Z kilkoma kolegami audiofilami, których wcześniej nie znałem, pogawędziliśmy ździebko o tym i owym, zwłaszcza o sprzęcie i starych Polakach. Z Polaków to w szczególności o Piotrze Kaczkowskim, którego jeden z rozmówców chciał uhonorować pamiątkową tablicą, mimo iż to osoba na szczęście żyjąca. Bo jak zaznaczył pomysłodawca, Piotr kształtował muzyczny gust dwóch pokoleń słuchaczy, za co należy mu oddać honor. Też tak uważam. Sam słuchałem programów „Kaczki” przez całe lata, kiedy jeszcze radio było centrum a nie peryferią muzycznego życia. Głos wyjątkowo miał sympatyczny i o muzyce ciekawie prawił. A przede wszystkim serwował muzykę, której kupić za żelazną kurtyną nie było sposobu, bo ani sklepów z nią, ani gotówki na nią nie było.
Każdy miał wprawdzie trochę płyt, różnymi sposobami zdobytych, ale radiowe audycje przeniesione na magnetofony, to była lwia część ówczesnych płytotek. Przewinęło się przy okazji nazwisko nieżyjącego już niestety Tomka Beksińskiego, którego przedśmiertny felieton na łamach HiFiPhilosophy chciałem w rocznicę jego samobójczej śmierci przypomnieć, lecz nie zdołałem się skontaktować z osobami mającymi do tekstu prawa autorskie i nic z tego nie wyszło. Może w przyszłym roku. Powspominaliśmy tamte czasy; czasy giełd płytowych, pewex-owskich zakupów, podniet związanych z pojawieniem się formatu CD, tunerów radiowych i magnetofonów kasetowych. Okazało się, że jeden z nas miał nawet Nakamichi Dragona – najsławniejszego i najwspanialszego kaseciaka w dziejach – którego i dziś chętnie bym posłuchał, takim był kiedyś marzeniem. Ale spotkaniu nie tylko towarzyszyły wspomnienia, poczęstunki i degustacje, bo wkoło było wiele młodych osób, które z tamtych czasów nie mają wspomnień, ale muzykę brać chcą w siebie równie ochoczo. Powinienem przeto skupić się na relacji o dźwięku, ale w tej mierze pojawił się ten sam problem co na niedawnym spotkaniu z Gerhardem Hirtem, twórcą Ayona. Znowu zagrały systemy zbyt świeże, z nowych w większości klocków naprędce złożone. Tak nie powinno się dziać, ale komercja ma swoje wymogi, nieco inne niż testowanie. Trzeba przede wszystkim pokazać nowość, a nie tylko delektować się dźwiękiem.
Z zestawów zdecydowanie większą uwagę przykuwał ten grający na dole, którego główną atrakcją był najnowszy przedwzmacniacz i monobloki Octave. Ciekawie to grało – z interesującą stereofonią i dobrym ogniskowaniem źródeł, ale jeszcze zbyt surowo, z całkiem nie wygrzanymi lampami. Tak więc dopiero za czas jakiś będzie można się tym klockom Octave bardziej badawczo przysłuchać, a tutaj dopiero pierwsze koty za płoty i na osłodę.
Na osłodę, bo nie przyjechało szefostwo Avantgarde, a miało przyjechać. Coś tam wypadło i spotkanie z nimi odbędzie się dopiero za czas jakiś; a szkoda, bo miałem do zadania parę pytań. Miałem, bo właśnie piszę recenzję zintegrowanego wzmacniacza Avantgarde Acoustic XA, ale pytania i tak zadałem, ponieważ dostałem gorącą linię połączenia telefonicznego i mogłem za jej pośrednictwem wszystko wyjaśnić. Tu zatem nie pojawiła się strata, ale zawsze przyjemniej byłoby porozmawiać bezpośrednio. Przy okazji kolejna uwaga o Polakach, ta mianowicie, że twórcą wzmacniacza XA okazał się polski inżynier, z którym miałem przyjemność wymienić poglądy i od którego sporo się dowiedziałem. Od razu też mogę napisać, że jest mu czego gratulować. Naprawdę.
O Polakach było jeszcze przy okazji dyskusji nad procesorem imć Waszczyszyna i na okoliczność faktu, że jeden z nas okazał się posiadaczem okablowania Kubala-Sosna, co to niby amerykańskie jest, ale wiadomo kto zacz. A jeszcze ktoś zachwalał ogromnie wzmacniacz Linear Audio Research pana Eugeniusza Czyżewskiego, którego recenzję, okazuje się, muszę napisać, bo jak nie, to będzie obraza boska i ludzka. Nie zdążyłem się tego dowiedzieć, ale pewnie zaraz by się okazało, że Octave to też tak naprawdę polska firma, a Accuphase również zapewne tylko udaje, że jest japońskie. Zwłaszcza że wystrojem do czasów saskich pasują te ich klocki jak ulał. Sam opowiadałem z kolei o interkonekcie Sulka i tak ogólnie na to wypadło, że światowe audio dzieli się po połowie na część polską i pozostałą, przy czym wiadomo która jest lepsza. Tylko win polskich nie było, a jedynie węgierskie, reńskie, hiszpańskie i włoskie. Z nich najlepsze białe reńskie półsłodkie i czerwone włoskie wytrawne. Tak więc zdrowie wasze w gardła nasze i do następnych spotkań oraz recenzji.
Widać po stołach, że wypić można było więcej niż zakąsić 😉
A kontakty z Nautilusem wspominam bardzo dobrze, chociaż nie częstowali niczym. No może poza rabatem.
Nie, nie – zakąsek było w bród i tylko na zdjęciach nie widać, że talerze z kanapkami i ciasteczkami wjeżdżały raz za razem. Można też było taplać pieczywo w oliwie mieszanej z octem balsamicznym i były serowe oraz rybne zakąski, a także wybór kaw oraz herbat. Zabrakło jedynie deski serów, ale na drugi raz się poprawią.
Na imprezę można było wejść z „ulicy” czy trzeba było mieć zaproszenie ?
Można było wejść z ulicy. Zaproszenie wciąż wisi na stronie Eter Audio i Nautilusa.