Recenzja: Beyerdynamic DT 1350

BeyerDynamicDT1350   Właściwie powinienem napisać recenzję czegoś innego, żeby raz po raz słuchawkami czytelników nie raczyć, a dopiero co przecież recenzja Grado GS-1000i się ukazała, ale z uwagi na panujące upały nie mam ochoty używać czegokolwiek do czego słuchania konieczne są lampy, a przenośne słuchawki Beyerdynamica akurat dobrze do tej kategorii pasują, bo mój lampowy słuchawkowy wzmacniacz Twin-Head nie jest dla nich najbardziej akuratnym partnerem, jako żywo przenośnym nie będąc. Z nim wprawdzie także się przez chwilkę posłucha, ale tak tylko dla porządku i sprawdzenia, natomiast ogólnie DT1350 są przeznaczone na ulicę, albo ewentualnie do partnerstwa z komputerem, przy którym młody człowiek używający słuchawek przenośnych zasiada często. Nikt wprawdzie nie broni ludziom bardziej wiekowo zaawansowanym używać słuchawek przenośnych, ale jakoś osób starszych ze słuchawkami na uszach w ruchu ulicznym nie spotykam. To się zapewne z czasem zmieni, gdy dorosną do wieku dojrzalszego ci, którzy teraz są młodzi i takich słuchawek na co dzień używają, podobnie jak kiedyś dorastali słuchający rocka, wcześniej wśród ludzi starszych kompletnie nieobecnego. Ale na to przyjdzie jeszcze poczekać.

Dostałem te DT1350 w trochę nietypowych okolicznościach, od osoby prywatnej, z prośbą o ocenę, ocenę niejako kontekstową, ponieważ podobno w Polsce bardzo te przenośne Beyery krytykują, natomiast w USA wyjątkowo chwalą, i jest z tego klasyczna opiniotwórcza dychotomia, zdarzająca się wcale nie tak rzadko w odniesieniu do całych środowisk, a niemal nagminnie w odniesieniu do pojedynczych osób. Przyznać muszę, że ani tych pochwalnych amerykańskich ocen nie znam, ani także tych krytycznych polskich, toteż nie bacząc na cudze opinie zająć mogę własne, całkiem niezależne stanowisko, niczym poza przez siebie dokonanymi odsłuchami się nie sugerując.

Budowa

Beyerdynamic_DT_1350_06

Etui równie przenośne jak i same słuchawki

   Słuchawki, mimo iż zaliczyłem je do przenośnych i w sensie potocznym niewątpliwie takimi są, przez samego producenta nie zostały zaszeregowane do popularnej kategorii „street”, tylko jako profesjonalne i studyjne, takie dla inżynierów nagrań, radiowców, muzyków i didżejów. Stosownie do tego konstrukcję mają technicznie zaawansowaną, a cenę już taką bardziej konkretną, trochę na ponad tysiąc złotych u nas, a ogólnoświatowo na trzysta dolarów skalkulowaną. Żadna pokaźna kwota to nie jest, ale na tyle niemała, że możemy już za nią czegoś dużo solidniejszego i ciekawszego dźwiękowo niż pojękujący kawałek plastiku się domagać. W mierze surowcowej i ergonomicznej rozczarowania na pewno nie będzie. Słuchawki otrzymujemy w niewielkim, praktycznym etui przenośnym, w którego wnętrzu skrywa się kawał porządnej technicznej roboty. Konstrukcja jest misterna, nauszna, bardzo przy tym solidna. Dominują skóra i metal. Pałąk nagłowny to dwa osobne paski wyprofilowanego na krawędziach metalu opatrzonego skórzaną obejmą, mającą od spodu mięciutką gąbkę, które to paski sprytnie możemy rozsuwać bądź zsuwać celem lepszego dopasowania. Zbiegają się po obu stronach do obrotowych zacisków, jednocześnie stanowiących punkty mocowania i regulacji wysokości zawieszenia, kalibrowanego krokami po metalowych drabinkach, także do tych zacisków doprowadzonych. Każda z tych drabinek obrotowo z kolei zespolona jest u podstawy z uchwytem mocowania samej muszli, a muszle te są z twardego tworzywa ozdobionego przykrywającymi je niemal całkiem od wierzchu okrągłymi, metalowymi szyldami i same też są okrągłe. Kolorystyka towarzyszy temu czarna i srebrna, moim zdaniem bardzo ładnie dobrana i ogólnie sprawiająca korzystne wraz z samą konstrukcją wrażenie lekkości i zarazem solidności.

Beyerdynamic_DT_1350_05

A o to i one: Beyerdynamic DT 1350

Cienki, półtorametrowy kabel doprowadzono profesjonalnym zwyczajem do muszli lewej, a pady są skórzane, delikatne i bardzo w dotyku przyjemne, możliwe do dokupienia także w nieco większym rozmiarze, by było jeszcze wygodniej. Siedzą bowiem te DT1350 na głowie całkiem wygodnie, dotyk mają miły, a wagę lekką. Do użytku stacjonarnego kabel jest wprawdzie nieco krótkawy, ale możliwy do przyjęcia i taki usiłujący łączyć krótkość spacerową z długością stacjonarną. Profesjonaliści, i oczywiście nie tylko oni, mogą też sobie zamówić skręcany, mający aż trzy metry długości. Taki czy taki kończy się zawsze małym jackiem, a w komplecie jest złocona, nakręcana przejściówka na duży.

Mimo konstrukcji nausznej słuchawki bardzo solidnie odcinają użytkownika od hałasów otoczenia, sporo lepiej niż przeciętne słuchawki zamknięte. Serce tego wszystkiego nie jest dla oka widoczne, a są nimi przetworniki klasy Tesla. Z niemałym zaskoczeniem tego się dowiedziałem, bo zdawało mi się, że Tesle duże być muszą, a tu nie, małymi Beyerdynamic też dysponuje. Te Tesle także w małym wydaniu potrafią nieźle namieszać, produkując w razie potrzeby dźwięk o ciśnieniu akustycznym aż 129 dB. O dźwięku tym sam Beyerdynamic powiada, że ma wyjątkowo niskie zniekształcenia, jest perfekcyjnie zbalansowany i analityczny nawet na wysokich poziomach głośności. Słowem, dla profesjonalistów. A ponieważ profesjonaliści zwykli swoich słuchawek używać na co dzień, specjalnie z myślą o nich pady i otuliny pałąków można łatwo wymieniać, a dzięki obrotowym muszlom odkładać słuchawki na płask, by ich niechcący nie uszkodzić, jak również słuchać na jedno ucho, drugą muszlę odgiąwszy do góry, co profesjonalisto się czasem przydaje. Odporności na uszkodzenia służy także całościowo metalowa konstrukcja, wysoce odporna na przypadkowe uszkodzenia i upadki nawet ze sporej wysokości.

Beyerdynamic_DT_1350_01

Niemieckie, wielofunkcyjne maleństwa

Od strony technicznej należy wypunktować nie tylko bardzo wysokie ciśnienie dostępnego dźwięku, ale także zamkniętą jak to u profesjonałów konstrukcję, 80 ohmową impedancję i pasmo obejmujące zakres 5 Hz- 30 kHz, a więc duży, szczególnie od dołu.

W sumie rzecz zwana Beyerdynamic DT1350 jest na wysokim poziomie zarówno od strony użytkowej, materiałowej jak i technicznej. Pora rozważyć, co z tego w sensie brzmieniowym wynika.

Brzmienie

Beyerdynamic_DT_1350_02

Wyjątkowy wygląd…

   Profesjonalne słuchawki mają swoje wymogi. Tak jak napisał producent, powinny być przede wszystkim rozdzielcze i zbalansowane. Pasmo nie powinno być podbite na skrajach czy uwydatnione pośrodku, tylko równe i całościowo czytelne. Nie musi być miło, nic nie powinno być złagodzone, natomiast całość powinna być jak równina w jasnym świetle południa – równa i doskonale widoczna.

Wiele słuchawek przypisuje sobie profesjonalne walory, toteż wydawać by się mogło, że w takim razie wszystkie one grać będą bardzo podobnie, podczas gdy wcale tak nie jest. Już tylko u samego Beyerdynamica mamy kilkanaście pozycji profesjonalnych do wyboru, z DT150, DT880 PRO i DT990 PRO na czele, i wszystkie one grają odmiennie a nie jednakowo. Już zatem w ramach jednej tylko firmy pojawia się spory rozrzut, w związku z czym całe to profesjonalne zadęcie nie okazuje się takie znowu profesjonalne. W dodatku prawdziwi profesjonaliści, gdy chodzi o rzeczywistą naturalność brzmieniową, jak pisałem w recenzji Grado GS-1000, zwykli wskazywać na Grado HP-1000 albo AKG K1000, podczas gdy praktyka nagraniowa to najczęściej jakieś niedrogie słuchawki zamknięte, takie by studio nie ponosiło zbyt wysokich kosztów. Wszystko to ma zatem dwa oblicza, które winniśmy uwzględnić. Pierwsze to fakt, że deklarowana tutaj profesjonalność jest nieco mniej poważna niż jej nazwa. Drugie, że mimo to ma jednak swoje wymogi, toteż winniśmy oczekiwać brzmienia nieco innego niż to od słuchawek audiofilskich. Weźmy zatem po trosze analogiczne słuchawki adiofilskie i uczyńmy sobie porównanie. Analogiczne, bo także nauszne i też na ulicę, a nieanalogiczne, bo o konstrukcji otwartej, zdecydowanie tańsze i właśnie audiofilskie a nie pro. Weźmy konkretnie Grado SR-60. Stanowiły będą punkt odniesienia i probierz ewentualnych różnic na kanwie tej profesjonalności.

Beyerdynamic_DT_1350_03

…i wyjątkowy komfort.

Kiedy zakładamy DT1350 i zaczynamy słuchać, coś nas uderza, co czyni słuchanie to niewygodnym, mimo iż same słuchawki są dość wygodne. Zaczynamy przeto się wiercić, najpierw w duchu, a potem majstrując przy muszlach. Dociskamy je, odsuwamy i wędrujemy z nimi po uszach. Wówczas to okazuje się, dlaczego było niewygodnie. Słuchawki DT1350 mają bowiem pewną szczególną i zaskakującą właściwość, są mianowicie niebywale wrażliwe na pozycjonowanie względem otworu słuchowego. W przypadku słuchawek wokółusznych tego rodzaju przypadłość nie jest możliwa, bo ucho stanowi naturalny punkt osadzenia. Można wprawdzie nieco wskórać gdy muszle są na tyle duże, że da się ich pozycję względem ucha nieco zmieniać, ale znacznie więcej można tu uzyskać zmianą odległości przetwornika od ucha poprzez podepchnięcie czegoś pod pady, tak by ucho zmieściło się całe pod nimi, a w efekcie przetwornik do niego się przybliżył. Potrafi to dawać bardzo znaczne efekty, czego najsilniej doświadczyłem z posiadanymi kiedyś Ultrasonami Edition9. (Znakomite słuchawki.) W odniesieniu do słuchawek nausznych tego rodzaju naturalna fiksacja pozycji nad uchem jednak nie występuje, toteż w dość znacznym zakresie możemy je translokować na powierzchni ucha. Przeważnie nie ma to dużego znaczenia i centymetr w tę czy tamtą nie robi większej różnicy, ale w odniesieniu do DT1350 jest to sprawa kluczowa. Już pozycja minimalnie tylko przesunięta ku tyłowi powoduje bowiem gwałtowny przyrost pogłosu i w efekcie diametralną zmianę dźwięku. To właśnie pogłosowe, nienaturalne brzmienie jest tym, co wywołuje w pierwszych chwilach słuchania brzmieniową niewygodę i poczucie dziwności wymieszanej z obcością. Tylko kiedy uważnie i dokładnie ulokować muszle centralnie nad otworami słuchowymi, brzmienie będzie naturalne, co bardzo łatwo można sprawdzić słuchając w Internecie jakiejś wypowiedzi bądź komentarza. Kawałeczek w tył i od razu jest pogłos. Nie zetknąłem się dotąd z czymś takim, z podobnego rodzaju uwydatnieniem pogłosowości na dystansie zaledwie paru milimetrów. Bardzo to o wszystkim decyduje i na wszystko wpływa, toteż bardzo na to trzeba uważać. Nie jest oczywiście tak, że kiedy założymy słuchawki nieuważnie i w efekcie z pogłosem, nie da się słuchać. Rzecz jasna da się, ale będzie to prezentacja niewątpliwie bardzo udziwniona. A kiedy założyć uważnie? Hmm…No, niestety, także normalnie nie będzie.

Beyerdynamic_DT_1350_04

Profesjonalny, słuchawkowy akrobata.

Potraktuję rzecz zbiorczo i tylko wymienię systemy na których słuchałem, odnosząc się do nich jedynie skrótowo i syntetycznie. Słuchałem Na Bursonie Conductorze pracującym jako DAC i jednocześni słuchawkowy wzmacniacz na bazie kabla USB i programu JPlay. Na Sonic Pearl z DAC FiiO E17 po kablach USB i RCA z wykorzystaniem normalnej konsoli systemowej Windows 7, 64 bit. Na wzmacniaczu słuchawkowym Heed Canalot, czerpiącym sygnał z Cairna, na smartfonie Samsunga i wreszcie na ASL Twin-Head spiętym z Accuphase DP-510. We wszystkich tych przypadkach, nawet przy starannym ustawieniu słuchawek nad otworem słuchowym, brzmienie było nienaturalnie pogłosowe i to w bardzo wydatnym stopniu. Znana z pogłosowości Audio-Technica ATH-W5000 w porównaniu była śpiewna i prawie wcale nie pogłosowa, a Grado SR-60 to już sama tylko melodia bez żadnego echa była. Rzecz dziwna, stosunkowo najmniej pogłosowe okazały się  DT1350 w zestawieniu z Heedem, który sam jest pogłosowy, a na następnych miejscach lokowały się ex aequo Burson i Sonic Pearl. Natomiast Twin-Head, ta nadzwyczaj na co dzień muzykalna lampa, podarowała DT1350 takie kwantum pogłosu i analityczności, że aż zbaraniałem. Lecz niezależnie od tego czy mniej, czy bardziej, za każdym razem i we wszystkich systemach wokale brzmiały na DT1350 jak ze studni i porównawczo te z Grado były naturalne, bezpośrednie i płynne. Bez żadnej pogłosowej aury, dudnienia, czy echa. Krótko mówiąc, jak z życia wzięte, a nie jak przepuszczone przez akustyczny procesor, mający przetworzyć dźwięk na postać pogłosowego udziwnienia. I o ile wypowiedzi czerpane z internetowych serwisów wypadały jeszcze w miarę naturalnie, to wszelkie produkcje muzyczne, mające z natury rzeczy podawać przekaz wzbogacony, wydobywały się z DT1350 w postaci nienaturalnej, tak jakby rolą tych słuchawek nie było odtwarzanie tylko przetwarzanie. Bez wątpienia przekaz bardziej fascynujący i urokliwy, poparty szerszym pasmem i bogatszą akustyką zaaranżowaną przez inżyniera dźwięku, bardziej im szkodził niż pomagał. Przynajmniej w mierze naturalności

Brzmienie cd.

Beyerdynamic_DT_1350_07

Tyle mocy nie będzie nam potrzebne…

   Powody takiego stanu rzeczy mogą być dwa. Albo są to słuchawki przeznaczone do słabego sprzętu przenośnego, mające za zadanie wzbogacać akustycznie ubogi pierwotny sygnał, czyniąc go bardziej – że użyję modnego słownictwa – odjazdowym i cool. Albo są to prawdziwe słuchawki profesjonalne, a ściślej mówiąc, monitory estradowe, posiadające brzmienie naprawdę bardzo inne niż słuchawki domowego użytku. Tego rodzaju monitory mają przede wszystkim za zadanie sprawić, by w ogólnym zgiełku muzycznej sceny, na przykład na rockowym koncercie, wokalista sam siebie słyszał. Jest to brzmienie zupełnie inne niż audiofilskich słuchawek używanych dla przyjemności, oznaczane na przykład przez firmę Westone literą „X”. Gdyby faktycznie tak było, chociaż Beyerdynamic całkiem otwarcie tego nie mówi, choć skądinąd zalicza słuchawki do segmentu pro, no więc gdyby faktycznie tak było, wówczas stosowanie DT1350 w zakresie nieprofesjonalnym mogłoby się odbywać wyłącznie na zasadzie przypadkowej synergii z pewnymi urządzeniami nieprofesjonalnymi. Tego rodzaju synergie chyba faktycznie się pojawiają, skoro w Sieci można się natknąć na skierowane pod adresem DT1350 pochwały zwykłych użytkowników, jednak sam na synergię tego rodzaju, taką o której mógłbym uczciwie napisać, że była zadowalająca, toteż dało się tego normalnie słuchać, nie natrafiłem. Jedynym wyjątkiem był smartfon. Wyjątkiem specyficznym, ponieważ też nie było to naturalne brzmienie, lecz niewątpliwie budzące uznanie. Equelizerowo podbite na skrajach, wzbogacone o budowaną na bazie pogłosu głębię sceny i całościowo spektakularne – takie z życiem i trójwymiarowością. Jednocześnie na podstawie tego brzmienia można natychmiast stwierdzić, że DT1350 nie są monitorami estradowymi, mającymi z reguły brzmienie suche i z podniesioną tonacją, czyli takie pozwalające się przebić przez tumult i dobrze kontrolować własny głos.

Beyerdynamic_DT_1350_08

Jednak hi-endowym dźwiękiem nie wzgardzimy

W związku z tym wszystkim, mając już wyrobione zdanie, sięgnąłem po te cudze opinie i wysłuchałem tego co o słuchawkach DT1350 w swej filmowej recenzji mówi na serwisie Inner Fidelity jego gospodarz Tyll Hertsens. Tyll to miły gość i fachowiec, specjalista od budowy słuchawkowych wzmacniaczy. Trochę z nim kiedyś na Head-Fi rozmawiałem, ale tego co tam w tej swojej recenzji wygaduje nie da się spokojnie wysłuchać. Określając słuchawki w sensie audiofilskim jako „amazing” i stwierdzając, że są najlepszymi nausznymi jakie w życiu słyszał, sprawił mi wielką przykrość. To są nonsensy, które z angielska należałoby określić jako „rubbish”. Nie wolno opowiadać takich rzeczy, bo można komuś wyrządzić krzywdę. Już kosztujące prawie dziesięć razy mniej Koss Porta Pro bardziej się do zwykłej muzyki od tych DT1350 nadają. Taki udziwniony pogłosowością przekaz można oczywiście postrzegać jako atrakcyjny. Gdyby tak nie było, komputerowe karty dźwiękowe nie oferowałyby tego rodzaju udziwnień. Jednak w sensie normalnej muzyki, usiłującej nawiązywać do tego jaką słyszymy ją podczas żywych wykonań, jest to brzmienie karykaturalne i nic więcej. Jego ekscentryczna pogłosowość ubarwia wprawdzie brzmienia słabej jakości odtwarzaczy przenośnych, czego w przypadku smartfona sam doświadczyłem, ale wyższej jakości aparatura odtrąca je dość zdecydowanie. Jedynie ze wzmacniaczem Heed grało to w miarę (jak na mój gust, rzecz jasna) przyjemnie, prawdopodobnie na zasadzie znoszących się po części nawzajem pogłosów.

Beyerdynamic_DT_1350_09

W maluchach też go znajdziemy

Przy wszystkich tych nienormalnościach i udziwnieniach to wszystko co obiecywał producent okazuje się być z grubsza spełnione. Rozdzielczość faktycznie pozostawała zachowana nawet przy bardzo dużych poziomach głośności; nic się nie zlewało ani nie gubiło. Balans tonalny spisywał się wprawdzie już nieco gorzej, bo sama tonacja była lekko przyciemniona, jednakże pasmo miało dość wyrównaną postać, bez żadnych znaczących podbić, także bez podbicia basu, który Tyll nie wiem czemu uznał za wyjątkowo obfity, choć z jednym jedynym smartfonem podbity niewątpliwie był. Co do zniekształceń, to trudno orzec co się ma tu na myśli. Jeżeli brzmienie jak z życia, to tak na pewno nie jest, a jeśli brak ingerencji w naturalny przebieg odpowiedzi impulsowej, celem uczynienia brzmienia bardziej równo na wykresie przebiegającym, to na to odpowiedź mogą dać jedynie pomiary. Patrząc na nie widać, że o ile na dole i pośrodku pasma jest pod tym względem bardzo dobrze, to w górnym zakresie widać dość spore wahnięcia,  toteż można znaleźć przykłady bardziej płaskich na tym obszarze charakterystyk. W tym rejonie nawet Grado SR-60 mają bardziej spłaszczony przebieg. W praktyce słuchania dla przyjemności nie ma to jednak żadnego znaczenia komu bardziej płasko się jedzie, bo co komu po wykresach, kiedy praktyka daje kompletnie inny obraz niż mikrofon, elektroniczny analizator Tektronix’a i komora bezechowa.

Podsumowując

Beyerdynamic_Logo   Słuchawki Beyerdynamic DT 1350 do normalnego audiofilskiego użytku raczej się nie nadają. Za sprawą wynaturzonej pogłosowości generują obraz muzyczny dalece odbiegający od naturalnego, zwłaszcza w najdokładniej przez mózg analizowanym zakresie ludzkiego głosu. Wokaliza jak z rury stanowi tutaj normę i nieodłączną składową brzmienia, nawet kiedy ustawimy słuchawki bardzo dokładnie nad uchem. Sprawia to, że wokaliza ta zostaje uwydatniona, dodatkowo podkreślając swoją obecność i swoją dziwnością uwrażliwiając słuchacza na jej odbiór, co może być korzystne kiedy słucha się w ulicznym hałasie bądź słabej jakości materiału nagraniowego, albo na przykład z telefonu. Jednak w przypadku nagrań wysokiej jakości, odtwarzanych przez wysokiej jakości aparaturę, daje to karykaturalny obraz, dodatkowo uwydatniając to co i tak jest wydatne. Ten niewidoczny na zwykłym wykresie, ale na pewno możliwy do wychwycenia odpowiednim pomiarem całościowy rezonans sprawia, że brzmienie staje się nienaturalne, co w moim przypadku postrzegane było jako nieprzyjemne i nie nadające się do normalnego użytkowania w sensie słuchania muzyki. Można z użyciem DT 1350 spokojnie grać na komputerze, można słuchać internetowych komentarzy i reportaży, dobrze to się zapewne sprawdza w ulicznym szumie i na pewno świetnie ze smartfonem, ale do prawdziwej muzyki ma się to bokiem, toteż w tym wypadku lepiej te słuchawki na bok odłożyć.

 

Dane techniczne:

  • Słuchawki nauszne, przewodowe, o budowie zamkniętej.
  • Kategoria profesjonalna – estradowo nagraniowa.
  • Możliwa praca na jedno ucho dzięki obrotowemu zawieszeniu muszli.
  • Przetworniki klasy Tesla.
  • Impedancja 80 Ω
  • Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 30 kHz.
  • Maksymalne ciśnienie dźwięku 129 dB.
  • Kabel długości 1,5 m, zakończony małym jackiem z dołączaną przejściówką na duży.
  • Waga: 231 g.
  • Dołączone etui przenośne.
  • Cena: 1049 zł

Pokaż artykuł z podziałem na strony

11 komentarzy w “Recenzja: Beyerdynamic DT 1350

  1. Lord Rayden pisze:

    Przyznam,że ta recenzja kompletnie zbiła mnie z tropu. na podstawie dyskusji jakie prowadzimy na Forum MP3store o tych słuchawkach, aż tak zły obraz się nie wyłania :
    http://forum.mp3store.pl/topic/105581-beyerdynamic-dt1350-opinie-mile-widziane/

    Co więcej, jeden z forumowiczów, ktory je kupił i chciał sprzedać, nagle je pokochał i sobie zostawił… Choć szarpały go za włosy przy zdejmowaniu.
    Szkoda,że nie zbadałeś ich Piotrze z iPode, iModem, HiFImanem i jakimś portable wzmacniaczem słuchawkowym w stylu iBasso.

    1. Michal W. pisze:

      Skopiuję poniżej moją ocenę DT1350 sprzed prawie 2 lat.
      Konstrukcja słuchawek jest mniej więcej taka: bierzemy dwie jednorazowe filiżanki na kawę espresso, takie bez ucha, i łączymy wygiętą w łuk metalową taśmą perforowaną. Wewnętrzny brzeg taśmy oraz obrzeże kubków wyklejamy miękkim materiałem, np. podklejoną gąbką sztuczną skórą, żeby konstrukcja nie drapała uszu i głowy. Słuchawki są ledwie nauszne, prawie douszne z pałąkiem. Brzmienie ich nabiera sensu po właściwym postawieniu każdego z przetworników na uchu. W sumie tak właśnie należy nazwać tę operację, gdyż jak wiadomo – filiżanka może równie pewnie stać, co leżeć na boku. Ponadto trzeba sobie trafić wylotem z przetwornika na wlot do ucha. Jeśli tego nie zrobimy, odbierany dźwięk będzie monofoniczny.
      Brzmienie: na te kilka obecnych osób na meetingu, pierwsze zasłyszane w życiu kilka sekund muzyki z tych słuchawek, dwóch z nas nagrodziło spontaniczną salwą śmiechu. Jeden to byłem ja. Wziąłem upierdliwą płytę z trip hopem – Morcheeba “Fragments of Freedom”. Płyta ta fantastycznie odsiewa kiepskie źródła cyfrowe już na etapie odzyskiwania bitów z nośnika. Ale do rzeczy – jak się dobrze ułoży słuchawki na uszach, to zwraca uwagę świetna jak na takie kieliszki na pałąku holografia i rozpiętość sceny w pionie. Idealnie czarne tło pomiędzy instrumentami, dobry fokus. Średnica zalatuje lekko plastikiem, czy też telefonem. Góra OK, bo nie zwróciłem na nią uwagi. 😉 Bas – jest tylko niższy, dość przestrzenny, ale brak wyższego rejestru basu wraz z jego wibrato schładza przekaz do nieprzyzwoitego dla mnie poziomu, czyniąc materiał muzyczny nadającym się niemal wyłącznie do analizy formalnej. Dodatkowo taka równowaga basu powoduje, że instrumenty strunowe, zwłaszcza elektryczne, brzmią, jakby miały struny z gumy od majtek.

      Powyższe już wklejałem pod inną recenzją, ale odniosę się jeszcze do wypowiedzi Kolegi wyżej. Otóż iPodów jest modeli cała masa grających różnie i trzeba by napisać o który chodzi? iModów tyle odmian, ilu iModyfikatorów, samych polskich będzie z kilka, więc recenzja byłaby o jakimś szczególnym przypadku. Poza tym do portable dedykowane są słuchawki T50p, które wyglądają tak samo, tylko grają ponoć inaczej. Według statystyk forumowych, DT1350 są częściej tymi lepszymi według porównujących, więc nie wiem, czy chciałbym T50p kiedykolwiek usłyszeć. 😉
      Dodam jeszcze, że gdyby Sennheiser PX200-II kosztował tyle samo co DT1350 (obojętne ile), to bym każdemu radził wziąć Sennheisery, nie tylko do portable. Za około 1000zł można mieć na przykład DT770 Edition 32 omy od tego samego producenta co DT1350. Jakby nie kombinować, nie ma DT1350 za co pochwalić.

    2. Piotr Ryka pisze:

      Miałem ich słuchać z iPhone, ale pies mi się ciężko rozchorował i nie starczyło czasu pojechać do kogoś kto miał mi go pożyczyć. Tak to w życiu jest, że nie wszystkie plany udaje się zrealizować. Zarówno Appla jak i HiFiMAN’a prosiłem o udostępnienia na pewien czas odtwarzaczy przenośnych i obie firmy, a ściślej ich polscy dystrybutorzy, odmówiły. No to w recenzjach nie figurują. Skoro tak wolą, ich sprawa. Widać reklama im zbędna.

  2. Lord Rayden pisze:

    – Michale – iMod zrobiony z 5G. jedynie słuszny. Wiec nawet nie pisałem dokładnie ;).

    – Nie wiem czy chciałbyś słuchac t50p ;). Dla mnie są one extra i spodziewałem się,że DT130 je uzupełnią (portable – w domu korzystam z AKG K550) 770 32 omy wyglądają tak samo jak 770 80 omów. Nie nadają się na ulicę !!!

    Ogólnie jak zwykle HiFiPhilosphy wrzuca kij w mrowisko ;), jak kamień wzbudza kręgi na wodzie i pobudza do dyskusji… Są kontrowersje, jest o czym rozmawiać. To dobrze.

  3. Lord Rayden pisze:

    A zamiast PX-200 II polecam jednak BD DTX501p. :). Chyba jeszcze niezauważone a są świetne.

  4. Przemek pisze:

    Sluchalem tych sluchawkek z odtwarzaczem przenosnym Hifiman i musze przyznac ze trudno mi bylo uwierzyc po odsluchu w to ile kosztuja.
    Podobnie pewnie kosztuje Denony 600.Choc sluchalem tylko 71000 przypuszczam ,ze te 600 nie pozostawia na Bajerach suchej nitki.

  5. mar.s pisze:

    Denony rzeczywiście kosztuja podobnie i jest wysoce prowdopodobne że zagrają dużo lepiej ,ale ten rozmiar.Jeżeli to by miały być słuchawki stacjonarne to owszem ,ale nie czuł bym się komfortowo chodząc z d600 po ulicy.

  6. Myrra pisze:

    Hmmm… coś jest nie tak. Albo ze słuchawkami, albo recenzjami. Aktualnie posiadam DTX501p i rozmyślam o innych – podobno tutaj recenzowane dt1350 albo T51p. Właśnie dlatego trafiłem w tą dyskusję. No relacje ekwiwalencji albo tolerancji mają kilka podstawowych kolumn – inaczej niemożna na nich liczyć. Jeżeli DTX501p są uważane za gorsze od dt1350, jak możliwe opisywać dźwięk dt1350 w taki sposób? DTX501p uważam za świetne i lepsze od PX100, tutaj wygląda iż PX100 o wiele lepsze od dt1350… ponadto t51p są uważane też za „podobne co do kształtu” jak dt1350, tzn. w top linii Bayerdynamic a opinie maja ok. To jakoś nie daję sensu…

    Interesująca jest część gdy użytkownik „w końcu się w nich zakochał” i nie sprzedał. Może jest potrzebny „burn-in” kilkadziesiąt godzin? Widziałem w jednym przypadku ostrzeżenie nie słuchacz od razu, tylko kilka dni rozgrzewać…

    Dla pytających linki do recenzentów, które uważam za konsystentne ze swoimi doświadczeniami:
    http://www.headfonia.com/beyerdynamic-dt1350-death-to-the-hd25-1/ (ze znakiem zapytania 🙂
    http://www.innerfidelity.com/content/awesome-beyerdynamic-dt-1350
    http://theheadphonelist.com/headphone-review/beyerdynamic-dt1350/

    Opinie w amazon.com itp. trudno brać pod uwagę…

    Myrra

    (sorry za gramatykę, nie znam tyle polskiego…)

  7. Myrra pisze:

    Postanowiłem i tak zainwestować w DT 1350 – podobała mi się struktura ocen w krytykach, kosztowały sporo mniej od T51p (musiałem trochę forsy zostawić dla rodziny 😉

    Kiedy ich odpakowałem, poszukałem wspominanej tutaj Fragments of Freedom, mam ją tez w domu, jest to ładna płyta. Nie jest ona doskonała dźwiękowo, jak można stwierdzić na innym sprzęcie (lepiej jest z Big Calm), ale na pewno wystarczająca do pierwszego spojrzenia. Odświeżyłem sobie jej brzmienie przy pomocy DTX501p i nastąpiły surowe DT1350. I naprawdę… może guma z majtek to nie ścisła ocena, ale blisko. Tak ogólnie coś w rodzaju: ktoś zapomniał prawidłowo przykleić drutów, po lewej i nawet prawej stronie. Jak ktoś zanotował, pure midrange… …i niczego poza nim, dodaje.

    Nie mam problemów stwierdzić iż coś jest kiepskie, nawet kiedy zainwestowałem kupę forsy – z drugiej strony, mam dużo cierpliwości i uporu. W końcu samochodu tez się nie ocenia po 20km, nie? Z doświadczenia praktykuje 20 do 30K, nim powiem wyrok, bo wtedy już jest silnik w stanie pokazać swoich walorów.

    Więc postanowiłem słuchawki pozostawić pod prądem, taki typowy burn-in. I teraz nastąpiła interesująca część – już kilka godzin później było po prostu NIESAMOWICIE lepiej – i nie, nie wrobiłem sam siebie w balona, od czasu do czasu zamieniłem ich za DTX501p. Drugiego dnia powiedziałem sobie kiedy ich wetknąłem zamiast DT1350: o nie, znów aktywował się line-out zamiast portu słuchawkowego, wprost taki był odstęp w ich brzmieniu (i powtarzam, według mnie DTX501p to świetne słuchawki). Więcej i więcej można było słuchać, jak niedorobiony, telefoniczny, slaby i ogólnie leniwy dźwięk staje się lepszym – basów można szukać pod podłogą, góry zrelaksowane, dosłownie wszystko uległo zmianom, słuchawki podają dźwięki łatwiej i łatwiej. Nawet z ich ustawieniem na głowie jest trochę inaczej – trzeba poczekać kilka sekund nim one się dopasują, dopiero potem wrzucić muzykę (no mam nowszą facelifting version). I tak są one bardzo mocne dla głowy. Oczywiście świetnie odbudowana muzyka brzmi świetnie, kiepska muzyka i kiepski odtwarzacz brzmi kiepsko. Kiepska woda kiepskie piwo…

    Teraz, po nieomal dwóch tygodniach (i 150 godzinach burn-in), mogę świadomie stwierdzić, iż recenzje (jak https://ihavem.wordpress.com/2013/03/07/beyerdt1350-review/ albo http://www.head-fi.org/products/beyerdynamic-tesla-dt-1350/reviews/10988) są raczej akuratne – otóż ty, które posługiwały się słuchawkami już używanymi przez wiele godzin. Kiedy jest się ostrożnym, to można tego zauważyć (I borrowed them from…, I send mine to 'xyz’ for a review, itp.). Nawet Morcheeba jest mila do słuchania. Staram się zamieniać ich od czasu do czasu za inne słuchawki żeby głowie było łatwiej, no… po prostu nie mogę inaczej i znów ich zakładam, głowa prawie pęka od ścisku i rozumiem Tyllovi, kiedy on pisze: Man, I’m in love 😮

    Tak w końcu naprawdę można się śmiać, no czasami z siebie samego. I jak zawsze, traktować recenzje ze zdrowym sceptycyzmem (obejmując mojej 😉

    Myrra

  8. Stefan pisze:

    One też mają pewną cechę, trzeba je odpowiednio ułożyć na głowie/uszach, w moim przypadku magia pojawiała się
    gdy były ustawione lekko do tyłu prawie końcem wewnętrznej części pada dotykały otworu usznego.

  9. Myrra pisze:

    Chodziło mi raczej o rozwiązanie tej zagadki z opiniami – jeśli chodzi o dźwięk, jest wielu recenzji które określają go w moim zdaniu adekwatnie. I w końcu, jest na pewno lepiej spróbować (już burn-in ;-)) słuchawki zanim wydać tyle forsy. Na pewno nie są to relaksacyjne słuchawki do zachodu słońca i na pewno jest wiele wygodniejszych dla głowy – no szukałem jak najlepszych, raczej analitycznych, nadających się do telefonu komórkowego albo małego odtwarzacza, składnych i zarówno zamkniętych (i nie IEM, dodaje). Często podróżuje i z dzieciakami w domu trudno słuchać muzyki, niema czasu i niema spokoju 😉 I w tym sensie jestem bardzo zadowolony.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy