekawiło mnie to, Otóż nasi amerykańscy koledzy zdążyli już ustalić, że iUSB 3.0 działa zdecydowanie lepiej, gdy jego zasilacz nagniazdkowy znajdzie się w listwie zasilającej na samym początku, to znaczy od strony wchodzącego w nią kabla.Sam przed chwilą zrobiłem podobnie z wzmacniaczem Precision2 i faktycznie. ..jest sporo lepiej, dobre listwy typu Furutech mają każde gniazdko w listwie podpięte niezależnie z jednego punktu ,warto się w to pobawić.

    1. Maciej pisze:

      A to reguła potwierdzana już z kilku źródeł że im, bardziej czuły sprzęt tym bliżej wejścia do listy.

  4. Marecki pisze:

    Itube jeszcze nie dojechał?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie. Na razie go nie ma.

  5. fon pisze:

    A kiedy można się spodziewać testu Bayerdynamic T1 v2

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie tak zaraz. Najpierw muszą się wygrzać, bo przyjechały nowiutkie, a po przygodach z NightHawk i AKG K812 nieskory jestem do pośpiechu. Co komu po takiej niedojrzałej, w błąd wprowadzającej recenzji?

    2. emero pisze:

      A ja już mam od tygodnia T1 v.2 i słucham, słucham i nadziwić się nie mogę;) w skrócie Ci napiszę, że słuchawki nie zawodzą w żadnym aspekcie.

  6. Marcin pisze:

    Ciekawe jak skalują Tesle z tym pudełeczkiem.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie wiem, bo pudełeczka myk i odjechały, ale T1 V2 są w porządku. Jutro zaczynam pisać ich recenzję.

  7. Marcin pisze:

    Panie Piotrze. Stałem się posiadaczem iUSB3.0 i muszę przyznać, że wraz z moimi T90 (schiit bifrost + Valhalla2) poprawa była wyraźna, głównie scena, separacja, czystość, rozdzielczość. Zauważyłem również, że kwiestia przewodów USB tak samo jak wcześniej przed zakupem iUSB3.0 nadal ma sporo do gadania . Rozważam zakup do niego dobrego przewodu USB i zastanawiam się nad Gemini bo sam jest do iUSB dedykowany, lecz w sieci można spotać różne opinie bardzo pozytywne jak i takie że za ich cenę można jednak lepiej. Być może dlatego, że Gemini z iUSB daje najlepsze efekty a bez niego nie? Mam pytanie. Czy sam przewód Gemini wpięty do iUSB3.0 da spory skok jakościowy względem zwykłego przewodu „drukarkowego” czy może jednak istnieją sonicznie lepsze alternatywy w połączeniu z iUSB. Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Do iUSB3.0 podwójny przewód od ifi jest optymalny. Nie ma sensu brnąć w inny.

  8. Artur pisze:

    Panie Piotrze, myślę o zakupie tego ustrojstwa;) docelowo grałby on z iDsd Black, iTube, ican se, Gemini i iDefenderem. Pytanie czy warto kupować właśnie wersje micro czy może o połowę tańszy iUsb nano też da radę, słychać różnice jeśli jest defender i purifier w torze dodatkowi? Cała reszta będzie micro oczywiście.

  9. Andrzej pisze:

    Jakie są logiczne argumenty za iusb, kiedy można kupić za 1kzl streamera i coaxialem do daca?
    Z pc przez iusb będzie lepsza jakość?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Dobrze da się przyrządzić wyjście z komputera zarówno po kablu USB, jak i koaksjalnym. Największy problem to wyszukanie odpowiednich kabli. Resztę załatwi iUSB albo iOne. Lub coś równoważnego.

      1. Andrzej pisze:

        Przy streamerze wystepuja te same problemy co przy pc przez usb?
        W koncu streamer to taki mini pc.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Tak, te same.

  10. Alucard pisze:

    Jakby ciągnąć sygnał po USB do Qutesta z komputera, starczy Tellerium Q Blue? Czy coś innego?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Pod względem stosunku jakości do ceny nie jest mi znana konkurencja dla kabla Fidata USB. (Aktualna cena to bodaj 1500 złotych.)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy