Recenzja: HiFiMAN Edition X

HiFiMAN_Edition_X_HiFiPhilosophy_006   Sypnęło w ostatnich latach słuchawkami o konstrukcji planarnej. Bo kiedy już nieznane nikomu firmy HiFiMAN z Chin i Audeze z USA postanowiły po trzydziestu latach historycznej i rynkowej zapaści zastąpić japońską Yamahę w produkcji wysokiej klasy słuchawek planarnych, to się zaczęło. Rynek pomysł podchwycił, sprzedaż ruszyła i pojawili się entuzjaści. A entuzjasta to chłopak, na którego można liczyć. Jak raz się zakocha, to kochał będzie i swojej firmie krzywdy na pewno nie zrobi. Będzie kupował nowe modele, a ona mu je będzie podsuwać, za każdym razem przekonując, że ten najnowszy jest jeszcze lepszy. I tak Audeze przebyło drogę od LCD-1 do LCD-2, a potem do LCD-3 i teraz jeszcze do LCD-4; a HiFiMAN zaczął od razu od HE-5 (ciekawa okoliczność numeracyjna), by przejść do HE-6, a następnie wylądować od razu w HE-1000. (Niezgorszy przeskok.) Jedna i druga firma oferowała też po drodze słuchawki skromniejsze i tańsze – i takim właśnie jakościowym ustępstwem jest bardzo świeży, obecnie recenzowany model HiFiMAN Edition X. Wszelako ustępstwem szczególnym, czego dowodem najlepszym cena. Słuchawki kosztują w szerokim świecie $1800, a u nas, by tej amerykańskiej ósemki nie było nam szkoda, 8800 PLN. To się nazywa ustępstwo! Potanione słuchawki za prawie dziewięć tysięcy… Ale fakty nie chcą być inne; flagowe HE-1000 kosztują tysięcy piętnaście, wobec których niecałe dziewięć to duża przecena. Kiedy jednak zaglądać od spodu, to znaczy od strony tych tańszych, wówczas zobaczymy o ponad połowę niżej wycenione flagowe Beyerdynamic T1 i o ćwiartkę cenowo skromniejsze nowo przysposobione Sennheiser HD 800S. A zatem jedne i drugie spośród najpopularniejszych flagowców wysokich lotów kosztują zdecydowanie mniej, a w cenie analogicznej znajdziemy do niedawna jeszcze flagowe Audeze LCD-3 oraz niezwykle udane i wciąż flagowe Ultrasone Edition5. Gęsto jest zatem od groźnej konkurencji i niespecjalna w tej sytuacji płynie pociecha z faktu, że własny flagowiec bez mała dwakroć jest droższy, a nowe flagowe Audeze to już dobrze ponad dwa razy. Bo przecież wciąż jeszcze są do kupienia flagowe do niedawna HiFiMAN HE-6, które mniej niż sześć tysięcy kosztują, a tu naraz ustępstwo za osiem osiemset. Wariują te słuchawkowe ceny i ciekawie kiedyś będzie oglądać, jak ta słuchawkowa bańka spekulacyjna pęka, ale na razie wszyscy dostali bzika i nic tylko ceny windują. Właśnie Grado odpaliło świeżuteńką petardę, a Pioneer i Technics nie chcą być gorsi. Odnośnie zaś samych słuchawek planarnych, to do wyścigu zbrojeń dołączały kolejno Abyss, OPPO, Mr Speakers i Fostex, bowiem na słuchawki wielka zapanowała moda; a gdzie moda, to i zaraz drożyzna. Za modę trzeba płacić i od razu wraz z nią pojawia się spirala cenowa, a w efekcie mamy te nasze Edition X, jako cenowe ustępstwo za osiem tysięcy osiemset.

Budowa i okolice

Nowe modele marki HiFiMAN to także nowe opakowania. Całkiem ładne, choć to nic, czego byśmy wcześniej nie widzieli.

Nowe modele marki HiFiMAN to także nowe opakowania. Całkiem ładne, choć to nic, czego byśmy wcześniej nie widzieli.

   Zacznijmy od kwestii technicznych, bo ciekawie one nas poprowadzą. Słuchawki są planarne, co jeszcze dwa lata temu oznaczało konieczność napędzania dużym prądem. Takim powyżej jednego Wata conajmniej, a najlepiej mocą kilku lub kilkunastu. Lecz potem OPPO zrobiło swoje PM-1 i słuchawki o konstrukcji planarnej mało mocy potrzebujące okazały się możliwe. Teraz dołącza do tego HiFIMAN ze swoimi Edition X, o czułości rzędu 103 dB i impedancji 25 Ω. Ale na tym nie koniec niskoprądowej hecy, jako że producent otwarcie powiada, że słuchawki nadają się jak najbardziej do sprzętu przenośnego, co w zestawieniu z wyglądem oznacza spore przegięcie. Bo słuchawki są właśnie duże niczym dwie patelnie połączone nad głową, albo dwa naleśniki. Przesadzam z tymi kulinarnymi odwołaniami, ale naprawdę są bycze i trudno o większe. A jeszcze do tego czarne ze srebrnymi akcentami, czyli kiedy wyjdziesz na ulicę, bez wątpienia zrobisz z siebie widowisko. Ja wiem, że teraz można nosić co kto chce i zielone włosy, fioletowe buty ani czerwono-żółte szaliki nikogo nie zdziwią, ale żeby paradować poza domem w słuchawkach otwartych akurat największego z dostępnych formatu, to jednak pewien ekscentryzm i trochę dziwne założenie konstrukcyjne. Niemniej tak to sobie HiFIMAN wymyślił i niech mu będzie, jego sprawa. Poza tym sprzętu tak zwanego przenośnego nie musi się przecież słuchać na dworze, a przy tym oferuje on niewątpliwie rosnącą jakość, i taki choćby Chord Hugo czy Astell & Kern AK380 to naprawdę wybitne urządzenia high-endowego poziomu. Czyli kto chce, niech wychodzi i się popisuje, a kto zechce słuchać w domu, będzie mógł korzystać ze świetnie sporządzanej muzyki także z przenośnego urządzenia, do którego na ulicy podpinał będzie coś mniej rzucającego się w oczy i lepiej izolującego.

Przyjrzyjmy się bliżej. Tak naprawdę HiFiMAN Edition X nie do końca są czarne, bo muszle na obwodzie są ciemnobrązowe z domieszką fioletu, co ładnie wygląda, z lekka urozmaicając kolorystykę w stylu wyrobów z obszaru dyskretnego luksusu. Ładnie także się prezentują wspólne z wyższym modelem chromowane maskownice z cienkich, starannie modelowanych prętów, a najładniejszy okazuje się sam kształt, dający muszlom postać wydłużonej i przekierowanej z lekka ku przodowi łezki. Jest to kształt dokładnie ten sam co u AudioQuest NightHawk, tyle że zrealizowany na dużo większym obwodzie. Całe słuchawki są cięższe i niżej swymi muszlami sięgające, zawadzając nieco o żuchwę, co może irytować. Siedzą jednak bardzo poprawnie i bez zbędnego nacisku, a niedawno opracowany dla modelu szczytowego pałąk także w Edition X sprawdza się bez zarzutu.

A oto i drogocenna zawartość - wiceflagowe słuchawki chińskiej marki, nazwane Edition X.

A oto i drogocenna zawartość – wiceflagowe słuchawki chińskiej marki, ochrzczone jako Edition X.

Dołączają do niego świetne w użyciu pady z weluru okolonego skórką, a także długi i elastyczny przewód w popielatym oplocie, zakończony dużym jackiem od Neutrika. Przewód jest podpinany małymi jackami i uzupełniany drugim dla sprzętu przenośnego, natomiast brak w komplecie kabla symetrycznego i to jest ewidentna wtopa. Nie wiem dlaczego u HE-6 przewód mógł być od startu symetryczny z przejściówką na duży jack, a tu symetryzację trzeba będzie samemu przysposobić, albo kupić kabel od HE-1000. Czysty nonsens. Lecz przynajmniej przewody są odpowiedniej długości, lekkie i elastyczne, jak również dobrze dobrane kolorem, tyle że w z lekka szorstkawych oplotach, czego niektórzy, z uwagi na odgłosy tarcia o ubranie, nie lubią.

Przeglądając sprawy techniczne trafiamy na parę istotnych nowin. Owe maskownice z rzadko rozmieszczonych prętów okazują się osłaniać Window Shade Grill, czyli specjalnie pokrycie zewnętrzne przetworników, mające za zadanie rozpraszać odbicia, czyniąc dźwięk czystszym, lepiej skupionym i bardziej naturalnym. Sam ten dźwięk powstaje zaś na supercienkich diafragmach, grubości zaledwie jednego nanometra; tak cienkich, że gdyby je rozpostrzeć przed oczami, byłyby niewidoczne. Dźwięk powstaje oczywiście w oparciu o napęd planarny z serpentynowym ułożeniem magnesów o bliżej niesprecyzowanej konstrukcji i ma się rzecz jasna odznaczać referencyjną jakością, nieznacznie tylko ustępującą (z nieznanych powodów) tej od HE-1000. W uzupełnieniu dostajemy informację o wadze (400g), którą sklepowym stylem producent zmniejsza podgłupiaście do 399g, a także o czułości i impedancji, których wartości już wzmiankowałem. Dorzucone zostaje jeszcze pasmo, obejmujące zakres od 8 do 50 000 Hz, a reszty możemy się tylko domyślać. Okazuje się więc, że nieznanych pozostaje kilka znaczących parametrów, jak powierzchnia diafragmy, rodzaj i siła magnesów, jakość przewodnika w okablowaniu, a także dopuszczalna moc sygnału i moc maksymalna dźwięku.

Edition X stanowią uproszczoną wersję topowego modelu HE1000. Drewniana bryła pierwowzoru została zastąpiona estetycznie wyglądającym plastikiem.

Edition X stanowią uproszczoną wersję topowego modelu HE1000. Drewniana bryła pierwowzoru została zastąpiona estetycznie wyglądającym plastikiem.

Trochę to zatem enigmatyczne i od innych producentów przeważnie dowiadujemy się więcej, a tu musimy się zadowolić wzmianką, że przetworniki były opracowywane przez lat siedem i w związku z tym są naprawdę wybitne. Wybitna także jest cena, bo te osiem tysięcy osiemset złotych nie chadza na piechotę i trzeba będzie się o nie bardziej niż jakimś spacerkiem postarać. A wszystkie te drogocenności i lata pracy nad technologią lądują w porządnym, z grubej, tektury sporządzonym pudle wyścielanym pianką, w którym niczego poza słuchawkami i dwoma przewodami nie znajdziemy. Nie ma woreczka na podróż, nie ma eleganckiego stojaka i nie ma symetrycznego kabla. Szkoda.

Brzmienie: Z Schiit Ragnarok

To co jednak pozostało, to technologia przetwornika o grubości jednego mikrona i osłoniętego grillem typu Window Shade.

To co jednak pozostało, to technologia przetwornika o grubości jednego mikrona i osłoniętego grillem typu Window Shade.

   Skoro słuchawki tak bardzo są czułe, to z pewnością nie lubią sygnału o dużej mocy, który im może wręcz szkodzić, co trzeba było podczas testów brać pod uwagę, ale z czym nie było problemu. Albowiem producenci wzmacniaczy mają już na uwadze wielki natłok słuchawek przystosowanych do urządzeń przenośnych i w swoich popisowych wyrobach zaczęli wdrażać regulację poziomu wzmocnienia, tak aby nawet takie najbardziej czułe, w rodzaju Final Audio, Audio-Techniki czy właśnie wysoko skutecznych planarnych, mogły się poczuć jak w domu. Taką regulację ma już szczytowy wzmacniacz od ifi i ma też flagowy od Schiita, który tu został użyty. A że ma aż trzystopniową, a poprzednie słuchawki flagowe HiFiMAN-a były na miejscu, mogłem przeprowadzić ciekawe porównanie pomiędzy Edition X a do niedawna jeszcze flagowymi HE-6. Pstryk-pstryk wystarczyło robić przyciskiem wyboru mocy i jedne drugimi zastępować na wyjściu, aby się móc nausznie przekonać, co też za innowacyjność nam ten HiFiMAN zgotował.

Po chwili nie było wątpliwości – Edition X i HE-6 grają mocno inaczej. Ale jedne i drugie na tym samym poziomie, a więc istnieje pomiędzy nimi łącznik.

HiFiMAN HE-6

HE-6 brzmieniowo są jasne, uderzająco szybkie i z bardzo dużą siłą ataku. Perkusja bije w nich szczególnie mocno; krótkimi, z nóg zwalającymi ciosami. Potężne, błyskawicznie narastające i szybko wybrzmiewające Bach! – to ich popisowy numer. A dzieje się to tuż obok, jako że pierwszy plan nie jest nawet tuż przed słuchaczem, tylko sam słuchacz jest na tym pierwszym planie, tak więc te uderzenia go dosięgają, budząc jednoznaczną satysfakcję uczestnictwa i bezpośredniości.

Wszystko to zostało umieszczone w bardzo komfortowych obtoczonych welurem nausznicach.

Wszystko to zostało umieszczone w bardzo komfortowych obtoczonych welurem nausznicach.

W jasnym świetle dnia i w bezpośrednim zwarciu pojawia się muzyka przyjemnie ciepła (co oczywiście zależy też od wzmacniacza) i całościowo optymistyczna w wyrazie. Ale nie gładka i nie przede wszystkim melodyjna. Faktury są w dotyku szorstkawe a sopranom nie brak pikanterii, biorącej się przede wszystkim z owej jasności, a także bliskości bycia i samej natury dźwięku. Wszystko tu żyje, tętni, a skraje pasma są bardzo wydatne. Bas grzmoci z całej siły i zejścia ma naprawdę popisowe, a soprany szaleją, świergocąc niczym rój ptaków. I są te soprany mocno obecne także w ludzkich głosach, co czyni je świeżymi, odmładza i mocno podkreśla żywą obecność. A wszystko dzieje się w zalewie szczegółów i pod dyktando świetnej dynamiki, przy czym kolejnym obok jasnego optymizmu i wyczuwalnej szorstkości wyznacznikiem brzmieniowym okazuje się odchodzenie od scalającej spójności na rzecz wyodrębniania. Tu wszystko toczy się prawem kontrastu, ale bez zabawy w światłocień. Kontrast bierze się z różnicy pomiędzy migotliwymi iskierkami sopranów a basowymi piąchami, a nie z rzucania jasnych plam na tło czarne, coś skrywające. Wszystko jest jasne i oczywiste, a nieoczywista jedynie na tle innych słuchawek skala realizmu, siła i szybkość działania. Akcja toczy się błyskawicznie i w wielkiej skali, rozgrywając się w bardzo realistycznej scenerii. I jest to akcja otaczająca, w której sami uczestniczymy.

HiFiMAN Edition X

Z samego wyglądu te słuchawki są bardziej dopracowane, natomiast co do brzmienia, to jest ono podobniejsze do prezentowanego przez najwyższe modele Audeze i Sennheisera.

W zestawie mamy dwa przewody całkiem dobrej jakości: 120 centymetrowy z wtyczką mini-jack oraz grubszy, 3-metrowy zakończony dużym jackiem.

W zestawie mamy dwa przewody całkiem dobrej jakości: 120 centymetrowy z wtyczką mini-jack oraz grubszy, 3-metrowy zakończony dużym jackiem.

Przede wszystkim pasmo jest spójne. Ani soprany się tak nie wysforowują i nie są tak srebrzyście drobniutkie, ani bas nie schodzi tak nisko i nie ma tak twardego ciosu. To bardziej styl Audeze LCD-3 albo Sennheiser HD 800, ale z własnymi akcentami. Bo nie tak ciężki jak u Audeze, tylko bardziej lotny, a także bardziej natleniony; i równocześnie podobnie spokojnie koherentny jak u flagowych Sennheiser, wszakże nie przenikający tak głęboko w urodę wokali. Podobnie jak oba wymienione modele operują Edition X szczególnie spójnym pasmem bez podkreślania akcji na skrajach, i podobnie jak tamte są od HE-6 wyraźnie ciemniejsze. Można nawet powiedzieć, że są te Edition X nieco szarawe, tak samo jak AudioQuest NightHawk z kablem od Forzy, zwłaszcza na tle obdarzających technicolorem Audeze LCD-4. Zarazem jednak grają inaczej, bo dźwiękiem nie aż tak zwartym, że aż – jak to się dzieje czasami u LCD-3 i NightHawk – z duszną gęstością, czerpaną także od basowego podkładu. Dźwięk niesie się u nich zdecydowanie bardziej otwarcie, w czystym, dobrze natlenionym powietrzu. Lecz zarazem smutnawo. Nie poprzez niedostateczną jakość – o, bynajmniej! Jakość jest bardzo dobra i z jej powodu smutek nas nie ogarnie. Jednakże te kolory żywe nie są, tylko takie w szarości dnia codziennego, a temperatura też neutralna. Ani śladu nie ma w niej chłodu, lecz nie ma i śladu ciepła. Jest niczym woda w temperaturze dwudziestu stopni i w świetle stonowanym, takim od Słońca przez chmury. Jedynie zatem ta otwartość przestrzeni oraz pełna swoboda płynięcia i dobre natlenienie dają poczucie satysfakcji, ale robią to bardzo dobrze i w efekcie bardzo przyjemnie się słucha. Nie ma basowych akcentów ani sopranowego świergotu, ale bas jest mocny i akustycznie rozbudowany, a soprany otwarte i bardzo dźwięczne. I przede wszystkim jest ta otwarta przestrzeń, super przejrzystość i świetna melodyka.

Właśnie ta melodyka, obok ciemniejszego oświetlania i braku kontrastów na skrajach daje największą różnicę. Dźwięk jest płynny i gładki od samej góry do dołu, a w efekcie słuchać można godzinami bez poczucia zmęczenia. A równocześnie nie jest nudnawy, nawet kiedy nie dysponujemy sygnałem wybitnym, aczkolwiek szczególnego ożywiania jakiejś mdłej źródłowo muzyki też się nie należy spodziewać. Bo jak mówiłem, kolory nie są pogłębiane, jak również nie cukierkowe, a spójne pasmo i melodyjna gładkość to nie jakaś niezawodna recepta na pobudzanie ospałych.

HiFiMAN_Edition_X_HiFiPhilosophy_017

Najwyższy czas wypróbować Edition X w jakimś doborowym towarzystwie.

Co innego tlen i otwarta przestrzeń – te pobudzają z pewnością – lecz równocześnie nie ma w brzmieniu HiFiMAN Edition X żadnego indywidualnego akcentu, który byłby ich znakiem rozpoznawczym i czymś właśnie pobudzającym. Ale nie do końca to prawda, bo kiedy je z wieloma innymi porównywałem, zawsze okazywało się, że ich dźwięk posiada szczególną nośność i rozległą ekstensję. Niesie się po dużym, otwartym obszarze i rzadko spotykaną ma lotność, na tle której inni mogą się wydać cokolwiek przyciężcy. Natomiast ten od HE-6, który jest szybszy i bardziej ożywiony, zarazem mniej gładko (i to znacznie) płynie, a więc całkiem jest inny w wyrazie. Nie spokojnie przemierzający ogrom, tylko bliski, szarpliwy i agresywnie atakujący, co daje inny zestaw wrażeń i na długim dystansie bardziej bywa męczące, ale za to bardziej jest realistyczne i słuchacza pochłaniające.

I jeszcze jedno o tych Edition X trzeba koniecznie powiedzieć, mianowicie przy całej tej ich spójności, gładkości i melodyce dźwięki są przez nie świetnie separowane, to znaczy nie ma śladu natłoku czy przepychanki, tylko wszystko jedzie jak po autostradzie ośmiopasmowej – spokojnie i swobodnie. Nie dzięki samej kulturze i łagodnemu usposobieniu kierowców, ale też dzięki wielkiej przepustowości i świetnej widoczności. Tak więc to podróż nader przyjemna i poprzez naturalnie oświetlony krajobraz. Nie jakiś Disneyland z feerią kolorów i nie Nürburgring o dech zapierających zakrętach, tylko statecznie i bez tłoku w dzionek widny ale z lekka chmurnawy.

Brzmienie: Z Cowonem Plenue

Tym większym, jak Schiit Ragnarok...

Tym większym, jak Schiit Ragnarok…

   Wystudiowany spokój wysokiego poziomu – tak najkrócej można ten styl scharakteryzować. Z naciskiem na płynną analogowość oraz nasycenie łączone ze świeżością i dobrym natlenieniem, a także brakiem zniekształceń. Zatem styl podobny w zarysie do tego od Audeze LCD-4, których z Cowonem wprawdzie użyć nie można, ale które dosyć podobnie grają. Z tym że bardziej połyskliwie, barwnie i przenikliwie, jednocześnie operując też bardziej dociążonym a mniej nośnym dźwiękiem. Nie przyciężkim – co to, to na pewno – ale takim o większej masie i bardziej takim w sobie. Natomiast Edition X tak dobrze nie dociążają, a za to ich dźwięk płynie swobodniej i niesie się dalej.

Poza tym nie można powiedzieć, by z przenośnym grajkiem wysokiej klasy czymkolwiek się emocjonowały. Grały statecznie i melodyjnie, nie przesadzając z kolorami i dynamiką. Ogólnie bardzo dobrze, ale nie aż porywająco; czyli bardziej w stronę by wad nie było, niż żeby dramaturgia i poryw jakieś wady maskować miały i czyniły mało ważnymi. Przy czym – i na to chcę mocno zwrócić uwagę – był ten egzemplarz Edition X grany przed przyjazdem zaledwie przez kilkanaście godzin, a u mnie były zaledwie półtorej doby, tak więc bardzo możliwe, że ich spokojny klimat muzyczny wraz z wygrzewaniem się zmienia, ale o tym nic konkretnego nie powiem. W każdym razie na badanym etapie nie cisnęły na szczegółowość, ożywianie przestrzeni i dynamikę, tylko na analogową melodykę, swobodę płynięcia i spokój. Przy czym niekoniecznie było to granie relaksacyjne, albowiem nośnie i kolorystycznie dość powściągliwe, czyli idące w stronę spokojnego, niemniej realizmu, a nie podkolorowanego relaksu.

 

...i mniejszym, jak Cowon P1.

…i mniejszym, jak Cowon P1.

Z ASL Twin-Head

Mając na podorędziu całą armię najwyższej klasy słuchawek nie omieszkałem zrobić z nich użytku, przepuszczając przez uszy cały korowód brzmień. Nie będę was zadręczał kolejnym relacyjnym kołowrotkiem, ale na dwie rzeczy najbardziej charakterystyczne chciałbym zwrócić uwagę. Pierwszą – taką na marginesie, ale w sensie nabywczym chyba najistotniejszą. Otóż pośród tej całej plejady tuzów, o cenach z okolic dziesięciu tysięcy i wyżej, skromne AudioQuest NightHawk zjeść się nikomu nie dały, prezentując w torze o najwyższej jakości adekwatny, analogiczny poziom. Inne w stylu, co było nieodłączną przypadłością wszystkich obecnych, ani trochę całościowo nie odstawały, choć na upartego można by powiedzieć, że Final Audio Sonorous VIII oraz Audeze LCD-4 dykcję prezentują wyraźniejszą. Za to styl NightHawk okazał się specyficzny na miarę moich ukochanych Grado GS1000 i tym stylem potrafiły zrównywać szanse.

To wszakże tylko uwaga na marginesie, w sensie przypisu do rozważenia, a teraz o tytułowych HiFiMAN Edition X, które też okazały się mieć charakter i pewną cechę szczególną. Przy czym cecha owa była swoistą kontrą względem przedłożonego przed chwilą porównania z modelem HE-6; kontrą w odniesieniu do przypisanego tam Edition X mniejszego realizmu. Bowiem nie rzucając słuchacza w jasne światło dnia i nie darząc go do bólu niemal chropawą teksturą ani dynamicznym atakiem, potrafiły Edition X na własny sposób budować realizm i wychodziło im to pierwszorzędnie. Nie z każdym materiałem muzycznym jednakowo dobrze, ale niektóre utwory potraktowane ich specyfiką brzmiały chyba najlepiej. A pamiętajmy, w jakiej to działo się stawce, z jakimi konkurentami.

HiFiMAN_Edition_X_HiFiPhilosophy_015

I choć słowa złego nie można powiedzieć o samych słuchawkach, to jednak producent zdaje się przeszarżował z ceną. Ale jeśli to nie problem, to gorąco polecamy!

Wchodząc w konkret nie powiem nic nowego, bo oczywiście grały teraz te Edition X z Twin-Head i Accuphase wciąż po swojemu i lepszy tor nie sprawił, że się przeistoczyły. Sprawił natomiast, że to co prezentowały dotychczas stało się lepsze i efektowniejsze. Bo ich spokojny, mający przymieszkę szarości i łagodnego światła koloryt stał się jeszcze bardziej realistyczny, a analogowa gładź i spójność żywsze, także bardziej realne. Tak więc te dwie podstawowe cechy pracować zaczęły jednoznacznie na rzecz brzmieniowego autentyzmu, stanowiąc świetne uzupełnienie tego, co okazało się najważniejsze. Tym czymś, tym najważniejszym akcentem, była zaś lotna nośność dźwięku, mieszająca się ze świetną separacją i dużym obszarem dziania. Można powiedzieć, że dźwięk Edition X udowodnił w tych porównaniach szczególną umiejętność wzbijania się i żeglowania w przestworzach. Gdy inni zbierali się do muzycznego startu z pewnym ociąganiem i widać było jak ich cięższe dźwięki wolniej od ziemi się odrywają a potem niżej szybują, u HiFiMAN Edition X dźwięk momentalnie nabierał rozmachu, stając się jakby szerszy, swobodniejszy, bardziej na przestrzeń rozprowadzony i bardziej otwarty. Tę umiejętność dzieliły z Sonorous VIII, ale prócz tego słuchawki te nie okazały się podobne, ponieważ japoński popis brzmieniowej techniki krawędzie dźwiękom rysował ostrzejsze, operował mocniejszym pogłosem i wszystko rzucał na tło czarniejsze. Zdecydowanie też bardziej był migotliwy, podekscytowany i kontrastowy, natomiast podobnie szybki startowo i lotny.

HiFiMAN_Edition_X_HiFiPhilosophy_012HiFiMAN_Edition_X_HiFiPhilosophy_014HiFiMAN_Edition_X_HiFiPhilosophy_013HiFiMAN_Edition_X_HiFiPhilosophy_016

Podsumowanie

HiFiMAN_Edition_X_HiFiPhilosophy_001   Jeden dzień to na pewno za mało, by się z jakimiś słuchawkami porządnie otrzaskać, zwłaszcza gdy były one jeszcze w stanie półsurowym. Niemniej czegoś o tych HiFiMAN Edition X się dowiedziałem. A dowiedziałem przede wszystkim dwóch rzeczy, które stoją względem siebie naprzeciw. Że mianowicie grać potrafią spokojnie i płynnie w realistycznej aranżacji oświetleniowej i zawsze na dużym obszarze, ale że tak dzieje się kiedy moc im aplikowana jest raczej z tych skromniejszych. Natomiast poganiane wzmacniaczem o większej mocy i przede wszystkim takim najwyższej jakości, potrafią zagrać z przewagą żywego realizmu nad błogością i łagodnym spokojem. W tym miejscu pojawia się istotny problem, problem wyważenia. Albowiem Schiit, dając trzystopniową regulację wzmocnienia, dowiódł niezbicie, że przesadzać z tą energią nie należy, bo wówczas zatraca się w pewnym stopniu kultura; ale że jednocześnie zakres mocy urządzeń przenośnych, którym te Edition X zostały wszak także dedykowane, jest jednak nieco za skromny. Ich impedancja wprawdzie jest bardzo niska a nominalna skuteczność wysoka, jednak w praktyce słuchawki nie są aż tak skuteczne, jak dynamiczne Sonorous VIII i niektórzy reprezentanci Audio-Techniki, toteż nieco większa moc wspierana super jakością bardziej im służy. Dopiero wówczas stają się czymś więcej niż tylko łagodnym spokojem o wybitnych zdolnościach muzycznych, przechodząc na pozycje realizmu zdeklarowanego, potrafiącego miłośników takiego stylu wysoce zadowalać.

Czy zatem faktycznie są do sprzętu przenośnego? Są, ale pod warunkiem, że nie oczekujesz przy nim silnego wzmożenia i ekscytacji, tylko płynności i melodyki. Owej klasycznej siły spokoju, a nie porywczości i wulkanu energii. Chyba że one z czasem się rozkręcają i po kilkuset godzinach grać zaczynają inaczej, ale tego nie mogłem stwierdzić. Zadatki na to niewątpliwie mają, ale czy je realizują – tego nie wiem. A jest to niewiedza bardzo utrudniająca wydanie ostatecznego werdyktu, ponieważ dla sprawy ich plasowania na rynku zasadnicza. W końcu mówimy o słuchawkach aż za osiem osiemset, a napisałem przed chwilą, że za nieco ponad dwa mamy AudioQuest NightHawk o bardzo zbliżonej, właściwie identycznej jakości. I do tego także gotowe zagrać wybitnie ze sprzętem przenośnym, tyle że we właściwie odwrotnym, zupełnie innym stylu. Bo wprawdzie też melodyjnie, ale na bazie komasacji a nie otwartości, i poprzez siłę ciosu wspieraną ciśnieniem dźwięku, a nie lotność, separację i swobodę oddechu. Przypomnieć jednak w tym miejscu wypada i mocno to podkreślić, że także te NightHawk zaczynały od brzmienia relaksującego, a dopiero z czasem przeistoczyły się w atakującego zapaśnika. Tak więc wyrok trzeba zawiesić i nie jest to dla mnie miłe, ale co robić, tak bywa, nie wszystko da się zrealizować. Ale nie bacząc na ten zawieszony definitywny werdykt, głosem spokojnym jakby od samych tych Edition X pochodził, mogę wyrazić opinię, że są to słuchawki wybitne i żadne „z czym do gościa” w przypadku tej ich wysokiej ceny nie wchodzi w rachubę. W dodatku są bardzo ładne i w nie mniejszym stopniu wygodne, a minimalne niedoróbki w klejeniu obudowy mnie przynajmniej do nich nie zraziły, mimo iż wzrok mam sokoli a nie tylko słuch sowi. A że przy sprzęcie przenośnym i na ulicy wyglądać będą niezupełnie na swoim miejscu, to inna sprawa, natury bardziej prywatnych potrzeb i własnych zapatrywań. Na przenośne nie wyglądają, ale niektórzy lubią na przykład zegarki jak młyńskie koła, czyli rozmiar i rzucanie się w oczy im nie przeszkadza. Lubienie to sprawa prywatna i guzik komu do tego.

 

W punktach:

Zalety

  • Pięknie czysty, klarowny dźwięk.
  • Nośny także i lotny.
  • Elegancki i szczegółowy.
  • Płynny i muzykalny.
  • Dość jasne oświetlenie w naturalnych szarościach.
  • Duża przestrzeń o dobrze zorganizowanych planach i pogłosach.
  • Względem innych wysokiej klasy słuchawek wrażenie większej swobody i szerszej propagacji.
  • Świetna separacja i lokalizacja źródeł.
  • Bardzo dobra stereofonia.
  • Dźwięk nie ucieka do góry.
  • Nie grają w głowie.
  • Dobrze uformowane wokale i dobra dźwięczność.
  • Otwarte soprany bez ostrości i mocny, akustyczny bas.
  • Siła spokoju.
  • Wybitnie analogowy styl prezentacji.
  • Zyskują jakość proporcjonalnie do klasy toru.
  • Bardzo ładne.
  • Starannie wykonane.
  • Budzące respekt wyglądem.
  • Wysoka skuteczność umożliwia w całej rozciągłości korzystanie ze sprzętu przenośnego.
  • Wygodne.
  • Przyjemne w kontakcie dotykowym.
  • Odpinane okablowanie.
  • Ultracienka membrana i Window Shade Grill.
  • Schludne opakowanie.
  • Szanowany, mający światową renomę producent.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Przeszacowana cena.
  • Nie są lepsze niż AudioQuest NightHawk, a tylko inne i bardziej okazałe.
  • Brak symetrycznego kabla.
  • Podobnie jak woreczka lub etui do transportu.
  • Skąpe dane producenta odnośnie aspektów technicznych.

Sprzęt do testu dostarczyła firma:

Logo_HiFiStation

 

 

 

 

 

 

 

 

Dane techniczne:

  • Słuchawki otwarte o konstrukcji planarnej.
  • Przetwornik ortodynamiczny z membraną grubości jednego mikrometra.
  • Specjalny, opatentowany system osłon przetwornika Window Shade Grill – redukujący odbicia i ogniskujący źródła pozorne.
  • W komplecie dwa kable: 1,2 m mały jack; 3,0 m duży.
  • Pasmo przenoszenia: 8 Hz – 50 kHz
  • Czułość: 103 dB.
  • Impedancja: 25±3 Ohm.
  • Waga: 399 g.
  • Cena: 8800 PLN.

 

System:

  • Źródła: PC, Cowon Plenue, Accuphase DP-700.
  • Przetwornik: Hegel HD30.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Schiit Ragnarok.
  • Słuchawki: Audeze LCD-3 & LCD-4, AudioQuest NightHawk, Final Audio Sonorous VIII, HiFiMAN Edition X & HE-6.
  • Interkonekty: Siltech Royal Queen Signature RCA, Tellurium Q Black Diamond XLR, Tonalium Audio XLR.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

29 komentarzy w “Recenzja: HiFiMAN Edition X

  1. Stefan pisze:

    Który FAW masz Piotrze podpięty do NightHawków?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Claire Hybrid HPC symetryczny w najnowszej wersji.

  2. Stefan pisze:

    To są chyba te same wtyki co w Xach ? Nie sprawdzałeś może jak się sprawdza FAW z HiFiManami?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Nie, AudioQuest stosuje też małe ale dłuższe jacki.

  3. Stefan pisze:

    Ach ci producenci nie mogą zrobić jednego rodzaju gniazd, szkoda.
    Trzeba będzie kiedyś posłuchać tych Audioquestów.
    Jeszcze taka drobna rzecz ten pałąk w edition X jest bardzo podobny do tego w HE-560.

    1. Maciej pisze:

      Dlateog trzeba brać lutownice w dłoń i samemu kable robić 🙂

      1. MirekM pisze:

        Można by i samemu, gdyby wtyki 2,5mm mono do questów były łatwo dostępne.

        1. Piter pisze:

          Można wykorzystać wtyki jack 2.5mm stereo, mechanicznie pasują i działają :). Kable od HE-560 na takich wtykach dają się wpiąć bez problemu do NH.

        2. MirekM pisze:

          W końcu kupiłem odpowiednie na AliExpress. Dłuższe tak o 1/3 w części przewodzącej i krótsze sumarycznie od tych cieńszych oryginałów.

    2. Patryk pisze:

      Audioquestow trzeba posluchac w zyciu.San nie wierzylem,ze graja tak pieknie.
      Polecam bardzo!!!

  4. gość44 pisze:

    „Wady i zastrzeżenia
    ◦Przeszacowana cena.”

    A czy to nie jest po części wina recenzentów (te astronomiczne ceny)?
    Za 9 kał. można kupić np. całkiem przyzwoity wzmacniacz.

    1. PIotr Ryka pisze:

      To znaczy, co? Jakiś recenzent namawiał do podnoszenia ceny?

  5. gość44 pisze:

    „kzł.”

  6. Adam K. pisze:

    Panie Piotrze, czy Pana zdaniem warto pokombinować z innym kablem niż fabryczny do słuchawek OPPO PM-1, biorąc pod uwagę. że chcielibyśmy jeszcze większego nasycenia i masy? Mam tu na myśli kabel niezbalansowany.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Niedługo będę pisał recenzję kabli słuchawkowych Tonalium Audio, których wprawdzie ze słuchawkami OPPO nie próbowałem, ale które w przypadku Sennheiser HD 800, a zwłaszcza Audeze LCD-3 i LCD-4, spisują się rewelacyjnie. I właśnie w tym kierunku, chociaż nie tylko. Z tym, że to nie są kable tanie. Komplet kosztuje około trzech tysięcy. Poprawę masy dają też kable od Moon Audio.

  7. Hifistation pisze:

    Firma Hifistation Kraków serdecznie zapraszamy do swojego salonu na odsłuch słuchawek HiFiMAN Edition X w połączeniu z super przedwzmacniaczem słuchawkowym IFi iCan Pro którego recenzję mogliśmy czytać niedawno na portalu HIFIPHILOSOPHY.

  8. Adam K. pisze:

    Dziękuję za odpowiedź. Faktycznie, trzy tysiące jak za kabel słuchawkowy to już bardzo duża kwota. Połowę wartości moich PM-1.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Niestety, nie mogą być tańsze. Bardzo drogie surowce i pracochłonne. Porozmawiam z producentem, ale jakoś specjalnie taniej na pewno nie będzie.

  9. Sławek pisze:

    To znaczy, co? Jakiś recenzent namawiał do podnoszenia ceny?

    Tak!!!
    Bo jeśli NH Audioquesta (za 2500 zł) to prawie ta sama jakość co edition X (za 8800 zł) to znaczy że cenę za AQ NH trzeba podnieść!!!

    1. PIotr Ryka pisze:

      No ale kto konkretnie namawiał? Bo nie znam osobiście takiego. Najwyżej chyba w domyśle producenta.

  10. maciej pisze:

    Mam do Pana pytanie o najlepszy Pana zdaniem zestaw słuchawkowy do 20 tys.zl za sluchawki i wzmacniacz sluchawkowy? Chodzi o piekna naturalną barwe, dynamikę i pieknie naturalnie brzmiace wokale…

    1. PIotr Ryka pisze:

      Naprawdę nie wiem, co mam napisać Jest tyle możliwości. Sam bym sobie kupił wzmacniacz na dużych triodach, bo taki mam i lubię, ale tu się robi od razu ciasno z budżetem. Więc chyba ifi PRO iCan. Mniej czarowania a za to dużo realizmu i barwy bogate, prawidłowe. Co do słuchawek, to tych jest multum. Najbardziej by mnie ciągnęło do Ultrasone Edition5, ale tego zestawienia nie próbowałem. Wypadałoby więc przed kupnem spróbować. Na pewno da się w krakowskim HiFi Station po umówieniu. A może czekać na MrSpeakers? A może ktoś by wolał otwarte Senheiser HD800S? Może do nich ściągać Bakoona? Naprawdę nie wiem. Z kolei wyjątkowo nasycone barwą są słuchawki McIntosha. A dawne Grado GS1000i to baśniowe obszary muzyki. Trzeba się nauczyć szacować, co się samemu najbardziej lubi. Samego siebie trzeba przede wszystkim pytać.

      1. AAAFNRAA pisze:

        Leben CS300F oraz Grado GS1000i i jeszcze zostanie na drugie słuchawki.

  11. TOM pisze:

    Z jakim wzmacniaczem słuchawkowym do 6000zl warto odsluchac sluchawki Grado?

    1. PIotr Ryka pisze:

      PhaSt, Sonic Pearl, Little Dot MkVI+, Divaldi, Transrotor, ifi Audio iCAN SE (koniecznie ze stopniem wejściowym iTube).

  12. Marek pisze:

    Słucham głównie muzyki klasycznej i jazzu. Mam w planach zbudować zestaw 10-12tys.zl, który ma sie składać z wzmacniacza słuchawkowego i słuchawek. Jaki zestaw Pan poleca do odsłuchania?

    1. Piotr Ryka pisze:

      A co będzie stanowiło źródło? I czy na interkonekt pieniądze osobne, czy w ramach tego budżetu?

  13. Tomasz pisze:

    Witam miło, czy wzmacniacz do 3000zl to dobry partner dla Hifiman Edition X? A jeśli tak, to wg Pana jaki wzmacniacz będzie odpowiedni? Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Coś zawsze się znajdzie. Cayin HA-1A, Questyle 400i, najtańsza wersja PhaSt, Music Hall HA11.1.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy