Recenzja: Cayin CS-55A

Cayin_CS-55A_010_HiFi Philosophy   Słuchawki przewijają się do znudzenia. Dopiero co opisywałem słuchawkowy wzmacniacz Trilogy, a tu kolejne urządzenie ze słuchawkową dziurką. Tym razem jednak będzie to nieco odmienna bajka, bowiem Cayin CS-55A jest przede wszystkim zintegrowanym wzmacniaczem głośnikowym, któremu dołączono funkcję słuchawkowego wzmacniacza, funkcję DAC i funkcję przedwzmacniacza gramofonowego. A ponieważ to Cayin, to na wszystkim tym stoją lampy, a ponieważ to Cayin po wtóre, to lampy te mogą pracować w trybach Triode i Ultralinear, a słuchawkowy wzmacniacz to żadne przelewki ani dodatki na odczep się. W każdym razie miejmy nadzieję.

Już to parę razy pisałem, ale nie zaszkodzi gdy znów przypomnę: Chińczycy nie żartują. W każdym biurze patentowym świata siedzi chińska załoga, kopiująca i wysyłająca do Chin wszystkie patenty. W samych Chinach powstały  całe miasta będące parkami technologicznymi, a na usługach technologii i przemysłu pracują tam dziesiątki milionów techników i inżynierów. To wszystko ma jeden cel – zyskać światowy prymat. A właściwie nie tyle zyskać, co odzyskać. Bo Chiny taki prymat przez mnogie stulecia dzierżyły. Papier, broń palna, jedwab, pisanie piórem, kartografia, kaligrafia, pieniądz papierowy, zarządzanie wysokiego poziomu, wieloszczeblowa administracja, rachunkowość oparta na znakomitych liczydłach (całkiem innych od normalnych), rozwinięta sieć komunikacyjna, oryginalne systemy filozoficzne, gra go, żegluga dalekomorska, zaawansowana metalurgia i monumentalna architektura – to tylko niektóre ich osiągnięcia. W czasach nazywanych przez nas rzymskimi istniały na świecie dwa imperia, dwie potęgi zbyt odległe by wejść w konflikt albo ściśle kooperować, ale mające podobne zasoby ludzkie, zaawansowanie technologiczne i struktury organizacyjne. Tym drugim były Chiny; i obecnie także chcą ucierać nosa zarozumiałym europejczykom. Dlatego bardzo się mylą postrzegający chińskie produkty za samą masówkę i tandetę. Taki punkt widzenia jest głupi i krótkowzroczny. Udowodnił to chociażby znakomity chiński wzmacniacz słuchawkowy Little Dot MkVI+, który w ostatnim rozdaniu uhonorowany został przez HiFi Philosophy nagrodą za wyjątkowy stosunek jakości do ceny. Bo też grał koncertowo. A z czasów kiedy sam poszukiwałem przeszło dziesięć lat temu słuchawkowego wzmacniacza mającego zastąpić system Staxa, doskonale pamiętam świetne odsłuchy wzmacniacza Cayin HA-1A, który wciąż pozostaje w ofercie Cayina.

Cayin jest marką handlową produktów powstających w AVIC Zhuhai Spark Electronic Equipment, a AVIC to Aviation Industry Corporation of China, czyli potężna korporacja zakładów lotniczych powstałych jeszcze w 1951 roku na potrzeby przemysłu zbrojeniowego. Tak więc mamy do czynienia z technologią wysokiego poziomu i brakiem ograniczeń finansowych. W efekcie oferowana jest przez Cayina szeroka gama wzmacniaczy, co ciekawe lampowych, ale to akurat pozostaje atutem, bo brzmienie lampowe ma przeważnie smak bogatszy od tranzystorowego. I jeszcze można je doprawiać stosując coraz lepsze lampy, tak więc podwójnie lepsza zabawa.

Model CS-55A należy do średniego przedziału cenowego w ofercie Cayina, bazującej głównie na wzorcu push-pull i lampach typu KT lub EL. Wzorzec to bardzo popularny, ale jest też pośród propozycji chińskiego producenta klasyczna trioda 300B w konfiguracji single-ended, a najczęściej spotykane u niego pentody pozwalają przełączać się w tryb triodowy, czego słuszność zaraz poddamy weryfikacji.

Wzmacniacz oparty na lampach 300B jest najbardziej spośród oferty kosztowny i wyceniony 4600 €, ale w przypadku CS-55A o niższej, wynoszącej połowę tego cenie, nie decyduje względem znacznie droższych, kosztujących prawie tyle samo co 300B, konstrukcji push-pull gorsza jakość, tylko mniejsza moc. Lampy mocy są tutaj cztery, a u innych zdarza się ich aż osiem, co oczywiście podnosi cenę. Zwracam na to uwagę, by ktoś nie pomyślał, że CS-55A to taki jakościowy średniak. Wzmacniacz ma duże ambicje, a jedynie moc średnią.

Budowa

Chiński lampion - Cayin CS-55A.

Chiński lampion – Cayin CS-55A.

Średnia moc oznacza też średnią wielkość. Wzmacniacz jest średni – jak na lampową integrę ani duży, ani mały. Na biurku zajmie sporo miejsca, ale nie więcej niż każdy standardowej wielkości klocek. Piszę „na biurku”, ponieważ funkcja DAC i słuchawkowy wzmacniacz jak najbardziej pretendują do takiej lokalizacji. A w nie mniejszym stopniu także odczepy głośnikowe, jako że stawianie koło komputerowego monitora głośników stało się standardem. Głośników do tego się nadających rynek oferuje multum i nawet nazwy ich trudno spamiętać, a co dopiero wiedzieć jak każde grają. Ale że są pośród nich potrafiące grać świetnie, to już się w paru testach zdążyło pokazać. Z kolei funkcja gramofonowego przedwzmacniacza dla wkładek MM i moc w trybie Ultralinear opiewająca na 2 x 40 W/8 Ω, to jasny dowód, że wzmacniacz może obsługiwać salonowy system w oparciu o kolumny podłogowe lub duże monitorowe, tak więc pod względem uniwersalności lokuje się zdecydowanie na pierwszym miejscu spośród wzmacniaczy dotąd ocenianych. Żaden z nich nie miał aż czterech funkcji: przetwornika, wzmacniacza słuchawkowego, przedwzmacniacza gramofonowego i wzmacniacza zintegrowanego. To już nawet nie kombajn – to uniwersalny niewolnik.

Od pochwał za użyteczność przejdźmy do wyglądu. Pod względem rozmiaru, jak mówiłem, nasz Cayin jest średni; ale nie średni jak chodzi o estetykę, bo urządzenia lampowe mają swój świetlisty czar, co staje się dla słuchającego drugą obok samej muzyki hipnozą. Tych lamp jest tutaj sporo i jest czym czarować. Gdy chodzi o kolorystykę, wzmacniacz rozpada się na dwie części. Podstawa pod lampami, boki korpusu i osłony transformatorów są polakierowane na błękitno-popielaty metalik o specyficznym odcieniu i silnie podkreślonej fakturze, podczas gdy panel przedni jest aluminiowo-srebrny. Dostępne jest też alternatywne wykończenie „all-black”, które również prezentuje się szykownie. Osłony wszystkich trzech transformatorów są równej wielkości, czyli duże, a także do siebie przylegające. Lampy mocy rozlokowano na obwodzie, a małe triody pośrodku. Tych odpowiedzialnych za moc można używać wielu różnych, bo KT-66, KT-88, KT-100, 5881, 7027, 7581, 6L6, KT-77 i 350B, a po przełączeniu małym suwakiem na tyle obudowy zmieniającym prądy podkładu także EL-34. W teście użyjemy właśnie tych ostatnich, ponieważ ich dźwięk podobał mi się bardziej niż też dostarczanych ze wzmacniaczem i stanowiących jego standardowe wyposażenie KT-88. Bardziej był miękki i melodyjny, chociaż mniej dynamiczny. Małe triody na środku to para ECC82 i para ECC83. Jedne i drugie oryginalnie pochodzą od Sino i aż się proszą o podmianę, toteż ECC83 podmieniłem parą Mullardów M8137, należących do brzmieniowej elity z dawnych czasów. Zaraz po ich wetknięciu zrobiło się cieplej, gęściej, bardziej melodyjnie i bas się poprawił, a wszystko to dla tych lamp jest charakterystyczne i znane mi z wielu okazji.

Lampy mocy we wzmacniaczu można biasować samemu i należy to robić, bo dobrze zbiasowane grają lepiej. Służy temu wychyłowy wskaźnik na środku obudowy, przełącznik wyboru danej lampy (osobny dla prawej i lewej strony) oraz dołączony śrubokręcik do kręcenia biasującą śrubką, oddzielną dla każdej lampy. Dobre zbiasowanie oznajmia strzałka przybierająca pozycję dokładnie pionową, a cały zabieg jest szybki, prosty i satysfakcjonujący.

Klasyczne lampowe wzornictwo na lampach mocy EL34 bądź KT88.

Klasyczne lampowe wzornictwo na lampach mocy EL34 bądź KT88.

Na przednim panelu mamy pośrodku z dobrym oporem chodzące pokrętło potencjometru, mające wyskalowanie w postaci podświetlonej kreski i silniczek umożliwiający sterowanie z pilota; włącznik główny, gniazdo słuchawek oraz pokrętło wyboru wejść uzupełnione szeregiem lampek określających aktywny wybór . Dopóki nie podepniemy słuchawek, wzmacniacz będzie napędzał głośniki, a po ich wetknięciu automatycznie przerzuci moc na gniazdo słuchawkowe. A ponieważ to także DAC, to z tyłu obok trzech wejść analogowych (w tym gramofonowego) oraz głośnikowych odczepów jest także gniazdo USB, prowadzące do przetwornika mogącego obsłużyć pliki o gęstości do 24 bitów i próbkowaniu do 384 kHz. Odczepy głośnikowe są oddzielne dla wyjść o oporności 4 i 8 Ω, to znaczy oddzielne są przyłącza „+”, podczas gdy „-” dla obu te same. Jest jeszcze na tym tyle port uziemienia dla gramofonu i oczywiście gniazdo zasilania z zewnętrzną na szczęście komorą bezpiecznika, możliwego dzięki temu do błyskawicznej wymiany.

Całość prezentuje się efektownie, bo powłoka lakiernicza została położona niczym na markowej limuzynie, a symetrycznie rozstawiona czereda lamp częstuje przyjemnym światłem. W zimie lampy te zaoferują miłe ciepło, a w lecie trzeba będzie się od nich odsuwać, o ile wzmacniacz zlokalizowany zostanie na biurku. Bardzo ważne jest też to, że nie zauważyłem by pojawiały się w nim zakłócenia radiowe, odporność na które wydaje się charakterystyczna dla konstrukcji push-pull.

Ważnym uzupełnieniem całości jest pilot – całkiem ładny, cały aluminiowy. Pozwala przełączać wejścia i regulować siłę głosu włącznie z wyciszeniem, a najważniejsze jest to, że siłę tę reguluje starannie, małymi kroczkami. Także fakt, że działa płynnie i ma niezłe kąty patrzenia. Nie zacina się ani nie ma regulacyjnego luzu, tylko działa dokładnie tak jak powinien.

Odsłuch

Sterowniki to natomiast modele ECC82 oraz 83.

Sterowniki to natomiast modele ECC82 oraz 83.

   Sprawdzanie brzmienia zacząłem od przetwornika i słuchawkowego wzmacniacza przy komputerze. Używszy przewodu USB ifi Audio Gemini z iPurifierem oraz szeregu słuchawek o różnej impedancji, otrzymałem jednoznaczny werdykt, że wzmacniacz zdecydowanie preferuje te o impedancji wysokiej. Ani spośród tańszych doskonale ostatnio wypadające AKG K712, ani ze średnio kosztujących nowe Audeze EL-8 i rewelacyjne OPPO PM-2,  ani też już naprawdę kosztowne Fostexy TH-900, nie mogły się równać z tym co pokazały Sennheisery HD 600, a zwłaszcza HD 800. Dawny flagowiec Sennheisera zagrał głębokim i bogatym dźwiękiem, może nie aż na miarę wielkiego popisu, ale satysfakcjonująco, na swoim dobrym poziomie. Natomiast flagowiec obecny grał już naprawdę interesująco i w jego przypadku można mówić o wysokim zadowoleniu. Brzmienie było różnorodne i należycie rozwibrowane, oferujące zarówno dobrą scenę i echowość, jak i mnogość szczegółów. Bas był konkretyny a soprany dobrze kontrolowane i kulturalne. Nie ma co jednak udawać – funkcja słuchawkowego wzmacniacza jest tutaj tylko dodatkiem, który umożliwia wprawdzie słuchanie ze słuchawkami o wysokiej impedancji na zadawalającym poziomie, ale nie stanowi elementu popisu. Popisem są głośniki, co użyte zaraz po słuchawkach Amphiony Argon0 pokazały dowodnie. Odpowiednio ustawione – odsunięte nieco od monitora i nieznacznie tylko odgięte – zaoferowały głęboką scenę, głęboki sam dźwięk, dobitną szczegółowość i ładne, rzucane na dość ciemne tło barwy. Zwracało przy tym uwagę, że wmontowany przetwornik bardzo dobitnie informował o jakości podanych sobie plików, tak więc w miarę możności nie należy go częstować takimi marniejszego sortu. Z nimi, czyli zwykłymi mp3, robiło się szarawo i mało dynamicznie, chociaż wciąż dobra była naturalność, bo przetwarzanie nie spadało do poziomu dudnienia i innych makroskopowych zniekształceń. Wciąż była to muzyka i wciąż prawdziwi ludzie, ale już szarzy, przygaszeni, wyblakłym cieniem samych siebie będący. Natomiast w przypadku dobrych plików VAWE i FLAC odtwarzanych przez Foobara było to granie świetne. Mające głębię i czar – oddychające muzyką. Żałowałem jedynie, że obie pary próbowanych głośników biurkowych (drugimi były KEF LS50) należą do mocny prąd lubiących, w związku z czym dopiero użycie lamp KT-88 w trybie »Ultralinear« powodowało odklejanie się u nich dźwięku od membran nie tylko w sensie sceny głęboko z tyłu za monitorem, ale także jako brzmienia napływającego falą energii ku słuchaczowi. Kto więc chce tego zaznać, musi się zaopatrzyć w dobre lampy KT-88 bądź KT100, a jeszcze lepiej w głośniki biurkowe o wysokiej skuteczności, gdyż nie da się ukryć, że z EL-34, jak również w słabszym trybie »Triode«, przekaz miał wyższą kulturę, a muzyka bardziej była sobą. W przypadku słuchawek różnice te były nawet szokujące i u nich tryb »Triode« jest jedynym sensownym wyborem, a w przypadku głośników nie aż tak bardzo, ale »Triode« także wolałem. Jest to o tyle ciekawe, że tryb »Ultralinear« uchodzi za techniczne osiągnięcie. Wynaleziony i opatentowany w 1937 roku przez pioniera światowego hi-fi – Alana Blumleina – polega na połączeniu siatki w triodzie lub pentodzie do prądu stałego branego prosto z transformatora, co umożliwia osiąganie wyższych mocy przy jednocześnie mniejszych zniekształceniach.

Amatorzy autobiasu będą zawiedzeni.

Amatorzy autobiasu będą zawiedzeni.

Tak więc teoretycznie jest to samo dobro, ale jak pisałem w niedawnym tekście o słuchawkach AKG K1000, sztuka w sensie artyzmu nie polega na braku zniekształceń i ścisłym trzymaniu się normy. Mózgi nasze z dobrze sobie wiadomych względów wyżej na poziomie wrodzonych preferencji cenią pewne odstępstwa od zbyt dla nich prostych i monotonnych schematów – i dlatego zapewne ten Ultralinear jest w odbiorze nudniejszy i mniej pociągający. W jakiejś przynajmniej mierze wynika to niewątpliwie z tego, że muzyka jest także po części obrazem przyrody, a rzeczywistość przyrodnicza, w której i na rzecz której nasze postrzeganie zmysłowe zostało ukształtowane, bynajmniej nie posługuje się prostymi liniami, wyraźnymi kątami i dokładnie powielanymi wzorami. Tak wygląda świat na poziomie chemicznym a nie biologicznym i zapewne dlatego jaźń nasza go w takiej formie dość chętnie odrzuca. Dla niej cenniejsza jest różnorodność i drobne odstępstwa od idealnej powtarzalności, bo różnorodność to postęp, a powtarzalność to martwota. To samo i wciąż to samo oznacza kres rozwoju, co słusznie zauważył starożytny chiński filozof  Lao-Tsy, pisząc, że gdyby mędrcy nie umierali, świat by skamieniał.

Jest zabawne, a zarazem wysoce pouczające, jak duże zniekształcenia harmoniczne, charakterystyczne dla triod, są postrzegane w muzycznym odbiorze jako ciekawsze od liniowości pentod i tranzystorów. Z jednej strony chcący tłumaczyć muzyczną słuszność od strony czysto technicznej zajadle dowodzą, że mniejsze zniekształcenia oznaczają jednoznaczny postęp, z drugiej biologiczna zmysłowość przeczy ich racjonalnym wywodom. Czysta wobec tego dialektyka i racjonalność wyższego poziomu. Konfirmacja poprzez negację i wzorzec jako brak ideału. Platon nie byłby zadowolony, ale Darwin z pewnością.

Porzućmy dialektykę, bo niebezpieczny to teren, i wracajmy na łono odsłuchów. Od biurka i jego ograniczeń przeniosłem się ze wzmacniaczem do salonu z jego możliwościami. Podpiąłem mu wykwintny odtwarzacz Accuphase i dopasowane cenowo głośniki Studio 16 Hz Minas Anor IIIs, które same oczekują na recenzję i raczej nie powinny się jeszcze pokazywać, ale z uwagi na wysoką skuteczność i właśnie umiarkowaną cenę bardzo dobrze pasowały. Podpiąłem je kablem głośnikowym Entreqa, który wielokrotnie już znakomicie się sprawdzał i w swojej cenie jest rewelacyjny, a odtwarzacz początkowo interkonektem Acoustic Zen Silver Reference, gdyż srebro do lamp uważa się za najlepsze. Wszakże wiedziony ciekawością długo w spokoju nie wytrzymałem i zastąpiłem go miedzianym Acoustic Zen Absolute Cooper, bo mam do tego kabla ostatnio słabość. To był krok w dobrą stronę. Nie żeby wcześniej z tańszym srebrem jakoś niedobrze to grało, w żadnym razie. Grało bardzo ciekawie i jak najbardziej po dobrej stronie, ale droższa miedź dodała sporo otwartości (dziwne, nie?), a także eleganckiej głębi oraz bardziej perfekcyjnego wykańczania dźwięków (co już dziwnym raczej nie było). Ze spraw technicznych ważne jest także by wzmacniacz ustawić na najskromniejszych bodaj absorberach drgań, bo bardzo mu to poprawia kondycję.

Beż śrubokrętu i odrobiny cierpliwości może być marnie.

Beż śrubokrętu i odrobiny cierpliwości może być marnie.

Co do samego słuchania. Podobało mi się. Wejście w kontakt z systemem, jak to się mawia – budżetowym, zarówno co do kolumn jak i recenzowanego tutaj wzmacniacza, absolutnie nie odebrało mi przyjemności obcowania z muzyką. Powiem więcej – była w tym nawet magiczność. Była, ponieważ wszystkie parametry brzmienia poza jedną jedyną umiejętnością obchodzenia się z przestrzenią miały poziom ścisłego realizmu i pełnej bezpośredniości. W wysokim stopniu pojawiające się poczucie obecności na koncercie, pierwszorzędne oklaski (jak zawsze bardzo wiele mówiące o klasie tego z czym mamy do czynienia), znakomite wokale. Te ostatnie w żadną stronę nie przeciągnięte. Ani zbyt dociążone i w efekcie postarzone i ociężałe, ani za młode i zbyt niedojrzałe poprzez nadmierną sopranową ulotność. Konkretne, z jednoznacznym autentyzmem i z naturalną temperaturą osób przebywających w naszym otoczeniu, jak również ze znakomitym oddaniem całej skali muzycznej przynależnej wokalom. Żadnych podwyższonych dolnych średnic ani obniżonych górnych dołów – że ironicznie to ujmę. Wszystko na swoim miejscu, takie jak trzeba, naturalne. Tak jakby tą wskazówką biasu nie tylko bias ale i całe pasmo właściwie zostało ustawione, dając pełny wzór poprawności. Bardzo uważnie się w te głosy wsłuchałem i na wielu utworach, bo chciałem dokładnie przebadać ich autentyczność. W sumie jedna płyta by wystarczyła, bo mam takie wzorcowe, opanowane do perfekcji, ale dla pewności użyłem paru a na każdej kilku nagrań. Bez dyskusji. Ludzkie głosy ocierały się pod względem tonacji i dokładności całego postaciowania o perfekcję. Naprawdę nieczęsta sytuacja na tym poziomie cenowym.

Odsłuch cd.

Na szczęście inne czynności związane z obsługą możemy wykonywać zdalnie.

Na szczęście inne czynności związane z obsługą możemy wykonywać zdalnie.

   Z uwag do tego pasma można jedynie zauważyć, że zestaw wzmacniacz-głośniki lepiej operował sopranami niż basem, ale to w większym stopniu zasługa samych głośników, czego dowiodły słuchane później przy odtwarzaczu słuchawki. Soprany były w tym duecie wyśrubowane wręcz popisowo i doskonale obrazowały sposób w jaki je zapisano na płycie; na jednych strzelając i pięknie się eksponując, a na innych pozostając stonowanymi, w bardziej umiarkowany sposób siebie sprzedającymi. Ogólnie zaś mówiąc – ich bardzo dobra całościowa kontrola i zawsze ujmujący sposób bycia. Bardzo rzadko, i tylko na ułamki sekund w najtrudniejszych momentach, stawały się zbyt ofensywne, ale to tak w odniesieniu do głośników kosztujących po dziesięć razy tyle, a więc w sumie brawa za jakość a nie marudzenie. Bas z kolei nie miał najniższego zejścia, co nie znaczy, że go brakowało. Pewnie, że nie był taki jak na 30-centymetrowych membranach Avantgarde czy diamentowych Raidho, ale było go sporo i dobrze się prezentował. Żadnego zlewania, żadnego stłamszenia, dobre odejście w przestrzeń, odczuwalna moc, bardzo satysfakcjonujące wybrzmienie. Taka dobra średnia.

W sensie popisu najmniej popisowa była przestrzeń, co nie znaczy że słaba. Pan recenzent nażarł się ostatnimi czasy takich ultra popisowych przestrzeni od Raidho, Zingali i innych Avantgarde, co cały pokój w dygot wprawiają i całkiem słuchacza mamią, ale tego rodzaju specjały to w cenie nowej limuzyny klasy średniej minimum, a nie od zwykłego audio dla zwykłych ludzi. A tu rozgrywka sceniczna miała miejsce głównie na linii głośników i na jakieś dwa, góra trzy metry za nie; czasami tylko głębiej, gdy utwór na to pozwalał. Nie było też śladu niesienia się dźwięku na całe pomieszczenie ani w formie jego wypromieniowywania ku słuchaczowi, ani jednoczesnej wszechobecności, a jedynie normalny obraz źródeł w okolicy głośników z ich dobrą lokalizacją. Same dźwięki – co pragnę mocno podkreślić – były na świetnym poziomie i w efekcie dużo lepsze aniżeli oczekiwałem, choć w sumie nie powinienem być zaskoczony, bo już na Audio Show, w o wiele gorszych warunkach akustycznych, głośniki od Studio 16 Hz ze wzmacniaczem Cayina zagrały bardzo dobrze.

Ni

Pytanie – czy CS-55A jest wyróżniającą się jednostką na tle licznej konkurencji tego typu?

Tutaj zaś dało to duo popis i mówię to z ręką na sercu. Bez wprawdzie przestrzennego szaleństwa ani nawet super głębokiej sceny czy stereofonii na miarę najlepszych, ale sam dźwiękowy obraz przywoływał oczywistą obecność wykonawców i high-endową (bez żadnej przesady) klasę. Bardzo mnie to ucieszyło, bo przecież co za sztuka być super, gdy się jest drogim. Sztuka być takim przy skromnym budżecie. A tutaj obcowało się bezpośrednio z brzmieniowym pięknem, któremu coś tam wprawdzie względem takich ultra drogich super zastawów (i to jedynie tych faktycznie najlepszych a nie tylko drogich) można było wytknąć, ale na zasadzie spraw pomniejszych i rzucanego całościowo uroku, bo poza tym nieobecnym przestrzennym szałem i całościową potęgą oraz specjalnymi smakami takiego już naprawdę rozpasanego popisu, reszta wcale istotnie nie odstawała. Słowo harcerza (którym nigdy nie byłem), że słuchałem całkiem niedawno paru zestawów za wielokrotnie większe pieniądze, które grały o całe klasy gorzej od tego Caina ze Studio 16 Hz. A jeszcze siedzący obok bardzo je chwalili. Osłuchania niektórzy za grosz nie mają.

Tak więc jest wzmacniacz Caina niewątpliwie produktem udanym, przynajmniej jak chodzi o jego wzmacniaczową stronę. I to nie tylko tą głośnikową, która jest wprawdzie najlepsza, ale słuchawkowa też nie jest od macochy. Bo oczywiście i tutaj sięgnąłem po słuchawki, a czerpiąc sygnał z przetwornika Accuphase zagrały one wyraźnie lepiej. Wciąż przy tym najlepiej wypadły wysokoohmowe Sennheisery i pod tym względem nic się nie zmieniło poza tym, że doszlusowały do nich OPPO, lokując się pomiędzy HD 600 a HD 800.

Zdecydowanie tak - w tym przedziale cenowym mało który lampowiec potrafi tak wiele, a przy okazji jeszcze wygląda. Godny uwagi!

Zdecydowanie tak – w tym przedziale cenowym mało który lampowiec potrafi tak wiele, a przy okazji jeszcze wygląda. Godny uwagi!

AKG K712 zagrały trochę za bardzo stłumionym w sferze sopranowej dźwiękiem, chociaż z pięknie malującą się wielką sceną, a Fostexy nie były niestety sobą i bardzo dużo im do tego brakowało. Dźwięk ich stawał się dziwną mieszanką potężnego basu i kukających zza niego sopranów, a średnica stała zdaje się tyłem, bo prawie nie było jej słychać. Za to Sennheisery HD 600 zagrały na naprawdę dobrym poziomie, tak że w momencie stawało się to jasne, a HD 800 dały swoisty popis, który już przy komputerze się zarysował, chociaż w skromniejszym wydaniu. Może nie było to granie stricte naturalne, jako że cały dźwięk był nadmiernie echowo rozbudzony, ale rozbudzenie to znakomicie akcelerowało akustykę i wraz z nią całą przestrzeń, która w spektakularny sposób ożywała. Wszystko dostawało dźwiękowego wzmożenia, a połyskliwe soprany i potężny bas szły o lepszą. Pomiędzy nimi wokale także dawały popis ekscytacji i dźwiękowego bogactwa, a wszystkiemu temu towarzyszyła świetna szybkość i dynamika, a także lekko przyciemniona, na teatralny sposób spektakularna tonacja. Ogólnie widowisko i czuć było doskonale, że wzmacniacz napędza te słuchawki w niepośledni sposób. Szkoda wprawdzie, że w odróżnieniu od Cayina HA-1A nie ma CS-55A dostrojenia impedancyjnego, bo wówczas pasowałby do każdych, no ale w końcu tutaj słuchawkowy wzmacniacz jest jedynie postacią drugoplanową i musi pod względem popisu ustąpić głośnikom. Ale i tak do Sennheiserów, a także zapewne do wysokoohmowych modeli Beyerdynamika nadaje się znakomicie.

Cayin_CS-55A_002_HiFi PhilosophyCayin_CS-55A_007_HiFi PhilosophyCayin_CS-55A_011_HiFi PhilosophyCayin_CS-55A_005_HiFi Philosophy

Podsumowanie

Cayin_CS-55A_001_HiFi Philosophy   Przyjemnie móc napisać, że coś niedrogiego wypadło świetnie. Żaden to wprawdzie ewenement, bo wiele tanich urządzeń też świetnie wypada, ale to nie umniejsza przyjemności, tylko ją jeszcze podnosi.. Gdyż zwiększa o możliwość wyboru, też decydującą o satysfakcji. Mieć do czynienia z czymś dobrym – to jedno, a móc wybierać – to drugie. A wybierać jest w czym, bo na przykład zrecenzowany swego czasu też znakomity wzmacniacz tranzystorowy Hegla stanowi interesującą alternatywę. On bardziej jest jednoznaczny. Stawiasz i masz – jest gotowy. Pozostaje tylko dobrać interkonekt i zasilanie. Z lampami zabawa jest lepsza, bo jest ich duży wybór, a w przypadku tego tutaj Cayina wybór nawet ogromny. Kiedy wziąć pod uwagę, że wspomagany jedynie przez parę lepszych od standardowych triod ECC83 potrafił zagrać na świetnym poziomie, to co dopiero gdy mu dostarczyć jakichś porządnych EL-34 albo KT-66. Sam używam we własnym takich właśnie świetnych KT-66; i wcale nie jakichś drogich, tylko współczesnych kopii dawnych GEC robionych przez Valve Art na oryginalnych maszynach. Niestety używam pary, a tu potrzebna byłaby kwadra. Szkoda, ale co robić; nie dało się przetestować. W każdym razie te świetne lampy wcale nie muszą kosztować majątku, chociaż trochę na pewno będą kosztowały.

Ktoś może zauważyć, że po co nam one, skoro i bez nich tak było dobrze. Uwaga celna, na którą można odpowiedzieć raz kolejny przywołując passus o niepoprawności odbieranej jako lepszość. Takie lampy może i odstąpią od idealnie obrazowanego pasma oraz skrupulatnego, wykresowego realizmu. Ale w zamian rzucą czar. Są jak makijaż, czyniący kobietę jeszcze bardziej powabną i jak koncertowa sala, czyniąca śpiew jeszcze piękniejszym. Na pewno poprawiłyby przestrzeń i wszystko uczyniły bardziej magicznym i magnetycznym, a o magię i magnetyzm muzyki bić zawsze się warto.

Obecność na rynku firmy Cayin bardzo dla przeciętnego audiofila jest cenna, a wzmacniacz CS-55A potwierdził to tak samo jak jej inne wyroby. Ta firma wraz z kilkoma innymi nie pozwala rynkowi zwariować, pilnująca normalności i sensu. Bez kilku takich świat audio natychmiast podzieliłby się pomiędzy przeciętną masówkę a ekskluzywną drożyznę. Każdy miałby do wyboru bądź znośnie kosztujące wzmacniacze skażone jawnymi wadami, bądź oferujące dobre brzmienie za ciężką forsę, za którą można mieć nie jeden tylko kilka telewizorów najwyższej klasy. To nie byłaby sytuacja zdrowa i cieszmy się, że tak nie jest. Za siedem tysięcy dostajemy od Cayina rasowy wzmacniacz, któremu warto wprawdzie będzie dać z czasem lepsze lampy, jak najlepsze powpinać weń kable i postarać się o jak najlepsze źródło – ale który głośniki o dużej skuteczności napędzi pierwsza klasa i jeszcze bardzo dobrze obsłuży słuchawki o wysokiej impedancji. A co najważniejsze, te dobre źródła i to drogie okablowanie, jak również wysokiej klasy głośniki, nie obnażają jego słabości, tylko zagrają z nim na całościowo wysokim poziomie. Takim, że słuchanie będzie samą przyjemnością. I dlatego lubię urządzenia Cayina.

 

W punktach:

Zalety

  • Bezpośredniość i realizm.
  • Bardzo dobre wokale.
  • Żadnych ograniczeń ani wad sopranowych.
  • Przyzwoity, pozwalający się odczuwać bas o dużej rozdzielczości.
  • Super szczegółowość.
  • Bardzo dobrze uchwycona tonacja.
  • Żadnego rozjaśniania – elegancki światłocień.
  • Porządek na scenie.
  • Zaznaczająca się tej sceny głębia.
  • Nie ogranicza jakościowo podpinanych sobie drogich urządzeń.
  • Dobry dla słuchawek o wysokiej impedancji wbudowany słuchawkowy wzmacniacz.
  • Wbudowany przetwornik i przedwzmacniacz gramofonowy.
  • Ogromna paleta dostępnych lamp mocy. (Osobiście polecam KT-66 i EL-34.)
  • Tryby Triode i Ultralinear.
  • Można samemu biasować lampy mocy.
  • Niepodatny na zakłócenia radiowe.
  • Ładny wygląd i staranne wykończenie.
  • Pilot – i to całkiem porządny.
  • Dopasowanie do głośników 4 i 8 Ω.
  • Bardzo dobry stosunek jakości do ceny.
  • Marka Cayin ma swoją renomę.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Same najtańsze lampy w standardzie.
  • Tylko zadowalającej jakości scena.
  • W lecie na biurku przygrzeje.
  • DAC dobrze obsługuje pliki wysokiej jakości, ale nie upiększy tych słabszych.
  • Słuchawkowy wzmacniacz zdecydowanie preferuje słuchawki o wysokiej oporności.

 

Sprzęt do testu dostarczyła firma:

STUDIO-16-HERTZ

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Strona producenta:

cayin

 

 

 

 

 

Dane techniczne:

  • Moc wyjściowa : 2 × 40 W (8 Ohm, tryb Ultralinear).
  • 2 x 22 W (8 Ohm, tryb Triode).
  • Pasmo przenoszenia 5Hz – 44 kHz (+/- 3 dB).
  • Zniekształcenia : 1% (1kHz).
  • Stosunek sygnał/szum: 92 dB.
  • Czułość wejściowa :270 mV.
  • Impedancja wejściowa: 100 kOhm.
  • Odczepy głośnikowe: 4 Ohm, 8 Ohm.
  • Napięcie zasilania: 230V.
  • Waga : 17 kg.
  • Wymiary: 360 x180 x 334 mm.
  • Pobór mocy: 270W.
  • Lampy mocy: 4 x KT88.
  • Lampy sterujące 2 x 12AX7, 2 x 12AU7.
  • Aluminiowy pilot.

 

PHONO:

  • Czułość wejściowa: 3 mV.
  • Impedancja wejściowa: 47 kOhm.
  • RIAA: +/- 0.25 dB.
  • Wzmocnienie: 40 dB.
  • Stosunek szumu do sygnału: 68 dB.

 

USB DAC:

  • Kompatybilny z Audio Class 1.0 oraz Audio Class 2.0; 16 – 32 bitów.
  • Próbkowanie: 44.1 kHz, 48 kHz, 88.2 kHz, 96 kHz, 176.4 kHz, 192 kHz, 352.8 kHz, 384 kHz.

 

Cena: 6990 PLN.

 

System:

  • Źródła: PC, Accuphase DP-700.
  • Wzmacniacz/DAC/wzmacniacz słuchawkowy: Cayin CS-55A z lampami mocy EL-34.
  • Słuchawki: AKG K712, Audeze EL-8, Fostex TH-900, OPPO PM-2, Sennheiser HD 600 & HD 800 (kabel FAW Noir Hybrid).
  • Głośniki: Amphion Argon0, KEF LS50, Studio 16 Hz Minas Anor IIIs.
  • Interkonekty: Acoustic Zen Silver Reference, Acoustic Zen Absolute Cooper, Surek Audio.
  • Kable głośnikowe: Crystal Cable Reference, Entreq Discover.
  • Listwa: IsoTek EVO3 Sirius.
  • Kondycjonery: Entreq Powerus Gemini, ISOL-8 MiniSub Axis.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

27 komentarzy w “Recenzja: Cayin CS-55A

  1. AAAFNRAA pisze:

    Fajna propozycja szczególnie dla osób, które nie chcą (nie mogą) wydać zbyt dużo, ale chcą cieszyć się muzyką w dobrej jakości i mieć uniwersalny mini system. To taki kombajn, który obsłuży wszystkie podstawowe źródła z komputerowymi włącznie. Ale chyba ciekawiej wypada/wypadnie w porównaniu ifi Stereo 50, który ma entuzjastyczne opinie. Jeżeli chodzi o wejście USB, to ifi wyprzedza konkurencję o epokę 🙂 Przydałoby się porównanie tych dwóch… wzmacniaczy jeżeli chodzi o wrażenia odsłuchowe.
    Jest szansa?

    Nie wiem jak Panu, ale nie bohater recenzji przypomina wizualnie Cary Audio sli-80

    1. AAAFNRAA pisze:

      edit: ale „mnie” bohater recenzji…

      P.S. Brakuje edycji wpisów 🙂

      1. Piotr Ryka pisze:

        Brakuje, ale na to też trzeba zarobić.

    2. Piotr Ryka pisze:

      Cary Audio jest wizualnie dosyć podobny i też ma dwa tryby, ale jest zdecydowanie większym wzmacniaczem.

      Co do ifi, to recenzja jest jak najbardziej możliwa, ale chwilowo piszą się w pośpiechu inne : OPPO PM-3, Audeze EL-8 i Chord Hugo. Potem też będzie parę do wykonania, a potem się zobaczy.

      1. herr doctor pisze:

        co do hugo poproszę kilka slow jak wypada z k812

  2. Sławek pisze:

    A jak to z gramofonem grało?
    Bo chyba nic o tym nie było oprócz wzmianki, że wejście takowe (MM) jest?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Właśnie nie grało, bo gramofon chwilowo wybył. Zaraz wróci, ale gdy był potrzebny, to go akurat nie było.

      1. Sławek pisze:

        A to szkoda. Miejmy nadzieję, że wróci gramofon, jak Cayin jeszcze u Pana będzie…

  3. Mirek pisze:

    Wątpię żeby zagrał chociaż w połowie tak dobrze jak najlepszy wzmacniacz, moj cary 300b.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie wiem co to znaczy zagrać „chociaż w połowie tak dobrze”. Jeżeli brać to dosłownie, to Cayin gra lepiej niż w połowie. I to o wiele. Ale aż tak dobrze nie gra. To nie ulega wątpliwości. Nie ma też takich aspiracji.

  4. herr doctor pisze:

    Kiedy będzie recenzja Schiit Ragnarok, planuje sobie kupić to maleństwo dla k812.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zamówienia sypią się jak z rękawa. Nie wiem kiedy będzie, ale kiedyś pewnie będzie. Na razie Audiomagic przysłał Audeze EL-8.

      1. herr doctor pisze:

        Co do wzmacniaczy to intryguje mnie jeszcze Wells audio HeadTrip, czy jest szansa na test?

        1. Piotr Ryka pisze:

          Jest, ale nie prędzej niż w maju.

  5. AAAFNRAA pisze:

    Audeze EL-8 obie wersje? Mnie interesują otwarte 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Mam otwarte.

  6. Maciej pisze:

    Piotr czytałem na AS Twój opis lampek 2A3. Moja konstrukcja już się robi i za 2-3 tyg. powinna stać u mnie. Niemniej piszę przede wszystkim po to by zachęcić Ciebie do pisania tego typu esejów/recenzji tutaj. Ale właśnie takich z 'wolnej ręki’ już bez etosu recenzji i dystrybutora. Tylko tak, od siebie, refleksja na temat: kabli, lamp, podstawek, przekrojowe Twoje doświadczenia.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dawno to było temu, kiedy porównywałem lampy mocy 2A3. Odkąd przesiadłem się na 45, moje 2A3 powędrowały w świat i nie mam możliwości ich brzmieniowego zestawiania, chociaż wzmacniacz zachował możliwość bycia dla nich napędem, tyle że pozbawionym optymalizacji. Choć z drugiej strony jest taka szkoła, która powiada, że 2A3 grają lepiej gdy je wysterowywać prądami dla 45. Nie badałem tego dogłębnie, bo na lampy zaraz znaleźli się kupcy i bardzo prędko wybyły, ale zdążyłem sprawdzić, że na pewno nie dotyczy to 2A3 od Sophia Electric (inaczej Full Music), bo te ogromnie są łase na duże prądy i o wiele lepiej z nimi grają. Może jednak nic straconego, bo szykują się testy wzmacniaczy Audiona opartych o duże triody mocy, to może wówczas się nadarzy okazja.

      Co do pisania z wolnej ręki, to wydaje mi się, że inaczej nie piszę, to znaczy niezależnie od tego że większość tekstów powstaje na zlecenie dystrybutorów, to opisuję tak jak słyszę, a nie pod zamówienie. Łatwo to można zweryfikować, porównując na przykład mój opis Marantza HD-DAC1 z innymi. Wystarczy użyć wyszukiwarki. Niektórzy czytelnicy się nawet za zbytni krytycyzm ich ukochanych precjozów obrażają, albo dowodzą, że krytykując je nie miałem racji. Tak to jest – wszystkich zadowolić się nie da, a sam najbardziej chciałbym zadowolić prawdę.

      Pisanie eseji o audio na podstawie tylko własnych sprzętów i doświadczeń jest oczywiście sympatycznym zajęciem, tylko że ja nie mam jakiejś wielkiej kolekcji do opisania ani za dużo czasu na snucie refleksji i wspomnień. Napisałem dopiero co o własnych słuchawkach i odzew praktycznie był żaden, tak więc nie wiem czy komuś ten tekst do czegoś się przydał.

  7. miroslaw frackowiak pisze:

    Nie wiedzialem ze jest jakis moj imiennik ,ktory ma tez Carego 300B.
    Prosze tylko pamietac ze akurat ja wystepuje pod imieniem i nazwiskiem, tak ze mnie prosze nie mylic z kolega Mirkiem.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Masz Mirku imiennika i systemowego sobowtóra w Miechowie.

  8. Michal pisze:

    Hej.a który streamer do tego wzmacniacza?

  9. Maciej pisze:

    Panie Piotrze a czy nie uważa Pan że skoro wyjście kolumnowe tego Cayina jest lepsze od słuchawkowego to nie warto skorzystać np hifiman he adapter albo kabel stosowny zamówić ? Podoba mi się koncepcja takiego urządzenia a gdy okaże się że zamiast dwóch sieciówek kupujemy jedną i interkonekty są często zbędne na lampy zaraz znajdą się fundusze .

    1. PIotr Ryka pisze:

      Tak, można grać z wyjść kolumnowych, tylko to nam zdecydowanie zawęża ilość wchodzących w rachubę słuchawek.

      1. Maciej pisze:

        Byłby Pan uprzejmy sprecyzować . Hifimany he500 powinny wytrzymać martwi mnie tylko czy nie usmaże hd650. Wspomniany he adapter wydaje sie być przydatny

  10. PIotr Ryka pisze:

    Problemem raczej nie jest smażenie, bo tu wystarczy uważać. Problemem będzie brum, mocno słyszalny w słuchawkach o normalnej skuteczności. Ale jak będzie dokładnie, to można tylko wypraktykować. We wzmacniaczu, gdyby chciano go dostosować także do słuchawek, powinien być dzielnik mocy i słuchawkowe gniazdo. A tak, to poza HE-6 i HE-5LE niewiele słuchawek zapewne się przyda.

  11. Maciej pisze:

    dziurka tego cuda słuchawkowa uboższym brzmieniem i klasowo gorszym od np lyra sie mieni ? Wszak szcześliwie z hd600 Pan wypróbował a dla mnie to tak dobre brzmienie ze mogę przy nim zostać . Z Cayina mógłbym juz kolumnami zacząć sie bawić …. Dziękuje za odpowiedz której nie sposób uzyskać gdzie indziej . Pozdrawiam

  12. roman pisze:

    Te 12AU7 co w nim siedzą to kiepskie lampy czy średniaki ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy